Sierpień, piękny słoneczny dzień a ja w ferworze zajęć domowych i zakupów, bo właśnie dostałam mieszkanie i starałam się dokonać rzeczy niemożliwej a mianowicie kupić firanki, zasłony oraz oczywiście jakieś meble. Nie było to wcale takie łatwe jak się obecnie wydaje. Firanki wypatrzyłam w DT Centrum, więc zakupiłam, kilka metrów (tyle ile było coś około 8) gdyż była to końcówka serii. Szczęśliwa i dumna powędrowałam z firankami pod pachą ulicą Marszałkowską w stronę MDM. Któraś z moich koleżanek powiedziała mi, że w Cepelii widziała piękne zasłony i pewnie by mi się spodobały. Więc podrałowałam. Zasłony były w moim ulubionym kolorze ciemno zielonym zaś wzór był w kolorze złotym, nie pamiętam dobrze, czy były haftowane, czy też tak zostały utkane. Pani sprzedawczyni, miła osoba szybko wyliczyła ile tego szczęścia mam kupić do saloniku 14 metrowego… Razem wyszło coś około 12 metrów, bo salonik miał wysokość 2,45 m a szerokość wynosiła około 4 metrów no i posiadał dwa okna, jedno wielkie balkonowe a drugie mniejsze pojedyncze. Tak czy owak, materiału było dużo, no i wcale nie był taki lekki, a ja już dźwigałam ileś metrów firanek. Ale co tam, co to jest dla młodej kobiety kilkanaście metrów materiału ciężkich zasłon plus firanki. Byłam bardzo szczęśliwa, że w ogóle taki towar dostałam i pokój będzie stosownie udekorowany. Ani mi przez myśl nie przeszło, że wszystko razem będzie ważyło kilkanaście słodkich kilogramów. Pani ekspedientka pięknie zapakowała mi zasłony w dwie paki owiązała sznurem(!!!) takim do pakowania pocztowych paczek, zasłony nie były zapakowane w żaden papier, żadna siatkę choćby i plastikową, zostały złożone w kostkę, a raczej niebotycznych rozmiarów kość i podane mi z wdziękiem. Proszę oto pani pakunki. Uff…
Co było robić, zapytałam pani ekspedientki czy mogłyby te pakunki poleżeć tylko chwilkę a ja skoczę i złapię taksówkę. Ależ oczywiście, odpowiedziała miła pani.
Poszłam na postój taksówek i po odczekaniu 40 minut wróciłam do Cepelii jak niepyszna. No i co? Usłyszałam pytanie. Ano nic, taksówek nie ma, ani jednej ani nawet nikt się nie zatrzymał abym mogła się dosiąść. Ach tak… pokiwała głową miła pani. Zafrasowałyśmy się obie, ja zastanawiałam się jak szybko odpadną mi ręce a pani pewnie myślała, czy mam wszystkie klepki w głowie na swoim miejscu. Co było robić, wzięłam obydwa tłumoki i wyturlałam się ze sklepu. Dokładnie tak, wyturlałam się, bo jak inaczej nazwać kobitę niosącą ogromne dwa pakunki plus przywieszony dodatkowy na ramieniu tłumok z firankami. Jednak, czego się nie robi dla rodziny? Dobrze, że sklep Cepelii nie był daleko od przystanku autobusu pośpiesznego linii „B”. Jakieś sto pięćdziesiąt metrów zmagań i już usiadłam na przystankowej ławeczce. Pierwszy etap mojej drogi przez mękę odbyty. Ciągle zadowolona, ciągle uśmiechnięta, szczęśliwa posiadaczka nabytych towarów za ciężkie pieniądze wzięte na raty w mojej instytucji. Hmmm. ..Autobus przyjechał dosyć szybko i zaczęły się schody. Wysokie stopnie wejściowe do tegoż autobusu marki Jelcz nijak nie pozwalały na pokonanie ich bez przeszkód, dwie paki zasłon, plus firanki na ramieniu dociążały mnie kilkunastoma dodatkowymi kilogramami, a ja cała gruba i okrągła w dziewiątym miesiącu ciąży! W końcu jakiś pan zlitował się nade mną i mamrocząc coś o mnie i moim braku odpowiedzialności pomógł mi wtargać paki. Zapytał jeszcze czy w takim stanie nie powinnam poprosić męża o pomoc. Taaa, biedny człowiek nie wiedział wcale, że mój ślubny od 25 dni przebywał na zgrupowaniu judo, jako trener i wcale to a wcale nie mógł wrócić przed końcem sierpnia. Szkolenie, zawodnicy, plany, wszystko było bardzo ważne, a ja żyjąca na co dzień z trenerem najlepszym z najlepszych nie mogłam mu zawracać głowy jakimiś „drobiazgami”. Taa, drobiazgami , wcale nie takimi małymi i lekkimi.
