W piątek pojechaliśmy na zawody zobaczyć halę Pierre de Coubertin, przywitać Znajomych bliższych i dalszych. Ubrana w cienką sukienkę uważałam, że jestem przygotowana na umiarkowane ciepło. Na Hali zawodów okazało się, że upał jest ogromny, wentylacji ani śladu, jak też klimatyzacji. Ja to ja, po prostu płynęłam, zużywając ponadwymiarowe ilości chusteczek, ocierając pot z czoła. A co mieli mówić zawodnicy, rozgrzani, grający, biegający po boisku? Hala pięknie przygotowana, wszędzie królował kolor fioletowy. W upale, w miłej atmosferze przyjacielskich spotkań dotrwaliśmy do końca pierwszej części gier przypadających na piątek. Po południu postanowiliśmy iść na spacer. Wieża Eiffla, którą widzieliśmy z okien hotelu była tak blisko… Kusząco blisko. Toteż Andrzej z mapą w ręku poprowadził nas, (towarzyszyła nam znajoma) w stronę wieży. Nie wiem czy była to najkrótsza trasa, czy biegła ona wokół naszej dzielnicy Porte de Versailles oraz wokół terenu Expo, przy którym mieszkaliśmy, a zajmuje on kilkanaście hektarów ziemi, ale poprzez ulice Rue de la Croix Nivert, przechodząc do placu Cambronne, a następnie Rue Cambronne. Spacer był długi i męczący i zabrał nam ponad 5 godzin, a im bliżej była Wieża tym moje nogi były bardziej zmęczone i chciały mi wejść w uszy. W końcu jakoś idąc Rue Cambronne wyszliśmy całkiem niespodziewanie na Ecole Militaire i tutaj przed nami roztaczał się już Champ de Mars, a na jego zwieńczeniu stała nasza Wieża Eiffla. Piękna budowla XIX stulecia. Jeszcze nie była oświetlona, jeszcze była groźna żelastwem, z którego była zbudowana przez inżyniera Eiffla, ale oto przed nami stał symbol Paryża w całej swojej maestrii. Wieżę Eiffla wybudowano z okazji wystawy światowej zorganizowanej na stuletnią rocznicę rewolucji francuskiej. Wieża posłużyła, jako brama wejściowa na tereny wystawy. Nazwano ją od nazwiska jej budowniczego, francuskiego inżyniera budowy mostów Aleksandra Gustawa Eiffla. Budowla składa się z ponad 18000 elementów połączonych ze sobą ponad 2, 5 milionami nitów i waży około 10500 ton. Na pierwszym piętrze znajduje się restauracja, a na drugim – taras. Kiedyś miała tu swoje biura gazeta „Le Figaro”. Wieża jest konserwowana co 7 lat, a do jej odmalowania zużywa się 50 ton brązowej farby. Co roku odwiedza ja około 3 milionów turystów. Ponieważ minęła godzina 20.00 nagle wieża rozbłysła milionem świateł, co jest pokazane na zdjęciu obok. Nie jestem wytrawnym fotografem, aparat mam taki typu „a la idiot” stąd być może zdjęcia nie są tak ostre, jak być powinny, jednak pokazują jak wyglądała „staruszka” wieczorem. Przeszliśmy jeszcze nad Sekwanę, popatrzyliśmy na pływające stateczki, a ja stwierdziłam, że dalej bez wypicia kawy oraz kieliszka wina iść nie mogę, no może być jeszcze jakaś pyszna tarta. No po prostu nie i już. Na Avenue de Suffren pełno jest małych Braserie, i jedna z nich stała się naszą przystanią na ponad godzinę. Czerwone wino dla Andrzeja i Haliny, dla mnie kawa, creme caramel, i tarta jabłkowo- bezowa oraz na deser creme brulee. Same pyszności, szczególnie po marszu 12 kilometrowym. Być może dla Was to nic, ale dla mnie był to pierwszy spacer po drugiej operacji stawu kolanowego, kiedy po raz drugi wymieniono mi protezę kolana. Jak dla mnie bomba. Okazało się, że choć nogi, a właściwie kolana są zmęczone, to jednak dałam radę! Dlatego tak bogaty zestaw deserów był mi na ten dzień przeznaczony. W bardzo dobrych humorach, śmiejąc się prawie przez cały czas naszej eskapady, metrem wróciliśmy do hotelu.W jakim błedzie byliśmy sądząc, że na dzisiaj program wypełniliśmy z nawiązką. W hotelu czekało na nas zaproszenie na kolację, która zaczynała się o godz.22.00.Europejska Konfederacja Badmintona zaprosiła nas na spotkanie starego i nowego Councilu. Szybki prysznic, zmiana garderoby i