Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Piotr Nurowski’

Wielki Chiński Mur i Jadwiga16.01.1986

No i śpię, ale o 6.40 Szalewicz mnie budzi przez pomyłkę. Nie napiszę tego co mu powiedziałam. Przecież Rysiek ma nas obudzić o 8.00, więc dlaczego myli się o półtorej godziny? Oczywiście sen odleciał, więc wstaję, mycie i przygotowanie do wyjazdu na Chiński Mur – po raz pierwszy w życiu. Śniadanie: jajka sadzone, grzanki, dżem, kawa i mleko. Wyjeżdżamy o 9.30. Jazda 60 km zajmuje nam jakieś dwie godziny autostradą z szybkością 50-60 km na godzinę. Zadziwiające, bo na drogach II kategorii jeżdżą jak wariaci, reprezentacja Polski w badmintonie na Chińskim Murze-1986 rna trzeciego, na szóstego, okropnie. Chiński Mur jest rzeczywiście imponujący, widać go jak wężykiem układa się na górach, ale żeby go zobaczyć trzeba wspiąć się na kilka górek, co oczywiście jest moim marzeniem. Ale idę. Robimy zdjęcia, dużo zdjęć, pogoda, słonecznie, tylko wiatr szaleje. Do hotelu wracamy autokarem, ja ze zmęczenia i tej wspinaczki śpię w drodze powrotnej. Jest takie powiedzenie, kto nie widział Chińskiego muru i pandy, nie pił małtaj i nie jadł kaczki po pekińsku, ten nie był w Chinach. Właściwie od lewej Bożena Siemieniec -Bąk, Ja, Andrzejzostała nam tylko degustacja kaczki.

 

Biegiem na górę, przebieram się w kostium, białą bluzkę, biorę przygotowane upominki i szybko na dół. I już jesteśmy w restauracji o wdzięcznej, wiele mówiącej nazwie Pekińska Kaczka. Obecni: Zhou Zen – Prezydent Chińskiego Związku Badmintona (najsilniejszego związku badmintonowego na świecie), przedstawiciel polskiej ambasady, Lu Shengrong (późniejszy Prezydent Międzynarodowej Federacji Badmintona IBF), sekretarz generalny Chińskiego Związku Badmintona, Xiao Taowu, Jurek, Rysiek, Andrzej, Szi od lewej Ryszard Borek trener kadry narodowej w badmintonie i Andrzej Szalewicz Prezes PZBad 1986 rPin i ja, zawodnicy przy dwóch okrągłych stołach. Światowo, pięknie i elegancko. Restauracja to 5 pięter różnej wielkości sal, które są wynajmowane w zależności od ilości osób biorących udział w biesiadzie. U nas zamawiamy stół dla czterech osób, tam salę na 12, 16 czy 20 osób.

 

Kelnerzy serwują: jajko gołębie, kaczkę smażoną, pędy, kapustę, kurczaka, wołowinę, mątwę, żołądek, krewetki smażone, krewetki duże  i oczywiście kaczkę po pekińsku, hodowaną przez 40 dni (tuczoną), specjalnie pieczoną na ogniu z drewna owocowego. Kroi ją sam szef kuchni, używa do tego ogromnego tasaka, którym włada tak, jakby miał w ręku mały nożyk, a oprawa kaczki zajmuje mu kilka minut. Do kaczki podają maleńkie naleśniczki, drobniutko krojone pory, specjalny sos śliwkowy, jabłka w lukrze, słodkie koszyczki, a my polską wódkę. Kaczkę jemy w sposób następujący – naleśniczek smarujemy sosem śliwkowym, nakładamy trochę porów pokrojonych na zapałkę, do tego plasterek kaczuchy, zawijamy w rulonik i ten cudownego smaku naleśnik ląduje w naszej buzi. Jest pyszny, nic mu nie może dorównać. Majstersztyk.  

