Aby móc przyjąć naszych gości w roku 1982 podczas stanu wojennego już w styczniu zarezerwowałam miejsca w hotelu SOLEC (z siedzibą przy Wisłostradzie), ponieważ w hotelu VERA stacjonowało ZOMO i nie było ludzkiej siły, aby do listopada mogło się stamtąd wyprowadzić. Złożyłam rezerwację na cały hotel, a 6 tygodni przed terminem imprezy miałam dostarczyć szczegółową listę gości przyjeżdżających do Warszawy. Zadanie trudne. Był dopiero początek roku, stan wojenny obowiązywał i nikt w Polsce nie wiedział, co się może wydarzyć w listopadzie, a tym bardziej nikt nie mógł przewidzieć jakie ekipy i czy w ogóle przyjadą do Polski, czy dostaną wizy, czy w ogóle otrzymają przygotowane przeze mnie zaproszenia do udziału w mistrzostwach. Było zbyt dużo niewiadomych poza naszą chęcią zorganizowania zawodów.
Jak już wspominałam biuro naszego związku oraz kilku innych związków sportowych mieściło się w budynku dawnego PISiTu, (czyli Przedsiębiorstwa Sportu i Turystyki), gdzie dyrektorem był Bolesław Machcewicz (również w przeszłości prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Figurowego), a następnie Konrad Kaleta późniejszy dyrektor COSTiW, czyli Centralnego Ośrodka Sportu Turystyki i Wypoczynku, późniejszego Centralnego Ośrodka Sportu (tego samego, w którym obecna pani minister Joanna Mucha mianowała zastępcą pana Wieczorka). Tyle tylko, że to było znacznie później, a my teraz wspominamy rok 1982.
Konrad Kaleta, jak pamiętacie, był prezesem Polskiego Związku Szermierczego, w którym pracowaliśmy razem, robiąc wielkie imprezy sportowe jak szermiercze Mistrzostwa Świata Juniorów w Poznaniu w roku 1977 oraz cztery „Turnieje o Szablę Wołodyjowskiego” Barwna, niepowtarzalna i najbardziej pracowita postać ówczesnego sportu, jaką poznałam.
Na drugim piętrze budynku PISiTu (później COSu) było również biuro Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, gdzie prezesem był Janusz Przedpełski. W roku 1977 Janusz pełnił honorową funkcję przedstawiciela wszystkich związków sportowych z racji wieku i stażu pracy.
„… Był osobą niezwykle popularną, urodził się 9 września 1926 roku w Sochaczewie. Janusz Przedpełski przez prawie 50 lat pełnił funkcję Prezesa Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Po rezygnacji z prezesury w 2006 r., dalej działał, jako aktywny członek Prezydium Zarządu PZPC. W sporcie ciężarowym był od 1952 roku – najpierw w Zrzeszeniu Ludowe Zespoły Sportowe, a od 1956 roku we władzach centralnych Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. W 1954 roku ukończył kurs instruktorów podnoszenia ciężarów. Rok później zdał egzamin na sędziego tej dyscypliny. W międzynarodowym gronie dał się poznać podczas mistrzostw Europy, jakie w 1957 roku odbyły się w Katowicach. W okresie prezesury Janusza polscy zawodnicy zdobyli ok. 500 medali we wszystkich mistrzowskich imprezach światowej i europejskiej rangi. Janusz był jedynym na świecie sędzią międzynarodowym, który sędziował turnieje w podnoszeniu ciężarów na dwunastu z rzędu Igrzyskach Olimpijskich począwszy od roku 1960, poprzez 1964 Tokio, 1968 Meksyk, 1972 Monachium, 1080 Moskwa, 1984 Los Angeles, 1988 Seul, 1992 Barcelona, 1996 Atlanta, 2000 Sidney, 2004 Ateny włącznie.
