Dzisiaj chciałam napisać o chlebie. Na swoim blogu ostatnio zaprezentowałam warszawskie smaki. Napisałam a wiele osób skomentowało mój wpis, za co wam wszystkim serdecznie dziękuję. I może, dlatego właśnie postanowiłam napisać coś o tradycji wypieku chleba dla Warszawy i o historii tych najstarszych piekarni a także o mojej ulubionej Piekarni „Grzybki” pana Cichomskiego.
Nie mogę wszystkim piekarniom poświęcić należnego im miejsca, mogę tylko napisać, że najstarsza piekarnia została założona przez Kazimierza Kałasę zaś jego syn Aleksander zdobył dyplom czeladniczy w roku 1913,z dwugłowym orłem i obfitością ozdobnych zawijasów, napisany po rosyjsku i polsku. Ponieważ ich piekarnia została założona w Jeziornie koło Konstancina nazwano ja „Kuracyjna”. Pan Aleksander przeniósł firmę do Otwocka a stad do Warszawy, początkowo na ul. Rozbrat 40, następnie ul. Racławicką 7 w roku 1932. Niestety to, co dobrze rozpoczęto zniszczyła wojna a później władze Peerelu, które ukuły powiedzenie o „prywatnej inicjatywie”, które było określeniem pejoratywnym tak jakby rzemieślnicy byli ludźmi wyjętymi poza nawias polskiego społeczeństwa. W końcu po roku 1957 rodzina Kałasów otworzyła prywatna piekarnię osiedlową „Liliput” w jednej izbie pieczono chleb w drugiej sprzedawano w maleńkim sklepie firmowym. Piekarnia dysponowała wielkimi oknami, aby warszawianie mogli naocznie widzieć jak powstaje super smaczne pieczywo. Kolejki były ogromne (sama zresztą stałam codziennie poi świeże pieczywo) a chleb nie przypominał żadnego ze sklepów państwowych. Jakże inna była praca piekarza kiedyś. Pan Kałasa opowiada, że ich piekarnia miała dwa stoły po pięć metrów długości każdy i kilkanaście osób ręcznie robiło kajzerki, często śpiewając, aby nie zasnąć, gdyż pieczywo robiono wyłącznie nocami, aby na rano było świeżo upieczone. Do domu wracało się na noc tylko w soboty. Dzisiaj Rodzinna Piekarnia Kałasów posiada dwa miejsca przy ul. Racławickiej 7 i Polnej 18/20 (właśnie tutaj przez 24 lata zaopatrywałam swoją rodzinę w pieczywo., wtedy, gdy mieszkałam na Sadybie a pracowałam przy ul. Litewskiej).
Od wielu lat mieszkamy 17 km od Centrum Warszawy w podwarszawskim Aninie, stąd też moją piekarnią stała się w naturalny sposób Piekarnia- Cukiernia „Grzybki „ przy ul. Korkowej 68, największy sklep z pieczywem w Warszawie. Dlaczego „Grzybki” ? Zaraz to wytłumaczę. Pan Henryk Cichowski założyciel piekarni otrzymał Dyplom czeladniczy 31 października 1927 r. Pan Henryk pochodził z Cichowa z małej miejscowości w okolicach Nidzicy. Pięknej i biednej. Gdy miał czternaście lat wiedział już , że nie może swojej przyszłości wiązać z gospodarstwem ojca. Pobierał nauki i w kilka lat później został wspólnikiem piekarza w Przasnyszu. Wojna jak to zwykle bywa zrewidowała jego plany życiowe, i po mobilizacji służył w 11 Pułku Piechoty broniąc Warszawy. W czasie okupacji wstąpił do AK, został aresztowany i wywieziony do Mauthausen- Gusen. Po wyzwoleniu pracował w lazarecie skąd otrzymał dobre zaświadczenie wracając do Polski.
„Dyrekcja poświadcza, ze p. Henryk Cichowski urodzony dnia 2.IV.1910 r był zatrudniony w tutejszym lazarecie od dnia 26.IV do 18.VIII w charakterze piekarza. Wykazywał dużo hartu i poświęcenia w służbie idei niesienia pomocy nieszczęśliwym ofiarom niemieckiego terroru, byłym więźniom obozów koncentracyjnych z Gusen i Mauthausen. Sam, jako więzień Gusen, mimo złego stanu zdrowia, potrafił pomagać nieszczęśliwym i chorym nawet w ciężkich warunkach aprowizacyjnych. Zaskarbił sobie pełne uznanie u wszystkich chorych i zdrowych. Z jego odejściem tracimy jednego z najlepszych pracowników tutejszego lazaretu”.
