Wywiad: z Małgorzatą Gutowską Adamczyk rozmawia Justyna Gul
Pisze pani o paryskim Salonie, powstaniu impresjonizmu, zatem nie sposób nie zapytać o tych wielkich, którzy ujmują panią za serce-Degas? Cassat? Boudin?
Boudina bardzo lubię, te jego sceny plażowe, to niebo podczas zachodu słońca, mogłabym oglądać godzinami i nim jeszcze dostałam od Wydawnictwa „Nasza Księgarnia” projekt okładki, miałam jeden z jego obrazów na pulpicie komputera. Bardzo jestem przywiązana do Maneta. Może nawet nie tak do jego obrazów (niech mi to wybaczy!), co do życia, jakie wiódł. Było to modelowe życie malarza. Z czułością myślę o walce, jaką toczył o swoje dzieło, i jak umarł, nie doczekawszy się uznania tych, na których mu najbardziej zależało- członków Akademii, czyli tak zwanych Zielonych Fraków. Podziwiam kobiety malarki, które podążały za swym powołaniem, nie zważając na to, że ktoś okrzyknie je dziwaczkami. Niektóre, jak Louise Abbema, zyskały nawet rozgłos. Bardzo lubię wszystkich malarzy „paryskich”, a zwłaszcza tych, którzy malowali Montmartre tamtych czasów, wioskę zawieszoną nad Paryżem, gdzie chodziło się na potańcówki. To oni byli moimi przewodnikami,
pokazywali mi miasto, jakim było a jakiego próżno by dziś szukać. Wśród nich mamy Corota, Van Gogha, Utrilla, Caillebotte’a, ale również mniej znanych Berauda, Steina, Cortesa. Nie sposób wymienić wszystkich.
Le Chic Parisien, – czym jest dla pani ów szyk paryski? To moda? Styl bycia?
To styl bycia. Paryżankom zazdrościmy wyczucia smaku, stylu, może być bycia w centrum wydarzeń, tu, gdzie rodzi się moda. Paryż wart jest mszy. Pamiętam jak bardzo starałam się dobrze ubrać, kiedy jechałam tam w 1988 roku, jak zależało mi, by nie wyróżniać się na ulicy, być, choć odrobinę paryżanką.
Tworząc Cukiernię Pod Amorem, przeczuwała pani, że wykorzysta w nowej książce nie tylko znane czytelnikowi miejsca, lecz także epizodyczną przecież postać z sagi?
Pomysł narodził się później. Podobnie jak czytelniczki nie miałam ochoty opuszczać Gutowa, szukałam, więc jakiegoś pretekstu, aby tam jeszcze wrócić. Zakończenie sagi w 1995 roku pozwalało mi zajrzeć na scenę wydarzeń, choćby tylko po to, aby dopowiedzieć czytelnikom, co zostało pozostawione ich
wyobraźni. A wycieczka do Paryża? Cóż, która z nas o niej nie marzy…
Ta olbrzymia wiedza o Paryżu z tamtych czasów to wynik do miłości do kraju? Owoc długich poszukiwań? Podróży do Francji? Jak zbierała pani materiały, by móc oddać ducha tamtej epoki?
Francuska kultura niezmiennie mnie fascynuje, podróż odbyłam tylko jedną, nieco ponad dwutygodniowy pobyt w Paryżu zawdzięczam mężowi, który mnie tam zaprosił za zaoszczędzone ze stypendium ministerialnego pieniądze. Poszukiwania materiałów odbywały się na bieżąco, pomagała mi w nich czytelniczka Cukierni pod Amorem, z którą nawiązałam kontakt w sieci, Marta Orzeszyna. Jest z wykształcenia romanistką, wielką fanka kultury francuskiej i przez dziesięć lat mieszkała w Paryżu. Ona też robi kwerendy, jako ze czas nagli, a moja francuszczyzna nie jest dość biegła. Bez jej pomocy powieść nie byłaby tak doprawiona ciekawymi szczegółami, za co jej składam wielkie podziękowanie!
