Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Tadeusz Chudy’

Jest wreszcie mnóstwo kramów z drobną „jarmarczną galanterią” np. „różne muzykalia”, przyśpiewki, przypowieści, piosneczki o kochance, zdradzie i rozstaniu. Zawędrowały na „Jarmark Sensacji” różne panieńskie kajety i sztambuchy, dawne kantyczki i druki np. „bilety do raju”, którymi handlowano na odpustach. Albo teksty modlitw do Św. Antoniego, chroniące przed kradzieżą. Były jeszcze jarmarki monotematyczne np. „jarmark koński”. Przy okazji tego jarmarku okazało się, że chłop polski opowiada o koniach z ogromnym sentymentem. Koń jest najważniejszą „personą” w rodzinie wiejskiej. Najbliższym „wiernym druhem” i pomocnikiem gospodarza. Do tej pory wiedzieliśmy, że pięknie opowiadają o koniach ułani, masztalerze, hodowcy… A tu chłopski siwek, czy gniadosz jest bohaterem tych opowieści. Miłe to, ale życie jest okrutne. Wokół warczą traktory. Huczą zetempowskie pieśni: „Hej, wy konie rumaki stalowe”. Prasa pisze o konieczności zmniejszenia „końskiego pogłowia”. Konie jadą na rzeź. A tu nagle taki temat w „Nowej Wsi”? Kontrowersje budzi zresztą również „jarmark góralski”. Było to dawno temu i nie było wtedy jeszcze „Biblii po góralsku” ks. Józefa Tischnera. A tu, co druga gadka jest na temat góralskich świętych. I właściwie wynika z tych opowieści, że w Niebie, czyli na tamtym świecie, jest zupełnie jak pod Giewontem…

Wreszcie strachu napędził wszystkim „Jarmark opowieści o Panu Twardowskim”. Pech chciał, że akurat wyleciał w kosmos Jurij Gagarin. A tu okazuje się, że pan Twardowski był jednak pierwszy na księżycu… Na ulicy Mysiej, gdzie mieściła się cenzura, słychać było straszliwe zgrzytanie zębów. Chciano „jarmark” zlikwidować, ale nie było to takie łatwe, bo właśnie rozkręcał się on z niebywałym hałasem. Przede wszystkim zalew listów i artykułów do „Nowej Wsi” był tak wielki, że redakcja musiała zatrudnić nowych „odpisywaczy”. Miesięcznie przychodziło kilkaset takich listów. Trzeba było je przeczytać, opracować, opatrzyć komentarzem itd. Pomagali redaktorowi w tych pracach znakomici dziennikarze i znawcy folkloru: Tadeusz Chudy, Roman Wojciech Kołodziejczyk. Tadeusz Chudy wyłonił zresztą spośród korespondentów (miał on tu swoje plany organizacyjne!) dużą grupę poetów i autorów opowiadań, którzy nie mieścili się w formule „Jarmarku Sensacji”. Utworzyli oni później Korespondencyjny Klub Młodych Pisarzy przy ZG ZMW. Można powiedzieć, że „Jarmark Sensacji” przyczynił się do powstania tej organizacji literackiej. Pojawiły się także podobne rubryki w kilku tygodnikach i czasopismach m.in. „Przekroju”, „Kulisach”, „Kurierze Polskim”. W Polskim Radiu (Redakcja Literacka) powołano mocno odwzorowany na „Jarmarku Sensacji” tzw. „Radiowy jarmark cudów”. Redagowała go Olga Marchocka. Przez pewien czas istniała zresztą współpraca i wymiana tekstów na obu „jarmarkach”. Ale różne konkurencyjne działy i rubryki nie mogły jednak rywalizować z tym, co się działo na „Jarmarku” drukowanym w „Nowej Wsi”.

