Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Wpisy oznaczone ‘Łucja Prus’

Wczoraj otrzymałam przesyłkę listową, choć nie spodziewałam się żadnego listu, ponieważ cała moja korespondencja prowadzona jest drogą elektroniczną. Zaciekawiona otworzyłam list. Nadawcą był Nasz Przyjaciel Zbigniew Adrjański. Przesyłka zawierała kopię książki, jaka została przygotowana do druku przez Zbyszka. Podczas bardzo miłej rozmowy telefonicznej Zbyszek wyraził zgodę na wykorzystanie przesłanych materiałów. Ucieszyłam się bardzo, taka miła niespodzianka i wielki kredyt zaufania. „ Giełdy Piosenki” taki tytuł nosi i pod takim samym tytułem postanowiłam udostępnić jej urywki wciągając was w zaczarowany świat piosenki, artystek i artystów, ludzi z pierwszych stron gazet, którzy umilali nam życie swoimi występami w okresie szaro burej Peerelowskiej rzeczywistości. Mam nadzieje, że urywki książki sprawią wam taką sama frajdę jak mnie, gdy ją czytałam. Za zgodą autora publikuję obszerne urywki Jego przedmowy, a czynię to z tym większą satysfakcją, że autor w lutym tego roku ukończył osiemdziesiąt lat.

Szanowny Jubilacie!

Życzę długiego i pięknego życia w zdrowiu oraz przygotowania do druku jeszcze wielu pozycji, które są skarbnicą wiedzy, obyczajów a także ilustracją ówczesnego życia kulturalnego w Polsce.

Wszystkiego Najlepszego!

A oto przedmowa do przygotowanego wydania:

„… Proszę państwa

Z dawnych mocno już pożółkłych szpargałów, jakie gromadziłem przez wiele lat, zrodziły się te wspomnienia po Giełdach Piosenki. Ale nie zbierałem tych programów systematycznie i z myślą o przyszłej książce na ten temat, tylko tknięty widocznie jakimś przeczuciem odkładałem te programy do szuflady. Nie wszystkie zresztą, tylko niektóre, czasem wcale nie najważniejsze, lecz zachowane tylko, dlatego, że robiłem tam na odwrocie jakieś swoje notatki na temat piosenek lub wykonawców. Albo komentarze do audycji o Giełdach, które prowadziłem na antenie Polskiego Radia.

Radiowych Giełd Piosenki było w Warszawie, ponad 80, ale programów z tej imprezy zachowało się niewiele. Odtwarzam tutaj z wielkim trudem trzydzieści parę programów. Inne po prosty zginęły. Nikt ich nie zbierał poza moja osobą. Nikt zresztą nie był na wszystkich Giełdach Piosenki, albo prawie na wszystkich! Co gorsza: zniknęły nagrania i reportaże dźwiękowe z Radiowych Giełd Piosenki. Zostały jak to się fachowo mówi: „rozmagnesowane” z braku należytej konserwacji? Czy też świadomie „skasowane” dla oszczędności zasobów radiowych taśm, w archiwum Polskiego Radia? Tak, czy inaczej, zniszczono cenne pamiątki z dziejów rozrywki i piosenki warszawskiej. I z dziejów Polskiego Radia, oczywiście… Nie chodzi zresztą tylko o to, kto i kiedy na Giełdach debiutował? Kto co śpiewał? I napisał? Piosenka, jak wiadomo jest odbiciem dziejów i obyczajów tego okresu. Piosenka – w latach 1963/1973 – stanowi ważny przyczynek do spraw kultury i polityki tego okresu. Przepadło wiele godzin interesujących nagrań, utworów, nagranych głosów. A wśród tych nagrań wiele godzin moich konferansjerek. Wiele osób zresztą twierdzi, ze był to okres, w dziejach polskiej piosenki, niezwykle interesujący, nazywany „złotą dekadą”. Szkoda, ze wszystko to zostało tak bezmyślnie zniszczone….

„… Z pamiątek po Giełdach najwięcej jest fotografii, które zresztą wszystkie w tej książce się nie mieszczą z różnych powodów. Tych fotografii mam w swoich zbiorach kilkaset. Otrzymywałem je od artystów tam występujących. A szczególnie od artystek zawsze z jakąś dedykacją- na pamiątkę wspólnego występu. Dostawałem je również od fotografików z różnych tygodników i czasopism, którzy przychodzili na Giełdę i fotografowali występujących na tej imprezie artystów. Właściwie mieli, za co być wdzięczni organizatorom tej imprezy, bo dzięki niej zamieszczali później piękne zdjęcia w prasie. Było kilku fotografików, którzy uchodzili za swego rodzaju „królów giełdy”. Dziewczyny uśmiechały się do nich przymilnie. Wielkie gwiazdy stroiły różne miny i przybierały, pozy – aby tylko przypodobać się panom fotografikom. Konferansjer tej imprezy wcale nie był tu najważniejszy. Już wtedy właściwie, choć telewizja znajdowała się jeszcze w powijakach, wiadomo było, że nawet na małej fotografii prasowej obraz jest najważniejszy. A nie słowo i dźwięk…, Ale życie jest okrutne i dzisiaj, kiedy patrzę na niektóre z tych fotografii, w ogóle nie mogę rozpoznać osób, które wtedy tam występowały. Kilka lat temu na promocji jednej z moich książek, zorganizowaliśmy wystawę p. ”Giełdy piosenki na dawnej fotografii prasowej”. Na tę promocję przyszło wiele osób, a wśród nich artyści polskiej piosenki na tych zdjęciach sfotografowani. I zaraz też wszyscy rzucili się do tych zdjęć, wykrzykując: To ja! To ja? A to ja? Patrzcie, nie do wiary? Tak kiedyś wyglądałam.

