Kuchnia Warszawy, dziś trochę zapominana, przed wojną była tyglem licznych tradycji kulinarnych i wypadkową najróżniejszych smaków. Ulegała wpływom rozmaitych kultur i narodów Żydów, Ormian i Francuzów. Inne potrawy jadała elita finansowa, intelektualna, arystokracja a inne jadał proletariat z warszawskiej Pragi i Mokotowa. Ponieważ kuchnia warszawska ulegała różnym wpływom, naturalną koleją rzeczy było wytwarzanie przeróżnych wersji tego samego dania.
Niższe warstwy społeczne gustowały w podrobach, dlatego warszawskim przysmakiem numer jeden według mnie są flaki po warszawsku z pulpetami – serwowane po wojnie w knajpie „U Flisa”. Było to jedyne danie, jakie można było w tej restauracji kupić serwowane przez wiele lat Peerelu. Dzisiaj nie ma już tej restauracji i wielka szkoda. Flaki tam sprzedawane jedzone na stojąco przy stolikach miały swój niepowtarzalny smak. Drugim warszawskim przysmakiem są dla mnie pyzy, „ pyzy z Różyca”, czyli z Bazaru Różyckiego. Jak wiecie pracowałam na Pradze, na Stadionie X lecia. Bardzo często biegło się na bazar Różyckiego ( o dostawach na telefon nie było mowy, nikt nie interesował się taką forma handlu, zresztą nie było co dostarczać, nawet jak ktoś miał telefon) a tam kupowaliśmy pyzy serwowane w słoikach po dżemach, marmoladzie, oczywiście ze słoninką i cebulką. Bar pod chmurką jak go nazywałam egzystuje do dzisiaj, tylko panie sprzedające nieco się zmieniły. Pyzy pakowano w bańki, które były pookręcane różnymi ciepłymi szalikami czy też kocami i takie gorące pyzy jadło się z wielkim smakiem. Do dzisiaj mam w uszach krzyk przekupek pyyyyyzyyyy, gorąąąąące pyyyyzyyyy! Dla swoich stałych klientów panie miały za pazuchą dodatkowo wkładkę, była to wódeczka, którą wypijało do pysznej zakąski. Całość kosztowała około pięciu złotych. Kolejnym daniem warszawskim jest ozorek w galarecie zaś w tradycyjnej kuchni warszawskiej znajdziemy też wołowe policzki, które do niedawna serwował nieistniejący już „Warszawski Cwaniak „przy ul. Waliców.
Warszawskim przysmakiem jest również śledź, który gościł na stołach niezamożnych warszawiaków. W „Barze pod Dwójką” u zbiegu ul. Marszałkowskiej i al. Szucha mieścił się ten bar, którego specjalnością był śledź z cebulką, czasami, gdy kupiono w pobliskim „Super Samie „śmietanę to „pod pierzynką”, jako zakąseczka do zimnej wódki, której jakoś nigdy nie brakowało. Zresztą śledź, jest znakomitą zakąską w Restauracji Adama Gesslera „Przekąski, Zakąski” mieszczącej się w dawnym Hotelu Europejskim przy ul. Krakowskie Przedmieście. Jeżeli mi nie wierzycie sprawdźcie, wtedy na własne oczy przekonacie się, że ta zakąska jest bardzo popularna, tylko cena się zmieniła, bo wynosi od 8- 10 zł. A kto pamięta nóżki w galarecie? Również serwowane są w Restauracji Gesslera „Przekąski Zakąski”, jako tradycyjna zakąska.
Dzisiaj niezbyt wiele pań domu przygotowuje nóżki, ja zaś kupuję je bardzo często w Międzylesiu przy ul. Żegańskiej 17, gdzie Gastronomia Domowa sprzedaje swoje wyroby w tym nóżki w galarecie, ozorki w galarecie i kilka innych przysmaków warszawskich, z obsługą tak miłą jaka bywała kiedyś w przedwojennej Warszawie.
W przedwojennej Polsce podroby również uważane były za prestiżowy składnik dań i cieszyły się uznaniem, dopiero czasy PRL-u przyniosły dziwną opinię, że podroby to tylko namiastka mięsa, kojarzące się z biedą. Inni uważają, że to coś niezdrowego, szkodzącego zdrowiu. W tym miejscu muszę wspomnieć o cynaderkach, wątróbce, grasicy czy ogonie wołowym gotowanym w czerwonym winie. Przecież najlepsza z kuchni europejskich, czyli prestiżowa kuchnia francuska przygotowuje najlepsze i najdroższe dania z podrobów.
