Czy wiecie , że w ten sposób zadane pytanie potrafi być przyczyną rodzinnych sporów? Ale po kolei, zaraz wszystko wyjaśnię. Poszukując odpowiedzi na to pytanie musimy niestety nieco cofnąć się w czasie do Powstania Listopadowego. I tu rodzi się kolejne pytanie: a co ma powstanie listopadowe do Wigilii? Upadek powstania listopadowego pozbawił Polaków wszelkich złudzeń. Wobec zlikwidowania państwa polskiego z jego podstawowymi instytucjami i rosnącego nacisku ze strony zaborców, w celu unicestwienia myśli o odzyskaniu niepodległości, rodził się nowy kształt kultury narodowej, w którego obszar wchodziły także wzory kulinarne. Dokonało się to spontanicznie, a stymulowane było przez literaturę, ukazujące się pamiętniki i listy rodaków rzuconych poza granice ojczyzny. Podtrzymywanie tradycji uzyskało nową rangę. Powstał kanon kuchni narodowej, trwający aż do dziś. W tym wzorcu poczesne miejsce zajęły potrawy związane ze Świętami Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy. Podobny status uzyskały dania popularne w całej Polsce od wieków jak: bigos, barszcz, pierogi czy zrazy. Tysiącom emigrantów czy zesłańców ojczyzna kojarzyła się nie tylko z przydrożnymi wierzbami, bocianami, strzechami i puszczaniem wianków w noc świętojańską, ale również z poszczególnymi potrawami. Dlatego spotykamy opisy potraw w literaturze na przykład u Henryka Rzewuskiego w imionniku Marii Szymanowskiej z opisem barszczu, pierogów, kartofli z cebulą, kurczaków nadziewanych z koprem i pietruszką, jak również opis bigosu, wspomnienia kawy, polewki piwnej, litewskiego chłodnika czy zrazów w „Panu Tadeuszu” Adama Mickiewicza, gdzie poeta utrwalił w ten sposób apoteozę polskiej kuchni. A u Jana Bartkowskiego znajdujemy wspomnienia z uczty emigracyjnej złożonej z wybornego barszczu, smażonych zrazów z kaszą obwarzaną i pirogów leniwych. W listach i wspomnieniach wygnańców pojawiają się stale wzmianki o potrawach pamiętanych z młodości, którymi niespodziewanie ich ugoszczono na obczyźnie, słowami najczulszymi opisywanymi, a dotyczącymi smaków i zapachu polskich dań. W ten sposób jedzenie stało się nieoczekiwanie nośnikiem wartości narodowych, podtrzymujących na duchu w smutnej rzeczywistości emigracji, zsyłki czy dnia codziennego w podbitym kraju. W życie szlachty wkroczył głód i niedojadanie – zjawisko dotychczas nie znane. Bo jak pamiętamy głód dotyczył raczej chłopów i biedoty miejskiej. Inne warstwy spotykały się z nim wyjątkowo. Stąd zesłańcy, Polacy emigranci, zubożali obywatele, którzy szukali zarobku na obczyźnie poznają wartość kawałka chleba. Pojawiają się też opisy o tanich obiadach w Warszawie „ u Szmelcowej”, gdzie można było dostać zupę, chleb, mięso i jarzyny za 1 zł i 6 gr. Wtedy tez w okresie głodu i chłodu zapewne narodził się szacunek dla chleba. Chleb traktowano odtąd z czcią , nie wolno było wyrzucać resztek, a chleb który upadł podnoszono i całowano na znak przeprosin. Tak, ten chleb stał się dla wygnańców symbolem kojarzonym z ojczyzną. W XIX wieku kuchnia polska zbliża się do kuchni europejskiej, z zachowaniem narodowego charakteru. Polska przedrozbiorowa była ogromnym państwem wielonarodowym, spojonym dzięki historii i sarmackiej kulturze szlachty, która w owym czasie stanowiła naród, naród polski. Poczucie tożsamości narodowej chłopów praktycznie nie istniało, , a mieszczaństwo składało się z ludzi osiadłych w Polsce od paru pokoleń zaledwie. Wydawało się, że taka sytuacja spowoduje wynarodowienie Polaków w krótkim czasie, tymczasem szok utraty niepodległości, pierwsze próby walki o wolność , antynarodowe działania zaborców, zwłaszcza Rosji, spowodowały obudzenie poczucia więzi narodowej w coraz szerszych warstwach społecznych. Efekt rozdarcia państwa zaznaczył się w obyczajowości i w kuchni. Jak wiemy w każdym państwie istnieją kuchnie regionalne. We Francji, Hiszpanii, Niemczech czy Włoszech specjalności poszczególnych regionów (katalońskich, neapolitańskich, bawarskich, prowansalskich) powstawały lokalnie. W przypadku Polski różnice kuchni regionalnych stanowią spuściznę po zaborcach, bo choć pogranicze zawsze przejmuje pewne potrawy od sąsiadów, to teraz upodobanie kulinarne objęły teren całego zaboru. Nawet sławetny samowar, który przyjął się w Królestwie i przetrwał do I wojny światowej. Choć prawdę powiedziawszy nasz samowar z Tuły przyjechał do Polski do Warszawy z Babcią Marią w roku 1921. Inne nawyki kulinarne były znacznie trwalsze i ogromne przemieszanie ludności w wyniku II wojny światowej ich nie zatarło. I tu dochodzimy do pytania zadanego w tytule: co Państwo jedzą na Wigilię? Aby ujawniły się różnice, pomimo upływu lat, bo barszcz czy zupa grzybowa, śledzie, kapusta z grochem czy kapusta z grzybami, pierogi czy kutia, makowiec czy kluski z makiem stanowią zasadniczy problem w poszczególnych rodzinach, w których małżonkowie pochodzą z różnych regionów Polski.
