Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Polski Komitet Olimpijski’

 

od lewej Roman Babut Prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Kolekcjonerów Olimpijski AICO, członek Komisji Kultury MKOL

od lewej Roman Babut Prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia Kolekcjonerów Olimpijski AICO, członek Komisji Kultury MKOL , Andrzej Szalewicz, Prezes PKOL Andrzej Kraśnicki

 

Często w moich wpisach wspominałam o Andrzeju Szalewiczu, z którym przez 14 lat pracowałam w Polskim Związku Badmintona. W 1991 r. w związku z wyborem na prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego  Andrzej odszedł ze Związku. Funkcja ta była wyzwaniem i wymagała wielkiego zaangażowania w sprawy olimpijskie. W ówczesnych latach PKOL nie był ogromną instytucją, zatrudniał okresowo 11 – 18 osób. Dzisiaj jest inaczej. Jest to wielka machina, której zadaniem jest edukacja olimpijska,  wysyłanie reprezentacji olimpijskich na zimowe lub letnie igrzyska olimpijskie, oraz na na inne wielkie światowe imprezy pod patronatem MKOL, organizowanie sponsoringu, pracy zarządu oraz poszczególnych komisji działających w PKOL. Andrzej przewodniczy jednej z nich. Jest to Klub Kolekcjonera.

Od dwudziestu czterech lat  jesteśmy szczęśliwym  małżeństwem, w którym każde z nas realizuje swoje pasje nie przeszkadzając sobie nawzajem.

Andrzej Szalewicz , Helena Pilejczyk, Renata Maurer Różańska

Andrzej Szalewicz , Helena Pilejczyk, Renata Mauer- Różańska

Jego największym wyzwaniem jest Centrum Olimpijskim- praca i wielka pasja, z którą nikt i nic nie może rywalizować! O przepraszam popełniłam błąd jest jeszcze jedno hobby, pasja i ciekawość historyczna, którą odkrył w sobie wiele lat temu. Jest to niewątpliwie GENEALOGIA i genetyka. W takiej kolejności! Andrzej jest członkiem Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego (WTG) i Polskiego Towarzystwa Heraldycznego (PTH) jest autorem książki: „Rodopis Szalewiczów. Czy wszyscy pochodzimy od jednego przodka”., w której na podstawie badań DNA rekonstruuje pochodzenie swojej rodziny.

Kilka lat temu umieściłam na blogu wpis o jego książce „Rodopis Szalewiczów- czy wszyscy pochodzimy od jednego przodka?”.

W ostatnim numerze Newsweek ekstra 6/2016 GENEALOGIA ukazał się artykuł Jacka Tomczuka pod

16.10.16 Anin pod Warszawą, Andrzej Witold Szalewicz (ur. 10 marca 1939 w Lowiczu) – polski dzialacz sportowy. Z wyksztalcenia inzynier elektronik. Potomek litewskiej rodziny Szalewiczow herbu Szalawa. Wspolzalozyciel w 1977 roku Polskiego Zwiazku Badmintona oraz wspolzalozyciel i prezes Unii Polskich Zwiazków Sportowych. Od 1991 do 1997 prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Genealog, czlonek Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego (WTG) i Polskiego Towarzystwa Heraldycznego (PTH).

16.10.16 Anin pod Warszawą, Andrzej Witold Szalewicz (ur. 10 marca 1939 w Lowiczu) – polski dzialacz sportowy. Z wyksztalcenia inzynier elektronik. Potomek litewskiej rodziny Szalewiczow herbu Szalawa. Wspolzalozyciel w 1977 roku Polskiego Zwiazku Badmintona oraz wspolzalozyciel i prezes Unii Polskich Zwiazków Sportowych. Od 1991 do 1997 prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Genealog, czlonek Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego (WTG) i Polskiego Towarzystwa Heraldycznego (PTH).

tytułem ”Bałt Litwin czy Polak?”. Artykuł dotyczy poszukiwań korzeni rodzinnych Andrzeja Szalewicza. Nie wiem, czy będziecie mogli kupić w Empiku numer Newsweeka ekstra, dlatego za zgodą autora przytaczam w całości: 

 

BAŁT LITWIN czy POLAK?

Zamówiłem badania, wpłaciłem zaliczkę, chyba 50 dolarów, i przyszedł zestaw do pobrania materiału genetycznego. Na początku były kłopoty z wysłaniem tego do Stanów, bo nikt nie wiedział, czy to legalne, higieniczne mówi Andrzej Szalewicz genealog pasjonat

„…Jak inżynier elektronik i działacz sportowy został genealogiem? – Na początku był sygnet. Przez lata zastanawiałem się czy dziadek miał prawo do noszenia sygnetu z herbem Szaława, który to otrzymałem od ojca. A także  na jakiej podstawie w metryce chrztu mojego ojca był zapis „dziecko rodu szlacheckiego”, które to sformułowanie było przyczyną dwukrotnego wyrzucenia go z pracy po II wojnie światowej.

