Mam nadzieję, że spodoba się Państwu krótkie opowiadanie, które napisała o mnie Aldona Kraus.
Miłego czytania!
Jadwiga
Ciocia Jadzia
Choinka płonęła tysiącem światełek. Kolędowanie, przeplatane pałaszowaniem pysznych potraw przez rodzinę, dobiegło końca.
– Zabierzcie mnie na górę – zamrugałam do rodziców – Babcia jest śpiąca.Naraz zadzwonił telefon, który postawił babcię na nogi, mimo zapalenia jej nerwów kulszowych. Zostaliśmy na dole i po kilku minutach zapukano do drzwi, a ja poznałam przyszywaną siostrę babci, czyli moją nową, przyszywaną ciocię Jadwigę. Weszła do nas w futrze, tak rozłożystym, oczywiście jak taty paralotnia, czerwonych pantofelkach, dużo ładniejszych od babcinych tenisówek. Na szyi miała wspaniały medalion, mogący konkurować z babcinym. Dom ożył, mimo, że było nieco przed północą. Ciocia wpadła, jak mówiła po uścisk babci, na nową drogę życia, którą zaczynała. Panie przyciszyły glos, ale słowo emerytura doszło do moich uszu.
Trochę się zdziwiłam, pamiętając babci przejścia z ZUS – i z jej przekroczeniem emerytury, ale ciocia, widać nie zamierzała tego dokonać, bo wyglądała promiennie. Tylko można jej gratulować – pomyślałam. Weszła moja świeżo awansowana na prawnika mama (zrobiła dyplom) i chciała mnie zabrać na górę, ale babcia opowiedziała cioci o maminym sukcesie. Mama odbierała ciocine, owacyjne gratulacje. – Możecie się wszyscy cieszyć – powiedziała ciocia Jadzia, całując mamę i babcię. Ja poczułam do niej dużą sympatię. Dlatego pokazałam jej wszystko co potrafię. O mały włos nie powiedziałam głośno – tato – choć tylko on może tego słowa słuchać. Tak bardzo ja Zosia chciałam się popisać. Ciocia Jadzia najwyraźniej cieszyła się mną. – Sprawiasz swą obecnością tyle radości, co moje wnuki – mówiła, i zaczęła opowiadać o swych skarbach: to jest o Tani, Gabrysi, Julce, i Maćku. Babcia znała te dzieci. – Tania to czarodziejka – powiedziała. – Gabrysia to siłacz, Julka to zefirek, Maciek zaś to wykapany dziadek Andrzej Szalewicz .
Ciocia Jadzia opowiadała i opowiadała. Wszyscy zapomnieli, że dzieci powinny chodzić spać przed północą, zaś babci i mnie, spać odechciało się zupełnie. Zaszokowała mnie opowieść o narodzinach Gabrysi,.– Miała sześć kilo w chwili urodzenia. Urodziła się w dwadzieścia minut – mówiła ciocia – Ot tak, prztyk, prztyk, i mieliśmy Gabrysię! – Wyobraźcie sobie moje zdumienie – ciągnęła opowieść – Poszłam ją zobaczyć, a tu podają mi nie oseska, jak się spodziewałam, a trzymiesięczne dziecko. Omal jej nie upuściłam z wrażenia. – Agnieszko!– wołałam do mojej córki, a matki tego wielkiego dziecka, co to niby nasze. – Agnieszko!– Zamieniono nam dziecko!
Z przestrachu, że można zamienić dziecko, krzyknęłam tak przeraźliwie, że opowiadanie cioci, jak nożem uciął. – Co ja tu robię tak w środku nocy? – zapytała ciocia, ponownie całując babcię i gratulując mamie.
– Jak wy dbacie o Zosieńkę? Jest dobrze po północy! To dziecko krzyczy z niewyspania. Musicie chyba iść spać, wszyscy – siostro! – zwróciła się do babci.
