Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Ryszard Borek’

Wiktoria Dąbczyńska lat cztery
Od prawej Stefan Pawlukiewicz, Aleksandra Dąbczyńska, Wiktoria stoi z tableu
Wiktoria i Kamil Marcjan reprezentant Polski Mistrzostwa Europy Dania 2003
Stefan Pawlukiewicz

Od dawna obserwuję Olę, która w badmintonie wyrosła na świetną panią trener. Wychowywała się w Suchedniowie w rodzinie robotniczej, ojciec był kolejarzem, podczas wojny-żołnierzem AK walczył w oddziale Jana Piwnika „Ponurego”. Lata sześćdziesiąte nie były łatwe, w sklepach niewiele, ciągłe stanie w kolejkach aby zdobyć cokolwiek- to było zadanie mamy, która zajmowała się domem, trzema starszymi braćmi oraz Olą. Dzieciaki były żywe, bracia lubili piłkę nożną, więc nie było wyboru. Ola chciała być taka jak bracia, wysportowana, szalejąca na podwórku, gra w piłkę nożną jazda na rowerze, narty, łyżwy, pływanie. Od małego lubiła ruch i atmosferę rywalizacji.

Zawody weteranów (seniorów) Ola z maleńką Wiktorią

W szkole podstawowej wypatrzył ją nauczyciel WF-u i tak zaczęła się jej przygoda z lekką atletyką. Jednak ciągle było mało, wieczorami razem z dzieciakami z podwórka grała w kometkę (ale tylko wtedy gdy nie było wiatru).

Ola Dąbczyńska w akcji

Przygodę z badmintonem rozpoczęła w II klasie liceum. Był rok 1976. Sprawna, grała we wszystko, a odbijanie lotki było czystą przyjemnością i wcale nie przeszkadzało jej ciągłe bieganie po korcie. Wtedy spotkała Władysława Księżyka, inżyniera z Częstochowy, który zaczął pracować w Fabryce Urządzeń Transportowych w Suchedniowie, a jakoś kilka miesięcy później w tym samym roku założył sekcję badmintona .

Ola na zawodach badmintona

Uczyła się w liceum, dlatego musieli pokombinować aby mogła grać ( z podrobioną legitymacją szkolną) w Turniejach Metalowców organizowanych przez Zarząd Główny TKKF w latach 1976-1978.

Mama w akcji

W kwietniu – 1977 r. pojechali na zawody do Koszalina. Spotkali zawodników Mariana Steltera i Kazimierza Prędkiego z jego ekipą, którzy znacznie lepiej grali w badmintonie, jak również posiadali większą wiedzę na temat dyscypliny. W ten sposób nawiązano kontakty i zaczęła się systematyczna współpraca klubowa. Uczyli się jedni od drugich, podpatrywali, technikę, i – Suchedniów zaczął wygrywać centralne zawody metalowców. Chyba dlatego zwariowali na punkcie badmintona, połknęli bakcyla!

Obóz kadr w Suchedniowie 2009 r

W 1979 r. zdobyli awans do II ligi, wtedy przejął ich Miejski Klub Sportowy Orlicz. Ola nie zaniedbywała nauki, w tym samym roku zdała maturę i chciała dostać się na AWF w Warszawie. Niestety, nie wszystkie plany dało się zrealizować. Tym razem się nie udało. Rozpoczęła pracę bibliotekarki w przyzakładowej bibliotece FUT, a potem w dziale socjalnym zajmując się organizacją kolonii, wczasów, co odpowiadało jej zainteresowaniom. Jednak badminton upomniał się o swoją zawodniczkę, gdy w 1980 r. klub RKS Ursus zaproponował jej grę w I lidze, mieszkanie i pracę w Zakładach Mechanicznych. W czerwcu znów wystartowała na AWF Warszawa, tym razem oblała biologię. Pierwszego sierpnia 1980 pożegnała mamę, swój dobytek spakowała w jedną sportową torbę i opuściła rodzinny dom, aby spełnić swoje marzenia grać w lidze, grać w turniejach ogólnopolskich, bo tego macierzysty klub nie mógł zapewnić, a jej szło coraz lepiej. W Suchedniowie była najlepsza i niewielu mężczyzn z nią wygrywało! Pokochała badminton, bo skromne warunki fizyczne (niski wzrost) nie przeszkadzały jej w grze. Rozpoczęła pracę w ZM Ursus jako operator sprzętu komputerowego w magazynie wysokiego składowania. Od szóstej rano do drugiej po południu. Przez jedenaście lat (1980-1991) drużyna RKS Ursus grała w I lidze zajmując najlepsze V miejsce w rankingu. W turniejach indywidualnych mieściła się w szesnastce najlepszych zawodniczek. Niedoścignionym wzorem były Głubczyce ich trener Ryszard Borek i zawodniczki. Zwierzyła mi się, że grała kilka razy z Bożeną Wojtkowską, ale Bożenka była poza jej zasięgiem. Wszystko szło dobrze, gdy nagle dopadła ją pierwsza kontuzja kolana, (1980), dwa lata później dr Moskwa w szpitalu na ul. Barskiej usunął obydwie łąkotki. Po roku wróciła na kort, ale już nic nie było jak dawniej. Zdeterminowana wzięła urlop i pojechała na kurs instruktorski do Prudnika, zajęcia prowadził trener Ryszard Borek oraz Bohdan Chomętowski. Jak pech to pech, tym razem na zajęciach skręciła więzadła krzyżowe. Do szpitala odwiózł ją kolega Jacek Szafrański. Wróciła z gipsem na nodze, kurs ukończyła na kulach, egzamin praktyczny miała zaliczony, a teorię zdała u Chomętowskiego. Co tam brak łąkotek w kolanie, nieważne, że więzadła krzyżowe poturbowane, że gips na nodze, nasza Ola wróciła z pierwszym papierkiem umożliwiającym prowadzenie zajęć badmintonowych. Jaka radość żyć! W 1986 r. ukończyła trzyletnie Studia Trenerskie w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie ze specjalizacją badmintona- uzyskała tytuł trenera II klasy. Od 1982 do 1999 pracowała jako trener badmintona w klubie- RKS Ursus.

