Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Zbigniew Adrjański’

Długo zastanawiałam się nad tematem Polskie Boże Narodzenie, Wigilia, ponieważ czas ten jest dla mnie czasem magicznym, ale też i trudnym. W tym roku odeszła Mama, w 1939 r rozstrzelano Dziadka Stanisława, w 2000 roku zabrakło Mojej Ukochanej Teściowej, o której wszyscy mówili Babcia Marcysia. I jak to wszystko pogodzić z Wigilią i Narodzeniem Pańskim? W końcu po wielu lekturach dotyczących Świąt Bożego Narodzenie znalazłam w książce Zbigniewa Adrjańskiego pt. ”Złota Księga Pieśni Polskich” Wydawnictwo Bellona 2010, piękny podrozdział  dotyczący polskich kolęd. Ponieważ na temat Bożego Narodzenia pisano wiele i zajmowali się tym wybitni pisarze ,jak choćby Zygmunt Gloger, postanowiłam z nikim nie konkurować o palmę pierwszeństwa i znaleźć, dla Was umiłowani czytacze, coś fajnego, coś innego. A oto, co wyszukałam i zacytuję:

”…Boże Narodzenie. Z pierwszą gwiazdą rodziny polskie zasiadają do wigilijnej wieczerzy. Wszyscy z wszystkimi dzielą się opłatkiem. Składają sobie życzenia. Całują się i prawią różne serdeczności, których niestety nie uświadczysz, na co dzień. Trwa wielki festiwal powszechnej życzliwości, miłej adoracji. A na stole przykrytym śnieżnym obrusem tradycyjne potrawy. Siedem potraw w rodzinie chłopskiej, dziewięć w rodzinie szlacheckiej, jedenaście w pańskiej, jak zanotował kiedyś pod hasłem „wigilia” w Encyklopedii staropolskiej, skrupulatny jak zawsze Zygmunt Gloger. Tak było kiedyś! Ale wiele z tych zwyczajów zachowało się po dzień dzisiejszy. Jest zatem zielona choinka, pięknie przystrojona bombkami, piernikami. Jest sianko pod obrusem. Jest i wolne miejsce za stołem. Chociaż jak pisze Wincenty Pol w Pieśni o ziemi naszej, kiedyś takich miejsc zostawiano więcej:

„…A trzy krzesła polskim strojem,

koło stołu stoją próżne, …”

