Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘polecane książki’

Tajemnice Prowincji Joanna Jurgała Jureczka

Tajemnice Prowincji
Joanna Jurgała Jureczka

Panią Joannę Jurgałę-Jureczkę poznałam kilka miesięcy temu. Spotkałyśmy się u Małgosi, która zaprosiła mnie na szybką kawę podczas wizyty Joasi. Wiesz jest u mnie młoda autorka dopiero, co wydanej książki o Zofii Kossak. Joanna przyjechała w sprawach książki tej i kolejnej, która ma się niebawem ukazać. Właśnie pijemy kawę, przyjdź, poznacie się. Takiej okazji nie mogłam zaprzepaścić. Za chwilę siedziałyśmy w kuchni popijając espresso, radośnie gadając. Dla mnie najpiękniejszym pomieszczeniem w każdym domu jest kuchnia! Tutaj odbywają się najmilsze rozmowy zawsze i z każdym.

Oczywiście rozmawiałyśmy nie tylko o wydanych książkach, ale też i o pomysłach na następne. Jak to kobiety rozmowa dotyczyła też dzieci, jako że Joanna jest żoną Krzysztofa i mamą Michała, Marcina i Magdaleny. Mieszkają na Śląsku Cieszyńskim.

Joanna Jurgała Jureczka uczyła się w Cieszynie, zaś filologię polską ukończyła na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, w roku 1999 uzyskała stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. zw. dr hab. Krystyny Heskiej-Kwaśniewicz nosiła tytuł: Oswajanie „nieznanego kraju”. Śląsk w życiu i twórczości Zofii Kossak. Sama o sobie mówi, ze jest naukowcem, jednak popełnione książki potwierdzają jej talent pisarki.

Pracowała, jako polonistka w cieszyńskich szkołach średnich, była dziennikarką „Gościa Niedzielnego” i współpracowała z innymi redakcjami czasopism o zasięgu regionalnym i ogólnopolskim.

W Górkach Wielkich pracowała w Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej, prowadząc badania nad biografią i twórczością Zofii Kossak a także literatów związanych ze Śląskiem Cieszyńskim. Wykładała literaturę chrześcijańską i

Małgorzata Gutowska- Adamczyk i Joanna Jurgała- Jureczka

Małgorzata Gutowska- Adamczyk i Joanna Jurgała- Jureczka

regionalną, bierze udział w sesjach naukowych, panelach dyskusyjnych, wygłasza prelekcje, najczęściej w formie prezentacji multimedialnych, prowadzi spotkania z pisarzami. Współpracowała z autorami filmów dokumentalnych na temat Zofii Kossak (m. in. „Errata do biografii”).

Jest autorką licznych artykułów a także publikacji, głównie o charakterze naukowym i popularnonaukowym a także książek, m. in. Oswajanie „nieznanego kraju”. Śląsk w życiu i twórczości Zofii Kossak, Dzieło jej życia. Opowieść o Zofii Kossak, Zofii Kossak dom utracony i odnaleziony, Historie zwyczaje i nadzwyczajne, czyli znani literaci na Śląsku Cieszyńskim, Skrzat opowiada o beskidzkich skarbach, Gdzieś na końcu świata.

Tyle informacji o Joannie znalazłam w Internecie.

W kontaktach bezpośrednich pani Joanna wydała mi się bezpośrednią, miłą, skromną osobą, która wielkim szacunkiem darzy Małgosię Gutowską- Adamczyk wspaniałą autorkę wielu książek dla młodzieży a także powieści „Cukiernia Pod Amorem” oraz „Podróży Do Miasta Świateł”. Siedziałyśmy pijąc kawę, jedząc orzeszki laskowe, migdały a także częstując jabłkami psy Neskę i Milkę, które towarzyszyły naszemu spotkaniu „w kuchni”. Rozmawiałyśmy a czas nieubłaganie płynął. Tyle pytań zostało niezadanych a przecież wiedziałam, że napiszę o Joannie, aby przybliżyć wam, autorkę książek w tym „Tajemnic Prowincji”, która w czerwcu 2014 ukazała się nakładem Wydawnictwa „ZYSK i S-KA”.

