Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Wspomnienia’

Recenzja mojej książki autor- Beata Moore

Moje podróże z lotką

 

Książka Jadwigi Ślawskiej-Szalewicz „Moje podróże z lotką” reklamowana jest trafnie jako opowieść kobiety kochającej badminton. Miłość tą miałam szczęście obserwować w latach młodości pracując jako hostessa i tłumaczka na międzynarodowych zawodach badmintona. Dla tych co przeczytali, to ja jestem tą „truskawkową blondynką” i gościnnie na Jadzi blogu, chciałabym się podzielić wrażeniami po przeczytaniu książki, jak też moimi wspomnieniami. Czekałam niecierpliwie na wydanie tej książki, można powiedzieć dłużej niż była ona pisana, bo wiele razy zachęcałam Jadwigę do przelania na papier jej wspomnień i

Otwarcie Selko Polish Open Płock Stan Mitchel Prezydent EBU, Beata Moore -Rudzielec, Andrzej Szalewicz prezes PZBad

historii w które teraz, po upływie czasu, niemal trudno jest uwierzyć. Przeczytałam książkę, jak wiele innych osób które o tym już pisały w swoich recenzjach, jednym tchem. Książka zostawiła mi niedosyt – niedosyt wydarzeń, niedosyt zdjęć, dłuższych analiz trudnych warunków w jakich PZBad był tworzony i realizowany. Niestety wydawnictwa rządzą się pewnymi prawami i autor niejednokrotnie musi dokonać bolesnych cięć, nawet najciekawszych historii czy wspaniałych zdjęć. Coś na ten temat wiem, bo sama jestem fotografikiem i autorką kilku książek. Sam prolog książki, o dziewczynce z lotką, pozostawia czytelnika z wypiekami na twarzy; wątek obrazów o tematyce badmintona, wytrwałość w poszukiwaniu korzeni tego sportu, to już kanwa na całą nową książkę! Ciąg dalszy, czyli realizm życia w PRL-u z wszystkimi niedostatkami, kłopotami i administracyjnymi absurdami pisany przez kogoś innego mógłby brzmieć jak jedno nieustające narzekanie, ale nie tu! Jadwiga przytacza surowe fakty rzeczywistości, ale zamiast skarżyć się, zakasuje rękawy i do boju. Nie znam chyba dzielniejszej kobiety w walce z

totalnym brakiem wszystkiego. Wraz z prezesem, Andrzejem Szalewiczem i grupką zapaleńców stworzyła coś z niczego. Związek badmintona i biuro. Ale nie tylko. Dzięki zaraźliwemu zapałowi, stworzyła ducha tego sportu w naszym siermiężnym wtedy państwie. W czasach kiedy ten anegdotyczny ręcznik był towarem luksusowym a pieniędzy nie było na nic, potrafiła wyczarować jedzenie, lotki, hotele, kwiaty. Wyczarować, hmmm…pozwólcie że zamienię to słowo na „wyharować”, bo taka była prawda. Do pomocy przy zawodach wciągnął mnie mój brat, Grzegorz. Oboje amatorsko graliśmy w badmintona i zapał do tego sportu przełożył się na chęć pomocy w organizowaniu ważnych międzynarodowych zawodów. W trakcie zawodów wszyscy pracowali niesamowicie ciężko, wszyscy byliśmy zmęczeni. Zaczynaliśmy wcześnie rano, kończyliśmy często po północy. Pamiętam jak po całym dniu tłumaczenia i ganiania, wracam do swojego fiacika i nie mogę go otworzyć. Mróz, więc chucham i dmucham w zamek, bo pewnie zamarzł. Nic. Jako logiczna istota, pozostało mi tylko jedno – kopnąć samochód i znaleźć