Jednak czasy powojenne były bardzo trudne a szereg jego kolegów z AK wisiało już na szubienicach. Pan Henryk wyjechał do Szczecina i na podstawie posiadanych papierów otworzył tam piekarnię. Jednak lata pięćdziesiąte były bardzo trudne dla prywatnej przedsiębiorczości. Upaństwawiano prywatną własność, nic nie było pewne, ludzie imali się różnych zajęć, aby przetrwać. Dopiero jakiś czas później pan Henryk otworzył własną piekarnię 66 km od Warszawy w Jeruzalu ( dziś wioska ta znana jest z kręconego tutaj serialu „Ranczo”). Rodzina pana Cichowskiego pracowała cały tydzień w Piekarni a na sobotę i niedzielę wracano do domu. Później była jeszcze inna piekarnia w Uniejowie nad Wartą, aby w końcu wrócić do Warszawy przy ul. Wiatracznej. To klienci nazwali ją „Grzybki”, gdyż kształt pawilonów przypominał właśnie grzybki. Na stałe osiedli przy ul. Korkowej 68 a w roku 2010 w rankingu TVN Warszawa, widzowie wybrali ją najlepszą warszawską piekarnią.
Często jeżdżędo „Grzybków” nie tylko po chleb poligonowy na prawdziwym zakwasie bez drożdży, orkiszowy, bułki orkiszowe, owsiane, chleb słowiański, grochowski na naturalnych zakwasach. Nie ma mowy o polepszaczach o wkładach chemicznych, a wielką ciekawostką dla mnie była też informacja, że wszystkie pączki na tłusty czwartek są pieczone w nocy i są pieczone ze świeżego drożdżowego ciasta, dlatego cieszą się takim wzięciem i tylko w ten dzień piekarnia sprzedaje ich około 150.000 sztuk. Zawsze siadam przy filiżance kawy espresso, czasami z mini eklerkiem (polecam, są pyszne) i patrzę na klientelę tłumnie odwiedzającą sklep.
Do moich ulubionych należy chleb orkiszowy. Orkisz jest odmianą pszenicy, ziarno jest niezmodyfikowane i takie samo od 500 lat. Orkisz ma moc medyczną przeciwdziała rakowi, zapobiega zmęczeniu i spadkowi wydolności, ma działanie dobroczynne w problemach z układem krążenia i sercem, przy angina pectoris, alergiach, przemianie procesów wapnia, infekcjach, chorobach wątroby i nerek. Poprawia działanie układu nerwowego, pomaga prawidłowej przemianie materii. I po ten chleb na wagę jeżdżę do Piekarni „Grzybki”.
Zresztą w sklepie jest też cukiernia, która produkuje wspaniałe ciasta a ja najbardziej lubię ich tort bezowo- śmietanowy z żurawiną, choć pan Tomasz Szymczak, z którym rozmawiałam w imieniu szefostwa stwierdził, że on lubi tort bezowo -śmietanowy z marakują, gdyż jest bardziej kwaskowa od żurawiny. Na półkach cukierni królują pączki i pączusie oblewane lukrem z różnym nadzieniem w tym z prawdziwa różą też, ciasta, szarlotki, serniki, makowce, oraz nowy produkt, jakim są baby drożdżowe z jabłkiem, śliwkami, baby piaskowe, dyniowe, śliwkowe, jabłkowe, pomarańczowe, cytrynowe, szarlotki z jabłkiem oraz szarlotki z jabłkiem i gruszką. Baby drożdżowe ich smak jest czysta poezją, są pieczone na prawdziwym maśle i takiego smaku nawet ja nie uzyskuję podczas pieczenia. Są pyszne! Sprzedawane na wagę, piękne jedna w drugą. Oprócz tego w lecie na półkach cukierni królują tarty z masą budyniową i świeżymi owocami zalewanymi galaretką, są pyszne babeczki z owocami, mini babeczki, a ptysie królują przez cały rok zaś mini ptysie są popularne gdyż lubią je dzieci. A wszystko to dzieje się w atmosferze życzliwości uśmiechu i troski o klienta. Od ponad dwudziestu lat adoruję piekarnie „Grzybki” i zawsze jestem tam mile widzianą znajomą osobą dla pań obsługujących zarówno w cukierni jak i sklepie z pieczywem.
