Jagoda Miłoszewicz razem z Maciejem Pawlikiem prowadzi w Lutowiskach gospodarstwo agroturystyczne Chata Magoda, które zdobyło właśnie nagrodę w konkursie „Miejsce szczególne” ogłoszonym przez redakcję „Czterech Kątów”. W uzasadnieniu jury napisano: „Zachwyca architektura starego domu z bali, pięknie wkomponowanego w krajobraz, oraz wystrój wnętrz pełen starych mebli i drobiazgów”
I właściwie mogłabym tak zacząć i na tym zakończyć mój dzisiejszy wpis o nieznanej Przyjaciółce Jagodzie Miłoszewicz i jej mężu Macieju Pawliku, ale to byłoby o wiele za mało.
Osobiście nie znam Jagody, nigdy u niej nie byłam. Znamy się wyłącznie jako blogerki. W 2009 r. po raz pierwszy zajrzałam do Chaty Magoda. Zajrzałam!
I pozostałam na kilka długich lat a nasza przyjaźń zadzierzgnięta wirtualnie trwa do dzisiaj. Towarzyszę Jagodzie we wszystkich sprawach, jakimi zajmuje się bądź zajmowała.
Wtedy w zimie po raz pierwszy zaprosiła do siebie. Siedziała przy kominku jak zwykle boso, obok niej Buba pies mądry zakochany w gospodarzach, był również Bury często wracający z nocnych pohulanek, nieco rozbity, odsypiający w cieple swoje wyprawy. W tle zawsze był Maciek. Opoka, ostoja, mężczyzna życia, bez którego wiele rzeczy nie byłoby możliwych do wykonania, jej alter ego, człowiek Bieszczadów, pomysłodawca przeprowadzki.
Spotkali się w Szczecinie, on konserwator zabytków, ona po filologii polskiej, prowadząca agencję reklamową. Jednak w życiu wszystko dzieje się po coś! To spotkanie z Maćkiem zaważyło na jej dalszym życiu.
W końcu w 2004 r. postanowili kupić ziemię w Bieszczadach. Wybór Lutowisk, jako ich miejsca na ziemi, był absolutnym przypadkiem. To napotkany przechodzień na pytanie:
– Czy tu gdzieś można kupić ziemię,
Odpowiedział:
– Tam trochę dalej kozamaria sprzedaje ziemię!
Zaciekawieni poszli i zobaczyli Marię Kozę oraz ziemię na sprzedaż” stąd od habazi aż tam do tych krzaków”. Te habazie i te krzaki ich zachwyciły. Jagoda zobaczyła swoje miejsce na ziemi. Widziała już rosnące warzywa, drewnianą chatę z bali, a może dwie, widziała ich obydwoje siedzących na progu, oczywiście na bosaka!
Sama zresztą wspomina:
-Na filmie, który kręciliśmy widzę siebie rozbrykaną dziewczynę, która już planuje, co będzie tu a co tu…
Najpierw jednak były sterty papierów, zakup ziemi, plany, wizyty w gminie, wędrówki po okolicy i towarzyszące zainteresowanie ludzkie, jako że w Bieszczadach ludzi mało, wszyscy o wszystkich wiedzą wszystko, nic się nie da ukryć, bo i po co?
Pierwsze dni Maciek zamierzał spędzić w samochodzie, przeszkodziła temu Maria Koza, która bezinteresownie zabrała go do swojego domu, i przez kolejny miesiąc opiekowała się jak najlepsza matka.
Jagoda wspomina Marię Koza najczulej jak umie. Dużo jej zawdzięczają, Maria Koza była ich najlepsza nauczycielką. Najlepszy człowiek pod słońcem. Zginęła w wypadku: bale z ciężarówki zsuwając się śmiertelnie ją raniły. Długo rozpaczali.
Dzisiaj pisząc o Jagodzie Miłoszewicz, drobnej blondynce o miłym głosie, niewysokiej, stawiającej sobie ambitne plany, wiedzę czerpię z książki CHATA MAGODA wydanej przez Naszą Księgarnię w kwietniu 2016.
„Chata Magoda – Ucieczka na Wieś” to album ukazujący cudowne życie na łonie przyrody, interesujący dla tych, którzy jak Jagoda nie przenieśli się z dużego miasta daleko na granicę Polski. Internet jest tu albo nie, połączenia telefoniczne są czasami ukraińskie czasami polskie, żyje się w zgodzie z naturą, porami roku, bywa ciężko, a zimy nikogo nie rozpieszczają. Nie da się żyć bez gumiaków, piły najlepszej jakości i starego samochodu terenowego z napędem na cztery koła, najlepiej w kolorze zielonym.
Jagoda opowiada nam też o wyposażaniu domów, o wyjazdach do Czaczy, o kupowaniu różnych mebli, które wyglądem, wykonaniem pasowałyby do ich drewnianych chat! Opowiada również o tym jak nauczyła się pleść koszyki, dokonywać różnych przeróbek a także odnowy zakupionych w Czaczy sprzętów.
Jej opowieść jest udokumentowana fantastycznymi zdjęciami od których nie można oderwać wzroku.
