Życie jest pełne niespodzianek. Jedną z wielu jest nasza znajomość z Piotrem Wittem. W maju tego roku, z okazji 100-lecia Anina, braliśmy udział w akcji „Otwarte ogrody”. Otworzyliśmy bramy naszego ogrodu dla wszystkich chętnych, którzy zainteresowani byli ogrodem, wystawą znaczków olimpijskich, prezentacją zbiorów obrazków, miniatur, miedziorytów z naszej kolekcji badmintonowej oraz, co najważniejsze, pokazaliśmy dorobek genealogiczny, drzewo genealogiczne rodziny Szalewicz, a także Andrzej opowiadał o badaniach genetycznych używanych przy ustalaniu powinowactwa między poszczególnymi członkami rodzin o nazwisku Szalewicz. Wśród wielu gości, którzy tego dnia nas odwiedzili był Józef oraz Jego serdeczny przyjaciel mieszkający na stałe w Paryżu pan Piotr Witt (wpis z dnia 23 maja 2010). Jak się okazało Piotr jest zapalonym genealogiem i to Go połączyło z Andrzejem. Długie godziny spędzone na dyskusjach, sposobie dochodzenia do poszczególnych ustaleń wspólnych przodków zajęło im kilka ładnych godzin. Tu muszę także wspomnieć o pani Jolancie Karpińskiej- Warzecha, która bierze udział w podobnej akcji „Otwartych Ogrodów” w Józefowie, a tego dnia była naszym gościem. Pani Jola jest wielką miłośniczką Fryderyka Chopina i Konstancji Gładkowskiej. Piotr Witt, już w tym czasie pracował nad ostatnią swoją książką o Fryderyku Chopinie i jego pobycie w Paryżu. W czasie długich rozmów przy szklaneczce wina państwo ustalili, że Piotr opowie o swoich odkryciach o Fryderyku Chopinie i jego aż nadto skromnej 15-miesięcznej egzystencji w Paryżu (od przyjazdu do momentu odniesienia sukcesu). Tak zrodził się pomysł występu Piotra podczas otwartych ogrodów u Pani Joli Karpińskiej-Warzecha, która zatytułowała swoje ogrody „Losy Fryderyka Chopina i Jego młodzieńczej miłości do panny Konstancji Gładkowskiej”. Piotr był jednym z występujących autorów – największym znawcą tematyki o Fryderyku Chopinie w Paryżu. Oczywiście w tym miejscu usłyszę, że jest wielu znamienitszych znawców tego tematu, gdyż Chopin jest naszym dobrem narodowym, najgenialniejszym z genialnych, ale ja nie bez podstaw tak twierdzę. Otóż Piotr wydał w roku 2005 znakomitą książkę „Hotel de Monaco” – Ambassade de Pologne (Flammarion, Paryż 2005). Cóż to takiego ten Hotel de Monaco? Ano to obecna Ambasada RP mieszcząca się we Francji, w Paryżu w Hotelu de Monaco, czyli Rezydencji Monaco. Ambasada RP w Paryżu to jeden z najpiękniejszych budynków w Paryżu. Znajduje się pod opieka Konserwatora Zabytków. Piotr napisał książkę monografię wspaniałą literacką francuszczyzną, bogato ilustrowaną kolorowymi fotografiami, zawierającą wiele anegdot. Po prostu wspaniałą i atrakcyjną, jakby można powiedzieć po francusku „toutes proportions garde” – przy zachowaniu wszelkich proporcji, gdyż książka urodzie Pałacu nie ustępuje. Kilka słów o Rezydencji Monako.