Piekarnia ma dziesięć firmowych sklepów, dostarcza pieczywo do delikatesów „Alma” a także do ponad 500 – 600 punktów piekarniczych w Warszawie.
A ja uważam, że ludzie, którzy maja pasję i z pasja pracują nie mogą tworzyć rzeczy złych, one z założenia muszą być świetne, bo pasja plus praca to zawsze wspaniałe połączenie cech u ludzi dążących do perfekcji a pieczenie chleba jest szlachetnym zajęciem, jak kiedyś powiedział Pan Henryk Cichowski.
O Warszawskich smakach i dwóch wspaniałych piekarniach oprowadzała Was
Wasza Jadwiga
Ps. W Warszawie pracuje więcej piekarni oprócz tych dwóch o których napisałam a mianowicie: Piekarnie Putka, Piekarnia Wawerska, Piekarnia Dabrowscy, Piekarnia Arnie, Piekarnia Dragan, Piekarnie Mierzejewski, Piekarnia Peterek, Piekarnia Goszczyński, Piekarnia Tomaszewsy, Piekarnia Janusz Witaszczyk, Piekarnia Na Barskiej, Piekarnia Mariana Pozorka i Prywatne Warszawskie Muzeum Chleba, Piekarnia Ratyńskich, Opłatkarnia Sióstr Benedyktynek-Sakramentek Piekarnia Lubaszka i Oskroba. O „Chlebie Warszawskim” opowiada książka pod tym samym tytułem napisana przez Magdalenę Stopa i Federico Caponi Wydawnictwo VEDA Warszawa 2012
30 listopada 2012 - 10:17
Witam wszystkich!
Komentarze zostały odblokowane,
serdecznie zapraszam do lektury
pozdrawiam
Jadwiga
30 listopada 2012 - 12:54
Prawdziwy chleb to jest dziś w… Kurzętniku. Stolica to może tam jechać po naukę. Pozdrawiam.
30 listopada 2012 - 13:13
Wiga pamietam zapach i smak PRAWDZIWEGO chleba .niby taki normalny był , a jednak człowiek idąc z bochenkiem chleba obgryzał z radością chrupiąca skórkę .
i jeszcze chleb wiejski ,okrągły , wielki – oj wspomnienia nie do odtworzenia
30 listopada 2012 - 13:55
No i zapomniałam, co miałam napisać… Dobra. Moja najlepsza przyjaciółka przez lata prowadziła piekarnię, jeszcze po mamie. Piekła prawdziwy chleb na zakwasie, od niej wiem, dlaczego chleb naprawdę „żytni” nie może być miękki i puszysty, i z czego składa się Pumpernikiel (ze zmielonych zwrotów, razem z folią i papierem w które były zapakowane it.
Osobiście kupuję chleb z metra, ale musi być chrupiący z tostera. Inaczej to jednak straszny gniot, chociaż samo zdrowie:) Dlaczego rzeczy naprawdę pyszne (taki z chrupiącą skórką) są albo niezdrowe, albo tuczące?
30 listopada 2012 - 15:54
Heleno,
bo zdrowe i pyszne zawsze szkodzą nam na figurę
dziękuję, ze wróciłaś po nieudanej próbie
pozdrawiam
j
30 listopada 2012 - 16:02
Takiego chlebusia jak piekła Babcia Józia to Oni i tak nie umieją…;o)
30 listopada 2012 - 16:07
Gordyjko,
bo Babcia Józia była jedyna, niepowtarzalna i w swoim rodzaju, dlatego piekła najlepszy chleb
j
30 listopada 2012 - 16:08
Andrzeju
w Grzybkach orkiszowy, litewski i gospodarski, biesiadny to są chleby pyszne
j
30 listopada 2012 - 16:14
Dośko
tez tak miałam , ze do domu donosiłam obgryziony chleb i wszystkim sie nie podobały moje obgryzanki, ale były pyszne taka pachnaca skórka chlebkowa bezcenna!