Podczas mistrzostw świata i Europy w 1969 roku, które odbyły się w Warszawie, także dzięki jego inicjatywie i usilnym staraniom, powołana została do życia Europejska Federacja Podnoszenia Ciężarów (EWF), a na pierwszego prezydenta wybrano właśnie Janusza Przedpełskiego. Tę funkcję piastował przez 3 kadencje do 1983 roku. Potem otrzymał tytuł Honorowego Prezydenta Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów. Przez ponad 10 lat piastował też różne funkcje we władzach Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów (IWF) – w 1980 roku wybrany został na Wiceprezydenta IWF i pełnił tę funkcję przez 4 lata. Podczas obchodów 100-lecia Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów, w dniu 3 czerwca 2005 roku w Istambule (Turcja), decyzją Kongresu IWF otrzymał tytuł Honorowego Wiceprezydenta IWF.
Janusz Przedpełski za swoją ponad półwieczną, niezwykle aktywną działalność w sporcie ciężarowym, za pracę nad jego rozwojem w kraju i na arenie międzynarodowej, otrzymał dziesiątki wyróżnień i odznaczeń państwowych oraz Międzynarodowej i Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów, a za wkład w rozwój światowego sportu najwyższe odznaczenie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego – Order Olimpijski.
Dodajmy, że Janusz Przedpełski był absolwentem warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Ukończył specjalizację nauczycielską i podnoszenia ciężarów, mgr wychowania fizycznego, trener I klasy…”. Zmarł nagle 28 sierpnia 2008 r. w kilka dni po tym jak na Lotnisku w Warszawie witał swoich zawodników Szymona Kołeckiego i Marcina Dołęgę wracających z Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Pochowano Go na Wojskowym Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Taki był właśnie Janusz Przedpełski, który w roku 1977 w listopadzie stanął na czele komitetu powitalnego związków sportowych Stadionu X-lecia i przywitał nowo powstały Polski Związek Badmintona a wraz z nim mnie, jako sekretarza generalnego. Janusza znałam już od ponad czternastu lat, gdyż pracowałam w sporcie, a spotkania z sekretarzami generalnymi odbywały się wtedy raz na miesiąc. Na Stadionie X-lecia Janusz był dla wszystkich guru sportowym. Niewielkiej postury, ale wielki duchem! Szanowali i lubili Go wszyscy i wszyscy przychodzili do niego po zasięgnięcie opinii w różnych nurtujących ich sprawach. Do takich osób zaliczałam się również i ja. Często przesiadywałam w jego gabinecie ucząc się trudnych meandrów polskiego sportu. Czasy były trudne, wymagania różnych władz bardzo różne, więc tylko wspólne działanie i podobne spojrzenie na sport pozwalały nam na osiąganie sukcesów. A ja skromny, młody, nowy w branży badmintona pracownik uczyłam się od najlepszych, bo to, że Janusz był najlepszy nie ulegało kwestii. Dlatego pozwoliłam sobie na przytoczenie części Jego życiorysu, dostępnego na stronie Jego Związku (PZPC) abyście moi drodzy wiedzieli o kulisach sportu znacznie więcej. Czasami wydaje się, że sport ot, takie tam przewalanki, takie tam banialuki, jednak jak dla kogo. W naszym sporcie pracowało wielu pasjonatów i wiele osobowości takich jak Janusz Przedpełski, Edward Serednicki, Józef Okapiec (PZHL), Staszek Różalski, Janusz Wachowiak, Tadeusz Ulatowski, Bogusław Ryba, Janusz Pawluk, Jan Ślawski, Józef Wiśniewski, Stefan Gregorczyk, a ja miałam wielkie szczęście uczyć się od najlepszych. I wcale nie jest mi wstyd przyznać się, że właśnie Ci ludzie odcisnęli swoje piętno na moich późniejszych dużych umiejętnościach. Oni byli mistrzami w swoim zawodzie, w swoich życiowych wyborach, a ja jedną z nielicznych kobiet. Bo w owych latach tylko w Polskim Związku Alpinizmu była pani sekretarz Hanna Wiktorowska od roku 1972 przez wiele lat, (wg mnie to Hania pobiła rekord stażu pracy w charakterze sekretarza) i w Związku Piłki Ręcznej w Polsce pracowała pani Zofia Węcławska, jako kierownik biura no i ja jako sekretarz generalny najpierw w szermierce teraz w badmintonie. Były nas tylko trzy kobiety, a ja bardzo chciałamim dorównać. Teraz po latach mogę powiedzieć, że chyba mi się udało.