W drugiej połowie lat 90. postanowiłem sprawdzić wiarygodność niektórych faktów opowiadanych kiedy byłem dzieckiem w czasie spotkań rodzinnych i przy wigilijnym stole.  Niestety osoby z którymi mógłbym porozmawiać, babcia dziadek ojciec i jego siostra, już odeszły. Postanowiłem wiec porównać skrawki zapamiętanych przeze mnie opowieści z pozostałymi dokumentami.

Andrzej sprawdza materiały do artykułu w Newsweeku

Andrzej sprawdza materiały do artykułu w Newsweeku

Co pan ustalił na początku? – Rodzina mieszkała od XII do XX wieku w powiecie lidzkim na Wileńszczyźnie, na terenach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Przynajmniej w XIX wieku była to rodzina średniozamożna, choć jej przedstawiciele pełnili funkcje w urzędach grodzkich i ziemskich: namiestników, starostów, rotmistrzów, chorążych, sędziów, rejentów, komorników. Wcześniej byli elektorami królów polskich: Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Stanisława Leszczyńskiego.

W książce „Rodopis Szalewiczów” pisze pan, że w pierwszej połowie XIX wieku po ogłoszeniu Prawa o szlachectwie, procedura legitymacyjna pana rodu trwała 22 lata… – Została ukończona w 1838 roku wpisaniem do szóstej części szlacheckiej księgi genealogicznej. Dzisiaj można by to uznać za typowy objaw snobizmu, ale wówczas w zaborze rosyjskim był to jeden z niewielu sposobów zachowania nie tylko majątku ale też uzyskania dostępu do nauki na wyższych uczelniach. I możliwość pełnienia funkcji urzędowych.

Moi przodkowie uczyli się na uniwersytetach Moskwy i Sankt Petersburga, po ich ukończeniu nie mogli pracować w Zachodniej Rosji, czyli na terenie byłej Polski. Byli delegowani na Syberię czy Daleki Wschód, by tam pełnić wysokie urzędy. Dziadek po studiach w Petersburgu, był doradcą na dworze carskim, po czym został głównym geodetą permsko-orenburskiej guberni. Do Polski przyjechał w 1921 roku po wybuchu wojny polsko-bolszewickiej.

Miał pan dostęp do archiwów? – W Polsce bywa z tym problem. II wojna światowa, pożary, powstanie warszawskie, podczas którego spłonęło Archiwum Akt Dawnych.  Na  terenie dzisiejszej Litwy i Białorusi jest dużo lepiej. Tam jak się zbliżał front, Rosjanie wrzucali archiwa do pociągów i wywozili na Syberię, gdzie przeczekały najgorszy czas. Oczywiście po 1945 roku były wykorzystywane przez NKWD, które szukało w nich wrogów klasowych. Archiwa wróciły z Moskwy do Wilna czy Mińska dopiero w 1983 roku, za to uporządkowane.

Jak przyjechałem do Wilna pod koniec lat 90., nie miałem żadnych kłopotów z odnalezieniem podstawowych informacji o Szalewiczach. W teczce o swojej rodzinie natrafiłem na ponad 40 dokumentów, łącznie z drzewem genealogicznym do 12 pokoleń wstecz.

Drzewo genealogiczne Andrzeja Szalewicza namalowane przez nieżyjącego już Tomasza Steiera

Drzewo genealogiczne Andrzeja Szalewicza namalowane przez nieżyjącego już Tomasza Steiera

Idealnie. Szczęściarz z pana. – To były tylko imiona. Jeszcze nie wiedziałem, jakie kryją życiorysy, pasje, historie. Żeby usprawnić prace, wynająłem litewskiego archiwistę, który na miejscu gromadził materiały.

Bardzo ciekawe okazały się dokumenty sądowe, testamenty, listy zastawne, sprawozdania ze ślubów. Tym ostatnim zawsze towarzyszył duży opis: rodzice obu stron, świadkowie, a nieraz i cały orszak, z podaniem stopnia pokrewieństwa. Zbawienny był pożar dworu w 1712 roku, który pochłonął również skrzynię z dokumentami. Rodzina musiała odtworzyć swoje dokumenty przed sądem, sprawa ciągnęła się 12 lat. Ale dzięki temu mam w jednym miejscu informacje o spadkach, dzieleniu majątku… Długo pan pracował wyłącznie na dokumentach? – Dzćiesięc lat. Znalazłem nawet protoplastę rodu, był nim Kasper Ambrożewicz, urodzony w 1543 roku. Jego nazwisko pojawia się w spisie wojskowym Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na przeglądzie pospolitego ruszenia w 1567 roku pojawił się na koniu i z siekierą, potem jest wymieniony w aktach sądowych już jako Kasper Szal, żona jako Szalewa, córki jako Szalewne, a synowie Szalewicze. Jak tak dobrze szło, to po co panu były badania DNA? – Kłopoty pojawiły się kiedy próbowałem połączyć moja rodzinę Szalewiczów z siedmioma innymi, które  zidentyfikowałem. Idąc w przeszłość, potrafiłem zrekonstruować nasze drzewo zaledwie od połowy XIX wieku, około roku 1863 kończyły się wszelkie związki. Długo zastanawiałem się dlaczego. Wyjaśnienie okazało się banalne – wtedy nastąpiło na tamtych terenach uwłaszczenie.

