Niedziela po południu. Jedziemy na halę i stąd na Pola Elizejskie. Wiadomo, że nie widząc tłumów na Avenue des Champs Elysees, nie widziałeś Paryża, nie byłeś w Paryżu. Umawiamy się z nasza wnuczką i razem wyruszamy na spacer. Avenue des Champs-Élysées, czyli po polsku: Aleja Pól Elizejskich, potocznie nazywana les Champs Élysées -Pola Elizejskie – reprezentacyjna aleja Paryża, łącząca plac Zgody -Place de la Concorde z placem Charles’a De Gaulle’a -dawniej plac Gwiazdy, Place de l’Etoile z monumentalnym Łukiem Triumfalnym, a dalej z nowoczesną dzielnicą biznesową, La Défense i jej symbolem Grande Arche, Wielkim Łukiem, który stanowi zamknięcie tej Wielkiej Osi. Pola Elizejskie rozciągają się na odcinku trzech kilometrów w VIII dzielnicy, w północno-zachodniej części centralnego Paryża. Pola Elizejskie z licznymi teatrami, restauracjami, kinami i ekskluzywnymi sklepami są miejscem często odwiedzanym przez turystów. W pobliżu znajduje się Pałac Elizejski z ogrodem. Palais de l’Élysée znajduje się w Paryżu przy rue du Faubourg Saint Honoré numer 55, nieopodal Pól Elizejskich i jest obecnie oficjalną rezydencją prezydenta Francji oraz miejscem posiedzeń Rady Ministrów.
Historia pałacu sięga XVIII w. Pałac został zaprojektowany i wybudowany przez architekta Armanda Klaudiusza Mollet i sprzedany hrabiemu Evreux. W chwili śmierci hrabiego w 1753 roku, pałac był jednym z najbardziej podziwianych w całym Paryżu i dlatego kupił go sam król Ludwik XV Burbon – jako rezydencję dla swojej metresy Madame Pompadour. Jeszcze 400 lat temu ciągnęły się tu pola uprawne. Dzisiaj czynsz za wynajem 100 metrów kwadratowych wynosi 1 milion 250 tysięcy Euro- informacja dla tych, którzy marzą o mieszkaniu na tej najpiękniejszej alei świata (powiedzenie Francuzów).
Nasz spacer zaczęliśmy w pobliżu Łuku Triumfalnego, idąc Aleją w stronę placu de la Concorde- plac Zgody. Cała trasa liczyła około 3 kilometrów, a po lewej i prawej stronie Pól Elizejskich mogliśmy oglądać sklepy, butiki największych domów mody, jak również znanych firm, takich jak na przykład Swatch- (wyraz skompilowany, składający się z dwóch wyrazów: Swiss and watch). Firma istnieje od roku 1982, swoje produkty przedstawiła na rynku szwajcarskim w roku 1983. Ale kto nie zna zegarków marki Swatch? Koncepcja inżynierów była bardzo prosta – mechanizm zegarka ubrany w plastik. Szwajcarzy chcieli w ten sposób odpowiedzieć na japońską produkcję zegarków zalewających świat, marki Citizen i Seiko. Nowoczesna digital technologia i niska cena przywróciły Szwajcarię ponownie do grona największych producentów zegarków. Zresztą marketing właśnie tej firmy postawił na młodzież i w ten sposób Swatch został na długie lata jednym ze sponsorów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i wybitnych zawodników reprezentujących takie dyscypliny jak: piłka plażowa, snowboard, BMX, styl dowolny w motocross, surfing i wiele innych. Zajrzeliśmy więc do tego znanego sklepu, zakupując zegarek z najnowszej kolekcji tej marki. Następnie odwiedziliśmy perfumerię Guerlaine w poszukiwaniu moich ulubionych perfum. Jak się okazało woda kolońska „Parure” produkowana od roku 1961, mimo popularności zakończyła swój marsz przez świat i firma przestała ją produkować. Dotarliśmy do placu de la Concorde i zgodnie udaliśmy się na Avenue de Montigny. To ulica największych butików bardzo znanych marek „Houte Couture”. To właśnie tutaj mają swoje sklepy Gucci, Valentino, Chanel, Prada czy YSL. Paryż – największa aglomeracja miejska Francji, 11 milionowa metropolia, stolica mody, projektantów i kreatorów, a w Paryżu Avenue Montigny, najsłynniejsza ulica butików i eksplozja talentu projektantów i wirtuozów pracujących w modzie. Najbardziej znani projektanci mody, najlepsze perfumerie, najlepsze marki. Ponad stuletnie tradycje. To wszystko znaleźliśmy na Avenue Montigny w Paryżu: Coco Chanel, Cartier, Salvadore Ferragamo, Valentino, Prada, Gucci – najbardziej znane marki na świecie.