Ale powróćmy do Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Jak już powiedziałam Janusz wiedział wszystko o sporcie, ale też znał wszystkie najważniejsze osoby, które wtedy mogły pomóc w różnych trudnych sprawach. To On podpowiedział mi, że na Ochocie w Urzędzie Dzielnicowym pracuje wielki kibic sportu człowiek, któremu Dzielnica Ochota bardzo leży na sercu, pan Zbigniew Lippe. Najważniejszym był fakt, iż Zbyszek był najserdeczniejszym przyjacielem Janusza. Nawet nie wiecie jak ja się ucieszyłam z tej informacji. Przecież Hala Mery była na Ochocie, a poza nią również Hotel VERA. Pan Zbigniew Lippe kochał swoją Dzielnicę i bardzo dbał o jej rozwój. To on nocami jeździł z kierowcą zaglądał w najodleglejsza dziurę i sprawdzał, co jeszcze da się zrobić, aby Ochota była piękniejsza. Z mojego punktu widzenia, Warszawianina od lat, mogę powiedzieć jedno, w tym czasie Ochota rzeczywiście wyglądała pięknie, ale też miała naprawdę dobre zaopatrzenie. Po prostu miała szczęście mieć dobrego gospodarza. Pan Zbigniew Lippe był finansistą. Warszawa szybko poznała się na Jego umiejętnościach i dlatego przeszedł do pracy w Urzędzie Miasta, gdzie pełnił funkcję wiceprezydenta Warszawy w latach 1980 – 1989.
Nie będę opisywała szczegółowo, w jaki sposób nieformalny i formalny dotarliśmy do pana Prezydenta. Powiem tylko tak, pan Zbigniew Lippe po oficjalnym spotkaniu z prezesem i sekretarzem wyraził zgodę i został Patronem Polskiego Związku Badmintona oraz przyjął funkcję Przewodniczącego Honorowego Komitetu Organizacyjnego Międzynarodowych Mistrzostw Polski w badmintonie 1982 r.Krótko mówiąc to dzięki Niemu otrzymaliśmy dodatkowe talony na benzynę, zgodę na zakup papieru xerograficznego, przepustki umożliwiające poruszanie się w nocy po Warszawie, przepustki na samochody, dodatkowe talony na benzynę dla samochodów FSO, które obsługiwały imprezę w ramach sponsoringu (wtedy było to nowe słowo, prawie nieznane w słowniku języka polskiego), mogliśmy zakupić niezbędny papier toaletowy na halę, mydło i pozałatwiać inne ogromne ważne dla sprawy rzeczy, a co najważniejsze……
Dzięki naszemu Patronowi wyprowadziliśmy (na tydzień przed terminem zawodów) jednostkę ZOMO (stacjonująca w hotelu ) bagatelka 220 chłopa z hotelu VERA mieszczącego się przy ul. Wery Kostrzewy w Warszawie. Kierowniczka, nasza pani Jadzia przyjęła nas z otwartymi ramionami, przygotowując Hotel do naszej imprezy w ciągu tygodnia. Z 220 miejsc, jakimi dysponowała „VERA” tylko 10 miejsc, czyli pięć pokoi dwuosobowych wymagało kapitalnego remontu, pozostałe po gruntownym sprzątaniu, myciu okien i sanitariatów mogliśmy zagospodarować. Moje szczęście było nie do opisania, gdyż w tym momencie odpadła mi organizacja transportu, wynajem trzech autokarów o wątpliwym standardzie, a co najważniejsze spore koszty oraz logistyka kursowania po Warszawie z Hotelu Solec na Halę MZKS MERA, gdyż z hali do Hotelu było tylko kilka minut drogi spacerkiem.