Jaki miało przebieg? Przychodził chłop po ziemię i urzędnik pytał o nazwisko. Chłop odpowiadał: Jan. A w jakim majątku mieszkasz? W Szalewie. I tak zostawał Janem Szalewiczem, wraz z ziemią otrzymał nazwisko. Nic dziwnego, że nie łączyło nas nic w XVIII czy XVII  wieku, wtedy nie byliśmy jeszcze rodziną. Chciał pan to sprawdzić genetycznie? – Tak. Namówiłem na badanie genetyczne 15 osób, ośmiu członków mojej rodziny i po jednym, przedstawicielu pozostałych siedmiu. Okazało się, że wszyscy mężczyźni z mojej rodziny są potomkami tego samego mężczyzny, a z pozostałymi w przedziale kilkusetletnim nie mieliśmy wspólnego przodka.

Ale to nie wszystko, zostałem zaliczony do haplogrupy N1c, podczas gdy typowa dla Polski to R1a. Co to znaczy? – Że bliżej Szalewiczom do ludów Północy, takich jak Bałtowie, Jaćwingowie, czy potomkowie plemion ugro-fińskich. 78 procent Lapończyków, 67 Finów i ponad 40 Litwinów ma tą samą grupę co ja.

Wcześniej zastanawiałem się, jak Szalewiczowie znaleźli się na Litwie. Byłem przywiązany do hipotezy, że przodkowie przenieśli się tam na początku XVI wieku z Małopolski, gdzie byli zaangażowani w ruch braci polskich. Skorzystali z protekcji Radziwiłłów, którzy wspomagali innowierców i osadzali ich w okolicach Trok. Inna wersja była taka, że Szalewiczowie mają korzenie Tatarskie i pochodzą od Szalej Chana. Okazało się, że nic bardziej mylnego. Oni znikąd nie przyjeżdżali, mieszkali na Litwie od 11 tysięcy lat.

Jak pan to przyjął? – Wyniki badań przyszły pod sam koniec pisania książki „Rodopis Szalewiczów. Czy wszyscy pochodzimy od jednego przodka”, w której opisałem kilkuset moich przodków. Czułem, że wiem o nich bardzo dużo, mam z nimi swoją prywatną relację. A jednocześnie wydarzyło się coś znacznie ważniejszego: zostałem wyalienowany z tego kraju. Przecież w Polsce 55 procent ludzi ma haplogrupę R1a, a moją zaledwie 4 procent i to w pasie nadmorskim i byłych Prus Wschodnich. A więc na Ziemiach Odzyskanych, gdzie znajdowali domy repatrianci z Litwy po 1945 roku.

Zrozumiałem, że ustalenie pokrewieństwa to tylko pierwszy etap mojej przygody z genealogią genetyczną. Zacząłem zastanawiać się, skąd są moje korzenie i czy ta metoda może mi pomóc to ustalić. Od czego pan zaczął? – Podstawową sprawą było, żeby znaleźć się ze swoim wynikami w ogólnoświatowej bazie danych. Dlatego następne badania zdecydowałem się, zrobić w Stanach Zjednoczonych.

Zamówiłem badania, wpłaciłem zaliczkę, chyba 50 dolarów i przyszedł zestaw do pobrania materiału genetycznego, czyli śliny. Na początku były kłopoty z wysłaniem tego do Stanów, bo nikt nie wiedział czy to legalne, higieniczne czy trzeba mieć pozwolenie… Wreszcie machnąłem ręką na przepisy, wsadziłem w polecony list i poszło.

Po co pan robi teraz coraz dokładniejsze badania swego DNA?

– Rurykowicze, Giedyminowie, Jagiellonowie, Czartoryscy, Sanguszkowie, Sapiehowie – te wszystkie rodziny pochodziły z Litwy. Z badań DNA wynika, że mamy tego samego przodka, ale dla mnie dzisiaj to bez znaczenia. Przecież nie będę uznawał się za kuzyna Sapiehów tylko dlatego, że wyszło mi, że 1000 lat temu mieliśmy wspólnego przodka.

Pan chciałby dowiedzieć się skąd przyszli pana przodkowie na Litwę? – Nie. Na podstawie badań, wiem że w okolice Bałtyku przyszli dwa tysiące lat przed naszą erą. Można zlokalizować, gdzie zatrzymali się tysiąc lat później.  Ale to mnie nie interesuje tak bardzo. A co? – Mówiłem już, że mam dokument, w którym pojawia się nazwisko Szalewicz, pochodzi z XVI wieku. Dzięki badaniom DNA mógłby znaleźć osoby, ze mną spokrewnione, a żyjące w tamtych okresie. Te nazwiska mogłyby mnie poprowadzić w jeszcze odleglejszą historię. Trafiłbym na ślad, który mógłbym badać. Fajnie by było znaleźć dokumenty o swojej rodzinie z XIII –XV wieku.  Znaleźć jeszcze dawniejszego przodka, niż Kacpra, może się okaże, że moje korzenie są wśród bojarów litewskich?

