Kotek, Koteczek, Kot, Kocur, Kocurek, Kicia, jaki jest każdy wie, ale nie do końca, bo nie wszyscy wiedzą, że kot, kotek, koteczek jest zwierzęciem pełnym zagadek i tajemnic, a dla niektórych jest zwierzęciem magicznym. Pewnie dlatego czarownice kojarzono zawsze z kotami, najpewniej czarnymi na ramieniu. Oto, co wyczytałam w artykule Agnieszki Mazur „Puchały o kotach, kotkach, koteczkach”. Uważam, że warto przytoczyć obszerne fragmenty: ”… Większość badań wskazuje na to, że udomowienie kotów nastąpiło w Egipcie blisko sześć tysięcy lat temu. Od momentu, kiedy pierwszy raz weszły „na salony”, stały się symbolem piękna, gracji i tajemniczości. Egipcjanie uważali koty za zwierzęta, którym trzeba oddawać należytą cześć. Do tego stopnia, że jego zabicie oznaczało dla mordercy karę śmierci. Gdy kot umarł, jego właściciel golił brwi na znak żałoby, a ciało zwierzęcia poddawał mumifikacji. W średniowieczu, gdy Święta Inkwizycja walczyła z wszelkimi przejawami szatańskich działań, kot stał się odzwierciedleniem diabła, będąc jednocześnie nieodłącznym atrybutem czarownicy. W związku z tym na mocy prawa zwierzęta te sądzono i torturowano, po czym kończyły tak, jak i rzekome wiedźmy. Wraz z rozwojem cywilizacji koty zaczynały gościć w domach zwykłych śmiertelników, chociaż utarło się przekonanie, że te o czarnym umaszczeniu pomieszkują w chatach prawdziwych czarownic. Dziś czarne koty nikogo już nie dziwią, ale i tak czujemy się nieswojo, jeśli przebiegną nam drogę. Co jest tak niezwykłego w kotach, że traktujemy je nie jak zwykłe zwierzęta, ale raczej, jako „wyższe byty”?
Osoby mieszkające z kotem doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich pupile posiadają bardzo przydatną umiejętność – gdy któremuś z domowników dolega jakaś przypadłość, kot wchodzi w rolę „nadwornego” lekarza. Przy bólach menstruacyjnych zwykły mruczek kładzie się w dolnej części brzucha kobiety, działając tym samym jak rozkurczający termofor i uśmierzając ból. Przy bólu nerek kocur również wie, gdzie się ułożyć, by rozgrzać chore miejsce. No i jest jeszcze oczywiście charakterystyczne „ugniatanie” podłoża przednimi łapkami. Koty wykonują je niemal zawsze, gdy moszczą sobie miejsce do spania, ale zdarza się, że obejmują swoim masażem akurat to miejsce na naszym ciele, w które wszedł nerwoból. Naukowcy twierdzą, że kocie „znachorstwo” to po prostu rezultat wyczuwania przez zwierzę innej temperatury w miejscach dotkniętych chorobą. Sceptycy mówią z kolei, że to zwykły przypadek. A osoby znające ludowe mądrości wierzą, że kot po prostu wie, gdzie boli i pomaga domownikowi zwalczyć dolegliwość.
Nie od dziś wiadomo, że koty potrafią wyczuć nadchodzący kataklizm i uciec z miejsca znajdującego się w strefie zagrożenia. Nie znajdujemy ich wśród ofiar tsunami, trzęsień ziemi czy innych katastrof naturalnych. Zanim jeszcze sejsmolodzy lub inni specjaliści odkryją, że nadciąga nieszczęście, koty zdążą już ewakuować się z niebezpiecznej okolicy. Naukowcy tłumaczą te kocie umiejętności wyjątkowo wrażliwymi zmysłami, które zawczasu wyczuwają mikro drgania i jonizację powietrza. Takie wytłumaczenie w żaden sposób nie sprawdza się jednak w sytuacji, kiedy kot przeczuwa pożar, który ma się zdarzyć dopiero w przyszłości. Znane są przypadki, gdy kocice wynosiły swoje młode z budynku, który trawił ogień dopiero kilka dni później.
