Wakacje, wakacje jeszcze są wakacje a jak wakacje to w czasach PRL-u czyli w czasach mojej młodości jeździło się na wczasy. Oto trzy urywki ( ” Wczasy, Zakopane, Niedziela nad Wisłą „_ z książki Zbigniewa Adrjańskiego „Pochody Donikąd” Warszawa 2009 cytuję:
„…Jesteśmy na wczasach
Słowa Wojciech Młynarski, muzyka Janusz Sent
Za oknami noc,
W górach śniegu moc okrywa wszystko,
Czort jedyny wie,
Co rzuciło mnie w to uzdrowisko.
Na parkiecie szum,
Wczasowiczów tłum, spleciony gęsto.
Siedzę tutaj sam,
A przed soba mam orkiestrę męską.
Typ co szarpie bas,
Wie, ze nadszedł czas, gdy w kimś na bańce,
Czuła struna drgnie
I rozpoczną się góralskie tańce.
Jest „górala” wart
Taniec gdy masz fart, gdy dziewczę kwili.
Z basem typ to wie,
Więc uśmiecha się,
I już po chwili:
Dla sympatycznej panny Krysi
Z turnusu trzeciego
Od przystojnego pana Waldka
-„Mucho-mucho” (…)
http://www.youtube.com/watch?v=RRfiddT5-aM
Najbardziej reprezentacyjna piosenka z tego gatunku: Jesteśmy na wczasach… Wojciecha Młynarskiego. Chodzi oczywiście o wczasy pracownicze, organizowane przez FWP. Przez długie lata można było wyjechać wyłącznie na wczasy krajowe – do Krynicy, Bystrzycy, Ustki, Ciechocinka itd. Później zaczęto wyjeżdżać do Bułgarii, Rumunii, ZSRR (na Krym). Pojawiły się wtedy piosenki pod wymownymi tytułami: „Sasza i Alosza”, czy „Tania mnie kocha”, „Iwan ach Iwan”. A jeszcze później, po uchyleniu żelaznej kurtyny, zaczęto wyjeżdżać na Zachód za pośrednictwem „Orbisu”. Dotyczyło to jednak niewielu- wybrańców losu, przedstawicieli rzemiosła, prywatnej inicjatywy. Ale najpiękniejsze były wczasy krajowe, które organizował FWP, instytucja zasłużona dla piosenki i kultury polskiej. Ze wzruszeniem wspominać będziemy tzw. kaowców, czyli instruktorów kulturalno-oświatowych DWP, którzy ofiarnie umilali nam życie, organizując wieczorki zapoznawcze, koncerty estradowe, wieczorki taneczne, wycieczki. Wczasy były miejscem zawierania różnych ciekawych znajomości, niewinnych flirtów i wielkich romansów, opisanych potem w piosenkach: „Letnia przygoda”, „Kasztany”, „Mazurskie wspomnienia”. Wielu młodych Polaków poczętych zostało na wczasach w PRL. Wczasy to również temat do poezji, literatury i filmu tego okresu. Latem wyjeżdżamy na wczasy nad morze. Zimą w góry. Modne letnie nadmorskie kurorty to Sopot- (zwany Perłą Bałtyku), Ustka, Darłowo, Kołobrzeg. W zimie Zakopane, Karpacz, Jelenia Góra. Starsze pokolenie preferuje przede wszystkim wczasy w kurortach przedwojennych: Krynicy, Szczawnicy, Ciechocinku, Iwoniczu, Inowrocławiu, Żegiestowie. Pija się tam wody mineralne, zażywa kąpieli leczniczych, chodzi na spacery i na podryw po zdrojowych deptakach. W muszlach koncertowych grają orkiestry zdrojowe. Młode pokolenie woli wczasy na Mazurach (żagle) oraz spływy kajakowe Krutynią i Czarną Hańczą. Reminiscencjami wczasów są popularne piosenki: „Letnia przygoda”, „Kasztany”, „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem”, „Mazurskie wspomnienia”, „Zachodni wiatr”, „Augustowskie noce”, „Wakacje z blondynką”, „Chałupy Welcome to”. W piosenkach tych przegląda się powojenna polska obyczajowość, można z nich ułożyć swego rodzaju „bedeker wczasowy po modnych miejscach i kurortach”, a także miłosnych zachowań Polek i Polaków. Romans wczasowy, przedstawiony w piosence, kończy się zazwyczaj rozstaniem i powrotem do codziennych obowiązków czytaj: (do męża lub żony). Miłości wczasowe są nietrwałe. Zostają po nich jakieś ”muszelki” darowane na szczęście i rysowane na piasku serduszka, które rozwiewa wiatr. Seks w tych piosenkach jest tematem tabu i można sadzić, że nie istnieje. Zupełnie nie wiadomo, skąd po każdych wczasach i urlopach zwiększenie przyrostu naturalnego?…”.
