Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘wakacje’

Gościnnie u Jadwigi, która obecnie przeżywa trudne dni, przedstawiam dwie twarze Teneryfy, tą znaną, plażową i słoneczną i tą drugą, wulkaniczną i tajemniczą, której znalezienie wymaga odrobinę wysiłku.

Teneryfa

Teneryfa

Od wielu lat, spragnieni słońca w miesiącach jesiennych i zimowych, turyści odwiedzają masowo Wyspy Kanaryjskie, a szczególnie Teneryfę. Łagodny, słoneczny klimat oraz plaże przyciągają jak magnes rodziny z dziećmi, młodych ludzi uprawiających wszelakie wodne sporty jak również tych starych i reumatycznie schorowanych, którzy to w swoich zmotoryzowanych wózkach inwalidzkich pędzą z uśmiechem na twarzy i wiatrem we włosach. Duszą ciągle młodzi, dzięki przyjaznemu klimatowi odnajdują tutaj dni bez bólu, toteż nikt się nie dziwi, że niczym Hamilton czy Kubota, z gazem do dechy, przemieszczają się  po kilometrach deptaków strasząc przy okazji wielu pieszych, którzy staną im nieopatrznie na drodze.

Wbrew panującemu przekonaniu, nie wszystkie plaże na Teneryfie mają czarny wulkaniczny piasek; jest na wyspie sporo plaż ze złotym piaskiem, ale też spora część wybrzeża jest skalista i niedostępna.  Turystyczną mekką  z ogromną ilością hoteli

Teneryfa

Teneryfa

jest Playa de las Americas położona na południowo wschodnim wybrzeżu. Z miłego resortu powstałego w latach 60-tych zrobił się moloch, ciągnący się kilometrami i oferujący niezliczone restauracje, bary, sklepy i  hotele. Spokojniejsza, bardziej elegancka część miasta, od strony Los Cristianos, oferuje nie tylko wspaniałe piaszczyste plaże dla wielbicieli opalania się, ale również elegancke butiki i doskonałej klasy restauracje. W ostatnich latach, sporo sklepów  w tej okolicy zmieniło totalnie profil i zamiast letnich sukienek i kostiumów kąpielowych sprzedają wysadzane sztucznymi diamentami damskie obuwie oraz ekstrawaganckie, drogie futra dla licznie odwiedzających wyspę nouveau riche Rosjan. Częstym widokiem tutaj są piękne młode kobiety w towarzystwie mocno starszych partnerów; drepczą one na plażę w takich wysadzanymi diamentami pantoflach na wysokich obcasach i może mi się wydaje, że w ich oczach widzę zazdrość, jak patrzą na moje skromne japonki za parę groszy. 

Teneryfa

Teneryfa

Zostawmy jednak te tłumy, sklepy, restauracje, zbiorowe wycieczki  i zatłoczone plaże – prawdziwe piękno wyspy leży w jej wnętrzu, w Narodowym Parku Teide utworzonym w 1954 roku wokół słynnego wulkanu. To tuaj można zobaczyć wspaniałe piaszczyste płaskowyża, niezwykłe formacje skalne jak i urzekającą roślinność.  Sam stożek wulkaniczny  Pico del Teide ma imponująca wysokość 3718 metrów i  jest najwyższym szczytem Hiszpanii. Inne stare szczyty,  Pico Viejo oraz Cañadas są również pochodzenia wulkanicznego. Tygodniowe wakacje nie są wystarczające dla pokonania ponad dwudziestu szlaków turystycznych prowadzących do niezwykle fotogenicznych miejsc. Mnie urzekły całkowicie skały z zielonym, żółtym i czerwonym odcieniem, oraz magmowe rumowiska  jak asfaltowa dżungla, pokrywająca dziesiątki kilometrów. Najciekawszą porą zwiedzania tego niezwykłego miejsca jest  późne popołudnie, kiedy to słońce zaczyna schodzić poniżej chmur snujących się ospale po stokach wulkanów. Warstwy tych nisko położonych chmur, szczególnie na drodze w kierunku miasta Arona tworzą niezwykłe zjawisko zachodu słońca przed jego aktualnym zachodem, podświetlając chmury we wszelakich odcieniach czerwieni i różu, ze skrzącym się złoto-pomarańczowym oceanem u stóp.

Teneryfa

Teneryfa

Drogi w parku Teide są kręte, ale dobrze utrzymane, więc sugerowałabym się nie spieszyć z opuszczaniem parku z ostatnimi promieniami światła. Nocne ogladanie gwiazd na kanaryjskim niebie jest niezapomnianym wrażeniem, ze względu nie tylko na dobry klimat ale również małe zanieczyszczenie tej okolicy światłem.  Od wieków astronomowie znali zalety Teidy jako punktu obserwacyjnego do studiowania kosmosu, wiec przylepione do wzgórza białe Obserwatorium Astrofizyczne w Izañi nikogo nie dziwi, choć wygląda niesamowicie.