Obóz kadry w Suchedniowie od lewej trenerzy S. Kosenczuk (Ukraina), Klaudia Majorowa, Stefan Pawlukiewicz

Oczywiście kolano już nigdy nie wróciło do normy, ale ciągle trenowała i grała w turniejach weteranów, zdobywając kilkanaście tytułów mistrzostw Polski, a także zwycięstw w turniejach ogólnopolskich w tej samej kategorii wiekowej. Aby zachować dobrą formę i wzmocnić nogę biegała, chciała na korcie dorównać swoim wychowankom, którzy robili postępy i grali coraz lepiej. Pokochała bieganie a ponieważ biegała coraz dłuższe dystanse postanowiła pobiec w Międzynarodowym Warszawskim Maratonie Pokoju (1991 i 1993).

Cytuję:..” Praca w Ursusie dawała mi dużą satysfakcję , była ciekawa i poznałam wspaniałych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dziś. Po pracy i obiedzie w zakładowej stołówce pędziłam do klubu na zajęcia z dziećmi , pokochałam pracę z nimi. Wieczorem biegłam na swój wieczorny trening i tak minęło 20 lat…

Od najmłodszych lat Wiktoria była olimpijką na zdj. z mama

Z klubem jeździliśmy za granicę: Niemcy, Szwecja, Anglia, Rosja, Holandia fantastyczce wyjazdy, i przyjaźnie zawarte na wiele, wiele lat …, setki zdjęć i wspomnień… Dwadzieścia lat pracy w RKS Ursus zaowocowało sukcesami trenerskimi. Moi zawodnicy zaczęli zdobywać medale: 1996 brązowy medal w drużynowych mistrzostwach juniorów młodszych, 1997 dwa medale brązowe w Indywidualnych Mistrzostwach Polski Juniorów Młodszych, 1998 Mistrzostwa Kadetów-dwa medale brązowe,; 1999 Mistrzostwa Polski Kadetów- jeden medal brązowy. W roku 2001 mój zawodnik Michał Zakrzewski zakwalifikował się do reprezentacji Polski biorącej udział w Mistrzostwach Europy, zajmując drużynowo VI miejsce a indywidualnie znalazł się w szesnastce, ale wtedy już mnie nie było w Ursusie.

Minęło kilkanaście lat, wakacje w Grecji

15 kwietnia 1999 r wróciłam do Suchedniowa, a czwartego maja 1999 r urodziłam moją ukochaną jedyną córeńkę, której dałam na imię Wiktoria, bo Wiktoria to zwycięstwo, wychowuję ją sama, mój Ojciec ma już 78 lat i jest jeszcze w dobrej formie fizycznej, ma dobrą emeryturę kolejarską i pomaga mi wychowywać córkę. Mam ogromne wsparcie rodziny, szczególnie w najstarszym bracie i jego żonie, która pokochała Wiktorię i bardzo mi pomagała. Niestety wszystko co piękne kończy się szybko, bratowa umarła w wieku 49 lat…

„…Powrót z Warszawy do Suchedniowa nie był łatwy, ale gdy na świat przyszła moja córka Wiktoria, wszystko się zmieniło, liczyła się tylko ona . Sport na pewno mi pomógł, tak jak w sporcie, musiałam być silna, zorganizowana i nie rozczulałam się nad sobą , oczywiście były chwile słabości, ale nigdy zwątpienia, że nie dam rady jako samotna matka.

Nadmiar obowiązków, opieka nad Wiktorią i ojcem, prowadzenie domu zajmowało mi tyle czasu, że nie myślałam o sobie, z każdym dniem i rokiem godziłam się z sytuacją jaka była. 

Szybki powrót do sportu, pomógł mi nabrać pewności siebie i odpędzał myśli, co będzie jak mi się coś stanie, co wtedy z Wiktorią ….tego bałam się najbardziej, sama przestałam grać w badmintona, by nie odnowić kontuzji kolana.

wakacje w Grecji

W Suchedniowie nadal grali w badmintona, grupa weteranów grała dwa razy w tygodniu, regularnie trenowała, to ta sama drużyna , którą opuściłam 20 lat temu , by spełniać swoje marzenia. To oni przyszli do mnie po narodzinach Wiktorii, przynieśli pamiątkowy puchar i zaprosili na treningi, to był sposób na dalsze życie, znów zaczęłam jeździć na turnieje weteranów zawsze z Wiktorią, i chodzić na treningi, gdzie inni też przyprowadzali swoje pociechy a ja zaczęłam uczyć maluchy, grupka się powiększała.

Tak się rozpoczął kolejny nowy etap w moim życiu.

