Życie nasze składa się z różnych ważnych wydarzeń na przestrzeni lat. Kilka dni temu napisałam o urodzinach i o wydarzeniach jakie miały miejsce wiele lat temu podczas II Wojny Światowej. Dzisiaj uczestniczyłam w pogrzebie dziadka jednej z osób z naszej Rodziny. Jak zwykle w takich okolicznościach stawiła się cała bliższa i dalsza rodzina, a także sąsiedzi, a ciekawskich też pewnie nie brakowało. Pamiętam doskonale pogrzeb mojej ukochanej Babci Katarzyny w roku 1978 w Opatowie, a właściwie w Kolegiacie Opatowskiej pod wezwaniem św. Marcina z Tours. Zajmuje ona miejsce wyjątkowe. Miejsce pośród zabytków architektury romańskiej w Polsce. Została zbudowana w roku 1189 i od tego czasu przez ponad osiemset lat jest świadectwem wielkiego kunsztu średniowiecznych budowniczych. Bazylika opatowska postawiona na niedużym wzniesieniu, króluje nad miasteczkiem Opatów zwracając uwagę swoją piękna sylwetką. (Tym, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej na temat Kolegiaty Opatowskiej polecam stronę w Internecie pt: Kolegiata Opatowska św. Marcina). Często bywałam w rodzinnej wsi Babci, gdzie przez kilkanaście lat spędzałam wakacje. Nie pamiętam już kiedy natknęłam się w spichrzu na „wielkiej” urody skrzynię wykonaną z drewna dębowego, tak zwaną skrzynię posażną. Była w stanie „nędzy i rozpaczy” jak stwierdził ślubny, ale ja widziałam ją w swoich wspomnieniach jako pięknie wykonaną skrzynię, wtedy pomalowaną na wiśniowy kolor, na której często siedziałam słuchając opowieści rodzinnych, a także obserwując zarabianie w wielkiej dzieży zaczynu na chleb, jego wyrabianie a w końcu pieczenie w specjalnie ulepionym piecu chlebowym. Babcia była szlachcianką, co prawda niezbyt bogatą, ale przekazała swoim córkom umiłowanie tradycji i umiejętności prowadzenia gospodarstwa wiejskiego jak i w mieście. Córki i syn były nauczone wszystkiego co konieczne było w ich dalszym życiu. W moich wspomnieniach najwyraźniej widzę nasze przygotowania do uczestniczenia w niedzielnej mszy. Wówczas wcześnie rano Babcia otwierała swoją magiczną skrzynię wyjmując szale koronkowe, białe halki pod czarną spódnicę, trzewiki niedzielne i bluzkę czarną w drobniuteńkie kwiatuszki. Przyznam się, że zawsze lubiłam towarzyszyć Babci w tym niedzielnym rytuale. Dom spał, a my we dwie piłyśmy kawę zbożową, po cichuteńku rozmawiałyśmy, a Babcia snuła coraz to inną opowieść o rodzinnym domu i zwyczajach. Jednym z nich było „wianowanie” córki. Inaczej mówiąc przygotowanie posagu, którym Rodzice wyposażali młodą kobietę na dalszą drogę życia. Posag ten – wiano, był składany przez lata do skrzyni dębowej i był przekazywany córce w dniu jej ślubu. Skrzynia Babci Katarzyny była przekazywana od pokoleń, z matki na córkę. Wszystkie te obrazy przemknęły mi przed oczami, gdy spoglądałam na zniszczoną kiedyś piękną dębową skrzynię. Wypadłam ze spichrza ubrudzona mąką i śrutą pośród których stała skrzynia. Poszłam do mojej ciotki i stanowczo poprosiłam o wydanie mi tej pokrzywdzonej przez czas pamiątki. O dziwo nie było żadnego sprzeciwu, tylko padło jedno zdanie: dziecko po co ci taki rupieć? hm… dla kogo rupieć dla tego rupieć. Dla mnie zaś w nim zamykało się moje dzieciństwo oraz moje dorastanie, a także opowieści Babci. Skrzynia przyjechała do nas, w stanie opłakanym, ale ja już wtedy wiedziałam, że będzie piękna! Mój ślubny kocha pracę w drzewie. Nie powiem, renowacja domowym sposobem zajęła kilka ładnych miesięcy, bo części metalowe skrzyni należało zamówić u kowala, co wcale nie było łatwe w Warszawie, ale chcieć to móc. Odrestaurowana skrzynia stoi na poczesnym miejscu w naszym domu, ilekroć koło niej przechodzę widzę Babcię pochyloną, wyjmująca rozmaite „skarby”. Moja skrzynia zgodnie z tradycją przejdzie w posiadanie córki, a później wnuczki. I tak tradycja rodzinna będzie się toczyła, a przecież o to chodziło Babci Katarzynie. Babcia znała tylko swoją prawnuczkę (moją córkę), dzisiaj miałaby 116 lat, ale moje dziewczynki doskonale wiedzą kto był ich Pra-babcią, i pra pra- babcią. Moja córka przebywając, tak jak ja na letnich wakacjach w majątku babci, nie umiejąc sobie poradzić z dwiema żyjącymi babciami (moją mamą i jej mamą) Babcię Katarzynę nazwała Starą Babcią, a chodziła za nią jak cień, tak samo jak ja, mała dziewczynka lata temu.
Babcię Katarzynę wspominała
Wasza Jadwiga