Tydzień temu zadzwonił telefon, Hania zaproponowała mi dostarczenie zaczynu do upieczenia ciasta. Chcesz? Chciałam, dlaczego nie?
Okazało się, że jest to ciasto szczęścia, tak, tak, ciasto szczęścia, które robimy przez cały tydzień. Nie jest to jakaś specjalnie trudna sztuka magika do wykonania, więc postanowiłam podzielić się przepisem z wami. Oto przepis na ciasto szczęścia:
Po pierwsze przestrzegamy zasad:
Mieszać należy drewniana łyżką, przechowywać w temperaturze pokojowej, ciasto przygotowujemy w szklanej misce , przykrywamy ścierką i tak sobie stoi w kuchni w temperaturze pokojowej. Ostatni tydzień był upalny, nie wiem czy to można nazwać temperaturą pokojową, ja bym nazwała afrykańskie upały, tym niemniej ciasto się udało.
Zaczyn na ciasto otrzymałam w słoiku od Hani w sobotę, do poniedziałku stał w lodówce.
W Poniedziałek- zaczyn wlałam do dużej miski szklanej, dodałam szklankę cukru, nie mieszałam!
Wtorek: wlać 250 ml mleka (szklanka) – Nie mieszać!
Środa: dodać 250 g mąki (1,5 szklanki) – Nie mieszać!
Czwartek : Zamieszać drewniana łyżką rano, w południe i wieczorem
Piątek: dodać szklankę cukru. Nie mieszać!
Sobota: Zamieszać. Całość podzielić na cztery części, trzy włożyć do słoiczków i oddać dobrym ludziom!
Niedziela: do pozostałej części dodać 250 ml oleju, 250 g mąki, 3 całe jajka, łyżkę proszku do pieczenia, szczyptę soli, cynamon i według uznania rodzynki, 2 starte jabłka, pół tabliczki pokrojonej czekolady. Ja dodałam również namoczone w alkoholu rodzynki i żurawinę. Wymieszać!
Piec 45 minut w nagrzanym piekarniku w temperaturze 180 stopni C.
Ciasto przynosi szczęście całej rodzinie, spełniają się nasze życzenia o których pomyślimy podczas jedzenia. Piecze się raz w życiu! Smacznego!
Upiekłam, jedliśmy, jest smaczne, do kawy czy herbaty w sam raz. Czy przyniesie szczęście? Nie wiem, czy spełnią się marzenia? Też nie wiem, choć wszyscy wiemy, że jak bardzo się chce to marzenia się spełniają.
Polecam zabawę, bo przecież wszyscy lubimy wierzyć w różne rzeczy, a trochę wiary i zabawy nikomu nie zaszkodzi. Przecież są wakacje!
Dla tych, którzy nie dostali zaczynu od zaprzyjaźnionej osoby podaję dodatkowo przepis na wykonanie pierwszego zaczynu:
1/3 szklanki mąki pszennej, 1/3 szklanki mleka, 1/3 szklanki cukru, szczypta drożdży najlepiej suszonych (opcjonalnie)
W szklanej misce mieszamy wszystkie składniki, przykrywamy i odstawiamy w ciepłe miejsce. Mieszamy przynajmniej raz dziennie, proces fermentacji trwa około trzech dni. A dalej postępujemy już według przepisu.
Bardzo proste i smaczne, a zabawa nigdy dość! Niektórzy prześmiewcy mówią, że to „łańcuszek” szczęścia, Św. Antoniego. Do tej pory nie uczestniczyłam w łańcuszku, ale tym razem z okazji naszej rocznicy ślubu a także dla zabawy postanowiłam ciasto upiec, i co więcej trzy słoiczki przekazałam zaprzyjaźnionym osobom, i jednocześnie dobrym ludziom!
Życzę wszystkim dużo szczęścia i zdrowia!
Pozdrawiam, udanego wypoczynku
21 lipca 2014 - 15:50
Jeśli ma stać w kuchni, to temperatura kuchenna.
21 lipca 2014 - 17:02
Małgorzato
ok, niech będzie kuchenna
j
21 lipca 2014 - 18:10
To jest swego rodzaju łańcuszek. Bawiłam się w to w ub.roku. Problem mi się urodził, bo brakło chętnych do odbioru zaczynu, wszyscy wokół już piekli. Pozdrawiam i życzę pomyślności dla Obojga Jubilatów z okazji rocznicy ślub u :))
21 lipca 2014 - 20:31
An-Ula
dziękujemy serdecznie a ciasto i tak można upiec, trudno podzielić się można już upieczonym, ale skoro piekłaś, ja dopiero w tym roku zostałam obdarowana, nawet nie wiedziałam o takim cieście, widać nie byłam dokładnie poinformowana, ale nic to!
j
22 lipca 2014 - 7:59
Ciasto na pewno pyszne, ale nikt mnie już nie nabierze na łańcuszki. Raz złamałam swoje zasady i rozesłałam do znajomych tę „Kieszeń pełną srebra”. Śmiali się ze mnie, ale ja już poczyniłam inwestycje na to konto, czekając, aż ta kasa spłynie. I co? I NIC!!! Teraz mam debet na koncie i dwa nowe fotele, których nie planowałam!!!!
