Wiele wyjazdów mojej przyjaciółki Beaty związane jest z fotografią. Fotografia to jej hobby, a przy okazji powstają z tego wspaniałe albumy. Beata wydała już kilka albumów Wielkiej Brytanii, pierwszym był album „Kraków – miasto skarbów”, oczywiście z tekstem w języku angielskim. Obecnie pracuje nad nową książą, właśnie o tych wspaniałych Wyspach Normandzkich. Każdy album to wiele zdjęć i godzin spędzonych na wyczekiwaniu na tę jedną chwilę, gdzie światło jest właściwe, gdzie klimat jest dopasowany do przemyśleń autorki. Dzisiaj Beata przesłała mi kilka zdjęć oraz poniższy tekst dotyczący wysp. Wydaje mi się, że materiał jest na tyle ciekawy, że mogę się nim z Wami drodzy czytelnicy podzielić. Oto on:
Wyspy Normandzkie
Pięć z Wysp Normandzkich to wyspy zamieszkałe: Jersey jest największa, potem Guernsey, Alderney, Sark i Herm, oprócz tego jest dużo wysp mniejszych, niezamieszkałych, jak również niebezpiecznych skał, na których rozbiły się setki statków. Wyspy są rajem dla nurkujących oraz archeologów, bo co i rusz jakiś zatopiony statek jest odkrywany. Niebezpieczeństwo żeglowania w tych wodach polega na tym, że dwa razy dziennie przypływ i odpływ może sięgać aż do 12 metrów, tak więc zjawiasz się w porcie o godzinie 11 rano, wszystkie łodzie osadzone są na piasku, a przed sobą masz krajobraz księżycowy z mnóstwem skał i skałek, wracasz za 6 godzin, a łódeczki unoszą się na lazurowej zatoce i ani śladu skał! Wyspy są zaledwie parę mil od wybrzeża Francji, ale były i są angielskie od 1066 roku, niemniej jednak atmosferą przypominają Francję, nazwy ulic są francuskie, a język bardziej zbliżony do francuskiego niż angielskiego (chociaż język ten jest prawie zapominany, a w praktyce stosuje się tylko angielski). Plaże, plaże i plaże, zbliżone do Bałtyckich w okolicach Kołobrzegu, o piasku tak białym i miałkim, że bardziej przypominają Karaiby, niż okolice Anglii. Do tego przecudne małe zatoczki z małymi rybackimi łódkami bujającymi się na falach i tu i ówdzie jakieś urocze ruiny zamku. Dodatkowo usiane są wieżami obronnymi z XVII wieku oraz niemieckimi bunkrami, gdyż to był jedyny kawałek Anglii, który zajął Hitler. Jedna z wysepek, Sark, zaledwie od paru lat przestała być ostatnim na świecie feudalnym państwem. Sarkańczycy wcale się nie spieszyli do zrzucenia „jarzma” i do tej pory niewiele się zmieniło pod względem politycznym. A teraz o największej wyspie, Jersey. Ma odrębną kulturę, prawa i niezrozumiały język. Sześć tysięcy lat temu wyspa została odcięta od kontynentu. Wiele archeologicznych miejsc, kamiennych pomników i grobowców wskazuje, ze wyspa była zamieszkana już w okresie neolitycznym. Najsłynniejszym grobowcem jest Le Hougue Bie. Chrześcijaństwo zostało zaszczepione na wyspie w VI wieku. W 1204 roku związała swe losy z książętami normandzkimi, późniejszymi królami Anglii, i do dziś pozostaje lojalna wobec korony brytyjskiej. Jako że wyspy były podległe pierwotnie książętom normandzkim, do tej pory toasty za królową angielską brzmią „Za Królową, naszego Księcia”. Wiem, wiem, jak to możliwe, że królowa i książę (nie księżniczka) – to jest właśnie jeden z wielu uroczych paradoksów tego miejsca! W przeszłości wypy wielokrotnie atakowane przez Francuzów. Co prawda oficjalnym ostatnim atakiem był ten z roku 1781, ale dopiero w XX wieku dysputy terytorialne zostały ostatecznie rozstrzygnięte przez Sąd Międzynarodowy (na korzyść