Zarówno specjaliści od feng szui, jak i radiesteci twierdzą, że kot działa lepiej niż różdżka przy poszukiwaniu szkodliwych dla człowieka żył wodnych. Wystarczy obserwować, gdzie zwierzę najczęściej przebywa, by wiedzieć, że w tym miejscu prawdopodobnie zbiegają się negatywne kanały. Kot wyjątkowo je lubi, z kolei pies będzie je omijał z daleka.
Większość właścicieli kotów wie, że nie musi się obawiać, iż padną ofiarą fałszywych przyjaciół. Gdy do naszego domu zawita osoba obłudna lub po prostu zła, zwierzę wyraźnie da nam do zrozumienia, że ten „typ” mu się nie podoba. Lepiej posłuchać jego opinii i oszczędzić sobie nieprzyjemności, które mogą wyniknąć z kontynuowania takiej znajomości. Kotom zdarza się czasem, że intensywnie wpatrują się w jeden punkt w mieszkaniu, choć tak naprawdę niczego tam nie ma. Ani gry świateł i cieni, ani muchy czy też falującej pajęczyny. Zdarza się, że obserwują ten sam punkt przez długi czas, nawet przez całe życie mogą zawsze w tym jednym miejscu zatrzymywać się na chwilę „refleksji”. Choć ludziom też zdarza się przecież zapatrzeć w siną dal i nie ma w tym głębszej filozofii, osoby wierzące w zjawiska paranormalne są przekonane, że kot konsekwentnie wpatrujący się w jeden punkt po prostu widzi ducha…”
Z kotami zaprzyjaźniła mnie moja córka. Wracając zza granicy przywiozła sobie kota, który w końcu wylądował u mnie w domu (zresztą jej pies też, a mały nie był znaczy pies nie kot, bo owczarek alzacki „kobietka”, jak dla mnie dama w każdym calu). Dzisiaj, gdy kotka Nara przeszła za tęczowy most dwa lata temu razem z Kuką sunią, w naszym domu przechadzają się dwie kocice, bardzo do siebie podobne Zara (starsza) i Nulka znacznie młodsza w towarzystwie Oskara – owczarka alzackiego. Koty toczą między sobą chwilowe walki wynikające raczej z zazdrości aniżeli zawiści, po czym układają się każda na swoim miejscu, lub czasowo okupują miejsce koleżanki. Obydwie chodzą swoimi drogami, są niezależne i żadne nakazy ich nie dotyczą. Chodzą gdzie chcą (po stole też) wylegują się tam gdzie chcą (na stole też), a jak chcą to leżą obie na mnie w dowolnym miejscu ugniatając najpierw miejsce, na którym chcą się wylegiwać. I nic a nic nie obchodzi je, że jest mi niewygodnie, przecież to nie jest ich problem. Tak ma być i już. Gdybym jednak chciała zmienić pozycję, o! Co to to nie, natychmiast obydwie łapą dają znać, że takiej umowy nie było, pazurki lądują na mojej ręce, nodze tam gdzie jest odkryta część mojego ciała. No cóż, w tej sprawie nie ma zgodności i obie „panie” lądują na podłodze.
Za to w sprawie kota doktora zgadzam się z panią Agnieszką Mazur-Puchała. Moje koty są najczulszymi lekarzami, grzeją moje obolałe kolana, łażąc po bolącym ramieniu (w lutym tego roku wykonałam przecież w lesie na śniegu i zamarzniętej kałuży salto dwa i pół obrotu Awerbacha w przód w pozycji łamanej, wynikiem, którego nie były wyrzucone przez sędziów szóstki, tylko naderwane przeze mnie rotatory mięśnia naramiennego), a skutki tego upadku odczuwam do dziś. Obie panienki zaledwie tolerują swoją obecność i traktują siebie nawzajem z pobłażliwym dystansem. Czasem tylko wstępują w nie chęci współzawodnictwa, wtedy biegają na wyścigi jedna górą po stole, oparciach kanap, foteli i co jest po drodze, natomiast druga biega po ziemi wykorzystując wszelkie zakamarki i drżyjcie pisaki, pióra, kartki, komputer, laptop i wszystko to, co na ich drodze się znajduje. W lecie „dziewczynki” leżakują na werandzie mając do dyspozycji wszystkie poduszki, a także cały ogród, jednak ten muszą dzielić z dwoma psami, jako że wnuki mają też Jack Russell Terriera i ten goni koty z całą bezwzględnością. Teraz, gdy noce są chłodne taras nie jest już takim wymarzonym miejscem i „panny” wracają na noc do domu, moszcząc się w naszym łóżku najczęściej na moim miejscu, dla mnie pozostawiając nieco miejsca, abym mogła się wyspać w pozycji łamanej. Nie od dzisiaj wiadomo, że koty po to mają pana, a ten ma duże wygodne (!) łóżko, aby koty miały gdzie spać. Przecież w nocy zmieniają około dwunastu razy swoje miejsce. Ot kocia filozofia.
