Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Tradycje’

Jak zwykle przed nadchodzącymi Świętami Bożego Narodzenia postanowiłam pojeździć po warszawskich sklepach. Nie lubię odkładać zakupów na ostatnią chwilę, wolę w spokoju pooglądać wystawy, wejść tu i ówdzie, nabrać smaku na zakupy, ale nie od razu. Wszystkich sklepów nie objadę, więc nie muszę robić długiej listy. Mam kilka ulubionych miejsc, w których co roku kupuję różne rzeczy na prezenty dla najbliższych, ponieważ są one naprawdę dobrze zaopatrzone pozostanę nadal ich wierną klientką. Jednak, co roku swoje buszowanie po sklepach zaczynam od tego jednego, jedynego dla mnie najbardziej magicznego sklepu, który odwiedzam, co roku od chwili jego powstania. Zresztą prawdę powiedziawszy jestem w nim stałą klientką w ciągu roku, ponieważ tam kupuję różne piękne rzeczy do wystroju mojego ogrodu, tarasu, a także domu. Ale przed świętami bez wizyty we Flora Point Pani Kaszuby nie mogę się obyć. Dzisiaj pojechałam tam po raz pierwszy przed nadchodzącym Mikołajem. W sklepie od kilkunastu dni panuje atmosfera świąteczna. Przestrzeń sprzedażowa salonu została podzielona na kilka części, w których prezentowane są różne, różniste propozycje świąteczne. W zeszłym roku królowały kolory Bollywood, a w tym roku? Co jest najmodniejsze w tym roku w zakresie dekoracji domu, choinki a także ogrodu, okien, jakie trendy zaproponowano nam na koniec roku 2011? Za pozwoleniem szefostwa Flora Point zrobiłam zdjęcia, abyście mogli sobie popatrzeć na wszelkiego rodzaju cudeńka. Nie wszyscy moi czytelnicy mieszkają w Warszawie, dlatego warto popatrzeć jak na te święta będą stroili swoje mieszkania Warszawianie, szczególnie z gminy Wawer, na terenie, której jest zlokalizowany salon Flora Point. Pani Kaszuba, jak co roku przedstawia nam propozycje nie tylko na wystrój choinek, ale także w limitowanych seriach sprowadza różnego rodzaju upominki, które pięknie wplatają się w charakter wystroju mieszkania, tak, że zarówno choinka jak i prezenty oraz wszelkiego rodzaju opakowania mogą być dopasowane do stylu choinki. Jestem wielką entuzjastką wyszukiwania wszelkich nowości, jakie w danym roku proponują nam handlowcy, z tym, że najwięcej moich pomysłów zaczerpnęłam jak dotychczas z zaprezentowanej oferty salonu Flora Point. W tym roku oprócz choinek w kolorach różowego dymku i dodatków w takim samym odcieniu, pełno jest bardzo pomysłowych i kolorowych w różnych odcieniach złota, srebra, bieli oraz najpiękniejszego koloru czerwonego. Czy nie uważacie, że kolor czerwony jest jakby stworzony dla tych Świąt? Piękne choinki przybrane czerwonymi i białymi bombkami, zawieszone biało czerwone przystrojki z reniferami, można powiedzieć Norwegia zjechała do nas w całej krasie. Tylko patrzeć jak zza którejś choinki wyjrzy Rudolf ciągnąc sanie św. Mikołaja. Prosząc o zgodę właścicieli Flora Point na wykonanie fotografii rozmawialiśmy o tegorocznych trendach stroikach choinkowych oraz ubieraniu choinki i było mi bardzo miło, gdy gospodarze powiedzieli, że wpis z dnia 28 Listopada 2010 r. przeczytali i bardzo im się podobał. No cóż ten sklep jest moim od lat i kupuję tu nie tylko świąteczne ozdoby, ale także wszelkiego rodzaju ogrodnicze przydasie z roślinami, krzewami, drzewami włącznie, ale nie tylko. Zawsze otrzymuję bardzo cenne wskazówki w sprawie nasadzeni, gdyż pani Kaszuba sama ma piękny ogród i jest fachowcem, a wspólnie z nią pracuje przecież cała Rodzina. Stąd, gdy „Maja w ogrodzie” z Mają Popielarską w roli głównej zawitała do Flora Point od razu poznałam znajomy pawilon z roślinami. Dzisiaj wystrój jest zmieniony dostosowany do tradycji bożonarodzeniowej. Dlatego warto przyjechać i wszystko zobaczyć na własne oczy, tak jak moja córka mieszkająca z drugiej strony Wisły. Zawsze odwiedza to miejsce szukając inspiracji na kolejne święta.