Poznańskie przejęło pewne cechy kuchni niemieckiej: golonkę, kluski drożdżowe, kluski na parze, ciasta drożdżowe podawane do kawy, przygotowywanie przetworów warzywnych i owocowych, marynat i marmolad oraz kompotów. Zabór rosyjski przejął samowar i długo wszystko co rosyjskie było pomijane, nawet bliny i pierogi, pewnie z nienawiści do okupanta, że o kutii nie wspomnę. To czym się zajadano to flaki, rosoły, krupniki, pieczenie, kotlety. Najwięcej potraw przejęto od zaborcy i sąsiadów w Galicji. Galicja stanowiąc część Cesarstwa Austro-Węgierskiego posiadała kontakty z Czechami, Węgrami, Rumunami i Ukraińcami, we Lwowie było wielu Ormian, a także Żydów. Można powiedzieć rzesze Żydów. Kuchnia była terenem na którym kultury narodów stykały się i przenikały. Jedzono więc paprykę we wschodniej Galicji, bakłażany, mamałygę, gulasz węgierski, bliny, pierogi ruskie, kutię, a także przejęte z kuchni wiedeńskiej wspaniałe słodycze, a nade wszystko torty. Dawni Polacy cenili dobre jedzenie, mówili i pisali o nim chętnie. Stąd piękne teksty M.Reja, J.Kochanowskiego, Potockiego, Morszczyna, Kochowskiego, Kitowicza. Poezja sprawia, że wierzymy w sielski obraz naszej najsmutniejszej historii. I tu literatura znowu staje się nośnikiem wartości patriotycznych. Nagle Wigilia staje się Polską Gwiazdką. Emigranci, zesłańcy w tym dniu utożsamiają opłatek, barszcz czy mak z oddalonym krajem, a kolacja wigilijna staje się symbolem ojczyzny, po prostu obrasta w emocje nie znane innym narodom. I znów przełomem było powstanie styczniowe, restrykcje po kolejnym upadku zrywu patriotycznego, zsyłki, konfiskaty mienia, emigracja, uwłaszczenie chłopów w Kongresówce są motorem głębokich zmian. Żałoba narodowa nie sprzyjała zbytkom i pisaniu o sprawach stołu, było wręcz niestosowne. Nastąpiła zmiana hierarchii wartości. Pisanie na temat jedzenia było nietaktem. I ani Reymont, Orzeszkowa, Prus czy Sienkiewicz nie rozpisywali się na temat jedzenia, dalecy byli od sybarytyzmu. Kuchnia w tym czasie kończy okres przeobrażeń. Przemieszczanie się ludności ze wsi do miast zwiększyło zapotrzebowanie na książki kucharskie, w których znajdujemy przepisy na potrawy smaczne i tanie. Bestsellerem stulecia stała się książka Ćwierciakiewiczowej „365 obiadów za pięć złotych”. Książki kucharskie starały się ułatwiać życie podając dokładne przepisy. Kuchnia końca XIX wieku niewiele różni się od dzisiejszej, ponieważ ostatecznie zwyciężyła kuchnia prosta, chudopacholska, rodem z czasów Rzepichy, nie ze stołów barokowych. Przetrwał kapuśniak, barszcz i rosół, bigos, mięsiwa pieczone i duszone, pierogi, kluski i naleśniki i z tych udoskonalonych potraw przygotowujemy dzisiaj nasze dania wigilijne. No to w końcu zadam pytanie: co Państwo jedzą na Wigilię?