Zara i Nulka, jako dwie indywidualistki nie jedzą tego samego żarełka, jedna lubi wyłącznie suchą karmę i wodę, druga zaś tylko puszeczki najchętniej Gourmeta, no cóż, państwo wiedząc o tym stosuje się do wymagań kocic. I jak widać, to kotki wymogły swoje prawa i przywileje na nas, a nie na odwrót i tak to już chyba będzie zawsze, ci, co mają koty wiedzą, o czym piszę.
A Wasze koty, czy też są” tylko” zwierzętami?
Życzę miłych wolnych świątecznych dni
Wasza Jadwiga
9 listopada 2011 - 10:30
Oj te koty…co prawda własnego nie mam, ale dwa sąsiedzkie przechadzają się z godnością po moim ogrodzie. Jako że kocham wszelkie zwierzaki (minus owady), czują się jak u siebie w domu. No ale….Zuzia, piękna czarna mała kotka wyglądająca jak uosobienie dobroci, przerodziła się w mordercę! Już się nie nazywa Zuzia, tylko KILLER!!! Znalazła rewelacyjne miejsce przy ptasim baseniku i zamordowała z zimną krwią 4 gołębie skalne. Wojna! Ptaki dokarmiam, fotografuję i cieszę się z wizyt każdego nowego skrzydlatego stworzenia, więc koty muszą się nauczyć, żeby tego nie robić. Na razie (gestykulując mocno)wyraźnie dałam im do zrozumienia, że mi się to niepodoba. Zobaczymy czy posłuchają. 🙂
9 listopada 2011 - 10:41
Jadziu! Nie mogłaś mi sprawić większej przyjemności od samego rana. 🙂 Tak pięknie napisałaś o futrzakach, że mowę mi odjęło.A te Twoje to mają jak w raju. Kto nie docenia cudownych właściwości kotów, ten wiele traci na własne życzenie. One wiedzą najlepiej – z kim należy się zaprzyjaźnić, a kogo omijać z daleka. Jakiś czas temu spotkałam pana, któremu towarzyszył na spacerze piękny kot. – Proszę pani – usłyszałam – ten kot uratował mi kiedyś życie. O szczegóły już nie pytałam…
Pozdrawiam i dziękuję – Jadziu 🙂
9 listopada 2011 - 10:50
Przychodzą do nas koty, gdy Benek jest już w domu.Nie zrobiłby im krzywdy, jak to labrador, ale koty o tym nie wiedzą. Twój piekny i dostojny:) wśód warzyw na stole.Ze zwierzakami jest troche utrapienia, ale bez nich byloby smutno.
9 listopada 2011 - 10:55
Zawsze chciałam mieć kota! I to zawsze skończyło sie wraz z przyjazdem do UK. W tej krainie 1000 kotów mój zapał do tego zwierzęcia ostygł całkowicie.
Nadal koty mi sie podobaja ale teraz już tylko na obrazkach:)
9 listopada 2011 - 14:52
Zośko,
z tego wynika, że możesz się cieszyć kotami na moim stole, wśród warzyw,
pozdrawiam serdecznie
j
9 listopada 2011 - 14:52
Czesiu,
te koty sa tak wdzięczne i rozumne, że bez nich byłoby trochę smutno,
j
9 listopada 2011 - 14:54
Ciotko Pleciugo,
no maja nie powiem, dobrze, dlatego są rozpuszczone ale nie kapryśne tylko kochane, miziane, przytulane takie sa te nasze futrzaki, tylko Oskar ma gorzej bo mieszka przez to na klatce ale skoro jest taki duży…
j
9 listopada 2011 - 14:55
Beato,
ale one z miłości do Ciebie tym ptaszkom zrobiły kęsim, kęsim chciały Tobie podarowac abyś zobaczyłą jakie sa madre i łowne,
pozdrawiam
j
9 listopada 2011 - 14:58
A dla mnie u kota
najważniejsza… psota.
