Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Wspomnienia’

A co ma jedno do drugiego? – Zapyta większość z was!

peonie

peonie

Peonie, moje ukochane kwiaty właśnie kończą sezon kwitnienia, i nawet w kwiaciarniach nie będziemy mogli ich kupić. Wielka szkoda. Tak bardzo lubię te kwiaty, które w chińskim horoskopie uważane są za symbol szczęścia, tak jak na przykład chryzantemy są kwiatami zdrowia. Kto by pomyślał, u nas oznaczają zupełnie, co innego! Jesień, zakończenie cyklu w naturze oraz w życiu. Kiedyś, dawno temu, otrzymywałam chryzantemy w dniu imienin. Nie wiedziałam jak mam zareagować, czy był to słaby dowcip, czy powód do radości. Dzisiaj po wielu latach wiem, że chryzantemy to w Japonii symbol zdrowia i szczęścia .

Może kiedyś mieliście okazję obejrzeć pokaz kimon japońskich. Ja miałam. Na prezentowane trzydzieści, co najmniej 20 miały wzory utworzone z różnego rodzaju chryzantem, na pozostałych kimonach królowała japońska sakura.

jesienne kimona na oficjane uroczystości bardzo ozdobne złote pasy obikimono ślubne z ciezkiego jedwabiu pomarańczowe dla panny młodej do 21 lat, bardzo ozdobne obi, zielona sakwa waga wraz ze sponim kimonem 20 kgO kwiatach mogłabym opowiadać różne piękne historie. Ale nie one są tematem dzisiejszego wpisu. O peoniach wspomniałam tylko dlatego, że są w mojej pamięci jednymi z najwspanialszych kwiatów a czerwiec do nich należy.  Ostatnie kwiaty stoją w moich wazonach, ciesząc oczy i serce, tym bardziej, że w przyrodzie dzieją się dziwne rzeczy. Na przykład lilie, w tym roku nastąpił bunt w moim ogrodzie. Jakaś muszka, zaraza, czy inny stworek postanowił zjeść wszystkie pąki i pomimo oprysków wiele z nich nie zakwitnie. No cóż muszę się z tym pogodzić.

Sezon szparagów też  po cichutku się zakończył, bez fajerwerków, bez wymyślania nadzwyczajnych przepisów. U mnie królowały zielone  przygotowywane na różne sposoby, a to zapiekane pod szyneczką, pod beszamelem, a to znowu z masłem i bułką tartą czy ulubiona zupa szparagowa. Sezon zakończyliśmy białymi szparagami pod beszamelem. Na następne białe i zielone czekamy kolejny rok!

peonie nie tylko w wazonie

peonie nie tylko w wazonie

Od kilku dni pogoda przypomina że lato w pełni, trwają wakacje, wyjeżdżamy w góry, nad morze lub  do jeszcze cieplejszych krajów. Każdy szuka swojego miejsca na wspaniałe spędzenie wakacji. My też wyjedziemy na urlop. Miejsce wybrane, kwatery zamówione, pozostaje poczekać trochę i też będziemy spacerować brzegiem morza, jeść ryby, cieszyć się bryzą morską, miłym towarzystwem i wierzymy, że polska jesień sprawi nam złotą niespodziankę i podaruje choć trochę słońca.

Dlatego czekając na upragnione wakacje, mając piękną upalną pogodę za oknem zapraszam na chłodnik, który rano przygotowałam. Wiele osób uważa, że danie to jest bardzo pracochłonne. Ja myślę, że raczej nie.  Dlatego podzielę się z wami moim szybkim przepisem:

Składniki: ogórki kiszone małosolne 4-5 sztuk, 2 ogórki świeże, pęczek szczypiorku drobnego (trybulka), pęczek koperku, 4 ugotowane buraczki, trzy ząbki czosnku, dwa zsiadłe mleka (producent z Krasnegostawu) 2 kefiry Robico, litr czerwonego barszczu