Czekałam w ponurym milczeniu, co powie babcia. Na szczęście powiedziała, że leci z nóg, usypia na stojąco, tak jak Duża Zosia (moja prawdziwa ciocia, która była u nas w święta i na rekonwalescencji). To dobrze. Mogę nie krzyczeć, ani, ani. Mogę nie zaprzątać sobie głowy żadną zamianą. Babcia by nie spała na stojąco, nie leciała z nóg, a biegała mimo choroby w poszukiwaniu zamienionej wnuczki, i to jak biegała. Zresztą nie miałam sześciu kiło przy porodzie, jak Gabrysia. Zapewne tylko takie dzieci zamieniają w szpitalu.
9 stycznia 2010 - 11:48
Kochana Siostro !
Ufam,że Twoja Gabrysia, ani przez sekundę nie pomyśli, że można dziecko zamienić. Mój Bolek- czwarty syn,urodził się całkowicie białowłosy – pozostali trzej,mieli czarne łebki, a my też śmieliśmy się, że zamieniono go w szpitalu.
Nasz Sergiusz, był wtedy po strasznym wypadku – jak go zobaczył,zawieziony na oddział niemowlęcy Szpitala Wojewódzkiego,orzekł, że Bolek jest Biały jak doktor Bielawski ulubiony,leczący go, rzeczywiście białowłosy chirurg. Było z tym ogromnie dużo smiechu, i
w domu, i w szpitalu. Pan doktor pamięta to do dziś, bo tak jak Ty ,Jadziu został przyszywanym wujkiem rodziny. Całuję Cię i pozdrawiam
wszystkich Szalewiczów Aldona i Sergiusz.
Specjalne uściski dla GABRYSI OD GABRYSI i STASIA KRAUS i Naszej 17letniej suni REBI
9 stycznia 2010 - 11:51
Kochana Jadziu!
Jak miło wrócić do tamtejnaszej nocy, chocby czytając to moje, o niej,napisane dawno wspomnienie. Czy pamiętasz, to kolędowanie i jak tej opowieści wysłuchał w Twoim domu nasz Kochany Proboszcz na Aninie ksiądz Wiesław? Uśmiechał sę od ucha do ucha,sypał dowipami, żartował,że nigdy, nie można, w szpialu mieć żadnej pewności- na co ja, jako
lekarz zupełnie serio,zawzięcie protestowałam. Spiewał kolędy i błogosławił. Nic, a nic nie znamionowło, że…
Towarzyszyły nam wtedy przy złoto – czerwonej choince rosenthalowskie,wielkie Anioły,które dostałaś od Andrzeja.
Znamy się tyle lat. W tym codziennym zabieganiu, zawsze nasze spotkania były i są barwne, niezależnie od tego czy opromienia je śmiech, czy łzy. Napewno, dobrze pamiętasz Taniutkę w błękitach z pszeniczno, złotym warkoczem u nas .Tycia panieneczka, a moi panowie, byli nią
oczarowani, nawet, najstarszy mówił ta albo … Chyba rzuciła na niego czar, bo zapadł w sercowy sen, niczym pewna królewna …
Dobrze, że pokazałaś na blogu Garysię.Konicznie daj zdjęcie Tani ,to warkoczem i dzisiejsze Pozostałych Julki i Maćka też. Siostro- uściski, szczególne pozdrowienia dla Twego operowanego Kolana,od mojej, po przygodzie z bardzo przystojnymi ortopedami – stopy. Aldona
9 stycznia 2010 - 11:56
Aldonko Kochana,
wszystkie nasze spotkania sa niepowtarzalne z wnukami i bez nich tylko siedząc przy herbacie, lub te kiedy na wakacjach przebywał u Ciebie wielki poeta człowiek ogromnego talentu, taktu, kultury ksiądz Jan Twardowski,gdy pijąc to co każdy z nas najbardziej lubił, herbatkę lub kawkę, jedząc Twoje smakołyki ciasta, których nie zjadła jeszcze Rebi (SUCZKA)
toczyliśmy i dyskusje i wspominaliśmy nasza dziatwę, gdy Sergiuszowi ciągle musiałam opowiadać co tam w wielkim sporcie słychać? Chwile niezapomniane.
