Jak się okazuje wielu moich kolegów z badmintona czyta ten blog, dlatego im właśnie, ludziom, z którymi pracowałam połowę swojego życia (tak? 32 Lata) chciałabym poświecić ten i kilka następnych wpisów, przypominając o tamtych czasach, o czasach bardzo trudnych, ale też i radosnych, gdyż wiele udało nam się razem osiągnąć a przecież bez nich nie byłoby sukcesu organizacyjnego i sportowego. Dlatego ten wpis poświęcam: Stefanowi Rzeszotowi, Ryszardowi Lachmanowi, Andrzejowi Szalewiczowi, Ryszardowi Borkowi od roku 1982 oficjalnemu trenerowi kadry narodowej, którą to funkcje pełnił nieprzerwanie do roku 1989, Irenie Karolczak, Krzysztofowi Englanderowi, Tadeuszowi Jabłońskiemu, Eugeniuszowi Jarominowi, Julianowi Krzewińskiemu, Januszowi Łojkowi, Leszkowi Markowiczowi, Wojciechowi Perkowi, Aleksandrowi Sawarynowi, B. Skrzypczak, Zygmuntowi Skrzypczyńskiemu, Andrzejowi Sobolewskiemu, Wojciechowi Sowińskiemu, Jerzemu Suskiemu, Jerzemu Szulińskiemu, Wacławowi Błońskiemu, Jerzemu Wrzodakowi, Jerzemu Śliwie, Marianowi Masiukowi, Ryszardowi Horiaczkowi
Był rok 1981, Polski Związek Badmintona istniał od niespełna trzech lat. Pracowaliśmy na wielu frontach, tworzyliśmy struktury organizacyjne, powstawały nowe kluby i okręgowe związki badmintona, trwało dokształcanie trenerów i sędziów.
Aby móc sprawnie zarządzać stowarzyszeniem potrzebne są kluby oraz stowarzyszenia klubów, czyli okręgowe związki na poziomie województwa. Okręgi były potrzebne dla zaznaczenia obecności dyscypliny w województwach, ale także do pozyskiwania funduszy na działalność klubów. Poza tym posiadając okręgi mogliśmy wzmocnić nasze kontakty z badmintonem w terenie.
W roku 1981 istniało dziesięć okręgowych związków badmintona, 51 sekcji klubowych, 1367 zarejestrowanych zawodników, 4 trenerów, 71 instruktorów i 26 sędziów klasy państwowej na ogólną ilość 160 osób. Dla porównania podam dane z roku 1985 kolejno -20 okręgowych związków badmintona, 126 sekcji, 2036 zarejestrowanych zawodników, 18 trenerów, 124 instruktorów, 44 sędziów klasy państwowej. Polska reprezentacja brała udział w mistrzostwach Europy seniorów i juniorów, ci ostatni pozytywnie zaskoczyli całą juniorską Europę podczas rozgrywanych Mistrzostw Europy Juniorów w Edynburgu w roku 1981. Bożena Wojtkowska (obecnie Haracz) nasza utalentowana zawodniczka rozprawiała się właśnie z Angielką, jedna z najlepszych, i gdyby nie ewidentny błąd sędziny, która policzyła dwukrotnie błąd nóg przy zagrywce, Bożenka zdobyłaby brązowy medal. I cóż z tego, ze sędzina angielska została odsunięta od sędziowania tych zawodów, my nie składaliśmy protestu, bo po prostu nie mieliśmy żadnych środków na jego opłacenie, zrobił to kierownik drużyny angielskiej. Niestety nam to nie pomogło, medal przepadł bezpowrotnie na długie lata, bo dopiero w roku 1999 w Glasgow reprezentacja juniorów zdobyła srebrny i dwa medale brązowe, ale ile lat trzeba było czekać na to, co było już w roku 1981 w zasięgu ręki. I osobiście dla mnie była to wielka porażka. Dlaczego zapytacie? Dlatego, że do badmintona przyszłam w roku 1977, dla badmintona zostawiłam świetnie prosperujący z wieloma medalami mistrzostw świata, i Igrzysk Olimpijskich Polski Związek Szermierczy, w którym pracowałam, jako sekretarz generalny w latach 1973 – 1977. ( Tak miałam tylko 27 lat, gdy zostałam sekretarzem generalnym tego wspaniałego związku sportowego. Ta część historii będzie jeszcze przeze mnie opisana, gdyż była bardzo ciekawa przez fakt występujących w niej osób jak choćby osoba b. prezesa tego związku Jerzego Pawłowskiego).Ale wracamy do badmintona.
