Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Wspomnienia’

Z Wandą łączyła nas długa znajomość, odkąd sprowadzili się wraz z mężem Maciejem Znanieckim (dziennikarzem telewizyjnym) oraz synem Michałem na Sadybę w roku 1973.  Połączyło nas jedno podwórko, oraz fakt posiadania dzieci w tym samym wieku.  Wspólne wizyty w szkole na wywiadówkach, spotkania w osiedlowym parku, który sami założyliśmy ( w tak zwanych czynach) zbliżyły nas. Wanda była bardzo zapracowana mamą. Wieczorami grywała w teatrze, rano odbywała próby, a w południe zawsze przygotowywała obiad dla rodziny. Michał był dzieckiem, które posiadało niezwykłą wyobraźnię. Pewnego razu Wanda zadzwoniła do moich drzwi z przerażeniem w oczach i pytaniem czy może nie ma u mnie Michała? Zapytałam, ale co się stało, Agnieszka o tej godzinie jest w szkole. Wiesz dzwonili ze szkoły, Michała tam nie ma ,więc zastanawiam się gdzie jest?  Po kilku godzinach syn powrócił do domu, cały zdrowy i bardzo z siebie zadowolony.  Gdzie byłeś? Jak to gdzie? Wsiadłem w autobus 116 i pojeździłem sobie, wiesz jak miasto pięknie wygląda z okien autobusu? No tak, jeździł kilka godzin. Faktem jest, że na Sadybie, bardzo krótko zresztą, była pętla autobusu linii 116 przy ul. Konstancińskiej. Trudno nie wykorzystać takiej sposobności zwiedzania Warszawy. Czas leciał szybko, nasze dzieci wyrosły i w wieku około szesnastu lat zakochane były w Zespole „Republika” Grzegorza Ciechowskiego. Ile zabiegów musiałam wykonać, aby Agnieszka miała czarną bluzkę i spódnicę w biało czarne paski? Michał paradował w czarnych spodniach i czarnej koszuli. Wszystkie koncerty Republiki były zaliczone.

Wanda bardzo dbała o edukacje teatralna swojego jedynaka. Wszystkie ciekawe przedstawienia teatralne były zaliczone, a później siedzieli godzinami i dyskutowali. Matka i syn. Ile razy spoglądałam w okno widziałam światło w Jej pokoju, wiedziałam, że jest po spektaklu i musi porozmawiać, aby pozbyć się emocji. Towarzyszył jej Michał. Aż przyszedł ten moment, kiedy mały „Miś” zdał egzaminy maturalne i trzeba było wybrać kierunek studiów. Odbyła się rodzinna narada i papiery zostały złożone do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Zelwerowicza w Warszawie na Wydział Teatrologii. Wanda sekundowała tym studiom. Dzięki Misi swojej siostrze, Michał mógł zobaczyć wiele krajów, mógł rozwinąć swoje skrzydła. Jak się wtedy okazało, marzeniem jego były studia w Bolonii, które skończył z wyróżnieniem! Wanda była bardzo dumna. Nasze spotkania zawsze zaczynały się sprawozdaniami o tym, co się dzieje z naszymi dziećmi Michał w Bolonii, Agnieszka we Francji. Wiele godzin spędziłyśmy na rozmowach, czasami, gdy byłam w Warszawie przychodziłam na spektakl Wandy do Teatru Kwadrat, w którym występowała przez długie lata (1974-1987). Wcześniej była aktorką Teatru Ateneum (1959 – 1968), ale zamążpójście, i nowo narodzony syn pochłonęły ją na długie lata. Zostawiła jej ukochany teatr na rzecz Michała. Kiedyś powiedziała mi, wiesz nie ma nic piękniejszego jak obserwowanie własnego dziecka, gdy rośnie. Tak bardzo chciałam mieć syna, wiec skoro go mam muszę zadbać o niego i jego wychowanie. Piękna Wanda świetna aktorka, jak ktoś kiedyś napisał królowa ról drugoplanowych. Nie jestem krytykiem teatralnym, byłam jej znajomą, a może nawet i przyjaciółką? Dlatego inaczej patrzyłam na tę jasnowłosą (naturalny blond) uśmiechniętą kobietę o bardzo niebieskich oczach. Była  nadzwyczaj ciepłą osobą. Nie widziałam w niej aktorki, która czarowała nas w roku 1958 główną rolą Agnieszki w filmie „Rancho Texas” w reżyserii Wadima Berestowskiego.  Później zagrała w Niewinnych Czarodziejach „ Andrzeja Wajdy, Awatarze”, czyli zamianie dusz” Janusza Majewskiego, i Dziewczętach z Nowolipek” Barbary Sass, a także w „Stawce większej niż życie „ no i oczywiście w Teatrze Telewizyjnym „Kobra”. Ja zawsze widziałam w niej świetną matkę i znakomitą koleżankę, z którą miałyśmy wiele tematów do omówienia bo  Wanda znakomicie gotowała.  Często wymieniałyśmy się przepisami kulinarnymi, gdyż gotować umiała jak mało, kto. Ja osoba ze świata sportu, i Ona aktorka teatralna. Bo przede wszystkim była związana na dobre i na złe z teatrem. Ile razy w dyskusji zarzucała mi, że na sport idą wielomilionowe nakłady a na teatr nie. Ile dyskusji gorących odbyłyśmy przy herbacie, którą

