Wczoraj w dniu 1.10.2011 r w Centrum Olimpijskim w Warszawie odbył się Nadzwyczajny Krajowy Zjazd Delegatów Polskiego Związku Badmintona. Jako prezesi honorowi ja i Andrzej zostaliśmy zaproszeni i oczywiście wzięliśmy udział. Od godziny 13.00 do 19.30 trwały obrady delegatów, które rozpoczęły się raczej w atmosferze mało sympatycznej, powiedziałabym w atmosferze bijatyki. Zresztą, ponieważ jestem emocjonalnie związana z Polskim Związkiem Badmintona nie mogłabym przygotować tego wpisu z dystansem do sprawy, zatem zapraszam wszystkich zainteresowanych na stronę prowadzoną przez red. Janusza Rudzinskiego i Monikę Plata, którzy znakomicie zrelacjonowali przebieg Zjazdu:
Wpisy oznaczone ‘badminton’
Podróż sentymentalna
Mojej Córce
Czasami życie wymusza na nas różne niespodziewane sytuacje. Tak było i teraz, kiedy to nagle uświadomiłam sobie, że muszę wyjechać do Opatowa, Święcan, Siepietnicy i Biecza. Muszę odwiedzić moich bliskich, którzy niestety odeszli już z tego świata do innego lepszego. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wyjechałyśmy w czwartek rano. Chciałam uniknąć wakacyjnego tłoku na drogach. Chciałam, aby ten wyjazd miał charakter wycieczki przez Polskę. Macie czasami takie ciągoty, aby wsiąść w samochód i jechać? Truizmem będzie powiedzenie, że Polska jest piękna, ale rzeczywiście jest. Lubię przestrzeń, a moja trasa wiodła przez Radom, Ostrowiec Świętokrzyski, Opatów, Staszów, Pacanów, gdzie kozy kują, Stopnicę, Tarnów, Tuchów, Jodłówkę Tuchowską, Ryglice, Olszyny, Święcany, Siepietnicę do Biecza.
Oczywiście jak pamiętacie o Opatowie pisałam już w moich wspomnieniach w dniu 8 lutego 2011. W czwartek pojechałam na cmentarz do mojej ukochanej Babci, która zmarła w 1975 roku, cztery lata po śmierci swojej piętnastoletniej wnuczki Zofii. Leżą obydwie na Cmentarzu Parafialnym Kolegiaty Opatowskiej i patrzą na swój Opatów z góry, na której położony jest cmentarz. Już dawno nikt tam nie robił porządków, a było co wynieść. Rośliny dzięki deszczom urosły wielkie i nie tylko ulubione paprocie, ale też i inne. Chwasty były największe i najtrudniejsze do wyrwania. Godzina pracy i grób wygląda jak trzeba. Babcia Katarzyna i jej wnuczka Zosia zadowolone, otrzymały też piękną wiązankę, a ja mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Już dawno powinnam tu przyjechać, ale obowiązki i opieka nad Tatą nie pozwala mi na częste wyjazdy z domu. Tym razem udało się, choć na krótką chwilę wpaść do Opatowa. Niestety coraz więcej osób odchodzi i w ten sposób ci, co pozostają mają więcej osób do odwiedzenia, ale co tam. Przecież nie mogę nad tym ubolewać, taka jest kolej rzeczy, a dopóki jesteśmy dopóty nasi zmarli nie są sami. Babcia Katarzyna jest zaopiekowana, a ja przyjadę tu niedługo. Zawsze, gdy odwiedzam groby najbliższych mam poczucie dobrze wypełnionego obowiązku, a także mam wewnętrzną radość, że mogę przyjechać i zadbać o miejsce spoczynku bliskich osób. Wizytę w Kolegiacie Opatowskiej odłożyłam na następny raz. Tyle razy byłam tu, choć na chwilę, ale tym razem nie było czasu. Spieszyłam się do Święcan, odwiedzić kolejną bliską mi osobę – Jana Ślawskiego. Pewnie wspominałam już, że Jan – trener klasy mistrzowskiej w judo, 8 Dan, wieloletni (27 lat) sekretarz generalny Polskiego Związku Judo, urodził się 26 Lipca 1933 r w Święcanach. Choć skończył szkołę tu w rodzinnej miejscowości, Liceum w Bieczu (o Bieczu i okolicach będzie dalej), zdawał egzaminy wstępne na wydział polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Równolegle postanowił próbować sił startując na Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie. Sam grał w piłkę nożną w klubie sportowym „Siepietniczanka”, jego kolega chciał studiować na AWF w Warszawie, stąd pomysł na start i składanie egzaminów wstępnych na tę sama Uczelnię. I wiecie, co? Życie płata figle, zawsze, Janek dostał się zarówno na Uniwersytet Jagielloński w Krakowie, jak i na Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie, zaś pomysłodawca, niestety nie. Z opowiadań wiem, że decyzja była trudna i podjęcie jej zajęło prawie całe wakacje, ale magia stolicy, Warszawy zrujnowanej doszczętnie ciągnęła i w roku 1952 Janek został studentem warszawskiej AWF. Po czterech latach był już absolwentem z ukończoną specjalizacją judo, nowej dyscypliny sportowej raczkującej pośród innych. I tak zaczęła się Jego wielka przygoda ze sportem, z judo, z Polskim Związkiem Judo, którą przerwała dopiero ciężka choroba i śmierć w roku 2003. Życzeniem Janka był powrót w rodzinne strony i to życzenie zostało spełnione. Nasze z córką wizyty na maleńkim cmentarzu parafialnym zawsze są wzruszające. Cmentarz w Święcanach położony jest na górce, z której roztaczają się przepiękne widoki na okoliczne wsie Nadole, Nagórze, Święcany…
Tutaj został pochowany jeden z najlepszych trenerów w historii polskiego judo w Polsce, twórca klubu AZS „Siobukai” w Warszawie, wychowawca wielu pokoleń polskich judoków, mało tego zawodników, którzy startowali na Igrzyskach Olimpijskich 1972 roku w Monachium – Włodzimierza Lewina, który zajął 7 miejsce i gwiazdy polskiego judo Antoniego Zajkowskiego pierwszego srebrnego medalisty na tych samych Igrzyskach Olimpijskich 1972 w Monachium srebrnego medalisty. Polskie judo odniosło tam historyczne zwycięstwo, był to pierwszy medal olimpijski zdobyty dla Polski, w historii Związku założonego w roku 1957. Ale wróćmy do Janka Ślawskiego człowieka, który judo ukochał ponad wszystko. W roku 1963, Janek wspólnie z gronem entuzjastów tego sportu zakłada Warszawski Okręgowy Związek Judo i przez sześć (!) Kadencji, czyli przez kolejne dwadzieścia cztery lata jest Prezesem Okręgu, razem z nim pracują Jerzy Banaszak z Wołomina, Leopold Borawski z Warszawy, Andrzej Kowalski z Wołomina, Leszek Piekarski z Białegostoku, Andrzej Turkiewicz z Aleksandrowa Łódzkiego, Jacek Żemantowski red. Sportowy Sztandaru Młodych. Komisja Rewizyjna to Bogusław Sosnowski z Warszawy, Janusz Wójtowicz ze Szczytna, Janusz Kapuściński z Łodzi. Była to grupa zapaleńców, dla których wszystko było możliwe i do załatwienia. Z ich inicjatywy oraz inicjatywy Polskiego Związku Judo, w którym pracował Jan Ślawski, jako sekretarz generalny, zorganizowany został I Turniej Warszawski Judo w roku 1962. Wśród powołanych zawodników do reprezentacji Polski znaleźli się wychowankowie Janka Ślawskiego a mianowicie: Stanisław Tokarski, Wojciech Niedziałek, Adam Ratajczak wszyscy reprezentujący klub AZS Shobukai Warszawa Jelonki (późniejszy klub AZS Siobukai Warszawa. Zmiana nazwy wiąże się z przeniesieniem klubu z Jelonek na AWF oraz wejście w ramy organizacyjne AZS AWF Warszawa w miejsce dotychczasowej przynależności organizacyjnej przy AZS Zarząd Środowiskowy mieszczący się wówczas przy ul. Szpitalnej 5, później na ul. Podwale. Wielki sukces w II Turnieju Warszawskim w roku 1963, odniósł Stanisław Tokarski – uczeń Jana Ślawskiego, który w wadze lekkiej zdobył złoty medal, pokonując zawodnika ZSRR. Sukces