Anglii, pragnę nadmienić). Nie powstrzymało to jednak wielu oszołomów od najazdów na mniejsze wyspy, zatknięciem flagi, odśpiewaniem hymnu…. i pokojowym odpłynięciu. Flaga francuska oczywiście w szybkim tempie jest zdejmowana przez następnych brytyjskich żeglaży i tak zabawa trwa nadal….. Wyspy są najbardziej słonecznym regionem Wielkiej Brytanii, stąd dużo entuzjastów pływania, windusrfingu, żeglowania i w ogóle wszystkiego co z wodą związane. W każdej zatoczce, w uroczych restauracyjkach można zajadać się świeżymi owocami morza. Status raju podatkowego przyniósł wyspie bogactwo; do tej pory, oprócz rolnictwa (najlepsze w całej europie ziemniaki, pomidory i mleko), mieszkańcy zajmowali się wykonywaniem słynnych „dżersejów” i rybołóstwem. Teraz pieniądze z dziedziny finansowej ulepszyły bazę turystyczną, ale nie zmieniły charakteru wyspy. Ekskluzywność wyspy połączona z dobrym klimatem, wspaniałymi plażami i bliskością Londynu sprawia, że turyści powracają systematycznie na dłuższe i krótsze wypady, na zwykłe wygrzanie na słońcu, na windsurfing, wspinaczki po skałach, zwiedzanie megalitycznych zabytków czy też po prostu długie spacery po wspaniałym wybrzeżu.
Na koniec mojej krótkiej opowieści o Wyspach Normandzkich, jako że Szanowna Jadwiga jest wielbicielką wszelkiego kucharzenia, muszę chociaż krótko wspomnieć o słynnym „Czarnym maśle” z Jersey. „Le Niere Buerre” to jest starodawny przysmak sięgający czasów średniowiecza, przygotowywany na ogniu przez dwa dni z cydru i jabłek. Po zredukowaniu do połowy cydru, dodawane są jabłka, cukier, cytryny, lukrecja i przyprawy. To-to jest ciągle mieszane drewnianą łychą a podczas przygotowywania tego specjału, sąsiedzi zbierają się na pogaduchy, przyśpiewki i potańcówki. Gotowy specjał jest wekowany ku uciesze miejscowych i turystów, bo ciężka robota zostaje zrobiona za nich! Czarności te się zajada jak powidła na chlebku a jeszcze lepiej pokryć nimi mięsa lub ryby wszelakie i zaszokować gości nieznanym, a interesującym smakiem.
Przepis: 10 galonów cydru, 700 funtów słodkich obranych i pokrojonych jabłek, 200 funtów cukru, 3 laski lukrecji (posiekane), 24 cytryny pokrojone, 3 funty przyprawy „allspice”. Jako, że i tak nikt z szanownych czytaczy nie bedzie tego robil, to z czystego lenistwa nie będę przeliczać produktów na normalne wagi i miary!
Tyle na dziś. Pozdrawiam
Beata
Dziękujemy Beacie za pięknie opisanie Wysp Normandzkich, za fantastyczne zdjęcia, myślę, że Ci z naszych czytaczy, którzy jeszcze nie zdecydowali gdzie w tym roku na wakacje, będą mieli jeszcze jedno miejsce na ziemi do wyboru. Pozdrawiam wszystkich, a gdy już tam będziecie sprawdźcie, czy rzeczywiście jest tak ładnie jak na naszych zdjęciach.
Wasza Jadwiga
7 kwietnia 2010 - 14:49
cudownie, natychmiast zrobiło mi się cieplej w ten zimny dzień my wróciliśmy właśnie z Senegalu i umieramy bo od razu się przeziębiliśmy
ściskam
7 kwietnia 2010 - 15:00
a nawiązując do tematu sosów to Jak Pani robi tatarski bo ja robię podobno inaczej co zauważył mój mąż, ja daję jajka szczypior cebulkę rzodkiewkę grzybki ogórki kiszone albo konserwowe majonez i jogurt i że to podobno jakieś dziwne jest, ale jadł za dwoje 🙂
7 kwietnia 2010 - 15:22
Olu,
jak Senegal ? jak wrażenia, trzymajcie się ciepło
J
7 kwietnia 2010 - 15:35
Olu,
Tatarski sos robię bez rzodkiewek, i bez cebulki z majonezem i bez jogurtu dodaję troszeczkę musztardy i śmietany.
