W roku stulecia Anina otwarto dla zwiedzających pierwsze anińskie ogrody. Jak wyczytałam w folderze wydanym przez Wydział Kultury Dzielnicy Wawer m.st. Warszawy nie wiadomo, czy w latach następnych zamknięte furtki staną otworem, aby można było podziwiać ogrody, ale też piękną architekturę Anina. W ramach inicjatywy społecznej, społeczności anińskiej organizatorami „Otwartych Ogrodów” byli Michał Nowacki, Zofia Górzyńska i Cecylia K. Zimna.
Piękny folder wydany przez Gminę Wawer opracowała Teresa Szymczak, zaś projekt logo Jerzy Nowakowski. W folderze czytamy: „… Nie my wymyśliliśmy „Otwarte Ogrody”. Otwierali gościnnie swe ogrody mieszkańcy Podkowy Leśnej, Józefowa, Milanówka, Komorowa. W ogrodach można było obejrzeć nie tylko piękne krzewy, rabaty, kwiaty, lecz również a może przede wszystkim spotkać ludzi twórczych i interesujących – filozofów, malarzy zbieraczy osobliwości, rzeźbiarzy, producentów biżuterii lub lokalnych pocztówek, tkaczki, hafciarki… Próbujemy z okazji stulecia Anina iść śladami poprzedników, korzystając z ich doświadczeń.” W 2010 roku w maju swoje ogrody udostępniły następujące Rodziny: Wojciech Adamczyk – reżyser teatralny m.in. sztuk takich jak: „Kolacja dla głupca”, „Ludzie i anioły”, i telewizyjny –Tata, a Marcin powiedział, Miodowe Lata, Pensjonat pod Różą, nagradzany licznymi nagrodami m.in. za „Ranczo”- najdowcipniejszy serial komediowy, Małgorzata Gutowska Adamczyk – autorka powieści m.in.13 Poprzeczna, 110 ulic, 220 linii i innych, Barbara Haberzak– malarka, Judyta Halska le Mounnier – skrzypaczka, Aldona Kraus– okulistka, lekarz piszący wiersze, autorka wspomnień o ks. Janie Twardowskim i publikacji w mediach, Dariusz Osiński- rzeźbiarz, rodzina lekarek Nowackich. Andrzej Szalewicz –inżynier elektronik, działacz sportowy, były prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Jadwiga Ślawska Szalewicz– absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego, autorka tego blogu, Honorowy Prezes Polskiego Związku Badmintona, Barbara Wołodźko Maziarska– plastyczka, Janina Zdanowicz – malarka o dużym dorobku artystycznym ( pani w wieku 90 lat- przepraszam Janinę za udzielenie tej informacji, ale promuję aktywność seniorów i dlatego chciałam pokazać, że każdy wiek jest dobry, aby tworzyć, malować czy też pisać). Ewa i Marek Samsonowie, Barbara Sułkowska, Teresa i Antoni Wajnerowie, Piotr Chodorek weterynarz m łych zwierząt, Bożena i Marek Janowscy – właściciele jednego z najstarszych, ponad stuletniego domu w Aninie, prezentujących wieloletnią historię rodziny i domu. Otwarte Ogrody w Aninie otwierały swoje bramy i furtki w dniach od 9 maja do 22 maja.I właśnie w takim świetnym towarzystwie, ludzi niebanalnych, przyszło nam zorganizować wystawę i otworzyć nasz ogród.Wystawa dotyczyła pasji Andrzeja – genealogii oraz zastosowania genetyki w genealogii, pokazania drzewa genealogicznego, którego początki sięgają roku 1530, jego drugiego hobby kolekcjonerstwa znaczków olimpijskich do klap, wydanych przez Polski Komitet Olimpijski od roku 1924, zaprezentowania wydanych przez niego książek oraz skromną moją a raczej wspólną pasję zbierania obrazów o tematyce badmintonowej oraz la volante, czyli sportu rakietowego, w którym używa się rakiety większej od rakietek do tenisa stołowego natomiast mniejszej i lżejszej od rakiety tenisowej.