okupiony ciężką pracą zawodnika i trenera. Pamiętam wielu świetnych zawodników- wychowanków Janka : Zbigniewa Werkowicza zawodnika wagi ciężkiej, Jerzego Chwiałkowskiego, zawodnika wagi półciężkiej, Józefa Niedomagałę –zawodnika wagi lekkiej, Piotra Halladina – zawodnika wagi piórkowej, Jacka Skubisa ( późniejszego trenera kadry narodowej, kierownika wyszkolenia PZJudo), Marka Rzepkiewicza (późniejszego trenera kadry narodowej) obecnie Dyrektora Zespołu Metodyczno- Szkoleniowego, Michała Dzierzbickiego ( późniejszego trenera kadry narodowej), Wojciecha Borowiaka (późniejszego trenera kadry narodowej, trenera Pawła Nastuli dwukrotnego złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich), Włodzimierza Lewina, Lesława Sosnowskiego i wielu innych świetnych zawodników. W latach 1965 – 1977 byłam przecież kierownikiem sekcji AZS Siobukai Warszawa i razem w roku 1966 zdobyliśmy tytuł Drużynowego Mistrza Polski judo, pokonując w finale w Warszawie, w hali KS Polonia Warszawa przy ul. Konwiktorskiej, sławetny klub GKS „Wybrzeże” Gdańsk, wynikiem 3: 2, w którym to meczu nasz zawodnik Henryk Dobosz wygrał przez ippon (rzut ura- nage) z wielce utytułowanym Ryszardem Zieniawa. Oprócz trenerki Janek był sędzią międzynarodowym i jako jedyny z Polaków został zaproszony do sędziowania Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 r. Był to Jego osobisty wielki sukces. Nie sposób nie wspomnieć, że Janek pomagał również badmintonowi, prowadził zgrupowania odbywające się w Wiśle gdzie uczył polskich trenerów badmintonowych budowania kondycji i wytrzymałości w szkoleniu zawodników badmintona.
Tak, wszystkie te wspomnienia przesuwały mi się przed oczami, w czasie podróży. I nawet trudno sobie wyobrazić, że wraz ze wspomnieniami tyle szczegółów przypomina się bezboleśnie. Do Święcan dotarłyśmy przed wieczorem. Kościół Św. Anny przepięknie odrestaurowany, zaś Cmentarz Parafialny oświetlony promieniami słońca. I ta cisza, tylko ptaki śpiewały ciesząc się z naszej wizyty. Ale o tej wizycie i o Kościele w Święcanach napiszę w następnym poście.
Cdn.
ps. Janek zmarł na raka, nie było wtedy jeszcze zbyt wielu możliwości aby znaleźć pieniądze na niekonwencjonalne metody leczenia, cała choroba trwała zbyt krótko tylko 3 miesiace, czasami ma się wyrzuty, że można było zrobić więcej, lepiej, dotrzeć do innych lekarzy … niestety walczyliśmy z czasem… dzisiaj z rakiem walczy wiele młodych osób choćby „Chustka” kobieta pisząca bloga, chyba najlepszego w całej blogosferze, jest u mnie w blogach, walczy bo ma syna 6 letniego, sama ma 27 lat, walczy o siebie dla niego, Jego ojciec nie jest wart tego, aby opiekować się tym wspaniałym dzieckiem, dzisiaj u Li na” niedyskretach” (też wspaniały blog) ukazało się ogłoszenie, potrzeba pomóc Joannie zebrać pieniądze na niekonwencjonalne leczenie, proszę więc Was, moich czytaczy o każde pięć złotych, z nich bowiem zbierze się kwota niezbędna do leczenia Joanny, łączy na wszystkich jedna wielka wspaniała nitka blogosfery, dlatego zwracam się do Was o pomoc, nie dla siebie, lecz dla tej młodej Kobiety, jest tego warta!!!! podaję dane Fundacji która zbiera pieniądze dla Joanny:
Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj życie!
ul.Chełmska 19/21, 00-724 Warszawa
Multibank
nr rachunku: 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr IBAN: PL 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr BIC: BREXPLPWMUL
tytuł wpłaty: Joanna Sałyga
Za kazda wpłatę serdeczne dzięki!
