Z archiwum Zbigniewa Adrjańskiego
O Giełdach piosenek w Warszawie, napisałem prawie wszystko, korzystając z gościny u Jadzi Ślawskiej Szalewicz, na blogu „Okiem Jadwigi”. No prawie wszystko, bo napisałem też książkę na ten temat, która czeka na druk i pomysłowego Wydawcę, który książkę wydrukuje i sprzeda? Ale takich pomysłowych wydawców, w Polsce brak, niestety. Bo mamy w kraju podobno trzy tysiące wydawnictw? A książek produkuje się mało. A sprzedaje jeszcze mniej. Nie o tym chciałem jednak mówić , choć też na muzyczno-estradowe tematy. Otóż zostałem kiedyś z „łapanki” przychwycony na stanowisko dyrektora artystycznego i administracyjnego Stołecznej Estrady. Nie marzyłem zresztą o tej funkcji. Bo byłoby to stanowisko saperskie. W każdej chwili groziło wybuchem. deficyt w Stołecznej Estradzie był ogromny, na kilkaset milionów złotych. Personel zakwalifikowano do zwolnienia prawie w całości.
Nie ja go zresztą kwalifikowałem do tych zwolnień! Ale uwierzyłem naiwnie wiceprezydentowi miasta do spraw kultury, że coś się w tej Stołecznej Estradzie – da zrobić jeszcze. Nie wykonałem polecenia tych zwolnień. Wiceprezydent miasta Warszawy znał zresztą moje słabe strony. Wiedział od swoich „wywiadowców”, ze marzy mnie się Międzynarodowy Festiwal
Warszawskiej Piosenki i taka imprezę obiecywał dofinansować. Uwierzyłem mu. Chciałem budować tez wielka salę widowiskową w Warszawie, bo właściwie zespoły krajowe i zagraniczne omijały Warszawę wielkim łukiem. Ile można zresztą grać „pod gołym niebem”, na rynkach, placach błoniach Stadionu X-lecia, który zamieniał się w rumowisko czy też targowisko z rumowiskiem połączone? Ale graliśmy na stadionie różne widowiska „masowe i musowe”. Maszerowały tu (i tańczyły) orkiestry dęte Wojska Polskiego. Skakali na motocyklach, z helikopterów, kompanie komandosów – na spadochronach oczywiście! Niezmordowany w pomysłach Zdzisław Siewruk, zorganizował: „Rewię samochodową”, która w „drobny mak” rozbijała stare samochody wyczyniając na nich kaskaderskie wyczyny. Nie będę się chwalił, ale zagospodarowałem też nieźle tzw. „Trakt królewski”, na którym od Wilanowa do Rynku Starego Miasta odbywały się różne imprezy: uliczne, podwórkowe i kabaretowe itd… Imprez tych w pewną
słoneczną niedzielę, było ponad sto! Ale jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził! Stołeczna Estrada organizowała imprezy rządowe oraz historyczne na murach Starego Miasta, organizowała koncerty chopinowskie w Łazienkach i imprezy rockowe na Torwarze, prowadziła imprezy tzw. galowe w Kongresowej (recitale wielkich gwiazd międzynarodowych) w tejże Sali i siedem własnych teatrów dramatycznych, w tym zespoły: Siemiona, Szejda, Teatr Buffo, teatr Stara Prochownia, Akademia Ruchu itd…Ale zawsze jednak czegoś było za mało. Zawsze było niedobrze. Powoli miałem tego dosyć choć wytrzymałem na tym stanowisku cztery lata. Najmilej wspominam z tego okresu współpracę z Karolem Czejarkiem moim szefem, z Urzędu Miasta. Najgorzej z
wiceprezydentem, który mnie zaangażował, ale żadnego zobowiązania nie dotrzymał. Ale kiedy, po latach znalazłem te stare zdjęcia w swoim archiwum z czasów „szefowania” w Stołecznej Estradzie poczułem się jednak wzruszony
Zbigniew Adrjański
ps. Zdjęcia pochodzą z mojego archiwum
14 września 2014 - 13:13
Wygląda, że było to stanowisko na pierwszej linii frontu kulturalnego 🙂
14 września 2014 - 15:28
Drobne sprostowanie – książek wydaje się dużo – 450 tytułów beletrystycznych miesięcznie, o innych nie wspomnę. Ale to głównie tacy geniusze pióra jak Cichopek, Ibisz czy perfekcyjna pani domu… Współczuję tych doświadczeń w Warszawie. Jak to mówią: Z kim ja muszę pracować…?