Carolina Marin- być jak ona, oto marzenia Matki i Córki

Dzień za dniem był zapełniony, do południa zakupy, obiad, treningi, zawody. W 2001 roku wracam do klubu jako trener, z trzy letnią Wiktorią jeżdżę po całej Polsce, drużyna jest w ekstraklasie i zajmujemy V miejsce. Wtedy W Orliczu Suchedniów grali w Darek Zięba i Dorota Grzejdak, zdobywamy medale w mistrzostwach Polski we wszystkich kategoriach wiekowych , ciężko pracujemy, trenujemy codziennie, Wiktoria też trenuje, wszyscy ją lubią i podziwiają, gdy miała cztery latka fajnie już przebijała lotkę przez siatkę. W 2003 roku pojechaliśmy na Mistrzostwa Świata Weteranów do Sofii. W pierwszych rundach przegrywamy z Duńczykami w debla i miksta, ale to nieważne, tygodniowy pobyt w Sofii zapada w pamięci na zawsze, na wolnych kortach odbijam z Wiktorią i jest to takie normalne dla mnie, ale gdy cała hala zaczęła bić brawo, dopiero po chwili zorientowałam się, że to dla niej. Mała Wiktoria w wieku czterech lat, w Sofii, rozpoczęła międzynarodową karierę…”

„…Po pewnym czasie zrozumiałam, że Wiktoria ma talent, to była taka wczesna specjalizacja wynikająca z mojej życiowej sytuacji, za naszym przykładem poszło wiele polskich klubów i rozpoczęło zabawę badmintonem z dziećmi w wieku czterech , pięciu lat….. Mój powrót do Suchedniowa sprawił, że wspólnie ze Stefanem Pawlukiewiczem i Zdzisławem Włodarczykiem rozkręciliśmy badmintonową suchedniowską karuzelę.

Czasem w sytuacji beznadziejnej, gdy świat wali ci się na głowę, robi się rzeczy wielkie, nigdy nie wolno rezygnować i trzeba mieć wiarę, że zawsze jest wyjście z każdej sytuacji …..

Prawie każde wakacje spędzamy z Wiktorią w Grecji, którą pokochałyśmy od pierwszego wyjazdu, ciepłe morze, wspaniałe słońce, przyjaźni ludzie. Jeździmy tam samochodem (1700 km za kółkiem, lubię to). Grecja daje nam siłę na kolejny rok ciężkiej pracy, mamy tam grono przyjaciół, którzy są fanami Wiktorii.

Dziękuję Bogu za Wiktorię i siłę, jaką mi dał do jej wychowania, gdyby nie Wiktoria, pewnie żyłabym tylko marzeniami, które nigdy by się nie spełniły. Ona je spełnia !!!  Są to nie tylko moje marzenia, ona przede wszystkim spełnia swoje!

PS. No cóż , Ci którzy nie poznali jeszcze Wiktorii, niech żałują ……

CDN  

Trener Ryszard Borek, Bożena Wojtkowska -Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk fot.Jan RozmarynowskiPierwsze zawody, które obserwowałam były organizowane poza Warszawą. Już nie pamiętam czy w Bukownie a może w Głubczycach? Nie, to były z całą pewnością Głubczyce… Zawody rozgrywane były w dniach 8-9.04.1978 r. Tylko trzydzieści siedem lat temu, z historycznego punktu widzenia tak niedawno, ale patrząc na dzisiejsze czasy prawie prehistoria. Może właśnie, dlatego warto powspominać? Przypomnieć sobie tamte czasy głębokiego peerelu, braku wszystkiego, szaro-burej rzeczywistości i wspaniałych ludzi, dzięki którym organizowaliśmy najbardziej karkołomne pomysły, jakie nam przychodziły do głowy?

Głubczyce w 1978 r nie były takie same jak teraz. Jedyny bar mleczny w mieście zamykano o godzinie 16.00, biada temu, kto przyjechał do Głubczyc później. Na zjedzenie czegokolwiek nie mógł liczyć, restauracja Centralna? No może, jeżeli ktoś miał szczęście, raczej była mordownią, gdzie pijało się wódkę, piwo, ale jedzenia przyzwoitego bez wcześniejszych zamówień nie było. Można było coś zjeść w restauracji dworcowej. Ale najczęściej był tam zdechły śledź w oliwie lub rolmops. Chyba, że Unia Głubczyce organizowała zawody, mistrzostwa lub turnieje, o, wtedy można było zjeść coś w grupie, klubową drużyną o określonej porze, uzgodnionej z organizatorem. Rysiek Borek, Bolesław Zdeb, Marian Masiuk, Bogdan Chomętowski, Edek Kurek, Zbyszek Polek, tak oni pamiętają lepiej jak było.

Andrzej Szalewicz Prezes Polskiego Związku Badmintona 1977-1991; PKOL 1991-1997

Andrzej Szalewicz Prezes Polskiego Związku Badmintona 1977-1991; PKOL 1991-1997

Dlatego najpewniejszym sposobem było zaopatrzenie we własnym zakresie. Przyjeżdżaliśmy z kanapkami, własnymi grzałkami, i w pokojach zjadaliśmy kolację, lub późny obiad z ugotowana herbatą. Pamiętam ten czas, bo były to moje pierwsze Indywidualne Mistrzostwa Polski w badmintonie. Jechaliśmy z Andrzejem jego samochodem marki Fiat 125. Andrzej prowadził, Julian Krzewiński obok, ja z tyłu, a wokół porozrzucane tuby z lotkami to były chyba Gold Cup’y? Tych tub wieźliśmy 100, dwa pudła po 50 tuzinów. Nie widziałam momentu pakowania samochodu, widziałam za to moment jego rozpakowywania. Bożssszzzz….. Jak to wszystko zostało upchnięte w tym malutkim samochodzie? Faktem jest, że nogi trzymałam na siedzeniu, nie mogłam postawić na ziemi, bo nie było miejsca. Na kolanach miałam torbę z rzeczami, obok na siedzeniu torba Andrzej i Juliana. I tak przez 385 km, z mała przerwą na rozprostowanie kości, chyba tak można nazwać krótki wypad do lasku. Panowie na lewo, panie na prawo, nie szkodzi, że jedna. W bagażniku Andrzeja jechał dodatkowo kanister, bo wszyscy odczuwali brak benzyny. Kanister zawsze jeździł z przodu owinięty w jakieś szmaty.

