Horst Kullnigg,prezydent Austriackiego Związku Badmintona, późniejszy dyrektor finansowy Europejskiej Unii Badmintona, nasz wielki przyjaciel, który wiele razy ratował mnie z opresji, gdy brakowało nam drobiazgów a on przesyłał je poprzez swoich zawodników, do którego mogłam wysłać telex – telex to było urządzenie techniczne, przez które kontaktowaliśmy się ze światem. Łącze sztywne, wydzwanialiśmy do centrali połączeń międzynarodowych, łączono nas z wybranym numerem w świecie i nadawaliśmy to, co zostało za perforowane (zakodowane na taśmie). Specjalistką pracującą na tej maszynie była Regina Jarnutowska, obsługiwała wszystkie związki sportowe mające swoją siedzibą na stadionie X-lecia. O ile dobrze pamiętam były to: Polski Związek Akrobatyki Sportowej, Polski Związek Rugby, Polski Związek Podnoszenia Ciężarów, Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Łyżwiarstwa Figurowego, Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego, Polski Związek Tenisa Stołowego, Związek Piłki Ręcznej w Polsce, Sportfilm i my.
W ten sposób załatwialiśmy różne sprawy w kraju i za granicą oraz udział naszych zawodników kadry narodowej i reprezentacji Polski w zawodach międzynarodowych i mistrzowskich.
Uroczyste otwarcie zawodów zorganizowaliśmy w „Teatrze na Woli”. Udało mi się przekonać Dyrekcję Teatru i za niewielkie pieniądze zapłacone za wynajem Teatr przez dwie godziny gościł ponad sześćset osób zawodników trenerów, sędziów i działaczy europejskiego badmintona. W tych niezwykle trudnych latach osiemdziesiątych jak już wspominałam szaro burych, siermiężnych chciałam pokazać elicie badmintonowej jak pięknym Krajem jesteśmy, jaką mamy wspaniałą kulturę, historię, jaka piękna jest nasza polska tradycja. Nie stać nas było na wielkie wydatki, dlatego zwróciłam się do Akademii Wychowania Fizycznego do kierownika Zespołu Pieśni i Tańca tej Uczelni, aby odpłatnie wystąpili na otwarciu Mistrzostw Europy Helvetia Cup ’85. Prowadzący Zespół był również wykładowcą na uczelni, znaliśmy się, dlatego łatwo uzgodniliśmy szczegóły, podpisaliśmy umowę i zespół folklorystyczny na kilka godzin zawładnął teatrem, i naszymi sercami. Dziewczyny i chłopcy z AWF, piękne stroje łowickie, góralskie, żywieckie, śląskie oraz uroda i młodość bijąca od tancerzy i chóru podbiły serca widzów. Nawet wtedy, gdy jednej z tancerek zerwały się korale uzupełniające strój krakowski znakomitym refleksem wykazał się jej partner.Rrzucił się na scenie i w takt muzyki wykonując pompki pozbierał czerwone korale. Otrzymał za ten występ burzę oklasków, widownia szalała, nuciła piosenki, aplauz na stojąco, a na zakończenie występu wszyscy członkowie EBU Council otrzymali: panie- piękne chusty krakowskie, które wręczyli tancerze a panowie czapki krakowskie przystrojone prawdziwymi pawimi piórami. Udane otwarcie, moje łzy i wyrazy uznania od najstarszego uczestnika pana Andersa Segercrantz z Finlandii, przedstawiciela jednego z najstarszych szlacheckich rodów fińskich, który ze łzami w oczach powiedział mi, że nigdy nie widział tak pięknego ekspresyjnego i kolorowego otwarcia zawodów sportowych. Pękałam z dumy…. Gdyby wiedział jak nam się w tej naszej ukochanej Polsce ciężko żyło i ile wysiłku kosztowało nas przygotowanie imprezy, ale o tym wiedzieliśmy tylko my.