Redaktor TVP Zdzisław Zakrzewski i Beata Gajewska Moore

taksówkę. Kopnięcie co prawda nie otworzyło samochodu, ale odwrócenie się, uzmysłowiło mi, że ze zmęczenia próbowałam otworzyć nie swój samochód. Po pół godzinie byłam w domu. Ale zostawiłam w hotelu Jadzię ze stosem papierów do podpisania, notatkami do przeczytania, rachunkami do uregulowania i listą spraw do załatwienia. Kiedy poszła spać, nie pytałam. Rano, uśmiechnięta, zaczynała nowy dzień.  W tamtych „ciekawych” czasach Jadwiga była nie tylko królową zarządania i marketingu, ale potrafiła swoim zapałem zarazić rzeszę organizatorów i pomocników. Nikt nie narzekał na nadgodziny, nikt nie czekał na pieniądze. Mogliśmy wszyscy być boso, ale ostróg nie brakowało. Bardzo dbaliśmy o wizerunek Polski; do programu włączane były artystyczne pokazy, kulturą zjednywaliśmy przyjaciół w całej Europie. Wszystko to Jadzia opisała dokładnie i ciekawie w książce. Czytanie jej było dla mnie niejako podróżą sentymentalną. Upłynęło

Victor Polish Open wywiad  Frank Wilson Anglia i Beata Gajewska Moore, Redaktor TVP Krzysztof Miklas

 

 

wiele lat od połowy lat osiemdziesiątych, z badmintonem mnie obecnie niewiele łączy, z Polską też mało, bo moim domem jest Anglia. Niemniej bardzo cieszą mnie osiągnięcia polskich zawodników i rozwój polskiego badmintona. Nowe pokolenia zawodników tak samo muszą cieżko pracować na medale jak poprzedni, ale nie muszą się martwić czy mają buty, dresy lub lotki. Zarząd PZBad ma lepsze warunki finansowe i nowe technologie na wyciągnięcie ręki. Bardzo się z tego wszystkiego cieszę i mam nadzieję, że podczas obchodów 40 lecia Polskiego Związku Badmintona nowy prezes wspomniał  tamte  lata i ludzi, którzy tworzyli związek, organizowali imprezy na najwyższym europejskim i światowym poziomie, byli silni wiarą w to, że robią dobrze a badminton, jak kamień

Beata Moore fotografik autorka ośmiu książek wydanych w Anglii

Syzyfa pchali  w górę nie pozwalając mu spaść!   Andrzej Szalewicz, prezes i jego drużyna do której miałam zaszczyt należeć  zrobili gigantyczną robotę o której trzeba mówić, trzeba przypominać, bo pracowaliśmy bez komputerów, lap topów i komórek, byliśmy na każde skinienie naszych gości i cieszyliśmy się, gdy byli zadowoleni.  Wierzę, że  podczas uroczystości wszyscy wspominali  te chwile, które pozostały w nas  na zawsze!  Takich ludzi jak Andrzej i Jadzia rzadko się spotyka, dlatego pozwoliłam sobie napisać moją recenzję. Wierzę, że rocznicowe spotkanie nie  było wydukaniem jednego zdania i to z zaciśniętymi ustami jak teraz jest w modzie, mam taką nadzieję!

Beata Moore

Książka Wiktora Krajewskiego, miłośnika historii, autora książki Łączniczki z Powstania Warszawskiego. Dramat, który do dziś wzbudza ogromne emocje. Historia, która się nie kończy.

Pocztówki z Powstania autor Wiktor Krajewski

Zainteresowanie II wojną światową i Powstaniem Warszawskim zaszczepiła w autorze babcia, Zofia Słojkowska-Krajewska, pseudonim „Nelly”, która sama zaangażowana była w pracę łączniczki w podziemiu. W swoich książkach stara się pokazać przede wszystkim historie zwykłych ludzi.

Osiem osób, osiem rodzin, osiem historii. Wojna stała się częścią ich życia, nie pytając czy są na nią gotowi… W godzinie „W” musieli sprostać zadaniu i ruszyli do walki o wyzwolenie Warszawy niejednokrotnie narażając swoje bezpieczeństwo. Jednak poza walką i strachem, życie Powstańców toczyło się dalej, o czym dziś często zapominamy. Dzięki książce „Pocztówki z Powstania” Wiktora Krajewskiego możemy poznać historię przekazaną przez uczestników tych wydarzeń i ich rodziny – ludzi, w których pamięć o Powstaniu Warszawskim jest wciąż żywa. Autor w swojej książce prezentuje opowieści (nie)zwykłych Powstańców, wśród których znalazły się wspomnienia: Zofii Czerwińskiej, Cezarego Harasimowicza, Anny Oberc i  Adama Fidusiewicza.  