Dlatego tak dobrze pamiętam tamten sławetny rok 1982, stan wojenny i perturbacje z nim związane, ale też nasze mistrzostwo w rozwiązywaniu tamtych problemów. Nieocenionymi w tej materii mistrzami, którzy nam pomogli byli niewątpliwie dwaj serdeczni przyjaciele na co dzień, ludzie zakochani w sporcie nieżyjący już pan Janusz Przedpełski i
Jego Wielki Przyjaciel pan Zbigniew Lippe.
I za to im serdecznie dziękuję.
Przez wiele lat byli moimi mentorami a dzisiaj mogę powiedzieć jedno –
Panowie chapeau bas !
CDN.
ps. zdjęcia Janusza Przedpełskiego otrzymałam od Janka Rozmarynowskiego, pozostałe z mojego archiwum
24 lutego 2012 - 11:50
Witaj Jadwigo, czytam i czytam tę twoją opowieść i ciężko się oderwać od twojego bloga do obowiązków codziennych, zwłaszcza że mam tak spore zaległości w wizytach u Ciebie. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam i przepraszam
24 lutego 2012 - 11:58
Piotrze,
bywałam i u Ciebie ale jakoś tak tam cicho na wiosnę
pozdrawiam
j
24 lutego 2012 - 12:34
Dziękuję za przypomnienie,
czytałem sumiennie,
LW
24 lutego 2012 - 12:42
JanToni,
wiem, że tak jest, pozdrawiam
j
24 lutego 2012 - 14:13
Jadwigo, z tych odcinków, w dodatku opatrzonych fotografiami, powstałby niezwykła książka, zwłaszcza dla pasjonatów sportu rzecz nieoceniona. Mnie się te nazwiska, które podajesz mieszają, bo nie znałam ich. Czy nie mogłabyś choćby w skrócie podpisywać zdjęć? Czasami nie mam pojęcia kto lub co na nich jest.
24 lutego 2012 - 14:15
Noti,
zdjęcia są opisane, tylko trzeba kursoren najechać i juz masz opis, serdeczności
j
24 lutego 2012 - 14:37
Trzeba było mieć dużo siły,chęci i pasji.No i ludzie bywali
tacy,którzy podchodzili do sportu z sercem.Bardzo
ciekawe,Jadwigo.
Ale tak sobie pomyślałem,że skrót Przedsiębiorstwa Sportu i turystyki był bardzo „ładny.”Mogę się założyć,że żarty były.Ktoś mówił-tak sobie to wyobrażam-:-Idę
do…:-)))))))Jakub
PS.Turystyki-oczywiście,ale nie umiem wrócić.
24 lutego 2012 - 14:44
To dla mnie zupełnie obce światy:) Raz że sport, dwa że na szczytach. Tylko czas historyczny rozumiem:)
24 lutego 2012 - 14:57
Czesiu,
może czasami warto o tym świecie po drugiej stronie medalu poczytać, coś wiedzieć, najczęściej wiemy, że sa jakieś dopingi, że coś ktoś komuś zrobił, lub nie, a tu takie wspomnienia z pierwszej ręki o czasach, które znamy ale w tym właśnie przypadku no nie za bardzo,
pozdrawiam i cieszę się, że ten świat sportu przybliżam, bo warto, sport sam się nie dzieje, stoją za tym ludzie, pasjonaci, o których mało wiemy lub nie wiemy nic, a oni przychodzą są skromni, pracują, aby w końcu opuścić skromnie ten padół, i pamiętają o nich wtedy tylko najbliżsi a czasami nawet zawodnicy i trenerzy
j
24 lutego 2012 - 14:59
Jakubie,
ten PISiT był często na językach, może dlatego zmienili mu nazwę, ale jak wiesz każda reorganizacja wiązała się ze zmianami personalnymi
j
24 lutego 2012 - 15:52
🙂 Masz barwne wspomnienia…
24 lutego 2012 - 17:06
To był czas, kiedy pokonywanie trudności wpisane było w rozgrywki. To był czas jak dyscyplina sportu. Trzeba było pokonywać i siebie i innych…o samych rozgrywkach sportowych już nie wspomnę.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:))
24 lutego 2012 - 17:45
Margo,
moja mama mówiła, że moimi wspomnieniami z pracy mozna kilka osób obdzielić czy miała rację?