W Mistrzostwach Europy seniorów wzięliśmy udział po raz pierwszy w roku 1980. Wyjechaliśmy do Groningen miasta w Holandii. W roku 1982 po raz drugi pojechaliśmy na mistrzostwa Europy seniorów, tym razem do Boblingen (Niemcy), tam zajęliśmy 12 miejsce. Tak, tak proszę nie krzyczeć, że co to za wynik, co to za miejsce? Badminton jest nieco inną dyscypliną sportową, ponieważ na przykład w roku 1980 w Groningen wystartowaliśmy w tych zawodach po raz pierwszy, wtedy sklasyfikowano nas na jednym z ostatnich miejsc i tym samym startowaliśmy w ostatniej grupie, trzeba było wygrać wszystkie mecze drużynowe i mecz barażowy o wejście do grupy wyżej, aby uzyskać prawo startu w tej grupie za dwa lata. No właśnie, w badmintonie w owych czasach Mistrzostwa Europy organizowano, co dwa lata i tak rok 1980 ME seniorów w Groningen Holandia, rok 1982 Boblingen- Niemcy, za to juniorzy startowali w 1981 w Edynburgu, w 1982 ze względu na stan wyjątkowy w Polsce juniorzy nie startowali w żadnych zawodach zagranicznych w 1983 w Helsinkach, w 1985 w Pressbaum Austria a w 1987 r w Warszawie na Hali MZKS Mera ul. Very Kostrzewy, obecnie Bitwy Warszawskiej. Czyli policzmy Groningen, Boblingen, Helsinki, Pressbaum a jeszcze oprócz tych najważniejszych zawody w Lozannie, 1984 czyli Finlandia Cup ( och, dlatego tak nazwana, ze puchar ufundował Anders Segercrantz, prezes Fińskiego Związku Badmintona – wielki mój przyjaciel, którego w roku 2005 odwiedziłam, w domu opieki dla starych ludzi w Helsinkach), czyli drużynowe mistrzostwa Europy juniorów gr. B, i Helvetia Cup ( i znowu to samo puchar ufundował Szwajcarski Związek Badminton) seniorów, czyli drużynowe mistrzostwa Europy seniorów gr B 1985 w Warszawie. Znając język angielski byłam nie tylko przedstawicielem związku na Kongres Europejskiej Unii Badmintona, lecz także sprawowałam funkcję kierownika ekipy załatwiając wszystkie sprawy organizacyjne, hotelowe, wyżywienia i inne, jakie były do załatwienia. Ponadto biorąc udział w wielkich zawodach międzynarodowych śledziłam dokładnie całą procedurę organizacyjną poczynając od organizacji zawodów na hali, poprzez biuro organizacyjne, biuro prasowe, wolontariuszy niezbędnych dla opieki nad ekipami, transport, hotele, sędziami, oraz sztabem ludzi, którzy byli niezbędni do przygotowania technicznego hali. Siedziałam z notatnikiem w ręku i spisywałam swoje spostrzeżenia. Nie byłam organizacyjnym nowicjuszem, ponieważ w roku 1977 byłam jednym z głównych organizatorów Mistrzostw świata juniorów w szermierce, które odbywały się w kwietniu w Poznaniu na hali Areny z udziałem 880 zawodników z całego świata, a oprócz nich mieliśmy do dyspozycji sędziów międzynarodowych, ekipę techniczną, biuro zawodów, biuro prasowe, kilka hoteli, hostessy, oraz kilka imprez dla vip-ów. W sumie przyjęliśmy około 1200 osób, co jak na tamte czasy było wielkim sportowym wydarzeniem. Była to dobra lekcja dla młodego menadżera, i szkoła gdzie nauczyłam się wiele, moim mentorem był ówczesny dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu i Turystyki ( obecny COS) pan Konrad Kaleta ( od wielu lat nieżyjący mój wielki przyjaciel). Miałam świetnego nauczyciela a on miał znakomitych pracowników, jednego z nich pamiętam doskonale, był jednym z naczelników wydziału, ponieważ nosił nazwisko Kwaśniewski i był bratem przyrodnim Marii Kwaśniewskiej Maleszewskiej, brązowej medalistki Igrzysk Olimpijskich w Berlinie 1936 r. w rzucie oszczepem, której medal wręczał nomen omen sam Adolf Hitler ( nie ma się, czym zachłystywać, jednak ja odnotowuję fakt historyczny). Zresztą Marysia wiele razy wykorzystywała posiadane zdjęcie z Hitlerem podczas II wojny światowej ratując kolegów walczących w AK.