Ja tu rozpisałam się o bajkowym okresie świąt, ale, ale zapomniałam zapytać, czy wszyscy już napisali listy do Św. Mikołaja do Rovaniemi? Ja napisałam, tylko nie wiem, czy byłam na tyle grzeczna, żeby Mikołaj do mojego komina coś wrzucił. Dobrze, że ślubny przed zimą zarządził przegląd kominów, co ułatwi Mikołajowi dostarczenie prezentów. Również tutaj u mnie na blogu Mikołaj przygotował niespodziankę z okazji rocznicy mojego blogowania. Czy wiecie, że mój blog istnieje już dwa lata? W dniu 9 grudnia 2009 była uroczysta premiera, wtedy też zrobiłam pierwszy wpis i tak się to zaczęło. Do dzisiaj przygotowałam dla Was moi czytacze, moi wierni blogowi przyjaciele, napisałam i powiesiłam 254 wpisy, odwiedziło mnie ponad 220.000 osób pozostawiając 5503 komentarze. Mój blog istnieje na serwerze WordPress, nie jest to żaden portal społecznościowy, nie jest to witryna, jak inne portale w formie gazety, która swoich bloggerów promuje wieszając ich blogi z bardzo ciekawymi wpisami i artykułami na pierwszych stronach portalu, a co za tym idzie blog taki uzyskuje zwielokrotnioną ilość odsłon i komentarzy. No niestety, te ostatnie przedstawiają wiele do życzenia, gdyż nie zawsze są one na poziomie i o takich komentarzach ja nie marzę. Cieszę się, że w ciągu dwóch lat zbudowaliśmy wspólnie rodzinę blogową w sieci, że odwiedzamy się wzajemnie, że wymieniamy swoje komentarze, myśli, czasem bardzo intymne, a czasami ryczymy ze śmiechu. Cieszę się, że wspólnie z Wami budujemy świat wirtualny przyjazny ludziom, który przeciwstawia się brutalności i chamstwu w życiu codziennym. Cieszę się również z tego, że choć jestem seniorką 50 + VAT, odwiedzają mnie ludzie młodzi, dla których przygotowuję specjalne wpisy pod wspólnym tytułem „ocalić od zapomnienia”. Sama nigdy nie lubiłam, gdy podczas spotkań rodzinnych, czy też w gronie przyjaciół ktoś ze starszych zaczynał „A pamiętacie? Za moich czasów…” i ciągnęły się opowieści. A ja młoda siksa myślałam wtedy, „O rety jak oni marudzą. Znowu ich wzięło na wspomnienia”. Dzisiaj po wielu latach sama z bagażem doświadczeń i tych pięknych i tych dobrych i tych trudnych, bardzo trudnych wbijających człowieka w podłogę, walących w głowę obuchem, po których trzeba się szybko zebrać w sobie i stanąć znowu na nogach i być przygotowanym do kolejnego zderzenia z rzeczywistością, dzisiaj ja sama staram się opowiadać, opowiadać o przeszłości, opowiadać poprzez prezentowanie na stronach tego bloga ciekawych ludzi, opowiadać o estradzie, kulturze czasów Peerelu, opowiadać o sporcie, o spotkaniach z wieloma wielkimi sportowcami, wybitnymi ludźmi sportu, których na drodze mojej poznałam, lub też, z którymi pracowałam, albo z którymi powiązały nas wspólne losy. Wspominając staram się nie marudzić, opowiadam o sprawach, miejscach, okolicach, zdarzeniach tak jak ja je widziałam, snuję moje opowieści po to by je przekazać, jako przeżyte doświadczenie, aby pokazać, w jaki sposób pokonywaliśmy trudności, opowiadam, aby nasze dzieci, wnuki i prawnuki czytając mogli spojrzeć na mnie jak na osobę, która żyjąc w takich a nie innych czasach zrobiła coś dobrego w swoim życiu, odniosła sukces, o czym warto wiedzieć, miała swoje pasje, zainteresowania, wzloty i upadki i zawsze starała się stanąć na nogi, choć nie było to łatwe. Bo nic nie przychodzi w życiu łatwo, ale z każdego życiowego zakrętu trzeba wyciągnąć wniosek, bo ja moi drodzy uważam, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś. Zawsze prezentowałam takie stanowisko i zawsze zastanawiałam się, po co to mi się przytrafiło, po co ja to robiłam, po co, no … po co? Gdy już umiałam odpowiedzieć na to pytanie stawałam pełna ufności i wiary w swoje umiejętności i dalej walczyłam. Dzisiaj mogę o tym opowiadać. I jeżeli moje opowieści, moje wspomnienia gromadzą wiele osób jestem bardzo szczęśliwa. Od zawsze lubiłam gotować, zbieram przepisy, wymieniam, przywożę z najodleglejszych miejsc Polski i świata. I tymi moimi przepisami dzielę się z Wami. Wszystkie one są przeze mnie wypróbowane, czasami udoskonalone i w tej wersji przedstawiane na blogu. Jednak są one tylko uzupełnieniem moich wspomnień, pokazaniem tego, co w naszej kuchni trwa, jak się zmieniało, ewaluowało oraz jak potrawy i historia wraz z nimi się zmieniała.