Dzisiaj prawie wszyscy, no może uczciwiej pisząc, większość z nas wie, co to jest badminton, dyscyplina olimpijska od 1988 r., kiedy to na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu była pokazową, zaś pełnoprawna dyscypliną olimpijską została od Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992r., poprzez IO w Atlancie w 1996 r., IO w Sydney 2000 r., IO w Atenach w 2004 r. i IO w Pekinie w roku 2008 r. Z naszej bogatej kolekcji pokazaliśmy kilka obrazów, które przedstawiały badminton w innym zupełnie anturażu: długich sukien, kontusików jakże polskich, kapeluszy dam, wyrafinowanej elegancji panów. Le volante a później badminton, nazwa pochodzi od hrabstwa Badminton – Pałacu Badminton House w Anglii Gloucestershire. W tym pałacu należącym do księcia Beaufort w salonie (o wymiarach dzisiejszego boiska do badmintona powieszono dokładnie w połowie długości boiska sznurek, do którego przywiązano kolorowe wstążki, aby sznurek był widoczny i tak grano rakietkami drewnianymi z naciągiem zrobionym z jelit zwierzęcych. Był rok 1870 a może wcześniej? A później le volante, nazwano badminton i rozpowszechnił się w krajach pod panowaniem brytyjskim. Stąd Indie, a jak Indie to Azja i metodą śnieżnej kuli stał się znany w Chinach i całym Dalekim Wschodzie.
Kopia najstarszego posiadanego przez nas obrazu księcia Augusta Sułkowskiego, zaledwie czteroletniego młodego chłopca w pięknym kontusiku, namalowanego przez Adama Manyokiego w roku 1733, ma swoja jakże piękną i interesującą historię. Będąc w Pałacu w Rydzynie koło Leszna, od tamtejszego kustosza dowiedzieliśmy się o istnieniu takiego obrazu. Nasze poszukiwania zajęły kilka ładnych lat, pisaliśmy do wielu Muzeów z prośbą o informację, jednak bezskutecznie. I nagle otrzymaliśmy pismo wraz ze zdjęciem z Muzeum w Budapeszcie, z informacją, że taki obraz rzeczywiście istniał, nie wiedzą, do kogo obecnie należy, że raz po wojnie pokazał się na aukcji, ale ślad po nim zaginął. Jedyne, co mają to tę załączoną czarno- białą fotografię, wiedzą, że obraz został namalowany przez Adama Manyokiego węgierskiego malarza. Tyle na ten temat, tyle i aż tyle. I tu zaczyna się nasza historia, ja w owych latach pracowałam w Polskim Związku Badmintona, Andrzej, prezes związku, postanawiamy dowiedzieć się znacznie więcej o malarzu, w jakich latach żył, co namalował, jakie malarstwo preferował, jaka była paleta barw używana przez niego w XVIII wieku. Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w tym czasie organizowane są w Płocku. W wolnej chwili idziemy do Muzeum Mazowieckiego w Płocku, aby zobaczyć wystawę. Podczas zwiedzania jednej z sal ze zdumieniem zobaczyliśmy obraz namalowany przez Adama Manyoki’ego. Zakup książki o tym malarzu i jego obrazach nie sprawił nam większego kłopotu. Andrzej miał w Krakowie przyjaciela, którego syn Sebastian Słaby studiował w owym czasie w Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych i tak doszło do powstania naszej kopii obrazu Adama Manyoki – księcia Augusta Sułkowskiego. Po otrzymaniu obrazu, zamówiliśmy kilka kopii, które w kolejnych latach były wręczane różnym wielce zasłużonym ludziom w badmintonie, w kraju i za granicą. Pozostałe obrazki i miedzioryty nabywałam podczas moich podróży po Europie, jednak muszę stwierdzić, że najwięcej zakupów zrobiłam w Anglii na różnego rodzaju pchlich targach, gdzie wypatrywałam wszystkie obrazy z motywem rakietki. Tak powstała spora kolekcja, do której mamy wielki sentyment. Do naszego „Otwartego Ogrodu” zawitało kilkadziesiąt osób, reprezentujących między innymi Warszawskie Towarzystwo Genealogiczne, Stowarzyszenie Właścicieli Nieruchomości w Aninie, p. Igor Strojecki, który przygotował w Muzeum Mazowieckim oraz w Domu Polonii w Warszawie wystawy Pt.” XIX –wieczna Azja Środkowa okiem fotografa, badacza i podróżnika Leona Barszczewskiego” , „ pani Jolanta Karpińska Warzecha – organizator „Otwartych Ogrodów” w Józefowie, zaprzyjaźnione grono osób z lat szkolnych zdających razem z Andrzejem maturę, oraz grono naszych znajomych Józef Prokop, Jego wielki przyjaciel Piotr Witt i inni w tym ludzi sportu, ludzi kochających historię i tradycję. Motywem przewodnim była 90 letnia historia Rodziny Szalewiczów zamieszkałej w Aninie liczącym sto lat, ciągle przy tej samej ulicy.. Stare fotografie znakomicie uzupełniały opowiadane przez Andrzeja historię rodzinne.