j
24 lutego 2012 - 17:46
Jolanno,
to był czas niezwykłej aktywności umysłowej, aby wymyśleć jak tu zrobić, aby osiagnąć planowany cel
j
24 lutego 2012 - 19:45
Witaj Jadziu! Piękne wspomnienia Jadziu. Czy teraz są tacy zapaleńcy? W tym trudnym czasie stanu wojennego, to jak skarby.Jadziu czytając przypomniał mi się nasz ciechanowski olimpijczyk w podnoszeniu ciężarów Pan Paliński. Pozdrawiam Jadziu.
24 lutego 2012 - 22:01
Ileż trzeba było mieć pasji i zmysłu organizacyjnego, żeby to wszystko dograć… Nie było łatwo. Chylę czoła Jadwigo:)
Pozdrawiam serdecznie:)
24 lutego 2012 - 22:03
Faktycznie, wyświetla się podpis. jak to robisz? To jakaś wyższa szkoła komputerowa?
24 lutego 2012 - 22:45
Pyta się dziecko – a co to znaczy stacjonowało i co to jest to ZOMO? Jaga, toż to u Ciebie i języka można uczyć i historii:)
A szklanka na biurku cudna, łezka w oku:)
24 lutego 2012 - 23:01
Zośko,
i coś dziecku odpowiedziała? szklanka piekna? jejku, najgorszy przyrząd do picia, kocham filiżanki, ale w onych czasach albo musztardówki albo takie wynalazki, a ja ich po prostu nie lubiłam, rety, że tez może się to cudo komuś podobać…
juz naprawiłam
j
24 lutego 2012 - 23:02
Noti,
jaka wyższa szkoła, jak wklejam zdjęcia przed wysłaniem na serwer wstawiam podpis, tam jest takie miejsce, przynajmniej w programie WordPress,
j
24 lutego 2012 - 23:03
Krysiu,
pasja była, pomysły musiały być, bez tego można było tylko polec, a przy okazji każda wzięta przeszkoda
była powodem dumy i kolejnych pomysłów, a ja tak miałam, że kolejne zdobyte przeszkody uskrzydlały mnie
i były dodatkowym bodźcem i chciało mi się dalej wymyslać, moi twierdzili, że łeb jak sklep miałam, mój ślubny twierdzi, że tak jest i teraz, no ale on się przygląda już długo … i pewnie wie co mówi
j
24 lutego 2012 - 23:04
Tereniu,
Ireneusz Paliński, wielka osobowośc, wielki sportowiec, w Ciechanowie piękna karta historii polskich ciężarów jest
j
25 lutego 2012 - 11:31
Popatrzyłam na Hotel Vera i aż się łezka zakręciła w oku! To był wtedy jak inny świat! Wszystko było w czasie zawodów. Kawy można było się napić, przyzwoite jedzenie było, papier w toaletach i nawet czyste ręczniki a co mi najbardziej w pamięci utkwiło, że żaden ale to żaden kelner, kelnerka czy pani w recepcji nie mówiła: CZEGOOOOOO??????