KONKURS

Dlatego dzisiaj po dwóch latach blogowania zapraszam wszystkich do zabawy mikołajkowej: z okazji drugiej rocznicy mojego blogowania ja i  Firma Emporia Telecom przygotowaliśmy upominki dla 3 osób, które komentując moje wpisy zajmą zaszczytne miejsca 5999, 6000, 6001, oraz 8 upominków mikołajkowych dla tych, którzy wpiszą najciekawsze komentarze. Jury konkursowe to Grzegorz i Monika, moi wierni od lat Przyjaciele. Niestety nie mogę napisać, jakie to będą upominki, gdyż Mikołaj przyniesie je, jako prezenty niespodzianki w ramach obchodów dnia Św. Mikołaja. Oczywiście wyniki konkursu zostaną ogłoszone a zwycięzcy otrzymają swoje wygrane upominki pocztą. Zapraszam do zabawy! Serdecznie pozdrawiam i życzę wspaniałego tygodnia!

Wasza Jadwiga

Szykując się do nieuchronnie nadchodzących świąt najmilszych i można powiedzieć najpiękniejszych Świąt w roku, do Bożego Narodzenia zastanawiamy się nad potrawami, jakie chciałybyśmy widzieć na stole, podczas tych dwóch trzech dni spotkań rodzinnych.  Jedną z takich potraw jest bigos. Bo któż z nas nie lubi pysznego staropolskiego bigosu składającego się z kapusty kiszonej i świeżej oraz kilku gatunków mięsa? Dosmaczonego cebulką przesmażoną, z dodatkiem łyżki lub dwóch koncentratu, jabłuszka, śliwek suszonych i łyżki lub dwóch powideł śliwkowych. Pokażcie mi taką osobę. Ja do tak skomponowanego bigosu dodaję jeszcze kminek i to wcale niemało, bo przecież ułatwia on trawienie. Danie to od wielu lat nazywamy bigosem staropolskim. Co poniektórzy twierdzą, że jest to bigos na winie, co się pod rękę nawinie to idzie do garnka. Może tak, a może nie. Dla mnie bigos jest potrawą szczególną, gdyż z kiepskich gatunków mięsa niestety nie da się przygotować dobrej potrawy. Dzisiaj w dobie dostępu do wszelakich towarów, we wszystkich sklepach, sklepikach, bazarach, supermarketach (no nie, w supermarketach to ja mięsa nie kupuję) i zaprzyjaźnionych sklepikach osiedlowych, mamy wybór najlepszych towarów w tym mięs, dlatego możemy na te jedne jedyne święta przygotować super bigos po staropolsku. Ale czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się jak to naprawdę z tym bigosem po staropolsku bywało? Czy zawsze bigos był gotowany z kapustą? Szukając materiałów do dzisiejszego wpisu znalazłam taką oto informację pana Jarosława Dumanowskiego dotyczącą ukochanej polskiej potrawy, czyli bigosu z kapustą:

„…Bigos z kapustą – czy nie brzmi to jak masło maślane? Czy można sobie wyobrazić bigos bez kapusty? Czy to polskie danie narodowe, z którego słusznie jesteśmy dumni i bez którego trudno nam sobie wyobrazić naszą kuchnię, mogło się kiedyś obejść bez kapusty, podstawowego zdawałoby się jego składnika?
Pewne ślady zmiany charakteru tej rzeczywiście staropolskiej potrawy odnajdujemy w dawnych książkach kucharskich oraz komentarzach dawnych pamiętnikarzy.

Wiele przepisów na bigos, a raczej bigosek, odnajdujemy już w Compendium ferculorum pierwszej wydanej drukiem polskiej książce kucharskiej. W XVII wieku bigosek był potrawą z siekanego mięsa lub ryb. Czerniecki do takiego bigosku zalecał dodawanie pietruszki i cebuli. Zgodnie ze stylem kuchni staropolskiej często doprawiano go na kwaśno poprzez dodanie cytryn, limonii i octu. Autor szczególnie często opisuje „bigosek” z raków tak, jako potrawę samodzielną, jak i garnitur do innych dań. Czerniecki nie znał jeszcze „bigosu z kapustą”, który ostatecznie wykształcił się w XVIII wieku i był już bezpośrednim przodkiem naszego bigosu, to znaczy potrawy, której głównym składnikiem jest kapusta, a mięsa i wędliny stanowią dodatek. Stanisław Czerniecki w swej książce Compendium Ferculorum podaje m. in. recepturę na:

bigosek ze śpikiem

Odwarz i odbierz raki na bigosek, włóż w rynkę, wybierz śpik wołowy, włóż pospołu, wlej rosołu, daj pieprzu, kwiatu (gałki muszkatołowej przyp. Mój) masła płokanego.  Przywarz, a daj na stół. Możesz i cytrynę wycisnąć albo octu winnego dobrego wlać a przywarzywszy, dać),

lubo też bigosek z jarząbka

Uwarz albo upiecz jarząbka, odbierz mięso osobno, skraj bardzo drobno, wlej trochę rosołu, masła młodego, kminu tartego. Przywarz a daj na ciepło. Możesz też kwiatu przydać i wycisnąć cytrynę.

lubo bigosek karpiowy

Zdejmij skórę z karpia surowego, mięso odbierz, usiekaj, cebule pieczonej usiekaj, zmieszaj to społem, włóż w rynkę, wlej oliwy albo masła niesłonego smaż. A gdy przesmażysz, wlej wina, octu winnego, pierzu, cynamonu, rożenków drobnych, cukru, limonia usiekaj. Przywarz a daj. Głowę z tego karpia usmaż i mleczu kawałki odretuj a zmieszaj z bigoskiem i daj na stół.

lubo bigosek holenderski

Szczupaka sprawionego z łuszczką uwarz w occie dobrym zasoliwszy. Uwarzysz zdejmij łuszczkę, podrób, pieczonej cebule usiekaj, włóż w rynkę, wlej trochę wody, masła płokanego, imbieru, kwiatu, octu winnego. Przywarz a daj na stół.

