Kilka osób wyraziło zainteresowanie tematem falki po warszawsku. Wiem, że każda z pań podjęła kiedyś próbę ugotowania pysznych flaków, niestety nie zawsze te próby nam się udawały. Mówię za siebie. W zasadzie mogę napisać, że moje flaki robią karierę odkąd uprościłam sobie i to znacznie sposób ich przygotowania.
Gotowe flaki wołowe kupuje na moim ulubionym bazarze Szembeka zwanym tak popularnie, choć sam bazar mieści się przy ul. Zamienieckiej. W jednym ze stoisk zaopatruję się w paczki obgotowanych liofilizowanych i już pokrojonych flaków wołowych. Po przyniesieniu do domu, flaki moczę, i dodatkowo obgotowuję około pół godziny, po czym wylewam wodę, w której były gotowane i znowu zalewam wrzątkiem i gotuje kolejne pół godziny. Czynność powtarzam trzy razy. W ten sposób flaki są czyste, nie maja przykrego zapachu i chociaż na torebce produktu widnieje napis, że są liofilizowane postępuję zawsze w ten sam sposób.
Każda z nas umie gotować rosół, niby najprostszą zupę pod słońcem. Niby najprostsza, ale w przypadku flaków wołowych ja gotuje rosół wyłącznie z mięsa wołowego – szponder i kawałek pręgi wołowej, oraz włoszczyzna bez kapusty. Wypłukane mięso wkładam do większego garnka, dodaje obrana włoszczyznę, kilka ziarenek pieprzu, ziela angielskiego, kilka listków laurowych, zalewam zimną (!) wodą stawiam na kuchni i powolutku gotuję. Sól dodaje dopiero na zakończenie gotowania. Dlaczego? Po prostu, aby mięso miało możliwość ugotowania oraz aby nie stwardniało w gotowaniu. Woda nie może bulgotać, rosół musi mrugać do nas a nie szaleć jak tajfun. Ile czasu gotuję rosół? Wszystko zależy od mięsa, jakie kupię. Czasami trafiam na wspaniałą pręgę i po 2-3 godzinach jest ona mięciusieńka, czasami gotuję i gotuję i nic nie jest jej w stanie zmiękczyć, nawet zwiększona ilość godzin gotowania.
Ugotowany rosół odstawiam i staram się wyjąć z niego całą włoszczyznę oraz mięso. Część ugotowanego i miękkiego mięsa używam do przyrządzenia sztuki mięsa, która podaję w sosie chrzanowym lub musztardowym. Do ugotowanego rosołu dodaję obgotowane flaki, pokrojoną drobniutko marchewkę (tę wyjętą z rosołu), dodaję gałkę muszkatołową, pieprz, paprykę mieloną oraz majeranek i to sporo. Oczywiście, jeżeli u was w domu nie jada się majeranku lub innych przypraw doprawiamy flaki według własnego uznania. Ja robię dodatkowo zasmażkę na maśle i dodaje do flaków. I tu nie ustąpię, w zasadzie nie używam zasmażek, ale do tej jednej potrawy uważam, że musi być dodana, zmienia ona smak uszlachetniając go. Przypomnę jeszcze, że zasmażka to ( w zależności od ilości flaków) nic innego jak 3 łyżki masła rozpuszczonego na patelni z dodatkiem 1,5 łyżki mąki, wspaniale wymieszanej tak, aby nie było grudek, aby konsystencja zasmażki była gładka i niezbyt gęsta. Taką zasmażkę wlewam do flaków ciągle mieszając, aby w naszej zupie również nie było grudek. Na koniec dodaje sól, próbuję sprawdzając czy flaki są dostatecznie dosmaczone, odstawiam na około 20 min, aby wszystkie przyprawy miały możliwość „przegryzienia się”. Najważniejsze aby flaki były mięciuśkie, aby rozpływały sie w ustach, wtedy będą najsmaczniejsze, stad nasza troska aby były nie tylko dobrze obgotowane ale i miekkie. Ot i cała moja tajemnica w gotowaniu tej potrawy, którą wszyscy uważają za niezwykle pracochłonną. Sama zresztą też tak uważałam dopóki, dopóty nie znalazłam na bazarze stoiska, które oferowało DOBRE flaki wołowe, niestety zabrało mi to trochę czasu, ale metodą prób i błędów w końcu doszłam do perfekcji, czego życzę wszystkim paniom i panom, czytelnikom mojego bloga i przepisów kulinarnych. Po co się męczyć skoro ktoś za nas odwalił kawał dobrej roboty a my możemy skorzystać z tego skracając gotowanie jednej z najstarszych potraw warszawskich. Oczywiście uważny czytelnik powie: a gdzie są pulpety? Otóż muszę się przyznać, że ja wolę same flaki bez dodatków w postaci pulpetów, ale jeżeli ktoś lubi może je zrobić z mielonego mięsa z cielęciny.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie do usłyszenia!