Takie wczasy dokładnie pamiętam, ponieważ wiele lat wraz z rodzicami jeździliśmy na wczasy do Międzywodzia, daleko na Wybrzeżu Szczecińskim z Wyspą Wolin w tle. Międzywodzie w latach 1952 – 1968 maleńka osada rybacka dzisiaj pretenduje do miana jednego z ładniejszych kurortów nadmorskich. W każdym bądź razie moje najmilsze młodzieńcze wspomnienia związane są z pobytem najpierw na koloniach a później na wczasach w Międzywodziu. Nie były to wczasy FWP – te, były jednak dość drogie i wyjazd cztero osobowej rodziny był nie lada wydatkiem. Do Międzywodzia jeździliśmy do ośrodka wczasowego MZK jako, że tata pracował w tym Przedsiębiorstwie na które składało się wiele jednostek (tramwaje, autobusy kilka zajezdni Ostrobramska, Inflancka – dzisiaj na miejscu tej zajezdni autobusowej stoi osiedle apartamentowców, Młynarska, Chełmska, Obozowa). Wyjazdy autobusami, czasami w ilości 8 lub 10 sztuk, na wczasy organizowane przez MZK. Zbiórka plac Bankowy (dawny pl. Dzierżyńskiego), odjazd wieczorem, przyjazd do Międzywodzia następnego dnia około południa. No cóż, pewnie i dzisiaj w ten sam sposób organizuje się odpoczynek pracowników, jednak wtedy wyjazd na wczasy nad morze to było coś! Łza się w oku kręci, a mnie pozostają tylko wspomnienia…
Zakopane
„…Zakopane to temat wielu piosenek np. „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem” – (w języku klezmerów tzw. Tango „Czipa”. Jest jeszcze tango „Zakopane, Zakopane” (na trzy, cztery dni). Jest też mnóstwo piosenek, które „dzieją się”, choć nie ma w nich słowa „Zakopane”. O Zakopanem można ułożyć oddzielny. A nawet stworzyć festiwal piosenek o zimowej stolicy Polski. Ciekawe, że takich piosenek nie maja inne kurorty: Krynica, Bystrzyca, Szczawnica. A jeśli nawet mają to nie tak znane są te utwory, jak te, które dzieją się w Zakopane. Najgłośniejsze jednak jest tango „Czipa”. Tango „Czipa” – te nazwę wymyślił chyba Antoś Buzuk – w języku klezmerów warszawskich oznacza tytuł „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem”. Utwór napisali Zygmunt Krasiński, Szymon Kataszek i Aleksander Julin, chyba jeszcze na krótko przed wojną. , „Neskim- mawiał pan Antoś do muzyków – Gramy tango „Czipa”. I wszyscy wiedzieli, o co chodzi. To był przebój nad przeboje. Może później z tangiem „Czipa” mogła się równać „Letnia przygoda”, „Kasztany”, albo „Pamiętasz była jesień”. Ale przez pewien czas był to absolutnie panujący na dancingach hit. No i nieoficjalny hymn Zakopanego…”.