We współczesnej Czernieckiemu rękopiśmiennej książce z nieświeskiej Biblioteki Radziwiłłów pojawiają się z kolei bigos jezuicki, bigosek z ryb opiekany i bigosek maślany z naleśnikami. Także lubujący się w przepisach wzorowanych na recepturach francuskich Woyciech Wielądko opisał w swym Kucharzu doskonałym z 1786 r. bigos z mięsa wołowego, bigos skopowy (tj. z mięsa z kastrowanych i tuczonych baranów) oraz bigos z cielęciny lub innego mięsa.
Rzecz jednak w tym, że żaden z tych przepisów nie przypomina dzisiejszego bigosu. Tak np. brzmiał przepis na bigos z kapłona (kastrowanego i tuczonego koguta):
Kapłona upiecz, mięsiste drobno pokraj, a kościste tak włóż z członkami, cebulę drobno, pietruszki, rosołu wlej, masła płokanego, pieprzu, kwiatu [muszkatołowego], przywarz a daj ciepło. Jeżeli chcesz możesz cytrynę wycisnąć albo octu dobrego winnego wlać, albo agrestu włożyć.
W tym i w wielu innych przepisach z XVII i XVIII wieku w bigosie nie ma ani kawałka kapusty! Bigos przygotowywano z różnych rodzajów siekanego, najczęściej mięsa wcześniej upieczonego, ryb, a nawet raków. Z reguły doprawiano go na kwaśno dodając cytryny, limonii, octu czy szczawiu.

A dlaczego zaczęto dodawać kapustę?  Dodanie do takiego „bigosu” kwaśnej kapusty oznaczało utrzymanie jej smaku przy znacznie mniejszym koszcie przygotowania popularnego dania kuchni szlacheckiej. Zmniejszanie ilości spożywanego mięsa i coraz częstsze sięganie po warzywa jest zresztą charakterystyczną cechą rozwoju staropolskiej kuchni szlacheckiej. Z drugiej strony zastąpienie drogich cytryn i octu winnego przez swojską kapustę i zmniejszenie ilości mięsa w bigosie pozwalało także na delektowanie się tą potrawą przez mniej zamożnych biesiadników.

Piszący pod koniec XVIII wieku  Jędrzej Kitowicz wspominał, iż „bigos z kapustą” należał do typowych potraw z czasów początku rządów Augusta III. Dla Woyciecha Wielądka bigos to ciągle jeszcze tylko potrawa mięsna, ale w innych przekazach ze schyłku XVIII wieku natykamy się już, tak samo, jak u Kitowicza na bigos hultajski z kapustą.

W XIX wieku wystarczyło już tylko trochę zmienić proporcje mięsa i kapusty i oto mamy nasz poczciwy, współczesny bigos.

O bigosie na święta Bożego Narodzenia i nie tylko, o historii bigosu i jego procesie przemiany w nasz bigos „staropolski”, który ze staropolskim niewiele ma wspólnego, o bigosie w dzisiejszych czasach napisała dla Was

Wasza Jadwiga

Od kilku dni wszyscy odwiedzamy bliskich na naszych cmentarzach. W Polsce Święto Zmarłych jest Świętem refleksji i zadumy. Wracamy myślami do naszych bliskich, którzy odeszli od nas całkiem niedawno jak i lata temu. Odwiedzamy ich groby, stawiamy świeczki i przynosimy kwiaty. Tak jak uczyli nas Dziadkowie, Rodzice, jak my sami uczymy nasze dzieci. Wraz z globalizacją przyszło do nas Święto Halloween, mające akurat u nas zwolenników jak i przeciwników. Wymieniając korespondencję z Beatą, otrzymałam jeszcze w lipcu, jak zwykle bardzo ciekawy list dotyczący starego londyńskiego Cmentarza Kensal. Byłyśmy tam kiedyś razem, dlatego Beata o nim wspomniała. Uważam, że właśnie ten list świetnie nadaje się do opublikowania dzisiaj, gdyż przed nami 1 Listopada, który w Polsce niezmiennie od lat obchodzimy w ten sam sposób. Zapraszam  wszystkich do Anglii na jeden z londyńskich cmentarzy tym razem  Kensal. Oto list Beaty:

Co ma wspólnego królowa Wiktoria z naszym Fryderykiem i Gotami? Wydawałoby się, że niewiele, a jednak… W słoneczne popołudnie wybrałam się na Kensal, piękny stary londyński cmentarz. Cmentarze i wszystkie z nimi związane tematy przyprawiają mnie o dreszcze, ale tym starym cmentarzem z epoki królowej Wiktorii byłam zafascynowana od dłuższego czasu. Przypomina on swoją wyniosłością tak dobrze znany polakom paryski cmentarz Pere-la-Chaise. W Londynie jest kilka takich starych cmentarzy i wszystkie są godne odwiedzenia, ale Kensal kusi corocznymi nietypowymi uroczystościami, z których uzyskane fundusze są przeznaczane na cel ratowania tych zabytków. Feta na owym cmentarzu jest stonowana, ale również ekscytująca ze względu na poruszaną w moich poprzednich blogach, angielską ekscentryczność. Otóż panie i panowie zwiedzający cmentarz w tym dniu ubierają się w stroje żałobne z epoki królowej Wiktorii. Dla osób niewtajemniczonych, wejście na cmentarz i ujrzenie przechadzających się pomiędzy grobami zawoalowanych pań w czarnych krynolinach i towarzyszących im panów w surdutach i kapeluszach może spowodować gwałtowne palpitacje serca. Atmosferę wręcz filmową potęgują samochody pogrzebowe pamiętające naszych pradziadków; żebyśmy nie mieli wątpliwości, że to samochody pogrzebowe, to niektóre z trumnami w środku. Dla wyjaśnienia dodam, że pustymi, choć na jednej z nich zaczęły się podejrzanie gromadzić muchy… Śmierć i pogrzeby w XIX wieku były zupełnie inaczej traktowane niż obecnie. Śmierć towarzyszyła rodzinom, na co dzień. Statystyki wskazują, że 3 na 20 dzieci umierało przed pierwszymi urodzinami. Średnia życia mężczyzny wyższej klasy wynosiła 42 lata a robotnika 22.  Ludzie umierali zazwyczaj w domu i niejednokrotnie małżonkowie lub rodzeństwo dzielili łoże z umierającym. Czuwanie przy zmarłym trwało kilka dni, aby umożliwić zjechanie się całej rodziny na uroczystości pogrzebowe. Pokój ze zmarłym był wypełniany kwiatami i palącymi świecami, dlaczego pozostawiam to wyobraźni czytelników. Lustra zasłaniano czarnym materiałem, gdyż wierzono, że dusza w ten sposób będzie mogła spokojnie przejść na ”drugą stronę”. Zasłonięcie ich miało też uniemożliwić zobaczenie siebie w lustrze, co oznaczałoby rychłą śmierć. Szeroko stosowaną metodą na uniknięcie śmierci było zawiązanie czarnej kokardki przed wejściem do domu zmarłego. Zwłoki wyprowadzano nogami, żeby zmarły nie mógł przywołać w zaświaty dalszych członków rodziny. Uroczystości pogrzebowe były huczne, pachołkowie, ozdobne halabardy, liczne czarne konie w zaprzęgu, strusie pióra, srebrne dekoracje. Żona po mężu pozostawała w żałobie przez 12 miesięcy i w tym czasie nosiła obowiązkowo czarne suknie.