j
30 listopada 2012 - 20:19
Jadziu, trafiłaś wspaniale z tym blogiem, bo piekarnia Kałasy na Polnej to kawał mojego życia. Moja szkoła podstawowa była dokładnie na przeciwko i jako dzieciaki, ciągle się na dużej przerwie urywaliśmy i przebiegaliśmy ulice po słodką pluszkę z kruszonką, albo małgorzatkę z makiem czy nawet zwykłą kaizerkę. To nam lepiej smakowało niż wszelkie pyszne kanapki przygotowywane do szkoły i przynoszone z powrotem do domu. Nauczyciele włosy z głowy rwali, że ze szkoły wychodzimy, kierownik groził, że nam nogi powyrywa jak będziemy przebiegali przez jezdnię ale jakoś wszyscy przeżyliśmy, może dzięki uprzejmości kierowców, którzy zwalniali na tym odcinku nauczeni doświadczeniem (tak, tak, to były takie czasy, że kierowcy byli uprzejmi i przepuszczali dziatwę). Kolejka do piekarni czasem była długachna, ale wszyscy stali, rozmawiali ze sobą i uśmiechnięci byli. Nikt nie narzekał, a wszystko to dzięki temu zapachowi i smakowi!
30 listopada 2012 - 20:36
Beato
jak wiesz pracowałam na Litewskiej w GKKFiT i stad moje znajomości z piekarnią Kałasów, a teraz Grzybki bo do Kałasów daleko, a Grzybki mnie całkowicie zauroczyły, ech abym tylko mogła jeść te ptysie! wiem ze je uwielbiasz i inne słodkości ale ja tak od czasu do czasu coś maleńkiego łup z kawką i jest pysznie
j
30 listopada 2012 - 20:59
Jadziu, zrobiłaś mi tym wpisem ogromną niespodziankę – czytając przypomniałam i uświadomiłam sobie, że ja w tej piekarni, a właściwie cukierni pracowałam! – jeszcze gdy nie byłam studentką, to kilka razy pomagałam w soboty w pakowaniu pączków właśnie w „grzybkach” przy Wiatracznej. Pamiętam, że non stop był tłum ludzi w kolejce i trzeba się było nieźle uwijać, pamiętam życzliwość właścicieli i to, że do domu wracałam z podarowaną na niedzielę struclą. Tam nauczyłam się fachowo pakować ciastka 😉 Pozdrawiam 🙂
30 listopada 2012 - 21:02
Jadziu, życie jest za krótkie, żeby sobie wszystkiego odmawiać. A kawusia poza tym by się obraziła, gdyby ją wypito bez jakiegoś dodatku!
30 listopada 2012 - 21:12
Beato
no właśnie tak sobie tłumaczę popijajac kawkę z mini eklerkiem z taką pyszną bitą śmietaną !
30 listopada 2012 - 21:14
Doroto
bardzo sie cieszę, że pisząc o Grzybach napisałam kawałek historii z Tobą związanej i tak wyszło nam , że świat jest malutki a my wszyscy jakoś jesteśmy zespoleni i to jest fajne
pozdrawiam
j
30 listopada 2012 - 23:20
jakoś tak sie stało, ze o dobry chleb bardzo trudno na szczęście i tutaj pojawił się w polskich sklepach orkiszowy:)
1 grudnia 2012 - 6:44
Witaj Jadziu! Baaardzo mi się podoba to, że Warszawiacy mogli widzieć….. .Z pewnością niektórzy czekali, albo specjalnie przychodzili, aby poczuć zapach takiego świeżego chleba. Sama chciałabym tak popatrzeć na produkcję chleba. Teraz to niemożliwe. Nie te klimaty.Pozdrawiam Jadziu
1 grudnia 2012 - 8:25
Zośko
no właśnie, chleb orkiszowy, odkąd posmakowałam stale u mnie gości na stole, ale jeszcze te pyszne bułęczki orkiszowe, otrębowe, a jakie maja pyszne bagietki prowansalskie albo z czosnkiem, ech chciałoby się jeść ale trzeba uważać, bo co dobre w nadmiarze odkłada się w fałdkach na brzuszku
j
1 grudnia 2012 - 8:27
Tereso
no tak teraz takich piekarni Liliput nie ma, nie ma tez duzych okien, a produkcja odbywa się w pełni zautomatyzowana, natomiast ciagle potrzebne jest oko piekarza, który ceni przywieziona makę jej charakter jej jakość i wtedy od niego zależy proces fermentacji zakwasu i wyrobu pieczywa
j
1 grudnia 2012 - 12:02
To ja też dołączę do tych obgryzających bochenki. Narobiłaś mi smaczku na swojski chlebek. U nas nie ma piekarń z tradycjami i chleb „sztuczny”, a bułki to… szkoda słów. Coraz częściej sama bawię się w piekarza. Podziwiam Twoją wiedzę, na każdy niemal temat. Pozdrawiam, Jadziu.
