Kilka ciepłych dni wystarczyło, aby ogród wypiękniał i pokazał się w całej swojej krasie. Pierwsze zakwitły bodziszki: bodziszek błotny – (Geranium palustra), o kwiatach drobnych, różowych i bodziszek leśny – (Geranium sylvaticum) o kwiatach purpurowo-fioletowych, ułożonych promieniście, zdecydowanie większy aniżeli bodziszki leśne. Bodziszki występują w całej Europie, a także na Kaukazie i w Turcji, w Polsce są bardzo pospolite, jednak są rejony, gdzie nie występują wcale. Obie byliny wyglądają uroczo. W zasadzie powinny kwitnąć od czerwca do sierpnia, jednak ostatni grad nie był łaskawy dla wszystkich roślin i cieszy mnie, że choć trochę pozostało. Kwitną także pierwsze lilie, u nas w ogrodzie mają kolor czerwono-makowy. Ostatnie ulewy i burze oraz
padający grad poobijał kwiaty i trudno znaleźć kwiat nieuszkodzony.
Na klombie, gdzie w kwietniu kwitły żółto-pomarańczowe, czerwone i różowe tulipany, teraz posadziłam goździki ogrodowe (Dianthus caryophyllus), fioletowo-białe, przyjemnie pachnące, szczególnie wieczorem, pod warunkiem, że ten wieczór jest w miarę ciepły. Klomb obsadziliśmy begonią stale kwitnącą (po łac. Begonia semperflorens) w kolorze czerwonym oraz białymi asterkami. W moim ogrodzie begonia sprawdza się znakomicie. Po pierwsze nie jedzą jej ślimaki, po drugie rozrastając się tworzy piękne krzaczki kwiatowe, które nawet nie ucierpiały od padających deszczy, a one znacznie skróciły okres kwitnienia orlików – u nas mamy niebieskie i jasnoróżowe. Kwitnie też miodowo pachnący wiciokrzew – kapryfolium inaczej lonicera. Będąc kiedyś w Ciechocinku mieszkałam w hotelu, w którym ogrodnik ukochał kapryfolium i nasadził przed wejściem kilka krzaków wieczorami miodowo pachnących. W owym czasie nie miałam jeszcze ogrodu, ale tak zakochałam się w ich zapachu, że postanowiłam w przyszłości posadzić kapryfolium również w moim ogrodzie. Był to pierwszy krzak posadzony przy tarasie. Dzisiaj mogliśmy upajać się zapachem właśnie lonicery, może dlatego, że był to jeden z nielicznych w tym roku ciepłych wieczorów. Żółte lilie – ukochane kwiaty mojej mamy, posadzone za domem, pięknie komponują się z zielenią liści rudbekii, która jeszcze nie kwitnie. Niestety nie ma szans na kwiaty hortensji (hydrageny), gdyż surowa zima nie dała im szans. W związku z tym hortensje odbijają od korzeni, i chyba nie zdążą zakwitnąć.
W tym roku zakwitła peonia krzaczasta, ale miała tylko jeden dorodny pąk w kolorze różowym, pewnie przemarzła w zimie, ale aby pokazać , że jest, obdarowała nas tym jedynym kwiatem.
Na tarasie wiszą fuksje inaczej mówiąc ułanki, które mogą być jedno, dwu lub trójbarwne. Moje są dwubarwne, pełne, kielich jest biały, a korona fioletowa, pręciki żółte. U Taty na tarasie stoją ułanki cyklamenowo-fioletowe i cyklamenowo-różowe. Najczęściej występującymi kolorami tych śliczności są wszelkie odcienie czerwieni, różu, fioletu, bieli. Nie widziałam natomiast kwiatów granatowych, żółtych czy pomarańczowych. Moje kwiaty kupuję w Gospodarstwie Ogrodniczym Jacka Wiśniewskiego w Góraszce koło Warszawy, stąd ich niespotykany kolor. Właściciel kocha kwiaty, sprowadza je i sprawdza u siebie na polach, te z Holandii przechodzą próbę ogniową w naszym klimacie, i jeżeli zadowolą pana Jacka, wtedy wprowadzane są na rynek polski. Ponieważ w Gospodarstwie pracują ludzie zakochani w kwiatach, zawsze można liczyć na ich fachową pomoc. Fuksje nieodmiennie kojarzą mi się z tańczącymi baletnicami, a ich urodę podkreśla lekki wietrzyk, na którym moje baletnice pięknie się kołyszą. Fuksje kochają wilgoć i w dni upalne muszą być podlewane rano i wieczorem. Ponadto fuksje i hortensje są bardzo żarłoczne i należy je zasilać, ja podlewam codziennie, używając nawozu w ilości 5 łyżeczek na 2 litrową butlę wody. Kwitną także powojniki, jeden na fioletowo, a drugi na ciemnoróżowo. Pozostałe moje powojniki nie przetrwały ekstremalnych warunków tegorocznej zimy. W dalszym ciągu czekam na róże, zarówno te pnące, jak i rabatowe, ale czy rozkwitną, nie wiem, muszę dokonać ponownego oprysku, bo coś je postanowiło zeżreć. W tej sprawie muszę się skontaktować z moimi doradcami w kwestii oprysków.