Wasza Jadwiga
6 grudnia 2012 - 9:59
Jadziu, zasmażkę mogę sobie darować, za to majeranku musi być tona lub dwie! Narobiłaś mi smaku, a pogoda w Albionie też sprzyjająca, bo przy minusowych temperaturach flaczki smakuja dwa razy lepiej, więc powinnaś dodać w swoim przepisie, że flaczki zjeść po długim zimowym spacerze, bo to jest najlepszy do nich dodatek.
6 grudnia 2012 - 10:11
Ja rzadko gotuję flaki, ostatnio kilka razy kupiłam flaki cielęce. Zwykle mam kłopoty z dosmaczaniem, bo nie używam papryki. Dodaję czosnek, a z gałką muszkatołową trzeba bardzo uważać, bo jeśli się doda za dużo, tak jak ja tydzień temu, to są prawie niejadalne.
6 grudnia 2012 - 10:27
Do obgotowania dodaję seler, łagodzi zapach:)).Zamiast zasmazki czasem dodaję błyskawicza kaszke mannę, zagęszcza, lagodzi smak.
Poza tym tyle przepisów, ile kucharek, a najsmaczniejsze, gdy ktoś poda gotowe:))
6 grudnia 2012 - 10:38
Czesiu,
absolutnie się z Tobą zgadzam, najlepsze gdy podaja nam wtedy smakuja wybornie
pozdrawiam mikołajkowo
j
6 grudnia 2012 - 10:40
Ewa777
ja dosmaczam gałką muszkatołową bo ja bardzo lubię ale ostrożnie i po troszku, zaś papryki tez nie uzywam, ale podaję gdyby ktoś chciał, a w psrzedaży sa flaki i gdy kupuje to wołowe bo są chyba (wg mnie najsmaczniejsze)
Mikołajkowe pozdróki
j
6 grudnia 2012 - 10:41
Beato
każda z nas lubi je robić po swojemu dlatego nie dyskutuję i podkreślam przepis jest tylko podstawa do wynalezienia swojego najlepszego smaku
j
6 grudnia 2012 - 11:12
gotujemy bardzo podobnie .Wiga wbrew pozorom , ugotowanie dobrego rosołu , to nie w kij dmuchał .
jedynie gałki nie dodaję , ale dosypuje majeranek . Mięso wołowe z rosołu smażę z cebulką .Podaję z ziemniakami i marchewką z rosołu – pyychaaaaaaaaa.
dzisiaj jestem kontenta z wizyty u ciebie Wiga
6 grudnia 2012 - 11:14
Dośka
jasny gwint Kofana, a jak mi zabraknie pomysłów w menu, to co będzie wrócę do wspomnień, polityki, mody czy czego? Ło matko…!
j
6 grudnia 2012 - 12:09
6 grudnia – jak dobrze wiecie, Święty Mikołaj chodzi po świecie. Dźwiga swój worek niezmordowanie. I każde dziecko prezent dostanie.
Pozdrawiam mikołajkowo
6 grudnia 2012 - 14:02
Oj, chodzą za mną flaki już od dłuższego czasu, a ostatnio się zawahałam nad gotowymi, krojonymi w atrakcyjnej cenie. Ale nie kupiłam i proszę, żałuję, bo mnie ta myśl o własnych nie odstępuje. Też tak obgotowuję i wylewam wodę, przyrządzam tak jak Ty. I też dużo, bardzo dużo majeranku i papryki. Nic nie poradzę uwielbiam majeranek. Nie robiłam nigdy zasmażki, ale spróbuję z zasmażką. 🙂 Kiedyś kupowałam flaki w wielkich płatach, czyściłam solą, płukałam i gotowałam, a zapach się niósł 😉 Kurczę, flaki czy może zimne nóżki? Bo i na te też mam wielką ochotę.