W końcu po wielu godzinach długiego spaceru, zaglądania do mniejszych i większych butików, chłonąc propozycje małych i wielkich krawców mody, postanowiliśmy skapitulować.
Na placu de L’Alma znaleźliśmy piękna restaurację i tam postanowiliśmy zjeść obiad. Zamówiliśmy carpaccio z łososia z rukolą i
cytryną, jagnięcinę pieczoną w sosie z puree ziemniaczanym oraz rybę o
fascynującej nazwie: „lotte” z warzywami.
Do tego wino i woda.
Ryba Lotte przed podaniem wyglądała tak: ta ryba nazywa sie żabnica, gdybym wiedziała co ja zamówiłam, może zastanowiłabym się i zrezygnowała z tego dania, ale ponieważ nie miałam bladego pojęcia, zjadłam i nawet mi smakowało, a po przyjeździe do domu zajrzałam do internetu i oto co tam znalazłam: żabnica w całej swej krasie, brrrrrrrrrrr!
Wiemy, że kuchnia francuska jest najlepszą na świecie, wywarła ona wielki wpływ na inne kuchnie, zaś najważniejszą zasadą obowiązującą we Francji jest wysoka, jakość produktów i ich świeżość, co stwarza niesamowite wrażenia smakowe.
Tutaj śniadanie – petit déjeuner składa się z croissanta –rogalika, bagietki, dżemów, serów, kawy lub czekolady podawanych w dużych szerokich filiżankach, aby można było moczyć pieczywo. Obiad déjeuner – jest kilku daniowy i je się go między godziną 12 a 14.00. Najpierw podawane są przystawki, potem danie główne, sery, deser i kawa. Kolacja –diner podawana jest późno, pomiędzy 20 a 22.00, Podawane są ciepłe dania. Do tego zawsze woda, przeważnie nalewana z kranu oraz do obiadu wino, a czasami piwo.
We Francji mamy Auberre-gospody, bistrot-nieduże restauracje z ograniczonym wyborem dań, brasserie – kawiarnie serwujące także tradycyjne dania, cafe – kawiarnie serwujące kawę, herbatę i lekkie posiłki, creperie- naleśnikarnie serwujące różne naleśniki, i restauracje o różnym poziomie, oznaczone zarówno ilością gwiazdek Michelin, jak i nożami, czy ilością widelcy. Jedno jest pewne – gdziekolwik zdecydujemy się jeść, dostaniemy dobry, świeży i smaczny posiłek. Wracajmy do naszego. Podano nam zamówioną przystawkę a było to carpaccio z łososia – łosoś pokrojony w bardzo cieniutkie plastry z rukolą a także z pyszną pachnącą cytryną. Niby cóż to jest cytryna, u nas w każdym sklepie można dostać, ale ta, którą podano miała zapach drzewa cytrusowego, a w smaku była lekko słodka. Razem niebo w gębie. Kolejne danie to jagnięcina upieczona tak, aby mięsko przy kostce nie było spalone, lecz lekko czerwone. Sama jagnięcina była bardzo miękka. Do tego sos z czerwonym winem i gładkie, delikatne, po prostu jedwabiste puree z ziemniaków. Moja ryba „lotte” to zwykła żabnica. Podano mi tylną jej część – od grzbietu do ogona. Podana w całości, gotowana, a do tego pomidor krojony w plastry, przekładany cukinią i zapieczony krótko w piekarniku, oczywiście cytryna i sos krabowy.
Jeszcze dzisiaj smak tego dania mam na języku.
Po tak smacznym obiedzie postanowiliśmy nie jeść deseru tutaj, lecz w innej cafe, w której oprócz kawy jedliśmy mus czekoladowy i krem caramel. Wróciliśmy do stacji metra na Champs des Elysees i do hotelu.
Byliśmy bardzo zmęczeni, jednak zadowoleni z trasy jaką przebyliśmy oglądając Paryż.
cdn.
23 września 2010 - 15:33
I znów aż tyle o smacznościach! Litości dla Barnaby! On by jadł takie znakomitości bez przerwy, a tego łososia to nawet przez sen. Wiem, Paryż jest piękny, ale umie jeść… jeszcze piękniej. I ta drewniana patera z serami-śmierdziuchami. Sam cholesterol całkowity oraz jego frakcja LDL, ale też sama radość dla człowieka… Pozdrawiam, kupię sobie w Lidlu twarożek z cebulą i czosnkiem….