Na czas mistrzostw biuro związku przenoszono do hotelu Vera (dzisiaj tego hotelu nie ma za to jest hotel Etap) i tam przez kilka dni przeżywaliśmy chwile grozy i szczęścia. Pomagała nam grupa ludzi, i młodych i starszych. Młode dziewczyny z Uniwersytetu Warszawskiego ubrane w czerwone sweterki z napisem „badminton” oraz obowiązkowo w jeansy, pełniły funkcję hostess pod wodzą Beaty Gajewskiej ( obecnie Moore, to jest ta sama Beata, która mieszkając w Anglii dzielnie komentuje moje wspomnienia) oraz Zygmunta Smardzewskiego, tłumacza w Centralnym Ośrodku Sportu w Warszawie (niestety już nie żyje). Zygmunt był moją podporą, prawą ręką, człowiekiem duszą, często pracującym dla Polskiego Związku Piłki Nożnej – spokojnym, zrównoważonym, starszym panem. To dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na wiele spraw z dystansem i uśmiechem na ustach. W trudnych sytuacjach, gdy widać było, że wulkan ma za chwilę eksplodować, czułam uścisk jego ręki na moim łokciu i łagodne spojrzenie mówiące: „daj spokój, za to nie warto umierać, odpuść”, i w ten sposób moja eksplozja mijała. Również On nauczył mnie powiedzenia no problem. Kiedyś, gdy znalazłam się w sytuacji bardzo trudnej powiedział nie ma, co rwać włosów z głowy, musisz uśmiechnąć się tak jak pięknie potrafisz, powiedz „no problem” a na zimno szybko rozważymy rozwiązanie problemu. Pamiętaj Twój nastrój i sposób podejścia do sprawy jest odbiciem zachowania innych, trudne sprawy zdarzają się często i tylko od twojej zimnej krwi i podejścia na luzie do sprawy zależeć będzie nastrój gości. Jesteśmy przecież państwem zza „Żelaznej kurtyny”, ludzie, którzy tu przyjechali zaufali nam, dlatego nie mogą zobaczyć twojego strachu, bezradności. Możesz zrobić wszystko, tylko proszę zachowaj zimną krew. Takie nauki pobierałam również od niezapomnianego Zygmunta. Nie powiem bardzo lubiłam z nim pracować gdyż Jego takt i kultura oraz trzeźwość umysłu wiele razy ratowały mnie z dużych i małych opresji.
Niedziela – ostatni dzień zawodów – nagrody, w 1985 r. piękne ręcznie malowane puchary z Włocławka (kolejny sponsor) i kwiaty, a wieczorem bankiet, to duże słowo, uroczysta kolacja lepiej pasuje, dla wszystkich uczestników, zawodników, trenerów, sędziów (ubranych jednakowo w szare spodnie i granatowe marynarki z haftem na piersiach i napisem, w białych koszulach i krawatach Polskiego Związku Badmintona – garnitury uszyte na miarę dzięki naszemu działaczowi Z. Zawadzkiemu, którego żona pracowała w Spółdzielni „Wspólna Sprawa” i dlatego udała nam się ta wspólna sprawa dla polskich sędziów), organizatorów, sponsorów i VIP-ów. Tylko w ten sposób mogliśmy wszystkim podziękować za wspólnie spędzone dni, za bezsenne noce, za wszystko, co wspólnie osiągnęliśmy. Pewnie, dlatego do dziś wiele osób z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy, trudnej konsolidacji i nadzwyczajnej atmosfery grupy 30-40 osobowej, jaką tworzyliśmy wspólnie przez tamte pięć lat (od roku 1980 do 1985), ekipy organizatorów dla tych i innych mistrzowskich zawodów organizowanych przez Związek w Warszawie, a później w COS OPO Spała, (ale to było znacznie później i o tym też napiszę). To były wspaniałe lata polskiego badmintona, tworzenia najlepszej imprezy badmintona w Polsce, międzynarodowych mistrzostw Polski, Mistrzostw Europy w latach 1999 i 2001 oraz szkolenia zawodników już utytułowanych: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. Atmosfera, jaką tworzyliśmy w latach osiemdziesiątych w sporcie, troska o wszystko, o najdrobniejsze detale, brak kłótni, współpraca, wysiłek organizacyjny wielu ludzi, są dziś nie do odtworzenia. We wspomnieniach tych nie może zabraknąć też przywołania dwóch panów: Janusza Łojka i Andrzeja, którzy zajmowali się filatelistyką, kartkami pocztowymi- pierwsza wydana była z okazji Helvetia Cup’85.Inicjatorem był Janusz Łojek, który na szczęście zajmuje się tymi sprawami do dziś. W tej tradycji lepsi od nas są jedynie Japończycy, Indonezyjczycy a w Europie Austriacy. Janusz projektował, wykonywał, drukował i wydawał wraz z Pocztą Polską setki kartek, stempli okolicznościowych, kopert FDC, ale o tym napiszę już w innym wspomnieniu. Na zakończenie tych historycznych wspomnień chciałabym przytoczyć wypowiedź z roku 1985 Sekretarza Generalnego Emila ter Metz ( z Holandii), który na bankiecie kończącym imprezę powiedział:
„… Nienawidzę działaczy, którzy mówią: poświęcam się dla sportu – tacy niech odejdą. Naszej grze potrzeba ludzi, którzy użyczają jej swojego serca. Będą nagrodzeni, widząc młodzież, która jest przyszłością narodów albo nawet przyszłością Zjednoczonej Europy, fizycznie i umysłowo dojrzałą do swoich zadań życiowych. Będziecie nagrodzeni widząc przyjaźń i lepsze zrozumienie między ludźmi z różnych części świata. Może kiedyś będzie taki świat, w którym jedyną walką będzie ta rozgrywana na korcie badmintonowym. W imieniu EBU ogromnie dziękuję za wasze przyczynianie się do tego…”
Jak proroczo brzmiały te słowa w roku 1985, nikt z nas nie myślał wówczas o Zjednoczonej Europie, nikt nawet nie śmiał marzyć, że kiedyś będziemy jej równoprawnymi członkami, ze kiedyś nasz ukochana biedna Polska będzie piękniała z dnia na dzień, wtedy myśleliśmy tylko o małych przyziemnych sprawach o mydle, szamponie i papierze toaletowym ( a nie ściernym) w każdym sklepie.
Na zakończenie na bankiecie, który zorganizowaliśmy dla wszystkich uczestników w Restauracji „Bazyliszek” na Rynku Starego Miasta Polski Związek Badmintona został odznaczony medalem za wspaniałą organizację i ja ten medal osobiście odbierałam.
Wasza Jadwiga
English version:
Badminton Championship 1985 part 3
Horst Kullnigg, president of Austrian Badminton Association, later on financial director of EBU, our great friend helped us countless times. By telex we could communicate with him and many times his players brought us some essential goods. Telex was a very useful device that was operated by Regina Jarnutowska; it was shared by many associations in our office, Polish Weighlifting Association, Polish Ice Hockey Association, Figure Skating Associations, Polish Rugby Association, Polish Voleyball Association, Polish Speed Skating, Polish Acrobatic Association and Polish Table Tenis Association and many more and allowed us communicate with many countries.
The Championship official opening ceremony took place in Wola Theatre. Six hundred players, coaches, referees and VIP watched the folk dance show by Dance Group from Akademii Wychowania Fizycznego, which we manage to arrange for relatively small amount of money. The folk group dance was marvellous and the enthusiasm and talent of all the boys and girls was extraordinary. An unexpected event, when one of the girl’s necklace fall apart was turn around and her partner masterfully picked up all the beads while doing press ups, which was followed by a big applause! EBU Council members received scarves and hats that were presented by the dance group members. One of my strong memories from this ceremony is Anders’ Segercrantz words; he said that he has never seen such glorious opening ceremony! I was so proud! If only he knew how difficult life in Poland was and how much effort it all cost us!
Our office during the championship moved to Hotel Vera. Young students from University helped us with the teams. All wearing red pullovers, they worked under the command of Beata Gajewska (now Beata Moore, the same Beata that now lives in England and comments on my blogs) and Zygmunt Smardzewski (no longer with us). Zygmunt was a very good man, my right hand man, an older and a very quiet man from whom I have learnt how not to lose temper! He taught me how to say „no problem” in the most difficult situation, to slow down, think about the situation and come back with the solution. He said to me, people who came here trust you and should not see fear in your eyes, so stay cool, and you will find a solution. I really liked working with his cold blood and quick reaction saved us in many difficult situations.