Joanna Jurgała Jureczka

Joanna Jurgała Jureczka

„Tajemnica Prowincji” to opowieść pełna tajemnic, które śledzimy zagłębiając się w lekturę, poznajemy rodzinny świat głównej bohaterki Joanny, oczekującej na intratną posadę w Krakowie,  staje się na rok kustoszem Muzeum Hrabiny Doenhoff, mieszczącego się w Domu Leśniczego przy niszczejącym Pałacu. Justyna Skotnicka, podejmuje również tymczasową opiekę nad dwoma synami swojej siostry. Trudna sytuacja finansowa rodziny wymusza na siostrze i jej mężu konieczność podjęcia pracy w Niemczech, co jest związane z rocznym kontraktem. Justyna, nowa pani kustosz w Muzeum, staje się opiekunką dwóch młodych ludzi nastoletniego Maćka i pierwszoklasisty Kuby. Obydwaj mają wspaniałe poczucie humoru. Czytając te fragmenty książki, w których  są głównymi bohaterami, widzę dwóch inteligentnych młodych ludzi, którzy mogą być super dziećmi w każdej rodzinie a mnie wydaje się, że autorka znakomicie podgląda własnych synów i ich życie codzienne. Oczywiście młodzi nie są aniołkami, ale żywymi ludźmi, z własnymi pomysłami na życie, z którymi ciotka Justyna musi sobie poradzić.

Powieść rozgrywa się w Brzozowie, rodzinnym miasteczku Justyny, która przyjechała tylko na chwilę, na rok. Toczące się sprawy zarówno w pracy oraz w domu, nawiązujący się bliski kontakt z siostrzeńcami, zacieśniające się powiązania z poszczególnymi osobami, mieszkańcami

Joanna Jurgałą Jureczka spotkanie z czytelnikami w Skoczowie

Joanna Jurgałą Jureczka spotkanie z czytelnikami w Skoczowie

Brzozowa, zmieniające pory roku stanowią czas na zastanowienie, czego tak na prawdę pragnie Justyna. Zraniona przez pierwszą miłość, stara się odnaleźć w pracy, chociaż jej mama, burmistrz Brzozowa, chce pomóc  w kryzysowej sytuacji, poznając ją z Rafałem. Czy z tej znajomości rozwinie się wielka miłość? Czy hrabia reprezentujący rodzinę Doenhoff wpłynie na zmianę w życiu Justyny?

Czytając tę powieść dwa razy, zwracałam uwagę na coraz to nowe postaci, które pojawiały się w książce. Podobała mi się Helena Stępniowa, sprzątaczka zatrudniona w Muzeum, bez której nic nie ma prawa się zdarzyć, bowiem jak nikt zna wszystkich w okolicy. Podobały mi się również wtrącane opowieści o Kossakach, którzy na Śląsku Cieszyńskim przebywali, o Witkacym, który w latach trzydziestych był ich gościem, o tym, że rysował portrety młodych mieszkańców pałacu i o tym, jak jeden z tych portretów odnajduje się w rupieciach i papierach na strychu Muzeum, aby nagle zginąć. W związku z tak zawiązaną akcją nie może obyć się bez śledztwa, które przyniesie niespodziewane rozwiązanie.

Tyle mogę napisać, a jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej, koniecznie sięgnijcie po tę miłą książkę.  Zapraszam do przeczytania urywku z książki „Tajemnice Prowincji”, który dla was wybrałam:

Joanna podczas spotkania

Joanna podczas spotkania

„… Już tu są! – ekscytował się dyrektor Janik.

–  Kto?