Na początku lat 60. powstaje wokół tego interesująca grupa korespondentów zainteresowanych ludoznawstwem i historią. Czas najwyższy, bo wkrótce będzie na zapisanie tego całego bogactwa ludowych obyczajów, pieśni i opowieści. Zapanuje moda na oglądanie wszechwładnie panującej telewizji. Rozpocznie się „kultura obrazkowa”. Ludzie zaczną odzwyczajać się od mówienia i czytania, od opowiadania różnych historyjek i śpiewania pieśni. A przede wszystkim od pisania korespondencji. Na razie jednak jest wspaniale… Nazwiska wiernych korespondentów „Jarmarku Sensacji” pamiętam do dziś. Jest wśród nich Józef Zych – Krosno Odrzańskie, Zygmunt Mitręga – Skarżysko Kamienna, Jan Grzelak – Ostrów Wielkopolski, Czesław Fuz – Płock, Longin Okoń – Chełm Lubelski, Józef Małek –Mszczonów, Józef Miesiączek – Murzasichle k/ Zakopanego, Aleksander Plener –Zabrze, Michalina Czuwali – Ksawerów k/Krasnegostawu, Roch Sulima – Iłża, Jerzy Sroka – Biała Podlaska. Jest wielu innych korespondentów, których wymienić nie sposób! W roku 1967 odbywa się nawet coś na kształt Zjazdu Korespondentów „Jarmarku Sensacji” przy okazji ogłoszonego przez „Nową Wieś” konkursu na zapisanie pieśni żołnierskich i partyzanckich z lat ostatniej wojny. Korespondencji „jarmarku” biorą w tej akcji czynny udział. Zapisano ponad 3000 pieśni z tego okresu. Zachwycony plonem tego konkursu jeden ze znanych reżyserów, przymierzał się długo do specjalnego widowiska w Teatrze Narodowym. Wojciech Siemion studiował kiedyś pieśni i jarmarki pod kątem nowej wersji „Wieży malowanej”. Najbardziej konsekwentny był Julian Krzywka z Rzeszowa, reżyser i dyrektor tamtejszej estrady. Ten, wspólnie z Salomeą Gawrońską (autorką wspaniałej scenografii) wykorzystał sporo jarmarcznych tekstów w widowisku „Piszę do Ciebie”, opartym właśnie na listach do „Nowej Wsi”. Scenariusz jest pomysłu P. Zbigniewa, ale listy to zasługa korespondentów „Jarmarku Sensacji”. Nadal jednak „Jarmark Sensacji” jest kopalnią „bez dna” różnych, przedziwnych tekstów.

Autor: Zbigniew Adrjański

Zbigniew_AdrjanskiPan Zbigniew Adrjanski koresponduje ze mną od dłuższego czasu. Efektem naszej wymiany listów i myśli są teksty, które otrzymuję od Autora. Uważam, że ze względu na ich zawartość warto je publikować, dla Was drodzy moi, aby pamięć o czasach PRL – nie zawsze łatwych – przetrwała. Tamte czasy miały jedną wielką zaletę: my – nasze pokolenie – byliśmy młodzi i pełni zapału do życia, a że niosło ono w swoim zanadrzu trudności, tego nie braliśmy wtedy pod uwagę.