Udało się! Pan usadowił mnie blisko wyjścia, pakunki położył u moich stóp i tyle. Miejsc siedzących nie było, jak również nie było nikogo chętnego aby ustąpić miejsca, wszyscy jak jeden mąż gapili się w okno oglądając ciekawie ulicę Marszałkowską, al. Jerozolimskie i mijane DT CENTRUM. Do skrzyżowania ul. Świerczewskiego z ul. Marchlewskiego dojechaliśmy szybko, szybciutko, zanim nieco odpoczęłam. Cóż było robić? Wysiadłam, ktoś podał mi moje coraz cięższe paki, drzwi się zamknęła a ja zostałam na przystanku. O telefonach komórkowych w roku 1970 nikt nie słyszał, ani nikt nie miał pojęcia, drzeć się na cały głos mamo, tato, jestem tu nie wypadało, wzięłam moją zdobycz i noga za nogą drałowałam do domu. W pewnym momencie ktoś szarpnął mnie za rękę i krzyknął: siostra, czy ty zwariowałaś, co ty tam dźwigasz? Oj Zbysiu jak dobrze, że jesteś, kupiłam zasłony i firanki. Ty chyba na głowę upadłaś, co ty robisz… Zbyszku, błagam nie drzyj się na mnie, nie krzycz, ludzie słyszą, myślą, że jesteś moim mężem, z którym weszłam w rodzinny spór. A on na to, gdybyś nie była w tym stanie w jakim jesteś to dałbym ci w … No dobra, dobra, już koniec…
Doszliśmy do domu we względnym spokoju, on tylko furczał od czasu do czasu.
Winda, drzwi mieszkania rodziców i niestety lament mojej matki, czyś ty… itp., itd. Co oni wiedzieli, przecież ja zdobyłam wymarzone firany i zasłony a oni tak beznadziejnie nie mogli zrozumieć, że to była szansa, jedna z niewielu, bo gdyby nie to, że jestem w ciąży nigdy bym w ciągu kilku godzin nie załatwiła zakupu obu zdobyczy.
Wysłuchałam co mieli do powiedzenia moi najbliżsi, poprosiłam o kefir zimny z lodówki a najlepiej łyk piwa, którego oczywiście mi odmówiono, rozparłam się na kanapie łapiąc powietrze, bo ciepło było co najmniej jak dzisiaj. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że za kilka godzin zaczął boleć mnie brzuch, początkowo lekko, później trochę mocniej. Eeee , to pewnie morele i śliwki, które zjadłaś, powiedziała karząca siła sprawiedliwości czyli mama, eee tam, nie martw się, pewnie niosłaś te toboły i zaszkodziło ci -dopowiedział brat. W końcu pomyślałam mama wie co mówi, może rzeczywiście śliwki, a może morele.
Spać to ja nie spałam, ale jakoś kręciłam się po jedynym pokoju jaki mieliśmy i myślałam, liczyłam i jeszcze raz liczyłam, ale z nerwów nie mogłam się doliczyć jak to ze mną jest. Termin miałam wyznaczony na wrzesień, więc spokojnie, mam jeszcze dwa tygodnie minimum. Acha, terminy terminami a życie, życiem. O czwartej nad ranem wezwałam taksówkę i pojechaliśmy do szpitala. Córcia urodziła się po osiemnastu godzinach ciężkiej wspólnej pracy. Aaaa mówicie, że mogłam poprosić o wspomaganie, no niestety nie, nie było tych dobrodziejstw, którymi obecnie dysponują szpitale.
Cieszę się, że córeńka, która urodziła się czterdzieści dwa lata temu w dniu 20 sierpnia była zdrowa, piękna i mądra i tak jej zostało do dzisiaj. Kochanie wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i miłości, radości i sukcesów oraz wielu powodów do dumy z Twoich dzieci, tak jak ja jestem dumna z Ciebie. Sto lat!
Mama
20 sierpnia 2012 - 19:23
Mamciu caluje Cie mocno!
20 sierpnia 2012 - 20:32
Dołączam się do życzeń!
I ryczę ze śmiechu , bo ja tak kiedyś kupiłam kilka metrów ciężkiego materiału na obicia. Miałam podobne paki i jeszcze dziecko w wózku. Jak z tym wszystkim przyszłam do domu to myślałam, że potrzebna mi reanimacja:) ale jaka byłam szczęśliwa!