http://www.youtube.com/watch?v=NvpCN9GN9GI&feature=related
W niedzielę nad Wisłą
„…W niedziele nad Wisłą – uroki wypoczynku, pięknie reklamowała Barbara Rylska. Nie do wiary, ale nad Wisłą wypoczywały jeszcze w latach 1950-1980 tłumy warszawiaków. Czynne były miejsce plaże i warszawskie przystanie. Kursowały statki do Młocin i Nowego Dworu. Na wiślanej barce – odbywały się letnie przedstawienia teatru Ziemi Mazowieckiej. Otwarte były drewniane baseny do kąpieli przy Wale Miedzeszyńskim. Funkcjonowały nadbrzeżne knajpki, kawiarenki, dancingi na świeżym powietrzu. Specjalne „panoramy wiślane”, widowiska w czerwcu, na Święto Morza. Wisłą płynęły wtedy „pirackie korwety”, wystawiano na nich jakieś widowiska i pantomimy. W czasie jednego z takich świat nad Wisłą, na początku lat pięćdziesiątych wydarzyła się tragedia: tłum ciekawskich szturmował wejście na jedną z barek, na których wystawiano taka panoramę i trap prowadzący na barkę załamał się. Wybuchła panika- wiele potratowanych osób utonęło lub wpadło do wody. Prasa warszawska przemilczała tę tragedię. Tylko na Cmentarzu na Woli przybyło wtedy wiele nowych grobów.
Osobiście pamiętam też wiele miłych wydarzeń nad Wisłą. W 1953 roku, wspólnie ze wspomnianym już w tej książce Julkiem Głowackim braliśmy udział w tradycyjnym spływie o Słoneczny Puchar Wisły – z Warszawy do Płocka. Przez parę dni dziarsko wiosłowaliśmy środkiem Wisły, demonstracyjnie wywracaliśmy się na wiślanych łachach i radośnie taplaliśmy się w czystej i ciepłej wodzie. Oczywiście po drodze było jeszcze zwiedzanie nadwiślańskich miejscowości, wieczorne ogniska i śpiewy. Były to jedne z najwspanialszych wakacji w moim życiu. Ale Wisła była jeszcze czysta i nie zatruta socjalistycznym przemysłem…”.
http://w349.wrzuta.pl/audio/6rDJgJauDwx/jarema_stepowski_-_statek_do_mlocin
I tak w prosty sposób przypominając sobie wakacje mojej młodości, przypomniałam państwu niektóre znane miejscowości, kurorty, do których najpierw nas wożono, potem sami chętnie jeździliśmy, słuchając największych przebojów naszych „tamtych” czasów.
Teksty wakacyjne dla Państwa z książki Zbigniewa Adrjańskiego „Pochody donikąd” wybrała
Wasza Jadwiga
11 sierpnia 2010 - 18:59
Dawnych wspomnień czar… A ja dobrze zapamiętałem jeszcze letnie obozy harcerskie. Zaliczyłem 4-5. Sam stawiasz namiot, sam budujesz pryczę i wypychasz siennik słomą, dekorujesz obóz, jeśli jesteś służbą dyżurną- gotujesz dla wszystkch, a potem szorujesz kotły i garnki. W nocy stoisz z oszczepem w garści i strachem w oczach na warcie- bo sąsiedni może się wyprawić po naszą chorągiew. Zdobywasz różne sprawności, będziesz miał ich więcej na rękawie… I te ogniska ze śpiewem na ustach… Takie prawdziwe harcerstwo, prawdziwie „samorządowe” oraz „samorządne” – przypalisz żarcie – nie tylko trudniejsze będzie szorowanie, jeszcze dostaniesz kocówę… Pozdrawiam
11 sierpnia 2010 - 19:29
Andrzeju,
Moje harcerskie obozy konczyły sie zawsze na zdobyciu kolejnej sprawności gotowanie, mamine przepisy znałam wszystkie i dlatego dziewczyny dawały mi gotować, za to nie lubiłam stawiać namiotu, no ale za gotowanie było wszystko, nawet namiot postawiony…
11 sierpnia 2010 - 20:06
Pamiętam kilka z wymienionych przez Ciebie piosenek.Osobiście załapałam się raz na kolonię , więcej nie pojechałam bo nie było takiej siły , która by mnie zmusiła do „powtórki z rozrywki „.
O wiele bardziej podobały mi się obozy harcerskie , bywało śmiesznie i strasznie .
Nocne biegi ,nocne warty , zielone noce , nocne ogniska , nocne burze to najlepsze wspomnienia .
Piosenki : Stokrotka , Czerwona róża ,Cygańska ballada,Harcerska dola,Zielona piosenka ,Jak dobrze nam ,Płonie ognisko itd., itd.
Wakacyjne , / z racji wieku / platoniczne i romantyczne , pierwsze sympatie i miłości .