Co by musiało się stać? – Musi się powiększyć baza danych. W klasycznej genealogii liczy się dokument, z którego wyczytujesz informacje. Liczą się twoja znajomość archiwów, języka, umiejętność szukania śladów, spryt. Genealogia genetyczna to taka dziedzina, w której jesteś uzależniony od innych. Im więcej osób na świecie zdecyduje się na badanie, tym więcej  danych porównawczych w bazie. W 2008 rok, kiedy robiłem pierwsze badanie określało się 26 haplotypów. a dzisiaj już dwa tysiące. Snipów (od Single Nucleotide Polymorfism), czyli polimeraza pojedynczego nukleotydu – przyp.red.) 170-200, a dzisiaj 38 tysięcy. Czyli ludzie są podzieleni na tyle grup. Ja też mam swoją, na razie dwuosobową. Na razie skromnie. – Proszę zobaczyć. To jest drzewko haplogrup z września 2015 roku. Jest na nim historia haplogrupy N1c, która zaczyna się 11 tysięcy lat temu. W pewnym momencie pojawia się grupa M6921 – to  jestem ja i jeden mężczyzna z USA, pan Radziwiłłowicz. Okazało się że jest potomkiem rodziny, która zamieszkiwała w VII wieku te same tereny pod Kownem, co moja rodzina. No może oni byli bliżej Możejek. Na razie jest nas dwóch, ale gdyby zgłosiło się więcej osób, może jeszcze by się ktoś odnalazł?

Po co panu to grzebanie się w tej naprawdę już odległej przeszłości? – Jeżeli w VII wieku mój przodek żyje na terenach opanowanych przez Bałtów Wschodnich, to kiedy moi przodkowie stają się Litwinami?  Gdzieś w XII wieku, kiedy powstaje już państwo litewskie.  Ale w XVI wieku dokumenty podpisują już w języku polskim.

To ja pytam: Kim jestem ? Bałtem, Litwinem, Polakiem?

 

zdjęcia 3,4,5 wykonał Mikołaj Starzyński fotograf Newsweek

pozostałe archiwum rodzinne

 

                                       

 

Wydawnictwo z okazji 10-lecia Centrum Olimpijskiego Polskiego Komitetu Olimpijskiego

Autor Andrzej Szalewicz, Wydawnictwo „ESTRELLA”, Warszawa 2014

Centrum Olimpijskie  autor książki Andrzej Szalewicz

Centrum Olimpijskie
autor książki Andrzej Szalewicz

Wczoraj w Centrum Olimpijskim odbyło się zebranie Zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a następnie spotkanie Rodziny Olimpijskiej. W spotkaniu wzięli udział zaproszeni goście, wszyscy sławni olimpijczycy zdobywcy medali olimpijskich. Takie spotkania odbywają się, co roku na dzień przed Piknikiem Olimpijskim, który właśnie trwa na Kępie Potockiej w Warszawie.  Wczorajsze zebranie i spotkanie z olimpijczykami było niezwykle miłe również z tego powodu, że dzień wcześniej przywieziono z drukarni książkę „Centrum Olimpijskie- Spełnione Marzenia”, której autorem jest Andrzej Szalewicz – mój mąż. Radość rodzinna została spotęgowana przez to, że Prezes PKOL Andrzej Kraśnicki zdecydował rozdać egzemplarze albumu podczas zebrania a także Spotkania Olimpijczyków. W ten sposób album uzyskał wspaniałą promocję, co szczerze ucieszyło Andrzeja i mnie.

Książce tej Andrzej poświęcił wiele pracy, gdyż trzeba było wyszukiwać różne informacje w materiałach archiwalnych Biblioteki UW, przejrzeć wiele tomów materiałów znajdujących się w Muzeum Sportu, a także archiwa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.  Mało osób wie, że mój ślubny jest „dłubakiem” osobą, która jest niezwykle konsekwentna w realizacji powziętych zamiarów.

Centrum Olimpijskie  książka wydana przez PKOL , wydawnictwo "ESTRELLA" 2014

Centrum Olimpijskie
książka wydana przez PKOL , wydawnictwo „ESTRELLA” 2014

Z tego powodu pewnie powstał Polski Związek Badmintona, o którym Andrzej marzył w latach 1956- 1977, kiedy na Krajowym Zjeździe Delegatów został powołany. Dlatego też po czternastoletniej pracy nad genealogia rodzinną powstała książka „Rodopis Szalewiczów- Czy wszyscy pochodzimy od tego samego przodka”.

