Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Święta’

Bułeczki Prababci Broni mają swoją historię związaną z drugą wojną światową. Bułeczki Prababci BroniW czasie wojny  rodzice męża Bronisław i Maria, wraz z Prababcią Bronią mieszkali w Łowiczu przy ul. Józefa Piłsudskiego 49. Bronisław (czyli zieć Babci Broni) był mierniczym przysięgłym, a od marca 1935 r. do 1945 r. prowadził własne biuro miernicze jako mierniczy przysięgły Księstwa Łowickiego. Przychodzili do niego różni klienci z różnymi sprawami. Był osoba znaną i szanowaną. W tym budynku znalazło schronienie wielu rannych partyzantów a później w 1944 r  rannych u młodych walczących w Powstaniu Warszawskim, operowanych w szpitalu mieszczącym się przy tej samej ulicy. Żeby jakoś zakamuflować spore dostawy żywności Maria (zwana Marcysią), wraz ze swoja matką Bronią, otworzyły małą piekarnię, aby przetrwać ten trudny okres, uzasadnić większe dostawy żywności, i innych produktów,  postanowiły wypiekać drożdżowe bułeczki. Okoliczni gospodarze przywozili do domu worki mąki i każdego ranka można było w sklepie obok domu dokonać zakupu świeżych bułek. Był to dla całej rodziny poważny zastrzyk gotówki ale też, jak się później okazało, pieczenie bułek  znakomicie tłumaczyło dowóz dużej jak na tamte czasy ilości mąki i żywności, która była niezbędna do wykarmienia większej liczby ukrywanych osób.

Bułki te do dziś są tradycją rodzinną, wspomnieniem trudnych czasów, wspomnieniem dwóch wspaniałych i bardzo dzielnych  kobiet: Prababci Broni i Babci Marcysi. Dla całej rodziny bułki są synonimem świąt oraz kontynuacją zwyczaju  rodzinnego przekazywanego z pokolenia na pokolenie. Dziś pieką je wszystkie nasze dzieci, synowe, a nawet wnuki. Bułki pieczemy dzień przed Wigilią ja, Agnieszka, Ewa i Jola. Po Wigilii każde z dzieci zabiera ze sobą koszyk świeżych bułek – nie może ich zabraknąć. W tym roku przygotowałam 5 kg mąki, aby wystarczyło dla wszystkich. W te jedne jedyne święta nie kupujemy żadnego pieczywa. Są tylko bułeczki, bułeczki Prababci Broni, ot tak po prostu. Dzisiaj gdy walczymy z convid- 19, iedzimy w domu, bo tak nakazali nasi epidemiolodzy, postanowiłam upiec bułeczki, aby rozładować napiecie, a także przypomnieć sobie trudne czasy podczas II wojny swiatowej gdy walczyliśmy o przetrwanie. Dzisiaj również walczymy o przetrwanie, unikamy kontaktów, staramy się wykonać wszystko to o czym mówi mądrzejsi od nas, unikamy wyjścia z domu, unikamy skupisk ludzki. Dlatego majac dużo czasu zrobiłam coś pożytecznego, tradycja nie ginie, musimy przetrwać a z bułeczkami Prababci Broni będzie nam o wiele sympatyczniej!

Przepis na bułeczki Prababci Broni:

1 kg mąki, 100 g drożdży, 150 g masła, 1,5 – 1,75 szklanki mleka, 3 jajka, sól i trochę cukru.

Rozrabiam drożdże w ciepłym mleku wraz ze szczyptą mąki i cukru. Odstawiam na chwilę w ciepłe miejsce aby podrosły. Rozpuszczam masło w rondelku. Łączę wszystkie produkty: mąkę, jaja, mleko z drożdżami, wyrabiam reka (może być w  malakserze), na końcu wlewam przestudzone masło i łyżkę oleju z pestek winogron. Wyrabiam jeszcze około 3-5 minut. Ciasto jest lśniące i miękkie. Urywam po kawałku i formuję z ciasta bułeczki – z trzech wałeczków wyplatam warkoczyk, owijam wokół palca i zlepiam tak jak bułkę, formuję maleńkie, miniaturowe chałki uplecione z trzech wałków ciasta, formuję rogaliki, precelki, solanki.  Blachy do pieczenia smaruję grubo masłem, układam bułki, rogale, precle i odstawiam na 10 min aby podrosły. Przed włożeniem do pieca wierzch smaruję rozkłóconym jajkiem i posypuję bułki, rogaliki i chałki makiem, natomiast precelki i solanki grubą solą i kminkiem. Piekę w temperaturze 220 stopni na jasnozłoty kolor – około 12-15 min każdą partię.  Pycha!

