Długo, bardzo długo nie rozmawialiśmy z Panem Zbigniewem Adrjańskim Moim Wielkim Przyjacielem, Pisarzem Zabużańskim. Dzisiaj zapraszam na kolejną długą rozmowę, zresztą bardzo na czasie, którą niedawno odbyliśmy:
Okiem Jadwigi: Zbyszku, czy to przyjemnie być pisarzem zabużańskim?
Zbigniew Adrjański : Nie zabużańskim, ale nadbużańskim. Tak mnie ostatnio nazywają, po moich trzech książkach na temat Polesia i Podlasia oraz po ostatniej wystawie pt. Polesie, którego już nie ma … w Muzeum Niepodległości w Warszawie. Wystawa była zresztą zasługą mego ojca, Stanisława Adrjańskiego, inspektora dróg wodnych na Polesiu, którego zbiory fotograficzne po nim tam przygotowałem. No i różne inne pamiątki.
O.J. Ale Twój wieczór autorski i komentarze do tej wystawy, a właściwie aż trzy wieczory, był w stylu bardzo wańkowiczowskim.
Z.A. No widzisz, mam zatem prawo zrobić sobie pieczęć ozdobną, z napisem: Zbigniew Adrjański – „literat nadbużański”? To się nawet rymuje.
O.J. Masz prawo! Ludzie robią sobie obecnie różne pieczęcie, z tytułami tak zaszczytnymi, że aż dech zapiera, ze zdumienia? A ty chcesz napisać sobie skromnie: „literat nadbużański”? A dlaczego nie pisarz?
Z.A. Pisarz – to brzmi poważnie.
O.J. Masz z 15 książek w dorobku. Z tysiąc piosenek, w tym wiele z Czesławem Niemenem. Super przebój „Płonącą stodołę”, wiele widowisk teatralnych i estradowych. Kilkaset artykułów publicystycznych i reportaży.
Z.A. A co ma Niemen do mego tytułu: „literat nadbużański”?
O.J. Jak to co? Niemen – to obecnie już klasyk, drugi Stanisław Moniuszko i kompozytor kresowy. A do tego Twój krajan. Tyle, że on z nad Niemna. A Ty z nad Bugu.
Z.A. To prawda bardzo lubiłem Czesława Niemena. Nawet wtedy, gdy nie miał swoich pomniczków z brązu, ławeczek w parkach i nazw ulic. Wiesz ulica Czesława Niemena jest nawet w Łomiankach, gdzie mieszkam.
O.J. A był Niemen kiedyś w Łomiankach?
Z.A. Nie kpij sobie! Był wielokrotnie w moim domu. Napisałem z nim chyba kilkanaście piosenek. A może i więcej? Bo są jakieś trudności z „inwentaryzacją utworów” Czesława . I moich zresztą też.
O.J. Mówią, że „Płonie stodoła” – to jeden z najtrudniejszych prozodycznie utworów polskiego rocka. Mówią też, że sam Czesław Niemen nie wiedział: o czym ma być ten utwór?
Z.A. Nie wiedział, bo dał nam prymkę muzyczną z funkcjami (mnie i Zbigniewowi Kaszkurowi, który męczył się wraz ze mną nad rytmiką tego utworu) i wyszła nam właściwie opowieść rockowa „O chłopskim, czy strażackim weselu?”
O.J. A może gawęda muzyczna?
Z.A. Niech będzie „gawęda rockowa”. Ale zaprotestować muszę, że jest to utwór trudny. Czy bardzo trudny, skoro ma go w swoim repertuarze co drugi piosenkarz w Polsce. W tym: Maleńczuk, Radek, „Bułecka”, Łobaszewska, bracia Cugowscy itd.
O.J. Wróćmy jednak do spraw zabużańskich. Jedni porównują twoją prozę z Bułhakowem (szczególnie: „O Batiuszce, co ptakiem latał). Inni z Wańkowiczem, mając na uwadze przede wszystkim styl: „Tędy i owędy” i twój: „Polesia czar. Wspomnienia i opowieści”.