chłodnik według mojego pomysłu

chłodnik według mojego pomysłu

Wykonanie: ogórki kiszone i świeże obieram oraz ugotowane buraczki ucieram na tarce warzywnej, koperek i szczypiorek drobno kroję, dodaję posiekane ząbki czosnku, zsiadłe mleko i kefir a na koniec dolewam barszcz czerwony. Pozostaje tylko sól i cukier do smaku i chłodnik ląduje w lodówce na kilka godzin. Zresztą sami zobaczcie wynik moich przygotowań.  Jeszcze tylko ugotuję kilka jajek na twardo, młode ziemniaki z koperkiem i dzisiejszy obiad będzie gotowy. Mój chłodnik jest pomysłem, który kiedyś wypróbowałam, jako odpowiedź na pierwszą w życiu próbę zjedzenia zupy, która przypominała mi mleko z pływającymi w nim ogórkami, szczypiorkiem i ogórkami. Moja szkolna koleżanka zachęcała mnie do skosztowania, a ja nie mogłam się zmusić! Nie lubię mleka, zawsze nie lubiłam, ale moja mama nie rozumiejąc mojej mlecznej awersji pilnowała, aby przygotowaną zupę mleczną zjeść. Tym sposobem na długie lata rozstałam się nie tylko z zupą mleczną, ale też z innymi dania przygotowanymi na bazie mleka..  Jednak z biegiem lat z biegiem dni dorastamy i ja też przekonałam się do chłodnika, który sama wymyśliłam dodając barszczu z kartonu, aby pokryć nim biały kolor mleka zsiadłego. Tak powstała moja wersja chłodniku, który dzisiaj przygotowałam.

Życzę smacznego!

Wasza Jadwiga

 

 

 

Reprezentacja Polski w badmintonie na chińskim Wielkim Murze 1986 r styczeń

Reprezentacja Polski w badmintonie na chińskim Wielkim Murze 1986 r styczeń

Zaczyna się sezon urlopowy. Wiele osób wyjeżdża za granicę na wakacje. Częstym kierunkiem wycieczek są Chiny. Przeglądając ceny biletów stwierdziłam, że są bardzo niskie w stosunku do tych, które obowiązywały w taryfach PLL LOT w 1986 r.

Chiny po Igrzyskach Olimpijskich stały się bardziej otwarte na świat. Dlatego dzisiaj napiszę o tym, czego się dowiedziałam o Chinach z ostatnio wydanych książek. Zanim jednak zaproponuję lekturę, chciałam zaprosić was do przeczytania wpisów o Chinach, jakie kilka lat temu umieściłam na blogu.

W roku 1986 po raz pierwszy wyjechaliśmy do Chińskiej Republiki Ludowej. Byliśmy jedną z pierwszych ekip sportowych, która po rewolucji kulturalnej zawitała do Chin. Zapraszam:

http://www.okiemjadwigi.pl/chiny-i-jeden-z-najwiekszych-skarbow-narodowych/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-pierwsza-podroz-do-chin-cz-i/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-pierwsza-podroz-do-chin-cz-2/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-podroz-do-chin-cz-iv/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-pierwsza-podroz-do-chin-cz-3/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-pierwsza-podroz-do-chin-cz-v/

http://www.okiemjadwigi.pl/nasza-pierwsza-podroz-do-chin-czesc-ostatnia/

Marek Pindral "Chiny od góry do dołu"

Marek Pindral „Chiny od góry do dołu”

Sugeruję przypomnienie wpisów tylko dlatego, że ostatnio przeczytałam ekspresowo dwie książki,  autora Marka Pindrala tytuł „Chiny od góry do dołu” wydawnictwa Poznaj Świat, druga to „Wielka Księga Medycyny Chińskiej” autora Henry 'ego B.Lina. Poza nimi zakupiłam jeszcze dwie książki: „Odżywianie według Pięciu Przemian” autora Barbary Temelie oraz „Gotowanie według Pięciu Przemian|”autorek Barbary Temelie i Beatrice Trebuth.

Postanowiłam napisać razem o wszystkich książkach, gdyż  łączy je temat Chin, którymi się zawsze interesowałam.

Książka Marka Pindrala jest jedną z najlepszych książek, jaką przeczytałam o Chinach. Autor spędził dwa lata w Chinach ucząc języka angielskiego na Uniwersytecie w Chongqing. Zarobione pieniądze przeznaczył częściowo na poznawanie państwa środka, zapraszając zawsze któregoś ze swoich studentów, aby mu towarzyszył jako przewodnik i tłumacz. Po jakimś czasie przestał być belfrem, a stał się kompanem swoich studentów. Zapraszano go na imprezy, wspólne przygotowywanie posiłków w kuchni akademika, a nawet do rodzinnych domów.

„Wrzucony w zupełnie inną kulturę, stopniowo odkrywał obce zwyczaje. Na przykład to, że posiłków nigdy nie je się w samotności. Że korzystanie z toalety jest również czynnością towarzyską. Że zimą Chińczycy śpią w płaszczach i czapkach, bo brak ogrzewania. Że klaskanie na uroczystościach wymaga próby generalnej. Albo, że do kaczki po pekińsku przydaje się pompka do roweru. Odkrywał, dlaczego czasem na pogrzebie urządza się striptiz albo to, że wody też mają swoje święto…” -tak o książce napisał w króciutkiej recenzji Wojciech Cejrowski.