W domach bogatych Warszawiaków często serwowano ryby. W menu restauracyjnym pojawiały się łososie i jesiotry, które łowiono w Wiśle! Podawano je pieczone, ale też i w galarecie. Dzisiaj jesiotra ze szczypiorkiem na szampanie można otrzymać w Restauracji „U Fukiera” na Rynku Starego Miasta, jednej z najstarszych restauracji stolicy, dzisiaj prowadzonej przez Magdę Gessler.
Mój Ojciec opowiadał mi osmażonych minogach, które sprzedawano na Kiercelaku, jednym z najstarszych Bazarów Warszawy, dzisiaj nieistniejącym, który mieścił się u zbiegu ulic Towarowej i al. Solidarności, a smażone minogi? Odeszły w siną dal wraz z tradycyjnym Kiercelakiem i ja nigdy nie poznałam ich smaku.
Oprócz tego na stołach zamożnych mieszczan i arystokracji gościła dziczyzna z pobliskich lasów, a pieczone kaczki czy gęsi serwują do dzisiaj różne warszawskie restauracje. Ale czy można nazwać je przysmakami warszawskimi? Chyba raczej nie.
Dla mnie warszawskim przysmakiem zakąską będzie raczej befsztyk po tatarsku z żółtkiem, ogóreczkiem siekanym, grzybkami siekanymi, cebulką i musztardą, oraz zupa grzybowa, ale raczej, jako potrawa serwowana na Mazowszu aniżeli warszawski przysmak. Za to zrazy zawijane z nadzieniem z cebulki, boczku, ogórka kwaszonego podawane z kaszą gryczaną są absolutnie warszawskie, tak samo jak schab po warszawsku w galarecie, którego przepis podaję na końcu mojego wpisu.
Deserem nieodłącznie związanym z Warszawą jest wuzetka, fantazja na temat tortu szwarcwaldzkiego, najpopularniejsze ciastko Peerelu. Sprzedawana w każdej cukierni Warszawy była upamiętnieniem otwarcia warszawskiej trasy W-Z, oprócz tego lukrowane pączki od Bliklego z nadzieniem z róży, i chociaż dzisiaj nie prezentują takiej jakości jak przed laty a o nadzieniu z róży nawet nie ma co marzyć, trzeba im oddać cześć, gdy w Cukierni A. Blikle przy ul. Nowy Świat zajadałam się ciepłymi pączkami po zdaniu matury w roku 1964. Szkoda, że dzisiejsza Firma Blikle poszła na ilość, zaś jakość pozostała w Peerelu. A pisząc o słodkościach nie mogę nie wspomnieć o największej warszawskiej tradycji i o najstarszym tradycyjnym przysmaku, o torciku Wedlowskim, który produkowany jest od 150 lat. Czy ktoś nie zna tego okrągłego pudełka z zawartym w nim torcikiem? Znamy, wszyscy, a moi koledzy z Europejskiej Unii Badmintona zawsze czekali na ten specjał z Warszawy.
A ja muszę wspomnieć o jeszcze jednym siermiężnym przysmaku warszawskim, którego pominąć nie sposób, a moja córcia czytając ten wpis nie wybaczyłaby mi pominięcia zapiekanki z pieczarkami na długiej bułce, którą wymyślono w czasach Peerelu w Barze Kawowym(!) Murzynek mieszczącym się pomiędzy Starówką a Nowym Miastem (idąc w stronę Barbakanu po lewej stronie. Do dzisiaj przed Barem stoi kolejka, i tu właśnie moja Córka przyprowadzała naszych zagranicznych gości, którzy zajadali się zapiekanką a jej smak jest niezmienny od wielu lat.
Aby nie pisać tylko i wyłącznie o restauracjach „U Fukiera –Magdy Gessler”, czy też „Przekąski, Zakąski” Braci Gesslerów, warto odwiedzić Bar Ząbkowski na Pradze, który od pięćdziesięciu lat handluje domowymi daniami flakami i pierogami z mięsem w bardzo przystępnych cenach odpowiednio około sześciu i siedmiu złotych.
O warszawskim jedynym w swoim rodzaju przysmaku o „pańskiej skórce” pisałam z okazji 1 Listopada, tutaj zaś tylko przytaczam ten smakołyk, gdyż tylko w ten dzień jest on sprzedawany pod wszystkimi warszawskimi cmentarzami, a ja będąc dzieckiem czekałam na to Święto tylko i wyłącznie z tej jednej, jedynej okazji.(Obecna cena około pięć złotych).