Z.A. Lew Kaltenbergh, znakomity pisarz, krytyk literacki i legendarny już gawędziarz radiowy – komplementował mnie, że jest coś w moich opowieściach, ze stylu rosyjskiego pisarza Leskowa – który pisał różne dziwne opowieści. A już całkiem ostatnio doczekałem się specjalnego wydania Miesięcznika Kulturalnego, i tam Ryszard Ulicki porównuje moje skromne pisanie, do sławnego Kolumbijczyka, Gabriela Garci Marqueza, którego „świat realizmu i fantazji” przypomina mu moja proza.
O.J. A ty co na to?
Z.A. Komu nie jest przyjemnie, gdy tak pisze o nim, znakomity poeta i pisarz, Wiceprezes Związku Literatów Polskich i krytyk – który zna się na literaturze. A w dodatku: piosenko pisarz i autor: „Kolorowych jarmarków”. Ale znam proporcję Mościa Pani! „Kudy” mnie do Marqueza czy Wańkowicza.
O.J. Jak powiedziałeś: „kudy”?
Z .A. „Kudy”. Albo co? „Kudy” – to rusycyzm. Po polsku jest poprawnie: Gdzie mi tam.
O.J. A ty przecież rusycyzmów nie używasz, choć nastrój w twoich opowieści jest czasem rosyjski, białoruski czy ukraiński. Ale najczęściej sarmacki.
Z.A. Bóg zapłać, za dobre słowo. Pisarz „sarmacki” – to brzmi dumnie. Chociaż właściwie sarmatyzm w Polsce nie zawsze brzmi dumnie. A gdzie ty widzisz droga Jadziu mój sarmatyzm?
O.J. W opowieści „Żarłok” czyli Obywatel z Oszmiany.
Z.A. Jak ktoś jest żarłok to od razu jest Sarmatą?. Bo jak za króla Sasa: je, pije, popuszcza pasa? Żarłok to opis zwykłego szlachciury, z oszmiańskiego powiatu, który włóczy się nad Bugiem bo ciągnie go na Litwę czy Polesie. A w Drohiczynie, w gospodzie Gees wyprawia różne brewerie i zapija swoje smutki za Oszmianą.
O.J. A Pan Kulesza – to jest Sarmata?
Z.A. Pan Kulesza – jest Sarmatą – całą gębą, choć żyje w czasach Peerelu. Zresztą tzw. Peerel i „socjalizm po polsku”, miał wiele cech sarmackich. „Pan Kulesza” – to opowiadanie niedokończone. Jak wydawca z Marpress pozwoli, chciałbym je uzupełnić, wydać oddzielnie i pokazać Pana Kuleszę, w pełnej sarmackiej krasie.
O.J. A o czym jest Żołnierz Kościuszki”?
Z.A. Jak to o czym? Na konferencji naukowej w Nowym Jorku, organizowanej przez Fundację Kościuszkowską , pojawia się – żołnierz Kościuszki. A dokładnie żołnierz z oddziału Berka Joselewicza i zabiera głos. Wymądrza się na różne historyczne tematy i w ogóle budzi powszechne zainteresowanie.
O.J. Czyli jest to duch?
Z.A. Duch żołnierza żydowskiego z oddziału Berka Joselewicza. A czy ja tam nie napisałem, że jest to opowieść z duchem?
O.J. Napisałeś. Ja tylko prowokuję do następnego pytania Zbyszku. Czy ty wierzysz w duchy? Bo skąd tyle duchów, w Twoich opowieściach?