A jedna, ze znanych artystek, dziś już starsza pani, zaczęła płakać i mówi: słuchajcie, nas przecież takich, jak wyglądamy na tych fotografiach, już nie ma? Takich pięknych, młodych, cudownych! I takich szczupłych – dodał ktoś złośliwie. Zaraz też zrobiło się smutno, bo okazało się, ze nie tylko nie ma nas już takich, jakimi byliśmy na tych dawnych fotografiach giełdowych, ale wielu- Artystów, Znajomych, Przyjaciół, Uczestników, Bywalców i Organizatorów Radiowych Giełd Piosenki – nie ma już w ogóle – na tym świecie.

Przedmowa do mojej książki, szczególnie w dzisiejszych komercyjnych czasach, nie może wyglądać jak apel poległych. Ale nie ma już, niestety wśród żywych, dawnych moich przyjaciół i artystów, których wielokrotnie na tej imprezie prezentowałem. Nie ma Anny German, Anny Jantar, Ady Rusowicz, Krzysztofa Klenczona, Janusza Popławskiego, Heleny Majdaniec, Kazimierza Grześkowiaka, Jonasza Kofty, Adama Kreczmara, Teresy Belczyńskiej, Mariana Jonkajtysa, Czesława Niemena, Łucji Prus, Marka Grechuty (zdążył jeszcze napisać wspomnienie do tej książki), Danuty Rinn. Boję się zastanawiać: kogo nie ma spośród autorów i kompozytorów wystawiających swoje utwory na Giełdach? Jakieś tragiczne fatum prześladuje np. dawne zespoły tzw. młodzieżowe. Nie żyje wiele innych osób, które miałem zaszczyt i przyjemność przedstawiać na giełdzie. Byli młodsi o wiele lat od tych, którzy „giełdę” zakładali. Oto, dlaczego zabrałem się za spieszne spisywanie tych wspomnień, choć konferansjerzy nie są do tego najbardziej powołani.

Konferansjer, szczególnie imprezy takiej, jak Giełdy Piosenki, to zawód doraźny, na jedną chwilę… Tu nie ma czasu na medytacje, nie ma miejsca na wspomnienia, które rodzą się w teatrach lub kabaretach, w zaciszu teatralnych bufetów, za kulisami. Chociaż, z przerażeniem kiedyś obliczyłem, że moje „gardłowanie” na giełdach, czy jak kto woli… „pyskowanie” trwało przez sto godzin! A może i więcej? Nie byłem zresztą nigdy tzw. „kulomiotem słownym”. Uprawiałem raczej typ konferansjerki refleksyjnej, nie stroniąc od obserwacji obyczajów i zjawisk zachodzących w polskiej piosence, która właśnie gwałtownie nam dojrzewała – do różnych filozoficznych i poetyckich konotacji. Nie stroniłem również od dowcipów, kiedy była okazja. Były to jednak dowcipy improwizowane na stosowną okazję, jaka akurat wynikała na giełdzie, nigdy „z góry” przygotowane na tę imprezę. Chociaż wiele osób przychodziło na giełdowe wieczory – jak do kabaretu. Kazimierz Rudzki, znakomity zresztą konferansjer i aktor polski, mawiał wielokrotnie, że impreza ta może być porównywana z krakowskim „Zielonym Balonikiem” – ma, bowiem wiele z ceremoniału i atmosfery spotkań krakowskiej bohemy 1905. Już, zatem chodziłem nadęty i dumny, czując się prawie legendarnym „Stasinkiem” Sierosławskim, który ową kultowa już imprezę prowadził…, Ale profesor Rudzki zaraz ironicznie dodawał. ”Tylko, że jest drobna różnica „Zielony Balonik” odbywał się w Krakowie, gdzie wszyscy kochają artystów i starannie pielęgnują różnego rodzaju legendy. A w Warszawie – wszyscy ściągają się z piedestału na ziemię. Nawet, jeśli coś takiego jak Giełda Piosenek, na taka legendę kabaretową zasługuje”.