Dziś trudno stwierdzić, jak powinny wyglądać warszawskie specjały. Do miana warszawskiego specjału kandydują też „krówki mordoklejki” z Milanówka. Nic nie napisałam o warszawskim pieczywie i o piekarniach warszawskich, ale o chlebie, słodkościach i innych pysznościach napiszę już niedługo.
Jak już na wstępie napisałam Warszawa jest tyglem i mieszaniną różnych kuchni, wybieraliśmy przez lata to, co proponowała nam kolejna grupa narodów osiedlająca się w Warszawie. Dzisiaj zaś odnotowuję, że do warszawskich specjałów kandyduje wietnamska zupa pho, która przybyła do Warszawy ponad dwadzieścia lat temu i tylko tutaj możecie jej posmakować. I jest to może jeden z przykładów na to, że pewnie zupa pho będzie symbolem przełomu wieków XX i XXI, jako przysmak warszawski nowej ery.
Schab po warszawsku według Babci Broni
Składniki: 1 kg schabu środkowego, majonez, 7-8 jaj, chrzan ze słoika najlepszy domowy, szczypiorek drobno posiekany, 2-3 litry wywaru warzywnego lub z kości cielęcych, żelatyny wg waszego uznania tak, aby wystarczyło na 2-3 litry płynu, przyprawy takie jak sól, pieprz, czosnek trochę oleju, majeranek
Sposób przygotowania: Schab natrzeć ziołami z czosnkiem, odrobina oleju i przyprawami, odstawić do lodówki. Następnie obsmażyć na patelni z każdej strony. Włożyć do rękawa (gdy babcia Bronia piekła schab nie było rękawa do pieczenia) ale dzisiaj można sobie ułatwić pracę, podlać olejem i niewielką ilością wody. Wstawić do nagrzanego piekarnika do 200 stopni i piec ok. 80 min. Jak ostygnie, wstawić do lodówki. Żelatynę wymieszać w gorącym wywarze, wystudzić, odtłuścić, przecedzić. Schab pokroić w plastry o grubości 1,5 cm. W każdym plastrze naciąć głęboką kieszonkę. Ugotowane na twardo jajka pokroić w kostkę, dodać chrzanu, trochę majonezu, soli i pieprzu. Pasta ma być gęsta, z wyczuwalnym smakiem chrzanu. Kieszonki schabu nadziać pastą i posypać szczypiorkiem. Nadzienie można też zawinąć w plastry schabu. Na koniec układamy na półmisku, dekorujemy wg uznania marchewką wycinając różyczki, ukośnie ciętym porem, połówkami jajek i zalewamy tężejąca galaretką.
Na więcej przysmaków warszawskich zapraszam do kolejnych wpisów
Wasza Jadwiga
20 listopada 2012 - 14:31
Pani Jadwigo,
oj, chyba na Sylwestra będą ozorki w galarecie. Śledź w święta. Więcej na Pani bloga w przerwie w pracy nie zajrzę – dziś w pracy do 18.00 i jak tu się skupić. A zebranie jeszcze poprowadzić trzeba. Prędzej się u mnie zacznie permanentna hipoglikemia… 😉
Może mordoklejką się zakleję. Dzieci się nie pogniewają, gdy podbiorę jeden cukierek z zakupionej dla nich paczuszki…
Pozdrawiam serdecznie z burczącym brzuchem włącznie
T.M.
20 listopada 2012 - 14:57
Panie Tomku,
bardzo przepraszam ale nie chciałam pobudzic pana sokó żołądkowych aż tak bardzo, no może jednak ta mordoklejka choć na chwile uciszy głód a tak w ogóle, dlaczego nie jada pan choćby kanapek p.Majewskiej!
pozdrawiam serdecznie
j
20 listopada 2012 - 16:57
bardzo ciekawe przysmaki na każdą okoliczność bardzo ciekawy blog zapraszam do mnie.
20 listopada 2012 - 17:07
Proszę mnie nie podniecać i nie denerwować. Opisy smaczne, a ja mam stosować dietę niskobiałkową. Już dziś ją połamałem… A opis fajny. Przypominam, że warunki higieniczne na Różycu zapewne nie mogły zadowolić Sanepidu, a jakoś nigdy się nie podtrułem… Pozdrawiam.
20 listopada 2012 - 17:14
widzę, że niezła ekipa się dziś zebrała jak o jedzeniu! No Adaś widzę, że podniósł ceny bo było wszystko jeszcze niedawno po 8zł. Ja wolałem u niego pasztet.
W Warszawskim Cwaniaku jest pyszny tatar za niezłe pieniądze, bo lepszy jest w Porto Praga, ale tam to już jakiś kosmos jesli chodzi o ceny.