I na koniec piękne olbrzymy, które rosną w naszej alei Jaśminowej – jaśminowce. Ogromne krzaki, które dwa lata temu ścięłam na wysokości 150 cm, aby je odnowić i odmłodzić. Dzisiaj mogę powiedzieć, że kwitną urokliwie, a pachną po prostu jaśminowo, najpiękniejsza woda kolońska wywodząca się z natury. Białe panny młode, przystrojone w suknie ślubne pysznią się wielkością, kwiatami i zapachem. Pootwieraliśmy okna, aby wieczorową porą dochodził do nas ich zapach, przywołujący najrozmaitsze wspomnienia, te dobre i te smutne. Pamiętam, gdy byłam może ośmio lub dziesięciolatką pod oknem sypialni w domu u mojej ukochanej babci Katarzyny kwitły jaśminy. Przyjazd na wakacje w czerwcu zawsze wiązał się z kwitnącymi jaśminami i ich niepokojącym zapachem. Wiedziałam, że ten zapach będzie mi towarzyszył w ciągu całego mojego życia. I tak się właśnie stało, jaśminowce kwitną, jest cicho i spokojnie, a ich słodki zapach wlewa się do mojego pokoju. Ile to lat minęło od tamtych dziecinnych marzeń? Gdy prosiłam: babciu nie zamykaj okien, tak cudnie pachną twoje krzaki (wtedy jeszcze nie bardzo wiedziałam jak się te cuda nazywają). Lepiej nie liczyć! Cieszmy się dniem dzisiejszym, upojnym wieczorem, spokojem i kojącym wszystkie stresy zapachem przypominającym „…lata durne, lata chmurne…” jak napisał poeta.
Życzę wszystkim wytchnienia, spokoju oraz znalezienia swojego ukochanego kwiatu o niespotykanym zapachu, może kwiatu jednej nocy poszukiwanego przez młodych w noc Kupały, zwaną też nocą kupalną, kupal nocką, kupałą, sobótką lub sobótkami, słowiańskie święto związane z letnim przesileniem słońca, obchodzone w najkrótszą noc w roku, czyli najczęściej (nie uwzględniając roku przestępnego) z 21 na 22 czerwca (późniejsza wigilia św. Jana , zwana też nocą świętojańską). Słowo kupała, wbrew głoszonym opiniom, najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego z rosyjską formą słowa kąpiel. Tłumaczenie takie zostało wymyślone przez świat chrześcijański nie wcześniej niż w X-XI stuleciu – Kościół, nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów „pogańskiej” sobótki, podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Nadano kupal nocce patrona Jana Chrzciciela i zaczęto nawet zwać go Kupałą, z racji tego, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli (w obrządku wschodnim). Wyraz kupała pochodzi raczej z indoeuropejskiego pierwiastka kump, oznaczającego gromadę, zbiorowość, z którego wywodzą się słowa takie jak kupa, skupić, w sensie gromadzić. Słowo sobótka, późniejsze określenie kupal nocki, najprawdopodobniej zostało wymyślone przez Kościół i znaczyło tyle, co mały sabat. Z nazwą tą wiąże się również pewna legenda, mówiąca o tym, jakoby sobótka była uroczystością ku czci pięknej dziewczyny o tym właśnie imieniu. Sobótka w nieokreślonym czasie zamieszkiwała ponoć bliżej nieokreśloną wioskę. Narzeczony jej, Sieciech, powróciwszy z wojny, miał swą wybrankę pojąć za żonę, jednak wioska ich została nagle zaatakowana przez hordy wroga. Podczas odpierania ataku Sobótka zginęła, trafiona w samo serce. Miało się to dziać w noc letniego przesilenia.