Obozy zawsze rozbijaliśmy w lesie nad jeziorem , woda w jeziorach była jak kryształ w niej się kąpaliśmy , myliśmy się ,myliśmy kotły i menażki i nikt nie zachorował .
W lesie spędzaliśmy po dwa , trzy tygodnie i czuliśmy się bezpiecznie , sarny , zające , ptaki , bez wandali i stosów śmieci .
Jagody , maliny i poziomki jedliśmy prosto z krzaczków .
Jadwigo mam ochotę zacytować tekst z nieistniejącego już kabaretu „Tey” – „i komu to przeszkadzało?”
Dzięki za tego posta , obudziłaś nim moje najlepsze wspomnienia , a pamiętasz W.Młynarskiego -W co się bawić , Absolutnie i J.Stępowskiego -Taksówkarz warszawski , Cztery mile za Warszawą ?
Pozdrawiam Yrsa
11 sierpnia 2010 - 20:25
Do Międzywodzia też jeździłam:)
Pozdrawiam Jadwigo!!! Serdecznie!!!
11 sierpnia 2010 - 22:33
Ech… łza się w oku kręci. Jeździło się, owszem, jeździło na te wczasy FWP-owskie i latem i zimą, także jesienią nad morze, w góry i nad jeziora. Ja osobiście mam też wspomnienia niejako z drugiej strony „lady”. Byłam kiedyś kaowcem w Krynicy Górskiej, więc życie na wczasach FWP-owskich danym mi było poznać od podszewki. Bardo miło wspominam tamten epizod z mojego życia. 🙂
12 sierpnia 2010 - 7:50
Yrso,
Moje kolonie to było okno na świat, zabawy z dzieciakami, pobyt nad morzem, przejazdy statkiem z Dziwnowa, łażenie po lesie, podchody, ognisko, wieczornice, przedstawienia wystawiane, cały czas był ruch, można nawet powiedzieć zamęt w moim życiu, jeździliśmy do Międzyzdrojow, do Swinoujcie, na wyspę Wolin, Były to lata trudne, ubogie, ale ludzie chcieli zajmować się dziećmi, chcieli im coś pokazać, oraz chcieli ich czegoś nauczyć. Moje kolonie i wspomnienia są bardzo fajne i w zasadzie czas w ciagu roku to było czekanie znowu na następny wyjazd na kolonie. Piosenki o których napisałaś też śpiewaliśmy i Stokrotkę, i morze nasze Morze,wtedy taki zwyczaj był, że dzieciaki chodziły na spacery z piosenką na ustach, więc czasami z różnych stron miejscowości słychać było śpiew- wcale nie tej samej piosnki. MZK organizując kolonie dbało o dobre wyżywienie dzieciaków, stąd nie było problemów z wyborem tego co każdemu pasowało i zawsze można było wpaść do kuchni po dodatkową kromkę chleba z masłem i marmoladą.
Dla nas była to małmazja.
Pozdrawiam
12 sierpnia 2010 - 7:52
Magodo,
Międzywodzie, magiczny czas dziecięcych wspomnieć, i pierwszych miłości..
pozdrawiam serdecznie
12 sierpnia 2010 - 7:53
Pleciugo,
szkoda, że nie wspomniałaś trochę bardziej szczegółowo swojej pracy kaowca napewno była ciekawa a wspomnienia dodałyby uroku temu wpisowi,
pozdrawiam
12 sierpnia 2010 - 10:03
Ja też pamiętam moje kolonie, tak się składa ,że już w życiu dorosłym pojechałam z ciekawości w te miejsca. ;D
Dla młodszych dzieci były urządzane w szkołach wiejskich i bursach, gdzieś na Lubelszczyźnie np. k. Sobieszowa, poznawaliśmy historie tamtych terenów, np. walki Batalionów Chłopskich, czy Zamość cudownej urody miasto, jego okolice gdzie w latach II wojny światowej w ramach programu Hitlera, była pacyfikacja całych wsi . Okryta złą sławą też z powodu Hitlerowców Rotunda Zamojska. No i Rzeszowskie , Zwierzyniec ze swoja unikatowa przyrodą .