Podczas kolacji załatwiamy:

przyjazd trenera chińskiego na minimum dwa lata,

przyjazd ekipy polskiej na mistrzostwa Świata w 1987 r. do Pekinu (na koszt organizatorów, czyli Chińskiego Związku Badmintona),

przyjazd ekipy chińskiej na międzynarodowe mistrzostwa Polski w roku 1986 ! UFFFFFFFFF, jestem spocona z wrażenia, że tyle spraw udało nam się załatwić.

ekipa i mur 1986W czasie całego pobytu naszej reprezentacji powtarzałam: od naszego zachowania, wywołanego wrażenia na gospodarzach we wszystkich miejscowościach, od naszej postawy, a także postępowania, wyrażania opinii na tematy szkolenia w badmintonie zależeć będzie kilka istotnych spraw po które pojechaliśmy. Zrealizowaliśmy plan maksimum!  

Na zakończenie uroczystej kolacji wręczamy upominki dla Lu Shengrong: piękne lustro oprawione w srebro (cały czas latało w moim bagażu), wszyscy otrzymali proporczyki, te pięknie haftowane, Prezydent Zhou ja, sekr.gen Chinskiego Badmintona. Xiao Taowu, Shi Pin tylemZen wspaniałą inkrustowaną tacę, sekretarz generalny i Xiao Towu duże tace srebrne na owoce, oczywiście wszyscy otrzymali też polską wódkę. Mój bagaż znacznie zmniejszył swoją objętość oraz ciężar. Nawet przedstawiciel polskiej ambasady został uhonorowany naszymi upominkami. W tym miejscu warto zaznaczyć, że nasi polscy sponsorzy LOT i FSO przygotowali nam wiele drobiazgów, które mogliśmy wręczyć gospodarzom w poszczególnych miastach. Jurek Szuliński niespodziewanie podarował Madame Lu czapeczkę i szalik z naszych mistrzostw Europy – Helvetia Cup, zyskując aplauz obecnych. Na zakończenie jeszcze raz poprosiliśmy sekretarza generalnego o pomoc w dalszej współpracy, Mme Lu Shengrong od 1995 Prezes IBF gdyż Xiao powiedział mi, że właściwie wszystkie sprawy od niego zależą. Korzystając z tej informacji powróciłam do zasadniczej rozmowy jak sekretarz z sekretarzem. Madame Lu również obiecała nam pomóc. ( Madame Lu w 1995 r została wybrana Prezydentem Międzynarodowej Federacji Badmintona -IBF) I w ten sposób o 20.15 wylądowaliśmy w hotelu. Shi Pin, nasza Jola, zaczyna wywiad dla Radia Pekin. Co nam się podobało, jaka publiczność, jaki chiński badminton, co zobaczyliśmy? Andrzej jako prezes odpowiada na pytania.  

Szybki powrót do pokoju, pakuję rzeczy chyba po raz ostatni na tym wyjeździe. Proszę sobie wyobrazić, że wszystkie delikatne upominki jeździły w moim bagażu, więc chcąc nie chcąc był on wielokrotnie rozpakowywany do samego spodu. Sen niespokojny, czy w domu wszystko dobrze, jak moja córcia? 17 dni w podróży, żyliśmy jak w  kołowrotku, lot, przylot powitanie, rozpakowanie lekkie bagaży, obiad powitalny, targ w Chinachkolacja pożegnalna, 2 treningi codziennie, oficjalne mecze, zwiedzanie, kolacja pożegnalna, pakowanie i dalej. Najgorzej było jak nam się obiad pożegnalny z kolacją powitalną trafiał. W sumie wielkie przeżycia, wymagające ogromnej dyscypliny wewnętrznej. Pakowanie, rozpakowywanie i ekspresowe zakupy, na to było zawsze najmniej czasu. Wszystko kosztem snu, udziału w treningach, a jeszcze dodatkowo prowadzone oficjalne rozmowy lub spotkania, i na każde spotkanie wyprasowana świeża bluzka, odprasowany kostium i tak co dnia. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to była podróż mojego życia. Azja, 17 dni, 3 klimaty, przestrzeń, widoki, maleńkie poletka, bieda i dostatek, ale też mogę stwierdzić, że w sklepach było wszystko, czego ludzie potrzebowali do życia, pożegnanie my i upominkia u nas? Za tanio nie było. Zarobki w granicach 90-120 Yuanów, termosy na pompkę kosztowały około 16 Yuanów a koc wełniany 70-120 Yuanów. Tylko oni takich koców nie używali, kołdry bajowe i już, bo ciepłe i tanie.  