The last day of the Championship was on Sunday, we have presented some lovely vases as trophies and organised a banquet in the evening. It was a pleasure to watch all our players, coaches and referees (the last ones all dressed in grey trousers and navy blue jackets specially tailored for them thanks to Z. Zawadzki, whose wife worked for „Wspólna Sprawa” tailoring company). Through this banquet we wanted to say thank you to all of them who worked so hard during our event. I think we all think about these times so warmly, as we had such an amazing team and atmosphere, all 30-40 people worked so closely between 1980 to 1985. These were amazing years for Polish badminton, we have created important championships, and worked with such players as: Jerzy Dołhan, Bożena Wojtkowska –Haracz, Bożena Siemieniec-Bąk, Zosia Żółtańska, Jacek Hankiewicz, Grzegorz Olchowik, Stanisław Rosko, Janusz Czerwieniec, Beata Syta, Elżbieta Grzybek, Kazimierz Ciurys. We cared about everything and everybody, we didn’t quarrel, we helped each other; these times will never come back. I should mention two important men: Janusz Łojka and Andrzeja Szalewicz, both avid stamp and card collectors; the very first postcard was printed by Janusz Łojek for Helvetia Cup. Leading in the cards collections were Japanese and Austrians; Janusz designed and printed together with the Polish Post hundreds of cards and stamps, as well as envelopes, perhaps I will write about it some other time. To finish my memories I would like to remind you the speech by Emil terMetz in 1985:
„… I hate sport activist who say I sacrifice for sport, people like that should go. We need people who love the sport and give their hearts. Their reward will be to see people who are the future of the country and future of Europe, physically and mentally mature and ready for their tasks. You will be rewarded seeing friendship between people from many countries and a better understanding of the world. Perhaps one day the only battles will be the ones fought on the badminton court. In the name of the EBU, I thank you for being part of it…”
Nobody listening to these words in 1985 could foresee the United Europe, nobody thought that Poland will develop so beautifully and that we will forget about such problems as where to buy towel or soap or toilet paper.
At the end of the banquet, Polish Badminton Association was rewarded with a medal for the organisation of the Championship and I was a recipient of it.
Jadwiga
26 kwietnia 2013 - 10:16
Jadziu, i własnie takie piękne chwile pamietamy! Pamięć masz rewelacyjną, te korale dopiero sobie przypomniałam jak o tym napisałaś! Pamiętam też, że przez całą Helvetię tyle tłumaczyłam, że głos miałam coraz cieńszy, aż po ostatnim pożegnalnym tłumaczeniu wszelkich VIP’ów zupełnie głos straciłam i szeptałam!!!
26 kwietnia 2013 - 12:54
Beato
a ja po imprezie nie spałam dwa dni, i wtedy też straciłam głos ze zmęczenia i obie byłyśmy bardzo szczęśliwe, że to już koniec, ale obie nie mówiłyśmy nic a nic
j
26 kwietnia 2013 - 13:23
Zapomniałaś dopisać:
I jak zawsze pięknie wyglądałam…:o)
26 kwietnia 2013 - 13:26
Gordyjko,
pięknie? byłam po prostu młoda!
j
26 kwietnia 2013 - 17:38
Tak mi się zdaje Jadziu, że Twoim największym sponsorem był Twój promienny uśmiech, którym zjednywałaś ludzi i pokonywałaś trudności. Pozdrawiam pięknie.:))
26 kwietnia 2013 - 18:57
Morelko,
uśmiech pozostał mi do dzisiaj, dlatego zawsze gości na mojej twarzy, jest kluczem do wszystkiego
pozdrawiam
j
26 kwietnia 2013 - 19:59
Można powiedzieć sobie:Udało się.Jakub
27 kwietnia 2013 - 5:41
Jadziu piękne wspomnienia. Też bym sobie takiego świata życzyła.Pozdrawiam
27 kwietnia 2013 - 9:40
Jakubie
tak udało się, tylko kosztem naszego zdrowia, bo aby zorganizować takie zawody trzeba było wysłać tysiące pism, otrzymywać setki zgód na wszystko, a poza tym zabezpieczyć hotele w dodatkowe przydziały mięsa i żywności, bez tego nie byłoby możliwa nie tylko dobra organizacja ale też unikniecie skandalu z brakiem wszystkiego w hotelu
j
27 kwietnia 2013 - 9:42
Tereso
ten świat kreowaliśmy aby poczuć się choć trochę lepiej w tamtej „naszej” rzeczywistości, chcieliśmy normalności o którą było tak trudno, a my młodzi nie wiedzieliśmy czy kiedykolwiek dożyjemy lepszych czasów….
j
27 kwietnia 2013 - 21:06
Jakżesz wtedy chciało się jeszcze ludziom chcieć!
