Trudno, w końcu muszę się przyznać, dlaczego w tym roku, obecnie tak mało mnie na blogu oraz dlaczego nie odwiedzam was systematycznie. Nie mam czasu, tak można byłoby skwitować jednym zdaniem mój brak aktywności.
Ale ja wiem, że prawda jest zupełnie inna. Otóż siedzę i piszę, a jak nie piszę to czytam na potęgę! W końcu wszyscy zamartwiają się, że w Polsce czytelnictwo upada, ale nie w moim domu, ja czytam! W tym roku dobiłam już do kilkudziesięciu tytułów. Niektóre moje lektury dotyczą moich doświadczeń zawodowych. Te są najciekawsze. Właśnie czytam książki, w których w głównej roli występuje Jerzy Pawłowski prawnik z wykształcenia major WP szablista wszechczasów, szpieg CIA. Mam swoją własną bibliotekę a w niej „Trud Olimpijskiego Złota” książkę napisaną przez Jurka Pawłowskiego po Igrzyskach Olimpijskich Meksyk 1968( Wydawnictwo MON rok 1973), gdzie Jerzy zdobył złoty medal olimpijski w szabli. W finale występował też młody zawodnik Józef Nowara, który zajął VI miejsce. Przede
mną książka Jerzego Pawłowskiego „Najdłuższy Pojedynek” Spowiedź szablisty wszechczasów- agenta CIA oraz obejrzenie spektaklu Teatru Telewizji Sceny Faktu pt.: „Kryptonim Gracz” w reżyserii Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej w roli Jerzego Pawłowskiego wystąpił Zbigniew Zamachowski. Premiera tego spektaklu odbyła się 28 stycznia 2008 r. Ponadto czekają na mnie książki Wojciecha Zabłockiego architekta szablisty, który razem z Jurkiem startował w wielu turniejach szermierczych odnosząc sukcesy.
Książkę „Trud Olimpijskiego Złota” dostałam od Jurka wraz z osobistą dedykacją w roku 1973, wtedy, gdy prezes Jerzy Pawłowski- Prezes Polskiego Związku Szermierczego zjawił się w Głównym Komitecie Kultury Fizycznej i Sportu w Departamencie Sportu, w którym pracowałam od 1968 r. i zaproponował mi pracę w Szermierce w charakterze Sekretarza Generalnego tego Związku. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy po mojej odmowie Jurek poszedł do mojego dyrektora departamentu dr Bogusława Ryby i po kilkunastu minutach przyszedł oświadczając, że z dniem 1.06.1973 r., przechodzę do Polskiego Związku Szermierczego na stanowisko kierownika biura. Miałam dokładnie ukończone dwadzieścia siedem lat i trzy miesiące. Ogromny skok awans, czy jak chcecie to nazwać. To, co zdarzyło się później w 1975 r. było nie tylko dla mnie zaskoczeniem, ale również wielką zagadką z wieloma niewiadomymi. Nie wiedziałam zupełnie jak potoczą się moje zawodowe losy, gdy nastąpiło aresztowanie Pawłowskiego, i co wyniknie z tego bądź, co bądź niespotykanego wydarzenia. Prasa Peerelu szalała, artykuł za artykułem, opowieści dziwne i jeszcze dziwniejsze, swoją rolę odgrywały wszystkie służby specjalne nakręcając koniunkturę zdrady, nienawiści, manipulacji braku społecznej akceptacji wydarzeń. Jak można było w owym czasie mieć swoje zdanie, jak można było wierzyć tej czy innej stronie? Byłam przerażona, tym bardziej, że i kontrwywiad dokładał swoje trzy grosze. Temat trwał na łamach prasy, z biura związku prokuratura wojskowa zabrała wszystkie dokumenty! Miałam gołe ściany nic nie zostało! Byłam sekretarzem generalnym związku, w którym nie posiadaliśmy dokumentacji naszej pracy, a trzeba było realizować plany szkoleniowe zawodników we florecie kobiet i mężczyzn, w szabli i szpadzie. Codzienność była zatrważająca, dziennikarze z różnych agencji polskich i zagranicznych nagabywali
nas prosząc o wywiad. Cóż my mogliśmy powiedzieć, szczególnie ja? Pracownik z niewielką praktyką w Związku starający się podołać nałożonym obowiązkom mimo trudnej sytuacji. Wzywano mnie do moich zwierzchników w Polskiej Federacji Sportu z siedzibą na ul. Marymonckiej, rozmowy, rozmowy, dyrektywy itp. Kolorowy zawrót głowy! Tylko, ze mi nie było wcale do śmiechu. W tym momencie Pawłowski był przesłuchiwany. Jeden Pan Bóg wie, co się działo na ul. Rakowieckiej a u nas w Związku dzisiaj powiedzielibyśmy Armagedon! Domysłom, plotkom, nienawiści nie było końca.