No dobra, żartuję :)). Ale sorry, już nie dam się wkręcić. Głównie dlatego, że u mnie w domu nie znajdziesz ani mąki, ani cukru, ani tym bardziej drożdży. Pozdrówka
22 lipca 2014 - 9:09
Helen
upiekłam, bo i tak musiałam, była nasza rocznica ślubu, no to skoro była, dlaczego nie skorzystać z ciasta szczęścia, a poza tym, ja nie jem ciast, jedyna mąka jaka mam to mąka owsiana i żytnia, pozdrawiam
j
22 lipca 2014 - 13:47
Myślałam, że to tylko ja dostaję dziwne telefony 🙂
Dobrze, że nie widziałam tego czekoladowego. Ciasto moim skromnym zdaniem po prostu musi być czekoladowe.
22 lipca 2014 - 14:16
E.
nie, nie tylko ty , no i jest czekoladowe, ale ja nie jadam ciast ale skoro to jest ciasto szczęścia no to kęs skosztowałam
j
22 lipca 2014 - 21:13
Najlepsze życzenia rocznicowe :o)Dla mnie to każde ciasto to ciasto szczęścia…;o) Łasuchy tak mają…;o)
23 lipca 2014 - 7:14
Gordyjko
skoro tak, to przepis wypróbowany, zachęcam
j
23 lipca 2014 - 11:41
ciekawe, nigdy nie słyszałam o takim cieście – zupełnie inaczej się je wyrabia – cały tydzień czekania!
zdam się na szczęście, jak taki zaczyn wpadnie w moje ręce to upiekę 😀
pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moje nowe miejsce w sieci…
24 lipca 2014 - 13:24
O matko! Tydzień?! Na pewno zapomniałabym o którejś tam części do wykonania 😉
24 lipca 2014 - 17:01
Ja też nie jem ciast, jedyny wyjątek robię dla marchewkowego z otrębami owsianymi ( zamiast mąki), i jakos nie lubię takich dorabianych historii o szczęściu i dzieleniu się zaczynem z innymi, szklanym naczyniu i drewnianych łyzkach. Zawsze wtedy mam chęc udowodnić, że w drewnianej misie i z metalową łyżka tez wyjdzie, bo niby czemu nie. Owszem, to miłe coś dostać z dobroci czyjegoś serca, i ładnie na Twoim zdjęciu wygląda. Tak myślę, ze to u mnie odruch buntu przed teściową, która w to wszystko wierzy, a ja za nią nie przepadam.
24 lipca 2014 - 17:43
Anno
nie mam teściowej, moja była fajna, lubiłyśmy się, zawsze uważała, że za dużo pracuję, a ciasto, koro ktoś o mnie pomyślał, to miło, zrobiłam, bo prosty przepis dostałam a to, ze trwało to tydzień, a cóż mi szkodziło, stała sobie miska i dosypywałam do niej, tyle, pozdrawiam
j
24 lipca 2014 - 17:44
Noti,
przepis już masz, zresztą mogę wysłać pocztą, pozdrawiam
j
24 lipca 2014 - 19:57
Witam po przerwie 🙂
Póki, co pozdrawiam i nadrabiam blogowe zaległości 🙂
25 lipca 2014 - 7:12
Morgano
jak się udał urlop?
j
25 lipca 2014 - 7:15
Agnieszko
podałam przepis na zaczyn, bądź pierwsza i rozdaj część dobrym ludziom
masz takich wokół siebie
j
26 lipca 2014 - 20:00
Moja Jadwiniu. Czy to na poważnie, że piecze się to ciasto tylko raz w życiu? Spróbuję. A jak mi zasmakuje, to co? Ma zostać tylko we wspomnieniach? Chyba, że się pokuszę ze względu na spełnienie marzeń. Pozdrawiam serdecznie.
27 lipca 2014 - 7:25
Aromatku
za każdym razem dodasz inne składniki i będzie pierwszy raz, pozdrawiam
j
27 lipca 2014 - 7:46
Ja znam to ciasto pod nazwa 'Herman’ 🙂 Choc moze to nie dokladnie to samo, gdyz po kazdym dodaniu mleka czy maki trzeba bylo jednak zaczyn wymieszac; i nie dodawalo sie pozniej proszku. Ale pomysl jak najbardziej sympatyczny (choc – jak pisala tez jedna przedmowczyni – nie zawsze latwo jest potem znalezc chetnych do adopcji biednego Hermana ;))
Pozdrawiam Jadwigo!
I wszystkiego dobrego zycze! :*
27 lipca 2014 - 12:16
Wydaje mi się, że w latach 90-tych chodził między ludźmi podobny przepis. Ciasto było przepyszne i nazywało się Herman. To ciasto pozytywnie łączy ludzi.
Dołączam najlepsze życzenia z okazji kolejnej rocznicy ślubu!
27 lipca 2014 - 21:25
Beo
dziękuję bardzo w komentarzu podałam, ze nosi ono nazwę też ciasta Hermana, ale co za różnica intencje przecież się liczą
j
27 lipca 2014 - 21:25
Morelko
dziękujemy bardzo
j