A pytania zadawała szperając w swojej bibliotece i opisując dawne czasy przy pomocy Krystyny Bockenheim i jej książki „Przy Polskim Stole”
Wasza Jadwiga
KONKURS przypominam o ogłoszonym konkursie:
Dlatego dzisiaj po dwóch latach blogowania zapraszam wszystkich do zabawy mikołajkowej: z okazji drugiej rocznicy mojego blogowania ja , Firma Emporia Telecom, i Flora Point, przygotowaliśmy upominki dla 3 osób, które komentując moje wpisy zajmą zaszczytne miejsca 5999, 6000, 6001, oraz 8 upominków mikołajkowych dla tych, którzy wpiszą najciekawsze komentarze. Jury konkursowe to Grzegorz i Monika, moi wierni od lat Przyjaciele. Niestety nie mogę napisać, jakie to będą upominki, gdyż Mikołaj przyniesie je, jako prezenty niespodzianki w ramach obchodów dnia Św. Mikołaja.
Oczywiście wyniki konkursu zostaną ogłoszone a zwycięzcy otrzymają swoje wygrane upominki pocztą. Zapraszam do zabawy! Serdecznie pozdrawiam i życzę wspaniałego tygodnia!
Wasza Jadwiga
4 grudnia 2011 - 10:57
U nas w domu jemy ” bezkrwawą wigilię” – wegańską, ale zawsze jest 12 potraw. Nasz karp pływa w stawie. A co jemy? Zawsze barszczyk z uszkami, bigos z grzybkami, roznego rodzaju pierogi( z kapustą, soczewicą czy z soją), pieczarki nadziewane lub w cieście piwnym, no i inne przekąski , dużo sałatek i surówek no i oczywiście na stole jest kompot z suszu bądź z małych w całości ugotowanych s( obranych) szarych renet z wanilią i cynamonem.
pozdrawiam ACH.
4 grudnia 2011 - 11:04
Jadwigo , co je moja rodzina na Wigilię ? a to różnie bywa , ale zawsze są to potrawy postne.
Dlaczego bywa różnie ? bo zmienia nam się skład osobowy rodziny , młodzi żenią się i wychodzą za mąż, a nowi członkowie rodziny wnoszą ze sobą swoje zwyczaje i potrawy.
Moja bratowa np. wniosła zwyczaj robienia podłaźniczek na czas adwentowy , tego oczywiście się nie je , ale mi ten zwyczaj przypadł bardzo do serca . Chociaż brat z rodziną już dawno jest „na swoim” zwyczaj robienia podłaźniczek pozostał.
Szwagier zawsze upierał się przy potrawie groch z kapustą , a drugi szwagier przy makiełkach , chociaż nasza rodzina preferowała kluski z makiem.
W ten sposób na naszym stole zaczęły pojawiać się ryby w galarecie – obok naszego kochanego smażonego karpia, barszcz- obok naszej zupy rybnej , ryba po grecku-obok naszych śledzi w oleju lub zalewie octowej , sałatka warzywna -obok naszej kapusty z grzybami itd.
Bardzo ciekawe są tradycje stołu wigilijnego i lubię je poznawać , Twój post na ten temat bardzo mi się podoba – dziękuje Jadwigo i życzę Ci miłego weekendu , oraz udanego tygodnia -pozdrawiam Yrsa
4 grudnia 2011 - 11:06
Doświadczenia własne: Państwo jedzą, co… im podadzą. W każdym razie bez mięs oraz alkoholu. Jako stałe fragmenty mojej gry- śledź, karp smażony, kompot z suszu… Reszta wg. uznania- kto lubi kapustę z grzybami- niech je ( jeśli grzyby znalazł); kto coś z makiem- niech je; barszyk- tak samo ( może być na karpiowych głowach). Niech będzie 12 potraw… Zazwyczaj po dużej ilości ryby ( chyba raz w roku) popiję kompotem i mam dosyć…
4 grudnia 2011 - 12:30
Nasza Wigilia to tradycja mojej rodziny i tradycja rodziny bratowej. Wigilia u nas dla całej rodzinki, więc nasze są pierogi z kapustą, dorsz smażony /za życia Mamy był koniecznie karp/, gołąbki z ryżem i grzybami, fasola Jaś z masłem /tradycja rodziny męża/, kompot z suszonych owoców. A bratowa przywozi barszcz biały z grzybami /tradycja mojej Mamy/ oraz barszcz czerwony z uszkami grzybowymi /tradycja Mamy bratowej/. Tyle tego, że pierwszy dzień świąt, który także jest u nas – śaniadanie zaczynamy od dań wigilijnych :))
4 grudnia 2011 - 12:33
I znów porcja historii, dziękuję.