Korty ( kortów nie było, były deski a na nich malowane boiska) ułożone na hali, pamiętacie przecież halę w Głubczycach? Po dwa korty ułożone(!!!) Namalowane farbą olejną obok siebie wzdłuż ściany z oknami. Hala nie była zbyt długa, ale w ten sposób graliśmy na czterech kortach. Odległość między kortami około 80 cm, sędziowie stali na krzesłach, wynik pokazywano na tablicach pożyczonych z tenisa stołowego. Przekładane cyferki. Dodatkowym szkopułem było oświetlenie hali a także okratowanie sufitu. Do tej pory nie patrzyłam na halę przez pryzmat sufitu, był, bo być musiał. Tak było w judo i szermierce. Tutaj stanowił problem, gdyż hala nie miała regulaminowej wysokości (min.10,5 metra) była niższa, ( to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni) a zawodnicy, aby Drużynowy Mistrz Polski LKS Technik Głubczyce nie tracić punktów musieli tak grać, aby przebijając lotkę, nie trafiać w jakąkolwiek przeszkodę pod sufitem. Nie było to specjalnym ułatwieniem, ale pokazuje cymes sytuacji. Nikt nie narzekał, wszyscy cieszyli się, że mogą grać w badmintona, że zostali zakwaterowani w hotelu Polonia naprzeciwko głubczyckiego dworca, lub w Internacie Technikum. Nie potrzeba było transportu, Głubczyce nie są wielką aglomeracją miejską, dlatego wszędzie było blisko. A spacer przez park stanowił miłą przechadzkę. Wczesnym rankiem wszyscy spotykali się na śniadaniu w barze mlecznym, mieszczącym się przy skrzyżowaniu ulic Kościuszki i Kochanowskiego, wejście po schodkach. Zamawialiśmy bułki montówki, jajecznicę, masło, kakao, herbatę, ja gotowaną wrzącą wodę, kawę zawsze woziłam ze sobą. Na hali sędziowie w białych spodniach i pulowerkach, zawodnicy, trenerzy, gwar i śmiech.

Odprawa kierowników ekip z sędzią głównym trwała kilka godzin w przeddzień zawodów, wtedy też odbywało się losowanie. Komputerów nie było.

Rok 1978 Jadwiga Ślawska Sekretarz generalny Polskiego Związku BadmintonaZawsze miałam przy sobie zeszyt z długopisem. Wszystko skrzętnie notowałam. Chciałam posiąść wiedzę, której mi brakowało. Badminton to nie judo czy szermierka. Tam wszystko od lat miało ustalone procedury, tutaj trzeba było wypracować schemat postępowania. Polski Związek Judo powstał 19 lica 1957 r, Polski Związek Szermierczy powstał we Lwowie w 1922 roku, od 1945 ma siedzibę w Warszawie. Na tym tle Polski Związek Badmintona, który powołano 7 listopada 1977 r. był niemowlakiem, któremu trzeba było wszystko zorganizować. Co prawda w 1978 r. odbywały się XIV Indywidualne Mistrzostwa Polski, tym niemniej powstanie Związku narzucało na nas pewne wymogi, od których nie było odwrotu! Regulamin sportowy, regulaminy zarządu, regulaminy poszczególnych komisji, regulamin powoływania kadry narodowej, musieliśmy opracowywać i wiele osób brało udział w tych pracach. Pomimo biedy, mimo wielu braków w sprzęcie, braku rakiet, wyposażenia osobistego, butów sportowych, odzieży sportowej byliśmy pełni dobrych myśli i nadziei. Wiedzieliśmy, że teraz po powołaniu Związku może być tylko lepiej. Pamiętam zawodników, którzy wtedy zdobyli tytuły mistrzowskie:

Elżbieta Utecht Unia Głubczyce ( później Kuczkowska) w grze pojedynczej kobiet, Zygmunt Skrzypczyński AZS AWF Wrocław w grze pojedynczej mężczyzn, Elżbieta Utecht/Bożena Wojtkowska (później Haracz) w grze podwójnej kobiet, Zygmunt Skrzypczyński/Sławomir Włoszczyński w grze podwójnej mężczyzn i Janusz Labisko/Anna Zyśk Bolesław Bukowno/Start Gdynia w grze mieszanej.