25 lutego 2012 - 13:11
Beato,
mam wielki sentyment do tego hotelu, po pierwsze, że uratowaliśmy go, bo ZOMO wyszło a gdyby tam pomieszkało, hotel byłby przeznaczony do rozbiórki tylko, po drugie, że w Pewexie mozna było dostać wszystko, nawet sukienkę (mam do dzisiaj) choć sklepik był maleńki, a Irlandia jak do nas przyjechała, to whisky kupowali kartonami po 2,5 $ za butelkę, a u nich? sama wiesz jakie ceny, w barku pijałam kawę (ale dostarczaliśmy im dodatkowe zlecenia na zakup, no i jedzenie, dostawali na 10 dni dodatlkowe przydziały mięsa, ech łza się w oku kręci, a za każda sprawą były setki pism, które pisaliśmy dosłownie o wszystko , ja zyłam z takim dużym zeszytem w którym miałam spisane co do kogo napisać i w jakiej sprawie, nawet mydło, ech co za życie teraz, o nic nie trzeba się martwić, wynajmujesz pokój a tam wszystko jest nawet czepek do kąpieli…
j
25 lutego 2012 - 16:31
Wprawdzie temat jest mi dość obcy, ale podziwiam kronikarską wręcz dokładność i opis. Pozdrawiam :))
25 lutego 2012 - 16:46
A mnie najbardziej cieszy ten „CDN”…czekam z niecierpliwością…:o)
25 lutego 2012 - 18:53
Eurydyko,
dziękuje bardzo, wiem, że piszę o sprawach, którymi najczęściej zajmowali się panowie, a i sport jest też dziedziną kibicow, ale zawsze zdarza się ktoś kto odbiega od schematu, tym razem padło na mnie a ja się cieszę, że mogę przybliżyć choć trochę kulisy wielkiego sportu, które są raczej nieznane
j
25 lutego 2012 - 18:56
Gordyjko,
na prawdę?
j
25 lutego 2012 - 19:47
szklanka piękna właśnie za swoją symboliczność, a pamiętasz nawet takiego cuda dostać nie można było, a jak „rzucili” to sprzedawali tylko po sześć:)
25 lutego 2012 - 20:01
Zośko,
masz racje takich szklanek nie było, nawet spodeczków do tego nie sprzedawali i ja ją postawiłam na talerzyku od filiżanki
j
25 lutego 2012 - 20:27
Nie ma już tamtego”sportu”…
25 lutego 2012 - 21:35
Nivejko,
sport jest,
tylko tamci ludzie odchodzą
j
26 lutego 2012 - 19:22
Czy kobieca postać, której zdjęcia zdobia tekst jest Ci znajoma? Najciekawsze dla mnie to zmiany w modzie, fryzurach. Swietny dokument nie tylko sportowy. W ogóle historia, nawet obyczajów. Pozdrawiam:)
26 lutego 2012 - 20:58
Czesiu,
tak jest mi bardzo dobrze znana, może aż za dobrze, moda jak jest się młodym jest bardzo ważna, fryzury, pamiętasz te lata i fryzurę afro? Z mojego punktu widzenia jest to historia nie tylko moja ale też kraju nas, ludzi, którzy wtedy pracowali, chcieli coś osiagnąć, i wcale nie wiedzieli, że kiedys ten system przestanie istnieć, ja chciałam pokazać, że sport jest ponad tym wszystkim, i nawet wtedy że można było zrobic imprezę sportową na najwyższym poziomie organizacyjnym, i to jest tez historia
j
27 lutego 2012 - 19:03
Jadwiniu…Ty się nie kryguj czy „to prawda” tylko następny wpis poproszę !! Ty nasza sportowa Skarbnico Wiedzy Wszelakiej…:)
27 lutego 2012 - 19:04
Gordyjko,
ale ja nie wiem, czy to interesujace jest, prawdą po oczach mi tu walić natychmiast, proszę…
j
28 lutego 2012 - 1:22
Witaj Jadwigo . Czytając dziwię się ,że tyle szczegółów pamiętasz . Historie o kulisach sportu i ludziach pasjonatach jest niezwykła . Zdobywanie mydła , papieru czy żywności dla przeciętnych ludzi była oczywista . Ale w takich kręgach ? Na samym szczycie sportowych osobistości ? Jak mało o tym wiemy . Dzięki za te wspaniałe opowieści . Aromatyczna .