A ja zastanawiałam się, co dalej, jak to wszystko opanować, jak wyjść z honorem, ( o którym wtedy pewnie nikt nie myślał) i twarzą na prostą. Miałam dwadzieścia siedem lat i prawie całe życie zawodowe i nie tylko, przed sobą. Moja córeńka Agnieszka właśnie kończyła cztery latka, i popołudniami siedziała ze mną w Biurze stemplując głównie język a nie czyste kartki.
W końcu po jakimś czasie dokumenty wróciły do biura i można było pracować nieco spokojnie, bo o spokoju nie było mowy.
Dzisiaj patrzę na przebieg tamtych zdarzeń z dystansem. Wiem już, co zdarzyło się dalej, ale wtedy? Nie wiadomo było nic. W końcu po dziewięciu czy dziesięciu miesiącach przesłuchań i kolejnych miesiącach rozprawy ogłoszono wyrok, winny 25 lat w tym 10 lat pozbawienia praw obywatelskich oraz degradacja ze stopnia majora WP do stopnia żołnierza. Znowu przetoczyła się kolejna fala artykułów, potępiających zdradę, wszyscy byli za, no, bo kto w roku 1976 lub 1977 mógł być przeciw? System szalał obnażając swoje oblicze. A my widzowie obserwatorzy nie wiedzieliśmy nic, nie mieliśmy żadnych uczciwych informacji. Współpracowałam ze wspaniałymi ludźmi Zbigniewem Czajkowskim, Zbigniewem Skrudlikiem, Krzysztofem Grzegorkiem, Zbigniewem i Andrzejem Przeździeckimi, Markiem Poznańskim, Zbyszkiem Sikorą, Jurkiem Wężowskim, Basią Orzechowską, Jackiem Żemantowskim, Adamem Lisewskim, Bolesławem Borzęckim, Jerzym Sobolem, Zygmuntem Pawlasem, Witoldem Woydą, Wojciechem Zabłockim, i innymi a także ze znakomitymi zawodnikami. Aby napisać o naszych trudach muszę przeczytać wiele pozycji.
Teraz już wiecie, dlaczego czytam wszystkie książki dotyczące nie tylko Jurka Pawłowskiego – Pawła, ale tez Wojtka Zabłockiego- Kajtka. Przede mną Jego książka „Piórkiem i szablą”, „Pojedynki i kobiety” i kilka innych. Chcę tamte czasy zobaczyć po raz drugi i trzeci, chcę wtopić się w tamten okres socjalistyczny, chcę na nowo zobaczyć to co robiliśmy, jak pracowaliśmy, jak realizowaliśmy plany szkoleniowe, jak startowalismy w turniejach zagranicznych, Padwie, Bolonii, Kijowie, Tallinie, Mińsku, Moskwie, aby napisać o tej części mojego życia w sposób niezwykle wyważony! Muszę wrócić do tamtych trudnych czasów aby dobrze odtworzyć to co minęło!
A teraz postaram się odpowiedzieć na pytanie:, dlaczego?
Otóż piszę książkę tytuł roboczy „Moje Podróże z Lotką”. Napisałam już 150 stron. Przede mną, co najmniej kolejnych trzysta stron do napisania. Badminton czeka na opowiedzenie jego historii. Ale zanim to nastąpi muszę napisać trochę o mojej pracy w szermierce, o najlepszej lekcji życia zawodowego jaką odebrałam w latach siedemdziesiątych. Nie wiem, czy bez tej lekcji byłabym tym kim zostałam! Zanim jednak usiądę do klawiatury komputera robię drobiazgową analizę tego co i jak pamiętam oraz jak widzą tamte czasy moi koledzy. Rozmowom nie ma końca, a książki coraz to nowe spływają do mnie. Dlatego postanowiłam poinformować was o najbliższych planach, abyście wiedzieli, że nikogo nie lekce sobie ważę, ale czas mam limitowany. Mam nadzieję, że teraz zaczniecie trzymać kciuki ( albo i nie) aby mój projekt udał się i abym zdążyła.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, życzę udanych przygotowań do Świąt.
Św. Mikołaj do was dotarł to wiem, pewnie byliście grzeczni.
Przypominam wam przepis na ciasto z owocami persymony czyli kaki, proste, łatwe, pyszne
http://www.okiemjadwigi.pl/ciasto-z-owocami-persymony/
Wasza Jadwiga
Zdjęcia otrzymałam od Jana Rozmarynowskiego- Mojego Najlepszego Przyjaciela, Janku serdecznie dziękuję!