Do szkoły podstawowej chodziłam na ul. Elektoralną12/14. Była to Szkoła Podstawowa Nr 59, która w roku 1970 połączyła się ze Szkołą Podstawową 220, która aktualnie mieści się w „nowym budynku” tysiąclatce oddanej do użytku w roku 1960, przu ul. Jana Pawła II pod numerem 26 a .Przed II wojną światową w budynku tym przy ul.Elektoralnej 12/14 mieścił się Szpital Św. Ducha. Szpital św. Ducha powstał jako przytułek dla najuboższych w 1442 roku przy kościele św. Marcina przy ul. Piwnej. Założyła go księżna Anna Holszańska. Przez wiele lat mieścił się w obrębie murów starego miasta jako jeden z punktów systemu obronnego Starej Warszawy. Szpital w latach 1859 – 1861 funkcjonował w nowo wzniesionym budynku przy ul. Elektoralnej w miejsce manufaktury karoc i powozów Tomasza Dangla. Projekt wykonał Józef Orłowski. Szpital był budynkiem renesansowym i pierwszym warszawskim szpitalem z wolno stojącymi pawilonami. Od tego czasu aż do II wojny światowej był jednym z najnowocześniejszych szpitali w Warszawie. 25 września 1939 został zbombardowany, a ofiarami byli zarówno pacjenci jak i personel medyczny. Ponownie został zniszczony podczas powstania warszawskiego.
Szpital miał szczęście do ludzi, przed wojna klinikę chorób wewnętrznych prowadził czeski lekarz Vilema Dusan Lambl, zaś asystentem jego był Samuel Goldflam. Vilema Dusan Lambl badał pasożyty jelitowe, które powodowały chorobę żołądka i jelitową, określił je i zostały nazwane od jego imienia Lamblia intestinalis, następnie zmieniono nazwę na giardia lamblia (Giardia od nazwiska kolejnego uczonego, który też nad nimi pracował ) teraz używane są obydwie nazwy łacińskie czyli Lamblia intestinalis i giardia lamblia, popularnie zwane są lambliaza.
Drugim wielkim człowiekiem pracującym w tym szpitalu był Samuel Goldflam, który był asystentem Dusana Lambla, lekarzem, znakomitym neurologiem. W 1869 roku ukończył warszawskie gimnazjum. Od 1870 do 1875 studiował na wydziale lekarskim Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. W 1875 uzyskał dyplom lekarza i zaczął pracę w klinice chorób wewnętrznych w Szpitalu Św. Ducha. Od 1876 do 1883 pracował jako asystent I Katedry i Kliniki Terapeutycznej Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego.] Był ulubionym asystentem profesora, cenionym także przez studentów, ponieważ chętnie objaśniał mało zrozumiałe komentarze profesora, Lambl bardzo słabo mówił po rosyjsku, po polsku prawie wcale. Na obchodach Lambl zwykle kończył wizytę u pacjenta poleceniem „Gospodin Goldflam, zapiszytie jemu czto nibud” („Panie Goldflam, zapisz pan mu cokolwiek”). W 1878 został etatowym ordynatorem. W tym czasie przyjmował też pacjentów w bezpłatnej poliklinice przy ul. Długiej. W roku 1882 Goldflam wyjechał do Berlina i Paryża na dalsze studia, po powrocie objął swoje stanowisku w szpitalu Lambla. W Warszawie otworzył bezpłatną poliklinikę chorób wewnętrznych i neurologicznych dla niezamożnych chorych w swoim mieszkaniu przy ul. Granicznej 10. W trzech pokojach, z pomocą kilku młodych wolontariuszy, prowadził ją na własny koszt przez prawie cztery dekady (od 1883 do 1922 r. Uczniami i współpracownikami Goldflama w jego poliklinice byli Zygmunt Bychowski, Henryk Higier, Dine, Samuel Meyerson, Feliks Winawer, Aleksander Tumpowski, Maurycy Urstein, Zygmunt Srebrny, Natalia Lichtenbaum Szpilfogiel i inni. Od 1922 do 1932 był wolontariuszem na oddziale neurologicznym Szpitala na Czystem (ul. Młynarska). Był organizatorem Warszawskiego Towarzystwa Lekarskiego, jednym z założycieli Warszawskiego Towarzystwa Neurologicznego i pierwszym jego prezesem (1921-1923), członkiem czynnym Towarzystwa Naukowego Warszawskiego (1908), członkiem honorowym Lubelskiego Towarzystwa Lekarskiego (1905), członkiem honorowym Polskiego Towarzystwa Medycyny Społecznej., współtwórcą „Warszawskiego Czasopisma Lekarskiego. Członek komitetu redakcyjnego i gremium wydawniczego „Neurologii Polskiej” od początku wydawania w 1910 do 1917. VI tom „Neurologii Polskiej” (1922) był poświęcony Goldflamowi, z okazji jego 70. urodzin.