Z.A. Polesie to ziemia duchów. Swoich i obcych. Czy znasz Poleszuka, który w duchy nie wierzy? A cóż dopiero: Zbigniew Adrjański – „literat nadbużański”. Bug to również rzeka „duchów”. Rzeka „magiczna”. „Rzeka Święta”. Nie ma takiej drugiej w Europie i świecie – gdzie tylu ludzi, tylu żołnierzy różnych armii świata potopiło się w jej nurtach. W czasie różnych walk nad Bugiem, forsowania tej rzeki pod gradem kul i wystrzałów z Twierdzy Brzeskiej.
O.J. Mówisz, że Bug – to taki poleski Ganges?
Z.A. Może nie Ganges, bo w Gangesie odbywają się rytualne kąpiele Hindusów. Tam się uroczyście pali zmarłych. A ich prochy sypie się do rzeki. Nad Bugiem wiele tysięcy żołnierzy spoczywa. Wojów ruskich czy wojów Chrobrego na dnie rzeki. A do tego Litwinów, Szwedów, Krzyżaków, Tatarów, Kosaków Francuzów, żołnierzy ruskiego cara, bolszewików i Niemców.
O.J. Nie strasz turystów nadbużańskich.
Z.A. Nie przeszkadza to nikomu, bo wiele osób kąpie się w Bugu, po polskiej i białoruskiej stronie. Ja też się kąpie. Najchętniej w okolicach Drohiczyna lub Wyszkowa, bo rzeka tam ma prześliczne zakola. A w ogóle jest piękna i czysta, bo już dawno nad Bugiem nie było wojen. I mam nadzieję że nie będzie.
O.J. Zbyszku. A kto Tobie o duchach najwięcej opowiadał?
Z.A. Moja ukochana Babcia Stefania. Moja babcia Stefania miała do duchów (rodzinnych zresztą) stosunek pragmatyczny. Nie bała się duchów. Pan Bóg stworzył duchy, tak samo jak stworzył człowieka. Duch po nim zostaje na tym świecie. Czasem tupie i rozrabia na strychu, bo o nim zapomniano. Babcia w takich wypadku brała talerzy poziomek oraz wnuka ze sobą i razem szliśmy na cmentarz w Brześciu postawić dziadkowi obok kwiatów i znicza talerzyk poziomek.
O.J. I co się działo z tymi poziomkami?
Z.A. Zjadali je na deser Cyganie, którzy mieli swoje groby w pobliżu. Trudno się było nawet na nich gniewać, bo Cyganie przynosili na groby swoich zmarłych „cygańską kiełbasę” którą częstowali przechodniów. A nawet częstowali ich dobrą nalewką. Toteż na cygańskich grobach było bardzo wesoło.
O.J. A co na to twoi rodzice: na takie wychowanie wnuków?
Z.A. Moi rodzice krzywili się na takie wychowanie całkiem niesłusznie. Ale gdyby dożyli naszych czasów i obecnych programów telewizyjnych – to dopiero mieliby „zgryz” wychowawczy. Polska telewizja pełna jest duchów potworów, wampirów, strzyg, wilkołaków, przybyszów z kosmosu, zielonych ludzików itd. Zagraniczna telewizja również! Zresztą cała ta makabra, z Zachodu do nas przybyła a nie ze Wschodu. A do tego trup ściele się gęsto, a krew płynie strumieniami. Co program to duchy. Są programy pełne duchów od rana do wieczora. Opowieści mojej babci – to niewinna literatura mówiona, dla małych dzieci, które w dodatku zawsze miały jakiś morał, na zakończenie.
O.J. Telewizja zatem jest zabobonna?
Z.A. Telewizja jest w wielu przypadkach szkodliwa. Zamiast obchodzić jak to kiedyś bywało melancholijnie „Zaduszki” telewizja każe nam zakładać na głowy drążone dynie, w których wycina się jakieś okropne gęby i oczodoły oraz straszyć tymi czaszkami z dyni sąsiada.
