Berlińskie Igrzyska Olimpijskie , historia jednej fotografii
Piękna Maria cz II
W 1931 r Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał Niemcom prawo organizację Letnich Igrzysk Olimpijskich 1936 roku.
Dwa lata później władzę przejęła NSDAP początkowo sceptycznie nastawiona do organizacji igrzysk, Hitler nazwał zawody „wymysłem Żydów i masonów”.
Szybko wycofano się z tych wielce krytycznych komentarzy, gdyż jego współpracownicy dostrzegli olbrzymi element propagandowy jaki tkwił w imprezie tej rangi.
Zawody przygotowano perfekcyjnie i z rozmachem, aby pokazać całemu światu jak bogate, i żyjące w dobrobycie są Niemcy!
W Berlinie został wybudowany nowoczesny stadion, mieszczący sto tysięcy widzów. Po raz pierwszy w historii transmitowano w telewizji i radio zawody igrzysk! Całość dokumentowała reżyser Leni Riefenstahl, dzięki której powstał film Olimpiada wielce ceniony do dzisiaj dokument.
Złagodzono na czas igrzysk restrykcje wobec Żydów, z ulic pozdejmowano antysemickie plakaty. Na szefa komitetu organizacyjnego powołano Theodora Lewalda, pomimo jego semickich korzeni.
Na uroczystości otwarcia Igrzysk był obecny sam Hitler, zresztą często przyjeżdżał na stadion dopingować niemieckich zawodników.
Nasza reprezentacja w lekkiej atletyce do Berlina jechała z wielkimi nadziejami, niestety, mężczyźni zawiedli na całej linii, żaden nie stanął na podium, za to panie Maria Kwaśniewska, Jadwiga Wajsówna i Stanisława Walasiewiczówna błyszczały!
Ze wspomnień Pięknej Marii:
„… Rzut oszczepem kobiet to konkurencja rozgrywana pierwszego dnia zawodów. Wystartowało czternaście zawodniczek, każda marzy o złocie. Trzy rzuty eliminacyjne i trzy rzuty w finale.
Jest 2 sierpnia 1936 r. jednak jest chłodno, gdyż temperatura nie przekracza dwudziestu stopni, wiatr również nie pomaga wieje w twarz, skraca rzuty…”
Maria rzuca pierwsza.
Wychodzi wielce stremowana, drewniany oszczep w ręku, dmucha w grot, jakby parzył, bierze rozbieg, skręt i siłą całego tułowia rzuca.
Oszczep wbija się w murawę. Wynik 41,80 m. Do końca pierwszej kolejki prowadzi.
Napięcie rośnie.
Wspomina Maria:
„… patrzę na tablice z wynikami i nie mogę uwierzyć, w tym momencie mam złoto!
Brak doświadczenia, obycia w konkursie, brak trenera na stadionie, cennych podpowiedzi to strata metra lub dwóch. Zamiast ruszać się i wykonywać dodatkowe ćwiczenia, siadam na ławeczce i obserwuję rywalki, a one w tym czasie wykonują ćwiczenia, dogrzewają się przygotowują do następnych rzutów.
W drugiej serii Niemka Othilie Fleischer rzuca 44,69 m, no to mówię sobie po cichu w najgorszym razie mam srebro, ale w trzeciej serii Niemka Luise Kruger rzuca 43,29 m.
Zamieram, ale przecież jeszcze jest seria finałowa. …”
Maria i finalistki teraz rzucają słabiej. Japonka Yamamoto i Niemka Eberhard poprawiają wyniki i zbliżają się do Austriaczki Baumy, która jest czwarta.
Maria rzuca słabiej, czyżby brąz …..
Othilie Fleischer jest bezkonkurencyjna w drugiej serii oszczep ląduje a wynik powala, 45,18m jest rekord olimpijski.
O brązowy medal walczą jak lwice. Eberhard nie poprawia wyniku, Yamamoto tylko nieznacznie lepiej , Baum rzuca słabiej, ostatni rzut Marii jest jej najsłabszym w całym konkursie, ale medal brązowy niezagrożony.
Zdobyty! Jest!
Niezwykła fotografia
Dekoracja oszczepniczek to pierwsza uroczystość na tych igrzyskach. Aparaty fotograficzne idą w ruch.
Marysia na podium stoi wyprostowana dumna, ręce zwisają wzdłuż tułowia, Niemki Fleischer i Kruger unoszą prawe ręce w nazistowskim pozdrowieniu. Nawet obecni wokół podium w miarę możliwości unoszą ręce w pozdrowieniu nazistowskim.