LW
4 grudnia 2011 - 13:07
Margeto,
bardzo dziękuję, za podanie zestawu wigilijnego waszej rodziny. W podsumowaniu swiat chcę napisać o tradycjach światecznych naszego grona bloggerów, serdeczności
j
4 grudnia 2011 - 13:10
JanToni,
Wiesz, ja chyba bardzo lubię odkrywać historię na nowo!
pozdrawiam
j
4 grudnia 2011 - 13:11
Eurydyko,
pierogi z kapustą i grzybami robiła moja Mama, kompot oczywiście dobrze robi na trawienie, barszcz czerwony z uszkami też, a biały barszcz lub żur jak go nazywali jedliśmy na Podkarpaciu, dziekuje za cenne informacje
pozdrawiam
j
4 grudnia 2011 - 13:14
Andrzeju,
no, no drogi Barnabo, jesz tyle dobroci, no powiem, że jeszcze w pierwszy dzień Świąt bedzie co jeść
j
4 grudnia 2011 - 13:16
Yrso,
no i czy to nie jest prawda? co napisałam, że wymieszały nam się nasze dania tradycyjne i wszystko zależy od tego kto co w domu jadł co Mama przygotowywała, wtedy zbieramy wszystkie dania razem i mamy kolejny zestaw wigilijny! Ale, ale co to jest podłaźniczek? poprosze przepis, nie znam nie słyszałam!!!
serdeczności przesyłam
j
4 grudnia 2011 - 13:56
U mnie,Pani Jadwigo,tradycyjnie.Rybki,grzybki,kompocik z suszu i barszczyk z pysznymi bułeczkami faszerowanymi grzybkami.Kapusta z grzybami ,i moje ulubione,maleńkie pierożki z samymi grzybkami.No i jeszcze parę różnych potraw ze śledziem na czele.Bez alkoholu.Pozdrawiam.Jakub
4 grudnia 2011 - 15:19
Panie Jakubie,
bardzo dziekuję za podane potrawy wigilijne, zbieram je z różnych stron Polski, bo bardzo chciałąbym zrobić wpis o kuchni wigilijnej dzisiaj,
pozdrawiam życząc miłej niedzieli
j
4 grudnia 2011 - 16:12
Jadziu, dałaś nam ciekawą lekcję historii kulinarnej. Przeczytałam z zainteresowaniem i przyjemnością, łykając od czasu do czasu ślinkę.
W mojej rodzinie odkąd sięgam pamięcią, to na pierwszym miejscu był i jest opiekany karp z ziemniakami polanymi masełkiem. Potem barszcz z grzybami i uszkami, następnie zupa ze śliwek suszonych zabielana śmietaną z ziemniakiem, a potem to co kto chce; biała kapusta z grochem,pierogi z kapusta i grzybami, kapelusze grzybów panierowane w jajku i bułce, karp nadziewany pieczarkami w galarecie, sałatka jarzynowa z majonezem, kompot wieloowocowy, oczywiście wszelkie owoce, orzechy, no i ciasto, przede wszystkim zawijany drożdżowy makowiec, sernik, piernik. Dużo tego, ale dzięki temu nie gotujemy obiadów w żadne święta. Jedynie wcześniej przygotowany dobry bigos dochodzi do kompletu i oczywiście nadziewane kurczaki, wędliny, dwie lub trzy różne sałatki.
Natomiast pamiętam z czasów dzieciństwa, gdy mieszkalismy jeszcze na wsi u dziadków, to wigilia była ściśle postnym dniem do wieczerzy. W ciagu dnia mozna było jeśc tylko pieczywo z mlekiem, a na obiad ziemniaki z wody ze śledziem marynowanym. Teraz niekiedy jak mi się już znudzi tzw normalne jedzenie, to kupuję marynowane śledzie, gotuję ziemniaczki i mama ucztę z dzieciństwa.
Moi teściowie(okolice Łukowa), na wigilię podawali tylko pierwszą lepsza rybę smażona, kapustę z grochem i grzybami, a daniem głównym były pierogi z soczewicą polane olejem. Nic więcej, bo taki był u nich zwyczaj.
Przez wiele lat zwyczaje w moim domu nie ulegaja zmianie. Bratowa próbowała wprowadzić kluski z makiem, ale sie nie przyjęły.
Ależ sie rozpisałam. Pozdrawiam Jadziu serdecznie.