Rezydencja powstała w XVII wieku na polecenie córki markiza francuskiego i włoskiego Marie Catherine de Brignole-Sale, księżnej Monako, żony „Suwerennego Księcia Monako, Honoriusza III”, ale żyjącego z nim w separacji, co oczywiście było wielkim skandalem w Paryżu ówczesnych czasów. Marie Catherine była bardzo bogata z domu, kazała wybudować tak piękną rezydencję, aby była ona swoistego rodzaju schronieniem, w którym zapomniałaby o swoich kłopotach i przejściach z mężem wielkim tyranem. Podczas rewolucji francuskiej Marie Catherine wyemigrowała do Genui, a jej piękna rezydencja przechodziła z rąk do rąk, przeżywając różne losy. Wtedy najwspanialszym okresem dla Pałacu Monako był ten, kiedy mieściła się w nim Ambasada Austrii od roku 1826, gdy dla tego wielkiego mocarstwa wynajęto właśnie „Hotel de Monaco”. Ambasador Austrii Hrabia Anton Apponyi, reprezentował jedną z najstarszych i najbogatszych rodzin węgierskich. Na salony państwa hrabiostwa Apponyi można było wejść tylko dzięki protekcji, znanych i możnych, czyli „przyjaciół” naszych „przyjaciół”. To wszystko i jeszcze więcej znajduje się w książce z roku 2005 Piotra Witta, natomiast w najnowszej „Przedpiekle sławy” rzecz o Chopinie. Piotr Witt rozprawia się z legendą dotyczącą najważniejszego dnia pobytu Fryderyka Chopina w Paryżu, a mianowicie ustalenia nowej daty koncertu pana Chopina, który zadecydował o rzuceniu elit Paryża na kolana i diametralnej odmianie biednego dotychczasowego życia Fryderyka Chopina. Otóż przygotowując książkę – monografię „Rezydencja Monako” Piotr Witt musiał przestudiować setki dokumentów na temat Pałacu, jego losów, właścicieli czy też gospodarzy. Podczas tej pracy, Piotr Witt, który jest historykiem, znalazł dokumenty stwierdzające ponad wszelka wątpliwość prawdziwą datę triumfu Fryderyka Chopina. A zatem:
Fryderyk Chopin przybył do Paryża w okresie Powstania Listopadowego 1830 roku. Z Warszawy, z której dochodzą wieści o pożarach, powstaniu, walkach wzniecanych przez generała I.Paskiewicza na przedmieściach Warszawy po to, aby ją zdobyć. W tym czasie w Paryżu Chopin daje kilka koncertów i pewne zainteresowanie wzbudza, ale nie można tego nazwać triumfem. Otóż historycy uważali, że data triumfalnego koncertu oscyluje na dzień 25 lub 26 lutego 1832r. w Sali Pleyela ( producenta fortepianów). Oczywiście ten koncert się odbył, ale nie w Sali Pleyela, gdyż ta została wybudowana dopiero 6 lat po śmierci Chopina. Pomylono tu sale Pleyela z salonem Pleyela, w którym Chopin koncertował wzbudzając zainteresowanie, ale nie triumf. Nic bardziej błędnego. Pan Piotr Witt ustalił, że nie mogło tak być. Dlaczego zapytacie? Ano, dlatego, że w Paryżu rozszalała się epidemia cholery, co spowodowało, że wszystkie znamienite osoby, wszyscy bogaci ludzie opuścili Paryż. Teatry zostały zamknięte i sale koncertowe też. Chopin przeżywa depresję, chce wyjechać nie tylko z Paryża, ale i z Francji. Mieszka w Paryża w nieogrzewanej mansardzie na V piętrze bez windy – a to jest wysokość odpowiadająca dzisiejszemu 7-8 piętru. O ile do piętra czwartego wysokość schodów była prawie dzisiejsza to od tego właśnie wchodziło się na mansardy schodami „młynarza”, czyli bardzo wąskimi i stromymi. Wszyscy mu ówcześni zachwycali się widokami rozpościerającymi się z okien mansardy, jednak nikt schodami. Dodajmy, ze mansarda nie była ogrzewana i przebywanie w niej oprócz widoków nie było zachwycające. Znajdujący się w stanie depresyjnym Chopin spotyka całkiem przypadkiem na Wielkich Bulwarach Paryża księcia Walentyna Radziwiłła, którego zna z Polski, gdyż Książe opiekował się Rodziną Chopinów, a jego posiadłość z Pałacem w Nieborowie była niedaleko położona od Żelazowej Woli, gdzie mieszkali Chopinowie. Chopin opowiada o swojej nadzwyczaj trudnej sytuacji w Paryżu, a Książe Radziwiłł człowiek wielce praktyczny zabiera Go na koncert, na który się udaje. A tam? A tam jest cały Paryż, „Tout Paris” intelektualny, muzyczny z najzimniejszym audytorium z zimnych, najbardziej zblazowany i najbardziej wybredny z wybrednych. I tu Chopin gra i odnosi sukces, rzec można triumf. Paryż leży u Jego stóp. Mnożą się zaproszenia, prośby o lekcje, nota bene za godzinę lekcji dawanej Fryderyk dostaje 20 fr. w złocie, a dawał tych lekcji 5 – 7 godzin dziennie. Równowartość 100 franków w złocie to przy dzisiejszym przeliczeniu 5000 Euro. A więc triumf Chopina przekłada się na całkowitą odmianę Jego losu. „Tak narodził się Chopin, ten Polak, ten marzyciel natchniony, którego przysyła nam wygnanie” – tak pisała o tym wydarzeniu i Chopinie kronikarka życia towarzyskiego w Paryżu Madame de Girardin.