Całusy
Twoja Siostra Jadwiga
9 stycznia 2010 - 11:58
Przepis na nadchodzący 2010 rok
przesłany przez Jadwigę zwaną Igą (nazwisko znane redakcji)
Bierzemy dwanaście miesięcy,
oczyszczamy je dokładnie
z goryczy, chciwości, małostkowości i lęku.
Po czym dzielimy wszystkie miesiące
na 30 lub 31 części tak, aby zapasu
wystarczyło dokładnie na cały rok.
Każdy dzień przyrządzamy osobno
z jednego kawałka pracy
i dwóch kawałków pogody i humoru.
Do tego dodajemy trzy duże łyżki
nagromadzonego optymizmu,
łyżeczkę tolerancji,
ziarenko ironii i odrobinę nadziei.
Następnie całą masę
skrupulatnie polewamy
mieszaniną spokoju i miłości.
Gotową potrawę przyozdabiamy bukietem galanterii
i serwujemy codziennie z uśmiechem
oraz filiżanką pysznej, orzeźwiającej herbatki.
Smacznego!
9 stycznia 2010 - 12:00
Droga Jadwigo… ( nie wiem jakie lubisz zdrobnienia od Jadwigi – moje ulubione to Iga),
Dziękuję za cenną i jakże miłą niespodziankę. Mijałyśmy się wielokrotnie przez te wszystkie lata pracy w sporcie, ale dopiero dzięki temu, że zaprosiłaś koleżanki z Komisji Sportu Kobiet na swój blog „Okiem Jadwigi”, odsłonił się kawałek pozaoficjalnego portretu, ciepła i serdeczna atmosfera domu rodzinnego, prywatne pasje, przeszłość i chwila obecna jakże wspaniałej KOBIETY! Cieszę się, że mogłam poznać Cię właśnie od tej strony… w innych barwach, kształtach i klimatach, które są mi bliskie. Potwierdziły się więc kolejne korzyści z posiadania internetu. Podziwiam Twoją aktywność, gromadkę wnuków i radość z każdej chwili istnienia. Myślę, że łączy nas nie tylko wspólne imię, kulinarne i sportowe zamiłowania… bo jesień życia musi być piękna!
Życzę Tobie i Twoim Bliskim dużo szczęścia w Nowym Roku (dołączam sprawdzony przepis).
Serdeczności ode mnie i mojego męża Staszka Różalskiego.
Powodzenia w równie udanych kolejnych dziełach!
Jadwiga Kłodecka-Różalska
9 stycznia 2010 - 13:09
Witaj Jadziu
Miło mi ze znalazłam, sie na liscie „obiorców ” twego bloga.
Mimo ze nie miałysmy nigdy jakiegos stałego kontaktu przyjacielsko – towarzyskiego w moim zyciorysie w roznych okresach BARDZO POZYTYWNIE sie zapisałaś. Jak gdzies przeczytaŁam na drodze zycia są osoby ktore z człowiekiem kroczą czas cały a są osoby bardzo fajne ktore sa na kilku metrach ,kilometrach i sa nie mniej cenne .
Pamietam Cię najpierw z Litewskiej kiedy walczyłam zeby TENIS STOLOWY mial drużynowe zawody a ty mnie w jakis tam sposob wspierałas. Potem fajne czasy SIENKIEWICZA takiej UNII sienkiewiczowskiej / sciągaczki materialow do PFS itp / i potem co czas pewien . Te same refleksje mam w stosunku do Andrzeja . Zawsze byliscie dla mnie mili i serdeczni . DZIĘKI
A Blog SUPER – masz wspaniały dar pisania i ciągnij dalej
A refleksja bardzo osoobista MOJA MAMA to wlasnie PISZINGERY a moja rola to krecenie w misce czego nie znosiłam ALE teraz wspominam Super.
KOCHANI NAJLEPSZEGO w NOwym Roku Baska
9 stycznia 2010 - 14:14
Co ja tu będę panie tego, dołączam do zachwytów
9 stycznia 2010 - 16:24
Zośko Kochana,
A ja wolę aby było normalnie i aby każdy miał prawo do wypowiedzi w naszym życiu, więc wal między oczy!
Calusy
Jadwiga