A także byłam , jak i Ty nad morzem i w górach. Właściwie to dzięki tym koloniom, oddanym wychowawcom i wielu mądrym ludziom, ja jak i moi rówieśnicy na prawdę mogliśmy poznać kraj tak od podszewki ;D)))
Teraz lubię jeździć na własna rękę w formach niezorganizowanych i często łapie się na tym że lubię wracać tam , gdzie byłam będąc dzieckiem 😀
Pozdrawiam! 🙂
12 sierpnia 2010 - 11:07
Ach te wakacje, widze że obudziły w nas wszystkich wspomnienia. Moje wspomnienia to morze, maleńka mieścina, Mrzeżyno. Piękna szeroka plaża, złoty piasek, kutry rybackie, zapach ryb, rzeka Rega, jagodzianki, pierogi z jagodami, a jakże, podróże do okolicznych miast i maisteczek, wsinanie się na latarnie morską w Kołobrzegu, bieganie po lesie i zbieranie szyszeki i tworzenie z nich artystycznych (nie zawsze) układanek, scyzorykiem wydłubywane z kory łódzeczki, walka z falami, ślady stóp na piasku, wyrzucone przez morze drzewa i korzenie o niesamowitych kształtach, wydmy chroniące przed wiatrem, sosny o cunym zapachu i ten szum morza. Do tej pory morze jest dla mnie najbardziej kojące i przypadkowo mój blog z 1 sierpnia był na temat morza. Piosenki też były, śpiewane i słuchane, szczególnie te w „Lecie z radiem”.
12 sierpnia 2010 - 11:56
Julio,
ja też lubię wracać do miejsc, w których spędzałam swoje wakacje, nie zawsze było to nad morzem czy w górach, często jeździliśmy do mojej babci na wieś ale ten temat i tą opowieść zostawiam na inny czas. Wtedy zakochałam się w łanach zbóż, w jęczmieniu pięknie falującym na wietrze i w zapachu owsa i siana. Najlepszym jedzeniam zaś był chleb pomoczony wodą ze studni, posypany cukrem i do tego wiśnie lub czereśnie nazrywane prosto z drzewa. Cały dzień był nasz i nikt nigdy nie bał się, że latajac po wsi coś nam się stanie, zawsze sąsiedzi wiedzieli wszystko i jedni drugim wioząc furą siano lub zboże mówili”… a wasze dziecioki na wsi hasają…” bez telefonów, bez komórek babcia była najlepiej zorientowaną i poinformowana osobą w sprawie naszego miejsca zabawy.
Czy nasze wnuki będą miały takie wspomnienia?
Pozdrawiam
12 sierpnia 2010 - 11:59
Beato,
Mrzeżyno, piękna plaża szeroka i złota błyszczącym piaskiem, byliśmy na koloniach niedaleko od Mrzeżyna a na plaże wożono nas, było pięknie, pamiętam nawet, ze kiedyś tak się naskakałam w wodzie, że po kapieli usnęłam na słoncu zmaltretowana wodą i zabawą z chłopakami. No cóż, skóra zeszła mi w ciągu kilku dni, ale kto by tam o tym myślał…
pozdrawiam
12 sierpnia 2010 - 14:29
Dzięki za super wpis! Można zrobić tour po starych miejscach, żeby zobaczyć jak to dziś wygląda – pewnie lista 10 topowych miejsc jest w tym momencie nieco inna. Pozdrawiam serdecznie, m:-)
12 sierpnia 2010 - 14:53
Monia,
Moja topowa lista miejscowości w Polsce na dziś z tego wpisu
:1.Zakopane
2.Karpacz
3.Międzyzdroje
4.Krynica
5.Ustka
6.Ciechocinek
7.Dziwnów
8.Międzywodzie
9.Mrzeżyno
10.Wolin
oczywiście ta lista jest zrobiona na podstawie mojego wpisu, można tu dodać inne miejscowości takie jak
Jurata,Cetniewo,Jastrzębia Góra,Chałupy,Szczawnica, Giżycko, Mrągowo, i inne miejscowości na Warmii Mazurach oraz nad morzem nie zapominajac o Kołobrzegu. Takich miejscowości, które teraz zabiegają o turystów jest więcej bo ekonomia ma swoje prawa.