W jaki sposób Piotr Witt ustalił datę owego koncertu na dzień 30 grudnia 1832 roku? Po liście bez daty jednak zawierającym ważne wydarzenia i szczegóły, jaki Chopin napisał do Polski. List ten nie miał daty, stąd nie bardzo był brany pod uwagę przez innych badaczy. Dopiero Piotr Witt z zawartych w nim informacji ustalił, na podstawie tych faktów i wiadomości o śmierci księżnej de Yaudemont – głównej protektorce Chopina, która zmarła „niecały tydzień temu” a w wycinku gazetowym z dnia 6 stycznia znajduje się jej nekrolog, że koncert odbył się 30 grudnia 1832 r. i właśnie w Rezydencji Monako. W koncercie tym brali udział znany już w Paryżu Franz Liszt, Kalkbrenner i Fryderyk Chopin i tu właśnie pokonał on wielką konkurencję. „Jego kariera (Chopina) paryska, czyli jego kariera w ogóle, zaczęła się w przyszłej ambasadzie Polski we Francji…” napisał w swej książce Piotr Witt. Te i inne jeszcze wspaniałe historie znajdziemy w książce Piotra Witta „Przedpiekle sławy” Rzecz o Chopinie, która została wydana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jeszcze „ciepły” egzemplarz podpisał dla nas Piotr Witt. Przytoczę tu jeszcze jedną ciekawostkę, a mianowicie to nie przypadek, ze Piotr Witt został „wybrany” do opisania tego wydarzenia znaczącego w życiu Chopina, a także dla nas Polaków, bowiem przyczyną była pewna depesza, która została zaszyfrowana i wysłana z ambasady polskiej w Paryżu do sztabu generalnego w Warszawie 24 sierpnia 1939 roku o następującej treści: „ toczą się intensywne rokowania niemiecko-sowieckie; początek akcji wojskowej przeciwko Polsce przewidziany na dzień 26-28 VIII 1939 r, 4.IX.1939 Przybycie Niemców nad starą granicę niemiecko-rosyjską”. Pewne źródło w depeszy nie pomyliło się za bardzo i 1 września 1939 r Niemcy wkroczyli do Polski. Tym pewnym źródłem, które zaszyfrowało i wysłało depesze z ambasady był Zygmunt Witt – ojciec Piotra Witta.
Sam Piotr Witt w wypowiedzi dla radia stwierdził, że: „Moja książka jest bukietem finalnym szeregu fajerwerków, które wystrzelono na cześć Fryderyka Chopina w ciągu ostatnich miesięcy roku 2010…” W „Sygnałach dnia” w wywiadzie Piotr zaznaczył, że życie Chopina we Francji dzieliło się na dwa etapy – pierwszy przed triumfem i drugi po triumfie. O ile drugi okres jest świetnie dokumentowany poprzez gazety, informacje o dawanych koncertach sukcesach, kompozycjach, o tyle 15-miesięczny okres przed triumfem jest czasem zupełnie nieznanym, bowiem biedni nie maja historii”.