Indywidualne Mistrzostwa Polski były eliminacją przed Mistrzostwami Europy. Po tych zawodach wyłaniano reprezentację Polski, która miała brać udział w imprezie głównej. W 1978 r. Mistrzostwa Europy odbywały się w Preston Anglia. Pomimo naszych starań niestety nie dostaliśmy zgody na wyjazd. Pierwszy rok istnienia, brak waluty, oraz kontaktów z innymi federacjami nie ułatwił nam zadania. Na pierwsze Mistrzostwa Europy pojechaliśmy w 1980 r do Groningen. Odbywały się w dniach 17- 20.04. To były piękne i bardzo pracowite mistrzostwa. Dwa zeszyty notatek

Igrzyska Olimpijskie Atlanta 1996, badmintoniści podpisują flagę olimpijską

Igrzyska Olimpijskie Atlanta 1996, badmintoniści podpisują flagę olimpijską

przywiozłam z Holandii. A wszystko pod jednym tytułem: ”jak się organizuje zawody w badmintonie, hala, transport, hotele, ilość miejsc, ilość ekip, ilość sędziów, SPONSORZY i firmy wspierające. Przez tydzień miałam, co robić, oglądałam zawody, mecze naszej reprezentacji i robiłam notatki. Na zawody pojechałam za własne pieniądze. Wydałam na to trzy pensje, inaczej nie nauczyłabym się nic. Taka inwestycja w przyszłość, spłacana przez kilka następnych miesięcy, bo pieniądze pożyczyli mi rodzice. Powiem szczerze- opłacało się. Wszyscy zawodowcy Europy uznali, że były to najlepiej zorganizowane mistrzostwa Europy od lat. Ja miałam świetny materiał, Firma Perry prezentowała na hali swoja porywająca piosenkę sponsorską. Od tego roku wiedziałam już jak ugryźć badminton, jaki jest jego poziom w Europie, jak wyglądają prawdziwe zawody i co należy zrobić, aby osiągnąć standardy prezentowane w Holandii. Ogrom roboty był przed nami wszystkimi. Reprezentacja Polski w składzie 6 ( trzy kobiety i trzech mężczyzn) zawodników Irena Karolczak jako trener wyjechali na koszt organizatora,i Andrzej Sobolewski nasz opiekun z GKKFiS na koszt urzędu, natomiast prezes Andrzej Szalewicz otrzymał fundusze na trzy dniowy pobyt na kongresie EBU.

Ale to było dopiero w 1980 r. na razie byłam na hali w Głubczycach, i świat wyglądał inaczej. Cieszyliśmy się z Indywidualnych Mistrzostw Polski, cieszyliśmy się z tego, że gramy zawody o mistrzostwo Polski, że pomimo wielu trudów życia codziennego idziemy do przodu i nikt i nic nie jest nas w stanie zatrzymać. To nic, że hala była nieprzepisowa, to nic, że odległości między boiskami nieprzepisowe, to nic, że odbiegaliśmy wyposażeniem ubrań od standardów jakichkolwiek firm sportowych, (Yonex, Victor, Nike, Reebok to były firmy o których tylko słyszeliśmy znaliśmy je z widzenia!) byliśmy na mistrzostwach Polski i to się liczyło. To było dla nas najważniejsze! Chcieliśmy mieć naszych zawodników, naszych mistrzów, aby pochwalić się nimi przed lokalnymi władzami, powiatową, wojewódzką zarządami klubów i naszym ówczesnym ministerstwem, czyli Głównym Komitetem Kultury Fizycznej i Sportu. Nasza prężność, nasza determinacja zjednywały nam przychylność ludzi w Departamencie Sportu Wyczynowego GKKFiS. Uwierzcie mi nie dostaliśmy nic za darmo ani na wyrost. O wszystko walczyliśmy, tłumaczyliśmy byliśmy zdesperowani na sukces i sukcesy osiągaliśmy. Nikt nigdy nie pomyślał, że czegoś możemy nie zrobić, że będziemy musieli odwołać zawody! My? Nigdy! I tak właśnie było.  Walka o życie i walka o przeżycie udawała nam się i coraz więcej osób uważało, że przykłada swoja cegiełkę do naszych sukcesów!

Za tę wiarę w nas, w nasze umiejętności, za pomoc w realizacji naszych marzeń byliśmy im wdzięczni!

Marzena Masiuk i Kaśka Krasowska LKS Technik Głubczyce 1986 r

Marzena Masiuk i Kaśka Krasowska LKS Technik Głubczyce 1986 r

Treningi, zgrupowania nie tylko szkoleniowe na hali, ale też w górach, gdzie zawodnicy wspólnie z trenerem Borkiem przygotowywali się do kolejnego sezonu. Taki sposób przygotowań, godziny spędzane na hali trening indywidualny i ciężka praca a także ponad 147 dni zgrupowań szkoleniowych w roku, zaczęły dawać rezultaty. W dniach 31.01- 2.02 1986 R. w Koszalinie odbyły się Indywidualne Mistrzostwa Polski Seniorów Kaśka z Marzeną zdobyły w deblu brązowy medal. Pierwszy krok do wielkiej kariery. Młode zawodniczki nie były jeszcze w stanie dorównać swoim starszym koleżankom klubowym Bożenie Siemienic (Bąk) i Zosi Żółtańskiej(Drogomireckiej) oraz Bożenie Wojtkowskiej (Haracz) i Ewie Rusznicy (Wilman). W tych mistrzostwach zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli razem 15 medali.

od lewej Jadwiga Ślawska Szalewicz, Kaśka Krasowska, Ryszard Borek  spotkanie w ogrodach prezydenckiego Pałacu rok 1996 po IO Atlanta

od lewej Jadwiga Ślawska Szalewicz, Kaśka Krasowska, Ryszard Borek spotkanie w ogrodach prezydenckiego Pałacu rok 1996 po IO Atlanta