Ogrom pracy zmusił go do poświęcenie każdej wolnej chwili na poszukiwania materiałów źródłowych, które pokazałyby jak w roku 1920 myślał o własnej siedzibie  PKIO Henryk Szot Jeziorowski pierwszy Sekretarz Generalny, którego osobiście poznałam w roku 1965, i którym to panem opiekowałam się do końca Jego dni na tym ziemskim padole, zupełnie nie wiedząc, że jest to postać znacząca dla polskiego sportu! Ale co mogłam wówczas wiedzieć o wielkich ludziach sportu, skoro dopiero ukończyłam dwadzieścia lat, trenowałam judo, a pan Henryk Szot Jeziorowski – siedemdziesięcioletni pan bywał częstym gościem w Biurze Polskiego Związku Judo, w którym

dedykacja dla czytelników bloga "Okiem Jadwigi"

dedykacja dla czytelników bloga „Okiem Jadwigi”

pracowałam. Ja wiedziałam tylko tyle, że właśnie ten pan jest prekursorem judo i ju-jitsu w Polsce, a o Polskim Komitecie Igrzysk Olimpijskich z roku 1920 nie miałam zielonego pojęcia. Dopiero tuż przed Jego śmiercią po otrzymaniu egzemplarza książki, której był autorem zrozumiałam, kto zacz.

Los zawsze stawiał i stawia na drodze mojego życia ludzi niezwykłych. Dlatego

dawne siedziby PKOL ul. Wiejska 51, ul. Frascati 4

dawne siedziby PKOL ul. Wiejska 51, ul. Frascati 4

pewnie postanowiłam pisać blog i zapoznawać wszystkich czytelników z tymi niezwykłymi osobami.

Pozwólcie, że dłużej już nie będę pisała o wczorajszym wieczorze, miłym dla autora i dla mnie. Dzisiaj chcę zapoznać was z albumem „Centrum Olimpijskie- Spełnione Marzenia”. Niech przemówi do was autor Andrzej Szalewicz. Zapraszam!

„…Historia starań władz Polskiego Komitetu Olimpijskiego o własna siedzibę jest prawie tak samo długa jak istnienie stowarzyszenia. Pierwsze kroki w kierunku organizacji Polskiego Komitetu Igrzysk Olimpijskich podjęte zostały w Dziale Wychowania Fizycznego i Budownictwa Sportowego w Ministerstwie Zdrowia Publicznego, którym kierował Henryk Szot-Jeziorowski. Już, jako Sekretarz Generalny PKIO w końcu roku 1920 Henryk Szot- Jeziorowski pozyskał majątek w postaci Agrykoli, zwanej Parkiem Sobieskiego z zabudowaniami i urządzeniami, halę oraz siedmiopokojowy lokal na ulicy Wiejskiej 11.

Na części parku Agrykola, która była we władaniu PKIO, miał powstać obiekt z wydzielonymi powierzchniami przeznaczonymi na biura, ale wobec braku środków finansowych do II wojny światowej biuro mieściło się na Wiejskiej. Poszukując informacji o siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego po II wojnie światowej, ustaliłem na podstawie książek telefonicznych m.st. Warszawy, adresy, pod którymi występował PKOl. Pierwszy adres to ulica Puławska 2 gdzie była

Piknik Olimpijsiki

Piknik Olimpijsiki

siedziba PKOl w latach 1948-1952 (obecnie wielopiętrowe City Shopping przy placu Unii) oraz przy ulicy Łazienkowskiej 1 w latach 1953-1954. Był to okres, w którym nie siedziba, ale samodzielność stowarzyszenia była ważniejszym celem. W kolejnych latach biuro PKOl przeniosło na ulicę Wilczą 51 w okresie 1955 -1958. To właśnie w tym lokalu w roku 1955 zaczęto realizować pomysł zorganizowania zakładów wzajemnych w celu pozyskania środków na Fundusz Olimpijski. Konsekwencją tych działań było powołanie w następnym roku Państwowego Przedsiębiorstwa Totalizator Sportowy. Wtedy też powstał pomysł samodzielnej siedziby. W pismach kierowanych do władz m.st. Warszawy z prośbą o wyrażenie zgody na nadbudowę piętra w kamienicy przy ulicy Frascati 4 widnieje właśnie ten adres. W latach 1958-1968 i 1974 -2004 biuro Polskiego Komitetu Olimpijskiego mieściło się przy ul. Frascati 4. Na bardzo krótko przeniesiono siedzibę biura do pawilonu Akademii

tak było

tak było

Wychowania Fizycznego przy ul. Marymonckiej 34 w latach 1968-1974. Jednak po pewnym czasie lokal ten objęła w posiadanie Polska Federacja Spor tu. PKOl powrócił pod adres przy ul. Frascati 4. Nadbudowano czwartą kondygnację na budynku przy Frascati 4, jednak okazało się, że i ten lokal posiadał ograniczone możliwości powierzchniowe. Rozwijający się dynamicznie polski ruch olimpijski wymagał większej siedziby, gdyż w dotychczasowej brakowało miejsca. Pomysł rozwiązania docelowego, samodzielnej siedziby biura PKOl ma swoje początki w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych (1983), kiedy to rozpoczęto działania mające na celu znalezienie terenu pod inwestycję.