Wspomina Maria, rok 2000:
„… Hitler zaprosił nas do loży vipów, są Goebbels, Goring i inni. Gdy Hitler powiedział do mnie – „gratuluję małej Polce”,
ja mu na to – „wcale nie czuje się mniejsza od pana”
co spowodowało ogólny śmiech, zaś niemiecka prasa podała, że Hitler gratulował nie małej Polce, ale małej Polsce. Nie wiedzieli już jak z tego wybrnąć!…”
Zgromadzeni w loży byli przerażeni, co powie Furher?
Anegdota ta nabiera rozpędu i podawana jest w różnych wersjach, przez lata żyje swoim życiem.
Czy tak było? Nie wiemy, nikt nam już tego nie powie, w filmie dokumencie widać że atmosfera podczas powitania z Hitlerem jest serdeczna, a korespondencje z Berlina w czasie igrzysk nie są cenzurowane.
Większość relacji jest krótka, jakby powściągliwa, boją się napisać coś co mogłoby się nie spodobać a to kosztuje słono, czasem nawet życie.
Dziennikarze w wywiadach pytali i pytają Marię co tak naprawdę powiedział jej kanclerz, czy zrozumiała wszystko?
„- Naturalnie, przecież znam niemiecki.
– Powiedział gratuluje małej Polsce i życzę mistrzostwa świata…”
W czasopismach i w polskich mediach znalazłam informację o tym, że Maria została wybrana miss igrzysk.
Gdy zapytałam ją o to w Sidney, ona ze swoim pięknym uśmiechem jak to Piękna Maria powiedziała och daj spokój na każdej olimpiadzie wybierają najładniejszą dziewczynę. Takie tam głupstwa…”
Musimy jednak brać pod uwagę czasy i nastroje, w usta Marii wkładano różne zdania i opowieści, ale żadna z nich nie była prawdziwa, tak twierdziła Piękna Maria podczas rozmów, które miałam zaszczyt z Nią prowadzić.
Stefania Gołaszewska podczas igrzysk berlińskich była opiekunką polskich zawodniczek, tak wspominała powrót do Friesenhauzu, budynku niedaleko stadionu gdzie mieszkały kobiety. (Mężczyźni mieszkali w specjalnie wybudowanej wiosce olimpijskiej w domkach pięcioosobowych, Po igrzyskach Wermacht zamienił wioskę olimpijską w koszary).
„..Jakież było nasze zdziwienie gdy zastałyśmy bramę Friesenhauzu udekorowaną flagami olimpijską, polską i hitlerowską oraz kwiatami.
Zebrałyśmy się wszystkie w jadalni przy stole i w momencie gdy Maria przyszła przywitałyśmy ja powstaniem podnosząc filiżanki z oranżadą i zaśpiewałyśmy sto lat.
Jadalnia była pełna, a zaśpiewane przez nas sto lat wzięto za hymn! ..”
Ekipa polska wraca do Warszawy po cichu bez rozgłosu, wprawdzie zdobyła sześć medali, ale żadnego złotego, gorzej niż cztery lata temu!
Maria wraca do Polski z tytułem miss igrzysk. Urodą i radosnym usposobieniem zdobyła serca i podziw Niemców. Podczas spotkania z medalistkami wódz naczelny robi sobie z finalistkami oszczepu zdjęcie. Brązowy medal oraz odbitki zdjęć Maria zabiera ze sobą. Są na nich Adolf Hitler, oraz dwie Niemki: Othilie Fleischer-ze złotym, Luise Kruger srebrnym i Polka Maria z brązowym medalem na szyi.
Wtedy nie spodziewała się, że ta fotografia nabierze niesłychanej mocy i będzie dla niej i innych na wagę złota i wolności!
Po powrocie z Igrzysk wychodzi za mąż za pływaka/waterpolistę Krzysztofa Trytka zawodnika Klubu Cracovia Kraków, ale małżeństwo przetrwa tylko kilka miesięcy, niespodziewana śmierć męża i Maria zostaje wdową.
W 1937 r przeprowadza się z Łodzi do Warszawy, wstępuje do klubu AZS Warszawa, zgodnie z zainteresowaniami zaczyna studia na Wydziale Matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego, pracuje jako urzędniczka w miejskiej elektrowni na Powiślu.
Maria zaczyna przygotowania do kolejnych wielkich zawodów, jest w świetnej formie, Polski Związek Lekkiej Atletyki jest przekonany, że na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich Tokyo1940 Maria zdobędzie złoty medal, dlatego zbiera pieniądze na przygotowania i wysyła najlepszych na zgrupowania, początkowo na Lazurowe Wybrzeże, później do Genewy. Tutaj zastaje ich wiadomość o rozpoczęciu wojny, Maria podejmuje decyzje o natychmiastowym powrocie do Warszawy.
