Kasia przesłała nam IV i ostatnią część dotyczącą jej pobytu na Sycylii, którą zamieszczam poniżej:
Kolejnym wartym odwiedzenia punktem na mapie Sycylii są Syrakuzy, południowo-wschodnia stolica wyspy. Niegdyś najważniejsza metropolia w Europie, dziś wabi turystów niezwykłymi starożytnymi zabytkami. Architektura okresu hellenistycznego, wczesnego chrześcijaństwa, renesansu i baroku pojawia się tutaj na jednej ulicy.
Zwiedzanie zaczynamy od Ortygii, starówki położonej na wyspie. To tutaj znajdują się najważniejsze zabytki oraz średniowieczne i barokowe rezydencje i pałace. Tiempo di Apollo zbudowana w VII lub na początku VI w. p.n.e. to jedna z pierwszych na Sycylii wielkich świątyń doryckich, mijamy ją ruszając w głąb Ortygii. Ruszamy w kierunku Fonte Aretusa, źródła słodkiej wody, w której pluskają się kaczki i ryby. Według legendy jest to źródło, w które bogini Artemida zamieniła nimfę Aretuzę uciekającą przed zalotami rzecznego boga Alfejosa. Niestety chytry plan nimfy spalił na panewce, gdyż bóg zmienił się w rzekę i na zawsze połączył swoje wody ze źródłem. Inne podania mówią, że co roku wody źródła barwiły się na czerwono, gdy składano ofiary w sanktuarium Olimpii. Jak w każdym sycylijskim mieście, także w Syrakuzach, głównym punktem zwiedzania jest Piazza del Duomo. Tutaj historia wielkiej katedry Duomo sięga czasów starożytnych – w 530 r. p.n.e. Grecy zbudowali w tym miejscu świątynię na cześć Ateny. Obecny, barokowy kształt świątyni to owoc przebudowy po trzęsieniu ziemi w 1693 r. Wnętrze Duomo jest dużo bardziej ascetyczne i w dużej mierze są to pozostałości starożytnej świątyni.
Jedziemy do Parco Archeologico della Neapolis w Syrakuzach, gdzie oglądamy Teatro Greco z V w. p.n.e. i kamieniołom z grotą Ucho Dionizjusza. Legenda głosi, że Dionizjusz umieszczał w grocie więźniów i wrogów, gdyż dzięki niezwykłej akustyce mógł podsłuchiwać ich knowania wygłaszane nawet najcichszym szeptem. W Amfiteatro Romano, kolejnym punkcie wycieczki, mieszkańcy Syrakuz oddawali się krwawym uciechom. Ich pozostałością jest między innymi prostokątny otwór na krew i wnętrzności. Również Ara di Ierone II, pozostałości po 200-metrowym ołtarzu, gdzie składano ponoć ofiary z 450 byków, przyprawia o dreszcz na plecach. Zamiłowanie do krwawych uciech u starożytnych zawsze mnie zastanawiało. Narzekamy na naszą kulturę rozrywkową pełną ogłupiających reality shows, ale to chyba dobrze, że ucywilizowaliśmy się na tyle, że bawią nas takie uciechy i nie potrzebujemy już oddawać się krwawej uczcie dla oczu w amfiteatrach.
Ruszamy mrocznym tropem do Pantalicy, największej nekropolii Sycylii. 5 tysięcy grobowców wykutych w skałach robi piorunujące wrażenie. Miejsce zaliczone do Listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO zachwyca nie tylko atmosferą powagi i skupienia, ale i dzikością otaczającej je przyrody. W grobowcach znajdywano szczątki pierwszych mieszkańców tego terenu, Sykulów z XIII-X w. p.n.e., greckich kolonistów od VIII w. p.n.e., ale i Syrakuzan, którzy chronili się tu uciekając przed barbarzyńcami. Spacerujemy wąwozem w otoczeniu grobowców dość krótko, gdyż zaczyna się zmierzchać, a przebywanie tu po ciemku, to już nie na moje nerwy.
Nasza ostatnia, krótka, bo trwająca pół dnia wycieczka, tonie w strugach deszczu. Jedziemy długą, krętą, wąską drogą nad wąwozami do Caltagirone, stolicy sycylijskiej, ręcznie malowanej i zdobionej porcelany. Kiedy dojeżdżamy zaczyna lać, więc w ekspresowym tempie udaje się nam zobaczyć słynne schody La Scala prowadzące do kościoła Santa Maria del Monte. Każdy ze 142 schodów ozdobiony jest ręcznie malowanymi, ceramicznymi płytkami, spośród których każda przedstawia co innego. Są zwierzęta: papugi, słonie, ryby, zające i przeróżne stwory rodem z baśni, są też statki, damy, Arabowie czy rycerskie sceny walki. Warto wybrać się tu 24 i 25 lipca, kiedy schody oświetlają tysiące papierowych lampionów na cześć dnia św. Jakuba. My znikamy w jednym z otaczających schody warsztatów ceramicznych, gdzie spędzamy godzinę (tu nie leje!) wybierając najpiękniejsze cacuszka dla siebie i dla mam. Biegnąc do samochodu wpadamy do małej knajpki na pyszne słone wypieki a la pizza. Jedziemy dalej w poszukiwaniu słońca, tym razem chcemy na dłużej wpaść do Modicy, która słynie z najpyszniejszej na całej wyspie czekolady, wytwarzanej jeszcze według metod odkrytych przez Azteków. Jakie jest nasze zdziwienie, gdy po całej dwugodzinnej drodze, gdzie nie spada na nasz samochód ani kropla deszczu, docieramy do ociekającej wodą Modicy. Oglądamy część zabytków z samochodu, bo nie pomyśleliśmy o parasolu.
Modica jest więc obok Ragusy, świątyń w Agrigento, romantycznego Erice czy Montreale kolejnym punktem na mapie Sycylii, którego nie udało się nam zobaczyć i do którego warto będzie tu wrócić w przyszłości. Następnym razem koniecznie musimy wybrać się też na Wyspy Liparyjskie i zażyć kąpieli błotnej na wyspie Wulcano czy też opalić się na plaży u podnóża Stromboli. Sycylia kryje jeszcze cuda na co najmniej dwa kolejne dwutygodniowe wypady! Może za rok…