Potrzeba było kolejnych dwudziestu lat, konsekwentnego działania swoistej „sztafety pokoleń”, w czasie, których kolejne zarządy Polskiego Komitetu Olimpijskiego na czele z prezesami podejmowały starania o pozyskanie miejsca i budowę odpowiadającą potrzebom, randze i wyzwaniom ruchu olimpijskiego. W niniejszym opracowaniu starałem się pokazać jak wiele zabiegów wymagało osiągnięcie upragnionego celu oraz kto w tym procesie uczestniczył. Jestem przedstawicielem starszego pokolenia, dlatego mam większe zaufanie do zapisów książkowych, stąd niniejsze opracowanie ma formę albumu-monografii.

Centrum Olimpijskie - wieczorna iluminacja

Centrum Olimpijskie – wieczorna iluminacja

Rok 2014 to dziesiąty rok istnienia Centrum. Skromny jubileusz.

Ostatnia część opracowania dokumentuje zadania, jakie realizujemy w budynku Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Samotne przygotowanie takiego wydawnictwa jest niemożliwe.

Dziękuję wszystkim koleżankom i kolegom, którzy pomagali mi przy pisaniu tego albumu-monografii, a w szczególności Adamowi Pietroniowi, z którym współpracuję od początku projektu budowy, czyli od stycznia 2002 i który w znacznym stopniu był współautorem tego opracowania; Hannie Bielczyk-Długosz za pozytywny doping i pomoc przy wybraniu właściwej formy przedstawienia finansowania przedsięwzięcia; Marzennie Koszewskiej za przetłumaczenie streszczenia; Ewie Paczkowskiej, która

Centrum Olimpijskie wiecha

Centrum Olimpijskie wiecha

wiele godzin spędziła w archiwum poszukując brakujących dokumentów; Szymonowi Sikorze w zebraniu materiału zdjęciowego; Marcinowi Doroś, Kindze Gasik, którzy pomagali przy

Andrzej Szalewicz, Helena Pilejczyk brązowy medal w łyżwiarstwie szybkim  IO Squaw Valley 1960, Renata Mauer Różańska dwa złote medale w strzelectwie IO Atlanta 1996

Andrzej Szalewicz, Helena Pilejczyk brązowy medal w łyżwiarstwie szybkim IO Squaw Valley 1960, Renata Mauer Różańska dwa złote medale w strzelectwie IO Atlanta 1996

wyselekcjonowaniu zdjęć archiwalnych i  przygotowaniu zestawienia wydarzeń realizowanych w naszym budynku.

W części albumu -monografii dotyczącej działalności Centrum Edukacji Olimpijskiej dziękuję Grażynie Rabsztyn i jej współpracownikom: Magdalenie Rejf, Katarzynie Szotyńskiej-Deberny i Magdalenie Garlej. Podziękowania kieruję również do Elżbiety Kosieradzkiej, która dokonała wyboru materiału dotyczącego Muzeum Spor tu i Turystyki oraz Kajetanowi  Hądzelkowi, który poświęcił wiele czasu na dyskusję i konsultacje na temat zebranego materiału.

Członek MKOL pani Irena Szewińska w otoczeniu Rodziny Olimpijskiej

Członek MKOL pani Irena Szewińska w otoczeniu Rodziny Olimpijskiej

Dziękuję również mojej żonie Jadwidze Ślawskiej -Szalewicz, która podjęła się pracy korektora albumu -monografii…”

Cieszę się, że mogę dzisiaj, dzień po promocji, napisać o tym albumie-monografii, bowiem Centrum Olimpijskie zajmuje szczególne miejsce w życiu mojego męża i moim. To właśnie Andrzej został powołany przez Prezesa PKOL  Stanisława Stefana Paszczyka

Zenon Jaskuła z prawej wraz z autorem

Zenon Jaskuła z prawej wraz z autorem

na pełnomocnika PKOL do spraw budowy Centrum Olimpijskiego i przez kolejne cztery lata prowadził wspólne działania wraz z innymi ludźmi, które doprowadziły do powstania budynku. Jednego z najpiękniejszych budynków w Warszawie, zbudowanego przez Generalnego Wykonawcę Echo Investment według projektu architekta Bogdan Kulczyńskiego.

Właśnie o tej sztafecie pokoleń, o  wielu ludziach, którzy wierzyli w budowę własnej siedziby i o tym, że marzenia, choćby najbardziej nierealne, spełniają się, jest ta książka.

Spotkanie Rodziny Olimpijskiej 6.06.2014, otwarcia dokonał Prezes PKOL Andrzej Kraśnicki

Spotkanie Rodziny Olimpijskiej 6.06.2014, otwarcia dokonał Prezes PKOL Andrzej Kraśnicki

Oficjalne otwarcie miało miejsce 31 maja 2004. Dzisiaj mija 10 lat Centrum Olimpijskiego, w którym mieszczą się nie tylko Biura Polskiego Komitetu Olimpijskiego a także Muzeum Sportu i Turystyki, Fundacja „ Centrum Edukacji Olimpijskiej”, Polska Fundacja Olimpijska, Polskie Stowarzyszenie Infrastruktury IAKS, ZDROFIT Klub Fitness, GYM Generation- Centrum Gimnastyki Dziecięcej, Restauracja Moonsfera.