Ludzie wkładali serce i duszę, aby coś zorganizować, pokazać, zaprezentować. Dzisiaj nie masz kasy, nie zrobisz nic! Nie ma dzisiaj prawdziwych sportowców. Dzisiaj musi być najpierw kasa i dopiero sportowiec zastanawia się, czy opłaca mu się wysilać.
Pięknie wyglądasz na zdjęciu!
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)))
28 kwietnia 2013 - 6:28
Jadziu, uśmiech zniewalający, a Ty przurocza, widać, że entuzjazm i radość tryskają z Ciebie. Czasy były siermiężne, ale ludzie otwarci, z polotem, potrafili zrobić to, co dzisiaj mało kto potrafi. A pamieć masz jak komputer. Podziwiam i pozdrawiam
28 kwietnia 2013 - 8:37
Azalio,
rzeczywiście najłatwiej zapamiętuję nazwiska, mam tez dużo notatek z tamtych czasów, które bardzo pomagają, poza tym zbieraliśmy programy zawodów, zdjęcia ponieważ sama ich nie robiłam z wiadomych przyczyn (brak aparatu) więc z tych zdjęć z tych notatek odtwarzam to co się robiło, pozdrawiam serdecznie
j
28 kwietnia 2013 - 8:44
Jolanto
rzeczywiście chcieliśmy lepiej, więcej inaczej niż za oknem, poprzez prezentowany przez nas entuzjazm każdy dorzucał do organizacji zawodów swoja cegiełkę, która uzupełniała całość i wtedy wszystko razem dawało świetny wynik. Nie wspominam o naszych wynikach sportowych, bo one były dopiero budowane. System zawodów w Europie był taki, ze trzeba było startować z ostatniego miejsca my wystartowaliśmy z 24 i co dwa lata mogliśmy się przesunąć o jedną grupę cztero- drużynową, wygrać wszystkie mecze, wygrać mecz barażowy z ostatnia drużyną w wyższej grupie i awansować do niej, czyli przez dwanaście lat mogliśmy dotrzeć do miejsca 10-12. Ale pokonywaliśmy te przeszkody, by w końcu zadomowić się w II grupie mistrzostw. Ten wynik osiągnęliśmy po około 14 latach, to samo było w juniorach. Choć nie powiem w 1981 r Bożena Wojtkowska mogła zdobyć medal, ale sędzina angielska policzyła jej tendencyjnie błąd kroków i medal przepadł na długie lata. Musieliśmy zapłacić frycowe
j
28 kwietnia 2013 - 8:51
No właśnie: jeżeli ktoś poswięca się, to już nie jest dobrze. Trzeba podchodzic z dobrej woli, z chęci działania, bez poswięceń. Wtedy osiąga się sukcesy. Jadziu, pięknie wygladasz na zdjęciu, ale tez pięknie na zdjęciu aktualnym w Damie Pik. Ciepłe spojrzenie, radośc życia i życzliwośc to wielkie atuty. Pamietam te lata 80-te, nic nie było wiadome. Tylko trudnosci ze wszystkim, ale jak okazuje się – dla operatywnych nie było przeszkód do osiągnięcia sukcesu. Pozdrawiam 🙂
28 kwietnia 2013 - 8:51
Przypominaj, przypominaj… Pan Smardzewski, taki z wyglądu angielski dżentelmen. Pracowaliśmy czasem przy Wyścigu Pokoju, też bardzo mile wspominam. Pozdrawiam.
28 kwietnia 2013 - 16:24
nie jestem pewna, czy teraz, kiedy cierpimy na nadmiar wszystkiego, kiedy jest barwnie i wesoło, poszloby Ci tak łatwo z organizacją miedzynarodowej imprezy sportowej.