4 grudnia 2011 - 16:32
Azalio,
bardzo dziekuję, bardzo ciekawy komentarz podajacy dania rodzinne, i powiem szczerze, ze dużo ich i wybór wspaniały, najlepsze zupy i barszcz i śliwkowa i kapusta z grochem, super, dziękujemy serdecznie, co jednak Galicja to Galicja, bo od razu widać, że słodkości musiały być i koniec.A u mamy tradycja ryba, kapusta z grochem, pierogi z soczewicą, tak jak u mojej Mamy ale ona pochodziła z kielecczyzny czyli Kongresówka, pozdrawiam i dziękuję
j
4 grudnia 2011 - 16:37
A pytasz tak ogólnie, czy konkretnie w tym roku? Bo w tym roku to pewnie będzie fasola, tortille i papryka:)) Z jednej strony cieszę się jak diabli na coś tak odmiennego, jak Wigilia w indiańskiej wsi, z drugiej pewnie będzie mi brakowało tych uszek, kapusty z grzybami i kompotu z suszu.
Ale wszystkiego w życiu trzeba spróbować:)) Jednego już nigdy nie zrobię – nie będę głodować cały dzień czekając na sygnał do stołu. Żołądek się kurczy jak orzeszek i potem po talerzu barszczu człowiek jest jak bąk.Pozdrawiam
4 grudnia 2011 - 16:46
Heleno,
wiem o Peru (zazdroszczę) i wiem że tortille, fasola i papryka bedą w robocie, a ja pytam o to co w Rodzinie zawsze było na Wigilię, gdy byłaś w Polsce?
pozdrawiam
j
4 grudnia 2011 - 17:54
Kuchnia może łączyć podobnie jak język, religia, tradycje.
Ponoć dzisiaj to jest obserwowane wśród naszych poszukiwaczy pracy i szczęścia, poza granicami naszego kraju.
Polskie sklepy lub restauracje w Irlandii czy Kanadzie przyciągają z odległych stron naszych rodaków.A że jadło tam jest najlepsze, to i tubylcy o tym również już się przekonali.
4 grudnia 2011 - 18:16
To zależy, co lubię, a lubię kluski z makiem, kompot z suszonych owoców, jakaś ryba, byle nie karp, bo ma za dużo ości, jak mi się uda to jeszcze łazanki z kapustą i grzybami. Oczywiście postnie i bez alkoholu. A w ogóle jedzenie to nie kwintesencja świąt, więc dla mnie to aż takiego znaczenia nie ma, dwanaście czy nie dwanaście potraw.
4 grudnia 2011 - 18:37
Notario,
no właśnie, kluski z makiem uwielbia mój tata, kapustę z grzybami ja, a karpia nie lubię, no cóż bywa i tak, kompot z suszonych owoców pyszny, pozdrawiam i dziękuję
j
4 grudnia 2011 - 18:41
Ula,
masz rację, najlepszepolskie pierogi jadłam w Chicago i to w każdej knajpce na Ilinois av. tez bym tam jeździła bo one były znakomite, wiec rozumiem rodakó w Kanadzie czy w Irlandii, dziekuję
j
4 grudnia 2011 - 19:35
Łasuch jestem wielki i pojeśc sobie lubię a wiadomo , ze w Wigilię i późniejsze dwa dni świąt , smakuje najlepiej ale jednak jedzonko w tym wszystkim to sprawa drugorzędna:)
4 grudnia 2011 - 19:37
Wigilijna zupa:ugotowac wywar z warzyw,dodać rybę(łby karpia, bez oczu i skrzeli, kości łososia lub pstrąga po filetowaniu, może być kawałek śledzia.Gotować kilka min. Wyjąć.Tymczasem obgotować grzyby, częśc wywaru dodać do zupy, grzyby posiekać podsmażyc na oleju z cebulką. Dodać do zupy. Razem z kaszą mozna dodac 2 pokrojone w kostke ziemniaki. Zupę doprawic sola i pieprzem. Pycha.
Historia smakami pisana smakowała wybornie:)
4 grudnia 2011 - 20:08
Pani Jadwigo,
jeżeli chodzi o kuchnię „pod zaborami”, to rewelacyjnie pisze o tym pan Makłowicz w „CK Kuchnia”. Stawia tam tezę, że gdyby I wojna światowa miała się rozstrzygnąć w kuchni, to zabór austriacki pokonałby wszystkich w cuglach…
Wigilijne smaki? Ponieważ u nas wieczerzę wigilijną jada się dosyć późno, to około południa serwuję zupę rybną. Coś pomiędzy uchą, solanką a halaszle (przy czym z tym ostatnim ma to niewiele wspólnego). Zostawiamy sobie łby i ogony z karpia. Jedno dzwonko też dodajemy. Włoszczyzna starta na wióry, przyprawy. Zapewne w wigilię sobie przypomnę jak to było.