Tadeusz Tomaszewski poseł na Sejm RP

Tadeusz Tomaszewski poseł na Sejm RP

A  na zewnątrz czekamy na  Park Olimpijski, który mamy nadzieję, będzie ostatnim elementem spełniania marzeń, bowiem chciałoby się widzieć ten piękny budynek otoczony zielonym Parkiem Olimpijskim wpisanym w uporządkowany i ogólnie udostępniony odcinek Pasa Nadwiślańskiego.

Ja wierzę Andrzeju, że z pomocą wielu osób uda wam się spełnić i to marzenie również!

Summary

The book entitled „the Olympic Centre – the Fulfilled Dream” is an album -monograph which shows, at the background of beautiful photos presenting original architectural solutions and its interesting interior design, the possibilities to use the building for different events.

Ryszard Szurkowski, Jadwiga Ślawska Szalewicz

Ryszard Szurkowski, Jadwiga Ślawska Szalewicz

Working on this monograph I tried to show the long-term process of the Olympic Centre creation star ting from the initial concept of the POC headquarters – the Olympians House to complete a very modern, multifunction complex that allows the realization of the Olympic ideas development program.

When in 1983 the idea to found the Olympians House was born no-body thought that in a few years Poland would face a great political and economic transformation that would change completely the rules of associations’ activity including their financing. those changes were helpful in our work and realization of the Olympic Centre project.

autor i wielokrotny medalista w boksie Marian Kasprzyk

autor i wielokrotny medalista w boksie Marian Kasprzyk

In

Jadwiga i zapaśnicy Adam Sandurski, Andrzej Supron, Czesław Kwieciński i inni

Jadwiga i zapaśnicy Adam Sandurski, Andrzej Supron, Czesław Kwieciński i inni

thirty years since the idea to have own Olympic venue was born until the date of the formal inauguration of the Polish Olympic Committee headquarters the numerous General Assemblies were announcing the completion of our investment. Many years passed until it was finalized.

My album-monograph tries to present the people who participated in the works that led to finalize the project. the construction of the Olympic Centre is a great success of the relay of generations of the  POC Presidents and its Executive Boards. It couldn’t be possible without their systematic and gigantic work, consequence and persistence.

After ten years of its existence we are fully allowed to state that the Olympic Centre has a strong position in the sports community in Poland, it has gained international recognition and still gives us economic  effects.

More than half million people have visited the Olympic Centre for  ten years. It is a

Centrum Olimpijskie widok od strony południowej

Centrum Olimpijskie widok od strony południowej

result of our rich offer including the educational program prepared by the Olympic Education Centre and Museum of Sport and Tourism, fitness club, children Gym generation, restaurant and conference facilities.

The book isn’t the next report presenting the work of the Polish Olympic Committee. My intention is to show the diversity of activities realized in the Centre. We are very proud of this modern and beautiful  edifice which is the home for different sport, cultural and educational events. We cannot forget about the possibilities of other institutions working in the Olympic Centre which complement our activities in favour of the Olympic idea promotion.

We still think about the development of our Olympic Centre. Our dream is to have the Olympic Park. The project has been already created and we hope to implement it in the nearest future. Maybe it will be realized within the commonly accessible Vistula Coastal Waters which will allow the Olympic Centre to be surrounded by the Olympic Park, a good place to spend family leisure.

 


 

Zbyszek Bródka złoty medal IO Soczi 2014

Zbyszek Bródka złoty medal IO Soczi 2014

Igrzyska Olimpijskie w Soczi zakończyły się Ceremonią Zamknięcia, którą oglądały prawie trzy miliardy ludzi na całym świecie. Stadion wypełniony po brzegi. Każdy uczestnik przybyły na stadion otrzymał medal (rodzaj medalionu), który zapalał się różnymi kolorami w rytm rosyjskiej muzyki. Było nastrojowo i kolorowo.

W loży honorowej zasiedli i Prezydent Rosji Władimir Putin oraz prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach. Medaliści rosyjskiej reprezentacji wnieśli na stadion flagę, odśpiewano hymn Rosji, podczas którego flaga została wciągnięta na maszt.

Na arenę wkroczyli przedstawiciele państw niosący flagi narodowe. Wśród nich był Zbigniew Bródka -zdobywca złotego i brązowego medalu w łyżwiarstwie szybkim.   Po przemarszu chorążych pojawili się wszyscy zawodnicy poszczególnych ekip w kolorowym tłumie, nie było już reprezentacji narodowych, nie było uroczystego marszu, był kolorowy pochód młodzieży wyrażający jedność i przyjaźń sportowców wszystkich stron świata.  Po pięknym widowisku muzyczno-artystycznym rozpoczęła się część oficjalna zakończenia igrzysk.