1 grudnia 2012 - 12:10
Azalio,
na kazdy temat to ja wiedzy nie mam, ale jak chcę o czymś napisać, jezdżę rozmawiam z ludźmi posiłkuję sie książkami, a tutaj znalazłam pana Szymczaka który rozmawiał ze mną długo no i książke o Chlebie Warszawskim” stad jest moja wiedza, a o Warszawie i jej smakach lubie pisać bo tu mieszkam
pozdrawiam
j
1 grudnia 2012 - 19:48
A jak ciocia Mania piekła chleb i z tego, co zostało jeszcze podpłomyki, a jeszcze do tego było prawdziwe masło i prawdziwa maślanka, to… Rozmarzyłem się, cholera. Dobra pamięć to wada. Pozdrawiam.
1 grudnia 2012 - 22:06
I ja mam wspomnienia z dzieciństwa związane z chlebem. Nieopodal była piekarnia do której biegało się po gorący jeszcze chlebek. Do domu trafiał z obgryzioną skórką.
Ale… najbardziej pamiętam pewien bochenek chleba, który może nie był tak smaczny jak z pobliskiej piekarni, ale wtedy był jedyną rzeczą, o której z bratem marzyliśmy. To była Wigilia i czekaliśmy aż tata przyjdzie z pracy i kupi po drodze chleb. Na stole świątecznym były dwie potrawy: śledzie i ten bochenek chleba właśnie. A moi rodzice dzielili się nim jak opłatkiem….
Pozdrawiam Jadwigo i chylę czoła przed Twoją sumiennością w opisywaniu Warszawy:)
1 grudnia 2012 - 22:22
Rodorku
Moje wspomnienia wigilijne są bardzo mgliste, poczatkowo do roku 1950 to prawie nie pamiętam nic, oprócz Mikołaja którego przeraźliwie się bałam, cała dygotałam, mój brat też, on dostał wóz strażacki a ja nawet z tych nerw nie pamiętam co dostałam, a po szoku mikołajowym powiedziałam do mamy, że Mikołaj miał buty jak nasz tata. Co dostałam? nie wiem, pewnio coś otrzymałam, ale nie moge sobie przypomnieć. A wóz strażacki brata pamiętam…
Natomiast poźniejsze lata gdy miałam około 10-11 lat, pamiętam śledzie, barszczyk czerwony z uszkami robionymi przez mamę, ziemniaki gotowane do śledzi, i pierogi, chyba z kapustą a czy grzyby w nich były ? może… i zawsze był kompot z suszonych śliwek i jabłek
pozdrawiam
j
j
1 grudnia 2012 - 22:25
Andrzeju,
wiesz prawdziwe masło dla mnie musiało byc bardzo dobrze wypłukane bo ja nienawidziłam maślanki i tego smaku masła, zresztą do dzisiaj nie mogę ani jeść ani wąchać, a maślanki do ust nie biorę mleka zresztą też, suchy chleb mi wystarczał, kroma mogła być ze smalcem i cebulą pokrojoną w plasterki to było dopiero jedzenie, to była wprost uczta!
j
2 grudnia 2012 - 11:34
Zaczynam podejrzewać, że też znałaś Babcię Józię…;o)
2 grudnia 2012 - 15:15
Jesteś świetnym ambasadorem nie tylko warszawskich piekarni. Z ciekawością poczytałam tekst. Pan Henryk ma rację : pieczenie chleba to szlachetne zajęcie. W moim mieście jest parę dobrych piekarni, ja szczególnie lubię własnie chleb, taki tradycyjny. Ale nieoceniona i najlepsza od lat jest stara piekarnia PSS, w której o każdej porzee dnia są kolejki za pieczywem. Pozdrawiam, czekam na post gotowaniu o flaków 🙂
2 grudnia 2012 - 21:39
An-Ula
pamiętam mam zdjęcia wykonane, flaki w garnku więc jest o czym pisać, ale … zanim o flakach musiałam napisać o piekarniach bo i tak juz spóźniłam wpis o tydzień, a obiecałam „Grzybkom ” ten wpis, bo przecież rozmawiałam z panem Tomkiem Szymczakiem i nie mogę robić z gęby cholewy. Tyle tytułem wyjasnienia dlaczego flaki są opóźnione
2 grudnia 2012 - 21:40
Gordyjko
a może Ty rzeczywiście masz rację, i znałam Babcię Józię…? kto to wie?
j
3 grudnia 2012 - 14:56
Warszawskie smaki i zapach pieczonego chleba przyfrunely za
Ocean. Tego nam brakuje, za tym tesknimy. Pieknie napisane,
wspaniale wspomnienie warszawskich klimatow ktorych nie
mozna zapomniec. Bardzo dziekuje Pani Jadwigo !!