Cdn.
25 stycznia 2012 - 12:42
Bardzo ciekawe wspomnienia, wspaniała pamięć, i te zdjęcia!
25 stycznia 2012 - 13:18
Dziękuję za tyle lektury, szkoda, że np. Lekka atletyka nie ma takiego blogera.
Pozdrawiam
LW
25 stycznia 2012 - 14:27
Beato,
to nie wszystko, będziesz i Ty kochana, bedziesz
pozdrawiam
j
25 stycznia 2012 - 14:28
JanToni,
lekka atletyka ma za to swoje sukcesy, medale, sławy a badminton nie,
pozdrawiam
j
25 stycznia 2012 - 15:39
Pani Jadwigo,
z ogromnym zaciekawieniem przeczytałem Pani opowieść. Podobnie jak pan JanToni żałuję, że Królowa Sportu nie ma takiego bloga.
No i oczywiście czekam na kolejne części badmintonowych wspomnień. Ze zniecierpliwieniem.
Pozdrawiam serdecznie
T.M.
25 stycznia 2012 - 15:41
Nieustająco w zachwycie Twoich wspomnień Jadwigo…
25 stycznia 2012 - 16:01
Od szermierki do badmintona? Przecież to zupełnie inny sposób machania;-) Ja w badmintona grałam w dzieciństwie na wsi za stodołą 🙂 No, nie jeszcze na szkolnym boisku się zdarzało:-)))
25 stycznia 2012 - 17:25
Bo duży sport sam się nie robi. Kształtują go ludzie. Których warto pamiętać oraz docenić. Nawet, jeśli przewinęli się przez przeszłość pozornie zamierchłą. Podkreślam- pozornie. Pozdrawiam.
25 stycznia 2012 - 17:30
Ciekawe wspomnienia bo i ciekawa była Twoja praca zawodowa. To rzecz jasna na cd. czekam :))
25 stycznia 2012 - 18:18
To dopiero perełka z „Pierwszej Ręki”…:o) Dziękuję Jadwiniu
25 stycznia 2012 - 18:24
Panie Tomku,
ja tam się nie znam na tym, Monika Pyrek ma swój blog
pozdrawiam
j
25 stycznia 2012 - 18:25
Margo,
Ty zawsze wiesz jak to pięknie ująć!
j
25 stycznia 2012 - 18:27
Noti,
masz absolutna rację, tylko ja byłam specjalista od organizacji a nie zawodniczką, to on musieli wiedzieć jak pracować floretem, szablą, szpadą, a w badmintonie rakietkami, a ja zupełnie coś innego zarzadzanie i organizacja
j
25 stycznia 2012 - 18:30
Andrzeju,
święta prawda, Ty wiesz to jak nikt! Jeżeli my nie bedziemy o Tych ludziach pamiętać, to kto coś dobrego powie? A nasze życie nie trwa wiecznie i trzeba sie ze wszystkim spieszyć
j
25 stycznia 2012 - 18:31
Eurydyko,
gdy studiowałam na AWF, i juz pracowałam wtedy wiedziałam, ze bedę pracowała w polskim związku sportowym, nie wiedziałam tylko w jakim, a później to juz poszło z górki
j
25 stycznia 2012 - 18:33
Gordyjko,
tak Kochana, z pierwszej ręki,
j
25 stycznia 2012 - 22:32
Ależ pięknie wyglądasz na tych zdjęciach!
25 stycznia 2012 - 22:37
Zośko,
Ty mnie zawsze potrafisz rozbroić!!!! Dziekuję! Ale to już było i nie wróci więcej!!!!
j
25 stycznia 2012 - 23:37
Dobrze, że zdarzają się tacy ludzie jak Ty Jadwigo, którym chce się chcieć spisywać swoje wspomnienia dla innych. Dla mnie to zupełnie coś nowego… Pozdrawiam serdecznie:)
26 stycznia 2012 - 6:43
Witaj Jadziu! Ciekawe wspomnienia. Marysi dziękuję za zdjęcie z Hitlerem, bo dzięki temu…… .Bardzo to dla mnie ciekawe. badminton z tego co czytam to nie jest starą dyscypliną w naszym kraju. Pozdrawiam Jadziu.