23 września 2010 - 16:22
Andrzeju,
masz zupełną rację, Paryż i Francja umieją jeść, tutaj jedzenie jest podniesione do celebracji, degustowania, smakowania, wczuwania się w poezję smaku, a wszystko tak wspaniale świeże, że mnie zatkał smak zwykłej cytryny, pachnącej, miękkiej, a sery? deska? sama poezja smaku, śmierdzielstwa a jaka pyszna, a jak pięknie podana,i choć już nie masz miejsca jeszcze chcesz skosztować i tego i tego, rozumiem doskonale, sama doznałam oczarowania kuchnią francuską,
pozdrawiam
23 września 2010 - 16:43
mniam…nawet ta żabia ryba, a czym popijaliście?
23 września 2010 - 18:28
Po kupieniu kawy i tam jeszcze no…dotarłem do internetu.Ale nie mogę korzystać za często i tylko wieczorem.
Witam Panią,Pani Jadwigo.Przeczytałem tekst i mogę to określić krótkim zdaniem-rodzaj smaku życia.
Chciałbym za pośrednictwem tego blogu podziękować, Pani Ciotce Pleciudze,za przemiły komentarz i życzenia zdrowia.Dziękuję bardzo.Pozdrawiam Obie Panie Bardzo Serdecznie.Jakub
23 września 2010 - 19:06
Randdalu,
Andrzej pił piwo Kronenburg produkowane w Strasbourgu, tam się urodziła nasza wnuczka stąd sentyment do tego piwa, wnuczka piła wino czerwone, a ja wodę bo nie moge pić niestety nic innego od stycznia tego roku, kompletny zakaz alkoholu!
pozdrawiam
23 września 2010 - 19:08
Panie Jakubie,
życzę Panu i zdrowia i wielkiej siły aby wszystko przejść, nawet Pan nie zdaje sobie sprawy ile my jesteśmy w stanie wytrzymać, Pan też, pozdrawiam serdecznie do usłyszenia, a Ciotka Pleciuga czytając pewnie bardzo się ucieszy.
serdeczności
j
23 września 2010 - 19:23
Jasne, że się ucieszy ciotka Pleciuga. Miłych i ciepłych słów nigdy nie za wiele. Bardzo dziękuję – Panie Jakubie. 🙂
Jadziu droga! Gdy czytałam Twój dzisiejszy wpis to czułam się tak jakbym z Wami na Polach Elizejskich była. Póki jednak co – mnie tam nigdy nie było, ale za to na Łuku Tryumfalnym jest wyryte… moje nazwisko. I to nie ze względu na popularność ciotki Pleciugi w Paryżu, ale ze względu na pewnego adiutanta Napoleona Bonaparte, który musiał się jednak zasłużyć cesarzowi skoro dostąpił zaszczytu uwiecznienia go na Łuku.
Pozdrawiam serdecznie.
Ps. Co do kulinariów – skoro Francuzi żabie udka konsumują, to czemu nie mieliby mieć w swoim meni żabnicy? 🙂
23 września 2010 - 19:57
Ciotko Pleciugo,
wiedziałam, wiedziałam, że Ty stamtąd! Już teraz rozumiem Twoje poczucie humoru, siłę serce lwa i waleczność tygrysa, przecież nie bez kozery tam o Tobie na Łuku, hohohoho!
serdeczności i zdrówka!
j
23 września 2010 - 20:36
Piękny spacer …i smakowity.
pozdrawiam cieplutko
23 września 2010 - 20:37
PAni JAdwigo,
nie mógłbym się żywić we FRancji, bo przytyłbym od samych śniadań. Od jakiegoś czasu pilnuję się, aby na pierwsze i drugie sńiadanie nie zjadać węglowodanów, tylko białka, a we francji tyle dobroci… Węglowodany tylko wieczorkiem – i to te o niskim indeksie glikemicznym. PRzekłada to się tez na jakość treningu.
Z Francji to ja najbardziej lubię piosenki. Jedną już kiedys Pani dedykowałem, a link do drugiej poniżej:
http://www.youtube.com/watch?v=FNG6qXBcLkY
Pozdrawiam gorąco
Królowa Śniegu
PS
Sznurówki prowadzą do rozwiązania.
23 września 2010 - 20:40
Droga Jadziu!