3 grudnia 2012 - 21:22
EWo
cieszy mnie fakt, że wspomnienia warszawskich smaków odbierane są daleko poza granicami nie tylko Warszawy ale też i Polski, wielki to dla mnie honor, gdyż pisząc dedykuję swoje wspomnienia ludziom mieszkajacym w różnych zakątkach naszej ziemi nie tylko w Polsce
pozdrawiam
j
5 grudnia 2012 - 9:10
Czy zdążyłam na śniadanko? Chlebusie tak apetycznie wyglądają, a masełko, a ciasteczka… Jadziu niemożliwe smaczki robisz;)
Pozdrawiam puchowo!
5 grudnia 2012 - 9:26
Pani Jadwigo!
W związku, że Pani blog jest jednym z moich ulubionych przyznaję Pani nominację do Liebster Bloga. Zasady na moim blogu w notce: http://www.avatea.pl/liebster-blog/ I zapraszam do zabawy:)
5 grudnia 2012 - 17:23
Morelko
Kochana, a dlaczego puchowo? czyżby padał u Ciebie śnieg? ale zawsze masz u mnie różne smaczki pyszne, pozdrawiam
j
5 grudnia 2012 - 19:55
poproszę o kolejny rarytas gastronomiczny .Ja wiem , że to chleb starej daty, ale i on ma termin ważności
5 grudnia 2012 - 20:50
Prószył śnieżek dla dzieci, bo Mikołaj już szykuje renifery…
Lubię u Ciebie te smaczki różniste, dla ciała i dla ducha. Dobranockaaa ***
5 grudnia 2012 - 21:41
Dośko
zaraz siadam i napiszę, zwaliła się na mnie robota dla czasopisma Dama Pik stad moje zaniedbania
j
5 grudnia 2012 - 21:42
Morelko
no skoro padał śnieg to ja sorrki i siadam już do następnych zadań
j
5 grudnia 2012 - 22:32
Edyto,
serdecznie dziękuję to dla mnie wielkie wyróżnienie! Liebster blog, wpis umieszczę w sobotę 8.12.2012 z okzaji trzeciej rocznicy mojego blogowania rozpoczetego karkołomną decyzją i pierwszym wpisem z dnia 8.12.2009 roku, przesyłam serdeczności
Jadwiga
2 marca 2013 - 15:45
przyznam, że brakuje mi w miejscu, gdzie mieszkam takich prawdziwych piekarni, choć niby do dwóch mam jakieś 50 m. ale… coś ich chlebom brakuje. w jednej z nich mąż wdał się w dyskusję z żoną właściciela, gdy ta chciała usłyszeć potwierdzenie, że ich chleb jest znakomity. poprosił, żeby z miękiszu ulepiła kulkę. pani powiedziała, że szkoda jej na to chleba. a nam nie szkoda zdrowia, żeby jeść polepszacze?
2 marca 2013 - 22:28
Janiolka
i tu tez mam rozwiązanie, podam przepis na chleb własnego wyrobu jest pyszny, muszę przejrzeć przepisy i powrócę do ciebie w moim komentarzu z przepisem na pyszny i łatwy chleb pozdrawiam
j
18 listopada 2017 - 1:16
A ja już nie będę jeść w Grzybkach. Dowiedziałam się od właścicielki prywatnej cukierni, która kupuje prawdziwy chleb od Kałasów, że jej stałym klientem jest pracujący w Grzybkach piekarz. Zdradził, jaki syf ładują do wypieków. Te środki chemiczne nie są uwzględniane w opisach produktów. Czuję się zdradzona, ale też widzę, że nie może być inaczej – nie da się zrobić prawdziwego chleba codziennie dla kilkuset sklepów. Prawdziwy, zdrowy chleb potrzebuje czasu. A czas to pieniądz. Dobrze, że mam dopiero 26 lat – nie dam sobie wyhodować raka z pysznych dodatków do chleba, bo będę go piec sama.
18 listopada 2017 - 14:55
Julia
no cóz masz rację z Twoimi argumentami nie mogę dyskutować, dziękuję bardzo za ten wpis!
j