Wiktor Krajewski, autor książki „Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego” ponownie udziela głosu tym, którzy bezpośrednio zmagali się z trudami wojny. „Pocztówki z Powstania” ukazują się w 73. rocznicę tego największego zrywu militarnego w okupowanej przez Niemców Europie. Jednak nie po to by je oceniać, czy dywagować nad jego słusznością. Jak napisał autor: „prawda jest taka, że nikt nie wie, jak by się zachował, gdyby jego wolność została brutalnie zabrana.” Krajewski skupia się na wspomnieniach osób, które tworzyły tę historię, ich krewnych, dzieciach i wnukach. W opisanych przeżyciach udowadnia, że mimo ogromu nieszczęścia, które spadło na mieszkańców Warszawy, potrafili oni znaleźć radość otaczającej ich rzeczywistości. Potrafili cieszyć się z drobnych rzeczy, ale przede wszystkim – potrafili żyć.

„W poczcie polowej zadaniem ciotki było segregowanie listów, ale roznoszeniem ich zajmowali się już chłopcy. Służba rozpoczynała się rano, a kończyła wieczorem. Podobno nie potrzeba było doklejać znaczków, wystarczyła tylko zamknięta koperta, ale wszyscy chętnie je rysowali. Namalowany znaczek z wizerunkiem Adolfa Hitlera, którego bije po głowie Powstaniec, utkwił jej na długo w pamięci.” – Anna Oberc  

Spisane przez Krajewskiego historie czasami mrożą krew w żyłach, potrafią też wywołać uśmiech na twarzy, niekiedy wymieszany z uczuciem ulgi. Opisy pobytu w obozach przerażają brutalnością, ale opowieści „Szczęściarzy”, wnoszą promienie słońca w mroczny obraz wojny. Podczas Powstania obok walk toczyło się życie, które obfitowało zarówno w radość i smutek. Powstańcy zakochiwali się i przeżywali rozczarowywania. Do końca wierzyli, że kiedyś wróci „normalność”

„Mama spędziła w majątku w Słupi około ośmiu miesięcy. Część pałacu zajmowali Niemcy, a za ścianą konspirowali młodzi z Hrabią Tarnowskim na czele. Oprócz pracy w podziemiu potrafili się bawić, kochać, żyć młodością. Przygoda mieszała się z niebezpieczeństwem. Te dwie sfery przenikały się, choć trwała okrutna wojna.” – Cezary Harasimowicz

Tego, że nic w czasach wojny nie było jednoznaczne dowodzą także opowieści o Niemcach, którzy nie zachowywali się, jak reszta okupantów. O nazistach, którzy okazali współczucie czy łaskę rzadko wspomina się głośno, lecz często to właśnie dzięki nim możemy wysłuchać dziś opowieści tych, którzy przetrwali.

„W dniu wysiedlenia Niemcy zachowywali się w stosunku do nas dość poprawnie. Problem wystąpił dopiero wtedy, kiedy okazało się, że nie możemy zabrać ze sobą naszej ukochanej spanielki Żoli. Uparłam się, że nie pojadę bez niej. Miałam tylko sześć lat, tyle samo miała ona. Razem wychowywałyśmy się w kojcu, bo tatuś uznał, że tak będzie dla mnie najzdrowiej. Już wtedy potrafiłam postawić na swoim. Od dziecka charakteryzowałam się wyjątkowym uporem, który został mi po dziś dzień. Zaczęłam krzyczeć, płakać, darłam się wniebogłosy, że nie wyjadę bez niej. Nie ma się w końcu czemu dziwić, bo wychowywałyśmy się razem, tak więc życie bez ukochanego psa wydawało mi się niemożliwe. Jeden z żandarmów, widząc mój atak szału, machnął ręką i pozwolił zabrać go ze sobą. Dopisał nawet do naszych papierów, zaświadczających o wysiedleniu, trzy dodatkowe słowa „und ein Hund.” – Zofia Czerwińska

Godzina „W” zmieniła życie kilku pokoleń Polaków. Nie tylko tych, którzy 1 sierpnia 1944 rozpoczęli walkę z hitlerowskim okupantem, ale także tych, którzy nastali po nich: ich dzieci i wnuków. Rok po roku oddalamy się od tych wydarzeń, a mimo to nadal budzą one silne emocje. Ważne jest, aby kolejne pokolenia poznały tę historię i piętno, które wojna odcisnęła w ludziach. Nie ma lepszego świadectwa niż historie Powstańców opowiedziane przez ich rodziny.