O.J. To jest amerykańskie święto Halloween, które przywędrowało do nas z Ameryki
Z.A. A co to mnie obchodzi. Mamy swoje święto, swoje Zaduszki, swoje Dziady. Tak pięknie – zresztą opisane przez mistrza Adama w dramacie narodowym Dziady, który od lat wystawiany jest na polskiej scenie. Mickiewiczowskie Dziady – to właśnie dziady poleskie, dziady zabużańskie, o których opowiadała Mickiewiczowi jego poleska niania. I jej właśnie obyczajom i zwyczajom poleskiego ludu – zawdzięczamy, tak wielki i mądry dramat narodowy do którego każde pokolenie dopisuje swoją własną refleksję. A my, co ? Ganiamy się z ciężkimi dyniami na głowach!?
O.J. Zbyszku wróćmy jeszcze do tematu twoich książek?
Z.A. Moje książki najlepiej sprzedają się w Krakowie i okolicy. W 17 księgarniach trafiłem na „Polesia Czar”. Wspomnienia, gawędy i opowieści. A na Podlasiu, dla którego przecież specjalnie piszę – ani w jednej księgarni, którą odwiedziłem – nie natrafiłem na egzemplarz, choć wielu ludzi z Podlasia mnie o tę książkę pyta. Na Podlasie zatem nie jeżdżę jako autor, bo i po co? Mówię tu żartobliwie, że jestem Zbigniew Adrjański – „literat nadbużański”, ale nie ma mnie w hurtowniach, księgarniach, bibliotekach. Po co mam jeździć jak spotkanie takie przypomina trochę sytuację z piosenki dziadowskiej. „Stał się cud pewnego razu, oj! Przemówił dziad do obrazu, oj! A obraz do niego ani słowa, oj! Taka była ich rozmowa! Oj, joj, joj, joj!” Pociechę za to mam taką, że w dalekim Melbourne w Australii kilku aktorów wystawiło moje opowieści na scenie i cieszą się one znacznym powodzeniem. A inne jeszcze małżeństwo aktorskie w Kanadzie, gdzie jest przecież duża Polonia oraz emigracja ukraińska, białoruska i ruska wystawiło „Batiuszkę co ptakiem latał” – i było na tym spotkaniu sporo śmiechu i łez.
O.J. To wszystko?
Z.A. A to mało jeszcze? Dodam zatem, że życie „literata nadbużańskiego”, nie jest takie złe jakby się wydawało. Z Brześcia nad Bugiem otrzymałem miłe zaproszenie, na wieczór autorski i wizytę, do której się powoli przygotowuję . Zaprasza mnie Brzeski Kurier i sympatyczny redaktor naczelny tego czasopisma pan Mikołaj Aleksandrow. Ma być prasa brzeska, wielu dziennikarzy i literatów,przedstawicieli Konsulatu Generalnego RP, Polonii oraz mieszkańców Brześcia”
O.J. Boisz się?
Z.A. Rozumiem, że to pytanie ze „Strasznego Dworu” , aria Skołuby?
O.J. Zażyj tabaki…
Z.A. Boję się wspomnień. Zmiany obrazów i miejsc z mego dzieciństwa. Pójdę pewnie na grób mego dziadka Antoniego, który zmarł w Brześciu nad Bugiem. A właściwie utopił się w Bugu w jakiejś przerębli wracając późno w nocy do domu, po zakończeniu budowy młyna wodnego, w majątku pana Łakowicza. Pewnie uronię łzę na grobie dziadka i powiem: Wybacz dziadku. Nie byłem tu siedemdziesiąt kilka lat…
O.J. Teraz ja się pewnie rozpłaczę, jak nie zakończymy tej opowieści. Dziękuję za rozmowę Zbyszku. Ze Zbigniewem Adrjańskim, „literatem nadbużańskim rozmawiała”: Jadwiga Ślawska – Szalewicz – autorka blogu: Okiem Jadwigi.
31 października 2014 - 20:16
Piękna rozmowa. Z wielką przyjemnością przeczytałam tekst.