Mimo wszystko bylismy JEDNYM narodem i wszystkim zależało, żeby miedzynarodowe imprezy były na odpowiednim poziomie:)) Zamias kłód ludzie podawali sobie ręce. Moda się zmieniła:))
28 kwietnia 2013 - 17:07
Czesiu
wychowałam dwa nowe pokolenia w badmintonie, pracują do dzisiaj, myślę, że imprezy byłyby jeszcze piękniejsze ale trzeba chęci i trzeba mieć wizję, dzisiejsi działacze robią poprawne imprezy bez duszy i atmosfery, a moda? tak moda się zmieniła i to bardzo ale tamta sukienkę pamiętam była w kolorze turkusowo zielonym
j
28 kwietnia 2013 - 17:09
Andrzeju
Pan Smardzewski nauczył mnie tak wiele rzeczy, że wspominam Go z najwyższym szacunkiem, teraz takich ludzi prawie nie ma, a On miał klasę zawsze pięknie ubrany w garnitur, nieskazitelna koszula i krawat, szczupły i pięknie pachnący, tak dżentelmen w każdym calu, mój mentor
j
28 kwietnia 2013 - 17:11
An-Ula
zajrzyj na FB na mój profil, tam masz wiele zdjęć z Bratysławy i Wiednia, zobaczysz jak wyglądam dzisiaj, ten sam uśmiech, ciepłe spojrzenie tylko lat przybyło, no cóż takie jest życie, a ludzi bardzo lubię i szanuję i to chyba widać
j
29 kwietnia 2013 - 16:04
Jesteś z siebie dumna? Bo ja z Ciebie jestem 🙂
29 kwietnia 2013 - 16:58
Notario
bardziej jestem dumna z Was wszystkich, że czytacie moje wspomnienia, ze interesuje Was to co napiszę, że w ten sposób mogę podziękować wszystkim moim koleżankom i kolegom z którymi przez 35 lat pracowałam. Przecież nie byłam sama miałam wiele pomysłów to prawda, byłam dobrze przygotowana do zawodu, miałam swoje wizje, a najważniejsze jakoś udawało mi się przekonać do nich moich współpracowników, członków zarządu i komisji rewizyjnej, która nie powiem dawała mi do wiwatu, ale wychodziło nam to na dobre
a tak poza tym to serdecznie dziękuję, jest mi miło
j
1 maja 2013 - 8:32
Pieknie – taka roześmiana:)
1 maja 2013 - 11:30
Ja wiem,Jadwigo jak to było.W tamtych czasach moi rodzice byli tak zwanymi-rzemieślnikami.To ja musiałem w bagażniku wódkę wozić,bo byle jakiego worka papierowego nie można było normalnie kupić.Mimo wszystko ten okres wspominam bardzo miło.Pozdrawiam.Jakub
1 maja 2013 - 11:45
Hurghado
dziękuję, roześmiana, bo szczęśliwa, pomimo szarej burej Polski, braku wszystkiego, zawody się udały nadzwyczajnie i wszyscy się dziwili, że można było tak dobrze je zorganizować, a koszty? koszt wysiłku ludzkiego był największy bo finansowo znowu nie takie „bajońskie kwoty”
j
1 maja 2013 - 11:47
Jakubie
w sklepach nie było nic, niczego nie można było dostać, w Pewexie tylko było wszystko, wiem, bo sama od czasu do czasu cos kupowałam, więc dobrze pamiętam tamtą rzeczywistość, ale młodość ma swoje wspomnienia
j
1 maja 2013 - 14:40
Cześć Hedwiżko, frapująca historia opowiedziana przepiękną polszczyzn. Jesteś Wielka!
1 maja 2013 - 15:15
Gosiu,
wielka?
nieeee, tylko robiłam duże rzeczy już w 1977 r zorganizowałam Mistrzostwa Świata Juniorów w szermierce, które odbyły się w Poznaniu z udziałem 890 osób z całego świata, miałam wtedy tylko 32 lata, organizację miałam zawsze we krwi i tak było przez całe moje życie, zresztą teraz też tak jest,
pozdrawiam a jak zdrówko?
j
1 maja 2013 - 20:41
Jaka Ty piękna Jadwigo! Ściskam
1 maja 2013 - 21:52
Pani Jadwigo,
cudownie mi się przeczytało Pani wspomnienia. Bardzo cudownie. I stwierdziłem, jak to fajnie pracować w życiu dla innych Człowieków i ilu wspaniałych Człowieków wspaniale rozjaśniających nasze żywoty spotkać można na swej drodze. Niech tak będzie, niech tak się dzieje.
Pozdrawiam
T.M.
2 maja 2013 - 8:08
Margo
młoda, po prostu młoda a gdy młodość zdobi to jesteś piękna
j
2 maja 2013 - 9:40
Byłem widzem na tych Mistrzostwach, jako początkujący zawodnik i działacz.Chłonąłem atmosferę tych zawodów podziwiając głównie umiejętności zawodników ale zwróciłem też uwagę na trud organizatorów.Dopiero teraz po przeczytaniu Pani wspomnień, można uświadomić sobie jak wielki wysiłek został w nie włożony.