W Fukierze to ostatnio stać mnie na schabowego:) chyba ze 35zł goły kosztuje. Ale gotują naprawdę dobrze i jest klimat. Magda daje dobrego śledzia w Słonym.
Zrazy mniam! A ta garmażerka w to na ulicy?
Aaa Bar Murzynek – to chyba pierwsze spagethi w Warszawie, prawie tak sławne jak pizza na Widok /sama cebula i pieczarki na takim grubym cieście, coś takiego było jeszcze na Mokotowskiej. No ja o gotowaniu i jedzeniu to bym mógł… ale może od nowego roku jakiś nowy projekt blogowy w tej materii ruszy:)
Idę po kaszę do kaczki i borówki.
20 listopada 2012 - 17:19
To ja spadam! Od jutra dietę zaczynam drastyczną! A do roboty kuchennej i tak nie mam ani rąk, ani zapału 😉
20 listopada 2012 - 17:57
Ty Jadwiniu powinnaś mieć zakaz pisania o jedzeniu :o)szczególnie w porach kiedy Naród wygłodniały w pracy siedzi ;o) A na Wuzetkę to skusisz mnie zawsze, ciągle i nieprzerwanie…:o)
20 listopada 2012 - 18:24
Serca dziewczyno nie masz! Wszystko to co lubię. W ogóle przepadam za galantyną wszelaką. A ten schab? To dopiero musi być poezja, mniam!
20 listopada 2012 - 19:34
Już pisałam, moja przyjaciółka z Gdanska, która nie
jest”blogowa”, odwiedza Twój blog w poszukiwaniu ciekawych przepisów. Wprawdzie schab po warszawsku bardzo pracochlonny, ale wyobrazam sobie jak p[ieknie wygląda i smakuje. Co do pozostałych dań powiem tak: w Warszawie nie mieszkam, byłam kilka razy, ale czuje sie warszawianką, bo dania, o ktorych piszesz, smiłe memu podniebieniu. Pozdrawiam od siebie i Halinki z Gdańska:))
20 listopada 2012 - 19:49
Czesiu
witam i pozdrawiam Ciebie i Halinke z Gdańska, widzisz ja uważam, że wykonanie schabu po warszawsku jest bardzo proste, wcale nie jest takie pracochłonne jak się wydaje, więcej pisaniny anizeli roboty, pozdrawiam panie i bardzo zachęcam spróbujcie!!!
j
20 listopada 2012 - 19:50
Zośko,
schab pyszny a galantyny? zawsze lubiłam i ozorki i nóżki w galarecie, pozdrawiam serdecznie
j
20 listopada 2012 - 19:52
Gordyjko,
prawdziwa wuzetka jest tylko w Warszawie, wszystko inne jest podróbkami, z tego co widziałam w sieci, a najlepsza wuzetka jest w Grzybkach – Piekarnia przy ul. Korkowej, atomiast inne? nie jadłam bo wygladaja nie tak
pozdrawiam
j
20 listopada 2012 - 19:54
Notario,
a mnie się wydaje tak sobie ciebie wyobrażam, ze jestes bardzo szczupłą osobą, zagonioną zamyśloną, przepełniona muzyką, rozumiem więc, ze nie masz czasu na gotowanie, pozdrawiam
j
20 listopada 2012 - 19:59
Randdalu
Warszawski Cwaniak wg mnie został zamknięty, a pozostałe lokale mają się dobrze. Słodki-Słony ma pyszne zrazy i śledzie, natomiast U Fukiera gotuja bardzo dobrze choć nie powiem, że wszystko jest bardzo tanie, ale moge wybaczyć ze względu na jakość. Dla mnie Murzynek to przede wszystkim zapiekanka, natomiast masz rację pizza na ul. Widok,ale miała bardzo grube ciasto, o jedzeniu też mogę długo i namiętnie
pozdrawiam
j
20 listopada 2012 - 20:01
Andrzeju,
na Różycu nie było super warunków, może dlatego zawsze piłam kieliszek wódeczki a zakaseczka? oczywiście pyzy, i widzisz jakoś żyję, a Ty zresztą też,
j
20 listopada 2012 - 21:39
To taki fenomen jest, że nie notowano wtedy jakiejś serii tajemniczych zgonów w Warszawie… A może notowano, tylko nikt nie powiązał ich z tymi pyzami… Przecież jak sobie człowiek przypomni, w jakich warunkach to było serwowane… matko! Chyba wszystkie możliwe szczepy bakterii tam się mogły wyżywić:)) A dziś – ceny z księżyc. Słodki-słony lubię, ale zapłacić za 2 kawy, 2 ciastka i 2 naparstki Becherovki 95 zł, to jakieś zbójectwo jest…
20 listopada 2012 - 21:59
Helen,
właśnie nikt nie zachorował, i nikt nie wie dlaczego? Warunki sanitarne były raczej kiepskie, ale chorób nie było. Nikt nie chorował, a może też i my byliśmy bardziej odporni? No i ceny, one były przyjazne ludziom,
Jola moja przyjaciółka pracowała w Spółdzielni Lekarskiej na Pradze, znała doskonale towarzystwo z Bazaru i wiesz, ona właśnie powiedziała, że panie badały się na wszystkie choroby i przygotowywały pyzy i flaki bardzo czysto, bo san-epid napadał na nie na Bazarze i musiały legitymować sie badaniami lekarskimi, a wiec nic nie jest takie na jakie wygląda z daleka.
