Gdybyśmy
chcieli dokładnie ustalić dokładny dzień i rok „powstania suwalskiego badmintona” mielibyśmy spore trudności. Jedni uważają rok 1974 za początkowy okres, gdy entuzjaści badmintona skupili się przy Lechu Nowikowskim, dyrektorze Ośrodka Sportu i Rekreacji ,który zarządzał pełnowymiarową halą do koszykówki, a także siatkówki (o wysokości jedenastu metrów). Inni za kluczowy moment badmintona w Suwałkach uznają datę powołania klubu LKS Polam Suwałki. Ja jednak uważam, że bez tych entuzjastów badmintona , bez Lecha Nowikowskiego, bez Aleksandra Czupera, bez Lecha Iwanowskiego i kilku innych osób, o których będę w dalszej części pisała, nie mógłby powstać później, w roku 1987, klub LKS Polam Suwałki.
Jak już napisałam, Lech był dyrektorem Ośrodka Sportu i Rekreacji i zarządzał halą. Hala była jak na owe czasy piękna, świetnie utrzymana przez Jego personel, a co najważniejsze ludzie nie tylko pracowali dla potrzeb ośrodka, lecz także w wolnych chwilach grali w badmintona. Oprócz Lecha Nowikowskiego grali: Alicja Regucka, Wiesław Letkiewicz, Janusz Dudek, Jerzy Łaniec, Bronisław Lamirowski, Grzegorz Maliszewski. Dwaj panowie, Lamirowski i Maliszewski, dojeżdżali z Rucianego-Nidy, wiele lat później to właśnie oni w Rucianem tworzyli sekcje badmintona.
Wraz z zabawą
, treningami i pracą zaczęły przychodzić wyniki, a także chęć zrobienia czegoś więcej. W roku 1978 zawodnicy wystartowali jako OSiR Suwałki w turnieju o wejście do II ligi w Inowrocławiu. Zajęli tam czwarte miejsce. Te wyniki ich nie zadowoliły, wystartowali w turniejach TKKF, między innymi w Olsztynie, i tam nawiązali kontakt z trenerem Lesławem Markowiczem, jednym z najlepszych polskich zawodników tamtego okresu.
Ośrodek Sportu i Rekreacji podlegał Urzędowi Miejskiemu, a ten wspierał ich finansowo i organizacyjnie, wtedy też powstała z inicjatywy wiceprezydenta Henryka Owsiejewa i szefa Wydziału Organizacyjno-Prawnego Jerzego Szleszyńskiego, sekcja TKKF „Magistratus”. Zawodnicy stowarzyszeni w tej sekcji odnosili sukcesy w spartakiadach pracowników administracji. Wyniki uzyskane na zawodach przyciągały nowych członków, między innymi prezydenta miasta Józefa Gajewskiego i Mariana Luto. Trochę przekornie badminton nazywano w Suwałkach grą „prezydencką”.
Mój kontakt z Suwałkami z Lechem Nowikowskim i innymi działaczami rozpoczął się w roku 1978, gdy Irena Karolczak, kierownik wyszkolenia w Polskim Związku Badmintona, poszukiwała odpowiedniej hali dla badmintona, aby w wakacje zorganizować trzytygodniowe zgrupowanie dla najlepszych zawodników z całej Polski. Zresztą napisałam o tym w opowiadaniu pod tytułem „Zgrupowania w Suwałkach” http://www.okiemjadwigi.pl/zgrupowania-w-suwalkach/
Wracam do wspomnień i historii suwalskiego badmintona. Pomoc miasta była bardzo ważna, gdyż dawała zielone światło dla działaczy, aby mogli zgłosić drużynę do zawodów ligowych. Nie była to ekstraklasa, ale III liga. Do 1984 r. zawodnicy grali w lidze, która była organizowana we wszystkich ośmiu makroregionach. W tym czasie toczyły się również rozmowy z Wojewódzkim Zrzeszeniem Ludowych Zespołów Sportowych, z wiceprezesem Aleksandrem Czuperem, aby badminton działał pod patronatem i jednocześnie był finansowany przez LZS. Olek Czuper był gorącym zwolennikiem badmintona, dlatego badmintoniści znaleźli przystań i odtąd występowali jako ZW LZS, grając w III lidze, a nawet w roku 1983/1984, zdobywając II miejsce tuż za zespołem RKS Ursus Warszawa i przed Polonezem II Warszawa, AZS UW II Warszawa , Warmią II Olsztyn , Konstancinem-Jeziorną i Mazowią Mińsk Mazowiecki. Drużyna grała w składzie: Alicja Regucka, Wiesław Letkiewicz, Grzegorz Chodkiewicz, Janusz Dudek, Lech Nowikowski i Konrad Królikowski (zawodnik pozyskany z Poloneza Warszawa). W latach 1983/84 – 1987/88 trenerem klubu był Grzegorz Chodkiewicz, trener II klasy.