Proszę przyjąć moje wyrazy uznania i podziwu na Pani ręce dla wszystkich bohaterów tamtych wydarzeń.
Nie kryję, że czyta się te wspomnienia z dreszczem emocji.
Pozdrawiam – Andrzej Zając
2 maja 2013 - 15:44
Takie opowieści zawsze czyta się w jedną chwilę:) Pozdrawiam
2 maja 2013 - 18:09
ZielonaMila
w jedną chwilę się czyta a ile lat spędziłam w biurze przy swoim biurku, przy telexie, telefonie, w autobusach, jeżdżąc przekonując załatwiając, tylko ja wiem o tych godzinach o latach o budowaniu, ale dzisiaj sama czytam i myślę, chyba dużo dobrego zrobiliśmy, tak jestem pewna, to była dobrze wykonana robota
j
2 maja 2013 - 18:28
Panie Andrzeju,
te słowa są najmilszym upominkiem jaki mnie dzisiaj spotkał. Są jak balsam na wszystkie moje zranienia, których mi w związku nie żałowano, ale o nich nigdy nie wspominałam, nigdy nie mówiłam, wiedziałam, że sukces wielu osób musi mieć też wielu wrogów, bo to jest jego miarą. Dzisiaj wiem, że mogę się cieszyć z tego co zrobiliśmy, nie ja jedna, razem wiele osób, przecież to właśnie wtedy zaczynał pracę Wiesiek Chrobot, był młodziutkim członkiem ekipy Janusza Rybki, dzisiaj po wielu latach jest głównym organizatorem, wtedy tez Jurek Dołhan i Jacek Hankiewicz grali razem debla dzisiaj pracują jako para trenerów kadry narodowej, grały Bożena Wojtkowska dzisiaj trener LKS Technik Głubczyce i SMS Głubczyce, Bożena Siemieniec Bąk dzisiaj prezes Opolskiego Związku Badmintona, mogłabym tak wymieniać i wymieniać nazwiska bez końca; wtedy też uczyliśmy się jak należy dobrze zorganizować zawody, bo przecież można było je zorganizować jakoś, nie, nie absolutnie nie. Ja już wtedy w roku 1985 byłam po organizacji wielkich zawodów w szermierce, Mistrzostwa Świata Juniorów w roku 1977 w Poznaniu. Prezes Konrad Kaleta (ówczesny Dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu w Warszawie przy ul. Łazienkowskiej) powiedział mi: pamiętaj gdy organizujesz zawody sportowe musisz dać z siebie wszystko, nie możesz o niczym zapomnieć, wszyscy są dla ciebie najważniejsi: zawodnicy, trenerzy, sędziowie, organizatorzy, hostessy, obsługa hali, wolontariusze, dziennikarze, pracownicy fizyczni tv nie mówiąc o producentach tv, każdy jest super ważny, wtedy masz pewność, że jako organizator osiągniesz sukces, jeżeli cokolwiek odpuścisz odbije się na jakości zawodów, i nigdy ale to nigdy ich nie sprzedasz! Na moje pytające spojrzenie odpowiedział każde zawody to produkt sprzedażowy, jeżeli będą świetnie zorganizowane z dbałością o detale, będą kolorowe, piękne reklamy, widok hali będzie zachwycał, takie zawody kupi sponsor!!!! To był rok 1977, a później 1985, stąd proszę się nie dziwić, że mieliśmy sponsorów!!! Mieliśmy wielu, z najwyższej półki, znane firmy, ale też sprzedawaliśmy towar najwyższej jakości! ( O tych sponsorach i o napisanych przeze mnie programach sponsorskich nie tylko dla Polskiego Związku Badmintona ale tez dla Europejskiej Unii Badmintona (sic!) napisze również tekst, bo warto wiedzie i pamiętać w jaki sposób negocjowałam umowy i z jakimi czołowymi polskimi firmami, Carlton był pierwszą zagraniczną , ale nie jedyną!