 uwielbiała. Pamiętałam o tym i zawsze przywoziłam jakąś paczuszkę dobrej herbaty dla niej, wiedząc, że sprawię Jej przyjemność. Wanda grała w wielu produkcjach filmowych jednak teatr był jej przypisany, najpierw Ateneum, później Teatr Kwadrat, następnie Teatr Narodowy (1987-1990) i w końcu Teatr na Woli (1990-1992). W tym samym czasie Michał ukończył studia na PWST w Warszawie a studia w Bolonii też miały się ku końcowi. Michał ukończył z wyróżnieniem Uniwersytet w Bolonii gdzie studiował u Umberto Eco oraz u Giorgio Strehlera w Teatro Piccolo di Milano. W wieku 24 lat zadebiutował w mediolańskiej La Scali spektaklem opartym na muzyce Monteverdiego. Został uznany za największy talent reżyserski w 1995 roku i zaczął utwierdzać swoją pozycję w teatrach operowych i dramatycznych we Włoszech, Francji, Irlandii i Polsce. W teatrze operowym oprócz pozycji repertuarowych (” Don Pasquale” „, „Carmen” , ” Straszny dwór” „Makbet”, „Simon Boccanegra”, „Bal maskowy”, „Otello”, „Rigoletto”) realizuje dzieła rzadkie i nieznane, jak „Maddalena” Prokofiewa, ” Die Drei Pintos” Mahlera, „Ożenek” ” Musorgskiego, „Żydówka” Halevy’ego czy „Flaminio” Pergolesiego.

Wykłada w wielu szkołach teatralnych we Włoszech. Jako wykładowca technik improwizacji powrócił do szkoły Teatro Piccolo di Milano. Zrealizował m.in. „Cyrano de Bergerac”   w Walencji z Placido Domingo w roli tytułowej, „Łucję z Lammermoor” Donizettiego w Operze Narodowej (jako reżyser i scenograf, 2008), „Lukrecję Borgię” Donizettiego również w Operze Narodowej (2009), „Samsona i Dalile” ” Saint-Saëns w Bolonii, Liege oraz Wrocławiu,”Włoszkę w Algierze” ” w Łodzi,”Erniego” Verdiego w Poznaniu oraz w Bilbao. „Pamiętnik zaginionego Janacka” w Madrycie oraz Sewilli, „Don Giovanniego” ” z Mariuszem Kwietniem w Operze Krakowskiej. Otworzył sezon opery w Bilbao  „Zamkiem Sinobrodego” B. Bartoka.