I jeszcze jedna ciekawostka, o której napisał Piotr Witt w swojej książce a mianowicie o grze Fryderyka Chopina. Pianista grał na zupełnie innym fortepianie niż dzisiaj, grał na Pleyelu. Sposób gry na tym instrumencie wymuszał silne uderzenie, którego Chopin nie miał. Mógł dawać koncerty w salonach, gdyż wtedy jego wirtuozeria była słyszana, natomiast sposób i siła jego uderzenia zupełnie nie nadawały się na wielkie sale koncertowe, w jakich odbywały się koncerty Franza Liszta, który potrafił porwać struny podczas tylko jednego koncertu, tak silne miał uderzenie (wtedy nie było mikrofonów, nagłośnienia i słyszalność zależała właśnie od siły uderzenia w klawisze a tego właśnie brakowało naszemu Fryderykowi). O tych i innych ciekawostkach z życia Fryderyka Chopina, a także o epoce, w której żył Chopin, o Francji i Paryżu przeczytacie państwo w książce Piotra Witta, którego poznaliśmy osobiście podczas otwartych ogrodów w Aninie, w naszym domu. Co ma do tego Pani Jola Karpińska-Warzecha, ano to, że ona właśnie namówiła Piotra do spisania tej wielce interesującej historii, jak również pomogła przy realizacji wydania książki w Polsce? Powiedzcie, czy życiem nie rządzą przypadki? Czyż nie jest pełne niespodzianek?
O wieczorze autorskim poprowadzonym pięknie przez pana Macieja Marię Putowskiego (scenografa filmowego do filmów „Lalka”, „Ziemia Obiecana”, „Wesele” i innych) w Bibliotece Narodowej przy ul. Koszykowej 26/28 w Warszawie, o spotkaniu z panem Piotrem Wittem autorem książki „Przedpiekle sławy” Rzecz o Chopinie
Opowiadała
Wasza Jadwiga
W internecie znalazłam wywiad Piotra Witta jakiego udzielił w dniu 11.12 2010 r „Sygnałom dnia” w PR posłuchajcie wspaniałego gawędziarza człowieka o wielkiej wiedzy i kulturze:
http://www.polskieradio.pl/7/158/Artykul/281582,Zanim-poznal-sie-na-nim-swiat
12 grudnia 2010 - 12:53
Pani Jadwigo,
zaczytałem się przeokrutnie i bardzo się z tego cieszę. Będę mógł swoje lekcje wzbogacić – zwłaszcza te, na których omawiany będzie „Fortepian Szopena” pana Norwida. Ileż ja rzeczy nie wiedziałem o panu Szopenie!
O tym instrumencie, tym Pleyelu, też trochę wiedziałem. Podobno sa wydane płyty z wykonaniami współczesnych muzyków na tym właśnie instrumencie…
12 grudnia 2010 - 13:02
Panie Tomku,
wiele jeszcze informacji padło na tym wieczorze, ale nie mogłam już dopisać i tak wpis zrobił sie ogromny, a książke można nabyć w księgarni Prus24 internetowo też, historia opisana na 378 stronach jest fascynująca, pozdrawiam
j
12 grudnia 2010 - 17:45
Dzięki za bardzo zajmującą prelekcję! Człowiek, jesli tylko ma ochotę, uczy się do swych ostatnich dni… Pozdrawiam
12 grudnia 2010 - 18:13
Jadziu!
Cokolwiek bym napisała w komentarzu i ta nie zobrazuje to wypieków na twarzy – gdy czytałam Twój dzisiejszy wpis. Mój wielki szacunek dla Pana Piotra i wielkie wyrazy uznania za Jego historiozoficzną dociekliwość w ustalaniu paryskich losów Fryderyka Chopina. Uważam też, że życiem jednak nie rządzą przypadki, ale jak to nazywam – przecinanie się wektorów losowych. Zwróciłam też uwagę na Wydawnictwo Flammarion, które książkę Pana Piotra w Paryżu wydało. Duch tego znakomitego astronoma, astrologa, biologa i rysownika z pewnością „maczał palce” w historii, którą nam dzisiaj opowiedziałaś.
Pozdrawiam!
🙂
12 grudnia 2010 - 18:14
Andrzeju,
ponieważ książka wydała mi się ciekawa, starałam się opowiedzieć i o niej i o autorze, osobie niezwykle ciekawej. Pan Piotr Witt – publicysta, historyk, eseista, w latach 70. był redaktorem działu sztuki dawnej w wydawanym w Warszawie czasopiśmie artystycznym „Sztuka”. Po likwidacji tego periodyku przed trzydziestu laty zamieszkał w Paryżu. Był komentatorem politycznym w redakcji polskiej Radia Wolna Europa. Począwszy od lat 80. do czasu zamknięcia tej rozgłośni wygłosił około 3 tys. komentarzy radiowych. Jest też autorem m.in monografii Vierge de Częstochowa, en tant q’une idee politique (Universite de Lille, 1989.Bardzo ciekawa osoba. pozdrawiam
j
12 grudnia 2010 - 18:20
Ciotko Pleciugo,
masz rację bowiem niezbadane są nasze losy, na pozór wszystko wydaje się planowane, a jednak nie, wiele rzeczy to dzieła przypadku, a pan Witt i nasza z nim znajomość to właśnie potwierdzają.Zreszta ponieważ sam jest zafascynowany genealogią nasze więzi są tym bardziej silne. A książka jest warta przeczytania, tyle nam pokazuje spraw toczących się w epoce Fryderyka, że szkoda byłoby jej nie zgłębić.