znowu jesteśmy z Andrzejem na dole. Joao Matos- Portugalia, Alberto Miglietta –Włochy, obaj Vice Prezydenci BEC z żonami, Rittchi T. Campbell- dyrektor finansowy, Korina Dan, dyrektor ds. współpracy między federacjami, Andrej Pohar- Słowenia dyrektor administracyjny, Christine Skropke Niemcy- dyrektor marketingu oraz pozostali członkowie starej i nowe Rady, w tym ja i Andrzej- Polska, Gisela Hoffman (była sekretarz generalna) Niemcy, Irene Delvai (była dyrektor ds. zawodów, była sędzina) Szwajcaria, zasiedliśmy wokół przygotowanego dla nas stołu. Wybór dań nie sprawiał kłopotu, ja poprosiłam o mix sałat, Andrzej- jagnięcinę, a na deser? No nie, ja już wszystkie desery świata miałam za sobą, a na więcej nie było już miejsca. Kawa double espresso towarzysząca rozmowom, zarówno tym poważnym, jak i wesołym zakończyła wspaniale ten długi dzień. Jak miło było znowu spotkać naszych Kolegów, z którymi ja pracowałam ponad 16 lat, a Andrzej 4 lata. Przywołując wspomnienia z różnych wspólnych wyjazdów, popijając kawę, żartując przy kolejnym kieliszku czerwonego wina, tak upłynął nam wieczór. Zmęczenie powróciło wraz z powrotem do pokoju. Długa kąpiel w wannie przyniosła oczekiwany relaks zmordowanym nogom.
Sobota 28.08.2010
Jesteśmy po śniadaniu, na które składały się: croissant, dżemy, miód, francuskie sery w tym dwa bardzo śmierdzące, ale pyszne, ementaler, oraz kawa.Siedzimy w hotelowym lobby dyskutując, co będziemy robili. Wybór jest prosty i bardzo łatwy. Jedziemy na halę, o godz.11.00 zaczynamy kolejną fazę gier: półfinały. Fanów badmintona odsyłam do strony: www.badmintonzone.pl tam można zobaczyć wszystkie fazy turnieju. Na Halę jedziemy z Giselą i Ireną, zawody oglądamy z loży VIP, a następnie idziemy do VIP longue. Spotykamy znajome osoby, w tym kandydata na prezesa Europejskiej Konfederacji Badmintona, złotego medalistę Igrzysk Olimpijskich w Atlancie w 1996 r., w grze pojedynczej mężczyzn Duńczyka Petera Hoyer Larsena. Miła rozmowa trwa z pół godziny. Wspominamy Atlantę, sukcesy Petera i życzymy wszystkiego dobrego w prowadzeniu naszej Konfederacji (Kongres w niedziele 29.08.2010). W VIP Longue są wszyscy ważni dla światowego i europejskiego badmintona. Jest Prezes Francuskiej Federacji Badmintona pan Paul-Andre Tramier, któremu gratulujemy świetnej organizacji zawodów. Hala pełna, telewizja Eurosport transmituje gry, dobra robota.
Po mile spędzonym czasie na Hali zdecydowaliśmy wspólnie z Ireną i Giselą na opuszczenie zawodów i przejazd metrem nad Sekwanę, w okolice Notre Dame. Wysiadamy w okolicach Kościoła Saint Severin i spacerem idziemy w kierunku Notre Dame. Panie zostają w Braserie o tej samej nazwie „Notre Dame ” na kawie (Gisela jest przed operacją obu stawów biodrowych), stąd musimy zwracać szczególną uwagę na jej możliwości chodzenia. My z Andrzejem idziemy do ulubionych przez nas bookinistów mających swoje kramy nad Sekwaną. Już w pierwszym stoisku kupujemy dwa obrazki z le volant i tenisem, a w następnych wynajdujemy kolejne dwa. Jesteśmy bardzo zadowoleni, gdyż ja od 30 lat zbieram rysunki związane z badmintonem, volantem, tenisem jednakże muszą one być stare i stylowe. Najwięcej moich obrazków o tej tematyce zakupiłam w Anglii, jednak zakupy w okolicy katedry, zawsze są stałym punktem naszego pobytu w Paryżu. Dla porządku i ze zwykłej ciekawości przeglądamy wszystkie stoiska, aby nie mieć do siebie żalu, że cokolwiek przeoczyliśmy. Nie, jednak nie przeoczyliśmy. Mamy cztery nowe obrazki. Wracamy do oczekujących pań, wypijamy kawę a niektórzy nawet piwo – to Andrzej, i wracamy razem, bardzo powoli do hotelu, do którego docieramy około godziny 20.30. Jutro trzeba wstać bardzo rano, ponieważ o godz.8.00 autokar zabiera nas do Francuskiego Komitetu Olimpijskiego na Kongres Europejskiej Konfederacji Badmintona.