We Wrocławiu już czterokrotnie realizował mega produkcje operowe na otwartym powietrzu („Napój miłosny” Donizettiego w 2007 roku na Pergoli, „Otello” Verdiego w 2008 roku na Wyspie Piaskowej, ”Turandot” Pucciniego w 2010 i „Bal Maskowy” Verdiego w 2012 roku na Stadionie Olimpijskim). Dwukrotnie odznaczony Złotą Maską (za Spektakl Roku 2007 musical „Dr Jekyll and Mr Hyde” oraz w 2009 za Reżyserię „Producentów” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie). Odznaczony Medalem Regionu  Puglia za osiągnięcia artystyczne w 2008 roku. „Eugeniusz Oniegin” Piotra Czajkowskiego w jego reżyserii (Bilbao 2011) otrzymał prestiżową nagrodę Fundacji Premios Líricos Teatro Campoamor za najlepszą produkcję premierową roku w Hiszpanii. Odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.

1 lipca 2009 roku został mianowany dyrektorem naczelnym  Teatru Wielkiego im. St. Moniuszki w Poznaniu.

Wanda nie zwracała uwagi na swoją karierę aktorki. Zawsze twierdziła, że rok po roku PWST kończy wiele młodych uzdolnionych dziewczyn, które są młode i oferują świeżość i inny typ urody. Cała Jej uwaga skupiła się na synu, na Jego edukacji, na pokazaniu mu, jakimi dysponuje możliwościami, a że dysponował ogromnymi pokazało życie i kariera, która się stale rozwija. Michał Znaniecki (ur.1969) świetny reżyser teatralny, operowy, pracuje niemalże na wszystkich najważniejszych scenach świata. Ostatnio, gdy wymienialiśmy korespondencje mailową był w Rio de Janeiro.

http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=u2yis2vMbKU&feature=endscreen

Z Wandą utrzymywałyśmy stały kontakt nawet wtedy, gdy ja wyprowadziłam się z Sadyby i przeniosłam do Anina, jednak nie były to już te same silne więzi. Wiedziałam, że Wanda gra w sztukach reżyserowanych przez Michała we Włoszech, Irlandii, Polsce.  Dla mnie zaś pozostała na zawsze piękna uśmiechniętą blondynką o czarodziejskich błękitnych oczach, nie gwiazdą  Teatralno – Filmową, ale kobietą, matką, która jak my wszyscy borykała się z Peerelowską rzeczywistością a później cieszyła  z sukcesów syna Michała.  Wspomnienie o Niej napisałam z okazji czwartej rocznicy Jej śmierci. Odeszła od nas w wieku 71 lat, tragiczny wypadek samochodowy, a Ona tak bardzo lubiła i umiała jeździć samochodem.

Oto najważniejszy jej dorobek artystyczny:

Rancho Texas  1958  jako Agnieszka, Niewinni czarodzieje  1960  jako Mirka,  Drugi człowiek 1961 jako Elżbieta, Jada goście jadą 1962 dziewczyna z Gdańska, Daleka jest droga 1963 jako Niemka, Liczę na Wasze grzechy 1963 jako Elżbieta, „Awatar” czyli zamiana dusz 1964 jako hrabina Magdalena Łabińska, Ping-pong część cyklu Perły i dukaty 1965 jako Teresa, Głos ma prokur 1965 jako Jadwiga Trepa,  Zmartwychwstanie Offlanda 1967 jako żona Offlanda, Stawka większa niż życie, jako Basia Reczko sekretarka Reila, 07 zgłoś się 1976-1987 jako Joanna Wolińska, kochanka Weredy;, Palace Hotel, jako pani Lacoste, Życie na gorąco 1978, jako żona Ottona Ildmana; Pałac 1980, jako księżna, 5 dni z życia emeryta 1984, jako majorowa Błaszyńska; Menadżer 1985, jako Maria Mierzyńska; Dziewczęta z Nowolipek 1985, jako profesorowa, Tulipan, jako matka Marzeny,  Piggate 1990, jako ciotka Anny Montini; Klinika samotnych serc 2005, jako Nina Rozalska, Determinator 2007, jako matka Piotra .