j
12 grudnia 2010 - 19:07
mialem zaproszenie…
12 grudnia 2010 - 20:50
randdalu,
szkoda wielka, wieczór był poprowadzony mistrzowsko, a Piotr jest znakomitym gawędziarzem, ponadto można było kupić książkę,jeszcze ciepłą pozdrawiam
j
12 grudnia 2010 - 22:26
Wciągająca lektura , pod jej wpływem zaczęłam szukać informacji o M.Wodzińskiej , niestety jej życie też nie było usłane różami, pierwsze małżeństwo nieudane , śmierć dziecka .
Podobno była malarką , ale znalazłam tylko dwa jej obrazy .
Może niezbyt mądrze postąpił p.Wodziński nie zezwalając na ślub Marii i Fryderyka ? ale to pytanie z serii „co by było , gdyby?”
Książka p.Piotra Witt to jakby podsumowanie roku Chopinowskiego , chętnie przeczytam , ale to dopiero po nowym roku , teraz zbyt dużo się dzieje .
Pozdrawiam Yrsa
13 grudnia 2010 - 10:22
Yrso,
jak widzisz wszystko dzieje się po coś, ostatnio wyczytałam, że Fr.Chopin nie był chory na gruźlicę tylko na mukowiscydozę, której objawy przypominaja objawy gruźlicy, ale czy tak było? nie wiemy napewno, wiemy natomiast, ze Chopin bał się bardzo, ze zostanie pochowany za życia, dlatego w swojej ostatniej woli napisał aby go po smierci otworzyli i wyjęli serce i przesłali do Warszawy. Czego to my się nie wywiemy jak poszukamy trochę, poczytamy lub posłuchamy na przykład Piotra Witta.
pozdrawiam Yrso serdecznie
j
14 grudnia 2010 - 8:25
U Ciebie Jadziu jak zwykle mnóstwo interesujących informacji, z którymi warto sie zapoznać. Lubie utwory Chpina. Warto zapoznać się z tak ciekawymi wiadomościami jakie przedstawilas.
Podróż miałam bardzo dobrą. Pojechałam i wrócilam pociagiem. Przejazd planowy, bez niespodzianek i o czasie. W drodze powrotnej bylo opuźnienie, ale tylko 10 minutowe.
pozdrawiam serdecznie
B. 🙂
14 grudnia 2010 - 11:06
jestem , jestem tylko kabel mnie trzyma na uwięzi i zamieszanie grudniowe. Ciekawostką dla mnie była ostatnia rewelacja prasowa, że Chopin nie umarł na gruźlice tylko na mukowiscydozę.
14 grudnia 2010 - 15:03
Basiu, w życiu sytuacje zdarzaja się nieprzewidywalne, Ty wyjeżdżasz na zjazd i konferencję blogerów, ja spotykam sie na wieczorze autorskim z kolegą, a on przedstawia książkę, o której rozmawialismy w domu u nas , że dobrze by było aby ja sfinalizował.
pozdrawiam
j
14 grudnia 2010 - 15:10
Zosko,
właśnie słyszę, ze kłopoty z kablem, a może coś podrzucić? Ja kupiłam drugi w internecie, bo kocica mi przegryzłą, i tez nie miałam. Ale przysłali za 124 zł i już jest, pozdrawiam, a w sprawie mukowiscydozy to teraz mówią, ze ludzie chorzy na nia nie dożywaja 20 lat, a on przeżył wiecej przecież
pozdrawiam
J
15 grudnia 2010 - 9:08
Jadziu to, co nas spotyka zawsze dzieje sie z jakiegos powodu i wiem, ze tak jest. Nasze myśli, marzenia, wizualizacje czesto sie urealniaja i czasem nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak istotne jest nasze nastawienie do świata. Wspaniale, że ten kolega sfinalizował tę książkę. Takie wiadomości cieszą 🙂
pozdrawiam ciepło
B. 🙂
15 grudnia 2010 - 15:27
Basiu,
masz rację całkowitą, dlatego tak fajnie jest mieć marzenia i je realizować, ja tez mam i staram się aby były urzeczywistniane
pozdrawiam
j
15 grudnia 2010 - 20:48
Jadziu ciag dalszy juz jest. Zapraszam 🙂
i pozdrawiam wieczorowo
B.