Książka wydana przez Wydawnictwo Edipresse Książki  / 224/ ISBN 9788379459773

Premiera 19.07.2017 r. Informacja prasowa lipiec 2017 r.

 

 

Polegli Niepokonani

O powstaniu warszawskim napisano bardzo dużo a może i wszystko? Ja przedstawię Powstanie w odmienny sposób. Sięgnęłam do książki Zbigniewa Adrjańskiego pod tytułem: „Złota Księga Pieśni Polskich” Wydawnictwa Bellona Warszawa, ponieważ chcę przedstawić Powstanie Warszawskie poprzez piosenki śpiewane przez młodych walczących ludzi, których do walki gnała wiara w zwycięstwo. Nie jest moim zamiarem omawianie Powstania dzień po dniu, ulica po ulicy, walk toczonych, analizowania taktyki, ustawienia barykad i założeń Kedywu, nazw poszczególnych oddziałów biorących w nim udział. Nie, moim zamysłem jest pokazanie młodości, wiary w zwycięstwo i bezsilności walczących, ale prawdziwym bohaterem tego wpisu będą piosenki. Zapraszam:

„…1 sierpnia 1944r. Pierwszy dzień powstania warszawskiego. Pierwszy dzień nadziei i klęski. 43 młodych ludzi z 3. szwadronu ułanów dywizjonu „Jeleń” zrywa się do ataku na Belweder. Odrzuca ich ogień nieprzyjaciela. Chcą atakować gmach Gestapo Al. Szucha. Znowu liczne straty. Atakują, zatem redakcję niemieckiej gadzinówki przy rogu Marszałkowskiej i Polnej. Jeszcze jedna nieudana „szarża”. Leżą potem w chwastach Pola Mokotowskiego ostrzeliwują

Polegli Niepokonani znicze zapalaja Michał i ciocia Jola Poradzińska, Ojciec Jolanty-Antoni Cegłowski leży tutaj wraz z innymi

się Niemcom. Wśród tych wciśniętych w ziemię „ułanów” dziewczyna. To łączniczka. Krystyna Krahelska. O Krahelskiej nie śpiewa się piosenek. To ona śpiewa innym własne i powszechnie znane utwory: Hej chłopcy bagnet na broń, Kujawiaczka partyzanckiego, Kołysankę o zakopanej broni.

W tym jednak szwadronie, który fason ma kawaleryjski i fantazję junacką K. Krahelska „Danuta” wszystkich onieśmiela. Już za życia ma sławę i legendę. To właśnie jej rysy twarzy i popiersie wyrzeźbiła Ludwika Nitschowa w pomniku Warszawskiej Syreny nad Wisłą.

Nadal gorączkowo terkoczą karabiny maszynowe w stronę zdziesiątkowanych powstańców na skraju ulicy Polnej. Jeden z nich dostaje postrzał w głowę. Legendarna już „Danuta” podnosi się i biegnie mu na pomoc. Pada po chwili ugodzona trzema kulami płuca.

Hej chłopcy, bagnet na broń

Bo kto wie, czy na jutro, pojutrze czy dziś

Przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść…

Już nigdzie z nami nie pójdzie ta bohaterska łączniczka, sanitariuszka i autorka najpiękniejszych pieśni Polski Podziemnej.

Pomnik Polegli Niepokonani Warszawa Wola

Cztery dni później! Pałac Blanka, 4 sierpnia, czwarty dzień powstania. Jest tu kilku chłopców z batalionu „Parasol” zaplatanych tu przypadkowo. Mieli dotrzeć do swego batalionu na Wolę, nie zdążyli jednak. Dowodzi nimi pdch. „Krzysztof” –Kamil Baczyński. Widok maja na Śródmieście i Starówkę wspaniały. Atmosfera dobra. Trochę niepokoją Niemcy, którzy wypatrzyli posterunek i strzelają do nich zaciekle. Wreszcie ogień czołgów zmusza ich do zejścia na pierwsze piętro. Tu z narożnego okna pchor. „Krzysztof” ostrzeliwuje się niemieckim snajperom. Nagle zatacza się, pada, obficie broczy krwią. Coś jeszcze usiłuje bezładnie mówić o żonie Basi i matce. Umiera.