j
20 listopada 2012 - 22:00
Bardzo fajny post:)
Jako nowonawrócona weganka nie tknęłabym mięsnych potraw (a śledzi nigdy nie lubiłam), ale generalnie lubię takie wspominki związane z jedzeniem.
Pamiętam, jak będąc na wakacjach w Warszawie (szalona idea w dzisiejszych czasach…) jeszcze przed 1989, mała byłam smarkata, zażyczyłam sobie na śniadanie serek homogenizowany, ale normalny biały, bez dodatków:))) A w Warszawie nigdzie nie było, bo to podobno lokalny przysmak poznański był w tamtych czasach, jak poznańskie pyzy, rogale marcińskie, szare kluski, szagówki (kopytka), itp.
Pamiętam jak moja mama lubiła robić różne mięsne dania (była sprzedawczynią a potem kierowniczką w mięsnym), m.in. galart (czyli galareta czy zimne nóżki), zrazy zawijane z kawałkiem kiełbaski, ogórkiem kwaszonym albo konserwowym, cebulką, ale nigdy z bekonem, tatar z dodatkami i inne takie.
A co do słodyczy, to z dzieciństwa pamiętam przepyszne pączki z lokalnej piekarni rodzinnej (jeszcze istnieje!:)), serniki z tej samej piekarni, bomby (nasączone jakimś alkoholem kulki z różnego ciasta sprzedawane w cukierni 'Hajduczek’ vis a vis bloku, w którym mieszkała moja babcia)i trójkąty z hotelu Merkury – strasznie śmietankowe nadzienie miały, ciut tłuste, ale ciasto było niesamowite i do dziś się nie dowiedziałam, jakie to jest ciasto:)
Podejrzewam, że będąc z powrotem w Poznaniu na najbliższe święta, pozwolę sobie na ciasta na bazie mleka i jajek, tylko dlatego, że głupio będzie odmówić, a poza tym, takich rarytasów tu nie ma:))) Potrawy mięsne sobie podaruję, aczkolwiek na modrą kapustkę ostrzę sobie zęby:)))
21 listopada 2012 - 8:55
Warszawskie przysmaki rozniosły się w kraj ! Lubię flaki, niestety nie gotuję sama. Ale takie gorące, dobrze przyprawione, a po posiłku szklanka piwa. Galaretę z nóżek robiła moja Mama, ja robie mięso z kurczaka w galaretce. Ozory nie dla mnie, juz z wyglądu. wuzetka pyszności, schab w galarecie także, choc nie tak strojny, jak piszesz, a który nie omieszkam spróbowac. Cóż, dobre jedzenie to poezja. Lubię i jedno i drugie :))
21 listopada 2012 - 9:44
Witaj Jadziu! Ra w życiu byłam na bazarze Różyckiego. Kupowaliśmy suknię ślubną. Te słoiki, o których piszesz pamiętam do dziś.U nas WZ tez była popularna, z resztą z moim do dzisiaj ją lubimy i nieraz jak jestem na mieście, to przynoszę ze sobą taką dla mojego niespodziankę i zawsze się cieszy i zawsze wspomina……Pozdrawiam Jadziu
21 listopada 2012 - 10:40
Tereso
wuzetka to było sztandarowe ciastko Peerelu stąd rzeczywiście było dobre, choc ja na przykład za słodkościami nie przepadam i nie jestem specjalistką w ich pieczeniu, tak, tak to prawda. Upiekę sernik bo mam znakomity przepis i sernik (podawałam tutaj) tez jest super, zrobię kilka innych ciast, makowiec, tort makowy, tylko kto to ma jeść? nie wiem teraz wszyscy sie odchudzaja, pozdrawiam
j
21 listopada 2012 - 10:43
An-Ula
podam przepis na flaki, które gotuje sama, jest bardzo prosty bo ja lubie ułatwiać sobie pracę w kuchni, galarete z nóżek- też podam przepis, oraz kilka jeszcze innych przepisów, może przydadza się na święta, jednak wuzetki nie piekłam, przepisu nie mam, a to co jadłam w domach nie jest taką wuzetką jaka jest w cukierni
pozdrawiam
j
21 listopada 2012 - 10:49
Madzialeno,
w czasach Peerelu posiadanie mamy kierowniczki mięsnego to było coś! nie brakowało mięsa i innych specjałów, a ja biegałam i u pań przywożących mięso z Karczewia oraz Radomia zamawiałam pokątnie mięso cielęcinę, wołowinę i schab, taak to były inne czasy i jak dostałam szynkę z nogą w cenie 78 zł /kg do obgotowania to tak, jakbym Mikołaja na Święta Bożego Narodzenia znalazła i przyprowadziła do domu.