A więc opowieści o Chinach. O Chinach znanych z telewizji, potężnych i dumnych ze spuścizny Mao, oraz o niedostępnych dla przeciętnego podróżnika Chinach zwykłych ludzi. Opowieści o Olimpiadzie, Tybecie, Rewolucji Kulturalnej, Wielkim Murze i Zakazanym Mieście, ale też o chińskiej kuchni, świętach, tradycjach, marzeniach i… codzienności. „Chiny od góry do dołu” to książka różnorodna i fascynująca, jak… same Chiny.

Polecam  tę pozycję przede wszystkim tym, którzy wybierają się do Chin a  pozostałych zachęcam do przeczytania, gdyż jest bardzo ciekawa. Wiele rzeczy o Chinach wiedziałam, śledzę wszelkie wiadomości na ten temat, byłam tam kilkanaście razy, przejechałam je wzdłuż i wszerz.  Niestety nie byłam w Tybecie.

Nasza pierwsza podróż do Chin odbyła się w 1986 roku. Czy Chiny od tamtego czasu zmieniły się? Tak, bardzo, szczególnie wielkie miasta, prowincje zaś, ciągle pozostają takie same. Dlatego warto przeczytać moje wspomnienia z Chin, aby porównać je z Chinami roku 2010-2012, gdyż w tym czasie Marek Pindral przebywał tam jeżdżąc” od góry do dołu”. Książka została wydana w 2013 r.

"Odzywianie według Pięciu Przemian" Barbara Temelie

„Odzywianie według Pięciu Przemian” Barbara Temelie

Kolejną polecaną przeze mnie książką jest „Odżywianie według Pięciu Przemian” autorki Barbary Temelie. „ Pierwsza rzetelna książka na naszym rynku, dotycząca stosowania tak szczególnej diety, jaką jest zasada gotowania z zastosowaniem Pięciu Przemian, która omawia problem tak szczegółowo, a zarazem tak kompleksowo. Jestem tą książką naprawdę zachwycona i polecam nie tylko jej przeczytanie, ale i (przede wszystkim!) Stosowanie się do zaleceń autorki. To, że jedzenie ma wpływ na nasz system trawienny, wiadomo od stuleci, ale żeby dzięki niemu wzmacniać swój system nie tylko odpornościowy, ale także psychiczny i emocjonalny, to mała rewolucja w myśleniu. Jeżeli więc chcemy być piękni nie tylko zewnętrznym pięknem i zdrowi nie tylko fizycznie, to trzeba solić wtedy, kiedy trzeba, i wrzucać do garnka ingrediencje w odpowiedniej kolejności- to takie proste, a na efekty nie trzeba długo czekać! Przeczytajcie, a sami się przekonacie! Szczerze polecam!”. Tak opisała w krótkim komentarzu książkę Małgorzata Braunek.

Cóż ja mogę do tych słów dodać? Książkę przeczytałam powoli, gdyż nie chciałam stracić ważnych wiadomości. Uzyskałam wiele rad, niektóre zapisałam, i wiem, że gotowanie zupy i wrzucanie produktów powinno odbywać się we właściwej kolejności, bo smak jej jest znacznie lepszy.

O dwóch następnych pozycjach napiszę w kolejnym poście.  Życzę miłego weekendu, do usłyszenia za pięć dni. Napiszę wtedy o „Gotowaniu według Pięciu Przemian” i o „Wielkiej Księdze Medycyny Chińskiej”.

Wasza Jadwiga

 

Wpis nr 501

pierwsza sekcja kometki w Instytucie Lotnictwa 1957 od lewej Lucjan Szymański, Władysław Wyszyński, Bogdan Wiechorski, Włodzimierz Roth

pierwsza sekcja kometki w Instytucie Lotnictwa 1957 od lewej Lucjan Szymański, Władysław Wyszyński, Bogdan Wiechorski, Włodzimierz Roth

W ostatnich miesiącach 1973 roku Departament  Wychowania Fizycznego i Sportu GKKFiT przygotował materiały na posiedzenie Rady Wychowania Fizycznego Komitetu na temat „:rozwoju sportów rekreacyjnych-(analiza-wnioski” . W materiale tym ( do użytku służbowego)konstatowano:

Druga grupa sportów rekreacyjnych ( w tym kometka, czyli badminton)rośnie i rozwija się w TKKF i […] zaczyna wyrastać z TKKF, stwarzając dla organizacji niemało kłopotów. W jednym, jak i drugim wypadku ciśnie się pytanie- i co dalej? Zbyt narosłe powstało zjawisko, zbyt wielkie jest ciśnienie ze strony zainteresowanych tymi dziedzinami środowisk, żeby przejść nad tym do porządku. TKKF w ramach dotychczasowych swoich uprawnień statutowych nić więcej nie może zrobić i praktycznie jego kierownictwo nie znajduje wyjścia w tej sytuacji. A to co oferuje TKKF w ramach swoich możliwości- i finansowych i statutowych- nie zaspokaja ani skromnych perspektyw rozwojowych (bo chyba taki kierunek należy założyć), ani też bieżących potrzeb tych dziedzin działalności.”

Oceniano w tym materiale , że „ aktualnie kometkę w formach sportowych uprawia się w około 50 ośrodkach, gdzie systematycznie ćwiczy od 1500-2000 osób, że utworzono lokalne ligi zakładowe i miejskie, rozgrywane są turnieje na wszystkich dosłownie obozach letnich”, wymieniono liczbę produkowanych w ostatnich latach rakiet, liczbę startujących w masowym turnieju TKKF, nawet przewidziano perspektywę włączenia niektórych sportów rekreacyjnych do programu olimpijskiego- softball, kometka, kulturystyka, skiboby, bilard itp. Końcowe wnioski przewidywały jedno z trzech rozwiązań:

a/ utworzenie samodzielnej  Federacji Sportów  Rekreacyjnych

b/ danie dodatkowych uprawnień TKKF i przy Zarządzie Głównym powołanie regulaminowych federacji kometki, kulturystyki, skibobów, a nawet bilardu i kręgli

c/ powołanie oficjalnych krajowych federacji-związków

Na zakończenie stwierdzono:

„Nie powinno u nas być dziedzin lepszych czy gorszych, bardziej lub mniej uprzywilejowanych. Wszystkie pożyteczne i zdrowe ambicje społeczne, które wypływają z troski i poczucia odpowiedzialności za stan zdrowia naszego społeczeństwa, które zawierają twórcze pierwiastki zdrowotne i wychowawcze- powinny być zawsze przedmiotem wnikliwej analizy i życzliwej decyzji naczelnych władz sportu polskiego”.

pierwszy ogólnopolski turniej klasyfikacyjny Polanka Redłowska Gdynia 1965

pierwszy ogólnopolski turniej klasyfikacyjny Polanka Redłowska Gdynia 1965

Przypomnę tutaj statystyki o których mówiono w materiale na temat liczb uczestników w masowych turniejach o Puchar TKKF:

1966 r – ponad 110 tysięcy  osób, 1967 r – ponad 250 tysięcy osób, 1968 r- ponad 311 tysięcy osób, 1969 r – ponad 413 tysięcy osób, 1970 r- ponad 533 tysięcy osób, 1971 r- ponad423 tysięcy osób, 1972 r- ponad 426 tysięcy osób.  Lata 1968-1972 były szczytowymi pod względem masowości gry w kometkę.

Liczba produkowanych rakiet w tym czasie przedstawiała się następująco: 1960- 15 tysięcy, 1965 – 40 tysięcy, 1969- 350 tysięcy, 1970- 370 tysięcy, 1971 – 400 tysięcy, 1972 -447 tysięcy. W ostatnich trzech  latach część rakiet była produkowana ze stopów różnych metali.

W roku 1974 w GKKFi T odbyło się spotkanie w Departamencie Programowania i Koordynacji u dyrektora Adama Izydorczyka z udziałem kierownictwa ZG TKKF oraz działaczy sekcji badmintona, kręgli, kulturystyki, skibobów, i windsurfingu. Dostaliśmy zgodę na powołanie centralnego organu przy ZG TKKF. Nie bardzo odpowiadała nam nazwa kometka dla sportu wyczynowego, trzeba było rozstrzygnąć tę kwestię, a dylemat badminton czy kometka dzielił środowisko. Działacze z ambicjami sportu wyczynowego zawsze byli za badmintonem, działacze bliżsi rekreacji – za kometką. Napisaliśmy list do Poradni Językowej Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, która w piśmie z dnia 25 lutego 1975 r. potwierdziła, że zdecydowanie lepsza jest nazwa Centralna Komisja Badmintona, Kulturystyki i Skibobów.