14 września 2014 - 18:40
Cóż, ten personel chciano czyimiś rękami „załatwić”.
Tak bywało. I tak bywa, niestety.
A wszystkie Pana wspomnienia u Jadzi z przyjemnością czytałam. Pozdrawiam 🙂
14 września 2014 - 20:44
Helen
książek wydaje się mnóstwo tylko jakie?
j
16 września 2014 - 9:07
No właśnie wymieniłam tych artystów z bożej łaski… Grochola też nie stanowi już przeciwwagi, nawet Pilch to nie jest ten dawny Pilch. A książek naprawdę ambitnych ze świecą szukać… Takie czasy.
17 września 2014 - 8:34
Ludzi z pasją najczęściej niszczy „tumiwisizm”…Takie życie…:o)
17 września 2014 - 17:40
Z wielką przyjemnością przeczytałam ten post.
Dobrze jest wracać do wspomnień.
Przesyłam pozdrowienia:)
17 września 2014 - 21:29
Mili
cieszę się, że mogę udostępniać blog osobom zaprzyjaźnionym, które w chwilach bardzo trudnych podjęły się pracy na rzecz naszej skromnej gromady, dziękuję zarówno Beacie oraz Zbyszkowi za przesłane teksty i zdjęcia. Serce rośnie gdy możemy liczyć na Przyjaciół, pozdrawiam
j
18 września 2014 - 15:43
Rzeczywiście, Warszawa nie miała i nie ma takiej estrady z prawdziwego zdarzenia, jak na stolicę przystało. Takie Opole ma „chociaż” amfiteatr… Tak lubię wspomnienia p. Adrjańskiego i czar zdjęć czarno-białych 🙂
19 września 2014 - 9:10
Jadziu, ja Cię podziwiam za niezwykłą pamięć!
Potrafisz przedstawić przeszłość w wyrazistych kolorach, choć wieki już minęły…
Ukłony zostawiam.
Trzymaj się ciepło 🙂
21 września 2014 - 10:07
Witaj 🙂
Jak zawsze u Ciebie- ciekawy, wspomnieniowy temat, godny uwagi- dziękuję 🙂
Pozdrawiam mile na dobry nowy tydzień 🙂
22 września 2014 - 15:31
Mając takie wspomnienia , udokumentowane fotografią, warto prezentować innym. Pozdrawiam serdecznie.
24 września 2014 - 16:11
Dawno u Ciebie nie byłam z przyczyn, które kiedyś zwano obiektywnymi:))
Jestem pewna,że w końcu znajdziesz kogoś, kto potrafi zrobić interes na Twojej książce. Najlepiej niech to będzie małe, wchodzące na rynek wydawnictwo. Znam takie: Jasne z Pruszcza Gdańskiego. Wygooglaj:))
24 września 2014 - 19:08
Czesiu
dziękuję
j
23 listopada 2014 - 17:41
Zbyszku, ty chyba otrzymałeś nie stanowisko Dyrektora Artystycznego i Administracyjnego Stołecznej Estrady tylko Dyrektora Naczelnego i Artystycznego Stołecznej Estrady. Taka drobna a istotna różnica. Andrzej Ł.
24 listopada 2014 - 22:25
Andrzeju
nie mogę Twojej informacji skomentować, nie mam aż takich wiadomości, tym niemniej pozdrawiam serdecznie
j