Skoro już został poruszony temat moich francuskich przodków – legenda rodzinna głosi, że moja prababka zaopiekowała się bardzo chorym oficerem francuskim o tym nazwisku, gdy armia Napoleona wracała spod Moskwy. Biedak wyzdrowiał i w dowód wdzięczności ożenił się z moją prababką. Przypuszczam jednak, że w tym wypadku nie chodziło o tego adiutanta Napoleona Bonaparte, którego nazwisko widnieje na Łuku Tryumfalnym. Może obaj oficerowie byli ze sobą spokrewnienie? Kto to wie?
Także serdeczności zostawiam
🙂
23 września 2010 - 21:55
No nie, ja Ci przyznaję order najwyższej odwagi za tę żabnicę. Mnie przy samym czytaniu i oglądaniu włos dęba stanął, a zjedzenie tego???! Zuch dziewczyna!
24 września 2010 - 8:42
Panie Tomku,
to co ja zaobserwowałam we Francji, no właściwie tym razem w Paryżu to to, że wszyscy lub prawie wszyscy poruszja się metrem, a w metrze sa tysiace schodów to w górę to w dół, wiem bo jeździliśmy i to bardzo duzo, a że moje nogi sterane operacjami więc czułam te wędrówki w dwójnasób, stad też wiem, ze śniadanie croissant i kawa lub kakao jest bardzo szybko spalane w czasie dojazdu do pracy a 12.00 świętość, lunch i żeby nie wiem jakie kontrakty miały być podpisane to jest pora jedzenia no i o 19.00 kolacja, i jak się tak jeździ w tę i z powrotem i chodzi tylko i dochodzi do stacji metra, nie widziałam grubych Francuzów, że o kobietach nie wspomne,wszyscy grubi, to cudzoziemcy!
24 września 2010 - 8:44
Ciotko Pleciugo,
tylko Ty tak przypuszczasz, ja sobie to wyobrażam, ze jednak właśnie o niego chodzi, z Twoimi wrodzonymi manierami, nie wyobrażam sobie nijak inaczej, a ze prababka musiała być piękna kobietą nie wspomnę, skoro tak dobrze sie oficer w jej opiekunstwie poczuł, pozdrawiam serdecznie,
j
24 września 2010 - 8:47
Margeta,
spacer był długi ale na koniec nagroda, smakowity obiad,
pozdrawiam i cieszę sie z wizyty
j
24 września 2010 - 8:51
Zośko,
czy Ty myślisz, że w tej karcie dali fotos tej żabnicy z przodu i z boku, tak wyglądam przed pójściem do kotła? właśnie, że nie, tam była jeno piękna nazwa „Lotte” no to ja ją buch na talerz, a dopiero po powrocie wnuczka przysyła mi to zdjątko i pisze, babciu to co jadłaś wyglądało tak, to jest Twoja ryba lotte, czyli żabnica. No wiesz tylko troszke mi się słabo zrobiło!
j
24 września 2010 - 11:59
Panie Tomku,
przesłuchałam już kilka razy, piękne, i bardzo dziękuję, to są prawdziwi królowie życia
pozdrawiam
j
24 września 2010 - 20:02
Witam!
Wspaniały wypad , nawet pogoda Wam dopisała w sam raz na długie spacery po Paryżu .
Myślę ,że na sukces francuskiej kuchni miał wpływ nie tylko smak potraw , ale i sposób podania , nie na próżno się mówi ,że jemy oczami .
Pamiętam jak w dzieciństwie byłam karcona za maczanie bułeczek lub herbatników w mleku , albo w kakao , a ja tylko jadłam na wzór francuski / zupełnie nieświadomie /.
Bardzo przyjemny post , pozdrawiam Yrsa
P.S. smacznego oglądania
http://foodki.pl/
24 września 2010 - 20:54
Yrso,
masz rację a w dzieciach siedzą prawdy pierwsze, one naprawdę wiedza wszytsko, tylko trzeba dać im troche wolnej ręki a skad wiedzą tak pewnie nas zaprogramowano, a później włączono do tego dobre wychowanie,
pozdrawiam i dziękuję, następny post też o Paryżu.
serdeczności
j
25 września 2010 - 9:29
Jadziu droga! Tę Twoją poranną wizytkę skomentuję tak:
A jednak jest koza Aldona!
To ona dziś była! To ona!
I mieszka ta koza w Aninie
Choć Anin z tego nie słynie.
Wysyłam jej słoik kawioru
(to dla poprawy humoru)
I paczkę kotletów mielonych
– niestety, ciut przesolonych… 🙂
Jadziu i Aldono! Dziękuję!
25 września 2010 - 9:55
Ciotko Pleciugo,
co się nie robi dla bliźnich w celu poprawienia im zdrowia i humoru,
serdeczności
jadwiga