Swoje plany Jagoda i Maciek realizowali z żelazną konsekwencją. Kupili dom Parskewii, kupili chatę z bali, wyszukali ją pod Rzeszowem. Maciek –konserwator zabytków wiedział jak ją rozłożyć, jak przewieźć i złożyć z powrotem, jak ją wyposażyć w to, co jest niezbędne w prowadzeniu gospodarstwa agroturystycznego (konieczna ciepła woda, prysznice, ogrzewanie, ujęcia wodne).
Wszystkie informacje i porady praktyczne znajdują się na kartach pięknej opowieści o życiu w Bieszczadach, w książce wydanej bardzo skrupulatnie, doskonałej edytorsko, gdzie opowiadania i przepisy kulinarne Jagody przeplatają się z poradami praktycznymi Maćka.
O Chacie Magoda napisano wiele artykułów, telewizja Rzeszów zrobiła program.
„..Chata Magoda w Lutowiskach to miejsce znane z tego, że ma swój niepowtarzalny klimat. Są tu dwa drewniane regionalne domy i… atmosfera stworzona przez gospodarzy. – Życie na wsi, a zwłaszcza na bieszczadzkiej wsi ma swój rytm, zupełnie inny niż życie człowieka z miasta. Musimy i chcemy brać pod uwagę pory roku, bo przez to życie nabiera zupełnie nowego sensu, nowych smaków, barw, zapachów. Dzięki temu żyjemy bliżej natury. Nie wyobrażamy sobie innego domu w Bieszczadach jak drewniany. W związku z tym, że w Bieszczadach drewnianych domów zachowało się niewiele, nasz pierwszy dom Chatę Magoda przenieśliśmy do Lutowisk spod Rzeszowa. Tam właśnie znaleźliśmy dom o odpowiednich wymiarach. Od początku planowaliśmy stworzyć dom gościnny, więc musiał być spory. Urządzam dom według własnego gustu. Są osoby, którym się to bardzo podoba, innym mniej. Kolejny dom to chata bojkowska. Jest ona konsekwencją tego, że kupiliśmy ziemię z taką właśnie chatą i remont wydawał nam się naszym obowiązkiem – mówi Jadwiga Miłoszewicz właścicielka Chaty Magoda „
O Chacie Magoda opowiadała mi również moja przyjaciółka, która spędziła w niej wspaniały urlop!
3 czerwca 2016 - 13:38
Jadwigo,wspaniale opisałaś chatę i historię jej powstawania.Od razu chciałoby się tam znaleźć,a tamte tereny,wiadomo,że dech zapierają.Do tego interesujący ludzie i…zwierzęta,no i przyroda oczywiście.Książka z pewnością warta przeczytania.Pozdrawiam,Maria:)
3 czerwca 2016 - 13:45
Tez odwiedzam Chate, choc wirtualnie, bo cieplo I szczerosc od nich bije, jak rowniez Jagoda jest uzdolniona fotograficznie I dzieli sie cudownymi widokami domu I okolicy.
3 czerwca 2016 - 14:50
Beato
gdy oglądałam zdjęcia myślałam o Tobie, pokrewne dusze
j
3 czerwca 2016 - 14:54
Mario
Jagoda jest osobowością i dlatego to wszystko jest piękniejsze
j
3 czerwca 2016 - 17:38
:)) Fajna historia, ludzie i miejsce.podobną historię ma Kwaśne jabłko na Mazurach:))
3 czerwca 2016 - 18:03
Cz.
kwaśne jabłko, nie znam, dziękuję
j
4 czerwca 2016 - 6:00
Piękna historia. Jeśli spotka się dwoje sobie podobnych ludzi mogą żyć szczęśliwie i pięknie. Oni są na to dobrym przykładem. A miejsce, które Jadziu opisujesz na pewno jest piękne i warte odwiedzenia. Pozdrawiam. 🙂 .
4 czerwca 2016 - 7:12
Kuźwa, już dalej nie mogli…? Toż to prawdziwy koniec świata:))
Pomyślałam, że może tam zajrzę, kiedy uda mi się wreszcie zrobić tę trasę po bieszczadzkich cerkwiach, ale trochę to daleko. Ale kto to wie…?
Fajna historia.
4 czerwca 2016 - 8:26
Lutowiska ?? Cudne !! To rzut beretem od moich Bieszczadzkich Dziadków !! I to beretem bez antenki…;o) Tam każde miejsce to raj…;o)
4 czerwca 2016 - 8:27
Helen
w Lutowiskach była moja córka u prezesa, koniarz na rajdzie terenowym mówiła, że jest pięknie, no ale daleko, z tym, ze rezerwacje przyjmują na rok z góry bo mają dom 8 osobowy który wynajmują cały dla grupy i miejsca w drugim chyba ze dwanaście, wejdź w Internet wujek G wszystko ci powie, miejsce jest cudne a pani ma wyzwania była na Kilimandżaro z grupą, Nepal, Himalaje więc Twoje klimaty! Pani drobniutka ale charakterna
j
4 czerwca 2016 - 8:28
Tereniu
to jest tak daleko, ale jeżeli kocha się góry, połoniny, naturę dzikie miejsca to jest raj!
j
4 czerwca 2016 - 8:29
Gordyjko
dlatego masz taki charakter! już wiem, Bieszczady cię wychowały, bo jak dziadki to pewnie pół życia tam spędziłaś!
j
4 czerwca 2016 - 9:11
Droga Jadwigo!