LW
9 listopada 2011 - 16:48
Piękne te Twoje kotki, moja Brysia jest podobna ( z wyglądu także). Jest taka rozkoszna zwlaszcza w czasie snu, to zwija się w kłębuszek, to rozciąga się jak dziecko, a czasami tak się rozgości na moim łóżku, że dla mnie miejsca brak :).
Ale tyle daje nam radości, że zapominam szybko i wybaczam jej psoty, zwłaszcz w lecie nocne budzenie. teraz w zimie jest bardziej leniwa i senna. ale prawie zawsze towarzyszy mi przy komputerze, lubi jak piszę.
9 listopada 2011 - 18:50
JanToni,
tak właśnie jest, psotne koty,
j
9 listopada 2011 - 18:52
Margeta,
moje koty są indywidualistki, starsza uwielbia gdy pracuję przy komputerze, wtedy mam włączona lampkę a ona solarium sobie robi, bardzo to lubi, młodsza zaś urzęduje albo w ogrodzie albo u sąsiadów albo na moim łóżku,
innych opcji nie ma,
pozdrawiam
j
9 listopada 2011 - 19:20
Warto zawsze obserwować zwierzęta. To może uchronić nasze życie. Kiedyś nigdy nie wsiadano na okręt, na którym nie było szczurów, no chyba że ta nieobecność szczurów podyktowana jest obecnością kota na pokładzie.
Pozdrawiam.
Ahoj!
9 listopada 2011 - 20:04
wieniumorski,
Czy Wiesz, że Malta została uratowana przez koty? Wyspę kiedyś nawiedziła plaga szczurów, i wtedy ktoś sprowadził z Włoch koty, które do dzisiaj cieszą się wielkim szacunkiem, jak Wiesz wyspa ma klimat południowy jest bardzo ciepło, stąd mieszkancy mają zawsze wodę dla kotów a w bagażnikach wożą suchą karmę, wysypując ją ciagle w tych samych miejscach, i ten zwyczaj bardzo mi się podobał, szacunek dla zwierząt, troska o ich byt, bo kto kocha zwierzęta kocha również bliźnich, pozdrawiam i dziękuje za odwiedziny
j
9 listopada 2011 - 21:48
Primo: rozesłałem wszystkim znajomym kociarzom, a trochę ich znam;
Secundo: Z „kociej muzyki”, to najbardziej lubię jak mówią mi „kotku”…
Pozdrawiam.
9 listopada 2011 - 22:20
Witaj. Miałam kiedyś na przechowanie czarnego kota. Niezłego miałam pietra kiedy tak stał i gapił się w jedno miejsce. Tym bardzie, że w tym okresie różne inne dziwne rzeczy działy się w moim domu. No w każdym razie takie, których racjonalnie nie szło wytłumaczyć. Jadwigo, dawno nie czytałam tak fajnego wpisu o kotach:)
Pozdrawiam serdecznie:)
10 listopada 2011 - 0:05
No cóż, jestem nomadą, nie mam żadnych zwierząt, bo jak? Tylko wielbłąd by się nadał, ale tez nie mam, za duży 😉 Jak kiedyś gdzieś osiądę na stałe, to mam już imię dla kota 🙂
10 listopada 2011 - 4:48
Trafiłaś mnie tym postem. Koty to moje skarby i nie wyobrażam sobie domu bez kota, swojego oczywiście. Był okres, że miałam 7, a teraz mam tylko 2. W ubiegłym roku odszedł na zawsze mój ukochany Kufelek – biało rudy, miał 17 lat i był najwierniejszym moim przyjacielem. Potwierdzam wszystko co napisałaś o kotach. Sa mądre, wrażliwe, czułe i kaprysne też, ale przede wszystkim kochane. Pozdrawiam serdecznie
10 listopada 2011 - 8:09
ja nie będę popularny:), oj nie będę. Lubię zwierzęta ale… cudze. W moich różnych domach bywały różne zwierzęta. Ale ostatnio jestem zbyt egoistyczny żeby unieszczęśliwiać swoim towarzystwem jakiegoś zwierzaka. Nie wrócę już do sytuacji, gdy jakiekolwiek wyjście z domu, a szczególnie dłuższy wyjazd uzależnione są od znalezienia opieki dla zwierzaka.