Część zdjęć pochodzi z Internetu

Dzisiaj chciałam napisać o chlebie.  Na swoim blogu ostatnio zaprezentowałam warszawskie smaki. Napisałam a wiele osób skomentowało mój wpis, za co wam wszystkim serdecznie dziękuję. I może, dlatego właśnie postanowiłam napisać coś o tradycji wypieku chleba dla Warszawy i o historii tych najstarszych piekarni a także o mojej ulubionej Piekarni „Grzybki” pana Cichomskiego.

Nie mogę wszystkim piekarniom poświęcić należnego im miejsca, mogę tylko napisać, że najstarsza piekarnia została założona przez Kazimierza Kałasę zaś jego syn Aleksander zdobył dyplom czeladniczy w roku 1913,z dwugłowym orłem i obfitością ozdobnych zawijasów, napisany po rosyjsku i polsku. Ponieważ ich piekarnia została założona w Jeziornie koło Konstancina nazwano ja „Kuracyjna”. Pan Aleksander przeniósł firmę do Otwocka a stad do Warszawy, początkowo na ul. Rozbrat 40, następnie ul. Racławicką 7 w roku 1932. Niestety to, co dobrze rozpoczęto zniszczyła wojna a później władze Peerelu, które ukuły powiedzenie o „prywatnej inicjatywie”, które było określeniem pejoratywnym tak jakby rzemieślnicy byli ludźmi wyjętymi poza nawias polskiego społeczeństwa.  W końcu po roku 1957 rodzina Kałasów otworzyła prywatna piekarnię osiedlową „Liliput” w jednej izbie pieczono chleb w drugiej sprzedawano w maleńkim sklepie firmowym. Piekarnia dysponowała wielkimi oknami, aby warszawianie mogli naocznie widzieć jak powstaje super smaczne pieczywo. Kolejki były ogromne (sama zresztą stałam codziennie poi świeże pieczywo) a chleb nie przypominał żadnego ze sklepów państwowych.  Jakże inna była praca piekarza kiedyś. Pan Kałasa opowiada, że ich piekarnia miała dwa stoły po pięć metrów długości każdy i kilkanaście osób ręcznie robiło kajzerki, często śpiewając, aby nie zasnąć, gdyż pieczywo robiono wyłącznie nocami, aby na rano było świeżo upieczone. Do domu wracało się na noc tylko w soboty. Dzisiaj Rodzinna Piekarnia Kałasów posiada dwa miejsca przy ul. Racławickiej 7 i Polnej 18/20 (właśnie tutaj przez 24 lata zaopatrywałam swoją rodzinę w pieczywo., wtedy, gdy mieszkałam na Sadybie a pracowałam przy ul. Litewskiej).

Od wielu lat mieszkamy 17 km od Centrum Warszawy w podwarszawskim Aninie, stąd też moją piekarnią stała się w naturalny sposób Piekarnia- Cukiernia „Grzybki „ przy ul. Korkowej 68, największy sklep z pieczywem w Warszawie.  Dlaczego „Grzybki” ? Zaraz to wytłumaczę. Pan Henryk Cichowski  założyciel piekarni otrzymał Dyplom  czeladniczy  31 października 1927 r. Pan Henryk pochodził z Cichowa z małej miejscowości w okolicach Nidzicy. Pięknej i biednej.  Gdy miał czternaście lat wiedział już , że nie może swojej przyszłości wiązać z gospodarstwem ojca. Pobierał nauki i w kilka lat później został wspólnikiem piekarza w Przasnyszu.   Wojna jak to zwykle bywa zrewidowała jego plany życiowe, i po mobilizacji służył w 11 Pułku Piechoty broniąc Warszawy. W czasie okupacji wstąpił do AK, został aresztowany i wywieziony do Mauthausen- Gusen. Po wyzwoleniu pracował w lazarecie skąd otrzymał dobre zaświadczenie wracając do Polski.