20 sierpnia 2012 - 20:40
Agnieszko
bardzo ale to bardzo dziekuję,
mama
20 sierpnia 2012 - 20:41
Zośko
możesz zrozumieć zatem szczyt mojego szczęścia i kompletne niezrozumienie mnie przez całą moją rodzinę!
j
20 sierpnia 2012 - 20:51
Rozumiem doskonale. Ten materiał tez był mi potrzebny do nowego mieszkania. Stałam w kolejce z tym wózkiem jakieś dwie godziny, po czym wdałam się w awanturę, bo jakaś Pani kazał mi wózek z dzieckiem zostawic na dworze jak juz dochodziłam do drzwi. Oczywiście powiedziałam, ze po moim trupie i była niezła jatka. Moze dlatego tak to dobrze zapamietałam? Ech, byli czasy:) ale człowiek szczęśliwy był!
20 sierpnia 2012 - 20:59
Zosko,
a teraz jak nie w sklepie to w internecie siedzisz i przebierasz abys wystarczajaco kasy miała to m,ówisz i masz, pozdrawiam, ale też i jest co wspominać, a teraz wszystko takie łatwe
j
20 sierpnia 2012 - 21:11
no prosze jak ten czas leci cudowne te zdjecia cz-b
20 sierpnia 2012 - 21:41
Dołączam się do życzeń dla córci:)
20 sierpnia 2012 - 23:43
Buziaki :*
21 sierpnia 2012 - 5:53
lewym OK
niestety „upływa szybko życie” tak jak w piosence
pozdrawiam
j
21 sierpnia 2012 - 5:54
Margo
pozdrowionka,
a Malina jedna dla mnie z podpisem będzie?, proszę, kaskę wyślę, pozdrowionko
j
21 sierpnia 2012 - 5:55
Nivejko
dopiero wyposażałam dom, dopiero rodziłam a już jestem babcią pięciorga wnucząt najstarsza 22 lata a najmnłodszy 7 miesięcy, nie do uwierzenia, dzisiaj patrzę na ten przeszły czas i sama nie rozumiem kiedy to przeleciało?
j
21 sierpnia 2012 - 9:01
Pani Agnieszce gratulacje i najlepsze życzenia:)
21 sierpnia 2012 - 9:08
Oj, ten czas przedporodowy był ciężki !! Pamiętam i ja te trudy zakupów, cudem zdobywanych. Ale najważniejsze, że i Mama i Córcia szczęśliwie pokonały te 18 godzin. Dla Was, obydwu Pań ślę najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności. Wszystkiego, co piękne i dobre :)))
21 sierpnia 2012 - 9:12
Jadziu, a o kafelki do łazienki walczyłaś? Można było kupić w dowolnym kolorze, byle by były białe a ja białych nie chciałam; cokolwiek innego, tylko nie białe więc wymyśliłam, że dokupię szlaczek w innym kolorze w sławetnym Pewex’e (na całość to mnie nie było stać). No i przyszedł pan, co te kafelki kładł i przy każdym kolorowym kafelku klnął jak już nie powiem co, bo musiał każdy z nich zmniejszyć o pół centymetra bodajże, ale zawzięcie je szlifował i robotę skończył. Teraz fachowiec to by mnie pewnie opluł! Dla Ciebie i córci gratulacje z okazji!
21 sierpnia 2012 - 9:41
Beato,
a jakże kafelki to osobne story, bo wtedy już miałam mieszkanie wielkie nie pierwotne 36,6 m tylko 48,80 ze zgodą Kancelarii Premiera i Ministra ( nie pamiętam czego w tej kancelarii) na nadmetraż bo 48,8 przysługiwało rodzinie czterosobowej a nie trzy. Kafelki chciałam do łazienki w koloerze różowym, nasza znajoma Ela L miała taka piekną łazienkę, ale konia z rzędem kto m,ógł kupić to cudo w sklepie. A wiec pozostał Pewex i tak zakupiłam stosowna ilość plus kafelki do kuchni, ułozono całe moje dobrodziejstwo i za kilka lat przyszli panowie i powiedzieli że muszą zamontować liczniki do wody a kuć kafelków nie będą ślubny był w domu więc kazał puścić te rury po wierzchu, i tak zrobili, mnie nie było byłam za granicą na kongresie jakimś lub mistrzostwach Europy jak wróciłam tak ryczałam tydzień, ale wtedy on wyjechał na zgrupowanie, a ja … no tak ja tam juz nie mieszkam ale rury w dalszym ciagu nad kafelkami się panoszą, ot prowizorki trwają wieki
j
21 sierpnia 2012 - 9:45
Gaja
tak czasy zdobyczy były okrutne dla nas, dzisiaj tylko sie śmiejemy ale jak sobie przypomnę mój marsz ul.Nowy świat z rolkami papieru toaletowego ściernego raczej na szyi i ramieniu to mnie ciarki przechodzą
j
21 sierpnia 2012 - 9:45
Ewo777
dziękuję przekażę
j
21 sierpnia 2012 - 14:22
Na wstępie , najserdeczniejsze życzenia urodzinowe dla Córki .