W Cukierni Pod Amorem każde słowo przesycone jest zapachem i smakiem wspaniałych wypieków. Również w podróży do miasta świateł mamy nie tylko francuskie dania, lecz także znakomita kuchnię w hotelu w Zajerzycach, no i oczywiście apetyczne jagodzianki z Gutowa. Czy popularna autorka, która, na co dzień ma mnóstwo obowiązków związanych z promocją tytułów, spotkaniami, która pisze jednocześnie kolejne książki, sporo czasu poświęca na zajmowanie się domem? Kiedy czyta się pani książki, odnosi się wrażenie, że jedzenie jest dla pani ważne, jako pewien symbol-ciepła? Rodziny? Kultury?
Właśnie tak rozumiem jego rolę, jest częścią naszej kultury i jedną z wielkich, obok czytania, moich przyjemności. Lubię gotować i piec, zresztą jestem do tego zmuszona, jako pełnoetatowa pani domu, a najprzyjemniejsze są dla mnie momenty, kiedy mówię do starszego syna: ”chyba cos mi nie wyszło”, a on z czułością komentuje: „Tobie zawsze wychodzi”. Moi domownicy lubią moją kuchnię, co sprawia mi niezmiennie taka sama radość.
Mówiąc o Paryżu, mieście świateł, ale tez i mieście miłości, nie uniknie Pani pytania o miłość. Przy okazji promocji powieści dla młodzieży Wystarczy, że jesteś stwierdziła pani ze miłość nie jest lukrowanym obrazkiem i wymaga pracy obojga partnerów. W Cukierni Pod Amorem czy Podróży do miasta świateł dostajemy podobny obraz. Jak to, zatem z ta miłością jest? Czy pani ma dla swoich czytelników receptę na udany związek albo szalona miłość? A może to jest to samo?
Bardzo bym chciała mieć taka receptę i na pewno bym się nią hojnie dzieliła. Niestety, coś takiego nie istnieje. Szalona miłość trwa kilka dni, tygodni, miesięcy, żywi się oddaleniem, niemożliwością, sprzyjają jej wszelkie zakazy i tabu. Kiedy te nie obowiązują i wkracza codzienność, miłość dość szybko się ulatnia. Powstają swary, bo ludziom rzadko udaje się ustalić priorytety w związku. Dochodzi czasem brak równowagi w obowiązkach, niedopasowanie seksualne i dramat gotowy. Udany związek to symetryczna budowla, dzieło obojga partnerów. Czasem wychodzi im krzywa wieża, która oby nie runęła. Szalona miłość zdarza się nie tylko w powieściach, również w życiu, i jest wielka siłą, burzą, która nas unosi. Gdy niebo się rozpogodzi, odnajdujemy się na spokojnym morzu lub na dnie…
Bardzo pani dziękuję za poświęcony czas i ten spacer ku miastu świateł.
Dziękuję za rozmowę i zapraszam wszystkie czytelniczki na spotkanie z Różą z Wolskich!
2 lutego 2014 - 13:34
Dziękuję,
pilnie czytałem.
Pozdrawiam
LW
2 lutego 2014 - 14:24
Ja też jakoś zawsze kojarzę paryżanki z francuską elegancją i szykiem. A nie byłam w Paryżu :((
Imponują mi bardzo kobiety, które sukcesy zawodowe potrafią świetnie połączyć z funkcją pani domu, taką najprawdziwszą. Pozdrawiam bardzo ciepło 🙂
2 lutego 2014 - 14:52
Lubię ksiązki, które są portretami miast. A sportretować Paryż?! Bardzo trudne. A Manet jak zawsze ma piękne modelki 😉
2 lutego 2014 - 15:33
Noti
akurat tutaj Naga Kobieta to nikt inny jak kurtyzana paryska, ale ładna jest
j
2 lutego 2014 - 15:35
An-Ula
im jesteś bardziej znana autorką książek tym bardziej przede wszystkim starasz się być normalną kobietą dla Twoich domowników, i tutaj jest tak samo, a ciasto drożdżowe wg przepisu pani Małgosi czeka w kolejności na wpis
2 lutego 2014 - 15:36
JanToni
bardzo dziękuję za wizytę, to miłe (wczoraj zwizytowałam „nasze wspólne” miejsce w Aninie,
j
2 lutego 2014 - 15:41
Bo w małżeństwie przede wszystkim potrzebna jest przyjaźń. Taka prawdziwa, serdeczna, rozumiejąca… Ja też chciałam mężowi pokazać mój Paryż, ale on najpierw liczył nity w wieży Eiffel’a i pasjonowały go gumowe koła w metrze..