Na Radiowych Giełdach Piosenki, jak już wspominałem, wytrzymałem tak dziesięć lat. Próbowałem nawet z niej uciekać: raz na chałtury do Czechosłowacji i ZSRR, a raz do USA, gdzie nigdy zresztą przedtem nie byłem. Zastępowała mnie wtedy w roli konferansjera Joanna Rawik (podobno z wielkim powodzeniem!). Wróżono mi tez rychły koniec, kiedy na giełdzie wystąpił, jako mój zmiennik, wielki „Luciano” – Kydryński! A potem jeszcze modny wówczas prezenter Janusz Budzyński. Ale wierna mojej osobie publiczność, żądała powrotu dawnego konferansjera. Toteż wróciłem na tę imprezę rad nierad. W roku 1973, zabroniono mi jednak prowadzenia Radiowych Giełd Piosenki, ponieważ zaangażowałem się wtedy do pracy w telewizji. Była to zresztą najgorsza decyzja w moim życiu, której do dziś jeszcze nie mogę sobie darować. Wiele osób zresztą miało mi później za złe, że porzuciłem radiowe Giełdy Piosenek…

Obecnie, po wielu latach zabrałem się za spisywanie tych giełdowych wydarzeń, chociaż jak powiedziałem, są osoby do tej pracy bardziej powołane, spośród choćby dziennikarzy i historyków Polskiego Radia

Zbigniew Adrjański

 

Moją odskocznią od problemów dnia codziennego zawsze były książki, i im większe problemy miałam do rozwiązania, tym więcej książek pochłaniałam. I tak jest do dzisiaj. Tak się składa, że problemy, które muszę rozwiązywać w ciągu dnia, odżywają na nowo w nocy i żyją sobie swoim własnym życiem i na nic moje tłumaczenia, że już wszystko załatwione, nie ma się, co stresować, one po prostu krążą w mojej głowie jakby chciały pokazać, kto tu jest silniejszy, a często stawiają znaki zapytania, uważasz, że wszystko załatwiłaś, że to rozwiązanie sprawy było najlepsze z możliwych? Wtedy lekarstwem na skołataną głowę staje się książka, która zajmuje mnie przez kilka godzin, dopóki, dopóty nie osiągnę wewnętrznego spokoju. Moja przyjaciółka Jola pożyczyła mi  książkę napisaną przez Krystynę Mazurówną, wybitną tancerkę, legendę polskiego tańca, gwiazdę lat sześćdziesiątych. Pani Krystyna była solistką Teatru Wielkiego, Operetki Warszawskiej, była partnerką wybitnego tancerza i choreografa Witolda Grucy.  Była i do dzisiaj jest osobą szokującą i ekscentryczną. Co to znaczy zrozumieją tylko ci z nas, którzy dorastali w upiornych latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku. Przypomnę tylko, że sklepy świeciły głównie pustkami, ciuchy zdobywało się na bazarze w Rembertowie lub z paczek przesyłanych zza granicy, kolorowe bluzki, spódniczki czy piękne i wielce drogocenne rzeczy wisiały w sklepach Komisu, ( kto pamięta takie sklepy na ul. Brackiej, al. Jerozolimskich, na ul. Grójeckiej, ul. Rutkowskiego ,ul. Chmielnej czy Nowym Świecie. Przedsmak wielkiego świata, kolorowych szmatek możliwych do zdobycia za wielkie pieniądze. I tylko nielicznym udawało się je nabyć, tylko nieliczni mogli je zdobyć, gdyż wtedy wszystko się zdobywało, a w sklepach PEWEX-u i Baltony kupowaliśmy tylko za bony lub prawdziwe dolary. Tam zaś było prawie wszystko, nie tylko ubrania,  kosmetyki i artykuły spożywcze, ale także pralki, samochody, sprzęt elektroniczny video, telewizory, radia. Wspominam o tych sklepach gdyż minęło od tamtych czasów 50 lat i nie wszyscy pamiętają o tych luksusowych sklepach dlawybranych. Dlaczego dla wybranych?  Dlatego, że w nich właśnie kupować można było za twardą walutę, a tę mogliśmy mieć tylko, jako wynagrodzenie wypłacane w dewizach za np. występy za granicą, lub zaoszczędzone na wyjazdach służbowych.

Przekraczając granicę wypełnialiśmy deklaracje celne, wpisywaliśmy sumę waluty, i otrzymywaliśmy potwierdzenie, że waluta została oficjalne wwieziona do Kraju. Za tą właśnie walutę mogliśmy w sposób oficjalny dokonywać zakupów. Oczywiście pod bankami czy też wymienionymi sklepami stali handlarze walutą tak zwani cinkciarze ( od słowa change money), u których można było dokonać stosownej transakcji, jeżeli ktoś był desperatem i musiał takiego zakupu dokonać, bo za walutę kupowaliśmy w tych sklepach również lekarstwa.

Krystyna Mazurówna w owych czasach jawiła nam się, jako kolorowy ptak sceny polskiej, widać ją było wszędzie, w telewizji również.