Zdjęć mam bardzo dużo, ale tylko niektóre mogę pokazać, gdyż cała pojemność mojej strony byłaby wykorzystana w tym celu.
Pozdrawiam
Wasza Jadwiga
cdn.
12 września 2010 - 8:46
„A la idiot” czy nie, ale zapisuje fotografie. Nie, właściwie nie fotografie a kawałki naszego życia i piękne wspomnienia. Do tego taka piękna słoneczna pogoda i to nad Sekwaną – prima! Rzeka i miasto to mój konik, obsesyjnie powtarzam od wielu lat, że Wisła powinna żyć Warszawą a Warszawa Wisłą, jak właśnie Sekwana z Paryżem czy Tamiza z Londynem. Nic to, może kiedyś doczekam takiej chwili a na razie porzucam komputer i pędzę nad Tamizę, bo wzdłuż niej właśnie odbywa się dwudniowy festiwal londyńskiego mera, „Festiwal Tamizy”. Będę się napawać muzyką, wystawami, koncertami na świeżym powietrzu (22 stopni ciepła i piękne słoneczko) objadać egzotycznymi potrawami i patrzeć na uśmiechnięte zadowolone twarze ludzi. Na „deser” zaliczę Fryderyka Chopina – polski piękny żaglowiec goszczony ciepło przez Londyńczyków.
12 września 2010 - 12:03
Beato,
bardzo się cieszę, z „Festiwalu Tamizy” i Twojego w nim udziału, gdyż jak zwykle oczekuję pieknych zdjęć i opisu jak to czynisz i nam udostępniasz, a zatem do usłyszenia i miłego słonecznego dnia.
j
12 września 2010 - 18:22
Jadwigo masz piękne hobby , może pokażesz chociaż część swoich zbiorów z uwzględnieniem tych obrazków , które zakupiłaś w Paryżu.
Ładny spacer odbyłaś , dosyć męczący nawet dla zdrowych nóg ,ale dla takich widoków też bym się chętnie przeszła .
Pozdrawiam Yrsa
12 września 2010 - 18:23
Znów- ładne, smaczne, wdzięczne i nauczające wielkigo świata… Pozdrawiam.
12 września 2010 - 21:01
Yrso,
oczywiście, można będzie to zrobić, gdy juz nasze obrazki zostaną oprawione, mamy takie miejsce w Warszawie, gdzie pani oprawia obrazki wramki bidermaier, ale trochę to trwa, a więc poczekajmy ciutkę, efekt pokażę.
pozdrawiam
j
12 września 2010 - 21:05
Andrzeju,
tyle razy Paryż, tyle wiadomości i ciagle jadę i znajdujemy coś nowego, bo tu nie byliśmy tego nie widzieliśmy a to, to przecież historia, czemu wcześniej tu nie przyszliśmy?- ciagle podobne pytania, aż trudno uwierzyć, że my taaaaak bardzo zachwycamy się Paryżem, prawda, historia Europy jest tu zaklęta w czaso- przestrzeni i pięknych historycznych budowlach. Tyle nazwisk, architektów, królów, metres, ogrodów, pałacy zwanych Hotel, czyż nie pięknie?
pozdrawiamy
j
12 września 2010 - 21:23
…Jesteśmy po śniadaniu, na które składały się: croissant, dżemy, miód, francuskie sery w tym dwa bardzo śmierdzące ale pyszne, ementaler, oraz kawa…
I Ty mi chcesz powiedzieć ,że życie jest sprawiedliwe?
12 września 2010 - 21:36
Zośko,
a nie jest? ja tylko 5 dni w Paryżu a Ty tyle dni w moim ukochanym Albionie? podziwiasz ogrody, których tam pełno, i piękna porcelanę,i co tu mówić o sprawiedliwości? echhhhhh
Pozdrawiam
12 września 2010 - 21:57
I znowu połknęłam Twoją relację jak jakiś super przysmak. Nawet Nurce przeczytałam na głos by też wiedziała gdzie bywasz – Jadziu. Zdiątko z Panem Andrzejem cudne!
Co do kolekcjonerstwa – też mogę się pochwalić. Ktoś wyrzucił na śmietnik starą porcelanę z Ćmielowa i Wałbrzycha w bardzo dobrym stanie. Oczwiście nie mogłam obok tego znaleziska przejść obojętnie… 🙂
Pozdrawiam!
12 września 2010 - 22:39
i jabłka kradnę:)
13 września 2010 - 2:36
Bardzo zazdroszcze przecudownie spedzonego czasu.
Szkoda ze nie mozemy zobaczyc wiecej zdjec, tam gdzie ja mam blog nie ma limitacji i zdjecia mozna wstawiac duze male, nie trzeba sie ciagle martwic ze juz sie miejsce konczy.