Zaś w drugie święto na obiad gąska. Ale to już chyba na inny wpis…
4 grudnia 2011 - 22:28
Hurghado35,
jedzonko choć sprawa drugorzędna jednak odgrywało w Polszcze pierwszorzędna rolę, dlatego napisałam właśnie taki wpis z zapytaniem jak w tytule, bo to jest historia kuchnią pisana, pozdrawiam i dziękuję
j
4 grudnia 2011 - 22:31
Czesiu,
dziękuję za ten przepis na zupę grzybową, nigdy takiej nie jadłam, ani nie gotowałam, stokrotne dzięki, spróbuję,
Taak historia smakami jest pisana, serdeczności
j
4 grudnia 2011 - 22:32
Pan Tomek,
i duzo w tym prawdy jest, jak widać Galicja wzięłą najlepsze smaki z sąsiednich państw i do tego dodała wspaniałę wyroby cukiernicze, reewelacja,
serdecznie pozdrawiam
j
4 grudnia 2011 - 22:48
Hmmm…Wigilia…mimo, że w naszych rodzinnych domach nie kultywowano tradycji, w naszym domu zawsze jest dwanaście potraw…I żeby było sprawiedliwie, ponieważ nasi Rodzice pochodzili z różnych regionów Kraju, potrawy wigilijne to prawdziwy „kogel mogel” regionalny…dwunaste danie co roku jest „niespodzianką”…takim kulinarnym eksperymentem…
Piękny temat Jadwiniu…:)
4 grudnia 2011 - 23:23
ja pamiętam Twoje świąteczne wpisy, więc chowam się:)
Ale w tym roku będzie rybna zupa, według mojego pomysłu. Od paru dni jak biegam układam ją w głowie. Będzie pikantna, czyli coś jak Tomek pisze o halaszle. Na bulionie z ryb różnych, będzie dużo papryki, cukinia, marchewka, pomidory, czerwona i ostra… a jeszcze papryka.
W tym roku będą też pierogi, z Młodą szykujemy się na akcję pierogową. Wczoraj na gali w Hiltonie były pyszne pierogi, może mała inspiracja. Kapusta z grzybami, ale raczej szykuję się na kapustę pierwszego dnia, Tomek – gęś to niezły pomysł. Będzie u mnie sporo ludzi, więc zobaczymy jak to będzie.
Niestety z rybami, galaretami to jak będą to tylko dla mnie, bo dziewczyny nie lubią, więc próżny trud.
To tak na pierwszy raz, poczytam Macka Kuronia i może u niego coś znajdę.
4 grudnia 2011 - 23:43
Dzięki za te ciekawostki kulinarno – historyczne:) W moim rodzinnym domu wiele potraw i zwyczajów było wymieszane. Mam pochodzi z tzw. Centralnej Polski, a ojczym z poznańskiego. Ja wybrałam z tego wszystkiego potrawy, które smakują mojej rodzince. A więc obowiązkowo barszcz z uszkami, karp smażony, makiełki pierogi z kapustą i grzybami, krokiety z grzybami, kompot z suszu i sałatki. Głównie jarzynowa, ale każdego roku eksperymentuję i uzupełniam menu sałatkowe o jakąś nową:)
Pozdrawiam serdecznie:)
5 grudnia 2011 - 2:20
szybko szybko poki Elffik spi…to straszne ale wlasnie przeczytalam ze jak skonczy 9 miesiecy powoli zacznie rezygnowac z drzemek w czasie dnia!!!!!!
***************************
Droga Jadwigo to nie Ty nam nagrody tylko my Tobie tak piekne przygotowane wpisy, wiedza, cieplo, jakie z nich plynie warte wiecej sa niz tylko marny komentarz zeby nie wiem jak madry byl to malo.
******************
U nas zawsze musi byc zupa grzybowa z kluseczkami a reszta dan to juz nie ma znaczenia jak by tak jestesmy zakrecenie w okolo tej grzybowej.
Sa sledzie i pierogi i kapusta z grochem makowiec i sernik.
W drugi dzien jest szynka i indyk. Ryb malo bo jakos nie przepadamy ale losos straszyyyy!!!!!!!!!!!!
🙂
********
pyszny ten wpis moze tak pocwicze te pierogi przed gwiazdka lepic i bigosik tez.