Faceci!
Ale i tak było bardzo romantycznie:))
2 lutego 2014 - 16:27
Hm… Współczesny Paryż jest jednym z tych miejsc, w których nie mogę wytrzymać… No dobrze, przesadzam. O ile nie cierpię Luwru, o tyle Muzeum Picassa czy Muzeum Moneta właśnie jest całkiem sympatyczne. Tylko że ci ludzie, ten tłok. Żadnego paryskiego szyku, a tym bardziej elegancji. Azjaci na Azjatach, znalezienie cichej, miłej knajpki jest trudniejsze niż znalezienie na bałtyckiej plaży żywej, dorodnej meduzy. Toteż nie, nie lubię. Ale Nancy, gdzie przez sekundę mieszkałam było z kolei takie cudowne, że z Paryża wracało się tam jak do domu. Tym niemniej fascynacja la belle epoque zrozumiała, ale i dość typowa, stąd zdziwienie pytaniem osoby przeprowadzającej wywiad. Gdyby autorka fascynowała się Tajlandią z czasów jakiejśtam dynastii, to pytanie nasuwa się samo, ale tak? Każdy trochę kocha koniec wieku XIX 😉
2 lutego 2014 - 18:21
Witaj 🙂
ZAczytalam sie pieknie i dziekuje 🙂
POzdrawiam mile na udany tydzien 🙂
2 lutego 2014 - 19:54
Morgano
i ja życzę udanego tygodnia, dziękuję i polecam
j
2 lutego 2014 - 19:56
Helen
wiesz przecież , że faceci mają inny ogląd tego świata i dla nich ważniejsze są nity i gumowe koła i kilka innych rzeczy z zakresu inżynierii, no cóż taka ich romantyczna dusza
j
2 lutego 2014 - 20:08
E.
buszowałam po Paryżu i sama przez dwa tygodnie i z wnuczką i ślubnym i zawsze było ciekawie i zobaczyć mogliśmy tyle, i knajpki i wino, i Montmartre i plac Pigalle
(i co z tymi kasztanami na tym placu, ja tam ich nie widziałam) i wiele ciekawostek i bukiniści ulubieni, i tyle innych miejsc, nie, nie mogę powiedzieć abyśmy byli przytłoczeni ludźmi, ot byli a my mieliśmy świetne humory i w bocznych uliczkach znajdowaliśmy kafeterie i patisserie i było miło, ale o gustach nie dyskutujemy, ja też bardzo lubię Strasbourg, ale to już zupełnie inna historia
j
3 lutego 2014 - 12:53
Pozdrawiam serdecznie i…wszystkiego najlepszego Jadwiniu:)))
3 lutego 2014 - 13:22
Impresjonizm? Nie wiem, czy istnieje piękniejszy nurt w sztuce i technika tworzenia obrazu… Mnie osobiście, udało się popełnić niewiele obrazów inną techniką. I choć tak jest, na Paryż, Francję nigdy nie spoglądałam przez pryzmat impresjonistów. Chyba muszę zajrzeć do książek p. Gutowskiej.