Witaj Jadwigo!
ale wspomnienia , teraz to brzmi niewiarygodnie , ale niestety taka prawda.
Wiesz co się nie zmieniło? uprzejmość ludzka , nadal miejsca siedzące są zajęte przez „podziwiających widoki za oknem ” ciężarne i starsi mogą sobie stać , ich sprawa .
Pozdrawiam serdecznie Yrsa
21 sierpnia 2012 - 15:38
To jak nic rozsądek mam po Tobie…;o)
Najlepszego dla Młodej…:o)
21 sierpnia 2012 - 16:22
Bukiecik życzeń dla córki! Urodna jak mama…
21 sierpnia 2012 - 16:38
Yrso
witaj dawno nie zagladałaś, życzenia przekazane.
Zadziwiajace dlaczego wszyscy tak bardzo i z wielkim zainteresowaniem ogladaja krajobraz zaokienny skoro ciagle tymi samymi trasami jeżdżą, nie chce wierzyć, że tylko dlatego żeby nie pozbyć się siedzącego miejsca, bo to byłoby zbyt prozaiczne
j
21 sierpnia 2012 - 16:38
Morelko,
dla matki to takie miłe słowa
j
21 sierpnia 2012 - 16:39
Gordyjko
napewno! co do tego nie mam watpliwości a zyczenia dostarczono
j
21 sierpnia 2012 - 21:12
Wszystkiego najlepszego dla córci!
Z rozrzewnieniem wspomniałam czasy „pierwszych zasłon”, żadnych innych zakupów tak dokładnie nie pamiętam :), jak tych w w latach 80. pozdrawiam
21 sierpnia 2012 - 22:17
Margeto
no i proszę jeden post wywołał tyle wspomnień, pozdrawiam
j
22 sierpnia 2012 - 13:52
Wariatka! Słowo daję, wariatka! Nie wiem, czy miałabym tyle determinacji – po zwykłe firanki???
22 sierpnia 2012 - 14:25
Noti,
nie tylko zwykłe firanki ale też ciemno zielone zasłony, grube, tzw sztory…
j
23 sierpnia 2012 - 6:34
Witaj Jadziu! Tez miałam zielone zasłony. Teraz nie mam żadnych. Jadziu gratuluję Córci.Pozdrawiam
23 sierpnia 2012 - 7:42
Teresa
nie wiem czy nie były to jedyne zasłony jakie produkowano w Polsce, kto wie, ale wcale się nie dziwie, przecież meble w mini mieszkaniach też mielismy jednakowe, obojętne na którym pietrze mieszkaliśmy , nasze mieszkania były tak sztampowe, ze na jednej scianie mieściła się meblościanka, lub regał Kowalskiego na drugiej mozna było postawić tylko wersalkę aa, jeszcze mieścił się mały stoł no i jezeli miałyśmy szczęście to kilka krzeseł, a w mniejszym pokoju łóżeczko dziecinne ze sławnymi opuszczanymi bokami wyposażone w siatkę ze sznurka, jeszcze jedna wersalka dla mamy lub kogoś zajomego plus jakaś mała szafa zazwyczaj jednosobowa, bo na dwie osoby już miejsca nie starczało, ale i tak cieszyliśmy sie, ze te dobra socjalizmu zdobyliśmy zapisujac sie w jakieś kolejki czekajac rok, lub dłużej a czasami krócej o miesiąc o i że w moim mieszkaniu kuchnia miała 3 metry kwadrtaowe ale miała okno!, pozdrawiam
j
23 sierpnia 2012 - 13:35
Również moje życzenia dla Córeczki. Byłem ale wyszedłem coś przegryźć, wróciłem po dwu godzinach i cierpliwie czekałem siedząc i… rozwiązując krzyżówki. Przepraszam, ze Was nie zauważyłem. Pozdrawiam myślę, że wszystko w porządku, bo u mnie… bez zmian.
LW
23 sierpnia 2012 - 16:35
JanToni,
siedziałam i czekałam na naszego doktora, widziałam ale nie byłam pewna, dlatego nie zaczepiłam, skoro wszystko dobrze to sie cieszę i pozdrawiam
j
24 sierpnia 2012 - 8:36
To ja nieco po czasie przyłączam się do życzeń urodzinowych dla Agnieszki i gratulacji dla wspaniałej MAMY 🙂
25 sierpnia 2012 - 22:35
Moniko
dziekujemy serdecznie
mama i córcia
29 sierpnia 2012 - 20:59
Wzruszające te wspomnienia połączone tak szczęśliwym zakończeniem. Wszystkiego dobrego dla Mamy i Córki.
30 sierpnia 2012 - 12:43
Majko
wspomnienia są najprawdziwsze a zasłony wisiały u nas przez okres 24 lat!!!
pozdrawiam serdecznie
j