26 stycznia 2012 - 9:00
rodorek,
wiesz Krysiu, w zwiazku bardzo dbałam o pozostawienie archiwum bo wszystkie dokumenty były pooprawiane, czekały może na studentów, którzy będą chcieli pisać prace na temat związku, imprez szkoleń trenerów czy sędziów, ot takie prace trenerskie, których było napisanych około dwudziestu, fulmy szkoleniowe, bo uważałam, że to jest dorobek tych trzydzestu lat, i wiesz przyszedł taki dzień, taki moment, ze ten związek musiał odejść ze stadionu X lecia, bo Stadion Narodowy miał byc budowany, i te wszystkie akta zostały oddane na przemiał… i z historii zostały smętne resztki, bardzo smętne
j
26 stycznia 2012 - 9:01
Tereso,
badminton w Polsce skonczy w listopadzie 35 lat
pozdrawiam
j
26 stycznia 2012 - 11:21
Ta klawa blondyna na pierwszym zdjęciu, to Ty? No, no..:)))
Pozdrówka
26 stycznia 2012 - 12:38
Klawa blondynko, na przemiał poszło? Toż to……nie mogę napisać co, bo słowo niewypowiadalne. Całe szczęście że część siedzi w Twojej głowie i może to na papier przelejesz.
26 stycznia 2012 - 13:31
Miła historia,Pani Jadwigo.Nie mam zbyt wiele na ten temat do powiedzenia,ale będę się uczył.Obiecuję.Pozdrawiam.Jakub
26 stycznia 2012 - 14:38
Heleno,
no ja,
j
26 stycznia 2012 - 14:40
Beato,
Ty najlepiej wiesz co to znaczy, a Renię, która pilnowała i magazynu i papierów i archiwum a dzisiaj ma 85 to by chyba trafił jakiś szlag czy coś…
j
26 stycznia 2012 - 14:41
Panie Jakubie,
to dobrze, bo to historia mojego życia też
j
26 stycznia 2012 - 15:12
Jadziu, wcalę się nie dziwię, mnie by też trafił!
26 stycznia 2012 - 17:45
Beato,
ja tylko jęknęłam i nie był to jęk zachwytu a bezradności a może nawet i rozpaczy?
j
26 stycznia 2012 - 20:48
Nie myślę,tylko wiem,że jak się pisze bloga-bo to rzecz publiczna-to trzeba jasno wyrażać swoje zdanie,Pani Jadwigo.A tak nawiasem,to miała Pani mi wysłać zdjęcie botwiny,którą zrobiła,Pani Beata.Lato minęło i co?Niedopatrzenie?Jakub
26 stycznia 2012 - 21:07
Panie Jakubie,
chyba jasno wyrażam swoje mysli, czyż nie?
W sprawie botwiny, to miało być moje zdjecie, czy zdjęcie botwiny pani Beaty, przepraszam bo się pogubiłam
j
26 stycznia 2012 - 21:16
To było dawno,Pani Jadwigo.Nie ma znaczenia…Zdrowia.Jakub
26 stycznia 2012 - 22:41
Ty ,to cała historia tego sportu w Polsce. To niesamowite! … 🙂
Badminton, to już sport olimpijski ,czy jeszcze?….
Bo ja raczej , taki sportowiec sprzed Telewizora jestem. 😉
Staram się ruszać , ale tak bardziej rekreacyjnie.
Pozdrawiam Tu-bylców …
26 stycznia 2012 - 23:16
Jula 😀
ja to kawałek historii polskiego badmintona, którą tworzyliśmy razem z moimi kolegami, bo przecież co można zrobić samemu? zresztą w dalszych wpisach będę o tym przypominała, tak sie ułożyło moje życie, że badminton zapanował w nim na wiele lat, dlatego pracowałam ciężko, i mając doświadczenie w pracy w zwiazku sportowym nabyta najpierw w Polskim Związku Judo a następnie w Polskiego Zwiazku Szermierczego oraz wielu znajomych w sporcie polskim mogłam pomóc badmintonowi, musisz wiedzieć, że pracowałam też w ówczesnym „Ministerstwie Sportu”, który nosił nazwę Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki, stąd znałam wszystkich urzędników, którzy później pomagali mi gdy zaczęłam pracować dla badmintona.Kiedyś takie kontakty były bardzo pomocne, zresztą teraz też. Badminton jest sportem olimpijskim, pierwszy raz był pokazowym tylko w Seulu, a oficjalnie po raz pierwszy na IO w Barcelonie w 1992, później w Atlancie 1996, później w Sidney 2000, później w Atenach 2004, no i oczywiście w Pekinie, a teraz bedzie w 2012 w Londynie. Ja brałam udział w IO od 1992 do 2004. Ale o tym też jeszcze napiszę,tak ze do Igrzysk Olimpijskich w Londynie moi tubywalcy poznaja badminton lepiej, pozdrawiam
j
26 stycznia 2012 - 23:20
Panie Jakubie,
no to zdrowia,
j
27 stycznia 2012 - 9:03
opowieść świetna.Gratulacje dla przeszłości i współczesne za werwę i pasję. Podziwiam tym bardziej, że sport był odległą od moich pasji dziedziną. Zresztą w chłopskiej rodzinie wysiłek fizyczny był pożytkowany inaczej.Niemniej podziwiałam i podziwiam ludzi, którzy umieli wykorzystać możliwości jakie otwierał sport.