A podane potrawy charakteryzują starą dawna Warszawę, dzisiaj zaś możemy opisane przeze mnie dania znaleźć albo w drogich restauracjach albo zrobić samemu, a wiem też, że nie zawsze chce się pitrasić w kuchni, chociaż ja lubię to robić i to bardzo! Uważam, że to o czym napisałam o potrawach, są one bardzo warszawskie i smaki tych dań oraz przepisy rozprzestrzeniły się po całej Polsce, bo w różnych regionach kraju można je spotkać lekko zmodyfikowane, pozdrawiam i cieszę się, że odwiedzasz mnie po trudnym swoim czasie.
j
21 listopada 2012 - 11:27
Agato,
zagladaj do mnie, bo czesto podaję różne przepisy wtedy może zachłystniesz się gotowaniem? kto wie?
j
21 listopada 2012 - 15:44
Jadziu, a napoleonka to gdzie, pytam się, gdzie???? To pyszne ciastko z kremem budyniowym zajadałam na Nowym Świecie i smaku nigdy nie zapomnę. Czy teraz tak samo dobre, to nie wiem bo nie jadłam od wielu, wielu lat.
21 listopada 2012 - 15:48
Beato,
napoleonka bedzie, ale niestety nie jest to przysmak typowo warszawski, napoleonka będzie w nastepnym wpisie gdy będę pisała o najlepszej Piekarni w Warszawie
zapraszam
j
21 listopada 2012 - 20:47
do Flisa chadzałam .Siadałam na barowych taboretach stojących przy blatach za którymi było wielkie okno.znakomite w-z tki jadłam na Placu na Rozdrożu , pyzy ponoć najlepsze były na Bazarze Różyckiego .Wiga pierwsze bagiety z pieczarkami pojawiły się na Chmielnej , a potem pojawiły się faktycznie koło Murzynka pieczarki w okrągłych bułach .Murzynek natomiast zasłynął spaghetti .Natomiast moja Babcia warszawianka schab o takiej nazwie piekła z suszonymi sliwkami w środku w piekarniku bez rękawów w smalcu . Kroiła plastry i zalewała galareta , ale bez żelatyny .Po ostygnięciu kroiła plastry i robiła wianuszek z żurawiny .Babcia mieszkała na Nowogrodzkiej
21 listopada 2012 - 21:01
Dośko,
U Flisa były wielkie okna, fakt, a wuzetki w kawiarni na Rodzrożu? no tak była przez jakiś czas najlepszą kawiarnią w Warszawie. Bagietki na Chmielnej pamiętam, ale ja pamiętam te od Murzynka a spaghetti tam nie jadłam jakoś mnie to ominęło, a poza tym o spaghetti nie pisałam bo to nie był smak warszawski. A przepis babci jest super ale nie jest to schab po warszawsku wg tradycyjnego przepisu, oczywiście schab ze śliwką jest pyszny i bardzo lubię takie smaki ale nie jestem pewna czy to typowa warszawska potrawa. Oczywiście kiedyś nie było rękawa do pieczenia, i piekło się bez niego, a ja podałam zmodyfikowany przepis z rękawem. Sprawdzę jeszcze raz wszystkie moje przepisy na schab po warszawsku, dziękuję za uwagi, pozdrawiam
j
21 listopada 2012 - 22:29
Wiga podobnie jest z klopsem .Jedni pieka po prostu przygotowane odpowiednio mięso , natomiast u mnie od pokoleń tylko z jajkiem na twardo w środku .Schab po warszawsku – jest to schab w galarecie . Jedni dokładali suszone owoce w środek oraz okładali rodzynkami – tak zawsze było w mojej i Męża rodzinie inni natomiast piekli z innymi dodatkami, a bywało że tylko przyprawami .Mowa o schabie po warszawsku .