– Jak to, kto? Oni. Prawnuk hrabiny i jego kuzynka. Rozmawiałem z nimi przez telefon. Bedą u mnie za godzinę. Przyjechali z Wiednia, ale on, zdaje się, na stałe mieszka w Szwajcarii czy Francji. Nie wiem. Akcent miał francuski.

-Chyba przed chwila ich spotkałam. Dlaczego się pan tak denerwuje?

-Przecież mówiłem!- Zniecierpliwił się.-Chcą odzyskać majątek, no a teraz maja ochotę na nasze muzeum. Musi pani cos zrobić!

-porządkuje zbiory, jak się umówiliśmy. Nawet pan nie ma pojęcia, jak przez te lata wszystko zostało zaniedbane. Nie ma porządnych spisów i katalogów, na strychu i w piwnicy walają się zakurzone papiery, dokumenty. Bóg wie, co jeszcze.

– Pani doktor, porządki są mało, że tak powiem, spektakularne.

-Zorganizowałam lekcje muzealne, robię promocję, bywam w szkołach, mam tam prezentacje, wykłady. Jest sporo zwiedzających.

-O! To, to – ucieszył się dyrektor, przesiadając z zabytkowej kanapy na krzesło, z powodzeniem udające osiemnastowieczny mebel.  -A może jakiś rozgłos medialny? -zaproponował nieśmiało -Wywiady, spotkania. Może konferencja prasowa.

-Konferencja?- zdziwiłam się.- Nie ma mowy. Czym ją uzasadnimy? Lekcjami muzealnymi? Przecież tu nic nadzwyczajnego się nie dzieje!

Zmartwił się wyraźnie, ale zapewniłam go, że nie ma podstaw obalenia testamentu hrabiny. Zbiory są nadal własnością skarbu państwa i nie musi obawiać się spotkania z prawnukiem i prawnuczką Franciszki Doenhoff. Powinien udawać, że bardzo się cieszy z ich przyjazdu.

*

Na progu Domku Leśniczego czekała Stępniowa. Skrzyżowała ręce na obfitym biuście i oświadczyła, że, jeżeli Rychu jeszcze tydzień będzie porządkował strych, nie ręczy za siebie. Może nawet złoży wypowiedzenie.

-Co ja pocznę bez pani, pani Heleno?- zapytałam uśmiechając się, co ją ostatecznie wyprowadziło z równowagi.

-Pani kierowniczka sobie żartuje ze mnie, a ja schody muszę wycierać trzy razy w ciągu dnia! Żeby jeszcze uważał pijak jeden, ale on na prawo i lewo rozsypuje kurz i śmieci, znosząc te stare graty.

-Przecież go pani lubiła-przypomniałam, ale zobaczywszy jej pełen wyrzutu wzrok, zapewniłam nieszczerze: – Na pewno coś da się zrobić…”

Zachęcam do przeczytania książki, która jest miłą lekturą dla każdego!

Wasza Jadwiga

 

 

 

 

W chwili gdy jakiś rozszalały automobilista (czytaj psychol!) wjeżdża na sopocką ulicę Monte Cassino oraz molo – rozpędzonym samochodem, raniąc po drodze wiele osób –   warto przypomnieć jak wyglądał przed sześćdziesięciu  laty, spokojny i bezpieczny spacer sopockim „Monciakiem w Perle Bałtyku”. Bez karetek pogotowia, rannych i policji (której zresztą brakowało, w tym mieście).

Pisze o tamtych dawnych czasach  Zbigniew Adrjański, w „Pochodach donikąd”, książce która w znacznym stopniu dotyczy dawnego Sopotu:

Edward Czerny za kulisami Opery Leśnej

Edward Czerny za kulisami Opery Leśnej

Nowa książka Zbigniewa Adrjańskiego dotyczy kultury i obyczajów, rozrywki i estrady, pieśni i piosenki – w czasach PRL-u. Jest to ciekawy opis tej epoki (1944/1989), nie pozbawiony wielu osobistych refleksji i wspomnień. A przy okazji ciekawe „tworzywo” teatralne na widowisko w stylu np. „Z biegiem lat – A. Wajdy”, wystawianym kiedyś w Teatrze Starym w Krakowie. Z tym, że widowisko takie odbywać  się powinno tym razem, w dawnym Sopocie, z pierwszych lat powojennych. Kto wie? Może właśnie na dawnym „Monciaku!”, który wtedy jeszcze  nazywa się  ulicą Rokossowskiego . Trwa tu „towarzyskie corso” z cyklu „Sopot latem”. Albo „Perła Bałtyku” – latem, gdzie od kawiarni „Złoty Ul” – aż do końca mola, rozgrywa się szereg działań teatralnych i parateatralnych, performerskich i estradowych. Towarzystwo, które wówczas przybywa do Sopotu, stanowi tzw. przekrój ówczesnego PRL-u.

Są tu: robotnicy, chłopi (często po raz pierwszy nad morzem) , tzw. inteligencja pracująca, mnóstwo tak zwanej prywatnej inicjatywy, wycieczki szkolne i  wycieczki z zakładów pracy. Są i popularni aktorzy sceny polskiej, przybyli na nadmorskie wywczasy i letnie chałtury. Dominują aktorzy tak zwanych  „spalonych teatrów”  z Warszawy („aktor spalonego teatru”  to określenie już powojenne ) i gwiazdy przedwojennego kina: Adolf Dymsza otworzył właśnie popularny „Bar pod Kotwicą” – naprzeciwko  lodziarni  „U Włocha”, który cieszy się ogromnym powodzeniem, ale popularny komik nie bardzo się tym swoim barem przejmuje. Zajmuje się raczej witaniem  znajomych aktorów idących „Monciakiem”. Lubi też bywać w kinie Polonia, które służy za salę do występów estradowych.

Zygmunt Karasiński i legendarne "fosforyzowane skrzypce"

Zygmunt Karasiński i legendarne „fosforyzowane skrzypce”

Występuje tam słynna orkiestra Zygmunta Karasińskiego z programem „1000 taktów jazzu” . Z orkiestrą występuje Zbigniew Kurtycz, w charakterystycznych batle-dresie, jakie noszą byli żołnierze Andersa.  Ulubiony popis pana Dodka (Adolfa Dymszy) polega na tym,  że gdy maestro  Karasiński, gra na tle czarnego okotarowania  sceny, na tak zwanych „nafosforyzowanych skrzypcach”, Dymsza, siedzący  na widowni  zrywa się nagle z miejsca i z głośnym komentarzem:  „Paganini to on nie jest – wychodzi z sali! Za nim wychodzi Karol Hanusz i obaj z Dymszą udają się do baru „Pod  Kotwicą”. Obecność w Sopocie Karola Hanusza, oznacza, że już tu jest (lub wkrótce pojawi się w Sopocie!) Ludwik Sempoliński, który rywalizuje z Hanuszem o względy sopockiej widowni. Obaj „mistrzowie sceny polskiej” nie lubią się bardzo! O tym wie, cały Sopot. Ich przypadkowe spotkania np. na sopockim molo zamieniają się w  pantomimę, kunsztownie manifestowanej niechęci. Sempoliński, udaje, że nie widzi  Hanusza. Ten przechylony przez poręcz  mola udaje, że śledzi jakieś rybki morskie albo karmi łabędzie? Kiedy wreszcie sytuacja staje się nie do zniesienia, trzeba ruszyć z miejsca oraz iść dalej – Sempoliński nagle promieniuje uśmiechem i woła  dostrzegając „śmiertelnego wroga”:

– Dobry wieczór: panie Karolu. I wymachuje wytwornym słomkowym kapeluszem.

Na to Hanusz :

– Dobry wieczór Panie Ludwiku i szczerzy w uśmiechu garnitur nowo-wstawionych zębów, wymachując jednocześnie takim samym kapeluszem.

Po czym idą dalej, nie podając  sobie rąk.