Jeśli piszesz o mojej książce to znaczy, że Twoja już gotowa?
Dziękuję za tyle dobrych słów i życzliwości i pozdrawiam Cię najserdeczniej!!!
4 czerwca 2016 - 20:22
Jagódko
moja w trakcie roboty, korekta a wiesz co to znaczy, a Twoją czytałam w przerwach pisania swojej , chciałam odpocząć a najlepiej w Lutowiskach
j
5 czerwca 2016 - 6:55
Wspaniała rzecz, gdy pasja staje się sensem życia. Przewrotnie jednak napiszę, co to za satysfakcja z korzystania z uroków natury (mam na myśli turystów korzystających z takich agroturystycznych form wypoczynku), gdy wszystko jest tak samo jak w cywilizacji miejskiej: ciepła woda, prysznice, wszelkie wygody i śniadanie podane do stołu. Powinno być inaczej: woda noszona ze stoku, kąpiel w drewnianej beczce (balii), żeby zjeść śniadanie, najpierw trzeba wstać i sobie je urwać w ogródku (np. warzywa), albo złapać rano busik rozwożący pieczywo do sklepów, albo nawet upiec samodzielnie.
5 czerwca 2016 - 7:01
Tak jest u ludzi z inicjatywą. Znaleźli świetny sposób na życie. Do tego korzystny pod każdym względem. No i Bieszczady, kto ich nie zna, wiele traci. Pozdrawiam :))
5 czerwca 2016 - 7:59
An-Ula
ja nie znam Bieszczadów nie byłam, jakoś tak się stało, ze żaden szlak tamtędy nie wiódł mnie w życiu, ale to co zobaczyłam w książce na blogu Chaty Magoda, jest u mnie w linkach daje mi wyobraźnię jak może być, wiem, że to co napisałam brzmi dziwnie, ale źle się czuję w górach, zdrowie nie takie, wiec mogę je podziwiać z daleka
j
5 czerwca 2016 - 8:00
Noti
no tak kiedyś było, teraz każdy chce mieś wygody i wszystko podane, poza tym turyści idą na szlak rano wracają przed wieczorem, pozdrawiam
j
8 czerwca 2016 - 6:56
co ta Notaria wymyśla:)))??? Kto na wsi tak żyje? Ideą agroturystyki była wspólna praca, letnicy przy żniwach, kwaszenie ogórków, nasadzanie kwoki:))
Wyobrażasz sobie. Każdego roku oferta i wymagania rosną.
8 czerwca 2016 - 7:39
CZ
na wsi tak ludzie nie żyją, wiem to doskonale, a jak jadą do gospodarstwa agroturystycznego to nie muszą mieć luksusów ale minimum łazienka konieczna, coś do spania bez brawury ale jednak, nie muszą tez robić serów, ale pierogi ruskie to już tak
j
8 czerwca 2016 - 20:04
Dzień dobry Jadwigo.
Byłem w Bieszczadach dwukrotnie.Trudno się przyznać ale nie rzuciły na mnie specjalnego uroku.To miejsce ma różne barwy. Takie jak w Lutowiskach u Pani Jagody ale też i takie jak pokazane w fenomenalnym filmie dokumentalnym „Drwale”.
Bardzo często bywałem w Sudetach i rzadziej w Tatrach”zdobywając” z córkami kolejne „szczyty”.Te góry są mi bliższe.
Jadwigo poruszasz się sprawnie w wielu tematach,którymi inspirujesz swoich czytelników.Pozwala to na chwilę zatrzymania i pomyślenia o tym o czym normalnie by się nie pomyślało.
Pozdrawiam
9 czerwca 2016 - 10:29
Andrzej T
góry nie są moją bajką. Trenując koszykówkę a później judo przez wiele lat bywałam w Tatrach ale musiałam biegać na szczyty w określonym czasie. Nie było wtedy odpowiedniego sprzętu butów trekkingowych, dlatego moje nogi nie wyglądały dobrze, często korzystałam z zabiegów lekarskich. Dzisiaj lubię na Tatry patrzeć z Głodówki. To jest dla mnie bezpieczna odległość. Bieszczad nie znam, znam Karkonosze, ale najlepiej czuję się nad morzem. Jednak Lutowiska ujęły mnie poprzez Jagodę i Maćka, dlatego o nich napisałam,
pozdrawiam Andrzeju, ciebie Twoje córki i żonę
j
10 czerwca 2016 - 19:31
Droga Jadziu !
Tak pięknie opisałaś ową chatę, że chciałabym tam być zaraz i już;)
Serdeczności ślę:)
Zapraszam na mojego bloga na spacer po Wrocławiu:)
26 czerwca 2016 - 21:38
Morgano,
przybędę do ciebie, skoro świt
j