Wielkim przyjacielem Goldfama, a także wieloletnim współpracownikiem, i pacjentem był Edward Flatau, który uważał Goldflama za nestora polskiej neurologii. W 1929 roku pisał do Rileya, sekretarza komitetu organizacyjnego I Międzynarodowego Kongresu Neurologicznego – „jako przedstawiciel polskiego komitetu wyrażam swoje zdziwienie i żal, że żaden z wiceprezydentów kongresu, ani żaden z honorowych członków … nie jest z Polski. Polscy neurolodzy nie ustawali w swoich wysiłkach dla nauki w czasie wszystkich lat zależności politycznej a ich praca zintensyfikowała się od czasu uzyskania niezależności … Nie widzę powodu, żeby wymieniać wszystkich ważnych dla nauki, ale nie mogę pominąć nestora polskiej neurologii – S. Goldflama, twórcę miastenii, który także nie został uwzględniony.” Goldflam nie założył rodziny. Był wielkim społecznikiem , współpracował z Januszem Korczakiem, a w latach 1906-1926 był współzałożycielem i dyrektorem Kliniki dla Nerwowo i Psychicznie Chorych „Zofiówka” w Otwocku. Był też współzałożycielem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Aby pokazać pełen obraz tego niezwyczajnego człowieka należy wspomnieć również, że był wielkim mecenasem sztuki. Był znawcą muzyki klasycznej Wagnera i Beethovena, stałym bywalcem Filharmonii Warszawskiej.
„(…) był jednym z najlepszych znawców i miłośników Beethovena. Nie zabrakło go nigdy na żadnym koncercie symfonicznym w Warszawskiej Filharmonii. W końcowych rzędach parteru, tuż przy przejściu, z daleka widoczna była charakterystyczna głowa Goldflama, który z przymkniętymi powiekami chłonął piękno muzyki. Wielu wybitnych artystów pierwsze swe kroki na niwie malarstwa, rzeźby i muzyki jemu zawdzięcza. W swoim prywatnym gabinecie przy ul. Granicznej 10 w Warszawie, otoczony pięknymi rzeźbami i cennymi obrazami, wśród stosu książek, pozostawiał Goldflam niezatarte wrażenie na każdym, kto miał zaszczyt zetknąć się z nim bliżej”.
Goldflam należał do Żydowskiego Towarzystwa Krzewienia Sztuk Pięknych, którego był jednym z założycieli. Pomagał w karierze wielu artystów, m.in. Artura Rubinsteina, który w swoich wspomnieniach opisał go kilkukrotnie. Rubinstein wspominał: „Jego ogromna biblioteka i rodzaj książek jakie się w niej znajdowały, świadczyły, że doktor Goldflam to człowiek wszechstronnie oczytany. Rozmowa z nim była nad wyraz interesująca. Poruszaliśmy wszystkie możliwe tematy, ciesząc się, ilekroć znajdowaliśmy kwestie do dyskusji”. W 1900 roku Goldflam napisał list polecający do Emanuela Mendla dla Władysława Reymonta, który cierpiał na neurastenię pourazową po wypadku kolejowym. Swoją kolekcję obrazów przekazał Uniwersytetowi Hebrajskiemu wraz z biblioteką, natomiast pianino Mignon i zbiór nut zapisał Państwowemu Konserwatorium Muzycznemu w Warszawie. W dorobku naukowym Goldflama znajduje się sto prac naukowych a najlepiej znanymi są prace na temat miastenii i chromania przestankowego.