15 grudnia 2010 - 21:39
Basiu,
dziekuje biegną, przesyłka wysłana
serdeczności
j
16 grudnia 2010 - 21:31
Dziękuje bardzo. Taka niespodzianka…
Buziaki 🙂
14 stycznia 2011 - 15:59
Szanowna Pani, książka Pana Witta o Chopinie jest rzeczywiście fascynująca. Czyta się ją z zapartym tchem. Żal nieco legendy o wsparciu dla Chopina ze strony Walentego Radziwiłła, ale argumenty przemawiają rzeczywiście za Wydarzeniem z 30 grudnia 1832 roku. Fakt, że ten przełomowy koncert miał miejsce w ambasadzie Austrii i że w tym kontekście pojawia się Księstwo Łowickie nadaje opowieści Pana Witta dodatkowego smaku. W ten sposób Wiedeń, który odwrócił się od genialnego Fryderyka w czasie jego drugiego tam pobytu spłacił w Paryżu niejako dług wdzięczności wobec niego. Fascynujące jest też wreszcie przywołanie Lotaryngii,(ojczyzny Mikołaja Chopina) i hrabiny Dobrodziejki, która to mogła otworzyć podwoje salonu pałacu Monaco dla czekającego ma szczęśliwy traf geniusza. Dzieło Pana Witta jest godne polecenia nie tylko wszystkim miłośnikom Chopina, ale także miłośnikom dobrej, zajmującej książki. Ogromne słowa uznania należą się też Pani za zwięzłe i jednocześnie piękne opowiedzenie zawartości bez mała 350-stronicowej publikacji. To znakomity akord na 201 rocznicę urodzin Fryderyka Chopina, bo jego urodziny tak naprawdę trzeba obchodzić co roku tak wzniośle jak te „okrągłorocznicowe”.
Serdecznie pozdrawiam
A.
14 stycznia 2011 - 21:14
Anno,
Pan Piotr Witt i Jego „Przedpiekle Sławy” zasługują na porządna reklamę, gdyż jest to lektura fascynujaca, ponieważ książka pokazuje nam wydarzenie z 30 grudnia 1832 na tle epoki w której żył nasz geniusz. Jestem wzruszona Pani komentarzem, ale też bardzo szczęśliwa z powodu znajomości z Panem Piotrem Witt.
Serdecznie Pania pozdrawiam
j
7 lipca 2011 - 17:48
Szanowna Pani, szkoda,ze tak fascynujaca pozycja, jaką jest książka p. Piotra Witta jest juz niedostępna – ponoc nakład wyczerpany, dodruk jest niewiadomą? Wyglada na to,ze nie bardzo jest co reklamowac. Komentarz na wstępie – równie intrygujący.
Ukłony,
M.Palutko
7 lipca 2011 - 20:54
Panie Marcinie,
gdy ja pisałam recenzje ze spotkania oraz o książce, była ona dostepna w sprzedazy, ponieważ uważam że jest warta przeczytania, stąd mój wpis, nie moge nic poradzić w sprawie dodruku, niestety, choc uważam, że powinien być wykonany.
Przesyłam ukłony
jadwiga
15 lipca 2011 - 11:31
Ksiazka Witta jest w wielu bibliotekach – moze o dodruk beda sie tez domagali czytelnicy ? Rejestrujcie sie Panstwo na blogu Jadwigi moze
15 lipca 2011 - 17:02
Marianno,
to swietny pomysł uważam , że książka warta jest abyśmy mieli dodruk, pozdrawiam
j
30 lipca 2011 - 16:50
Moze zorganizowac jakas petycje ? Na rzie nie ma odpowiedzi co do dodruku … Chodzi o odprzedaz praw przez pierwszego wydawce innemu Dziekuje !
31 lipca 2011 - 16:50
Marianno,
myślę, że to bardzo dobry pomysł!
pozdrawiam
j