Mam przyjaciół, którzy na skutek róznych okoliczności mają 3 psy, wyjazd na kilka dni jest dla nich praktycznie nie mozliwy.
Posiadanie zwierzaka to spora przyjemność, ale jeszcze większy obowiązek. Pisałem kiedyś, że po śmierci ostatniego psa przyrzekłem sobie, że nigdy nie będzie w domu następnego.
10 listopada 2011 - 8:39
Azalio,
moja Nara była najinteligentniejszym zwierzęciem u nas w domu, z Kuką sunią kochały się i razem leżały, Nara lizała jej oczy i pysk, jakby ją całowała, były nierozłączne, odeszły jedna po drugiej, leżą razem, teraz pies i dwie kotki nie są tak zaprzyjaźnieni, pewnie dlatego, że wszyscy są po przejściach, ale ja bardzo lubię zwierzęta pewnie dlatego, że moje dziecko ciągle mi kogoś do domu przynosiło, zawsze kogoś ratowałyśmy,pozdrawiam
j
10 listopada 2011 - 8:40
notario,
czasy nomadów kiedyś się skończą i wtedy wielbłąd jak znalazł, pozdrawiam
j
10 listopada 2011 - 8:42
rodorek,
tylko wtedy gdy obcujesz z kotami możesz stwierdzić ich paranormalne zachowania, bo to że są wyrachowane, fakt, ale też są niezwykle inteligentne a ludzie pewnie im zazdroszczą tej inteligencji i dlatego ich nie lubią, gonią, i są zdolni do otrucia , ech szkoda mówić…
j
10 listopada 2011 - 8:43
Andrzeju,
Twoją chęć do kociej muzyki rozumiem doskonale,
pozdrawiam
j
10 listopada 2011 - 10:42
W kotach najbardziej sa niezwykłe te ich oczyska i ruchy : takie powolne i z gracja – jakby wszystko miałm w głębokim poważaniu:)
10 listopada 2011 - 13:28
pisałem, ale wcięło… Zwierzęta to przede wszystki obowiązek, któremu ja, przyznaję z egoizmu nie podołam już nigdy.
Lubię ale cudze i w małych ilosciach.
10 listopada 2011 - 14:26
Hurghada35,
czy wiesz, ze na pierwszych zajęcia na AWF podczas gimnastyki musiałyśmy chodzić jak koty? i wcale to nie jest łatwe prawa ręka lewa noga lewa ręka prawa noga i nie wystawiać pupy do góry tylko iść równolegle do podłogi na czterech konczynach? spróbuj, zobaczysz, wtedy docenisz grację kota, jak ja ja doceniłam tyle lat temu…
pozdrawiam
j
10 listopada 2011 - 14:34
Tom Randdal,
jak widzisz znalazłam, i nie martw się tym, nobody is perfect, pamiętasz, nie mozna być mądrym, młodym, bogatym i piśmiennym i jeszcze lubić wszystkie zwierzęta,
serdeczności
10 listopada 2011 - 14:40
Tom Randdal,
ja to rozumiem, wiem, że zwierzę wymaga opieki na szczęście mam zaufane osoby, które moga pomóc w sytuacji wyjazdu, a po smierci Kuki , Oskar przyjechał ze mną jakoś tak po 6 miesiącach, a koty też, najbardziej nie szanuję ludzi, którzy biorą psy i koty a później wyrzucaja je na drogę, bo właśnie wyjeżdżają na kolejna eskapadę i zwierzęta są bez opieki zdane na pieski los i świat, a one przywiązane do właściciela potrafią płakać, wiesz? mój pies też , choć na szczęście nie miał powodu
j
10 listopada 2011 - 17:52
Ze względu na astmę u dzieci moje zwierzęta przysposobiła mama, ale nadal są moje ukochane… od dziecka byłam kocią mamą i tak już zostało, chociaż zwierzęta odwożę do rodziców 🙂 Żałuję, że w domu musi być sterylnie, ale cóż…
10 listopada 2011 - 19:55
Margo,
Twoje zwierzeta u Mamy, co mi to przypomina? zwierzeta mojej córki u mnie! to samo, okazało się, że w rodzinie są alergicy (mieszkanie za małe) i stąd zostałam z kotem i psem a poźniej juz poszło…