27 stycznia 2012 - 10:01
Czesiu,
nie samymi przyjemnościami człowiek żyje, o nie. Aby móc docenić smak życia wyjazdów, mozliwość zwiedzania Polski czy za granicy trzeba było najpierw ciężko pracować. Od bardzo wczesnej młodości pracowałam u babci w gospodarstwie, koszenie, żniwa, oranie pola, bronowanie, zrywanie czereśni, pielenie, dziabanie ziemniaków, buraków cukrowych nie było i nie jest dla mnie czymś nowym, aby móc pobawić się z koleżankami ja im pomagałam w codziennych pracach gospodarskich a potem one mnie, nie było lap topów, nie było komputerów, nie było telewizji, nie było nawet prądu, dlatego byłam nauczona ciężkiej pracy, gdy zaś poszłam na studia, to starałam się ukończyć je z wyróżnieniem aby móc pracować tam gdzie chciałam i o czym marzyłam, ale najpierw trzeba było na to bardzo ciężko zapracować. Wtedy docenia się więcej a także szanuje to co się zdobyło. Pozdrawiam
j
27 stycznia 2012 - 17:43
Ależ prześliczna ta blondynka na pierwszym zdjątku i ten olśniewający uśmiech…chyba wiem kto to…Pozdrawiam tą dziewczynę!
27 stycznia 2012 - 19:12
Morelo,
pozdrawiam Ciebie przesyłam same serdeczności
j
28 stycznia 2012 - 14:42
Wspomnienia i fajni ludzie – ehhhh, ten czas mija w mgnieniu oka;)
28 stycznia 2012 - 17:39
Jak ten czas mija….ale najważniejsze że pozostawia piękne wspomnienia. Dziękuję za ten piękny ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie. Jola
28 stycznia 2012 - 18:49
Hurghado35,
dopiero po powrocie do zdjęć tych dawnych a jak nie dalekich widać jak czas goni, dopiero był rok nie wiem który i miałam 32 lata a juz do tego dołozyłam drugie tyle, ech…
j
28 stycznia 2012 - 18:52
Jolu,
tak, to prawda ważne sa wspomnienia, nie tylko te osobiste ale róznież te dotyczace ludzi z którymi tworzyło się coś nowego, coś co było potrzebne i to bardzo wielu osobom, a także młodym ludziom, którzy kochając ten sport mogli się sprawdzać, realizować swoje ambicje wyjeżdżać za granicę poznawać inny swiat, inne kraje, rozwijać się stawać się kimś innym,
j
28 stycznia 2012 - 19:21
Ale jesteś pieszczona przez Komentatorów. Dzielę radość, bardzo mi się TO podoba. Posłałaś Hądzelkowi? Pozdrawiam.
28 stycznia 2012 - 20:29
Blondyneczka,cyk,cyk,cyk…Ach,Pani Jagienko-Super.Jakub
28 stycznia 2012 - 20:37
Nigdy Pani nie napisze,że jest Pani chora.Zawsze dowiaduję się z innych blogów.Nieładnie.Jakub
28 stycznia 2012 - 23:11
czy ktos powiedzial ze wspomnienia nie sa cudne 🙂 🙂
29 stycznia 2012 - 11:00
Lewym okiem,
wspomnienia są cudne przecież i dlatego je piszę
j
29 stycznia 2012 - 11:02
Panie Jakubie,
byłam w szpitalu, tak, niestety , opieka nad Tata jest emocjonująca a ja perfekcjonistka i może dlatego serce się buntuje i zaczyna bić nie w ten rytm, trzeba wtedy umiarowić, a w szpitralu jak to w szpitalu, raz szybko i sprawnie a raz nie, bo….
tym razem było bo…?
j