Po wielu latach starań otrzymaliśmy zgodę na powołanie Centralnej Komisji przy ZG TKKF- nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo byliśmy szczęśliwi! W Bydgoszczy podczas II Sejmiku Działaczy (24 listopad 1974 r.),  dokonaliśmy wstępnego wyboru kandydatów oraz ustaliliśmy założenia programowe.  Prezydium Zarządu Głównego TKKF w dniu 19 marca 1975 r. zatwierdziło nazwę i powołało następujący skład:

Andrzej Szalewicz-przewodniczący, Janusz Musioł –wiceprzewodniczący i szef wydziału szkolenia, Witold Sielewicz- wiceprzewodniczący, Julian Krzewiński- sekretarz i szef Kolegium Sędziów,  członkowie: Robert Bikowski Bydgoszcz, Eugeniusz Jaromin Bieruń Stary- przewodniczący Wydziału Gier i Dyscypliny, Jan Mendel Łódź , Andrzej Ogrodowicz Wrocław, Jerzy Wrzodak Żyrardów. Na zgłoszonych  przez  nas  szesnastu kandydatów wybrano tylko ośmiu.

W tamtych czasach prezesami związków sportowych zostawali przede wszystkim członkowie ZMS. Warto więc wyjaśnić, dlaczego my mogliśmy akurat wybierać osoby z własnego grona. Po studiach na Politechnice Warszawskiej Andrzej Szalewicz ukończył Podyplomowe Studium Organizacji i Zarządzania , był w tym czasie dyrektorem naczelnym Zakładów Aparatury Elektronicznej POLON i pełnomocnikiem Rządu do spraw aparatury CAMAC. W  czasie studiów aktywnie działał  w ZSP co dawało mu glejt do przewodniczenia. Uzgodnili sprawę z Julianem Krzewińskim, który wystartował na stanowisko sekretarza i jednocześnie szefa Kolegium Sędziów  a Andrzej na stanowisko  przewodniczącego. Oczywiście nie wszyscy koledzy zostali w te uzgodnienia wtajemniczeni.  Sprawa tak zbulwersowała niektórych, że nie obyło się bez  fali anonimów i donosów!!!!

1973 Świeradów kurs instruktorów badmintona tu po egzaminie  siedzą od prawej: J.Grzybowski, R.Bikowski, I.Karolczak, L.Markowicz, M.Muszak, G.Bekrycht, R.Borek, stoją na schodach od góry J.Musioł, R.Ogrodzki, A.Graczyk, J.Śliwa, M.Zyśk, T.Englander, dalej od prawej: Z.Zenkowicz, A.Szalewicz, R.Płonek, M.Dochniak, J.Krzewiński, E.Jaromin, J.Bakowski,(AWF), J.Bisicki, J.Koncikowski ZG TKKF, J.Szuliński, B.Żołądkowski, J.Mendel, M.Danowski

1973 Świeradów kurs instruktorów badmintona tu po egzaminie siedzą od prawej: J.Grzybowski, R.Bikowski, I.Karolczak, L.Markowicz, M.Muszak, G.Bekrycht, R.Borek, stoją na schodach od góry J.Musioł, R.Ogrodzki, A.Graczyk, J.Śliwa, M.Zyśk, T.Englander, dalej od prawej: Z.Zenkowicz, A.Szalewicz, R.Płonek, M.Dochniak, J.Krzewiński, E.Jaromin, J.Bakowski,(AWF), J.Bisicki, J.Koncikowski ZG TKKF, J.Szuliński, B.Żołądkowski, J.Mendel, M.Danowski

W roku 1975 nadawaliśmy już klasy sportowe, które były honorowane przez wyższe uczelnie wychowania fizycznego, nie byliśmy wówczas w żadnym systemie współzawodnictwa sportowego ani nie posiadaliśmy żadnej zgody na rozgrywanie Mistrzostw Polski. Z punktu widzenia formalnego nie było to w zgodzie z prawem zaś z punktu widzenia merytorycznego wszystko było ok. Pamiętać należy, ze jedyną używaną przez  nas pieczątką była  w dalszym ciągu LIGA KRAJOWA.