Smacznego!
Wasza Jadwiga

Choinka 2008

Za dwa tygodnie Wigilia, magiczny czas Świąt najbardziej rodzinnych, wspominanych przez wszystkich, czy tych dobrych, czy tych trudnych w okresie wojennym, jednak zawsze innych, z sercem przepełnionym najbliższymi.

Rozpoczynam przygotowania – ustalam wigilijne i świąteczne menu oraz przygotowuję listę osób, dla których kupujemy prezenty. Mieszkając na obrzeżach miasta wymyślam ozdoby, które powiesimy na krzewach, drzewach oraz dodatkowo ustawionych choinkach. Magiczne święta muszą mieć magiczną dekorację. Wędruję po sklepach z choinkowymi strojami, bombkami, łańcuchami, różnościami tworzącymi kolorowy zawrót głowy! Ileż tego przygotowano, jakie kolory, niebieski, złoty, zielony, fioletowy, czerwony – najbardziej magiczny ze wszystkich, do dziś pamiętany i ulubiony.

Nasza powojenna choinka stała wystrojona w kolorowe bombki, a najwięcej było czerwonych, błyszczących, w których odbijały się zniekształcone obrazy: domu, sprzętów, no i oczywiście nasze radosne pyszczki. Na choince wisiały jabłka, cukierki, ciasteczka upieczone przez mamę, łańcuchy wykonane przez nas z kolorowego papieru, aniołki oraz piękna gwiazda z błyszczącego sreberka. Do dziś nie wiem skąd mama miała srebrny papier, pewnie to będzie jej tajemnica, jak wiele innych.

Co roku moje dzieci zadają mi pytanie – to jaka będzie tegoroczna choinka? Odpowiedź jest zawsze taka sama – PIĘKNA. Błyszcząca i kolorowa (choć kolory zmieniają się co roku) z kokardkami, bo przecież każda panna (a choinka jest piękną panną) lubi kokardki. Dzisiaj mam znacznie łatwiejsze zadanie, znajdując w sklepie niedaleko naszego domu wszystko to, czego dusza zapragnie – piękne anioły, bombki, nie tylko te ulubione z cienkiego szkła dmuchane, lśniące, ale też ażurowe, ozdabiane wielkie i całkiem maleńkie. Dzwoneczki,  pantofelki Kopciuszka, gałązki błyszczące, ptaszki, piórka, cudeńka i cuda. Chodząc między półkami zastanawiam się nad tonacją i kolorytem tegorocznej choinki. Niebieska? Nie, już była. Czerwona? Nie, już była. Zielona? Nie, zdecydowanie nie, bo nie będzie kontrastu z choinką. Samo złoto? Nie, za dużo szczęścia naraz. Srebro? Nie, chyba nie, choć pięknie wygląda to chyba niezbyt przytulnie, a może miód- miodowy, brązowy, złoty obsypany złotą lametą? Lub beżowy – takie piękne te bombki, a może wszystkiego po trochu? Dla mnie pięknie ubrana choinka, błyszcząca i świecąca oraz wpatrzone w nią oczy moich wnuków to największy prezent na te bajkowe święta. Nie zapominam też o aniołach i aniołkach pilnujących nas we dnie i w nocy.

Choinka jest moim prezentem dla najbliższych – wymyślam ją sama, sama ubieram korzystając z różnych pomysłów własnych i nie tylko. Jestem w sklepie, gdzie dokupuję trochę nowych ozdób, wybieram wieniec adwentowy, nowe świeczniki i świeczki w wymyślonym przeze mnie kolorze i zadowolona wracam do domu.

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.