***
pozdrowienia zostawiam a Ellifk jeszcze drzemie….ach 🙂
5 grudnia 2011 - 7:31
Witaj Jadwigo,
Na naszym świątecznym stole od lat króluje karp smażony, barszcz z uszkami lub rosół z ryby na przemiennie, lub i jedno i drugie,śledź w śmietanie, pierogi z kapustą i grzybami (do prawie każdego mama wkłada ziarenko grochu- ten kto znajdzie będzie miał szczęście cały rok :)kompot z suszu, kapusta z grzybami i makówki (tu u nas na górnym śląsku bardzo popularna potrawa z maku i bakalii) Z ciast zawsze sernik i rolada makowa.
Pierniki obowiązkowo – pieczemy z mamą 🙂
Pozdrawiam przed świątecznie.
5 grudnia 2011 - 8:01
Jolanno,
bardzo dziękuję, bo brakowało reprezentanta górnego Śląska a teraz juz mamy wiedzę, no to fajnie a pierogi z kapusta i grzybami z ziarnkiem grochu pomysłowe, bardzo mi się podoba pomysł. Dziękuję za to że zechciałaś się z nami podzielić swoją tradycja rodzinną, pozdrawiam mikołajkowo!
j
5 grudnia 2011 - 8:07
Elliza,
u nas pierwsza piosenka jaką nauczyłam córkę to była „stary niedźwiedź mocno śpi”, i bez tego nie było budzenia lub po obudzeniu musiało być śpiewanie, bo rytuał się nie liczył, a wieczorem w podusi bujałam ją na prawo i lewo i spiewałam „moja coreńka kochana” a później ona śpiewała tak samo swojej córce starszej i młodszej, na dowolną nutę ale zawsze to samo ” moja córeńka kochana”.A w sprawie potraw tylko jedno pytanie skąd mama pochodzi z jakiego regionu wtedy będziemy wiedzieli więcej, dziękuję za słowa serdeczne sercu miłe, za to że chciało Ci się mnie znaleźć i za to, że mam jedną wnuczkę więcej! U nas w lutym urodzi się chłopczyk piąty wnuk, całusy i serdeczności dla Oliwki też
j
5 grudnia 2011 - 8:12
rodorek, Krysiu,
dzięki, dzięki za podane nam potrawy, karp smażony, no nie wiem czy się przekonam, ale rozumiem, sałatka jarzynowa u nas zawsze, ale robię jeszcze sałątkę z krabów a przepis podawałam w zeszłym roku we wrześniu, paluszki krabowe kroję nożyczkami , dodaję ananasy też pokrojone nożyczkami, mandarynki począstkowane, jeżeli ktoś lubi mogą być orzechy lekko zmiksowane, lub rozdrobnione, jabłka pokrojone na cząstki a wszystko zalane majonezem z curry, pycha, wigilijna ekstra, dziękuję i pozdrawiam
j
5 grudnia 2011 - 8:35
Randdal,
u mnie kapusta z grzybami ale tylko troszkę i ze śliwkami suszonymi koniecznie, pierogi z kapustą i grzybami, śledzie pod pierzynką i w oleju, sałatka, ryba faszerowana, łosoś w sosie cytrynowym, barszczyk z uszkami grzybowymi, zupa grzy bowa i chyba że cóka coś jeszcze wymyśli, a Ewa robi ciasta czekoladowe z pianką czekoladową i reafaello i wszystko znika, a zupa rybna u mnie to porowa w ciągu roku, a innej nie robię, no chyba że łososiową ale tez nie Wigilię, pozdrawiam
j
5 grudnia 2011 - 8:56
Gordyjko,
najciekawsze jest to dwunaste danie, bo skoro rodzice z różnych regionów pochodzą to ich ulubione potrawy macie a to dwunaste to ciekawostka, super pomysł przedni, pozdrawiam
j
5 grudnia 2011 - 9:19
A makiełki- z Litwy to zna? Pozdrawiam.
5 grudnia 2011 - 11:05
Jadziu, ciekawie splotłaś jedzenie z historią, bardzo ciekawie! Ja nic nowego nie dodam do tych 12 dań wigilijnych, bo u nas tradycjonalnie uszka, barszczyk, grzybki, ryba i makowce. Pewnie w tym roku będą dania uproszczone, jako że jedna ręka ciągle się „rehabilituje” a nie pracuje a nikt poza mną nie zgłębił tajników polskiej kuchni. Ale nie na tym dowcip polega co zjemy, ale w jakiej atmosferze!