Piękny dzień i wspaniałe popołudnie okraszone burzą z piorunami zgromadziło wszystkich na tarasie przy herbatce i kawie, pysznych ciasteczkach z najlepszej Piekarni i Cukierni „Grzybki” w Warszawie serwowanych przez Jolę i Ewę. Burza dodatkowo sprowokowała ożywioną dyskusję na tematy genealogiczno -historyczne. Ostatni goście pożegnali nas o godzinie 22.00. W przygotowaniach do wystawy plenerowej uczestniczyła cała Rodzina, która chciała podkreślić znaczenie tego interesującego wydarzenia towarzyskiego oraz dołożyć swoją maleńką cegiełkę.
Wielka szkoda, ze taka wspaniała społeczna inicjatywa zainicjowana przez mieszkańców Anina nie została w odpowiedni sposób rozpropagowana przez współorganizatora- Gminę Wawer, która wydając folder w bardzo limitowanym zakresie nie wydała wystarczającej ilości plakatów i zaproszeń, które można byłoby rozwiesić na słupach Anina oraz rozkolportować do skrzynek pocztowych mieszkańców.
I tak w „Otwartych Ogrodach” z okazji stulecia Anina najwięcej gości przyjechało z Warszawy zaś najmniej gości było mieszkańcami Anina!
„Otwarte Ogrody okiemjadwigi”
opisała
Wasza Jadwiga
23 maja 2010 - 19:59
Sukcesy moich Przyjaciół są także moimi sukcesami… I ja też w końcu zawitam na taras- nawet bez ciastek (gubimy kilo i dekagramy!), bez burzy z piorunami. Za to z kawą- bez cukru. Pozdrawiam, gratuluję aktywności prowokującek powodzenie.
23 maja 2010 - 21:26
Pan Barnaba o szarlotce już nie pamieta? A ja obiecuję, że jeżeli na jakieś zawody do WArszawy przyjadę, to szarlotkę uszykuję i z towarzystwem blogowym się spotkam.
„Otwarte Ogrody” – wspaniała inicjatywa. Miło chyba żyje się w miejscowości, gdzie jest tylu zaangażowanych ludzi, gdzie można podyskutować na ciekawe tematy.
A gmina? Moja gmina jest podobna. Nawet jako radny nie mogę się czasem doprosić 500 złotych na to, żeby coś dla ludzi zorganizować, bo wójtowi i jego urzędnikom wydaje się, że chcę ich pieniądze na pierdoły roztrwonić…
23 maja 2010 - 22:52
Droga Jadziu! Przeczytałam jednym tchem i nie mogę ochłonąć z wrażenia. Tyle tutaj fascynujących wiadomości i informacji. Bardzo żałuję, że nie mogłam w tej wielkiej gali na 100-lecie Anina uczestniczyć i nawet pluję sobie w brodę. Wiesz – co mnie zatrzymało w Łodzi.
Oczywiście, gdy czytałam Twoje sprawozdanie, ogarnęły mnie sentymenty, ponieważ gdy byłam małą dziewczynką, w Józefowie bywałam dość często, więc i w Aninie także. Ech… te wspomnienia…
Całuski przesyłam…
Ewa
24 maja 2010 - 8:06
Andrzeju,
nasze ciastka sa bezcukrowe i bezkaloryczne, ponadto zawsze w pogotowiu kije samobije do chodzenia, a aktywność konieczna bo tylu wspaniałych ludzi na tym świecie i można poznać i można porozmawiać, ale władze samorządowe co to z nas wywodzą się jakby o tym w ogóle nie pamiętały, i zrobienie 100 sztuk folderów na 55 tys mieszkanców to tak jakby do Wisły 1 kroplę na uspokojenie wrzucić?