Zespół" Hawajskie Gitary" J. Ławrynowicza w Sopocie

Zespół” Hawajskie Gitary” J. Ławrynowicza w Sopocie

Wspaniałe są również przemarsze, w drodze na korty tenisowe, Miry Ziemińskiej albo Stefci Górskiej. Gra się tam akurat „Duby smalone”, na specjalnie zbudowanej w tym celu estradzie. Już nie pamiętam co gra z okazji kanikuły : Tetatr Letni w Sopocie, który akurat prowadzi Aleksander Gasowski. Większość imprez sopockiego lata, organizuje niezmordowany Tymoteusz Ortym,  wynajmując do tej pracy stosownych pomocników. Z naszej „budy” u Chrobrego, praktykuje u niego , jako pomocnik Ortyma – nasz kolego Zdzisio Siewruk. W kawiarni „Cyganeria” naprzeciwko obecnego Domu Zdrojowego  odbywają się koncerty orkiestry Władysława Hermana albo Jerzego  Milnera, z którym śpiewają siostry Bielskie. W Grand Hotelu koncertuje orkiestra braci Łopatowskich z Łodzi, na zmianę z Kazimierzem Turewiczem. Kazimierz Obrembski z siedemnasto-osobowym  big bandem , nie ma już gdzie się pomieścić i koncertuje w tzw.  „Ujeżdżalni Końskiej”  na ulicy Chopina. Akurat  zjeżdża się do Sopotu  Stanisław Mikołajczyk – którego trębacze z bigband-u Kazimierza Obrembskiego witają dźwiękami piosenki :

Stefan Rachoń na scenie "Opery Leśnej"

Stefan Rachoń na scenie „Opery Leśnej”

„Żołnierz drogą maszerował” . Ten srebrzysty dźwięk trąbek słychać aż przed kościołem „Gwiazda Morza”, gdzie akurat przemawia Kazimierz Jędrychowski, żeby głosować trzy razy „tak”.  W kościele „Gwiazda Morza” modli się też demonstracyjnie Bolesław Bierut, w towarzystwie niemieckiego jeszcze biskupa ordynariusza diecezji gdańskiej, Spletta. Chór kościelny śpiewa demonstracyjnie: „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Ulicą Monte Cassino idzie sławny  „parasolnik” wydzierając się na całe gardło „parasole do reperacji”. Towarzyszy mu gawiedź miejska, która przerabia ten okrzyk na bardzo brzydko brzmiące:  „pierdzisole do reperacji”. Dorożką od dworca jedzie sławny hipnotyzer i czarno mistrz z Krakowa (vide „Zaczarowana dorożka” – K .I. Gałczyńskiego)  Ben Ali: Prawdziwe nazwisko: Alojzy Mścichowski . Zapowiadacze sławnego magika zapraszają na „seans hipnozy oraz czarnej i białej magii”, w kinie Polonia, zaraz po występach orkiestry Zygmunta Karasińskiego, Na występy te przychodzi zresztą ze swoją świtą generał Karol Świerczewski. Skąd inąd znany jako generał Walter i „człowiek który kulom się nie kłaniał”. Ben Ali hipnotyzuje pół sali w kinie Polonia, ogłaszając, że „jesteśmy na Saharze i temperatura sięga  45° Celsjusza. Generał Walter i jego świta zaczynają rozbierać się  do bielizny. Ktoś z ochrony wstrzymuje jednak  ten  seans hipnozy, w obawie przed zahipnotyzowaniem  bohatera „wojny domowej w Hiszpanii”.,tak, że zostanie na scenie w samych kalesonach.

Walery Jastrzębiec Rudnicki twórca ZAiKS-u i ZASP-u na spacerze w Sopocie

Walery Jastrzębiec Rudnicki twórca ZAiKS-u i ZASP-u na spacerze w Sopocie

Takie to były wydarzenia sopockiego lata, na długo jeszcze przed otwarciem w roku 1962 sopockich festiwali w Operze Leśnej, która miała być oknem na świat polskiej piosenki. Ale bursztynowe słowiki  przyznawane na tym festiwalu  dla najlepszych utworów , nie latały zbyt daleko ani zbyt wysoko.