„Dyrekcja poświadcza, ze p. Henryk Cichowski urodzony dnia 2.IV.1910 r był zatrudniony w tutejszym lazarecie od dnia 26.IV do 18.VIII w charakterze piekarza. Wykazywał dużo hartu i poświęcenia w służbie idei niesienia pomocy nieszczęśliwym ofiarom niemieckiego terroru, byłym więźniom obozów koncentracyjnych z Gusen i Mauthausen. Sam, jako więzień Gusen, mimo złego stanu zdrowia, potrafił pomagać nieszczęśliwym i chorym nawet w ciężkich warunkach aprowizacyjnych. Zaskarbił sobie pełne uznanie u wszystkich chorych i zdrowych. Z jego odejściem tracimy jednego z najlepszych pracowników tutejszego lazaretu”.

Jednak czasy powojenne były bardzo trudne a szereg jego kolegów z AK wisiało już na szubienicach. Pan Henryk wyjechał do Szczecina i na podstawie posiadanych papierów otworzył tam piekarnię.  Jednak lata pięćdziesiąte były bardzo trudne dla prywatnej przedsiębiorczości.  Upaństwawiano prywatną własność, nic nie było pewne, ludzie imali się różnych zajęć, aby przetrwać. Dopiero jakiś czas później pan Henryk otworzył własną piekarnię 66 km od Warszawy w Jeruzalu ( dziś wioska ta znana jest z kręconego tutaj serialu „Ranczo”).  Rodzina pana Cichowskiego pracowała cały tydzień w Piekarni a na sobotę i niedzielę wracano do domu. Później była jeszcze inna piekarnia w Uniejowie nad Wartą, aby w końcu wrócić do Warszawy przy ul. Wiatracznej. To klienci nazwali ją „Grzybki”, gdyż kształt pawilonów przypominał właśnie grzybki. Na stałe osiedli przy ul. Korkowej 68 a w roku 2010 w rankingu TVN Warszawa, widzowie wybrali ją najlepszą warszawską piekarnią.

Często jeżdżędo „Grzybków” nie tylko po chleb poligonowy na prawdziwym zakwasie bez drożdży, orkiszowy, bułki orkiszowe, owsiane, chleb słowiański, grochowski na naturalnych zakwasach.  Nie ma mowy o polepszaczach o wkładach chemicznych, a wielką ciekawostką dla mnie była też informacja, że wszystkie pączki na tłusty czwartek są pieczone  w nocy i są pieczone ze świeżego drożdżowego  ciasta, dlatego cieszą się takim wzięciem i tylko w ten dzień piekarnia sprzedaje ich około 150.000 sztuk. Zawsze siadam przy filiżance kawy espresso, czasami z mini eklerkiem (polecam, są pyszne) i patrzę na klientelę tłumnie odwiedzającą sklep. 

Do moich ulubionych należy chleb orkiszowy. Orkisz jest odmianą pszenicy, ziarno jest niezmodyfikowane i takie samo od 500 lat.  Orkisz ma moc medyczną przeciwdziała rakowi, zapobiega zmęczeniu i spadkowi wydolności, ma działanie dobroczynne w problemach z układem krążenia i sercem, przy angina pectoris, alergiach, przemianie procesów wapnia, infekcjach, chorobach wątroby i nerek. Poprawia działanie układu nerwowego, pomaga prawidłowej przemianie materii.  I po ten chleb na wagę jeżdżę do Piekarni „Grzybki”.