Nikt właściwie jeszcze nie wie, że pchor. „Krzysztof” to jeden z największych poetów Podziemnej Polski. To później Jerzy Zagórski zatytułuje swój szkic o nim alarmistycznym tytułem Śmierć Słowackiego. To jeszcze później tę zaszczytną analogię z „wielkim Juliuszem” potwierdzi wielu krytyków i poetów. Na razie podkomendni „Krzysztof” wiedzą, że jest on autorem piosenki o Barbarze i beztroskiego utworu  Maszeruje pluton… Żołnierski pogrzeb poety, na dziedzińcu pobliskiego Ratusza. Kilka osób, parę desek. Ktoś usiłuje śpiewać:

Maszeruje pluton przez zielony las

Uśmiechnięta wolność naprzód wiedzie nas…

Milknie jednak. Piosenka ta wydaje się niestosowna. Wokół powaga, dymy odgłosy detonacji. Ujadanie cekaemów. W kilka dni później umiera w szpitalu, o parę ulic dalej Barbara Drabczyńska-Baczyńska. Żona „Krzysztofa” Kamila. Umiera trafiona odłamkiem w głowę. O śmierci męża nic nie wie. Ale umierając ściska w ręku tomik jego wierszy otwarty na stronie, gdzie widnieją słowa:

Wołam cię obcy człowieku,

Co kości odkopiesz białe,

Kiedy wystygną już boje

Szkielet mój będziesz miał w ręku…

Sztandar Ojczyzny mojej.

W dwa tygodnie później, na Starym Mieście przy ulicy Przejazd, gdzie mieściła się słynna reduta powstańcza kpt. „Nałęcza”, ginie Tadeusz Gajcy. Wielki rywal Baczyńskiego do poetyckiej sławy największego poety konspiracji. Autor piosenki Na nowe drogi:

Żegnaj sielska młodości,

Żegnajcie beztroskie dni,

Nam wysoki zaśpiewa pocisk

I żelazne będą sny

Jeszcze później chłopcy z „Parasola” dźwigają kanałami z Placu Krasińskich do Śródmieścia swego bohaterskiego dowódcę pchor. „Ziutka” – Józefa Szczepańskiego. Pieśniarza batalionu „Parasol”, autora buńczucznej śpiewki Pałacyk Michla. Podchorąży „Ziutek”  zrobił w ciągu miesiąca karierę nie mniejsza niż jego utwór. Z dowódcy drużyny na Woli, został zastępcą dowódcy kompanii. Później dowodzi resztkami wykrwawionego batalionu na Starym Mieście. Tu usiłuje jeszcze dodać wszystkim odwagi nowa piosenką:

Godłem nam Biały Ptak,

A parasol to znak

Naszym hasłem piosenka szturmowa.

Pośród bomb, huku dział,

Oddział stoi jak stał,

Chociaż chłopców zginęła połowa.

Wreszcie wynoszą go z kanałów w broniącym się jeszcze Śródmieściu. ”Ziętek” żyje jednak tylko kilka godzin. Właśnie Mieczysław Fogg śpiewa w Alejach Ujazdowskich:

Pałacyk Michla, Żytnia, Wola

bronią się chłopcy spod „Parasola”…

„Ziutek” już tego nie słyszy. Zresztą wszystko, co jest w tekście tej pieśni, wydaje się nieaktualne. Czy dalej trzeba mnożyć te tragiczne metryki do pieśni? Przecież i tak – tak ślepo, tak bezgranicznie je kochamy. Śpiewające konspiracyjne piosenki, czy zastanawiamy się nad tym, kto je napisał i kiedy. Nie szukamy nazwisk poetów i kompozytorów. Nie staramy się chwalić wiedzą i erudycją na temat twórców tego repertuaru. Szukamy natomiast zamkniętego w tych tekstach i melodiach nastroju. Żadna ze znanych pieśni tego okresu nie ma wielkich ambicji hymnicznych, politycznych, programowych. Może tylko napisany w przededniu powstania marsz Warszawskie Dzieci Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego wyróżnia się spiżowym tonem. Powstanie warszawskie rodzi dwie znane piosenki, które rozbrzmiewają na szańcach Woli i barykadach Mokotowa. Są to Pałacyk Michla oraz Marsz Mokotowa. Reszta utworów powstaje w różnym czasie. Są to piosenki pisane według pewnego żołnierskiego schematu. O ukochanej dziewczynie i rozstaniu. O ćwiczeniach i marszach w leśnych podchorążówkach. O konieczności walki z wrogiem i poświęceniu dla Ojczyzny. Przy czym słowo „Ojczyzna” nie jest tu zbytnio nadużywane. Piosenka ta jest programowo wyciszona i niepatetyczna. Nie grzmi wielkimi słowami. Lubi humor i śmiech przez łzy! Nawet Baczyński i Gajcy piszą świadomie takie właśnie zwykłe bezpretensjonalne i pogodne utwory. Tragicznych spraw i wydarzeń jest wokół takie mnóstwo. Zadaniem piosenki tego okresu jest nie deprymować, lecz mobilizować do walki, łagodzić, rozładowywać dramaty…”

Warszawskie dzieci

Słowa Ryszard Dobrowolski „Goliard”, Muzyka Andrzej Panufnik

Nie złamie wolnych żadna klęska

Nie strwoży śmiałych żaden trud,

Pójdziemy razem do zwycięstwa,

Gdy ramię w ramię stanie lud. 

   Warszawskie dzieci pójdziemy w bój,

   Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!

   Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,

   Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem  wrogom gniew! 

Powiśle, Wola i Mokotów,

Ulica każda, każdy dom,

Gdy padnie pierwszy strzał bądź gotów,

Jak w ręku Boga złoty grom.

   Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój

Od piły, dłuta młota, kielni,

Stolico, synów swoich sław,

Że stoją wraz przy Tobie wierni

Na straży swych żelaznych praw

   Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój… 

Poległym chwała, wolność żywym,

Niech płynie niebo dumny śpiew,

Wierzymy, że nam Sprawiedliwy,

Odpłaci za przelaną krew.

   Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój… 

Autorem tekstu jest wybitny poeta i pisarz Stanisław Ryszard Dobrowolski (1907-1985) Napisał go 4 lipca 1944 r. i zaraz opublikował w konspiracyjnym piśmie „Demokrata”. ST.R. Dobrowolski brał czynny udział w konspiracji od 1942 r. Kierował sekcją literacką przy KG AK, inspirując wielu autorów, poetów kompozytorów do uprawiania twórczości patriotycznej w dziedzinie pieśni i piosenki. Muzykę pisali wybitni kompozytorzy, m.in.Lutosławski, organista Andrzej Panufnik (1914-1991), Bronisław Rutkowski, dyrygent Olgierd Straszyński, pianista Jan Ekier (autor Szturmówki), pianista Jan Markowski (autor Marsz Mokotowa). Autor muzyki Warszawskie dzieci Andrzej Panufnik, od roku 1953 przebywający za granicą, należy do grona najwybitniejszych współczesnych kompozytorów polskich. Jego Warszawskie dzieci weszły na stałe do skarbca pieśni narodowych z okresu walki podziemnej z okupantem.

I jeszcze jedna bardzo znana piosenka spopularyzowana onegdaj przez Mieczysława Fogga.

Oto ona: Pałacyk Michla

Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,

Bronią jej chłopcy od „Parasola”,

Choć na „tygrysy” maja visy,

To warszawiaki, fajne chłopaki są.

   Czuwaj wiaro i wytężaj słuch,

   Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!

  Czuwaj wiaro i wytężaj słuch,

  Pręż swój młody duch jak stal!

Każdy chłopaczek chce być ranny…

Sanitariuszki, morowe panny,

I gdy cię trafi kula jaka,

Poprosisz pannę da ci buziaka, hej!