6 grudnia 2012 - 16:34
Wiesiu. and. company
Tak moze być majeranek ale zasmażka tym razem obowiązkowo, no nie zeby było gęsto ale jednak dla smaku i zdrowotności, a nóżki? tez już kupiłam, czekaja na swoja kolejkę, zrobie dla rodziny na święta
pozdrawiam
j
6 grudnia 2012 - 16:34
Agato
d\ziecko pewnie tak ale ja?????????????
chyba była niegrzeczna
j
6 grudnia 2012 - 18:33
I znów nie pogadamy… Największe żołądki jakie toleruje mój żołądek pochodzą z indyka. Wszystko co jest większe od mojego, mój organizm odrzuca. Co nie znaczy, że mężowi nie serwuję, ale tylko gotowe, ze słoika. Są granice dowodów miłości. O tym będzie mój następny wpis:))))
6 grudnia 2012 - 19:58
Drogi i Szanowne Panie! Proszę o adresy i terminy- będę wpadał. Kolejno. Potem się wypowiem. Pozdrawiam.
6 grudnia 2012 - 21:11
Flaki lubię, nawet bardzo, ale nigdy nie gotowałam. Moja bratowa robi przepyszne i jak jestem u niej, to zawsze dla mnie sa flaki. Pozdrawiam, Jadziu
6 grudnia 2012 - 21:37
wiem, że są tacy co do ust nie biorą ale ja uwielbiam!
6 grudnia 2012 - 23:19
Zośko
boś Ty kobieta polska jest i wiesz co pyszne
pozdrawiam mikołajkowo
j
6 grudnia 2012 - 23:20
Azalio,
ale widzisz , ze nie taki diabeł straszny jak go malują i mozna samemu też zrobić, i nawet nie ma tak dużo roboty
j
6 grudnia 2012 - 23:21
Heleno
skoro tak to masz mozliwości napiszę ci emaila
pozdrawiam
j
6 grudnia 2012 - 23:22
Andrzej,
od kogo zaczynasz?
j
7 grudnia 2012 - 5:58
Witaj Jadziu! Nigdy nie gotowałam flaków. Na te święta już mam kupione. Może warto wypróbować flaki po warszawsku. Jadziu pozwolę sobie zażartować, że takie na prowincji to by dopiero smakowały hihihihihi.Pozdrawiam
7 grudnia 2012 - 8:41
Tereso
prowincja czy Warszawa nie ma tu nic do rzeczy, tak sie nazywają od lat, i nie ma to zadnego znaczenia gdzie będziemy je gotowali, tu czy tam…
j
7 grudnia 2012 - 11:43
Barnabo proponuje zuchwały i gastronomiczny najazd na Wigę . Juz widze jak radośnie podskakuje klaszcząc , nastepnie staje przy garach i pitrasi dajac tym faktem potwierdzenie że potrafi.
7 grudnia 2012 - 18:23
Nigdy nie próbowałam gotować flaków, chociaż patrząc na zdjęcie u Ciebie chętnie bym skosztowała.Pozdrawiam.Ula
7 grudnia 2012 - 18:37
Dośko
Barnaba był u mnie nie raz, nie powiem jedliśmy i piliśmy i to nie mało, więc zna moje pichcenie bo różne dania były serwowane jako ze znamy się poza blogosferą mnóstwo lat
j
7 grudnia 2012 - 18:38
Ula
no to trzeba się odważyć i spróbować chociaż raz, a wtedy okaże sie, że nie jest to takie skomplikowane
j
7 grudnia 2012 - 22:01
Pani Jadwigo,
wiem, że flaczki samodzielnie przyrządzone nie mają sobie równych… Ale ja mam u znajmego rzeźnika wspaniałe flaczki na gotowo. I jeszcze jeden taki lokal w Bydgoszczy.
8 grudnia 2012 - 20:26
Zapisałam, do realizacji :)))
8 grudnia 2012 - 22:21
An-Ula
no to ciesze sie, bo nie wiedziałam czy odnotowałaś, przepis prosty i jasny, pozdrawiam
j