A wracając do Szpitala Św. Ducha i jego wybitnych pracowników, to w 1881 r. kierownikiem pracowni chemiczno-bakteriologicznej oraz ordynatorem oddziału chorób wewnętrznych Szpitala św. Ducha, został Leon Nencki. Leon Piotr Nencki urodził się w roku 1848 w Boczkach, na ziemi sieradzkiej, lekarz, chemik, bakteriolog i propagator higieny społecznej. Ojciec był prawnikiem właścicielem Sikucina, Kobyli Miejskiej, Boczek i Bruss.Leon Nencki uczył się w Rządowym Gimnazjum w Piotrkowie Trybunalskim, a następnie w Gimnazjum Filologicznym w Kaliszu, w 1866 r uzyskał maturę. Tego samego roku wstąpił na Wydział Lekarski Szkoły Głównej w Warszawie. W 1872 roku wyjechał na uniwersytet w Bernie, gdzie złożył egzaminy lekarskie. W swojej pracy doktorskiej Ueber das Verhalten einiger aromatischer Verbinungen im Thierkőrper, której promotorem był jego brat Marceli Nencki. Po otrzymaniu doktoratu, między uzupełniał swe wykształcenie na uniwersytetach w Wiedniu, Paryżu i Londynie, powrócił do Warszawy w roku 1877, gdzie po nostryfikacji dyplomu podjął praktykę lekarską. W 1881 r. został mianowany kierownikiem pracowni chemiczno-bakteriologicznej w Szpitalu Św. Ducha w Warszawie, a następnie ordynatorem oddziału chorób wewnętrznych tamże. Interesował się polepszeniem warunków higieny szpitali i mieszkań. Przedstawiał na posiedzeniach czasopisma Przegląd Techniczny najnowocześniejsze przyrządy do dezynfekcji. Od roku 185 r.. był współredaktorem i współwłaścicielem Gazety Lekarskiej. W 1895 r. został mianowany honorowym członkiem Międzynarodowego Towarzystwa Higienicznego z siedzibą w Brukseli. Opublikował około 60 prac naukowych w różnych czasopismach polskich i zagranicznych. Nie założył rodziny. Zmarł nagle, 22 maja 1904 roku w Warszawie w wieku 55 lat, 3 lata po śmierci swego brata Marcelego. Został pochowany na Cmentarzu ewangelicko reformowanym w Warszawie. Uważam, że te trzy nazwiska ludzi wybitnych powinny być znane nam wszystkim, dlatego wspominam o nich.
Nie do wiary, że wszyscy oni pracowali w tym samym Szpitalu Św. Ducha, w budynku w którym wiele lat później przyszło mi pobierać nauki w ramach szkoły podstawowej? Jak można było się uczyć w tej szkole nie odnosząc sukcesów w nauce? No odpowiedzcie? jak? W szkole podstawowej nr 220 poznałam Renię, która chodziła do tej właśnie szkoły od pierwszej klasy to znaczy od roku 1952, natomiast ja rozpoczęłam naukę w roku 1954, ze względu na przeprowadzkę z ul. Wolskiej 42 na ul.Swierczewskiego 113. Siedziałyśmy razem w jednej ławce, moja przyjaciółka,Renia od lat mieszka w Indonezji na wyspie Jawa. Nasza przyjaźń przetrwała już pięćdziesiąt osiem lat. Jak mocne więzy połączyły nas, na dobre i na złe które utrwaliły naszą przyjaźń pomimo odległości siedemnastu tysięcy kilometrów, bo choć Renia jest daleko ode mnie kontakt z nią trwa i ciągle wydaje się nam, że to było tak niedawno, dopiero rozstałyśmy się a od naszego ostatniego spotkania minęło już sześć lat. Renia zawsze pomagała wszystkim polskim zawodnikom badmintona, którzy jeździli do centrum szkoleniowego w Jakarcie, szkolić swoje umiejętności w tej trudnejdyscyplinie olimpijskiej. A ja jako Prezes Polskiego Związku Badmintona byłam spokojna, o opiekę nad moimi najlepszymi zawodnikami.( Katarzyna Krasowska olimpijka, Dariusz Zięba, jeden z najlepszych technicznie wyszkolonych polskich zawodników). Do naszej klasy VII a, chodziłyśmy wraz z następującymi koleżankami i kolegami (wymieniam ich nazwiska z pamięci oraz oczywiście wg listy z naszego dziennika szkolnego: Anna Dmowska, Hanna Łuszcz, Renata Gawlińska, Józef Gołubowicz, Ewa Graj, Ryszard Grossman, Wanda Morawska, Jadwiga Mazanek, Zofia (Karina) Tabor. Nauczycielką wychowawczynią była pani Rogalowa (niestety imienia nie pamiętam), natomiast pani Boduchowa uczyła nas biologii i geografii. Niestety nie pamiętam nazwisk pozostałych nauczycieli ani też dyrektora szkoły. VII klasę ukończyliśmy w roku 1959.