Pozwólcie mi wrócić na chwilę do wielkiego chińskiego muru – wybudowany jako mur obronny w czasie panowania dynastii Ming, wysoki miejscami na 10-12 metrów. Otaczał Chiny pasmem około 5000 kilometrów, to jest tak, jakby postawić go na naszych granicach i wtedy dwukrotnie można byłoby je otoczyć. Imponujący, zbudowany z kamieni, ostro w górach, pod górę i w dół, co jakieś 500-600 metrów wieże obronne. W pobliskich górach też postawiono wieże obronne. Zbudowano go jako mur obronny przed wojskami mongolskimi Dżingis Chana. 

17.01.1986 

Godz. 5.55 pobudka. Śniadanie na lotnisku. Oddajemy 18 sztuk bagaży, mamy również bagaże podręczne, trochę szarpaniny, bo nie chcą nas wpuścić z nimi do kabiny. Przepychanka trwa kilkanaście minut, ja powrotny lotniewzruszona, a jednak wchodzimy. Startujemy o 9.50, szybko w górę. Pod nami widać wielki chiński mur. Siedzimy z Andrzejem w trzyosobowym rzędzie. Fotel między nami jest wolny. Pogoda piękna, ale widok raczej zamglony, wielka szkoda.

 

Andrzej czyta China Sport, staram się coś wynotować, dużo informacji dotyczących badmintona. Ludność w Chinach 1 mld 200 mln ludzi, 1/3 uprawia sport, ponad 120 mln ludzi gra w badmintona. Jest ponad 16 000 szkól popularnych, wyższych i uniwersytetów, do tego należy dodać jeszcze 2000 sportowych instytutów oraz zajęcia dla dzieci Chiński Murw szkołach i przedszkolach, a w nich ćwiczy 20 mln młodych potencjalnych mistrzów. Oczywiście podaję dane z roku 1986.

 

Przelatujemy na Irkuckiem i Krasnojarskiem, jest 7.15 czasu moskiewskiego, czyli 12.15 czasu pekińskiego, o godzinie 16.07 mijamy Ural (jest 11.07 czasu moskiewskiego). Podczas lotu spotykamy się z reprezentacją ZSRR, wymiana zdań, dowiadujemy się, że w Szanghaju podczas treningu używają już magnetowidów, kamer, mają opracowane badania naukowe, specjalne badania lekarskie. Jednak od tych tematów nasi gospodarze Rysiek, ja i Andrzejsprytnie uciekali. Lądujemy zgodnie z planem – jest 18.15 czasu pekińskiego czyli 13.30 czasu moskiewskiego, kontrola, bilety, bony obiadowe i już poczekalnia tranzytowa. Przed nami 6 godzin oczekiwania przy lodach, kawie i szampanie. Obiad zamawiam na godz. 16.00. Wszyscy są bardzo zmęczeni, zresztą co tu się dziwić. Nogi spuchnięte, a oprócz tego mam katar (zbyt częsta zmiana klimatów).W tej chwili w Pekinie jest 2.58, w Warszawie 19.58, to już 20 godzina w podróży. Właściwie to od trzech dni podróżujemy, bo ten krótki postój w Pekinie trudno nazwać pobytem. Szybko hotel, szybko spać, szybko śniadanie, szybko wielki mur, szybko przebrać się, szybko na bankiet, szybko, szybko, szybko, cholera trochę za szybko.

W domu kręcę się jakoś ospale, wszystko jest ok. W pracy urwanie głowy, a to sprawy sprzętu nie tak załatwione, a to nie zgadzają się przesłane ilości spodenek, Bilety do Budapesztu inaczej załatwione, a dodatkowo musze pojechać do LOTu do Krzysztofa Ziębińskiego i do FSO do Krzysztofa Panufnika z podziękowaniami i drobnymi upominkami z wyjazdu do Chin. 

A 22 stycznia o 16.00 wylot do Budapesztu. Na lotnisku w Budapeszcie spotykamy całkiem niespodziewanie Andrzeja Żabińskiego i Piotra Nurowskiego. Piotr leci do Maroka na placówkę. Krótka wymiana zdań. Ale pobyt w Budapeszcie to całkiem inna historia, o której jeszcze opowiem.  

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.