O tańcu marzyła od zawsze, w wieku trzech lat miała jasno sprecyzowany cel w życiu: taniec oraz troje dzieci Kacper, Melchior i Baltazar, tak się mieli  nazywać, zgodnie z trzema królami, o których opowiadano jej w domu. W rzeczywistości, znacznie później urodziła Kacpra ze związku nieformalnego z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem, oraz Baltazara i Ernestynkę, z drugiego oficjalnego małżeństwa z francuskim mężem- gitarzystą Piou ( pierwszym oficjalnym mężem Pani Krystyny był Tadeusz Pluciński, o którym niewiele dobrego napisała). Ernestynka obdarowała panią Krystynę wnuczkiem i dopiero ten otrzymał na drugie imię Melchior, a więc realizacja planu udała się w kolejnym pokoleniu. Ale wróćmy do tańca.

Pani Krystyna, wielki talent, w szkole baletowej pracowała bardzo ciężko, ale też chciała jak najszybciej ją skończyć, w związku z tym w Liceum zrobiła dwie klasy w jeden rok, zdając maturę w wieku 17 lat.  Swój pośpiech tłumaczyła tym, że kariera tancerki trwa do trzydziestki a czasami do czterdziestu lat. Ech gdyby wtedy wiedziała, ile lat będzie tańczyła… Nie wiem, czy oglądaliście program „Dzień Dobry TVN”, w którym nasza Krysia wystąpiła w charakterze gościa zaproszonego przez Marcina Prokopa i Dorotę Wellman.Oto w studio usiadła pani, z fryzurą jak rajski ptak, ubrana przy tym awangardowo, a na zakończenie choreografka audycji telewizyjnej  „You Can Dance” zaprezentowała swój popisowy numer, z tańca Kankan, czyli wysoki wyskok i lądowanie w szpagacie z pięknym okrzykiem na ustach jak to jest praktykowane w Kankanie. Trzeba jednak podkreślić, że audycja ta miała miejsce miesiąc temu a pani Krysia właśnie skończyła lat 73!!!

Krystyna Mazurówna porzuciła Teatr Wielki  i zaangażowała się do Polskiego Zespołu Tańca, pod dyrekcją Palińskiego, w którym to zespole tańczył Witold Gruca, świetny pomysłowy tancerz i choreograf, wystawiano małe formy baletowe, nie tylko klasyczne a repertuar często się zmieniał. I tak Krystyna została na wiele lat partnerką Grucy. Gruca zresztą przygotował kilka innych duetów- groteskowych, współczesnych i klasycznych.

Wyjazdy zagraniczne, najpierw w 1959 roku do  Paryża, Helsinek ,i znowu Paryż, Monte Carlo, berlińska telewizja, następnie ZSRR, ( ale przedtem z niewiadomych przyczyn rozwiązano Polski Zespół Tańca a tancerzy wcielono z powrotem do opery).Do ZSRR wyjechała grupa między innymi z Jurkiem Połomskim, Jadwigą Prolińską, Zdzisławem Słowińskim, Stanisławą Kowalczyk Muszyńską, Łucją Prus. I tak się to kręciło. Kolejnymi wyzwaniami w Polsce były układy choreograficzne, które opracowywała dla wielu teatrów.

Następnym wspaniałym partnerem Krystyny Mazurówny był Gerard Wilk, tancerz, który dopiero, co ukończył szkołę baletową., dobrze zbudowany, dość masywny. Jednak właśnie on zachwycił naszą tancerkę i stał się jej partnerem.  Początkowo tańczyli układy Grucy później tylko Mazurówny. W międzyczasie powstała grupa baletowa Fantom(w roku 1965), która była angażowana przez Estradę. Tańczyli wszędzie, czy to w Młocinach, lub na bielańskiej estradzie, tańczyli na Międzynarodowym Festiwalu Jazzowym w Pradze. I tu właśnie  poszło im fantastycznie, inni zaś powiedzieliby, że za dobrze i wtedy zaczęły się schody. Sypnęły się propozycje kontraktów z całego świata, a oni skromnie wrócili do Polski. Kto wyjeżdżał służbowo za granicę ten wie, że w Peerelu można było dostać paszport na konkretny wyjazd i biada temu, kto go nie zdał do biura paszportowego w określonym terminie, mógł się na całe lata pożegnać z wyjazdami. A właśnie te wyjazdy stanowiły o zarobkach, o możliwości kupna samochodu czy mieszkania.  

