Wielka Niedziela, największe Święto w Kościele Chrześcijańskim, Chrystus Zmartwychwstał!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami opowiadaniem Aldony, które otrzymałam rano, a dotyczy właśnie tego ranka Wielkiej Niedzieli i śniadania serwowanego w pewnym domu na Gocławku:
Kochana Jadziu!
Z radością czytam Twoje wpisy, podziwiam wierność wszelkiej tradycji. Trzymanie się tego co stare, wypróbowane, sprawdzone, to najlepsza recepta na życie. Niestety, Twój wspaniały kunszt kulinarny, nieraz smakowany w Waszym domu, kładzie mnie na łopatki. U nas tradycja to rzecz święta, szczególnie ta wigilijna i wielkanocna, ale na stole ma być tradycyjnie, smacznie, kolorowo i tak jak nas – dużo. W swoim życiu spotkałam poza Tobą trzy panie, których zawsze radosna, choć jakże żmudna praca w kuchni wieńczona była ulotnymi – bo zjadanymi arcydziełami. Oto one: Moja ukochana babcia Mania, mama mateńki – Marianna Migdalska, szarytka Ciocia Hela, o której moje wspomnienie zamieściłaś na blogu oraz moja teściowa – Natalia Kraus, zwana przez pół rodziny babcią Nacią, a drugie pół babcią Tunią.
Pamięć o tym, czego dokonywały w kuchni, czym nas karmiły, według zbieranych z pokolenia na pokolenie przepisów jest ciągle żywa. Są z nami w pozornym przedświątecznym rozgardiaszu. Siedzą z nami przy świątecznym stole, bo miłość jest zawsze silniejsza od śmierci. Wszystkie o nich wspomnienia znamy na pamięć, ale nie może ich nie być.
Jest znowu tamta Wielka Niedziela. Babcia Mania, mateńka i Aldonka właśnie wróciły z Rezurekcji. Już wcześniej wspaniale zastawiony, świąteczny stół czekał jak co roku na gości, którzy na Gocławek, na śniadanie o dziesiątej stawili się w komplecie. Jak zwykle na Murmańskiej zaroiło się od kochanych cioć i babć. Tylko wujek Kazio, wujek Mietek i Rysio reprezentowali rodzinnych panów.
Aldonka miała już pięć lat i wiedziała, że serdeczne powitania będą natychmiast przeplatać się z tym powiedzeniem, a przed wojną. Było to niebezpieczne, bo świąteczne śniadanie mogło zacząć się od płaczu, dlatego babcia Mania szybko otworzyła drzwi łączące korytarz z wielkim pokojem i rodzina po modlitwie, dzieleniu się jajkiem i życzeniach sobie składanych, zasiadła do Wielkanocnego stołu, na ustalonych od lat przez siebie miejscach. Pałaszowano jak zawsze świąteczne smakołyki, chwaląc babcię Manię, sprawczynię pyszności – czyli wszystkiego, co znikało z białych rozenthalowskich półmisków. Najczęściej i dziś też, to ciocia – babcia Mania z Baboszewskiej zapytała głośno babcię Manię Aldonki: – Co się dzieje? Nie widzę w tym roku twego Maniu szczupaka po żydowsku! Babunia tylko na to czekała. Wyszła z pokoju do położonej za kuchnią spiżarni, po ogromny ze szczupakiem półmisek, a mateńka z przepastnego kredensu wyjmowała stare, majolikowe talerze do ryb i stawiała przed ucztującymi. W pokoju zapanowała na moment cisza… Tak było zawsze i teraz. Ale… babcia Mania ubrana w granatową sukienkę z białym jedwabnym kołnierzem wniosła do pokoju ogromny, przykryty starą pokrywą, skrywającą szczupaka półmisek. Jednym ruchem ręki zdjęła pokrywę i… Krzyknęła tak głośno, że Aldonka o mało nie udławiła się kawałkiem wielkanocnego jajka, które wzięła na dokładkę. Babcia krzyczała, ponieważ odkryła brak rybiej głowy. Reszta wielkiego szczupaka leżała w największym porządku i był na pewno tak samo smaczny, ale starsza pani mówiła coś o kradzieży, szukała nieistniejącego w ich domku kota, wreszcie, o tak bolesny żart posądziła najmłodszego z panów w gronie rodziny – wujka Rysia.
Dziewczynka musiała się przyznać – Babuniu – prosiła. – Nie gniewaj się – i mówiła. – Nikt na podwórku nie wierzył w te gwoździe, drabiny, młotki, sznury i krzyż w głowie ryby, w te, jak nazywacie z mateńką – atrybuty Męki Pana Jezusa. Oglądam je zawsze po przyjęciu z wami i dlatego… Wzięłam ją, by to wszystko pokazać sąsiadom. Irenka i pani Zakolska, i pani Szubertowa oglądały i uwierzyły, ale potem nie było co odnosić, a resztki, o zgrozo, wpadły w piasek. Było jeszcze tyle szczupaków po żydowsku, tyle świąt szykowanych kochanymi rękami babuni, ale nasza Wielkanoc zaczynała się nieodmiennym babcinym pytaniem zadawanym mateńce: – Zosiu, czy pamiętasz tego szczupaka bez głowy?
Radości Tobie i Twoim, nam wszystkim – ZMARTWYCHWSTAŁ PAN JEZUS – Aldona
Anin, 1 kwietnia 2010 roku
Aby wszystkie śniadania Wielkanocne obywały się bez takich zdarzeń jakie przeżywano w ten pamiętny dzień wielkanocny u naszej Aldonki.
Wesołego Alleluja!
Wasza Jadwiga
4 kwietnia 2010 - 11:41
Droga Pani Jadwigo,
proszę przyjąć życzenia wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia i samych pogodnych dni. Niestety nie udało mi się przekazać życzeń osobiście, ale czynię to za pośrednictwem tego cudu techniki.
Kłaniam się nisko, pozdrawiając Panią i Pana Andrzeja
Agnieszka
4 kwietnia 2010 - 14:48
Pani Agnieszko,
Dziękujemy za życzenia i również składamy serdeczne życzenia Wesołych Świąt , Wesołego Alleluja !
Jadwiga i Andrzej
5 kwietnia 2010 - 8:23
Wszystkiego dobrego, a opowieść niezwykle książkowa, tak jakbym czytał Hrabala, Pavela.
Pozdrawiam.
5 kwietnia 2010 - 9:15
Drogi Tomie,
Serdeczne dzięki, czytam Twoje wpisy i jestem zachwycona, zostawiłam komentarze, dziękuję za tak miłe potraktowanie
moich pomysłów na tematy a Aldonie dziękuję za przesyłane
opowieści rodzinne
Wesołych Swiąt!
J