Gdy byłam małą dziewczynką, miałam może osiem może dziewięć lat, maj kojarzył mi się nie tylko z pochodem pierwszomajowym, krótkimi skarpetkami, nowymi sandałkami czy też watą na patyku, ale także z rajem. Przeskakując z nogi na nogę podśpiewywałam sobie: ”… w maju jak w raju, w maju jak w raju…”. I rzeczywiście, bo jak nazwać piękno przyrody, która w maju roztacza najpiękniej swoje blaski, kwiaty kwitnące na klombach, tulipany kolorowe, hiacynty, forsycje żółte jak słońce, niebieski barwinek, kwitnące magnolie i kasztany, rajskie jabłonki różowym kwieciem obsypane, a tu jeszcze przed domem kwitnące liliowe bzy? Maj niezwykły miesiąc zawsze wprawiał mnie w zachwyt. Dlatego postanowiłam na weekend majowy zaprosić do nas Ewę, Ewę Łazowską, czyli Ciotkę Pleciugę. Powodów naszego spotkania było kilka, ale najważniejszym było wydanie nowej książeczki Ewy pod tytułem „Groch z kapustą” czyli bez sensu. Piękna książeczka z wierszydłami Ewy również przez nią ilustrowana kolorowymi bajkowymi obrazkami. Gratulacje należą się również Wydawnictwu Black Unicorn z Jastrzębia Zdroju (www.blacunicorn.pl), a przede wszystkim Panu Tomaszowi Targoszowi za piękne i bardzo staranne wydanie książeczki na świetnym papierze. Od debiutu literackiego autorki „Bajdurek” ciotki Pleciugi… minął rok, ale apetyt rośnie w miarę jedzenie, więc Ewa Łazowska zdecydowała się na wydanie kolejnego tomiku wierszydełek pleciugowatych – jak o swojej twórczości poetyckiej mówi. Ewa uważa, że realizacja pasji to sposób na udane życie, lekarstwo na nudę, a także źródło radości i satysfakcji z różnorodnych dokonań. Teraz już wiecie dlaczego zaproszenie Ewy do nas na majowy weekend było konieczne, kilka dni odpoczynku, rozmów i spotkań w miłym gronie jawiło się jako konieczna odskocznia od ostatnich obfitujących w silne wrażenia dni. Ciotka zjawiła się u nas w niedzielę rano a tu niespodzianka… Ja, która w nocy zachorowałam na silne zapalenie gardła, krtani i Bóg wie czego jeszcze, zakatarzona, kichająca otworzyłam szeroko nie tylko drzwi ale i serce. Ale, ale… głowę owinęłam chustką, na twarz założyłam maskę chirurgiczną i tak uzbrojona w niezwykłe atrybuty chroniące Ewę przed zarażaniem rozpoczęłyśmy nasz weekend. Ponieważ bardzo ale to bardzo bałam się nie zrobić tym spotkaniem krzywdy Ewie zadzwoniłam do mojej „siostry” Aldony i już za chwilę siedziałyśmy u niej w domu przy herbacie, a ja zostałam dokładnie osłuchana i zdiagnozowana przez panią doktor. No nic, takie tam jakieś marne zapalenie dróg oddechowych, leczenie proste i nazwać je można raczej babcinymi sposobami. Ale ulga!
Moje dwie bohaterki Aldona i Ewa. Obie poetki, obie w swojej twórczości niezwykłe. Panie przypadły sobie do serca, śmiechom, żartom i zdjęciom nie było końca, ale też i wymiana książeczek odbyła się, autografy, dedykacje, patrzyłam i słuchałam. A ten oto wierszyk powstał tak ad hoc, Aldona napisała:
O Pleciugostwie można by długo
gdy się spotkały Babcie z Pleciugą –
Aldonka, Ewa, Jadzia i Anin –
szampan to lepszy niż ten z Champanii
Musuje, perli się niesłychanie –
Janowy Kamień spogląda wdzięcznie na te trzy panie!
Może tak miało być, może moja choroba musiała się zdarzyć, abyśmy mogły wkroczyć dzisiaj do Aldony, która przecież jako niezwykła babcia przygotowywała spotkanie rodzinne dla 20 osób z okazji trzecich urodzin jednej z wnuczek? A tu my, ja ze swoja chorobą, a Ewa z piękną książeczką. Po wymianie uścisków, podarunków, po sesji zdjęciowej wróciłyśmy do domu na obiad, który w międzyczasie był już przygotowany. W domu czekała na nas Jola, moja niespodzianka dla Ewy. Z Jolą panie poznały się jakiś czas temu gdy na AWF ie i później w Ogrodzie Saskim emporia Telekom brała udział w Senioradzie i Pikniku dla Seniorów. Żartom, śmiechom i dowcipom znowu nie było końca. Rej wodził mój ślubny, serwując pyszne nalewki. Późnym wieczorem Ewa i ja odwiozłyśmy Jolę do domu ( ja nie piję w ogóle) dlatego cała rodzina ma zawsze za darmo podwodę. Panie zdążyły jeszcze na wieczorny spacer pod Królikarnią. Park ostatnio uległ renowacji i jawi się pięknie, a urody dodawała mu majowa sceneria.
Następny dzień weekendu powitał nas mroźnym powietrzem, jeszcze nie padało, ale poranek był wietrzny i zimny. Pomimo tych niesprzyjających warunków pojechałyśmy zobaczyć Warszawę. Ziąb i wiatr zatrzymał nas w samochodzie. Tym niemniej Ewa obejrzała z okien samochodu kawałek Warszawy, przejechałyśmy przez Most Siekierkowski, ul. Sobieskiego, Belwederską, al. Ujazdowskie, Pl. Trzech Krzyży, w lewo Nowogrodzką, Piękną, Bracką koło domu Braci Jabłkowskich, Szpitalną, pl. Piłsudskiego, Wierzbowa, Pl. Teatralny, Solidarności, Tunel, koło Mariensztatu, objechałyśmy Starówkę ( jako że 3 maja jest Świętem Narodowym i Świętem Flagi, na Starym Mieście odbywały się obchody Święta), a później Wisłostradą z widokiem na pocztówkową Starówkę z powrotem do mostu Poniatowskiego, do Wału Miedzeszyńskiego, trasą Siekierkowską do domu. Szybki obiad, kawa, herbata słodkie, pakowanie i na dworzec Wschodni. Tak zakończył się majowy weekend Ewy w Warszawie. A wieczorem? Deszcz i wiatr, i nagle ? Co to pada śnieg w maju, w raju? Śnieg! Anioły coś w niebie pomyliły! A moje”.. w maju jak w raju, w maju jak w raju …” już nie zabrzmiało tak pewnie…
Życzę wszystkim dobrego, zdrowego tygodnia, pogody ciepła i wszystkiego najlepszego
Wasza Jadwiga