Wspomina Maria:
„… Wszyscy mnie namawiali abym została, ale ja nie chciałam. Na granicy w Zebrzydowicach patrzyli na mnie trochę jak na wariata. Tabuny ludzi wyjeżdżały z kraju , a ja wracałam do Warszawy, chociaż nie miałam czym i jak…”
Po powrocie do Polski jedzie na Jasną Górę do Klasztoru Ojców Paulinów. Zostawia tam to co ma najcenniejsze, swój brązowy medal z Igrzysk Olimpijskich Berlin 1936,. Zostawia go jako votum, prosi Boga o szybkie zakończenie wojny, o wolność dla Jej umiłowanej Polski.
Bierze udział w obronie Warszawy, pomaga jako sanitariuszka niedaleko elektrowni na Powiślu, gdzie przed wyjazdem na zgrupowania na Lazurowe Wybrzeże i do Genewy, pracowała jako urzędniczka.
Teraz przenosi z okopów znad Wisły rannych żołnierzy, a gdy zbłąkana kula zabija kierowcę sanitarki sama siada za kierownicą, jest niestrudzona, broni Warszawy jak umie z całego serca, z całych sił, ma ukończony kurs sanitarny, przeciwlotniczy ma także prawo jazdy.
Dźwiga na rękach rannych, ewakuuje żołnierzy z okopów, ale w ferworze walki, zagonienia, pomocy rannym nie gubi swojej przepustki do wolności najważniejszej znienawidzonej fotografii, pamiątkowego zdjęcia z Hitlerem, które trzyma w chwilowo w domu, jak się w niedalekiej przyszłości okazuje, na szczęście.
Za tę niesamowitą postawę za odwagę i męstwo, Prezydent Warszawy Stefan Starzyński odznacza ją Krzyżem Walecznych.
Na początku okupacji Maria podejmuje pracę kelnerki w sławnej w Warszawie gospodzie sportowców, karczmie „Pod Kogutem”, która funkcjonuje od 1939 r. przy ul. Jasnej. Razem z nią pracują Janusz Kusociński lekkoatleta, Jadwiga Jędrzejowska tenisistka, Aleksander Szenajch lekkoatleta, piłkarz, olimpijczyk, który był również dziennikarzem sportowym, Ignacy Tłoczyński tenisista. W lokalu niewiele jest stolików może dziesięć może jedenaście, na ścianach wiszą zdjęcia sportowców w galowych ubiorach, w tym sławetne zdjęcie Marii z Hitlerem.
Karczma funkcjonuje kilka miesięcy, po aresztowaniu i rozstrzelaniu Janusza Kusocińskiego ( leży na Cmentarzu w Palmirach) Niemcy zamykają gospodę.
To tutaj Maria poznaje swojego przyszłego męża, inżyniera Juliana Koźmińskiego, z którym bierze ślub w Klasztorze Paulinów na Jasnej Górze. Wojna, ale Marii nie jest pisane długie i szczęśliwe życie z mężem, w jego domu w Podkowie Leśnej. Słynny komendant obrony elektrowni na Wybrzeżu Kościuszkowskim zostaje aresztowany przez gestapo. Marii udaje się uwolnić męża z więzienia, ale wraca on do domu śmiertelnie chory i wkrótce umiera.
Od tej pory podwarszawski dom staje się schronieniem dla bezdomnych, poszukiwanych przez gestapo Polaków i Żydów.
Przez całą okupację Maria korzysta z cennego dokumentu jakim jest fotografia, nosi ją stale przy sobie jest jej cennym paszportem, paszportem do wolności dla wielu ludzi, partyzantów, pisarzy, aktorów, wielkich znanych i nieznanych osób. Korzysta z niej przy uwalnianiu więźniów z Pawiaka, lub gestapo mieszczącego się w Al. Szucha, jest tam gdzie inni są bezsilni, ale nie ona, Piękna zawsze uśmiechnięta Maria!
Po klęsce Powstania Warszawskiego 1944 r, 6 września, Niemcy zakładają w Pruszkowie obóz przejściowy DULAG 121, dla siłą usuwanych z Warszawy mieszkańców.
Zwiedzam Muzeum, skromny budynek z wieloma zdjęciami, oglądam pozostałe hale przedwojennej fabryki napraw taboru kolejowego, budynki w których stłoczeni byli mieszkańcy nieistniejącej już Warszawy, ponad sześćset pięćdziesiąt tysięcy osób, których siłą spędzano do Pruszkowa. Ludzie stąd są wywożeni na roboty do Rzeszy, niektórzy trafiają do obozów koncentracyjnych.
Piękna Maria, tak jest nazywana, nie zastanawia się ani chwili, rusza z pomocą.