I jeszcze jedno wyjaśnienie, które się Wam należy, pan Zbigniew Adrjański przesłał taką informację dot. Tygodnika „Nowa Wieś” i „Jarmarku Sensacji”: Tygodnik „Nowa Wieś” – początkowo czasopismo społeczne dla wsi, pod redakcją Antoniego Olchy, później zostało przekształcone (od roku 1956) w ilustrowany magazyn dla młodzieży wiejskiej oraz czytelników z małych miast i miasteczek. Inicjatywie wydania takiego czasopisma patronował (nie bez oporów zresztą!) Związek Młodzieży Wiejskiej. W latach 1956-68 „Nowa Wieś” była czasopismem kolorowym, ciekawie redagowanym i wyróżniającym się swoją treścią i formą wśród ówczesnych magazynów polskich, wydawanych nie tylko dla czytelnika wiejskiego. „Nowa Wieś” osiągnęła z czasem 300 tys. nakładu! Do tego dodawana była „wkładka literacka” oraz inne jeszcze suplementy wydawnicze. Tygodnik ten redagowało w latach 1956-68 kolegium w składzie: Irena Rybczyńska-Holland (redaktor naczelna), Jan Bijak, Irena Waniewicz, Józef Grabowicz, Feliks Starzec, Zbigniew Adrjański (autor w/w artykułu, który był kierownikiem działu kulturalnego tego czasopisma). W zespole redakcyjnym pracowało w tym czasie wielu znanych dziennikarzy: Kazimierz Dziewanowski, Maria Bartnik-Bijak, Jerzy Berkowicz, Leon Susid, Stefan Jakobs, Ryszard Korn, Jan Bester, Eugeniusz Boczek, Tadeusz Chudy, Barbara Tryfan, Halina Dąbrowska, Janina Lewandowska itd. Z redakcją współpracowali znani fotograficy np. Jarosław Tarań, Marian Gadzalski, Edward Smoliński, Zdzisław Wdowiński. Do tygodnika pisali: Józef Morton, Henryk Syska, Jacek Wilczur, Wiesław Nowakowski, Jerzy Bazarewski, Roman W. Kołodziejczyk i wielu innych literatów oraz dziennikarzy. Głośne były w swoim czasie różnego rodzaju inicjatywy wydawnicze „Nowej Wsi”: Biblioteka Książki czytelników „Nowej Wsi”, Biblioteka Poetów oraz działalność muzyczna i klubowa wśród czytelników: Kluby Taneczno-Rozrywkowe, Kluby Miłośników Piosenki organizowane wspólnie z „Wydawnictwem Synkopa” oraz różnego rodzaju akcje i kampanie publicystyczne, mające na celu propagowanie nowoczesnego rolnictwa i modernizacji życia na wsi. W swoim czasie mówiło się nawet o cywilizacyjnej roli tego czasopisma na polskiej wsi oraz prowincji. „Nowa Wieś” miała oczywiście swoich przyjaciół i wrogów. Szkoda, że nie powstała na jej temat żadna większa publikacja prasoznawcza czy monografia naukowa.Tyle wyjaśnień dotyczących tygodnika „Nowa Wieś”, a teraz zapraszam do lektury „Jarmarku Sensacji”.

Dzisiaj chciałabym powspominać razem z panem Zbigniewem Adrjańskim lata 1955-70. On, ówczesny redaktor tygodnika „Nowa Wieś”, ja, dwudziestoparolatka studiująca i pracująca osoba, zainteresowana wszystkim, co dotyczy aktualnej sytuacji. Wspólnie powspominamy czasy :  „Jarmarku Sensacji” – tak oficjalnie nazywanego dodatku folklorystyczno – literackiego do tygodnika „Nowa Wieś”, który wraz z czytelnikami redagował Pan Zbigniew. A nieoficjalnie? Był to pasjonujący zapis różnych ludowych gadek, facecji i pieśni, które krążyły po polskich domach, jeszcze w późnych latach powojennych. Do roku 1970 ukazało się ponad 150 takich „Jarmarków Sensacji”. Nie sposób obecnie przedrzeć się przez wiele opasłych roczników „Nowej Wsi”. Każdy rocznik był opatrzony wkładkami literackimi z „Jarmarkami”. Pan Zbigniew posiada swoje prywatne archiwum listów i korespondencji na ten temat. Ale jak twierdzi autor:  „…nawet mnie trudno jest wyliczyć wszystkie numery, rubryki i ważne teksty w archiwum „Jarmarku”. Stałe rubryki prasowe na jarmarku lub jak kto woli „kramy” – to przede wszystkim pieśni i ballady dziadowskie.