W naszej szkole pracowali świetni przedwojenni nauczyciele, dla których słowa miały ogromne znaczenie a szczególnie te najwartościowsze, ojczyzna, przyjaźń, szacunek dla drugiej osoby, umiejętność porozumienia w najtrudniejszych momentach. Pamiętam jak dziś naszą matematyczkę, starszą panią, która była jednocześnie wychowawcą klasy. Ile trudnych godzin spędziła z nami tłumacząc najtrudniejsze dla nas i czasami abstrakcyjne tematy związane z życiem w dorosłym świecie. Nasze kontakty koleżeńskie z lat „podstawówki” trwają do dzisiaj, sama się czasami zastanawiam jak to możliwe? Tyle lat minęło, moje koleżanki rozsypały się po świecie, Beata, Renata, Karina, Ala, Wanda, Rysiek, a nasze kontakty są jeszcze silniejsze. Dlaczego? Może fakt dobrych duchów mądrych ludzi, którzy w tych samych murach ratowali innych miał wpływ na nas? Może tak, może nie… ale wierząc w to, że tak wybitne duchy, po salach naszych się przemieszczały… wszystko jest możliwe, to genius loci tego miejsca. Ale wracając do Szpitala… i jego historii podczas II wojny światowej.
W czasie wojny dr Czubalski, ówczesny dyrektor szpitala, zorganizował oddział urologiczny. Będąc dyrektorem szpitala Św. Ducha (który został przeniesiony na teren Szpitala Ujazdowskiego), ewakuował go z płonącej stolicy w dniu 15 sierpnia 1944 do Konstancina pod Warszawą, wynosząc osobiście chorych niezdolnych do poruszania się o własnych siłach. Jesienią 1946 roku wraz z oddziałem urologicznym powrócił do Warszawy, gdzie szpital Św. Ducha zajął pomieszczenie po szpitalu Starozakonnym na Czystem. Szpital św. Ducha został przemianowany na Szpital Miejski nr 1. Na dziedzińcu szpitalnym położono tablicę o następującej treści:
Ufundowany w XV wieku przez księżną Annę Mazowiecką Szpital pod wezwaniem św. Ducha, z istniejących szpitali warszawskich, był najstarszy i miał kolejno swoje siedziby przy ulicach: Piwnej, Przyrynek, Konwiktorskiej, od 1861 przy Elektoralnej 12, gdzie barbarzyńsko został zniszczony dnia 25 IX 1939 roku podczas oblężenia Warszawy. W roku 1946 przeniesiony z Konstancina do Warszawy i odbudowany tu na terenie dawnego Szpitala Żydowskiego.
Szpital wielokrotnie przenoszono: najpierw znajdował się przy ul. Piwnej, potem na Przyrynku, ul. Konwiktorskiej i ul. Elektoralnej, ostatecznie, w 1946 r. szpital został przeniesiony do budynków przy ul. Dworskiej na terenie szpitala Wolskiego przy ul. Młynarskiej (Szpital Zakaźny nr 1). Po wojnie w roku 1953, budynek przy ul. Elektoralnej 12 został odbudowany z przeznaczeniem na Dom Kultury. Najpierw znajdowały się w nim Związki Zawodowe, później Warszawski Ośrodek Kultury. W latach 1950 – 1960 Szkoła Podstawowa, w której właśnie pobierałam nauki.
Obecnie znajduje się tu Zespół Szkół Specjalnych, zaś Szkoła Podstawowa nr 220 została przeniesiona do Szkoły Tysiąclecia przy ul. Jana Pawła II nr 26 a ,za Halą Mirowską. Ciekawostką też jest, że moja wnuczka rozpoczynała swoją edukację również w tej szkole ale 59 lat później, ot perpetuum mobile! Tyle historii o mojej a właściwie naszej Szkole Podstawowej nr 220, oraz związanej z nią historii Szpitala św. Ducha, w którym pracowały wybitne osoby, lekarze, o których nie bardzo wiemy a tym bardziej o nich nie pamiętamy. Przywołałam je dzisiaj w moich wspomnieniach ponieważ czas jest uroczysty i okres świętowania Powstania Warszawskiego, a szpital odegrał w tamtych latach swoją bohaterską rolę!
Życzę wszystkim dobrej pogody może w końcu bez deszczu!
Wasza Jadwiga
podaje link do SP nr 220 w Warszawie przy ul. Jana Pawła II nr 26 a