Czytając książkę Krystyny Mazurówny –„Burzliwe życie tancerki” przesuwały mi się przed oczyma znajome obrazy, biura paszportowe, zdobywanie wiz, wystawanie pod ambasadami, kolejki, zapisy, Pewex, Baltona, a nawet Pałac Mostowskich. Tak ten szczegół też nie ominął gwiazdy, bo pani Krystyna już wtedy w latach 1965-1968 była gwiazdą.   Była wyjątkowym talentem, dlatego też dostała dwukrotnie stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki i studiowała taniec nowoczesny i balet jazzowy w Paryżu u prof. Gene Robinsona. Ale były to lata okrutne dla ludzi wybitnie zdolnych, którzy mieli odwagę pokazać coś nowego, nowoczesny taniec do muzyki jazzowej. Jej tancerze zwolnili się z opery warszawskiej aby móc występować w jej zespole. Ponieważ Fantom odniósł sukces, młodzi mężczyźni  dostali powołania do wojska, a tancerze, którzy nie mają  możliwości ćwiczenia baletu po dwóch latach pobytu w wojsku nie mieli po co wracać na scenę. Niestety, otrzymywali oni  tylko jednorazowe zgody na występy lub ćwiczenia, zawsze dostawali do towarzystwa dwie osoby i jeździli do mieszkania Krystyny aby ćwiczyć układy, lub tworzyć nowe. Wszyscy mówili jej nie raz i nie dwa pani Krysiu – głową pani muru nie przebije, ale jeżeli zdecyduje się pani wreszcie na opuszczenie Polski, następnego dnia zwalniamy chłopaków z wojska, wracają potulnie do opery i po krzyku!

I wyjechała do Paryża u szczytu popularności, jesienią roku 1968, zniknęła z ekranu, sceny z Polski. W Paryżu założyła własny Ballet Mazurówna, tańczyła z Josephine Baker, była solistką Casino de Paris, ale też i szatniarką, bileterką, kierownikiem budowy a przez długie lata w jej ukochanym Casino de Paris prowadziła bufet..

Mężczyźni kochali się w niej na zabój, a i ona kochała ich  naprawdę. Jej życie było i jest jedną wielką przygodą. Wychowała troje dzieci, wciąż pracuje – tworzy w Polsce choreografię do programu You Can Dance- „Po prostu tańcz”, planuje, podróżuje. Nadal tańczy, walczy, nie odpuszcza…i od czterdziestu lat mieszka w Paryżu.

Dlatego postanowiłam napisać o tej Kobiecie dzisiaj 73 letniej ( nie ukrywa swojego wieku), pełnej pasji, radości, jasno określonych celów, marzeń i ich realizacji. Jest pięknym przykładem aktywnej, wciąż bardzo interesującej zadbanej, umalowanej z ekstrawagancką fryzurą kobiety, która w każdej sytuacji umie sobie poradzić. Pani Krystyno chapeu bas!

Książkę przeczytałam w ciągu jednej nocy i pomyślałam sobie, skoro Ona dała radę w trudniejszych czasach to ja dzisiaj też mogę pokonać samą siebie, moje słabości, oraz podejmę te najtrudniejsze decyzje właśnie teraz. Bo nic nam nie jest dane na zawsze, musimy mierzyć się z życiem i od nas tylko zależy czy damy radę. Ja dam!

Wasza Jadwiga

ps. nie miałam żadnych zdjęć pani Krystyny, zeskanowałam więc kilka z książki, i oto dzisiaj po opublikowaniu wpisu otrzymałam email od Janka Rozmarynowskiego, najlepszego fotografa jakiego znam, który napisał, że w roku 1966 fotografował panią Krystynę Mazurównę w Jej domu na Starym Mieście i jeżeli chcę, to On pozawala mi wykorzystać te zdjęcia do wpisu. Janku bardzo dziękuję ubogaciłeś ten wpis, a Twoja wielkoduszność mnie powaliła.Przyjmij moje najserdeczniejsze podziękowanie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, i to jest najprawdziwsza prawda.

j

Dzisiaj przedstawię Państwu niezwykłą osobę, piosenkarkę popularną w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, laureatkę konkursów i Radiowych Giełd Piosenek, o których pisałam w dn. 28.01 i 31.01.2011 r., śpiewającą ciepłym altem o niepokojącym i zmysłowym brzmieniu, kobietę o wielkiej urodzie, którą pan Ludwik Sempoliński namówił do wykonywania cygańskich i salonowych romansów. Pani Lucyna jest absolwentką Liceum Sztuk Plastycznych i PŚSM w Warszawie.  Dlaczego chcę wam przedstawić panią Lucynę? Ano, dlatego, że poznałyśmy się pewnego zimnego dnia w ZAIKS-ie, na benefisie Jej męża Zbigniewa Adrjańskiego (wpis z tego wydarzenia nosi datę 19 listopada 2010).Ponadto szukając materiałów w sieci znalazłam skąpe informacje dotyczące Lucyny ARSKIEJ. Wydaje mi się, że ze względu na urodę głosu i piękną aparycję Lucyna powinna być zaprezentowana szerszej publiczności. Poparciem tych słów niech będzie wpis na jednym z blogów muzycznych, dotyczący płyty winylowej pod tytułem „Na cygańska nutę”: „..Trafiłem przypadkowo na ten winyl, przygarnąłem, gdyż bladego pojęcia nie miałem, że taki w ogóle był. http://polskieplytywinylowe.blogspot.com/2010/03/lucyna-arska-1978-na-cyganska-nute.htm1 Winyl zatytułowany „Na cygańską nutę”, ale dość mocno podlany klimatem „rosyjskich romansów”. Piosenki bardzo dobre, wpadły mi w ucho od pierwszego posłuchania. W tle przygrywa orkiestra, więc ładnie to zagrane i zaaranżowane. Pani zjawiskowa! Powiem tak, trochę lepiej ten winyl gra niż wygląda okładka (sfatygowana), ale tylko trochę. Może kiedyś trafię na lepszy egzemplarz, póki co, do posłuchania to, co jest. Myślę, że warto. Kim była Lucyna Arska?