W połowie lat 1974/1075 powstaje profesjonalny ( może bardziej profesjonalny) regulamin sportowy. Dzisiaj możemy tylko powspominać, ile trzeba było zebrać dokumentów tego typu z innych związków sportowych aby stworzyć  i dostosować  statut i regulaminy do naszych potrzeb! W tym miejscu musimy podkreślić  rolę Polskiego Związku Tenisa Stołowego, z którego dokumentów najbardziej skorzystaliśmy.  W latach siedemdziesiątych kolejnymi prezesami tego związku był Jerzy Idzikowski a następnie  Jerzy Dachowski. Warto o tym pamiętać, gdyż Jerzy Idzikowski to  wielki specjalista od regulaminów, statutów i aktów prawnych w Polskim Związku Tenisa Stołowego a jednocześnie Ojciec Marka i Andrzeja Idzikowskich późniejszych działaczy badmintona. Marka nie muszę przedstawiać, gdyż od roku 1984 do 2014 pełnił funkcję przewodniczącego wydziału gier i dyscypliny i wszystkie regulaminy wyszły spod jego ręki.   Przysłowie „czym skorupka nasiąka za młodu… tym na stare lata… „ w tym wypadku sprawdziło  się w stu procentach.

Równolegle z prowadzeniem działalności i rozgrywek, wysyłaliśmy regularnie pisma do GKKFiT z prośbami o powołanie Polskiego Związku Badmintona.  W jednym z pism wystąpiliśmy także z wnioskiem o powołanie Centralnego Ośrodka Badmintona Sportowego z preliminarzem budżetowym sięgającym  kwoty   dwa tysiące czterysta złotych oraz  jednego tysiąca dwieście dolarów limitu dewizowego na opłatę składek do IBF i EBU oraz na zakup lotek w ilości 2.500 sztuk i 20 sztuk rakietek).  Te ilości podaję tylko w celu porównania w stosunku do dzisiejszego zapotrzebowania na sprzęt.  W każdym bądź razie cyfry świadczą o tym , że nie byliśmy ani zachłanni ani rozrzutni.

Jako Centralna Komisja Badmintona współpracowaliśmy z 38 ogniskami TKKF i klubami sportowymi. Uruchomiliśmy II ligę badmintona z podziałem na cztery obszary, organizowaliśmy pierwsze turnieje kwalifikacyjne, wprowadziliśmy kalendarz z systemem „jesień-wiosna”. Na imprezach ogólnopolskich obowiązywał nakaz grania plastikowymi lotkami firmy CARLTON, wydawaliśmy zawodnikom legitymacje, nadawaliśmy klasy sportowe, wprowadziliśmy stałe listy klasyfikacyjne. Tworząc regulaminy  tych działań, nikogo nie pytaliśmy o zgodę, nikt tych materiałów nie zatwierdzał, nikt też nie protestował.

Kalendarz imprez na kolejny rok był bogaty i przewidywał organizacje zawodów masowych o puchar ZG TKKF , ogólnopolskie turnieje otwarte, turnieje odbojów, turnieje dzieci i młodzików,  kursy dla sędziów I i II klasy. W I lidze startowało 12 drużyn, zaś w II – 18 drużyn. W ramach turniejów klasyfikacyjnych rozgrywano  turniej młodych talentów, o Puchar Wiosny we Wrocławiu i Głubczycach, międzynarodowe mistrzostwa Polski o „Puchar Wiadomości” turniej redakcji „Dziennika Łódzkiego”, turniej gier podwójnych Stal FSO Warszawa. Mistrzostwa Polski Juniorów. W kalendarzu było około 50 imprez. We wrześniu 1975 r przyjechała drużyna z Magdeburga, rozgrywając mecze w Warszawie, Lublinie, Łodzi i Wrocławiu.  Organizowaliśmy zawodów, potrzeba było sprzętu. Postaraliśmy się o zwiększenie importu rakietek „ Łastoczka” z ZSRR i lotek Schwalbe- Turnier  z NRD. Opiniowaliśmy normy na sprzęt do badmintona, współpracowaliśmy z Centralnym Biurem Jakości Wyrobów. CHAPiS  sprowadziła z Chin  pierwszą partię lotek piórkowych typu Deer.

W 1975 r po raz pierwszy oficjalnie odbyły się „Indywidualne Mistrzostwa Polski”, oczywiście z transparentem na którym dumnie wypisano Pierwsze. Były to już dwunaste mistrzostwa ale te były oficjalne. W ten sposób postępując, pracując ponad siły, nie bojąc się reperkusji zbliżaliśmy się krok po kroku do wyznaczonego celu, jakim było powołanie w dniu 7 listopada 1977 r Polskiego Związku Badmintona.

http://www.okiemjadwigi.pl/powstanie-polskiego-zwiazku-badmintona/

 

 

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.