Rok 1987 był znaczący
w historii suwalskiego badmintona. Dzięki staraniom Henryka Owsiejewa i pomocy prawnej Jerzego Szleszyńskiego w dniu 16 listopada powołano jednosekcyjny zakładowy klub badmintona pod nazwa LKS Polam Suwałki, a funkcję prezesa objął Józef Białogłowy. Od roku 1988/89 do 1991/92 klub grał w II lidze. Jednak ciągle jeszcze brakowało trenera.
Od kilku lat Polski Związek Badmintona każdego roku przez trzy tygodnie sierpnia organizował zgrupowania kadry narodowej z udziałem trenerów krajowych takich jak Ryszard Borek, Jerzy Szuliński, Jan Cofała oraz trenerów zagranicznych (Mike Harvey z Anglii, Barry Burns i Debbie Buddley – zawodnicy angielscy, Gunther Huber z Niemiec). Lata osiemdziesiąte to czasy bardzo trudne i siermiężne, ja pełniłam funkcję kierownika na zgrupowaniach. I nie była to praca szczególnie łatwa, gdyż w tych latach przeżywaliśmy strajki w Stoczni, wprowadzenie stanu wojennego, jednak my nie rezygnowaliśmy ze szkolenia zawodników, ze wspólnych wyjazdów do Suwałk, wiedząc , że mamy wspaniałą halę do dyspozycji, a co ważniejsze – przychylność ludzi pracujących tutaj, a także przychylność władz miasta. Jak trudne było wszystko, może świadczyć fakt, że środki czystości przywoziłam z zagranicy, popularny Domestos, rękawice gumowe i inne niezbędne rzeczy, jak papier toaletowy. Pierwsze dwa dni mojego wcześniejszego przyjazdu poświęcałam wspólnie ze sprzątaczkami na doczyszczanie łazienek, mycie „kibli”, aby kadra Polski miała godziwe warunki bytowe. O halę byłam spokojna, gdyż Lech ze swoimi pracownikami dbał o nią jak o swój dom. Niestety hotel nie podlegał Lechowi, stąd moja walka o czystość i doprowadzenie pokoi do używalności. Nikt się nie skarżył, ja też nie. Wiedzieliśmy po co tu byliśmy i po co, i dla kogo poświęcaliśmy swój urlop.
Nie była to sielanka, ale wspólna sprawa nas wszystkich. W ciągu tych dwóch dni przed rozpoczęciem zgrupowania załatwiałam dodatkowe przydziały mięsa i innych niezbędnych rzeczy, chociaż w roku stanu wojennego, gdy wstrzymano dostawy mięsa, było to niemożliwe: nie dostaliśmy nic, ani kilograma ochłapów. Zdesperowana zaprosiłam wszystkich zawodników, trenerów i zespół pomocniczy na naradę w naszej jadalnio-restauracji.