pozdrawiam serdecznie
j
11 listopada 2011 - 0:52
Witaj, Hedwiżko, nocką ciemną i zimną! Pięknie opisałaś koci świat, a przynajmniej te jego część, do której koty pozwalają nam zajrzeć. Co do kocich zapatrzeń… mój Diesel równiez „zagapia” się czasami tyle, ze czasami sie najeża i syczy, parska na niewidzialnego intruza. powiem szczerze, ze włos mi się wówczas równiez jeży… ze strachu, rzecz jasna! Teraz patrzy na mnie z kaloryfera ułożony dziwacznie na ciepłych żeberkach (nadal trzech, bo jeszcze nie odpowietrzyli). Serdeczności, Kochana, ode mnie i od Diesla 🙂
11 listopada 2011 - 8:41
MGM Gosiu,
wiem, ze wiele osób kocha koty, chodząc po blogach zauważyłam, a że sama mam trzy stąd wpis, bo przecież o kotach można by długo, długo opowiadać, jak się obrażaja, jak same podejmują decyzję czy mają być miziane czy nie, o ich humorach a także o zdobyczach przynoszonych z miłości do właściciela ( u mnie niestety ptaszki padają ofiarami, choć już w tym roku ze dwie myszki też się trafiły), pozdrawiam
j
11 listopada 2011 - 15:34
Droga Jadwigo. No i mi się wydaje, że czasami rozumiem właścicieli kotów, zwłaszcza po przeczytaniu takiego tekstu jak Twój. Niestety przyznać muszę, że chyba w swoim domu (czytaj mieszkaniu) nie tolerowałbym aż takiej indywidualności jaką cechują się koty. Lubie te zwierzęta, szanuje i podziwiam za grację, niezależność, piękno po prostu, jednak w domu mam psa (właściwie to syn z żonką mają psa, ja mam tylko obowiązki:) Pies wie kto jest szefem, zna swoje miejsce w stadzie, a ja z kolei wiem, że jestem w stanie nad nią (suczka) zapanować. Swoja drogą ucieszne są te Twoje tygrysy 🙂 Pozdrawiam
11 listopada 2011 - 18:22
Hmmmm, ja nie pasuję do dzisiejszego postu :((
Nie lubię kotów, boję się ich nieprzewidywalności, nie ufam im. Koty spotkane u bliskich znajomych to jakieś wariaty. Działają znienacka, wskakują nagle na kark, fruwają wręcz po meblach, ech…… Ale z ciekawością przeczytałam informacje o kotach, nie wiedziałam o pewnych uzdolnieniach. Wolę jednak moją sunię bokserkę Kamę, sorry ….. I weekendowe pozdrowienia ślę :))
11 listopada 2011 - 18:31
To ugniatanie podłoża to podobno pozostałość z niemowlęcego wieku, kiedy kociaki ugniatając matczyny brzuch powodują, że mleko lepiej leci. Tak słyszałam. Rzeczywiście, coraz więcej ludzi ma w domu psa i kota, przy czym kot zwykle rządzi. Mój następny wpis też miał być o … pewnej wizycie. Pozdrawiam
11 listopada 2011 - 20:04
Heleno,
na pewno tak jest jak napisałaś, a o czym chciałaś napisać? jak tato?
j
11 listopada 2011 - 20:11
Eurydyko,
jedni lubią psy inni koty a jeszcze inni nie lubią kotów, no cóż tak już jest, a moje koty z Oskarem żyją ok, ale obchodzą się dookoła, no cóż miłość kwitnie na odległość, pozdrawiam weekendowo
j
11 listopada 2011 - 20:13
Piotrze,
z psami jest tak, że kochają pomimo tego co im ludzie robią i jeżeli nawet są źle traktowane to na wezwanie idą z pewną dozą nieufności, natomiast kot nieeee.. ten nie przyjdzie bo jest okropnie pamiętliwy
j
12 listopada 2011 - 9:18
Nie mogłoby mnie tu, u Ciebie Jadwigo zabraknąć, bo od zawsze jestem wielbicielką piękna i tajemniczości, czyli magii KOTA.Serdeczności.