Hej! Łza się w oku kręci. Bo skąd wziąć te „trzy krzesła próżne” i w dodatku umieścić za stołem we współczesnym typowym polskim M-3?.Ale jedno miejsce, jako się rzekło, zawsze czeka. Dla spóźnionego gościa. Dla kogoś, kto jest daleko w tym dniu od rodzinnego domu. A czasem dla kogoś, kogo już nie ma wśród żyjących, lecz duchem obecny jest z rodziną. No i śpiewa się kolędy! Piękne polskie wzruszające kolędy i pastorałki, których jest taka w naszym śpiewniku narodowym obfita mnogość. Kolędy, które przy wigilijnym stole jednoczą wszystkich. A więc: Wśród nocnej ciszy, Dzisiaj w Betlejem, Lulajże Jezuniu, Bóg się rodzi, W żłobie leży itd. Tych kolęd znanych, lubianych i powszechnie śpiewanych jest chyba z kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset! Trudno naprawdę policzyć! Są kolędy wiejskie i miejskie, szlacheckie i ludowe. Stare i nowe. Są kolędy żołnierskie, powstańcze, partyzanckie, robotnicze, więzienne i obozowe. Sporo z nich powstało w latach ostatniej wojny i okupacji. Są nawet w śpiewniku polskim kolędy rewolucyjne. A całkiem ostatnio, o zgrozo, słyszy się kolędy w wykonaniu zespołów rockowych adresowane do najmłodszej generacji Polek i Polaków. Aliści próżny to trud, bowiem nasza młodzież, która często w pogardzie ma dawne pieśni narodowe, w ten jednakże wigilijny dzień, który zdarza się raz w roku, preferuje właśnie staromodne kolędy. I w ten sposób dziadek śpiewa z wnukiem, zacierając pokoleniowe różnice. Mało tego! Jest to dzień, w którym śpiewają wszyscy. I ci, co głos mają, i co go nie mają! Na temat patriotycznej lub społecznej funkcji kolędy ludowej można napisać niejedną naukowa rozprawę. Dziwna na ogół jest ta polska kolęda i to polskie kolędowanie. Dziwne i jakżeż zachwycające. Wspomniany tu Zygmunt Gloger napisał, że gdyby ktoś, kto nie zna dokładnie Nowego Testamentu chciał sobie wyrobić zdanie na temat pochodzenia Świętej Rodziny tylko na podstawie naszych kolęd, to rychło doszedłby do przekonania, że „mały Pan Jezusek” urodził się gdzieś w Polsce, w wiejskiej stajence. A Maryja Panna i św. Józef też byli Polakami. Sadzę nawet, że nasz znakomity encyklopedysta nie dopowiedział jeszcze jednej myśli, iż roszczenia, co do miejsca urodzenia małego Jezusa mogą być nawet regionalne. A stąd już tylko krok do dawnych dzielnicowych waśni i swarów, o których przecież z takiej okazji pisać się nie godzi. A jednak, co robić, kiedy w różnych kolędach ludowych śpiewa się raz po kaszubsku, raz mazurząc, to znowu z góralska. Gdzie, zatem umieścić na mapie regionów to „polskie Betlejem”? Zgódźmy się, zatem na kompromis, że szopka z kolędy jest zwyczajną szopką, czyli stajenką po prostu! Że przed tą szopką zbierają się pasterze o dźwięcznych polskim imionach Bartek, Wojtek, Kuba czy Michał, ponieważ jeden z nich zobaczył na niebie zorzę i zawołał:

Bracia patrzcie jeno, jak niebo goreje,

Znać, że coś dziwnego w Betlejem się dzieje.

No tak, jeśli to szopka wędrowna, z którą „po kolędzie” chodzi od domu do domu, w towarzystwie niedźwiedzia lub tura, śmierci, diabła i króla Heroda oraz innych tradycyjnych postaci z jasełek – to czy np. Herod też jest polskiego pochodzenia? Jak jest z tym Herodem? Zgódźmy się zatem, że Herod jest królem żydowskim polskiego pochodzenia i basta! Ale jest też w kolędach ludowych coś jeszcze dziwnego! A mianowicie, swego rodzaju serdeczna poufałość do świętych, do świętej Rodziny, zawsze jednak na granicy taktu i dobrego tonu:

Oj maluśki, maluśki, maluśki, Kieby rękawicka.

Alboli tu jakoby, jakoby, Kawalecek smycka…

– śpiewają sobie górale o małym Jezusku. W tej góralskiej kolędzie św. Józef jest zwyczajnie nazywany „kochanym Tatusiem”, a Maryja „ubożuchną Matką”. Czy można to jeszcze piękniej wyrazić? W tej samej kolędzie górale wspominając jak to dobrze się Jezusowi powodziło w niebie, a jak źle na ziemi, zatroskani śpiewają:

Tam pijałeś ceć jakieś, ceć jakieś, Słodkie małmazyje,

Tu się Twoja gębusia, gębusia, Łez gorzkich napije

Dodajmy przy okazji, ze małmazyja, czyli wino małmaskie było trunkiem przednim, cenionym wyżej od węgrzyna, czyli lud prosty tego nie pijał. A zatem niedwuznaczna tu aluzja do szlachecki obyczajów w „królestwie niebieskim”. Mam nadzieję, że Czytelnicy wybaczą mi ten żartobliwy ton w omawianiu kolędowego tematu. Boć też kolęda, szczególnie jej późniejsza osiemnastowieczna odmiana w postaci polskiej pastorałki, nie zawsze przecież jest poważna. Są tu teksty humorystyczne, satyryczne nawet. I toż samo dotyczy muzyki. Wiele bogactwa wnieśli do naszej tradycji bracia zakonu franciszkanów w połowie XIII wieku. Oni to właśnie przywieźli ze sobą do Polski obyczaj urządzania i wystawiania w kościele szopki z drewnianą figurką Pana Jezusa. Liczne powinowactwa odnaleźć można również miedzy średniowieczną kolędą polską i czeską. Braciom Czechom też tu wiele zawdzięczamy. Wreszcie są w naszej kolędzie ślady znanych madrygałów i muzyki rokoka. Czasem na nutę a la Corelli, czasem słychać w nich muzykę Vivaldiego. Słychać w nich czasem menuety, gawoty i sarabandy, czyli utwory taneczne. Znakomity muzykolog prof. Adolf Chybiński odkrył nawet w jednej z naszych kolęd rytmy portugalskiego tańca La Falia. Ośmielony tym widocznie lud polski, widząc i słysząc jak to się modne w ówczesnej Europie do potrzeb kolędowania przystosowuje, dawajże tworzyć własne kolędy pod muzykę skocznych mazurków, zawiesistych polonezów, łagodnych kujawiaków. W każdym razie, kiedy znany śpiewnikarz ksiądz M. Mioduszewski wydawał swój Śpiewnik kościelny w roku 1843, były tam już całkiem inne niż w średniowieczu utwory. I jeszcze jedno spojrzenie na podsumowanie kolędowych myśli. Prawie wszystkie znane polskie kolędy są anonimowe. Dotyczy to muzyki i tekstu, chociaż starali się tu zdobyć laury popularności i Kochanowski (Kolęda na nowe lato), i Słowacki (Kolęda ze złotej czaszki), też i Mickiewicz (Kolęda z Dziadów). Nie osiągnęły one jednak większej popularności. Być może są zbyt literackie. Wszak nawet Leon Schiller, układając swoją Pastorałkę sięgnął przede wszystkim do kolęd ludowych. Dwaj tylko wielcy doczekali się w tym względzie satysfakcji: Franciszek Karpiński ma swoją popularna kolędę Bóg się rodzi i wiele lat po nim Teofil Lenartowicz, który napisał Mizerna, cicha stajenka licha. Widocznie do napisania lub skomponowania dobrej kolędy trzeba mieć specjalny talent. Ale śpiewać za to mogą wszyscy…”

„Wśród nocnej ciszy”

http://www.youtube.com/watch?v=tur9Vtn_QYE

„Dzisiaj w Betlejem”

http://www.youtube.com/watch?v=MnQ4_10Te-o&feature=related

„Bracia, patrzcie jeno”

http://www.youtube.com/watch?v=vCE-xvKQNgg&feature=more_related

„Mizerna cicha”

http://www.youtube.com/watch?v=SoqgBzOAh-k&feature=related

,„Gdy się Chrystus rodzi”

http://www.youtube.com/watch?v=MesFpjpCbE4&feature=related

„Pójdźmy wszyscy do stajenki”

http://www.youtube.com/watch?v=10-1sY8UGQU&feature=related

„Lulajże Jezuniu”

http://www.youtube.com/watch?v=mpYjJaLoD-Y&feature=more_related

„Jezus malusieńki”

http://www.youtube.com/watch?v=zX8smtls-3k&feature=related

„Oj Maluśki, maluśki”

http://www.youtube.com/watch?v=nLHMHoTwft4&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=JcPzxWHIIt4&feature=related

„Gdy śliczna Panna”

http://www.youtube.com/watch?v=qEqiNInbdto&feature=related

„Bóg się rodzi”

http://www.youtube.com/watch?v=UA1e9Xgex34&feature=related

W ubiegłym tygodniu otrzymałam zaproszenie na spotkanie z Panem Zbigniewem Adrjańskim w dniu 18 listopada 2010 r. z okazji 50-lecia Jego działalności twórczej oraz promocji nowo wydanej książki pt. „Pochody Donikąd”. Ponieważ autor jest mi bliski postanowiliśmy z Andrzejem uczestniczyć w tym Wydarzeniu. Warszawa ul.Hipoteczna 2, Dom ZAIKSu, wieczór. Było to raczej spotkanie towarzyskie, gdyż wszystkie zaproszone osoby znały się znakomicie. Na sali plejada nazwisk znanych w czasach mojej młodości. Wśród nich trzy Panie, których naprawdę nie trzeba przedstawiać, a właściwie trzy diwy polskiej sceny: Lucyna Arska, Janina Jaroszyńska i Sława Przybylska.http://www.youtube.com/watch?v=PwxRvmhzulA