Pytanie w sieci postawione pozostało do dnia dzisiejszego bez odpowiedzi. I właśnie na to pytanie ja postanowiłam odpowiedzieć, ponieważ miałam możliwość spotkać się z panią Lucyną Arską- Adrjańską. Z Lucyną i Jej mężem spotkaliśmy się  jakiś czas temu ( ja i ślubny) w Centrum Olimpijskim, gdyż ten budynek znajduje się po drodze do domu państwa Adrjańskich. W rozmowie przyznali się, że  ilekroć przejeżdżają tędy, tyle razy budynek budzi ich zachwyt. Wiedząc o ich upodobaniu do budynku PKOL, a jednocześnie zamiłowaniu do dobrej kuchni, wymyśliłam właśnie Centrum na nasze kolejne spotkanie, gdyż pierwsze odbyło się w ich klimatycznym domu. Lucyna tak, jak obiecała przyniosła swoje wycinki z gazet, zdjęcia, płyty, programy występów. Spędziliśmy kilka godzin razem, najpierw zwiedzając Centrum Olimpijskie wraz z Muzeum Sportu (co gorąco polecam wszystkim, tym, którzy tam jeszcze nie byli), a później siedząc w przytulnej restauracji Moonsfera z widokiem na panoramę Warszawy, rozmawialiśmy na tematy występów, recitali, wyjazdów do wielu ciekawych krajów oraz o pracy z wieloma wspaniałymi artystami. W  jednym z wywiadów z roku 1987 Lucyna tak odpowiadała pytającemu ją dziennikarzowi o udział w wielkich festiwalach piosenek: „… prawdę mówiąc, nie nadaję się na wielkie festiwale. Jestem raczej piosenkarką w kameralnym stylu i nastroju. Źle się czuję na wielkiej estradzie, po której można jeździć czołgiem…” I dalej na pytanie dziennikarza – „Ma pani przecież duży, piękny głos altowy, którym pani pięknie operuje”, „Ale paraliżuje mnie trema. Te wszystkie orkiestry, fanfary jupitery, wejścia i zejścia konferansjerów. Słowem: ceremoniał […] Na moje recitale przychodzi publiczność stateczna, w stylu retro. A jeśli trafiają się młodzi, to są to zakochani. Moja pierwsza płyta długogrająca nosi świadomie przekorny tytuł: ”Romanse i niuanse”. Nie śpiewam bowiem cygańskich pieśni taborowych. Nie naśladuję zbytnio chyba śpiewających cyganów i sama nie udaję przy tym cyganki… Po prostu śpiewam piosenki „z epoki, której już nie ma”. Jestem niepoprawną romantyczką, a rodowód cygańskich romansów nie zawsze jest cygański. Raczej rosyjsko-mołdawsko-węgierski. Romans cygański został wytopiony w tyglu z muzyką, do którego wrzucono różne rytmy, melodie. Węgierskiego czardasza i rumuńską horę. Oszalałą zawadiacką czastuszkę i rosyjską pieśń ludową…”. Na ten temat można długo mówić.

Sama o sobie opowiada: Moja przygoda z romansami cygańskimi zaczęła się dawno. Moja mama pochodziła z Jekaterynosławia (Dniepropietrowska) nad Dnieprem vis a vis ujścia Samary w Rosji. Pochodziła z rodziny Czajkowskich, bardzo pięknie śpiewała. Pochodzę z bardzo muzykalnej rodziny. W domu śpiewała mama i siostry. Wystarczyło, że zebrały się trzy osoby i już powstawał chórek trzygłosowy. Romansów cygańskich nauczyła mnie mama, miała je w swym repertuarze. Ojciec był pilotem. Latał w PLL LOT, nie było go bardzo często w domu, a mama tęskniąc śpiewała właśnie te romanse i ja je od niej dostałam, bo żeby śpiewać romanse trzeba śpiewać je sercem.