Zresztą w sklepie jest też cukiernia, która produkuje wspaniałe ciasta a ja najbardziej lubię ich tort bezowo- śmietanowy z żurawiną, choć pan Tomasz Szymczak, z którym rozmawiałam w imieniu szefostwa stwierdził, że on lubi tort bezowo -śmietanowy z marakują, gdyż jest bardziej kwaskowa od żurawiny.  Na półkach cukierni królują pączki i pączusie oblewane lukrem z różnym nadzieniem w tym z prawdziwa różą też, ciasta, szarlotki, serniki, makowce, oraz nowy produkt, jakim są baby drożdżowe z jabłkiem, śliwkami, baby piaskowe, dyniowe, śliwkowe, jabłkowe, pomarańczowe, cytrynowe, szarlotki z jabłkiem oraz szarlotki z jabłkiem i gruszką. Baby drożdżowe ich smak jest czysta poezją, są pieczone na prawdziwym maśle i takiego smaku nawet ja nie uzyskuję podczas pieczenia. Są pyszne! Sprzedawane na wagę, piękne jedna w drugą.  Oprócz tego w lecie na półkach cukierni królują tarty z masą budyniową i świeżymi owocami zalewanymi galaretką, są pyszne babeczki z owocami, mini babeczki, a ptysie królują przez cały rok zaś mini ptysie są  popularne  gdyż lubią je dzieci.  A wszystko to dzieje się w atmosferze życzliwości uśmiechu i troski o klienta. Od ponad dwudziestu lat adoruję piekarnie „Grzybki” i zawsze jestem tam mile widzianą znajomą osobą dla pań obsługujących zarówno w cukierni jak i sklepie z pieczywem.  

Piekarnia ma dziesięć firmowych sklepów, dostarcza pieczywo do delikatesów „Alma” a także do ponad 500 – 600 punktów piekarniczych w Warszawie.

A ja uważam, że ludzie, którzy maja pasję i z pasja pracują nie mogą tworzyć rzeczy złych, one z założenia muszą być świetne, bo pasja plus praca to zawsze wspaniałe połączenie cech u ludzi dążących do perfekcji a pieczenie chleba jest szlachetnym zajęciem, jak kiedyś powiedział Pan Henryk Cichowski.

O Warszawskich smakach i dwóch wspaniałych piekarniach oprowadzała Was

Wasza Jadwiga

Ps. W Warszawie pracuje więcej piekarni  oprócz tych dwóch o których napisałam a mianowicie: Piekarnie Putka, Piekarnia Wawerska,  Piekarnia Dabrowscy, Piekarnia Arnie,  Piekarnia Dragan, Piekarnie Mierzejewski,  Piekarnia Peterek, Piekarnia Goszczyński, Piekarnia Tomaszewsy, Piekarnia Janusz Witaszczyk, Piekarnia Na Barskiej, Piekarnia Mariana Pozorka i Prywatne Warszawskie Muzeum Chleba, Piekarnia Ratyńskich, Opłatkarnia Sióstr Benedyktynek-Sakramentek Piekarnia Lubaszka i Oskroba. O „Chlebie Warszawskim” opowiada książka pod tym samym tytułem napisana przez Magdalenę Stopa i Federico Caponi Wydawnictwo VEDA Warszawa 2012

Nóżki w galarecie, zimne nóżki, galantyna z nóżek, albo też i inna nazwa, która kojarzy się z tym bardzo warszawskim daniem. Doskonale pamiętam czasy, gdy jako nastolatka byłam wysyłana do Hali Mirowskiej, aby zakupić piękne cztery nóżki oraz golonkę. Czasami, gdy miałam więcej szczęścia udawało mi się kupić gicz, ale nie zawsze, gdyż cielęcina była towarem trudno dostępnym. Zaś nóżki można było kupić odstawszy w długiej kolejce do mięsnego. Ile to nowych rzeczy można było dowiedzieć się stojąc cztery lub więcej godzin pod sklepem mięsnym, w którym zamiast mięsa były nagie haki. A rozmowy dotyczyły najczęściej tego, co kto chciałby kupić i co chciałby ugotować. No, więc mięso na rosół i szponder, a to kawałek biodrówki na zupę pomidorową, a to giczkę, bo dziecko złamało rękę albo nogę i lekarz zalecił, bo w ugotowanej zupie lub galarecie była duża zawartość gleju, który potrzebny był przy regeneracji i zroście kości.  Kto z nas nie stał w długich jak tasiemce kolejkach, w których rozmawiało się o wszystkim?  Z tych właśnie kolejkowych rozmów notowałam w pamięci różne przepisy na potrawy, które można było przygotować z pośledniejszych gatunków mięsa, które wtedy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dostarczano do sklepów. I właśnie wtedy doszłam do wniosku, że nóżki w galarecie, lub zimne nóżki właściwie wszystkie panie robią w bardzo podobny sposób, różniący się tylko przyprawami i tym, jakich warzyw używamy do gotowania.