 Panowie ze świata kultury, literatury i muzyki, a także ówcześni Dyrektorzy i Prezesi ZAIKSu np. pan Ryszard Ulicki, Ryszard Rokicki. No i oczywiście, a może przede wszystkim, autor wielu książek, niesłychany gawędziarz, literat, człowiek kochający literaturę słowiańską, a przede wszystkim Jego Rodzinne Kresy Wschodnie – Pan Zbigniew Adrjański.

Spotkanie towarzyskie – wieczór autorski, wspomnienia z Polesia. Urywki Jego „Pochodów Donikąd” czytają Przyjaciele pana Zbyszka: Janina Jaroszyńska, Janusz Wasylkowski , Ryszard Ulicki (autor piosenki „Kolorowe Jarmarki” przebojowo zaśpiewanych przez Marylę Rodowicz),

http://www.youtube.com/watch?v=JojVvFVkQyw  Bohdan Krzywicki, Andrzej Łukaszewski, oraz kompozytor, piosenkarz, autor wielu piosenek i tekstów, bard ówczesnych czasów Pan  Tadeusz Woźniakowski, który znakomicie ilustrował muzycznie występy Kolegów.

Wieczór wspomnień, żartów („nasi sojusznicy Amerykanie i Anglicy i armia czerwona przez nich uzbrojona”,) żarty dotyczące literatury: ” literatura nie ma być prawdziwa, ma być prawdopodobna…”.  Wieczór promocyjny, ale dla mnie przede wszystkim spotkanie literatów przez duże L. Ludzi tworzących i kochających kulturę, współtwórców wielu szlagierów polskiej „muzy podkasanej” jak się mówiło w czasach PRL. Pan Zbyszek w swoim wystąpieniu mówił, dzisiaj nie możemy mówić o muzie podkasanej, dzisiaj na estradzie widzimy wszystko od przełyku do pępka i vice versa. Żarty, atmosfera życzliwości, czar „Wspomnień Poleskich”, nostalgia i nieprawdopodobny humor ludzi, którzy w czasach PRL-u tworzyli kulturę (a była ona wbrew pozorom na bardzo wysokim poziomie, bo to czego nie lubili cenzorzy z miejsca stawało się przebojem lub hitem, jakbyśmy to dzisiaj nazwali). Twórcy Festiwalu w Opolu, Kabaretów, STS-u, wspominający z rozrzewnieniem Prezydenta miasta Opola, dobrego ducha Festiwalu Opolskiego, który dla artystów i dla Festiwalu potrafił wyczarować wszystko…

W tej atmosferze wspomnień, wypominków i aury minionych czasów upłynął nam wieczór, aby przejść w wieczór bilateralnych spotkań towarzyskich przy ciasteczkach i szklaneczce wina. Byłam zauroczona atmosferą, wspomnieniami,  dowcipami, serią zdjęć – slajdów autora z minionych czasów, przy pięknie śpiewanych balladach cygańskich przez żonę muzę Pana Zbigniewa Adrjańskiego (panią Lucynę Arską, jedną z najpiękniejszych artystek) przeplatanych  piosenkami śpiewanymi przez Tadeusza Woźniakowskiego. Tak nam upłynął ten niezapomniany wieczór. Pan Zbigniew Adrjański oraz pani  Weronika Gołębiowska wyrazili zgodę na opublikowanie poniższego tekstu, dotyczącego promocji książki „Pochody Donikąd”, którą z przyjemnością przedstawiam:

„… Zbigniew Adrjański to znany i ceniony, zarówno w kraju, jak i zagranicą, autor książek poświęconych pieśni i piosence polskiej. „Pochody donikąd” to najnowsza książka autora, opisująca czasy PRL-u oglądane  przez pryzmat tekstów popularnych w owym czasie pieśni, piosenek, anegdot i haseł, które zostały pogrupowane w kilkadziesiąt kategorii tworzących „Leksykon nostalgiczno-ironiczny z czasów PRL”. Teksty popularnej twórczości stanowią dla autora punkt wyjścia do opisania swoich własnych wspomnień. „Pochody donikąd” są bowiem przede wszystkim opisem życia codziennego Polaków w okresie Polski Ludowej, zwyczajów i obyczajów charakterystycznych dla PRL-u. Zbigniew Adrjański upamiętnia w książce między innym: Fundusz Wczasów Pracowniczych i związanych z nim kaowców oraz popularne polskie kurorty (m.in. Sopot, Kołobrzeg, Chałupy, Zakopane, Karpacz), artystów polskiej piosenki estradowej, a także pierwsze koncerty rockowe, pierwszy Festiwal Muzyczny w Jarocinie, FAMĘ, Artos, zwyczaj wzywania na dywanik oraz podróżowania autostopem, towarzysza Bieruta, biwaki nad Wisłą, bikiniarzy i wiele innych zwyczajów związanych z życiem codziennym w powojennej Polsce. Obok tych wesołych, utrzymanych w tonie ironiczno-nostalgicznym, wspomnień pojawią się także wspomnienia związane z trudnymi powrotami Polaków po wojnie, z oddziałem generała Andersa, czy też piosenki upamiętniające wydarzenia strajkowe w Gdyni w grudniu 1970 roku. Wspomnienia autora opisane w „Pochodach donikąd” są związane z wieloma zakątkami Polski zarówno tej współczesnej, jak i tej historycznej – np. z Brześciem nad Bugiem, gdzie Zbigniew Adrjański się urodził, ale także z Białą Podlaską, gdzie mieszkał przez pewien czas w okresie II wojny światowej, z Sopotem, gdzie skończył gimnazjum i liceum im. B. Chrobrego oraz z Warszawą, gdzie skończył studia i pracował zawodowo, a także z polskimi kurortami wczasowymi i miastami związanymi z polską piosenką (m.in. Opole, Jarocin) i kulturą (m.in. Kraków). „Pochody donikąd” to bardzo ciekawa pozycja zarówno dla ludzi młodych, którzy mogą się z niej wiele dowiedzieć, jak i dla osób starszych, jako swoista księga pamiątkowa minionego czasu. Polecam wszystkim także ze względu na walory literackie.”

Weronika Gołębiowska

http://www.youtube.com/watch?v=nNrT9ys6-EU

Autor: Zbigniew Adrjański, Tytuł: „Pochody donikąd”, Wydawca: Novae Res, Gdynia 2010, Wydanie: Pierwsze Liczba stron: 404

ISBN: 978-83-61194-22-4

Oczywiście książkę nabyłam i jeszcze nieraz wyjątki będę prezentowała za otrzymaną od autora zgodą na moim blogu.

Dziękuję serdecznie Panu Zbigniewowi Adrjańskiemu i Jego Małżonce za zaproszenie na tak miły wieczór.

reporter Wasza Jadwiga

Oto list Pana Zbigniewa Adrjańskiego otrzymany wkrótce po pięknym wieczorze autora:

Refleksje po wieczorze jubileuszowym

Rozpromieniony świątecznie obecnością tylu sławnych i znakomitych osób (do których i Państwa Szalewiczów zaliczam) na moim jubileuszu 50-lecia pracy literackiej i zawodowej oraz przynależności do ZAIKS-u, który odbył się w dniu 18 listopada br., zapomniałem zupełnie, że miałem coś powiedzieć sympatycznego na temat ZAIKS-u, organizatora mojej uroczystości, stowarzyszenia, do którego należę już pół wieku! W tym celu przygotowałem sobie nawet krótkie przemówienie, które trzymałem w kieszeni. Ale, że lubię gadać sobie z głowy – czyli „z niczego” – zapomniałem o tym przemówieniu i rozgadałem się na zupełnie inny temat. Co gorzej, zapomniałem podziękować oficjalnie Panu Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdanowi Zdrojewskiemu, za odznakę honorową (nr 3892): Zasłużonego dla Kultury Polskiej! Nie wiem, dlaczego tak się stało? Może wzruszenie odebrało mi głos, ale tak być nie powinno! Mam już przecież odznakę dla Zasłużonego Działacza Kultury, Złotą Odznakę za Zasługi dla Warszawy, Złotą Odznakę ZMW, Zasłużonego Opolszczyźnie itd. Nie powinienem zatem tak bardzo się wzruszać i zapominać „języka w gębie”. Być może uważałem ten akt dekoracji za żart i dowcip aktorski, ponieważ pudełeczko z odznaką wręczyła mi nagle, znana z dowcipu właśnie, aktorka i monologistka estradowa – Janeczka Jaroszyńska, która przed chwilą występowała ze mną na scenie. Spojrzałem zatem podejrzliwie na to „pudełeczko” i schowałem machinalnie do kieszeni. I wyszło jakoś nieładnie! Co wzbudziło później liczne uwagi i komentarze na widowni?! W każdym razie, nie chciałem tego i teraz za pośrednictwem blogu pani Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz, „Okiem Jadwigi”, bardzo, Panie Ministrze Kultury, dziękuję za pamięć oraz za odznaczenie.

Z poważaniem,

Zbigniew Adrjański

Wczasy

Wakacje, wakacje jeszcze są wakacje a jak wakacje to w czasach PRL-u czyli w czasach mojej młodości jeździło się na wczasy. Oto trzy urywki ( ” Wczasy, Zakopane, Niedziela nad Wisłą „_  z książki Zbigniewa Adrjańskiego „Pochody Donikąd” Warszawa 2009 cytuję:

„…Jesteśmy na wczasach

Słowa Wojciech Młynarski, muzyka Janusz Sent

Za oknami noc,
W górach śniegu moc okrywa wszystko,
Czort jedyny wie,
Co rzuciło mnie w to uzdrowisko.
Na parkiecie szum,
Wczasowiczów tłum, spleciony gęsto.
Siedzę tutaj sam,
A przed soba mam orkiestrę męską.
Typ co szarpie bas,
Wie, ze nadszedł czas, gdy w kimś na bańce,
Czuła struna drgnie
I rozpoczną się góralskie tańce.
Jest „górala” wart
Taniec gdy masz fart, gdy dziewczę kwili.
Z basem typ to wie,
Więc uśmiecha się,
I już po chwili:
Dla sympatycznej panny Krysi
Z turnusu trzeciego
Od przystojnego pana Waldka
-„Mucho-mucho” (…)