Murzynek zaczynał od spaghetti z tego co pamietam , a potem faktycznie powstało okienko z zapiekankami .
Nie zwracałam uwagę tylko wcinałam w-z tki , potem się zainteresowałam i okazało się że własnie w tej kawiarni takowe się narodziły
22 listopada 2012 - 8:24
Dośko
wuzetki w Kawiarni na Rozdrożu, pączki u Bliklego, no i wizyta w Łazienkach takie były nasze wypady , a schab po warszawsku to schab w galarecie, a co kto dokładał? jak zwykle według uznania i własnego smaku. Ja tez robię klops z jajkiem w środku, jakoś tak zawsze robiłam, czyli wiele odmian tego same, serdecznie dziękuje za wszelkie informacje
j
22 listopada 2012 - 13:29
Ja też pamiętam pyzy z bazaru Różyckiego 🙂
22 listopada 2012 - 18:44
Z całego bogatego menu wybieram zdecydowanie wuzetkę , pyzy to przysmak z mojego podwórka , chociaż nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam dobre pyzy .
Kiedyś domowe pyzy robiła Babcia Dominika , niedzielne obiady u Babci , ale to się już nie zdarzy – miłe wspomnienia.
Pozdrawiam Yrsa
22 listopada 2012 - 20:58
No i czemu zajrzałam tu na wieczór? Same pyszności, a ja bidulka bułkę z serem żółtym skubię na kolację:(
Dzięki Jadwigo za piękny, smakowity wpis. Pozdrawiam serdecznie:)
23 listopada 2012 - 8:48
Krysiu
bułka z serem tez jest pyszna, ja jem jabłko z kilkoma plasterkami zółtego emetalera
smaczne pozdrowienia przesyłam
j
23 listopada 2012 - 8:51
Yrso
moze i pyzy sa poznańskie ja raczej uwałałabym że pyry sa poznańskie a pyzy warszawskie, które pomaszerowały w różne regiony Polski ale …
tym niemniej takich z Bazaru Różyckiego nie mieliście, bo kto u was na bazarach sprzedawałby pyzy a w Warszawie kwitł interes bo ludzie na bazar przyjeżdżali po różne różniste rzeczy w tym a może przede wszystkim suknie ślubne, komunijne, pyzy i coś tam
j
23 listopada 2012 - 8:51
Hurghado
Ty kochana za młoda jestes na pamięć o pyzach !!!!
Naprawdę pamiętasz?!
pozdróweczki
j
23 listopada 2012 - 18:54
Mała poprawka, „pańską skórkę” można kupić w soboty
i niedziele pod cmentarzami Bródnowskim i Powązkowskim.
Często tam bywam i spotykam po paru sprzedawców.
Dziękuję za przypomnienie przysmaków i tych… pyz.
LW
24 listopada 2012 - 11:43
JanToni
na Wólce niestety nie widuję z wyjątkiem 1 Listopada i tak samo jest na Woli, na Augsburski przy ul. Młynarskiej też nie widzę, pozdrawiam
j
25 listopada 2012 - 1:11
Wraz z ludnością napływową (po wojnie) kuchnia warszawska stała się mieszanką kuchni różnych regionów Polski. Co do schabu po warszawsku spotkałam się z przepisami różniącymi się między sobą w detalach,a wszystkie pod tą właśnie nazwą. Restauracje mają w zwyczaju dodawać przymiotnik „warszawski” do nazw potraw zapożyczonych nawet z zagranicy. Dzisiaj tak,jak przed wojną domy warszawskie różnią się jadłospisem tyle,że nie z powodu podziału klasowego,lecz z powodu niedostatku pieniądza. Osobiście uznaje jedynie schab smażony,w panierce,z roztopionymi plasterkami żółtego sera na wierzchu. Natomiast moja Babcia robiła schab po warszawsku używając wywaru z jarzyn wchodzących w skład włoszczyzny. Pozdrawiam.
25 listopada 2012 - 9:15
Kulinarny spacer po dawnej Warszawie. Nie znam Warszawy, ale te niektóre dania są mi znajome. Nie chodziłem do barów i restauracji, bo u mnie w domu takiej tradycji spożywania posiłków raczej nie było. Były natomiast stołówki szkolne i zakładowe, bary mleczne, stołówki akademickie. One też czasem serwowały pyzy, śledzie w śmietanie, pierogi z płuckami, ozorki wołowe, wieprzowe, gulasz z serc, wątróbka smażona, cynadry czy flaki. Smak pewnie inny niż warszawski, ale sam klimat jedzenia ten sam peerelowski. Wódeczki tylko nie serwowały te przybytki.