W 1987 r Polska organizowała po raz pierwszy w swojej króciutkiej historii (1977 rok założenia Polskiego Związku Badmintona) Mistrzostwa Europy Juniorów. W Mistrzostwach drużynowych wystąpiło 21 narodowych reprezentacji, w tym reprezentacja Polski w składzie: Grzegorz Świerczyna, Barbara Kulanty, Marek Bujak, Paweł Wasilewski, Marzena Masiuk, Katarzyna Krasowska, Beata Syta, Małgosia Kowina. W podanym składzie Polska wygrała 5: 0 z reprezentacją Francji i 5: 0 z reprezentacją Włoch. Nasza drużyna grała w III grupie i wygrała swój kolejny pojedynek z Belgią wynikiem 5: 0, tylko Basia Kulanty rozegrała trzysetowy trudny mecz wygrywając go w setach 2:1. I tak Polska zanotowała trzy zwycięstwa na koncie. Pięć godzin odpoczynku i nasza reprezentacja prowadzona przez trenerów Ryszarda Borka i Jerzego Szulińskiego i Leszka Jagodzińskiego stanęła na starcie grając z Islandią ( a nie jak przewidywano z Węgrami). Trudny mecz z Islandią wygraliśmy wynikiem

Igrzyska Olimpijskie Barcelona 1992 reprezentacja Polski w badmintonie, od lewej Bożena Wojtkowska Haracz, Beata Syta, Jacek Hankiewicz, kaśka Krasowska, Jadwiga Ślawska Szalewicz, Wioletta Wilk, Zhou Jun Ling, Bożena Siemieniec Bąk (klęczy)

Igrzyska Olimpijskie Barcelona 1992 reprezentacja Polski w badmintonie, od lewej Bożena Wojtkowska Haracz, Beata Syta, Jacek Hankiewicz, kaśka Krasowska, Jadwiga Ślawska Szalewicz, Wioletta Wilk, Zhou Jun Ling, Bożena Siemieniec Bąk (klęczy)

4:1. W polskiej reprezentacji swoje mecze wygrali: Grzegorz Świerczyna 2:1 Z Gunnarem Biorgvinssonem, Basia Kulanty z Gudrun Juliusdottir wynikiem 2:0, Marek Bujak/ Paweł Wasilewski- Bjorgvisson/ Arman Thorvaldson 0:2, Kaśka Krasowska/Marzena Masiuk –Asa Palsdottir/Juliusdottir 2:0 i Paweł Wasilewski/Marzena Masiuk – Thorvaldsson/Palsdottir wygrali 2:0.

I tak Polska wygrała grupę III, ale do awansu do drugiej szóstki drużyn kontynentu trzeba było rozegrać jeszcze jeden mecz barażowy w naszym wypadku z Finlandią. Do tej pory drużyna Finlandii przegrywała swoje pojedynki i wydawało się, że mecz ten będzie formalnością, ale tak się w sporcie nie dzieje. Finowie sięgnęli po posiłki i wcześniej aniżeli planowano przyleciał z Helsinek Pontus Jantti zawodnik nr 1 w drużynie fińskiej oraz faworyt w grach indywidualnych. Mecz był dla naszych zawodników bardzo trudny, bowiem dwa lata wcześniej wMistrzostwach Europy Juniorów rozgrywanych w Pressbaum Austria to właśnie Finowie wypchnęli nas do grupy trzeciej po przegranym pojedynku. Pamiętając tamtą porażkę i walcząc we własnej hali MERY drużyna starała się dać z siebie wszystko. Jednak trudno się gra w takiej sytuacji, gdy mecz decyduje o awansie do grupy wyższej. Pierwszy na kort wyszedł Grzegorz Świerczyna grając z Jyri Aalto. Grzesiek wygrał jeden set i jeden przegrał. W trzecim secie prowadził 10: 3, ale za chwilę zrobiło się już 11:4. I wtedy rozpoczął się dramat Świerczyny, który nie mógł znaleźć odpowiedniego rytmu gry, nagle mamy już niebezpieczną sytuację 11: 11, trener Borek ogromnie zdenerwowany na chwilę wychodzi z hali.  Grzesiek płaci frycowe za nie odebranie dwóch stosunkowo łatwych lotek, co podniosło na duchu przeciwnika, który wygrał mecz. Grzesiek musiał szybko dojść do siebie po przegranym pojedynku i wspólnie z kolegami żywiołowo dopingowali Basię Kulanty, która wygrała swój pojedynek z Niną Adolfsson. Stan meczu 1:1. Na korcie Pontus Jantti i Jyri Aalto – Polskę reprezentują Paweł Wasilewski/ Marek Bujak. Pierwszy set, wysoka koncentracja

Trener Jerzy Szuliński

Trener Jerzy Szuliński

polskich zawodników i szybka wygrana 15: 4, zaś w drugim secie błyskawicznie objęliśmy prowadzenie 13: 4, trzeba było jednak bardzo się nadenerwować, aby doczekać sukcesu polskiego debla, który wygrał 15:8.  Stan meczu 2:2.