Pozdrawiam Państwa 🙂
31 października 2014 - 21:33
An_Ula
dziękuję bardzo, pan Zbigniew będzie bardzo zadowolony
j
31 października 2014 - 21:43
Jeśli Żarłok – to Gargantua i Pantagruel, czyli Rabelais 😉 Ja tam używam słowa „kudy”. Ma specyficzny urok i nie da się tak naprawdę oddać w pełni w tłumaczeniu. Pan Adrjański, pisarz nadbużański, kumpel Niemena 🙂
31 października 2014 - 22:03
rewelacyjna rozmowa
31 października 2014 - 23:38
Noti
ja tez używam słowa kudy bo inne nie oddaje właśnie tego istotnego sensu
j
31 października 2014 - 23:38
Randdal
dziękuję jest nam niezwykle miło
j
2 listopada 2014 - 17:37
Kiedyś wybraliśmy się na Zabuże. Była zima, krzaki nad Bugiem cudownie oszronione, pierwszy lód, pierwsze sople. Zwiedziliśmy Grabarkę i cerkiewki bez nazwy. Wspaniale to wspominam.
A co do Niemena – w zasadzie go nie lubiłam, poza… „Stodołą…”.
Pozdrawiam
2 listopada 2014 - 17:44
Helen
w Grabarce byłam całkiem niedawno piękne tereny i śliczne cerkiewki i taki wspaniały nastrój oraz atmosfera
j
2 listopada 2014 - 19:48
„Boję się wspomnień”.
Kurcze… Zaczynam od jakiegoś czasu to czuć, a nie umiałam sprecyzować, co to jest. Więc dzięki.
2 listopada 2014 - 20:44
A mnie się bardzo podoba, że na dobrej literaturze znają się w Krakowie i okolicy…;o)
2 listopada 2014 - 22:12
Gordyjko
a pewnie a dlaczego mieliby się nie znać, dobra literaturę każdy kocha
j
2 listopada 2014 - 22:19
E.
z czasem wszyscy boimy się wspomnień, zbieramy w życiu bagaż, nazywa się to doświadczeniem, czyli co? wszystkie niepotrzebne uczynki jakich dokonaliśmy to jest to nasze doświadczenia, i czasami nie chce się wspominać tych, które były absolutnie zbędne, ale zrobiliśmy je, więc właśnie ich boimy się najbardziej i nie chcemy wspominać
j
3 listopada 2014 - 10:11
Bardzo piękna i wzruszająca rozmowa. Szczególnie wątek o dziadku…… . Jadziu ostatnio tak jak Twój rozmówca, też boję się wspomnień, jednak całkiem od nich nie uciekniemy…… . Pozdrawiam Jadziu. 🙂
3 listopada 2014 - 10:12
Uśmiech miał być na końcu.
3 listopada 2014 - 11:15
Tereso
mam nadzieję, że odwiedzać nas będziesz, byłoby smutno gdybyś nas pozostawiła a ja życzę zdróweczka
j
3 listopada 2014 - 11:15
Tereso
a za uśmiech dziękuję w imieniu wszystkich
j
4 listopada 2014 - 16:00
ależ wspaniała rozmowa! kuda nam do takowych gawędziarzy, wymieniam to słowo obco brzmiące, a mnie tak bliskie. Jeśli nie dostanę gdzieś Polesia czaru, chyba się rozpłaczę, ale skoro Autor zapewnia, że widział, wiec może gdzieś znajdę. Ukłony najniższe!
4 listopada 2014 - 19:20
Piękna czarowna , klimatyczna opowieść .Z przyjemnością przeczytałam tę Waszą rozmowę. Też uważam,że mamy swoje Zaduszki i swoje Dziady. A nie tam Irlandzko-celtyckie „dynie” , co to najpierw do USA zawędrowały a teraz i do nas do Polski.