Na temat opiniotwórczej roli ballady dziadowskiej napisano tak wiele, że nic dodać i nic ująć… „Dziad polski” zasługuje na specjalną uwagę prasoznawców, socjologów kultury i badaczy życia rodzinnego w Polsce. Zasługuje też na specjalny „pomniczek” od wdzięcznych słuchaczy. Bo w trudnych chwilach narodowych: wielkich wojen, katastrof, nieszczęść – dziadowie wędrowni ruszali w Polskę zastępując radio, gazety i telewizję. Mnie zawsze zachwycał ten dziadowski repertuar wokalny. Można z niego ułożyć wielkie widowisko w rodzaju „opery żebraczej”. Można zredagować sensacyjny pitawal różnych kryminalnych opowieści. Ale czy można ułożyć spis wielkich katastrof narodowych…? O tym wszystkim dziady wędrowne na „Jarmarku Sensacji” śpiewają. A teraz, kiedy mieszkam tuż pod bokiem Instytutu Studiów nad Rodziną w Łomiankach, tak sobie myślę, czy nasi uczeni teologowie zauważyli, że ballada dziadowska w Polsce zajmowała się też tematyka religijną i do pewnego stopnia spełniała zadanie katechetyczne. Być może zasługuje to również na jakieś wnikliwe studium? Oczywiście na „Jarmarku Sensacji”, gdzie lud wiejski i małomiasteczkowy również opowiada, co mu w „duszy gra”, nie brak różnych dziwnych relacji. A to o „wiłach”, a to o „strzygach”… Są jeszcze inne opowieści: o „wodnikach”, „utopcach”, „dziwożonach” albo o „błędnych ogniach na miedzy”, które pojawiają się tam w nocy i swoim wyglądem przypominają „ognistych chłopów”… Tak przynajmniej nazywają te „płonące figury” w okolicach Siołkowic na Opolszczyźnie. Zaraz też zakotłowało się od różnych badaczy UFO. Byli wtedy już tacy, którzy orzekli, że to nie „chłopy” tylko „kosmici” nad miedzą latają… Ale byli też inni sceptycy, którzy stwierdzili, że musiał tam być jakiś cmentarz, a ogień to po prostu fosfor, który z nieboszczyka ulatuje. (?!!) Redaktor „Jarmarku” (Z.A) te wszystkie zasłyszane opowieści dzielił na: niesamowite, prawdziwe lub zełgane – opowiadane na przykład w pociągach, gdzie pasażerowie różne rzeczy sobie opowiadają. A trzeba pamiętać, że podróże wtedy były kilka razy dłuższe niż obecnie. Dobry „gawędziarz samorodek”, jeżeli się w przedziale zdarzył, zastępował radio.

Topografia miejsc magicznych w Polsce to temat oddzielny. Teraz wiele tygodników i gazet specjalizuje się w takiej rubryce dla turystów. Wtedy tylko „Nowa Wieś”. Gdzie, jaki demon? Co, gdzie straszy? Wspaniały to zresztą rejestr strachów i duchów polskich, które błąkają się po szpaltach „Nowej Wsi”. Albo takich na przykład „białych dam”. Uczciwa „biała dama” błądzi jak wiadomo nie po sypialniach, lecz po zamkowych komnatach… Ale są tam też pospolite upiory i wampiry. Mało zresztą ciekawe, chociaż słynny badacz obyczajów i wierzeń ludu polskiego – prof. dr Julian Krzyżanowski – napisał kiedyś do redaktora „Jarmarku” list z zachętą zrobienia jakiejś pracy na temat tych upiorów. Ale człowiek był młody i głupi. Może bym się wtedy doktoryzował z tych „upiorów” u Profesora? Wspaniały natomiast jest rejestr diabłów polskich. Różne Boruty, Rokity itd. Ciekawe, że prawie wszystkie są pochodzenia szlacheckiego. Chłopów wśród nich nie ma! Ale chłop i tak diabła przechytrzy. Są jeszcze inne, opisane na „jarmarku” „paskudy”. Różne wiedźmy, czarownice, upiory i czarty. Straszliwy, jakże widowiskowy i teatralny korowód różnych postaci. Wreszcie w czasie wojny 1939-1945 gorszy od diabła był Niemiec. A szczególnie gestapowiec lub żandarm. A z tych okupacyjnych powieści różnych kombatantów i świadków zdarzeń wynika, że chłop polski również Niemca przechytrzył. Szkoda, że te wszystkie okupacyjne opowieści o złych i dobrych Niemcach, ( bo są i takie!) nigdy nie zostały fachowo opracowane.

cdn

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.