Naukę śpiewu pogłębiałam na wydziale estradowo-piosenkarskim, u sławnych mistrzów śpiewu Wandy Wermińskiej i Wacława Brzezińskiego. Moimi wykładowcami byli też: Aniela Świderska, żona Bronisława Pawlika, który często przychodził do nas na zajęcia, Wacław Brzeziński, który przed wojną wraz z Mieczysławem Foggiem śpiewał w Chórze Dana, Hanka Skarżanka, Alina Janowska, Karolina Łubieńska aktorka (świetna przedwojenna pływaczka, przepłynęła dystans z Sopotu na Hel), Aniela Świderska, prof. Ludwik Sempoliński, Nata Lerska, Juliusz Sztatler. Uczono nas piosenki, dykcji, interpretacji piosenki, harmonii muzycznej, solfeżu, fortepianu, instrumentów, pozwalających poznać stronę muzyczną danego utworu. Dyplom zdawałam przed Komisją Egzaminacyjna dla Aktorów, której przewodniczącym był  prof. Aleksandrem Bardinim, a członkami prof. Kazimierz Rudzki i  prof. Ludwik Sempoliński, za namową którego zaczęłam śpiewać romanse. To właśnie pan Sempoliński słysząc mnie i widząc  namówił  na śpiewanie tego gatunku piosenek, widząc we mnie  następczynię przedwojennej diwy śpiewającej romanse pani Serafiny Talarico oraz Niuty Bolskiej. Dał mi kilka starych romansów, których nikt nie znał i tak w nie wsiąkłam. http://w140.wrzuta.pl/audio/6fRhnTol0Zv/06_sciezka_6

DRAGO śpiewa Lucyna Arska  , muz. K.Ananiew tekst Marta Bellan

http://w140.wrzuta.pl/audio/7p0jWOluYxf/01_sciezka_1

Romans przy ognisku śpiewa Lucyna Arska , muz. L.Kozłowski tekst Marta Bellan

Pani Lucyna opowiada o sobie, że jest urodzonym Skorpionem, a ludzie spod tego znaku są wszechstronni, toteż potrafi posługiwać się młotkiem, pędzlem, siekierą tzn. w razie potrzeby wbija gwóźdź, maluje pokój. Ma dyplom szkoły pielęgniarskiej Akademii Medycznej w Gdańsku i dyplom kartografa.  Jest aktorką estradową, która prowadziła gospodarstwo rolne. Na ziemi szóstej klasy otrzymywała 35 kwintale zboża z hektara. Do punktu skupu odwoziła najczystsze zboże. W swoim gospodarstwie rolnym hodowała kaczki, kury, indyki, gęsi, kozę. Pewnego razu przez pół roku wraz z czterema królikami karmiła cztery zajączki. Gdy podrosły, poszły w pole. Całą zimę przechowywała dziką kaczkę, która pofrunęła wiosną. Dwa lata temu po podwórku biegało dwanaście psów. Teraz trzyma psa i przybłędę,  czarnego kota na szczęście.

O sobie mówi: lubię haftować, rysować, robić na drutach na szydełku. Niektórzy mówią, że robótki to dla starej daty osób, wiekowych. Ja miałam dwadzieścia lat, jak się tym zajmowałam. Nieraz jadąc na koncert w autokarze dziergałam, haftowałam. Sama projektowałam suknie i szyłam je. Podczas wyjść na scenę otrzymywałam olbrzymie brawa. Oryginalne kreacje publiczność od razu zauważała.

W szkole, do której uczęszczali  wraz ze mną  Łucja Prus, Regina Pisarek, Stenia Kozłowska, M.Nowak, Anna Prucnal, Elżbieta Jodłowska,  zostałam chyba „przeuczona”. Śpiewałam za dużo piosenek w różnych stylach, rytmach i gatunkach. Nagrywałam zresztą ze znanymi orkiestrami: E. Czernym, P. Figlem, A. Mundkowskim, L. Bogdanowiczem. Miałam nawet przeboje i szlagiery (np. słynne „Orzeszki w czekoladzie”, „Powtórz mi”, „Lunatycy”, ”Nigdy więcej”, „Nie zawiodło mnie przeczucie”). Wygrywałam Giełdy piosenek i konkursy. Ale instynktownie czułam, że wszystko to, nie jest  moje, własne, choć technicznie, czyli aktorsko i wokalnie wykonywane  poprawnie. Po prostu trzeba było czasu, doświadczeń, licznych występów na estradach, żeby dojść do własnego stylu. Mam swoje ukochane mniej znane piosenki i piosneczki, lub wcale nieznane, które śpiewam najchętniej. („Ikony, ikony”, „Malowany czas” „Rzekę”, „Uliczkę do serca”).

http://w393.wrzuta.pl/film/7dU6naVDvMk/vts_01_1 (Malowany Czas)

Lucyna udzielając tego wywiadu występowała jednocześnie w trzech widowiskach Stołecznej Estrady „Pieśni  sercu bliskie” w reżyserii Zbigniewa  Adrjańskiego,  „W ogródku Eldorado” w reżyserii Zbigniewa Rymarza, w  „Warszawskiej Piosence” w reżyserii Zbigniewa Adrjańskiego. Przez długi czas śpiewała w kawiarni „Nowy Świat” w kabarecie „Szerszeń”  w reżyserii Ludwika Klekowa (na pięterku). Występowała również w kabarecie „Kalejdoskop” w Hotelu Victoria z takimi aktorami jak Janusz Gajos, Krzysztof Piasecki, Krzysztof Jaroszyński, Tadeusz Drozda, Irena Karel, Alina Janowska , Krzysztof Daukszewicz, Elżbieta Zającówna, Maciej Zembaty, Anna Jantar.