Głos zabrał prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach, który podziękował wszystkim za zaangażowanie w organizację zimowych igrzysk w Soczi, szczególnie Prezydentowi Federacji Rosyjskiej Władimirowi Putinowi.

Podkreślił, że igrzyska powinny być czasem pokoju, stąd jego apel do tych, którzy sprzeciwili się tej zasadzie o to, aby brali przykład z rodziny olimpijskiej.

Złota Justyna

Złota Justyna

Wystąpienie pana prezydenta było nieco przydługie, ale rozumiem, że musiał w tak ważnej chwili podziękować zawodnikom za ich liczne stawienie się na starcie zawodów – w ilości ponad trzech tysięcy osób.   Dziękując za wspaniałą organizację zawodów w każdej dyscyplinie sportu, kilkukrotnie wyróżnił pracę ponad dwudziestu pięciu tysięcy wolontariuszy, życzliwych, uśmiechniętych i bardzo pomocnych.

Żegnając się z uczestnikami igrzysk zaprosił wszystkich na kolejne, które już za cztery lata odbędą się w Pyeong  Chang w Korei Południowej. Na zakończenie maskotki igrzysk zdmuchnęły ogień olimpijski roniąc łzę.

Na scenie pojawiły się dzieciaki z lampionami oraz kwiatami wiosny, która zawsze zwiastuje nadzieję. Pokaz sztucznych ogni zakończył piękne widowisko.

Polacy w Soczi zdobyli 6 medali. Złote medale wywalczyli Zbigniew Bródka (łyżwiarstwo szybkie – bieg na 1500 m), Justyna Kowalczyk (biegi

Justyna Kowalczyk Lotnisko im. Fryderyka Chopina dzisiaj o 4.30 rano

Justyna Kowalczyk Lotnisko im. Fryderyka Chopina dzisiaj o 4.30 rano

narciarskie – bieg  na 10 km stylem klasycznym) oraz dwukrotnie Kamil Stoch (skoki narciarskie – skocznia normalna oraz duża). Srebrny medal zdobyły panczenistki w biegu drużynowym (Katarzyna Bachleda-Curuś, Luiza Złotkowska, Natalia Czerwonka, Katarzyna Woźniak), a brązowy również w biegu drużynowym panczeniści (Zbigniew Bródka, Konrad Niedźwiedzki, Jan Szymański).

Wczoraj Lotnisko Fryderyka Chopina w Warszawie przeżyło oblężenie. Samolot z reprezentacją polskich łyżwiarzy wylądował o godzinie 11.30. Tłumy, jakie były w hali przylotów zaskoczyły nie tylko organizatorów powitania, ale również polskich zawodników. Przyjechało dwanaście autokarów z Domaniewic rodzinnej miejscowości Zbyszka Bródki, przyjechali wozem strażackim koledzy ze Straży w Łowiczu, przyjechali przedstawiciele

srebrna drużyna panczenistek

srebrna drużyna panczenistek

Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w której uczył się i trenował Zbyszek, przedstawiciele poszczególnych klubów rodziny zawodników, dziennikarze i my wierni kibice. Kwiaty uśmiechy i wielkie zaskoczenie na twarzach całej ekipy panczenistów.  Słychać było głosy, o Boże, ile ludzi, popatrzcie nawet minister MSW, Komendant Główny Straży, cały Polski Związek Łyżwiarski, koledzy, rodziny, dzieciaki i tysiące kibiców. Polski Komitet Olimpijski spodziewając się takich tłumów szczegółowo uzgodnił zasady powitania oraz rozlokowanie autokarów, co jest bardzo ważne z punktu logistyki i pracy lotniska, gdyż taka ich ilość mogłaby zablokować normalne funkcjonowanie portu lotniczego.  Na zakończenie krótkiej ceremonii powitania głos zabrał złoty Zbyszek, który oznajmił, że zdobycie medalu tak go nie przytłoczyło, jak widok tylu ważnych osób oraz kibiców na lotnisku. Po raz pierwszy ugięły mi się kolana, gdy usłyszałem mazurek Dąbrowskiego, dzisiaj z wrażenia, stoję tu na ugiętych nogach- powiedział na zakończenie nasz medalista.

Dzisiaj, o trzeciej godzinie nad ranem, wylądował charter z pozostałą ekipą olimpijską i Justyną Kowalczyk na czele. I znów tłumy, i znów setki dziennikarzy. Pomimo wczesnej pory na lotnisku było wielu kibiców.

Wrócili do nas, teraz dopiero będą odbywały się powitania lokalne, będzie miło i serdecznie, a my z niecierpliwością poczekamy na dzień 28 marca, na galę sportu organizowaną przez Polski Komitet Olimpijski i wielkie podziękowanie polskim sportowcom-olimpijczykom.  Dzisiaj zaś radujemy się z medali i jesteśmy dumni z naszych zawodników.

Ten wpis był planowany na wcześniejszy termin, ale po pierwsze czekałam na przyjazd wszystkich medalistów, a po drugie mam kłopoty ze zdrowiem mojego Ojca, proszę o wybaczenie

 

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.