pozdrawiam
j
12 sierpnia 2010 - 14:55
Hmmmm…. Jadziu, no cóż, praca KO-wca to nieustające pasmo rozrywek i przyjemności. Jest jednak jedno ale. Trzeba było inicjatywą się wykazywać nieustannie i mieć dobrą kondycję fizyczną i psychiczną. Rano wycieczki z wczasowiczami w góry (kłania się Beskid Sądecki), wieczorem zaś wieczorki zapoznawcze i pożegnalne. Miałam pod opieką kilka domów wczasowych, więc było co robić. Nawet w godzinach południowych zapychałam do pensjonatów (góra, dół, góra, dół) by komunikaty o imprezach wczasowiczom nadawać. Przy okazji zjadło się obiad w towarzystwie kierowniczki danego pensjonatu. Nie wszędzie karmili dobrze, więc oczywiście miałam swoich faworytów w postaci tychże domów wczasowych. I to z grubsza byłoby tyle jeśli idzie o życie kaowca w pewnym znanym kurorcie. 🙂
12 sierpnia 2010 - 15:16
Pleciugo,
dziękuję za informacje, wszystkim się wydawało, że praca kaowca to życie jak w Madrycie, a to ciężka harówa, bo animacje (jak byśmy dzisiaj powiedzieli) trzeba było co wieczór robić. Dzisiaj zamiast kaowców są animatorzy w domach wczasowych a robota na tym samym polega.
pozdrawiam
j
12 sierpnia 2010 - 15:24
Przyznam, Jadziu, że nie lubię słowa animator, bo mi się źle kojarzy – mianowicie nie z ożywieniem, a raczej ze zwierzątkami (animals), ale tak siebie nazywają pracownicy parający się tzw. upowszechnianiem kultury. No cóż… Kultura i oświata raczej nie w modzie. 🙂
12 sierpnia 2010 - 19:30
Pleciugo,
jak możesz, oświata u nas jest ci jest tylko z kulturą gorzej,ta to ci nie jest w modzie, myślę, że to jest de mode, nie uważasz?
j
12 sierpnia 2010 - 22:24
Świetnie zrobiła to Pani,Pani Jadwigo.Zdecydowanie polepszyła mi Pani samopoczucie,które ostatnio jest w stanie chorobowym.Pozdrawiam Bardzo Serdecznie.Jakub
13 sierpnia 2010 - 7:10
Pan Jakub,
nie wiem dlaczego stan chorobowy jest, ale zycze zdrowia.
j
13 sierpnia 2010 - 11:14
Pani JAdwigo,
my z rodzicami na wczasach nigdy nie byliśmy, bo moi rodzice zawsze dom budowali… Czasem się jeździło do babci Antosi do Gniezna i na kolonie.
Z piosenek polecam cosik mniej znanego:
http://dano2005.wrzuta.pl/audio/2VmjViplx8A/kulturka_-_milosc_nad_morzem_zdarzyc_sie_nie_moze
13 sierpnia 2010 - 12:43
Panie Tomku,
Rozumiem doskonale wiem jak było, u nas też nie zawsze było Eldorado, ale może dlatego, ze ojciec pracował w MZK i nigdy nie budowali się żyliśmy jak miastowi? my na koloniach o rodzice na wczasach ale zakładowych co kosztowały grosze bo dopłaty szły z funduszu socjalnego, dziś taki chyba nie istnieje już.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za wrzutę
J
14 sierpnia 2010 - 12:37
Jeny, jakie piękne zdjęcia masz, że o wspomnieniach nie wspomnę:)
15 sierpnia 2010 - 19:18
Zośko,
zdjęcia pieczołowicie przechowywane w moich albumach, na pierwszym jestem w Karpaczu, choć moi myśleli, że to zdjęcie wnuczki, tylko zostanawiali się dlaczego ona w Karpaczu przecież tam nie była, następne z ojcem i bratem, kolejne z ojcem i bratem na plaży, a ostatnie ja sama piękna szesnastoletnia (tak o sobie myślałam wtedy!)
Pozdrawiam Ciebie serdecznie
sprawdziłam to wśród dzieci na apelu w białej bluzce i spódniczce w kwiatki – spodniczka była czerwona a kwiaty biało czerwono czarne i sama ją sobie uszyłam dasz wiarę ?