Gra podwójna dziewcząt a na korcie Kaśka Krasowska/Marzena Masiuk. Czy nasze zawodniczki odeprą huraganowe ataki Finek, czy dadzą radę wygrać? Ten trzeci wyśniony punkt? Na hali pomimo kilku meczy wszystkie oczy skierowane na Polki. Nie wiadomo skąd znaleźli się widzowie. Hala MERY stosunkowo mała mieszcząca tylko trzy korty tenisowe i 300 miejsc na widowni nagle zapełniła się widzami w ilości około trzech tysięcy. Taka widownia nie zdarza się często. Trzeci pojedynek

Mistrzostwa Europy Juniorów 1987 reprezentacja Polski w składzie: Katarzyna Krasowska, Marzena Masiuk, Małgosia Kowina, Beata Syta, Paweł Wasilewski, Grzegorz Świerczyna, Marek Bujak, Andrzej Kołodyński, Roman Golinowski, Baśka Kulanty

Mistrzostwa Europy Juniorów 1987 reprezentacja Polski w składzie: Katarzyna Krasowska, Marzena Masiuk, Małgosia Kowina, Beata Syta, Paweł Wasilewski, Grzegorz Świerczyna, Marek Bujak, Andrzej Kołodyński, Roman Golinowski, Baśka Kulanty

rozpoczyna się, ja stoję na galerii trzęsąc się jak galareta. Boże spraw cud, wiesz ile lat pracowaliśmy, aby dźwignąć badminton, aby pokazać, że to sport olimpijski. Wygrana dałaby nam możliwość pozyskania większych pieniędzy z GKKFiT. Modlę się w duchu, trzymam kciuki, a łzy płyną mi po twarzy. Czy cud się zdarzy, czy młodziutkie zawodniczki dadzą radę? Wyobraźcie sobie ten mecz w tamtym dniu, w tamtych czasach, gdy tylko w hotelu życie wyglądało normalnie na śniadanie bułeczki, masło, dżem i szynka. Skąd ta szynka? W sklepach przecież nie ma nic, a my tu prowadzimy światowe życie! To prawda specjalne przydziały żywności dla dwóch hoteli otrzymaliśmy z Urzędu Miasta!

Obie panny Kaśka i Marzena wyszły na kort bardzo skoncentrowane, trenerzy rozmawiali z nimi dość długo w dniu poprzednim. Dziewczęta wiedziały jak należy grać, i oto cud się wydarza. Kaśka i Marzena po prostu zmiatają Finki z kortu w bardzo krótkich dwóch setach 15:4, 15:1. O Boże wygrywamy ten mecz, jak to możliwe, choć

Reprezentacja Polski otrzymała z rak Prezydenta EBU Stana Mitchella małe medale za wygrana grupę i awans do grupy wyższej

Reprezentacja Polski otrzymała z rak Prezydenta EBU Stana Mitchella małe medale za wygrana grupę i awans do grupy wyższej

bardzo chcieliśmy, byliśmy wszyscy bardzo zdenerwowani a tu wynik 3:1 i awans do drugiej szóstki Europy. W tej sytuacji gra mieszana była tylko „formalnością” Wasilewski/Masiuk wygrali ostatni pojedynek a cały mecz wygraliśmy wynikiem 4:1. Mało, kto spodziewał się takiego wyniku, choć my i trenerzy: Rysiek Borek, Jurek Szuliński i Leszek Jagodziński wierzyliśmy w ten sukces, ale, zawsze przecież jest jakieś, ale…. Jest sukces! Gratulacje i uściski, łzy i radość, ile dałabym, aby teraz jeszcze, choć raz przeżyć takie emocje. Awansowaliśmy do drugiej szóstki Europy. Taki był wtedy regulamin i mogliśmy tylko krok po kroku wspinać się po drabinie klasyfikacyjnej.

W roku 1987 I miejsce zdobyła Dania, która wygrała z Anglią wynikiem 4:1. Szwecja zajęła trzecie miejsce. W turnieju indywidualnym najdalej, bo do 1/8 finału doszła Kaśka Krasowska, zdobywając tym samym Puchar „Przeglądu Sportowego” dla najlepszej polskiej

Jerzy Szuliński w Chinach z trenerami ośrodka kadry prowincji Nanjing

Jerzy Szuliński w Chinach z trenerami ośrodka kadry prowincji Nanjing

zawodniczki. Wywiad przeprowadził Tomasz Jagodziński jeden z redaktorów w tej gazecie. Zresztą dzisiaj mogę wam zdradzić, że Tomek był naszym najwierniejszym kibicem i redaktorem, który jeździł w Polsce po wszystkich badmintonowych zawodach, był nie tylko dziennikarzem, ale również naszym ogromnym fanem. Dzisiaj Tomasz Jagodziński jest dyrektorem Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, mieszczącym się w Centrum Olimpijskim. A ja ciągle pamiętam godziny spędzane w pociągu, bądź w samochodzie, gdy często jeździliśmy razem i dyskutowaliśmy na temat polskiego badmintona i tego, co jeszcze można zrobić, aby było lepiej, aby było więcej abyśmy rozwijali nasz ukochany sport.

W rozmowie Kaśki z Tomaszem Jagodzińskim redaktorem” Przeglądu

Józefina Ciurys Borek  (przed laty znakomita zawodniczka badmintona) Ryszard Borek i Zdzisława Szałagan

Józefina Ciurys Borek (przed laty znakomita zawodniczka badmintona) Ryszard Borek i Zdzisława Szałagan

Sportowego” odnotowałam taką wypowiedź: Do gry namówił mnie tato, gdy miałam 12 lat, jestem od dwóch lat zawodniczką LKS Technik Głubczyce, ćwicząc codziennie i to dwa razy dziennie, a nie jak w Zrywie cztery razy w tygodniu. Chodzę do III klasy liceum o profilu ogólnym. Plan lekcji jest „ustawiony” pod trening badmintonistów. Tylko w poniedziałki i piątki mamy godzinny trening przed pójściem do szkoły o 6.30 rano. Z nauką nie mam kłopotów, na półrocze były oceny różne, ale bez dwójki. Moje największe dotychczasowe sukcesy: dwa razy mistrzostwo Polski juniorek w singlu, i w deblu z Marzeną Masiuk, oraz srebrny medal w grze podwójnej oczywiście z Marzeną Masiuk na tegorocznych (1987) Indywidualnych Mistrzostwach Polski Seniorów. Tym ostatnim wynikiem zdobyłyśmy klasę mistrzowską. Co według ciebie zdecydowało, że przegrałaś swój pojedynek o wejście do ćwierćfinału z Jo Muggeridge? Była szybsza przy siatce, ale też i dokładniejsza. Ja w końcówce trochę się zdenerwowałam i posłałam lotkę w aut. Żałowałam, ale…