Niewiele osób wie, że pani Lucyna mieszkając pod Warszawą działała społecznie będąc przewodniczącą Rady Sołeckiej, Koła Gospodyń Wiejskich, Komisji Rewizyjnej Kółek Rolniczych. No cóż Kobieta, która żadnej pracy się nie boi i nigdy się nie bała.

Siedząc w restauracji mogłyśmy rozmawiać długo, Lucyna opowiadała i widziałam w niej skromną osobę, która o swoim śpiewaniu mówi z fascynacją w głosie, o występach, spotkaniach z innymi wykonawcami znanymi ludźmi jak: Mieczysław Fogg, Ewa Ulasińska, Karol Stępkowski, Wiktor Śmigielski, Anna Jantar, Lidia Wysocka, Teresa Terka, Adam Zwierz, Agnieszka Fitkau Perepeczko, Sława Przybylska, Alina Janowska, Kazimierz Wichniarz, Jadwiga Land, Marek Perepeczko, Zbyszek Rymarz, Marta Bochenek,  jednak największą fascynacją w Jej życiu jest Jej mąż, znany nam wszystkim pan Zbigniew Adrjański, o którym pisałam wielokrotnie na łamach tego blogu. Zbyszek pisał piękne teksty do romansów i ballad do istniejącej już muzyki ludowej. W swojej żonie znalazł najlepszego i najpiękniejszego wykonawcę. Nie wszyscy wiedzą, że Marta Bellan, Jacek Podkomorzy czy Zbigniew Szczęsny to pseudonimy pana Adrjańskiego. Ponadto był reżyserem wielu spektakli rozrywkowych. Ponieważ ten wpis dotyczy Lucyny stąd proszę moich czytelników o wybaczenie, o Zbyszku możecie przeczytać wpisy z dni 30.04.2010, 19.11.2010, 2021.04.2011, oraz z  25.01, 27.01, 28.01, 30.01, 1.02 i 2.02.2010. Zapraszam!

Lucynka znalazła dla mnie jeszcze jeden wywiad z roku 1998, w którym Tadeusz Matulewicz napisał: „…W Polsce międzywojennej romanse cygańskie wykonywała Niuta Bolska właściwie Józefa Olesińska, aktorka występująca w teatrzykach rewiowych, kabaretach i scenach operetkowych. Obdarzona pięknym głosem –napisał Ludwik Sempolińskim – i jeszcze piękniejszą urodą w krótkim czasie stała się muzą „Sfinksa”. Drugą znakomitą odtwórczynią cygańskich romansów była Olga Kamieńska obdarowana przez naturę aksamitnym, o niskim brzmieniu głosem. Inteligentną interpretacją w krótkim czasie zdobyła popularność najpierw w „Feminie” a później w „Małym Qui pro Quo”, gdzie występowała wraz z Mirą Zimińską, Dymszą, Olszą i Boguckim. W romansach cygańskich specjalizowała się też Serafina Talarico, występująca w „Mirażu”, pieśniarka o niskim miłym głosie.

Lucyna Arska kontynuuje tradycje gatunku w najlepszym tego słowa znaczeniu. Stworzyła swój niepowtarzalny styl poetycki, łącząc w całość romantykę, liryzm i ekspresję. Jej repertuar nie ogranicza się do romansów, jest bogaty. Są w nim pieśni i piosenki retro z przedwojennych teatrzyków i kabaretów, ballady warszawskiej ulicy, utwory na wszelkiego rodzaju okazje.  Ta wszechstronność wynika z jej wykształcenia. Arska wzięła udział w pierwszej premierze Giełdy Piosenki Autorów i Kompozytorów wraz z Łucją Prus, Stenią Kozłowską i Lilianą Urbańską. Jej artystyczna kariera zaczęła się błyskawicznie. Podbiła słuchaczy głosem, urodą, wdziękiem. Rozpoczęła koncerty na estradzie, nagrania w radiu. Stała się jedną z popularniejszych piosenkarek w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jeździła z recitalami po kraju. Została wielokrotną laureatką konkursów piosenkarskich i Radiowych Giełd Piosenek. Uczestniczyła w licznych występach zagranicznych w krajach Europy wschodniej  z wyjątkiem ZSRR oraz w Belgii, Holandii, Francji, Kanadzie i USA. Występowała z Mieczysławem Foggiem w rewii pod tytułem „Sentymentalny Pan” i programie jubileuszowym Mistrza. W sumie wzięła udział w ponad dwóch tysiącach imprez i koncertów  estradowych. Nagrała wiele piosenek dla Programu III PR i Telewizji oraz dwie płyty długogrające.

Cdn.

W spotkaniu z Lucyną Arską Adrjańską  i Zbigniewem Adrjańskim

Uczestniczyła i przygotowała wpis

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.