Współcześnie, na fali zainteresowania ludowością i ładunkiem kulturowym narodów, obchody związane z letnim przesileniem zyskują na popularności w Europie. Kupal nockę wszędzie, nie tylko wśród ludów słowiańskich, obchodzono podobnie. W Czechach, tak jak w Polsce, skakano przez ogniska, co miało oczyszczać oraz chronić przed wszelakim złem i nieszczęściem. Zasuszone wianki z bylicy zakładano na rogi bydłu, by ustrzec je przed chorobami i urokami czarownic. Serbowie od dogasających o świcie ognisk zapalali pochodnie i obchodzili z nimi zagrody i domostwa, co chronić miało przed złymi duchami. W Skandynawii palono ogniska na rozstajnych drogach albo nad brzegami jezior, bo wierzono, że woda, w której koniecznie trzeba się zanurzyć, miała wówczas właściwości lecznicze. Święto to pod nazwą Līgo w dniu 23 czerwca i Jāņi w dniu 24 czerwca jest np. nieprzerwanie obchodzone i nadal bardzo popularne na Łotwie, gdzie jest świętem państwowym. Noc sobótkowa była również nocą łączenia się w pary. Niegdyś kojarzenie małżeństw należało do głowy rodu oraz starszyzny rodu i wynajmowanych przezeń zawodowych swatów. Ale dla dziewcząt, które nie były jeszcze nikomu przyrzeczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów, noc Kupały była wielką szansą na zdobycie ukochanego. Młode dziewczyny plotły wianki z kwiatów i magicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem spuszczały wianki na rzekę lub strumień. Poniżej rzeki, czekali już chłopcy, którzy – czy to w porozumieniu z dziewczętami, czy też licząc na łut szczęścia – próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do gromady, by odszukać właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Owej nocy przyzwalano im nawet na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie.
Przy okazji rzeczonego spaceru młode dziewczęta i młodzi chłopcy poszukiwali na mokradłach kwiatu paproci, wróżącego pomyślny los. O świcie powracali do wciąż płonących ognisk, by po przepasaniu bylicą, trzymając się za dłonie, przeskoczyć przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jedynym dniu w roku stanowił pewnego rodzaju rytuał zawarcia małżeństwa. Legendy o kwiecie paproci, zwanym też perunowym kwiatem –kwiat miał kwitnąć podczas burzy, gdzieniegdzie przetrwały do dziś. W opowieściach tych słyszymy o wielu ludziach, którzy błądzili po lasach i mokradłach, próbując odnaleźć magiczny, obdarzający bogactwem, siłą i mądrością, widzialny tylko przez okamgnienie kwiat paproci. W legendach czeskich i niemieckich znalazca kwiatu paproci powinien szukać skarbów w ciemnym borze. We francuskich – na najwyższym w okolicy wzgórzu, do którego ma dobiec przyświecając sobie ognistym kwiatem jak pochodnią. W legendach rosyjskich natomiast po zerwaniu gorejącego kwiatu należy wyrzucić go jak najwyżej w powietrze i szukać skarbu tam, gdzie spadnie. W noc Kupały odprawiano również rozmaite wróżby, bardzo często związane z miłością, które miały pomóc poznać przyszłość. Wróżono ze zrywanych w całkowitym milczeniu kwiatów polnych i z wody w studniach, wróżono z rumianku i kwiatów dzikiego bzu, z cząbru, ze szczypiorku, z siedmioletniego krzewu kocierpki, z bylicy i z innych roślin oraz znaków. Powszechnie wierzono też, iż osoby biorące czynny udział w sobótkowych uroczystościach, przez cały rok będą żyły w szczęściu, a i dostatek ich nie ominie. Według wierzeń wodniki, wodnice i utopce, które opisuje w swych opowieściach pan Zbigniew Adrjański, oraz większość pozostałych demonów wodnych lubiły zaczajać się na spragnionych lata ludzi, którzy nierozsądnie zażywają kąpieli przed nocą Kupały. Dopiero po tym święcie kąpiel w jeziorach i rzekach stawała się stosunkowo bezpieczna. W okresie późniejszym wierzenia te znalazły swoje odbicie w święceniu wody w przypadającą na 23-24 czerwca wigilię św. Jana.
Tak, więc szukajmy swojego kwiatu paproci, swojego szczęścia tego właśnie wszystkim życzy
Wasza Jadwiga