Pozdrawiam!… 🙂
4 listopada 2014 - 21:54
Czesiu
zobaczę co da się zrobić
j
4 listopada 2014 - 21:55
Julko
miło ciebie widzieć u mnie zawsze lubię Twoje komentarze cieszę się, że rozmowa gawęda przypadła do gustu, pan Zbigniew będzie zachwycony
j
5 listopada 2014 - 12:27
Nieczęsto mam przyjemność czytać tak miły i przyjacielski dialog. Tylko prawdziwi przyjaciele potrafią tak ze sobą rozmawiać. A miłe wspomnienia są najpiękniejszą częścią naszego życia. Pozdrowienia dla Ciebie i Pana Zbigniewa.
5 listopada 2014 - 14:09
Z takim człowiekiem miło jest pogawędzić.
Mam do Ciebie , Jadziu, pytanie. Może wiesz coś o rodzinie p, Lecha Skindera. Czy jego dziadek lub rodzice mieli posiadłość w miejscowości Bogdanowszczyźna na Grodzieńszczyźnie? Jest to dla mnie ważne. Jeżeli możesz, napisz proszę.
5 listopada 2014 - 19:10
Lotko
pan Leszek cały czas jeździ do Grodna, tam miał rodzinę, tam też ma kontakty ze szkołą, wozi im różne rzeczy, z tego wynika, że tak!
j
5 listopada 2014 - 19:13
Aromatek
pan Zbyszek jest wspaniałym Gawędziarzem, rozmowy z Nim są wspaniałe, zaszczyt i przyjemność a poza tym ten język, to wspaniałe słownictwo, Takich Ludzi jak ON teraz niewielu, niestety
j
5 listopada 2014 - 20:05
Jadwigo, zamówiłam, a maszoperii:)) za kilka dni dostanę. Ale dziękuję za troskę.Bardzo.
5 listopada 2014 - 20:50
Jadziu, Twoje wywiady z panem Adrjańskim czytam z rozrzewnieniem i zawsze są za krótkie. Jest dla mnie jak ktoś bliski, bo bliskie jest mi Jego widzenie świata. Pozdrawiam Ciebie, Pana Zbigniewa, dziękuję i proszę o jeszcze 🙂
5 listopada 2014 - 22:10
CZesiu
jak bardzo się cieszę, super, po prostu kamień z serca, buch, spadł
j
5 listopada 2014 - 22:12
Morelo
witam serdecznie, dawno nie gościłaś w moich skromnych progach, dobrze, że znalazłaś chwilkę czasu, to piękne co napisałaś, a pan Zbyszek jest najlepszym interlokutorem w RP
pozdrawiam
j
6 listopada 2014 - 5:42
Jadziu jestem nadal. Miałam dwa blogi i tylko jeden z nich zlikwidowałam. Pozdrawiam 🙂
6 listopada 2014 - 11:46
Powiem szczerze i krótko: to wielkie szczęście móc spotkać takiego człowieka na swojej drodze.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
6 listopada 2014 - 12:08
Teresakiedrowska
ooo jaka miła niespodzianka, super, ze jesteś z nami, masz racje Tereso to wielkie szczęście poznać kogoś tak wspaniałego, nadzwyczajnego Gawędziarza, uwielbiam z Nim rozmawiać, a w realu Pan Zbyszek jest nadzwyczajny, a jaka ma Żonę!
j
6 listopada 2014 - 12:09
Tereso
kolejny kamień z serca, cieszę się, że nie zniknęłaś z sieci na zawsze dziękuje za powiadomienie!
j
6 listopada 2014 - 19:43
Jadwigo
jestem szczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w takiej pięknej, przyjacielskiej rozmowie.
Pozdrawiam serdecznie:)
6 listopada 2014 - 22:58
Łucja Maria
Pan Zbyszek będzie zachwycony tym miłymi słowami
j
12 listopada 2014 - 14:55
Wspaniały gawędziarz,miło się czyta taką relację,a wspomnienia,no cóż,bywają różne,ale bez nich życia byłoby ubogie.Pozdrawiam serdecznie.