   Czuwaj wiaro i wytężaj słuch…

Z tyłu za linią dekowniki,

Intendentura, różne umrzyki,

Gotują zupę, czarna kawę-

I tym sposobem walczą za sprawę, hej!

Za to dowództwo jest morowe,

Bo w pierwszej linii nadstawia głowę

A najmorowszy z przełożonych

To jest nasz „Miecio w kółko golony”, hej!

   Czuwaj wiaro i wytężaj słuch…

Wiara się bije, wiara śpiewa,

Szkopy się złoszczą, krew ich zalewa,

Różnych sposobów się imają

Co chwila „szafę” nam posuwają, hej!

   Czuwaj wiaro i wytężaj słuch…

Lecz na nic szafa i granaty,

Za każdym razem dostają baty,

I co dzień się przybliża chwila,

Że zwyciężymy! I do cywila, hej!

Józef Szczepański i „Ziętek”, autor licznych piosenek harcerskich i powstańczych, był podchorążym w kompanii „Agat” batalionu „Parasol” AK. Ów wesoły powszechnie lubiany młody człowiek nazywany był pieśniarzem „Parasola”. Pałacyk Michla napisał w pierwszych dniach powstania warszawskiego, w czasie, gdy pełnił służbę na terenie tytułowego obiektu przy ul. Żytniej w Warszawie. Piosenka podchwycili żołnierze „Parasola”. Muzykę do piosenki skomponował Józef Szczepański na motywach popularnej przed II wojną światową piosenki Nie damy Popradowej fali, (nieznanego kompozytora). Józef Szczepański zginął w pierwszych dniach września 1944 r., w rejonie pałacu Krasińskich w Warszawie, gdzie dowodził, mimo ciężkich ran odniesionych wcześniej, resztkami batalionu „Parasol”. Wspomnianym w tekście piosenki „Mieciem w kółko golonym” był ppor. Antoni Sakowski, ranny w głowę w czasie walk na warszawskiej Woli, któremu trzeba było ogolić głowę przed założeniem opatrunku. Tak ta piosenka stała się kronika powstańczych wydarzeń…. „

Autorom piosenki nie stawia się pomników. Przywilej ten zastrzeżony jest dla wielkich twórców i poetów. Ale jest w Warszawie nad Wisłą pomnik pół- kobiety, pół-ryby, który jest herbem miasta czymś rodzaju pomnika autorki piosenek. Stało się to przypadkowo! Do rzeźby Warszawskiej Syrenki Ludwice Nitschowej pozowała na krótko przed wybuchem II wojny światowej młoda i urodziwa absolwentka Uniwersytetu warszawskiego Krystyna Krahelska. Krahelska, dziewczyna zresztą rodem znad Prypeci, obdarzona pięknym głosem, muzykalnością i talentem poetyckim, w konspiracji była łączniczką pułku „Baszta” AK, później sanitariuszką I plutonie trzeciego szwadronu dywizjonu „Jeleń”,7.Pułku ułanów AK. Pisywała wiersze i piosenki (jej tomik Smutna rzeka ukazał się dopiero w Londynie, w roku 1964). Piosenkę Hej, chłopcy, bagnet na broń napisała prawdopodobnie w 1942 r. Opublikowano ją 20 listopada 1943 r. na łamach wychodzącego w Warszawie podziemnego dwutygodnika harcerskiego „Bądź gotów” i natychmiast podchwycili ją żołnierze AK i BCh w całym kraju.

Zginęła w czasie powstania warszawskiego na ulicy Polnej w natarciu na tzw. Dom Prasy przy ul. Marszałkowskiej 3/5, trafiona trzema kulami prawe płuco. Los zrządził, że jej popiersie nad Wisłą w czasie Powstania zostało również trzykrotnie przestrzelone. Czy jest na świecie pomnik, który ma bardziej wymowną i wzruszającą historię?…”

Gdyby ktoś z Państwa był zainteresowany większa ilością szczegółowych informacji dotyczących polskich piosenek Powstania Warszawskiego, ( ale nie tylko) polecam książkę „ Złota księga pieśni polskich” autor Zbigniew Adrjański Wydawnictwo Bellona Warszawa 2010.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.