Co Ci to przypomina?
pozdrawiam
24 maja 2010 - 8:07
Tomku,
gdy w Warszawie będą biegi to nie tylko towarzystwo blogowe się spotka ale jeszcze będzie Ci kibicowało, i szarlotka na tę okoliczność się znajdzie. Przecież niedługo w Warszawie runing day ?
nieprawdaż ?
pozdrawiam serdecznie, jak tam matury?
24 maja 2010 - 8:09
Pleciugo,
Było sporo gości, zafascynowanych wystawą , miłe komentarze i wcale burza nie przeszkodziła, dlatego bardzo sie cieszymy, że mogliśmy uczestniczyć choć trochę w 100 leciu Anina
pozdrawiam
24 maja 2010 - 8:53
No, to Anin sobą pięknie odmłodziliście! I – tak trzymać. Szarlotka Pana Tomka ( biegającego, piszącego, nauczającego i UROCZEGO) juz jest w kanonie symboli. I pewnie tak zostanie. Ale, jesli zacznie się jednak przeistaczać w fakt, to na mnie mozna liczyć. Niezmiennie. Byle jabłuszka nie były ze słoika sklepowego, a uwarzone domowym sposobem… Poczekamy, jeśli się doczekamy- zobaczymy. Pozdrawiam.
24 maja 2010 - 9:16
Andrzeju,
jak pisał w Compendium Ferculorum St. Czarniecki pierwszy twórca polskiej książki kucharskiej, jabłka nalkeży ochędożyć i udusić, czyli o takich myślisz zapewne, ochędożone ? mniam
24 maja 2010 - 12:40
Jakże piękny bywał drzewiej nasz język! Jak klasyczna kuchnia! Tak, o takie jabłuszka mi chodzi. I jeszcze gatunek ma szarlotkę powinien być odpowiedni. Antonówki? Glowy nie dam, ale coś takiego się po niej pałęta. Pozdrawiam po pływaniu- długość w normie. 72, ależ to nuda; na półtorej godziny…
24 maja 2010 - 16:19
Czytam ,że pięknie było. Pozazdrościć. Jak by można było to podesłałabym Wam jeszcze te 32 stopnie, co od trzech dni na Wyspie królują :)))
24 maja 2010 - 16:40
no my w tym tygodniu robimy taką imprezę, urwanie głowy, ja mam ogród sportowy:))
24 maja 2010 - 16:52
Andrzeju,
mogły być antonówki i landzberskie też. Ja dzisiaj chodziłam z kijami. Ale mój wynik tylko 3 km , a dla mnie to prawie maraton.
pozdrawiam
a jabłka ochędożone i uprużone w garnku z cynamonem – takie dodaje sie do szarlotki. Jedyna szarlotkę taką pycha robiła moja mama, ja nie byłam dobra z tego dania.
24 maja 2010 - 16:54
Randdal,
U nas otwarte ogrody były pierwszy raz, ale od roku 1956 w ogrodzie było boisko do badmintona, gdzie Stal FSO Warszawa czy też Polonez Warszawa miały treningi, ja tego nie pamiętam ale mój mąż.
pozdrawiam i życzę udanego otwartego ogrodu.
24 maja 2010 - 17:20
Zośko,
jak to 32 stopnie, toż to klimat podzwrotnikowy, a u nas cieszyliśmy się, że tylko jedna burza była i nie lało sakramencko tylko trochę i nie było zimno tylko 20 stopni, i nie było komarów!~
Pozdrawiam
24 maja 2010 - 21:02
A tak nas Królowa rozpieszcza:)
25 maja 2010 - 6:43
Zośko,
dlatego bardzo żałuję, że nie mamy królowej i takiego pięknego country side i takich tradycji, i tylu tak pięknie utrzymanych pałacy. A parki przy tych pałacach i ogrody spoecjalnie pielęgnowane np Richmond Par to w okolicy Beaty, o tej porze z cudnie kwitnącymi rododendronami. Echhhhhh..
Bardzo lubię Andlię,
a unas jak nie burza to deszcz jak nie deszcz to ulewa i tak wkoło, i wcale nie wiem czy jest wesoło, bo powódź okropna..