3 lutego 2014 - 15:02
Krysiu
najlepszego życzę w dniu naszych urodzin
j
3 lutego 2014 - 15:03
teresakiedrowska
warto ponieważ przedstawiają inny rys historyczny Paryża, dla mnie ciekawszy, a także polskiej historii, polecam
j
3 lutego 2014 - 16:26
Czytałam ostatnio i poczytuję dla nastroju Julii Hartwig powieśc biograficzną „Apollinaire”.Piękny wątek (genderowy:)) jego związku z malarką. I obraz Paryża z początku XX w. i życie ówczesnej bohemy’
To też siła kobiet- Hartwig wspaniała. Piszę o tym trochę z zazdrości…też coś z Paryża.
Powieści Małgorzaty Gutowskiej, tym bardziej, dla konfrontacji spojrzenia:)
3 lutego 2014 - 20:30
Czesiu
Dziękuje za informacje o Julii Hartwig,
a Paryż pani Małgorzaty polecam !
j
4 lutego 2014 - 11:34
Mam sporo rodziny we Francji. Mieszkają tam kilkadziesiąt lat i choć Francja jest pięknym krajem, tęsknią wciąż za Polską. Nie dziwię się Twojej fascynacji tym, krajem. Pozdrawiam serdecznie.
4 lutego 2014 - 11:48
Lotko,
fascynacja moja wynika z koneksji rodzinnych, tam jedna z wnuczek moich jest urodzona
pozdrawiam
j
4 lutego 2014 - 18:46
Doskonale rozumiem fascynację pani Małgorzaty Paryżem. Ja byłam w Paryżu tylko dwa razy i były to niezapomniane pobyty. Marzę o powrocie do tego miasta, głównie po to aby przejść śię po nim śladami Wielkich Polaków.
Serdecznie Ci dziekuję Jadwigo za ten wspaniały wywiad.
Pozdrawiam.
4 lutego 2014 - 20:12
Stokrotko
sama jestem, Paryżem zauroczona, wiec doskonale rozumiem Ciebie, pozdrawiam
j
5 lutego 2014 - 23:36
A ja nigdy nie byłam w Paryżu…
Może jednak zawitam? 25-rocznica ślubu to niebagatelna okazja 😉
6 lutego 2014 - 16:29
Paryż jest piękny.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
6 lutego 2014 - 17:01
nemezis,
25 lecie ślubu to piękna rocznicą i taką można tam celebrować, powodzenia,
j
6 lutego 2014 - 17:01
Jolanto
Paryż ach ten Paryż, tyle wspomnień się z nim wiąże
j
7 lutego 2014 - 6:57
Obrazy piękne. Raz udało mi się być w Paryżu.
7 lutego 2014 - 11:59
Tereso
skoro byłaś jesteś w stanie docenić różne oferty tego miasta
j
7 lutego 2014 - 13:31
No to już wiem co przeczytam w najbliższym czasie. Nigdy nie byłem w Paryżu… szkoda, ale to jest do odrobienia, w końcu jeszcze stoi przecież ;)Zakochałem się w paryskiej cyganerii po lekturze Moulin Rouge autora Pierre La Mure.
Polecam
7 lutego 2014 - 15:12
Piotrze,
jeszcze wszystko przed Wami, polecam podróż z żoną wtedy jest pełniejsza, bo dzielisz się swoim zachwytem z osoba najbliższą, pozdrawiam
j
7 lutego 2014 - 16:14
Paryż, Jadziu, dla mnie, jak dla Ciebie jest miastem uroczym, miastem świateł, eleganckich budynków, zacisznych knajpek, kolorowych refleksów odbijających się w Sekwanie,fascynujących muzeów tych dużych i małych, nastrojowych cmentarzy i pewnej dekadencji, która we współczesnych świecie powoli zanika. Ciekawy wwiad, bardzo!
7 lutego 2014 - 20:18
Jadziu, znów łączę się z Tobą w poglądach. Ponieważ wciąż masz chody w PKOl przekaż- proszę- mój postulat. Żeby pan Tajner rzadziej się bawił – publicznie- w medalową wróżkę i mniej nam opowiadał o sobie. Szef misji, to szef misji, nie konferansjer. Pozdrawiam.
7 lutego 2014 - 20:55
Andrzeju
ale jak ja mam to zrobić, szef Misji powinien mówić o szansach a nie o medalach
j