Nóżki w galarecie do dziś robi się u nas w domu.
Pozdrawiam
Ahoj!
25 listopada 2012 - 9:35
Wieniumorski
trudno oczekiwać, aby właśnie te przybytki serwowały napitki wyskokowe, a pierogi z płuckami znam, do dziś są produkowane w Warszawie w niektórych garmażeriach, ja takie nie bardzo lubię, ze względu na smak, a pozostałe smaki rzeczywiście są warszawskie, a przepis na nóżki w galarecie wg mojej receptury podam, pozdrawiam
j
25 listopada 2012 - 9:53
Wieniu , Widze chodziło o potrawy WARSZAWSKIE , co nie oznacza że w Warszawiacy nie jadali innych potraw.zapewne region w jakim się Urodziłeś też posiadał potrawy słynące w tamtym miejscu.Ale Zrobiłes mi smaka na wątróbkę
25 listopada 2012 - 21:42
no prosze a co sie taraz jada mc donalda 🙁
25 listopada 2012 - 22:58
Lewym Ok
niestety, musze ci sie przyznać, że dawno temu może 25 lat a może 30 lat temu podczas wyjazdów zagranicznych często żywiłam się w Mc Donaldzie, ponieważ w Polsce takich rzeczy nie było. Byłam młodsza i chciałam poznać to czym zywił się świat. Czy wiesz, że odkąd Mac Donald wszedł do Polski nigdy w nim nie jadłam niczego? sam zapach przyprawia mnie o dreszcz odrzucenia, nie mogę znieść zapachów, moja wyobraźnia kreuje oleje które są spalone, żywność nie najwyższej jakości, i być może mam skrzywiony obraz tej firmy ale nie mogę się zmusić do jedzenia w ich barach., tak to zakończyła się moja przygoda w Mc Donald.
Wolę jednak normalne jedzenie ugotowane przez siebie z dobrych składników, najprostsze i najsmaczniejsze
pozdrawiam
j
25 listopada 2012 - 23:00
Dośko,
Jutro podam przepis na nóżki w galarecie i flaki wg moich i mojej mamy przepisów,
pozdrawiam
j
25 listopada 2012 - 23:11
Ludmiło
myślę, że ten schab po warszawsku wg przepisu Twojej Babci był właśnie zalewany wywarem – galaretą. Oczywiście, że nasza kuchnia jest tyglem. Jednak pieniądz mimo wszystko jest tym co powoduje, że ludzie jedzą nie zawsze to co chcą jeść a to na co ich stać i wcale nie chodzi tu o podział klasowy ale o to co chcemy zrobić i przygotować w ramach własnych możliwości. Wiem, że dysproporcja w dochodach jest spora, ale czy uważasz, że wykorzystujemy to co jest tanie do przygotowania smacznych potraw? czy często więcej raczej tracimy czas na narzekania jak to jest źle i niczego się nie da? niczego nie możemy? Ja mam na to swoją odpowiedź, zawsze jestesmy w stanie ugotować zupę, czy drugie danie za małe pieniądze za to smacznie. Tak było w czasach mojej młodości. Moja matka nie miała do dyspozycji fury pieniadzy, mimo tego jedliśmy zdrowo i smacznie. Taka jest moja odpowiedx na Twoj komentarz
pozdrawiam
j
26 listopada 2012 - 19:05
Z przyjemnością obejrzałam tych kilka starych zdjęć – ach ten klimat, którego już nie ma… Dziękuję za wpis o dawnej kuchni, ostatnio chętnie wracam do smaków z dzieciństwa, zimne nóżki już ostatnio były, ale może i Twój przepis na schab wypróbuję? Pozdrawiam serdeczie
26 listopada 2012 - 20:07
Doroto,
zapraszam, staram się przypominać smaki mojej warszawy, dawnej Warszawy, smaki mojej młodości, gdy nie opływaliśmy w dostatki i matki miały ból głowy jak tu solidnie nakarmić dziatwę, pozdrawiam
j
30 listopada 2012 - 9:40
Witam Pani Jadwigo,
w ramach swoich studiów poszukuję osób znających smaki dawnego Bazaru Różyckiego. Czy – jeżeli miałaby Pani chwilkę – mógłbym prosić o kontakt mailowy do Pani? „Namiar” do siebie – podałem w formularzu. Pozdrawiam serdecznie 🙂
30 listopada 2012 - 16:11
Łukasz
odpowiedziałam emailem, a smaki bazaru Różyckiego popularnego „Różyca” były niezapomniane
j