5 grudnia 2011 - 12:27
Pani Beato,jedzenie ma wielki wymiar.Oczywiście atmosfera jest bardzo ważna…Ale ja pamiętam pewnego angielskiego robotnika,który codziennie przychodził do POSKU w Londynie na lunch.Obserwowałem tego jegomościa przez dwa tygodnie i nie mogłem wyjść z podziwu.O co chodziło?Mianowicie,jadł on kotleta schabowego z kapustą i ziemniakami i ,po prostu,śmiał się do potrawy.Musiało mu to tak bardzo smakować,że facet ten tracił kontakt z rzeczywistością,jakby ten nasz tradycyjny kotlet był narkotykiem jakimś.To było niebywałe.Dwa tygodnie to samo…Pozdrawiam.Jakub
5 grudnia 2011 - 13:01
Panie Jakubie, jak tu się nie uśmiechać do schabowego?! Tak samo do naszych pierożków albo bigosu czy makowca. Pierwszy raz jak zrobiłam na przyjęcie bigos, anglicy podchodzili do niego jak do zdechłej żaby, ale jak spróbowali, to 2 kg zniknęło w takim tempie, że ja mogłam jedynie wyskrobać łyżeczkę z dna wazy. Co jednak chciałam podkreślić, to że z większą przyjemnością zajadam zwykłą kanapkę na przydrożnym postoju w miłym mi towarzystwie, niż kraby i łososie w 5* hotelu w fatalnym towarzystwie. Serdeczności ślę, Beata
5 grudnia 2011 - 13:15
Pani Beato,ja reaguję podobnie.Pewnie,że kieliszek dobrego wina i coś skromnego w miłym towarzystwie jest wielkim walorem.Ale skoro napisała Pani o bigosie,to ja opowiem o surówce z białej kapusty.Byłem w Szwecji i szykowało się przyjęcie.Potraw było wiele,ale ja wpadłem na pomysł.Kupiłem dużą głowę,pokroiłem,dodałem cebuli,pieprzu,soli,musztardy i oliwy.Wie Pani,gdybym użył do tego 100kg kapusty,zjedliby wszystko.Ale to nie wszystko,bo kiedy nie pozostało po sałatce śladu,a stół nadal był w pełni zastawiony,trzydzieści pięć osób zaczęło bić mi brawo.Zawstydziłem się jak nie wiem…O Boże…Jakub
5 grudnia 2011 - 14:02
Andrzeju,
nie dość, ze zna to jeszcze robi! toż to kuchnia Andrzeja,
j
5 grudnia 2011 - 14:04
Beato,
a co tam, Kochana a co tam, jak ręka będzie znowu zdrowa to sobie odbijecie ale jak znam Johna coś wymyśli, a Ty też masz głowę nie od parady truskawkowa dziewczyno,
j
5 grudnia 2011 - 14:04
Pan Jakub,
jak Pan dzisiaj zapytałby mojego taty co lubisz najbardziej odpowie, no jak to wiesz, schabowy
j
5 grudnia 2011 - 14:05
Beato,
pamiętam to przyjecie z bigosem, oj pamiętam ale jak się nam, czasy zmieniły,
j
5 grudnia 2011 - 14:06
Panie Jakubie,
no a ja o tej surówce nic nie wiem, czekam na przepis,
pozdrawiam Beatę i Jakuba
j
5 grudnia 2011 - 14:27
Pani Jadwigo,to bardzo proste.Szatkuje się kapustę raczej
drobno,potem cebulkę i i po posoleniu oraz popieprzeniu gniecie się ją w miarę delikatnie.Najlepiej dłonią.Ale główną przyprawą jest musztarda,która wspaniale komponuje się z kapustą.Ja na główkę dodaję cały słoiczek o mocy średniej.Można dodać mocnej-wszystko zależy od upodobań-ktoś lubi ostrzej,ktoś inny mniej.Potem zalewa się to olejem(oliwa z oliwek się nie nadaje)lub śmietaną.(ja uwielbiam dwie wersje)i do lodówki.
Trochę się dziwię,że nie zna Pani takiej typowej sałatki z białej kapusty.Ona wrosła bardzo silnie w tradycję kuchni polskiej.Ale różnie to bywa.Smacznego.Jakub
5 grudnia 2011 - 14:46
Panie Jakubie, nie mam wątpliwości że brawa się należały, jak przyjemnie jest być tak połechtanym na duszy! Jadziu, a Twoje sałatki serwowane u nas w ogrodzie pamietasz? Jedynym dodatkiem był właśnie kieliszek dobrego wina (bo życie jest za krótkie, żeby pić złe wino) 🙂
5 grudnia 2011 - 14:52
Z tą przyjemnością,to lepiej nie przesadzać.Byłem zawstydzony i najchętniej uciekłbym stamtąd.Jeśli chodzi o wino…Rozmarzyłem się,Pani Beato.Jakub
5 grudnia 2011 - 17:49
Panie Jakubie,
nie znam wszystkich sałatek, fakt, a moje z kapusty zawsze z marchewką może dlatego? ale dziękuję, pozdrawiam
j