http://www.youtube.com/watch?v=RRfiddT5-aM

Najbardziej reprezentacyjna piosenka z tego gatunku: Jesteśmy na wczasach… Wojciecha Młynarskiego. Chodzi oczywiście o wczasy Wczasy w Karpaczu 1952 rpracownicze, organizowane przez FWP. Przez długie lata można było wyjechać wyłącznie na wczasy krajowe – do Krynicy, Bystrzycy, Ustki, Ciechocinka itd. Później zaczęto wyjeżdżać do Bułgarii, Rumunii, ZSRR (na Krym). Pojawiły się wtedy piosenki pod wymownymi tytułami: „Sasza i Alosza”, czy „Tania mnie kocha”, „Iwan ach Iwan”. A jeszcze później, po uchyleniu żelaznej kurtyny, zaczęto wyjeżdżać na Zachód za pośrednictwem „Orbisu”. Dotyczyło to jednak niewielu- wybrańców losu, przedstawicieli rzemiosła, prywatnej inicjatywy. Ale najpiękniejsze były wczasy krajowe, które organizował FWP, instytucja zasłużona dla piosenki i kultury polskiej. Ze wzruszeniem wspominać będziemy tzw. kaowców, czyli instruktorów kulturalno-oświatowych DWP, którzy ofiarnie umilali nam Międzywodzie droga do Dziwnowa 1954 r.życie, organizując wieczorki zapoznawcze, koncerty estradowe, wieczorki taneczne, wycieczki. Wczasy były miejscem zawierania różnych ciekawych znajomości, niewinnych flirtów i wielkich romansów, opisanych potem w piosenkach: „Letnia przygoda”, „Kasztany”, „Mazurskie wspomnienia”. Wielu młodych Polaków poczętych zostało na wczasach w PRL. Wczasy to również temat do poezji, literatury i filmu tego okresu. Latem wyjeżdżamy na wczasy nad morze. Zimą w góry. Modne letnie nadmorskie kurorty to Sopot- (zwany Perłą Bałtyku), Ustka, Darłowo, Kołobrzeg. W zimie Zakopane, Karpacz, Jelenia Góra. Starsze pokolenie preferuje przede wszystkim wczasy w kurortach przedwojennych: Krynicy, Szczawnicy, Ciechocinku, Iwoniczu, Inowrocławiu, Żegiestowie. Pija się tam wody mineralne, zażywa kąpieli leczniczych, chodzi na spacery i na podryw po zdrojowych deptakach. W muszlach koncertowych grają orkiestry zdrojowe. Młode pokolenie woli wczasy na Mazurach (żagle) oraz spływy kajakowe Krutynią i Czarną Hańczą. Reminiscencjami wczasów są popularne piosenki: „Letnia przygoda”, „Kasztany”, „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem”, „Mazurskie wspomnienia”, „Zachodni wiatr”, „Augustowskie noce”, „Wakacje z blondynką”, „Chałupy Welcome to”. W piosenkach tych przegląda się powojenna polska obyczajowość, można z nich ułożyć swego rodzaju „bedeker wczasowy po modnych miejscach i kurortach”, a także miłosnych Międzywodzie 1955 rzachowań Polek i Polaków. Romans wczasowy, przedstawiony w piosence, kończy się zazwyczaj rozstaniem i powrotem do codziennych obowiązków czytaj: (do męża lub żony). Miłości wczasowe są nietrwałe. Zostają po nich jakieś ”muszelki” darowane na szczęście i rysowane na piasku serduszka, które rozwiewa wiatr. Seks w tych piosenkach jest tematem tabu i można sadzić, że nie istnieje. Zupełnie nie wiadomo, skąd po każdych wczasach i urlopach zwiększenie przyrostu naturalnego?…”.

Takie wczasy dokładnie pamiętam, ponieważ wiele lat wraz z rodzicami jeździliśmy na wczasy do Międzywodzia, daleko na    Wybrzeżu Szczecińskim plaża w Międzywodziu, ojciec, brat i ja 1954 rz Wyspą Wolin w tle. Międzywodzie w latach 1952 – 1968 maleńka osada rybacka dzisiaj pretenduje do miana jednego z ładniejszych kurortów nadmorskich. W każdym bądź razie moje najmilsze młodzieńcze wspomnienia  związane są z pobytem najpierw na koloniach a później na wczasach w Międzywodziu. Nie były to wczasy FWP – te, były jednak dość drogie i wyjazd cztero osobowej rodziny był nie lada wydatkiem. Do Międzywodzia jeździliśmy do ośrodka wczasowego MZK jako, że tata pracował w tym Przedsiębiorstwie na które składało się wiele Międzywodzie kolonie 1953 rjednostek (tramwaje, autobusy kilka zajezdni Ostrobramska, Inflancka – dzisiaj na miejscu tej zajezdni autobusowej stoi osiedle apartamentowców, Młynarska, Chełmska, Obozowa). Wyjazdy autobusami, czasami w ilości 8 lub 10 sztuk,  na wczasy organizowane przez  MZK. Zbiórka plac Bankowy (dawny pl. Dzierżyńskiego), odjazd wieczorem, przyjazd do Międzywodzia następnego dnia około południa. No cóż, pewnie i dzisiaj w ten sam sposób organizuje się odpoczynek pracowników, jednak wtedy wyjazd na wczasy nad morze to było coś! Łza się w oku kręci, a mnie pozostają tylko wspomnienia…