 

Zresztą występy artystyczne w Operze Leśnej  w Sopocie i historia powojenna tej opery wymaga specjalnego opisu.

 

 

autor tekstu Zbigniew Adrjański

 

netsuke

netsuke

Dzisiaj będzie o Netsuke (根付?), miniaturowych rzeźbach które wyrabiano w Japonii od XV wieku. Rzeźby te  miały swoje przeznaczenie. Pamiętacie wszyscy, że kimono  było i jest pozbawione kieszeni, dlatego potrzebna była mała rzecz,  która służyła do zamocowania sakiewki,  i była jednocześnie ozdobą. Tak powstawały miniaturowe cudeńka,  a każde z nich wyrabiane było przez mistrzów japońskich. Praca nad takim cudeńkiem trwała kilka miesięcy, ale po tym czasie ukazywała się światu przepiękna rzeźba oddająca  myśl i nastrój rzeźbiarza. Netsuke były  wyrabiane z kości słoniowej, kości zwierząt, bursztynu , ceramiki, metalu, zawsze posiadały  liczne zdobienia.  Istnieją trzy rodzaje netsuke: przedstawiające ludzi i zwierzęta -katabori, są one najpopularniejsze, netsuke przypominające  guziki nazywane w języku japońskim manju, oraz podłużne czyli sashi.  Miniaturowe cacka, a może talizmany, nie wiemy do końca. Możemy  się tylko domyślać.

Netsuke,  cacuszka  wielce cenione  przez kolekcjonerów.  Sztuka japońska  była niezwykle popularna w latach pięćdziesiątych  XIX wieku. Zainteresowanie rosło wraz z pozycją i bogactwem ludzi.  Kolekcjonowano wachlarze, szkatułki, parawany, i inne piękne japońskie arcydzieła, w tym i  netsuke.

figurka z kolekcji netsuke

figurka z kolekcji netsuke

Kolekcja dwustu sześćdziesięciu czterech netsuke jest bohaterem książki Edmunda de Waal „Zając o bursztynowych oczach”, o której chciałam wam dzisiaj napisać.  Książka „ The  Hare With Amber Eyes: A Family’s  Century of art And Loss”. Historia bogatego rodu  Ephrussich  ściśle związana jest  z tymi małymi cacuszkami. De Waal napisał ją w roku 2010, pani Elżbieta Jasińska przetłumaczyła  z języka angielskiego i w roku 2013 pozycja została  wydana  przez Wydawnictwo Czarne.

„..Zając o bursztynowych oczach to niezwykła synteza powieści detektywistycznej, rodzinnych wspomnień i wykładu z historii sztuki. Odziedziczywszy po wujecznym dziadku wyjątkowy zbiór 264 maleńkich japońskich figurek, autor rozpoczyna pasjonujące śledztwo. Zgłębiając historię tej szczególnej kolekcji, poznaje dzieje swoich przodków — kilku pokoleń arystokratycznej rodziny Ephrussich. Nurtuje go pytanie, jak to się stało, że z całej ogromnej fortuny właśnie te drobne i kruche przedmioty przetrwały kataklizmy XX wieku…”