Zreferowałam moją wizytę w Urzędzie Miasta i zadałam jedno pytanie: wyjeżdżamy czy zostajemy? Powiedziałam, że kuchnia nie dysponuje żadnymi zapasami. Zawodnicy podjęli odważną decyzję: zostajemy, a ja w tej sytuacji obiecałam dostarczać warzywa, owoce i mleko, a nawet sery z okolicznych sklepów, targu i warzywniaków. Jedliśmy raz kluski, raz naleśniki, innym razem kopytka i zupy, placki kartoflane i znowu kluski, kopytka, naleśniki, i tak przez trzy tygodnie zgrupowania. Nie narzekaliśmy, nie było skwaszonych min, cieszyliśmy się tym, co mieliśmy. Tylko ciężkie treningi pomagały nam w utrzymaniu należytej wagi, w innym wypadku na takiej diecie wszyscy byśmy utyli. (Zorganizowałam grupę zespołu pomocniczego i razem biegaliśmy trzy razy w tygodniu po 15 kilometrów). Mieliśmy dobre kontakty z Urzędem Kultury Fizycznej w Suwałkach, Komitetem Wojewódzkim PZPR i jego sekretarzem, który przed laty grał w piłkę nożną jako bramkarz w Lechu Poznań. Zresztą towarzysz Sekretarz figurę miał do tego odpowiednią. Nikt nie narzekał, a mogliby przede wszystkim zawodnicy.
Hotel Hańcza był hotelem wycieczkowym, do którego przyjeżdżały grupy z całej Polski, najgorsze były dni od piątku do niedzieli, kiedy pijackie śpiewy słychać od góry do dołu. No ale cóż zrobić. W pozostałe dni panowała cisza i spokój.
Za hotelem jest jeziorko, ścieżka wokół jeziorka liczy 1731 metrów. Biegaliśmy wszyscy: i zawodnicy, i my działacze, dbaliśmy o kondycję, a także odpowiednią wagę. Treningi organizowaliśmy tak, aby nie przeszkadzać koszykarzom CWKS Legia Warszawa, którzy też upatrzyli sobie Suwałki jako bazę w sezonie letnim. Nam to nie przeszkadzało, trenerzy uzgadniali godziny treningów, atmosfera była fajna, bawiliśmy się razem z koszykarzami, graliśmy w badmintona, a nawet czasami w koszykówkę (ale bez prawa fauli, co w przypadku badmintonistów groziłoby wyłączeniem z gry na cały sezon). Cieszyliśmy się ze spotkań w gabinecie Lecha Nowikowskiego, piliśmy codziennie kawę (jeżeli udało mi się kupić ją
w Peweksie), a ja wyszukiwałam w Suwałkach cukiernie, w których można jeszcze kupić jakieś słodkości. Codzienne spotkania u Lecha w gabinecie dawały nam szansę na połączenia telefoniczne z biurem związku. Po wielu latach poznałam wszystkich wytwórców wód gazowanych i oranżady, cukierników, wiedziałam, w której wsi, u którego gospodarza można zamówić sękacz, trzeba tylko dostarczyć cukier, bo jajka i mąka były na wsi dostępne.
Cieszyliśmy się małymi rzeczami, organizowaliśmy mecze sparingowe Polska A – Polska B, zbieraliśmy pieniądze, które przeznaczaliśmy na Pogotowie Opiekuńcze w Suwałkach, gdzie ciągle przebywały małe dzieci potrzebujące wszystkiego. Spotykaliśmy się co roku z dyrektorem tego pogotowia, umawialiśmy, kiedy mogą do nas przyjść i wtedy organizowaliśmy dla wszystkich zabawę. Nasi kadrowicze wiedzieli, że zebrane pieniądze uzupełniane są dodatkową kwotą zebraną przez kierownictwo zgrupowania.
Trenerami byli Ryszard Borek, Janek Cofała i w końcu Jurek Szuliński, który zastąpił Janka. Okresowo w zgrupowaniach brali udział: lekarz ginekolog dr Andrzej Morliński, jego żona Ewa Morlińska (nauczycielka matematyki, która najsłabszym udzielała korepetycji), masażysta Maciej Pietrzykowski i Janusz Jagiełło – kamerzysta Centralnego Ośrodka Sportu „ Sportfilm” obsługujący wideo.
CDN