Panie Andrzeju, bardzo mnie Pan wzruszył swoim komentarzem za który z całego serca bardzo dziękuję w imieniu wszystkich Naszych Kolegów, w imieniu wielu hostess, które swoją pracą uśmiechem i życzliwością nadrabiały braki rynkowe. To dla mnie wielka sprawa, ponieważ wiem, że tamta dobra robota i moje dzisiejsze pisanie nie idzie na marne, pozostawia trwały ślad,
Serdeczne dzięki
Jadwiga
ps. dla moich czytelników dodatkowa informacja pan Andrzej Zając jest trenerem i działaczem w badmintonie od wielu lat
2 maja 2013 - 18:40
Panie Tomaszu
nie wszystko w naszej przeszłości było tragiczne. Chcieliśmy żyć normalnie tak, jak żyli ludzie w Europie, chcieliśmy im dorównać, jeżeli już nie stopą życiową to chociaż tym, że umiemy pracować, dobrze pracować, że szanujemy naszych gości, że choć mamy biednie, jednak na hali mieliśmy światowo i o to chodziło. Dla nas była ważna hala, zawodnicy, wyniki i atmosfera, dlatego warto było tyle osób zaprosić do współpracy do naszej druzyny
pozdrawiam serdecznie
j
11 maja 2013 - 18:47
Dear Jadwiga,
Thank you for the great story about the 1985 European Badminton event in Poland.
I can well remember the times and the the many difficulties your Association had to go through and people in general had to manage in your country. Whenever we met during that years we were talking and trying to find ways and means to solve at least some of the problems.
I too was deeply impressed by the Opening Ceremony and the folk dancers and hardly could believe that the dancers were students and no professional dancers. We had a very good time in Poland and I still have the tape from the Chopin concert we had the great opportunity to listen to.
In 1985 the at that time called EBU Committee and the sub-committees (where I was a member) hold there meetings on the occasion of the Helvetia Cup in Warsaw. Reading your report is as if it all had happended yesterday. There are still so many great memories.
All the best to you and Andrzej and many personal regards
Gisela
11 maja 2013 - 18:51
Dear Jadwiga,
Congratulations on your webpage. Also for the english version from Beata, so interesting reading. It is a terrific job you are doing and it is so important for people to realize that you just have to overcome difficulties.
All the best,
João and Adelaide
11 maja 2013 - 18:57
Dear Gisela
I will always remember our great time in warsaw and Zakopane!
j
11 maja 2013 - 18:58
Dear Joao
thank you it is very kind to hear that Polish Badminton history is interesting for other people, but in my opinion not everybody realized about overcoming difficulties
regards
J
12 maja 2013 - 8:28
A ja pamietam te wszystkie sprawy organizacyjne, to gaszenie pożarów na hali, bo papieru nie ma, bo cwaniaczki wychodzą niekoniecznie w swoich ubraniach z hali, bo ktoś z ekipy zagranicznej nie przywiózł na zawody ręcznika i trzeba go zorganizować, przecież kupić nie da rady (lata 80-te). Bo kogoś trzeba zabrać na Stare Miasto i pokazać mu jak wyglada ta cześć Warszawy. I pamiętam, że jak się wchodziło na Merę, to tam był inny Świat, niz to co na zewnątrz. Kolorowo, hostessy w fajnych ubrankach, ludzie (Polacy) uśmiechnięci, rożne języki słychać :). Z przyjmością się tam przychodziło.
12 maja 2013 - 8:31
No i pamietam tez po zawodach: nieustające zapalenie korzonkow mojej mamy, ktora po kolejnym sukcesie tych zawodów musiała cały ten „NO PROBLEM” odchorowac 🙂
12 maja 2013 - 8:48
Agnieszko
Córeńko
miło, że pamiętasz tamte czasy byłaś wtedy nastolatką, to była Twoja młodość, która zamiast być piękna i kolorowa była szara i smutna. Dlatego też organizując nasze zawody chciałam pokazać inny wesoły świat wesołych ludzi, którzy czasowo maja takie kłopoty. Przecież nikt nie wiedział czy takie życie zgotowano nam na zawsze czy chwilowo. Zawody za granicą były kolorowe wesołe, młodzież startująca wesoła z poczuciem humoru nie rozumiała w ogóle naszej sytuacji, dlatego też i dla Was i dla nich staraliśmy się przygotować imprezę porównywalna do tych w jakich brali udział nasi zawodnicy, dlatego wchodząc na Merę wydawało się wszystkich, że to jest inny lepszy świat a on był tylko normalny…
j
12 maja 2013 - 8:49
Agnieszko Córeńko
stres był ogromny, a ponieważ uśmiech gościł zawsze na mojej twarzy to po zawodach musiał organizm odreagować, i wtedy właśnie odzywały się korzonki
j