28 lutego 2012 - 9:19
Aromatku,
niestety te wszystkie jak napisałaś niedogodności dotyczyły nas wszystkich i nie było tutaj zadnych wyjatków o czym bedzie w następnym poście. Bieda dotyczyłą sportu również szczególnie takiego na dorobku jak my
j
28 lutego 2012 - 11:48
Rzeczywiście z aptekarską dokładnością opisujesz historię sportową, w której bezpośrednio uczestniczyłaś. Tworzysz dziennik – pamiętnik tamtych wydarzeń.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:))
28 lutego 2012 - 13:19
Jadwigo,skminiłem tutaj takie pytanie:czy warto to
opisywać?Warto!!!Po stokroć warto.Są przecież takie powieści i
filmy o różnych przewrotach.Na przykład w Argentynie.Myślę,że
taka powieść,w powiązaniu z nową rzeczywistością miałaby duży
sens.Trochę miłości,nienawiści…Polakom, to się
należy.Myślę,że Twoje pisanie-teraz może być wstępem do czegoś dużego.I tego życzę.Jakub
28 lutego 2012 - 13:39
Jolanto,
jakoś tak sie składa, że mam dobrą pamięć i potrafię z niej wyciagnąć różne dawne przeżycia, sprawy, ponadto mam zdjęcia i troche notatek, to wszystko złożone w całość daje efekty aptekarskie jak rzekłaś, czy powinno być inaczej, może wiecej polotu, moze wiecej fantazji? nie wiem, dlatego od czasu do czasu zadaje pytanie czy to ma sens?
j
28 lutego 2012 - 13:41
Jakubie,
obie sprawy i nienawiść i miłość w tej opowieści mogłyby się znaleźć i wcale to nie byłaby… fikcja tylko prawda najprawdziwsza
j
28 lutego 2012 - 14:04
Wiem!!!Jakub
28 lutego 2012 - 14:13
Jakub
??????????????
j
28 lutego 2012 - 15:10
Powieść,Jadwigo.Powieść!!!Jakub
28 lutego 2012 - 15:12
Jakubie,
hmmmmmmmmm…
j
28 lutego 2012 - 15:46
Teraz muszę wyjść,ale wieczorem,albo jutro rano napiszę maila.OK?Jakub
28 lutego 2012 - 15:59
Dzięki, piękne dzięki. Tylu tu znajomych, a równocześnie tcyh, którzy medali sportowych nie zdobywali, ale bez nich nie bylob serii sukcesów naszego sportu. Dobrze, że ich przypominasz. Zwłaszcza, że wielu „współczesnych” nie wie, i nie zdaje sobie sprawy, że teraz oni uprawiają glebę, którą dostali w spadku. No i miejsca… „Solec” – widzę, że stoi, ale czy są związki ze sportem. Kiedyś, po „Warszawie” „Solec” przyjmował Wyścig Pokoju. „Wery” nie ma. Był jeszcze długo przystanek autobusowy „Wera”, ale już zamiast hotelu widniała głęboka dziura. Teraz budują. A nazwiska przypomniałaś wielkie. A już śp Janusz Przedpełski, powstaniec warszawski, to światowa legenda podnoszenia ciężarów. Poza tym, rzeczywiście – człowiek o wielkim uroku i przychylny innym. Pozdrawiam.
28 lutego 2012 - 16:14
Jakubie,
czekam
j
28 lutego 2012 - 16:18
Andrzeju,
o bardzo dziękuję, teraz wiem, że tekst został zaliczony,że mój mentor nieskory do pochwał temat przyjął, i wiem jeszcze, że trzeba pisać i to jest ważne nie tylko dla mnie ale dla tych co wspaniale pracowali, i nakręcali nas młodszych do pozytywnej roboty,
dziękuję
j