Niewiele osób wie, że specjalny pojazd do badania życia na Marsie był testowany właśnie na Teneryfie, która topograficznie zbliżona jest do marsjańskiego krajobrazu. Skaliste tereny, zagłębienia kraterowe i różnorodne tekstury tworzą idealne warunki do ekstensywnych terenowych prób tej skomplikowanej technologii. Jak trudny i niebezpieczny jest ten teren, to jest ciągle widoczne na moich pokiereszowanych kolanach i mocno podrapanym statywie fotograficznym.

Teneryfa

Teneryfa

Niezwykły teren parku Teide przez wielu nazywany jest krajobrazem księżycowym i muszę przyznać, że za każdym razem robi on na mnie niesamowite wrażenie. Ciagle też powtarzam, że wcale bym się nie zdziwiła, gdym któregoś dnia tutaj zobaczyła spacerującego marsjanina. Zapomnijmy jednak chwilowo o zielonych ludkach. Zjawiskiem często występującym na wyspie są szybko przemieszczające się chmury nisko wiszące nad ziemią. Wzgórza i skały potrafią zostać obleczone w kilka minut peleryną  chmur i mgły, dodając im tajemniczości i uroku. Fascynująca jest również przyroda Teneryfy; przepiękne lasy sosnowe często owite mgłą, jak i olbrzymie osiągające trzy metry wysokości, czerwone kwiaty Tajinaste. Dla uniknięcie tłumów turystów fotografujacych się przy tych kwiatach zdecydowałam się jednego dnia poczekać na odjazd wszelkich autokarów. Skracając czas oczekwiania, wybrałam się na dłuższy spacer po jednym ze szlaków; spoza dużej skały wyłonił mi się nieoczekiwanie piękny magmowy wzgórek, po którym z godnością kroczył…..marsjanin! Przetarłam zdziwione oczy, ale zielona sylwetka nie zniknęła. Na tym zakończę opowiadanie o Teneryfie i moim foto8Bliskim Spotkaniu Trzeciego Stopnia, a jeżeli Drodzy Czytelnicy nie wyjaśnią sami tajemnicy zielonego ludka, to może uchylę rąbka tajemnicy w komentarzach J !

Życzę wszystkim czytelnikom dłuższych lub krótszych wakacji na Teneryfie, nad Bałtykiem, w górach, nad jeziorami, we własnym ogródku czy też lokalnym parku,

 

Beata Moore

 

Dalsze moje fotografie dostępne są na: http://beatamoore.co.uk oraz

https://www.facebook.com/BeataMoorePhotography

 

Ostatnio otrzymałam list wraz ze zdjęciami od mojej Przyjaciółki Beaty, która napisała do mnie z Alderney- Wyspy Normanii. Właśnie zaczęły się wakacje, a może ktoś z państwa wybiera się do Anglii, czy też Normandii, wtedy takie przygotowanie do podróży będzie jak najbardziej wskazane. Większość z nas lubi podróżować a może też polubiło Anglię i jej historię stąd pozwalam sobie na opublikowanie listu Beaty z serdecznymi podziękowaniami dla niej, za następujące informacje i przepiękne zdjęcia:

alderneyAlderney jest najmniejszą z zamieszkałych Wysp Normandzkich. Zajrzałam do Internetu i wyczytałam, że: Alderney jest dependencją baliwatu Guernsey posiadającą własny rząd i parlament. Ma 5 km długości i 3 km szerokości i jest trzecią, co do wielkości w grupie tych wysp. Znaczna część wyspy jest skalista. Leży kilkanaście kilometrów na zachód od francuskiej Normandii, 30 km na północny wschód od Guernsey i 100 km na południe od wybrzeża Anglii. Wyspę zamieszkuje 2400 osób, największa miejscowość na wyspie nosi nazwę St Anne. Ludność utrzymuje się głównie z turystyki, oferując przyjezdnym pola golfowe, łowienie ryb i sporty wodne. Suche, zimne fakty, wcale niezachęcające do odwiedzin a tymczasem jest to po prostu raj na ziemi.  Stolicą jest niewielkie miasteczko St. Anne, z kafejkami, bankiem, trzema kościołami, jednym muzeum i kilkoma hotelami dla złaknionych spokoju turystów.  Lądujemy na maleńkim lotnisku, gdzie jedynym znakiem XXI wieku jest telefon w poczekalni, z którego można zadzwonić i zamówić sobie taksówkę. Ale czy warto ją zamawiać? Jak się nie ma za dużo bagaży to spacerkiem przez kilka minut dochodzi się do stolicy. Jest to jedyne miasto na wyspie i na próżno Alderneymożna szukać drogowskazów do St. Anne; tutaj po prostu się na St. Anne mówi,  „La Ville”, czyli miasto. Urocza główna uliczka, Victoria Street zaczyna się kościołem i kościołem się kończy. Prosty biały kościół metodystów bardziej przypomina meksykańskie puebla niż europejską kulturę. Dalsza architektura miasta wyraźnie angielska, choć nazwy sugerują, że jednak jesteśmy chyba we Francji a nie Anglii! Kroczymy dalej spoglądając na solidne domy z epoki Alderney wisteriakrólowej Victorii i pnące się po ich ścianach niesamowite, niebiesko-fioletowe wisterie. Nasze oczy zatrzymują się na budce telefonicznej. Angielskiej, a jakże, ale nie czerwonej a żółtej a do tego obok, jakby przykucnięta, jest skrzynka pocztowa w kolorze niebieskim. Karaiby czy Anglia, pytam się sama siebie w duchu?!!! Takich kontrastów, czy to kolorystycznych czy krajobrazowo-kulturowych jest pełno. Małe wymiary wyspy wskazywałyby, że można ją oblecieć w jeden dzień, ale to złudzenie. Nawet tydzień to za mało żeby odnaleźć wszystkie interesujące zakątki i zasmakować w tutejszych przyjemnościach. Zacznijmy od portu, mała wyspa, to mały port, nieprawda? Nie, mała wyspa a port ogromniasty! W roku 1840 wybudowano tutaj falochron dający schronienie całej angielskiej flotylli normandzkiej! Fortyfikacja tego falochronu jest nie do ogarnięcia, niech o skali świadczy fakt, że jeździł tam pociąg i w wyposażeniu pociągu Alderneyobowiązkowe były….Kapoki, bo jeden z pociągów się zapędził i wpadł do wody! Cała wyspa została uzbrojona, po te przysłowiowe zęby, w XIX wieku, bo Francuzom solą w oku były te malutkie wyspy i co i rusz jakaś militarna wyprawa była organizowana. Dodatkowo, w czasie Drugiej Wojny Światowej, wyspy Normandzkie zostały zaatakowane przez Hitlera i przerabiane systematycznie na obronne stanowiska. Wynikiem tego jest przeogromna ilość interesujących bunkrów, które ciągną do zwiedzania młodszych i starszych podróżników jak magnes. Jest to historia, którą można dotknąć. Dla tych, co mniej się wojną interesują a bardziej przyrodą – proszę bardzo – o rzut kamieniem skaliste wysepki Les Etacs z ogromną kolonią ptaków głuptaków lub też większa wysepka Burhou z kolorowymi maskonurami. Ornitologiczny raj! Obowiązkowo musze wspomnieć o uroczych i pustych zatoczkach z czystym białym piaskiem i dramatycznych skałach, które na wiosnę pokrywają się różnokolorowym kwieciem. A jakby przyrodnikom nie wystarczyły te przyjemności, to bardzo proszę, wyspa słynie z unikalnych jeży, nie tylko są one koloru blond, ale też nie mają pcheł! A na przekór, króliczki tutaj są czarne. Oczywiście nie wszystkie, ale dużo. Po wyspie przemieszczać się najlepiej na rowerze, ale samochód też można wynająć. Urocze są przejażdżki konne, ale polecam też jazdę….metrem! No może nie całkiem metrem, ale wagonikami metra londyńskiego, które doczepione do starej lokomotywy obsługiwane są przez entuzjastów kolejowych. Na zakończenie dodam, że samochodów nikt nie zamyka, kluczyki zostawiane są w stacyjce, nawet, gdy roztargniona dama zostawi torebkę na siedzeniu w kabriolecie, to jak wróci, to torebka będzie ciągle na siedzeniu i w nienaruszonym stanie Alderneyna nią czekała. Czy wspomniałam o skarbach? Nie? Jest ich tutaj całe mnóstwo, bo wyspy te charakteryzują się 12 metrowymi przypływami i odpływami. Były i są te skaliste tereny piekielnie trudne do nawigacji i od najstarszych czasów tonęły tam większe i mniejsze statki. Zdradliwe skały i nagle pojawiające się mgły były przyczyną wielu tragedii morskich. Ostatnio odkryty został wreszcie wrak słynnego statku „Victory”, który zatonął w 1744 roku z ładunkiem złota i kosztowności wycenianych obecnie na jakieś 990 milionów funtów. Niestety, nie udało mi się odkryć dokładnego jego położenia. Amerykańscy poszukiwacze skarbów strzegą pilnie tajemnicy i negocjują z królową angielska podział łupów.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.