Polski Komitet Olimpijski stoja od lewej Andrzej Szalewicz, Kaśka Krasowska, Jadwiga Ślawska Szalewicz

Polski Komitet Olimpijski stoja od lewej Andrzej Szalewicz, Kaśka Krasowska, Jadwiga Ślawska Szalewicz

Twoje największe marzenie? Po maturze dostać się na Akademię Wychowania Fizycznego, na specjalizację trenerską z badmintona, a sportowe- w 1992 roku pojechać na Igrzyska Olimpijskie, wtedy będę miała dopiero 23 lata.

Kaśka zrealizowała swoje marzenia, brała udział w Igrzyskach Olimpijskich Barcelona 1992, Atlanta 1996, i Sidney 2000. W Atlancie zajęła miejsce 9-16, z którego jest dumna.

Na moje pytanie, co zrobiło na Tobie największe wrażenie sportowe? Odpowiedziała: Ceremonia Otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, kiedy usłyszeliśmy „Polonia” i przemarsz dookoła stadionu … kolana ugięły się pode mną. A drugie wrażenie, kiedy weszliśmy z panem Ryśkiem

Trener Katarzyna Krasowska z zawodnikami kadry Cypru

Trener Katarzyna Krasowska z zawodnikami kadry Cypru

(trenerem) w Atlancie na halę zawodów badmintonowych nieprzyzwyczajona do takich tłumów od początku gier eliminacyjnych zapytałam:, na co ci ludzie tutaj czekają?   (hi hi hi)

Kaśka ukończyła studia we Wrocławiu w roku 1998, z tytułem magistra i trenera II klasy. Ostatni raz startowała w reprezentacji Polski w roku 2001 w Mistrzostwach Świata w Sewilli, potem startowała aż do 2007 w mistrzostwach międzynarodowych Cypru.

Kaśka powiedz mi skąd ten Cypr? W sierpniu 2001 poleciałam na Cypr, klub Parnassos szukał zawodniczki, wysłał fax do Polskiego Związku Badmintona i pani Jadzia zadzwoniła do mnie czy może chcę skorzystać z tego zaproszenia, przesłała mi fax i prosiła o rozważenie tego pisma. Nigdy nie byłam na Cyprze, postanowiłam polecieć i zobaczyć, i tak zostałam, byłam zawodniczką w klubie w latach 2005-2013, w roku 2011 zostałam

od lewej Ryszard Borek reprezentantki Cypru w deblu oraz trener Katarzyna Krasowska  MEJ Lubin 2015

od lewej Ryszard Borek reprezentantki Cypru w deblu oraz trener Katarzyna Krasowska MEJ Lubin 2015

asystentka trenera indonezyjskiego Irwansyah, a obecnie od 2013 r jestem trenerem kadry (wszystkich kategorii wiekowych).Sama nauczyłam się języka greckiego z książki, ze słyszenia, pisałam karteczki z nazwami rzeczy, przylepiałam je i w ten sposób uczyłam się słówek. Cypr jest piękną wyspą, pogoda super, szczególnie w naszej zimie, piękne czyste plaże, woda w morzu przezroczysta, możliwości chodzenia po górach, nad morzem. Poza tym przypadła mi do gustu kuchnia cypryjska różnorodne świeże owoce, lokalna kuchnia souvla z mięsa baraniego lub drobiowego, ofto-kleftiko ( mięso baranie pieczone w specjalnym glinianym piecu) jadłam rzeczywiście pyszne, sałaty, ser feta, popularna soczewica.  Na zakończenie Kaśka podała nam przepis na najpyszniejszą na świecie soczewicę:

Namoczyć soczewice na noc, aby zmiękłą, ugotować w wodzie, w której

Kaśka i jej zawodnicy na treningu

Kaśka i jej zawodnicy na treningu

stała, dodać kostkę warzywna lub vegetę, na patelni rozgrzać oliwę z oliwek podsmażyć pokrojone piersi z kurczaka w kostkę obrać pomidora, pokroić poddusić, dodać cebulkę pokrojoną w kostkę, dusić podlewając wywarem z soczewicy, dodać soczewicę posolić do smaku popieprzyć . Najlepsza soczewica to ta ciemna!

Tyle Kaśka, a ja cieszę się, że znalazła swoje miejsce na świecie, gdzie żyje, pracuje i realizuje w dalszym ciągu swoje marzenia. Jej zawodniczki na Mistrzostwach Europy 2015 w Lubinie zdobyły w deblu miejsce 9-16. Długa droga przed nimi do wielkich sukcesów, ale znając Kaśkę wiem, że im nie

Kaśka Krasowska na Cyprze

Kaśka Krasowska na Cyprze

odpuści. Zresztą Kaśka współpracuje ciągle ze swoim trenerem Ryszardem Borkiem, który jest Jej dobrym duchem. Powodzenia Dziewczyno, powodzenia Kaśka, odkąd zabrakło Twoich Rodziców my z Ryśkiem ich zastępujemy i bardzo jesteśmy dumni z Ciebie Kobieto!

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.