Przykład najdłuższej żałoby dała w Anglii sama królowa, która pozostała w tym stanie przez 40 lat po śmierci swojego ukochanego Alberta. Kolor czarny uznawany był za żałobny już w starożytnym Rzymie; panów obowiązywała toga pulla a panie –lugubria, niemniej jednak żałobnym kolorem również uznawano w niektórych okresach kolor czerwony jak również biały (szczególnie w okresie średniowiecza).

W trakcie żałoby dopuszczalne było noszenie tak zwanej biżuterii żałobnej, którą były na przykład bransoletki wykonane z…..włosów zmarłego po ich uprzednim wygotowaniu w sodzie. Popatrzmy jednak teraz na cmentarz Kensal; zaskakująco wielkie mauzolea, tradycyjne przebogate groby z pięknymi urnami, wysmukłe, lecz ułamane kolumny, popiersia, egipskie obeliski, piramidy, gotyckie fantazyjne wieżyczki, anioły – jak widać, iście eklektyczny zbiór. W niektórych grobach montowany był dzwonek.

Dzwonki takie były dołączane za pomocą specjalnych łańcuszków do trumny i gdyby ktoś został przedwcześnie pochowany to dawało mu to szansę na podniesienie alarmu. Stąd też wzięło się angielskie powiedzenie „saved by the bell” (uratowany przez dzwonek).

No cóż, nawet Fryderyk Chopin bał się pochowania za życia i kazał przysięgać, że po śmierci zostanie wykonane post mortem. Wraz ze śmiercią królowej Wiktorii szeroko rozwinięte rytuały pogrzebowo żałobne zaczęły powoli zanikać. Ponowne zainteresowanie cmentarzami przyszło z zaskakującej strony – od współczesnych gotów. Ich fascynacja śmiercią i dostrzeganie piękna w przemijaniu i rozkładzie spowodowały, że w uroczystościach na cmentarzu Kensal biorą oni czynny udział.

Paradują, więc w swoich czarnych strojach, z tatuażami i ekscentrycznym makijażem obok tych XIX wiecznych krynolin i w jakiś niewytłumaczalny sposób do siebie pasują. Nie wiem czy wizualna harmonia uzyskana jest przez ten dominujący czarny kolor czy też przez przyjazne uśmiechy wszystkich biorących udział. Ważne, że jest serdecznie, ciekawie i wcale nie makabrycznie.

Zaczęliśmy od królowej Wiktorii to i na niej skończmy. Żałoba dla niej też się skończyła, gdyż pocieszenie przyniósł jej szkocki służący, John Brown (brawurowo zagrany przez Billy Connolly w filmie Mrs Brown). Ponoć nawet go potajemnie poślubiła; przynajmniej tak twierdził ksiądz Norman Maclead, ale dowodów na to jednoznacznych nie ma. Po śmierci Johna, jako kobieta już 68 letnia nawiązała bardzo bliski kontakt z hinduskim służącym o imieniu Abdul Karim, który miał zaledwie 24 lata! Rodzina jej tego nie wybaczyła i po jej śmierci spalili wszystkie listy i dokumenty, w których wystąpiło jego nazwisko.

Niemniej John Brown chyba był jej największą miłością, bo nakazała do swojej trumny włożyć jego fotografię, listy, lok włosów jak również pierścień, który od niego dostała. Wznieśmy, więc toast za zmarłych i za tych, co mają odwagę żyć, szczególnie niekonwencjonalnie!

Mam nadzieje, że wybaczycie mi ten wpis, gdyż sama przejechałam już wszystkie Cmentarze w Warszawie, gdzie śpią moi bliscy. Zresztą jak wiecie odwiedziłam tego lata również Moją Ukochaną Babcię, Siostrzenicę oraz grób mojego pierwszego Męża.

Dzisiaj zaś, postanowiłam pokazać  Wam inną tradycję, kulturę, nie tak nostalgicznie i refleksyjnie, ale z  Szacunkiem.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.