Przepis na zimne nóżki według mojej mamy

Składniki: (dla czterech osób) 2 nóżki wieprzowe przednie, 2 nóżki wieprzowe tylne, gicz cielęca, lub golonka, włoszczyzna marchew, por i pietruszka woda 2-3 litry.  Na tę ilość nóżek ja biorę 4-5 sztuk marchwi, listek laurowy 2-4 sztuk, kilka ząbków czosnku, ja biorę ze sześć sztuk, aby nadać potrawie zdecydowany smak, kilka ziarnek pieprzu, ziela angielskiego, majeranek,  sól, jeżeli ktoś lubi mogą być jaja ugotowane na twardo, i zielony groszek

Wykonanie: nóżki wieprzowe czyścimy, opalamy resztki szczeciny nad gazem, układamy w garnku, dodajemy golonkę również oczyszczona i umytą, dodajemy gicze cielęcą przerąbaną na dwie części. Dodajemy oskrobane i umyte warzywa z wyjątkiem groszku. Zalewamy zimna woda dodajemy przyprawy i gotujemy najpierw na dużym gazie do zagotowania, później zaś około 3 godzin do czterech na maleńkim ogniu, aby uzyskać bardzo esencjonalny wywar z mięciutkim mięsem.  Po ugotowaniu odstawiamy garnek z ognia do przestygnięcia. Do przygotowanego drugiego garnka wrzucam drobno pokrojone mięso nóżek, golonki i giczy cielęcej, jeżeli nóżki maja być zjedzone w ciągu dwóch dni ja dodaję również pokrojona marchewkę. Odcedzam wywar i wszystko mieszam razem próbując czy całość jest wystarczająco słona i doprawiona.

Przygotowuję salaterki, łyżką wazową nabieram i nalewam do salaterek przygotowane nóżki, na koniec można wsypać po kilkanaście sztuk zielonego groszku i włożyć pokrojone na pół lub ćwiartki jajka.

Moja mama dodawała do nóżek tylko ugotowaną w wywarze marchewkę i nic więcej. W ten sposób przygotowane nóżki stawiałyśmy na okno w chłodne miejsce i czekaliśmy na stężenie galarety. W czasach, gdy mama przyrządzała zimne nóżki nie wszyscy mieli lodówki, stad dania tego nie można było zbyt długo przechowywać. U nas w domu dysponowaliśmy taka małą spiżarnią, która budowniczowie usytuowali pod kuchennym oknem, w którym był specjalny świetlik utrzymujący chłód. Ponieważ „zimne nóżki” robione były raczej jesienią lub zimą ten rodzaj przechowywania był wystarczający. Dzisiaj, gdy wszyscy posiadamy lodówki ten problem nie istnieje. Poza tym w sklepach możemy dostać różnego rodzaju pojemniki na żywność, w które możemy wlewać „zimne nóżki”, jednak ja jestem przekonana, że „zimne nóżki” najlepsze są wtedy, gdy używamy szklanych miseczek lub misek.  Potrawą tą serwuję zawsze z sokiem z cytryny, lub tez z chrzanem albo z winnym octem, można podawać również z tak dzisiaj popularnym i zdrowym octem jabłkowym. A więc zachęcam do zrobienia galaretki z nóżek w najbliższym czasie, pozdrawiam wszystkich i życzę dobrego tygodnia

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.