12 listopada 2011 - 17:37
Dobrochno,
witaj, jestem zaszycona, tajemniczosc i piekno, magia i zagadki, KOT,
pozdrawiam
j
12 listopada 2011 - 22:03
No właśnie tak też pomyślała, że pewna analogia…
12 listopada 2011 - 22:08
Margo,
tak właśnie, pozdrawiam serdecznie
j
13 listopada 2011 - 10:28
Jadwigo , po przeczytaniu Twojego posta mogę spać spokojnie , nie zagraża mi żadne niebezpieczeństwo , choroba , ani kataklizm.
W moim ogrodzie gości codziennie przynajmniej kilka kotów , chociaż osobiście nie jestem właścicielką żadnego z nich .
W sobotę sprzątam sobie spokojnie klatkę schodową i korytarze w pewnym momencie spoglądam na szklane drzwi wejściowe , a tam siedzi sobie w rządku na wycieraczce trójka najmniejszych kotów i obserwują moją pracę .
Żałuję ,że nie miałam pod ręką aparatu bo widok był uroczy , wszystkie miały ogonki zawinięte wokół swoich łapek i postawione uszka , a pyszczki prawie przyklejone do szyby .
Stwierdziłam ,że my ludzie lubimy obserwować koty , ale koty także lubią obserwować nas , ciekawe co o nas sądzą , rozczulamy je , tak jak one nas , czy raczej śmieszymy ?
Pozdrawiam -Yrsa
13 listopada 2011 - 11:40
Kocham koty. Na wyspach greckich, w Andaluzji i Toskanii sa wszedzie, w restauracjach chodza pod stolami, wskakuja na kolana, nikt ich nie przegania. Milosc psa sie ma, na milosc kota sobie trzeba zasluzyc i to mi sie podoba.
13 listopada 2011 - 13:26
Dublinia,
tak samo jest na Malcie, gdzie koty s szędzie, ludzie dbają o nie dokarmiają, poją wodą i dla mnie było to piękne, pozdrawiam
j
13 listopada 2011 - 13:28
Yrso,
jaka szkoda obrazek prosił się o sfotografowanie, ale może następnym razem, Koty sa najwspanialszymi obserwatorami, i sa bardzo ciekawskie, moja młodsza lubvi ogladać tv, szczególnie programy przyrodnicze, a jak sa ptaszki to dopiero jest super!
j
13 listopada 2011 - 14:39
Mam jedna śmieszna historyjkę o kocie – z moim pierwszym mężem mieszkalam blisko szkoly i dzieciaki mialy tam „szkolnego” kota. Karmily, dbaly itd. Kot mial z 10 kg 😉 wielki byl i uznal ze skoro mamy otwarte okno to moze wlazic kiedy chce, robic co chce i spac gdzie chce. Raz mi zezarl pol ryby ktora akurat rozmrazalam na obiad 😉 Nasz znajomy wpadal czesto w odwiedziny a nie znosil kotow. A kot mu hyc na kolana, za kazdym razem. On biedny rece podnosil zeby tylko kota nie dotknac i prosil mnie zebym go zabrala, ale kot jak sama wiesz nie da sie wzziac tak po prostu, wiec sobie u niego na kolanach spal. I to trwalo tak z pol roku, on przychodzil, kot sie na nim uwalal, on narzekal zebym wziela kota. Wreszcie raz kot nie przyszedl. Moj znajomy siedzial i siedzial poddenerwowany, wreszcie pyta: Ewa, a gdzie jets kot? No w konu go polubil 😉
13 listopada 2011 - 14:40
Przepraszam za literowki, pisze po ciemku na kolanie 😉
13 listopada 2011 - 18:45
Dublinia,
no właśnie a co się stało z kotem, dlaczego nie przyszedł?
a literówki? nie szkodzi!
pozdrawiam
j
13 listopada 2011 - 18:46
Dublinia,
a dlaczego po ciemku piszesz?
j