Francja musi byc piekna, smaczna i jaka duza odmiana po dzikiej wyspie, moze kiedys uda nam sie tak chociaz zatrzymac przelotem.
Pozdrawiam serdecznie.
A choroba trzyma. Booooooo ;( to 2 tydzien sie zaczol meczarni
13 września 2010 - 7:36
Ciotko Pleciugo,
podziwiam determinację i gratuluję, jak tam koty i Nurka
a przede wszystkim jak Twoje pisanie poezji?
pozdrawiam
j
13 września 2010 - 7:38
Zośko,
jabłka sobie były i niewykorzystane a Ty dobra kobieto szarlotkę zrobiłaś i jeszcze mogłaś kogoś poczęstować, same dobre uczynki!
serdeczności
j
13 września 2010 - 7:57
Ellizko,
nie choruj już kobieto, bo szkoda zycia na chorowanie u Was już na wiosnę idzie i żiny masz nowe, po co ci to? Zakłada ziny w drogę ruszaj,
a Paryż, piękny jak zawsze i widać, ze im starszy tym piękniejszy! jak on to robi, a z nami to jakoś na odwrót!
pozdrawiam
j
13 września 2010 - 9:57
Droga Jadziu! Póki co – pisanie wierszydełek pleciugowatych zawiesiłam na kołku. Gdy są problemy na głowie, nie myśli się o pisaniu wesołych wierszyków, bo to niekompatybilne 🙂
Pozdrawiam już po porannej wizycie z Nurką w „Psiej Kości”. Wszystko idzie ku lepszemu…
Pleciuga 🙂
13 września 2010 - 10:44
Ciotko Pleciugo,
Rozumiem, że do pisania należy miec wenę
pozdrawiam
j
13 września 2010 - 11:44
Ciotko Pleciugo,
dobrze że Nurka lepiej
całusy
j
13 września 2010 - 20:13
uwielbiam Paryż, chociaż pierwszy raz był bez wzjaemności, bo na nic nie było nas stać, potem było trochę lepiej, ale z uwagi na oszczędności przedeptaliśmy całe miasto. Trzeci wyjazd to już zwiedzanie od środka wszystkiego:)
Pozdrawiam
13 września 2010 - 20:26
aż szkoda żeby poszło w obce ręce:
1)http://allegro.pl/moda-damska-stara-grafika-tenis-1927-i1191580142.html
2)http://allegro.pl/mecz-tenisowy-tenis-ziemny-sport-drzeworyt-1898-r-i1221128083.html
3)http://allegro.pl/moscicki-w-estonii-tygodnik-ilustrowany-1930-r-i1225936590.html
14 września 2010 - 6:26
randdalu,
pierwszy nas raz był lizaniem przez szybę, drugi raz, to rok 1996 więc przedreptałam wszystkie muzea a Louvre 4 razy bo chciałam tak bardzo wszystko zapamiętać, trzeci raz był już zwiedzaniem wybiórczym a teraz z wnuczką było pysznie, to jest dopierow spaniale, gdy pokazujesz świat wnukom
pozdrawiam
j
14 września 2010 - 6:27
randdalu,
nie chce mi wejść żaden link, pokazuje mi, że nie znajduje,
choroba co ja źle robię, ale jeszcze szukam
j
14 września 2010 - 7:32
sprawdzałem, jak wytnie się link i wklei to otwierają się strony, wycinasz z http??
jeśli się nie uda to na alegro w antyki wpisz: tenis i wejdź w reklamy.
Powodzenia
14 września 2010 - 8:41
Randdal,
juz pierwszy mecz tenisowy kupiłam, teraz walcze z drugim
serdecznie dziękuję za pomoc i wyszukanie obrazków, posiadanie tekich przyjaciół jest bardzo cenne,
same najmilsze serdecznoći
j
14 września 2010 - 8:50
Ranndalu,
w końcu kupiłam stara grafike meczu tenisowego rok 1898, która zarekomendowałeś, gdyż takie właśnie obrazki zbieram, oba pozostałe są ok ale ja zbieram drzeworyty, miedzioryty i rysunki lub pastele, serdecznie dziękuję za podpowiedź
pozdrawiam
jadwiga
14 września 2010 - 9:44
miło mi że mogłem się przydać, własnie przygotowuje artykuły dwa do Pływalni polskich, a do tego dwie prezentacje, które mam poprowadzić dla nowej firmy w październiku. Głowa paruje.
14 września 2010 - 10:27
Randdalu,
ale dobrze, że można pracować, ja szykuję na strone artykuł o pływalni w Aninie, tak pięknie stoi, a odbiory trwaja i trwają, szkoda czasu na tyle biurokracji, a obiekt jest piekny,naprawdę
j