Zakopane   

„…Zakopane to temat wielu piosenek np. „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem” – (w języku klezmerów tzw. Tango „Czipa”. Jest jeszcze tango „Zakopane, Zakopane” (na trzy, cztery dni). Jest też mnóstwo piosenek, które „dzieją się”, choć nie ma w nich słowa „Zakopane”. O Zakopanem można ułożyć oddzielny. A nawet stworzyć festiwal piosenek o zimowej stolicy Polski. Ciekawe, że takich piosenek nie maja inne kurorty: Krynica, Bystrzyca, Szczawnica. A jeśli nawet mają to nie tak znane są te utwory, jak te, które dzieją się w Zakopane.  Najgłośniejsze jednak jest tango „Czipa”. Tango „Czipa” – te nazwę wymyślił chyba  Antoś Buzuk – w języku klezmerów warszawskich oznacza tytuł „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem”. Utwór napisali Zygmunt Krasiński, Szymon Kataszek i Aleksander Julin, chyba jeszcze na krótko przed wojną. , „Neskim- mawiał pan Antoś do muzyków – Gramy tango „Czipa”. I wszyscy wiedzieli, o co chodzi. To był przebój nad przeboje. Może później z tangiem „Czipa” mogła się równać „Letnia przygoda”, „Kasztany”, albo „Pamiętasz była jesień”. Ale przez pewien czas był to absolutnie panujący na dancingach hit. No i nieoficjalny hymn Zakopanego…”.

http://www.youtube.com/watch?v=NvpCN9GN9GI&feature=related

W niedzielę nad Wisłą  

Międzywodzie Jadwiga 1964 r„…W niedziele nad Wisłą – uroki wypoczynku, pięknie reklamowała Barbara Rylska. Nie do wiary, ale nad Wisłą wypoczywały jeszcze w latach 1950-1980 tłumy warszawiaków. Czynne były miejsce plaże i warszawskie przystanie. Kursowały statki do Młocin i Nowego Dworu. Na wiślanej barce – odbywały się letnie przedstawienia teatru Ziemi Mazowieckiej. Otwarte były drewniane baseny do kąpieli przy Wale Miedzeszyńskim. Funkcjonowały nadbrzeżne knajpki, kawiarenki, dancingi na świeżym powietrzu. Specjalne „panoramy wiślane”, widowiska w czerwcu, na Święto Morza. Wisłą płynęły wtedy „pirackie korwety”, wystawiano na nich jakieś widowiska i pantomimy. W czasie jednego z takich świat nad Wisłą, na początku lat pięćdziesiątych wydarzyła się tragedia: tłum ciekawskich szturmował wejście na jedną z barek, na których wystawiano taka panoramę i trap prowadzący na barkę załamał się. Wybuchła panika- wiele potratowanych osób utonęło lub wpadło do wody. Prasa warszawska przemilczała tę tragedię. Tylko na Cmentarzu na Woli przybyło wtedy wiele nowych grobów.

Osobiście pamiętam też wiele miłych wydarzeń nad Wisłą. W 1953 roku, wspólnie ze wspomnianym już w tej książce Julkiem Głowackim braliśmy udział w tradycyjnym spływie o Słoneczny Puchar Wisły – z Warszawy do Płocka. Przez parę dni dziarsko wiosłowaliśmy środkiem Wisły, demonstracyjnie wywracaliśmy się na wiślanych łachach i radośnie taplaliśmy się w czystej i ciepłej wodzie. Oczywiście po drodze było jeszcze zwiedzanie nadwiślańskich miejscowości, wieczorne ogniska i śpiewy. Były to jedne z najwspanialszych wakacji w moim życiu. Ale Wisła była jeszcze czysta i nie zatruta socjalistycznym przemysłem…”. 

http://w349.wrzuta.pl/audio/6rDJgJauDwx/jarema_stepowski_-_statek_do_mlocin

Międzyzdroje, brat na molo 1959 r.I tak w prosty sposób przypominając sobie wakacje mojej młodości, przypomniałam państwu niektóre znane miejscowości, kurorty, do których najpierw nas wożono, potem sami chętnie jeździliśmy, słuchając największych przebojów naszych „tamtych” czasów.

Teksty wakacyjne dla Państwa z książki Zbigniewa Adrjańskiego „Pochody donikąd” wybrała

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.