I tutaj bezcenną jest fotografia z Hitlerem, a także znajomość języka niemieckiego, to jest najważniejsza przepustka w DULAGU 121, gdzie dostaje się bez kłopotów. Maria dwoi się i troi. Z uśmiechem na ustach przechodzi przez najtrudniejsze punkty kontrolne,
„..zdumieni Niemcy salutują, biją mi do daszków, czapkują mówi z uśmiechem, a ja? Pokazuję kenkartę, gdzie jest również sławetne zdjęcie z Hitlerem, to jest najcenniejsza przepustka, nikt z nich nie ma wątpliwości, że znajoma Hitlera musi zostać wpuszczona!…”
Maria zna świetnie niemiecki, jest doświadczoną sanitariuszką, zostaje zatrudniona jako pielęgniarka w komisji lekarskiej. Komisji przewodzi Stabsartz Adolf Konig a zadaniem komisji jest selekcja przybyłych pod kątem przydatności do pracy. Każdy musi przed nią stanąć. Polskie pielęgniarki i tłumaczki zatrudnione w komisji dokonują cudów, używają wszelkich forteli aby jak największa liczba osób ocalała, aby ich wyreklamować od transportów. Przekupują lekarzy wódką, owocami, puszkami przedstawiają niezgodny z prawdą stan chorego. Gdy jest pora obiadowa i Niemcy mają przerwę personel pomocniczy wykrada niemieckie listy osób przewidzianych do zwolnienia, dopisują nowe nazwiska.
Z Pruszkowa Maria wywozi lub wyprowadza po 150 osób dziennie, razem 4.500 ludzi ( wywiad w Polskim Radio z roku , o pomocy podziemia milczy jak zaklęta, nie ma miejsca na takie rozmowy, to wielce niebezpieczne.
Jest rok 2000 siedzimy w Sidney w jakiejś maleńkiej restauracyjce, oglądamy zawody z igrzysk na wielkich telebimach, sączymy wino, a ja pytam, dopytuję, notuję, wiem, że nie będzie już drugiej takiej rozmowy, takiej nocy, takiej atmosfery, tego wspaniałego uśmiechu, i tej jedynej możliwości zadawania pytań, nie będzie jej wołania Jadźka wstawaj, śniadanie, Jadźka, jedziemy jest bus do wioski olimpijskiej (mieszkamy 100 km od niej), szybko ubieraj się, zdążymy a stąd już blisko na Stadion, a ty pojedziesz dalej do hali badmintona. Korzystam z tej nieprawdopodobnej chwili bo wiem, że może się już nie zdarzyć taka okazja i nie będzie wielu rzeczy, ale teraz jest ten czas, ta atmosfera, ten medal złoty Order Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego za to co zrobiła dla bliźnich, za miłość do nich, za bycie niezwykłym człowiekiem, za szacunek jaki im okazywała gdy byli sponiewierani przez życie, za to że ukrywała ich we własnym domu w Podkowie Leśnej, dawała im schronienie, że w swoim domu zrobiła obóz przejściowy, że zabierała do siebie osoby, które zdołała uwolnić z obozu w Pruszkowie, wszystkich potrzebujących pomocy: pisarza i scenarzystę Stanisława Dygata, poetkę Ewę Szelburg- Zarembinę, ale też młodego mężczyznę z przestrzelonym płucem ( uratowany przez nią mężczyzna do końca życia przesyłał jej kartki pamiętając co dla niego zrobiła), że przewoziła rannych do czynnych szpitali w okolicy, że znajdowała im lokum, dostarczała jedzenie z pobliskich wsi, za to że po prostu była czuła, troskliwa, kochana….
Mówiła o sobie:
„…Wyniosłam to z domu. Matka i ojciec pomagali ludziom… Starzy łodzianie pamiętają, że wszystkie owoce z naszego sadu szły do szpitala. Jako dwunastoletnia dziewczynka jeździłam z chłopcami, żeby dostarczyć te owoce i inne produkty. W stosunku do biednych zawsze miałam opiekuńcze ciągoty…”
Ta Maria opowiada mi niektóre urywki ze swojego życia, a ja durna siedzę i płaczę, całuję ją po rękach, Maryniu, Ty Nasza Piękna Mario! Jesteś niewyobrażalna, takich ludzi już nie ma a Ty jesteś, niezwykła ( w skrytości ducha liczę lata ile lat ma ta Nasza Piękna Maria, Boże już 87??? To niemożliwe!~).
To jest sen, to jest najpiękniejszy moment w moim życiu, w mojej karierze w sporcie, taki zaszczyt mnie spotyka, mnie osobę, której wtedy jeszcze nie było na świecie, w chwili gdy ona walczyła w Powstaniu, ja właśnie przygotowywałam się w obozie w Niemczech, do urodzin, do opuszczenia ciepłego brzuszka mojej mamy!
Takie momenty powinniśmy cenić i doceniać, to więcej niż całe złoto tego świata, to jest prawdziwa szkoła życia, chwytać je bo to coś ulotnego, przytulać do serca i trwać! Marysiu…
CDN