Smacznego
J
7 kwietnia 2010 - 18:25
Kupuję tutaj najlepsze mleko świata właśnie z Jersey.
7 kwietnia 2010 - 19:17
Zośko,
niektórzy to mają dobrze i wyspy normandzkie, i pyszne mleko, i raj podatkowy i słońce, nie to co my, zimno, deszcz a ja jak kto głupi wyłączyłam ogrzewanie !
Serdeczności
8 kwietnia 2010 - 8:52
Mleko z Jersey i na wieczór koniecznie z wieczornego udoju, bo po takim wspaniale się śpi. We łbie się tym kapitalistom poprzewracało!!! 😉
8 kwietnia 2010 - 12:23
Beato,
Może i śpi się cudownie, ale ja mleka nienawidzę od najmłodszych lat bo w Niemczech pijałam mleko skondensowane z puszki a potem już w Polsce dano mi krowie i ja go nie mogłam przełknąć niestety. Błłłłłłłłłłłłe i do dzisiaj tak mam. Gdy gotowałam mleko dzieciom głowę miałam za oknem bo nawet tego zapachu nie mogę.
Serdeczności,
8 kwietnia 2010 - 21:04
Narażę się okrutnie: nie dość, że lubię mleko ( ale jakoś nie piję), to najbardziej z … kożuchem. Takie się jednak teraz nie trafia. I jeszcze lubię zsiadłe- w tzw. kamiennym garnku, zimne, z warstwą śmietany oraz młodymi kartfelkami do towarzystwa. I znów- o żarciu, kiedy ja się poprawię? Pozdrawiam.
8 kwietnia 2010 - 21:32
Andrzeju,
sam mi wyrzucałeś, że było za dużo o żarciu, ale my wszscy lubimy jeść, po prostu, a kartofelki młode z koperkiem i mlekiem zsiadłym z kamiennego garnka i to ze studni takie krojone niemalże nożem jest pycha ! i ja takie toto lubię
serdeczności
J
9 kwietnia 2010 - 19:56
Senegal no coś może napiszę o nim ale było conajmniej zaskakująco począwszys od pogody skończywszy na jedzeniu postaram się coś napisać przez weekend
10 kwietnia 2010 - 7:45
Olu,
czekamy z niecierpliwością
pozdrawiam i życzę weny twórczej
j
13 czerwca 2010 - 16:29
Kawa Sulawesi Kalossi…
I found your entry interesting do I’ve added a Trackback to it on my weblog :)…
13 czerwca 2010 - 16:36
Kawa Sulawesi Kalossi,
Thank you very much it is very kind of you and I highli appreciate your kindnest
regards
Jadswiga
13 czerwca 2010 - 20:00
Kawa Sulavesi,
Ja dotąd myślałam, że na Celebes to tylko herbata, byłam w Indonezji i byłam na plantacji herbaty i widziałam produkcję ale żeby kawa też, w życiu nie przypuszczałam
pozdrówko
14 czerwca 2010 - 8:36
Witam serdecznie, może kiedyś … sprawdzi Pani jak smakuje Sulawesi Kalosi … 🙂 polecam
Życzę oczywiście, by degustacja odbyła się w Indonezji…:) Niemniej jednak u nas w kraju również można skosztować – http://szlachetnysmak.pl
pozdrawiam 🙂
14 czerwca 2010 - 12:55
Darku,
Spróbuję napewno, ponieważ Indonezję odwiedzałam co najmniej pięć razy, znam wyspę Jawa całą przejechałam, Borobudur świątynia mnie zachwyciła, Yogia, stara stolica Indonezji, Semarang, Serpong, nie tylko Jakarta, a kawę pewnie kupię. Na Jawie mieszka moja przyjaciółka stąd też moje wizyty ale przede wszystkim był to badminton, ostatni raz 2004 rok.
pozdrawiam
kawa będzie zdegustowana narazie w Polsce