Jeżeli lubicie historię sztuki, jeżeli ciekawi jesteście świata, lubicie opowieści rodzinne,   kochacie XIX wiek, dalekie podróże,  to sięgnijcie po

sposób mocowania sakiewki do pasa obi

sposób mocowania sakiewki do pasa obi

tę książkę. Historia rodu zaprowadzi nas do Paryża gdzie przy ulicy Monceau powstają domy bogatej żydowskiej finansjery,  do  Wiednia gdzie będziemy świadkami budowy imperium rodziny Ephrussich, ale również  narodzin antysemityzmu,  Anschluss’ u, będziemy obserwowali wybuch wojny i eksterminacje Żydów.  Pojedziemy też  do powojennego  Tokio , aby być świadkami odrodzenia miasta i państwa. W końcu wylądujemy  na Krymie w Odessie, gdzie wszystko się zaczęło, gdzie zaczęła się historia Rodu Ephrussich, odeskich handlarzy zbożem, rodziny, która  wyemigrowała  i część jej osiadła w Paryżu a  część  w Wiedniu. Nie odwiedzimy tylko Berdyczowa gdzie większość członków rodu się urodziła, wielka to  szkoda, ale i tak będziemy oglądali  dziwiętnastowieczną Europę oczami autora, który dla nas przekopuje  się przez bogate archiwa, tomy gazet o sztuce, a także zapoznaje nas ze wspomnieniami rodzinnymi przytaczanymi przez żyjących  członków rodu.

Edmund de Waal  jest znanym  brytyjskim ceramikiem, znawcą japońskiej ceramiki  opowiada nam losy swojego rodu, wraz z historią kolekcji, którą odziedziczył po swoim przodku. Miniaturowe cudeńka,  są niemymi świadkami ludzkich losów i burzliwych historii.   .

Edmund de Waal ZAJĄC o Bursztynowych Oczach Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie

Edmund de Waal ZAJĄC o Bursztynowych Oczach Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie

Autor napisał we wstępie:” Nie jest moim zamiarem pisanie rodzinnej sagi, a tym bardziej utrzymanej w nostalgicznym tonie opowieści o Mittleuropie”. A ja myślę, zresztą tak samo jak Jacek Dehnel:”  że de Waal  poległ  na całej linii, bo jego książka wpisuje się w najlepsze tradycja gatunku: oto wielkość i upadek rodu Epfrussich , odeskich handlarzy zbożem  jak z opowiadania Babla, między tym pojawia się pierwowzór Proustowskiego Swanna i uczennica Rilkego, Francja czasów Dreyfusa i nazistowski Wiedeń, nieprzebrane bogactwa i niepowetowane straty, poważni bankierzy i kochliwe elegantki.  To prawda , że w „Zającu o bursztynowych oczach” chodzi o coś więcej, tak jak w  każdej dobrej sadze zawsze  chodzi o coś więcej…”

Oto urywek powieści, niech przemówi do was Edmund de Waal zachęcając do przeczytania książki:

” I oto Charles kupuje wreszcie netsuke. Dwieście sześćdziesiąt cztery sztuki. .. I jeszcze dwieście innych: ogromna kolekcja miniaturowych przedmiotów.

Charles kupił je u Sichela, ale nie pojedynczo po sztuce- jak w wypadku bibelotów z laki, lecz wszystkie naraz, jako niezwykle efektowną kolekcję.

Kiedy je kupił? Wtedy gdy Sichel umieścił je już w gablotach, tak by zainteresowały bogatych kolekcjonerów? Czy wcześniej zaraz po tym jak w wielkiej, wypełnionej trocinami skrzyni (każde netsuke starannie zawinięte w kwadracik jedwabiu) przybyły z Jokohamy do Paryża po czteromiesięcznej podróży? Może nawet osobiście rozwijał te miniaturowe rzeźby z kawałków materiału. Może to właśnie wtedy natrafił na moją ulubioną osiemnastowieczna figurkę z Osaki: zaskoczonego tygrysa z odwróconą głową. Albo netsuke przedstawiające szczury przyłapane na obgryzaniu kawałka ryby. A może to ów zając z bursztynowymi oczami, wyrzeźbiony z zadziwiająco jasnego drewna, tak go zachwycił, że bez wahania kupił wszystkie figurki.

Mogło być jednak i tak, że Sichel realizował zamówienie Charles’a gromadząc je stopniowo, w ciągu kilku lat wspomagany przez jakiegoś obrotnego handlarza skupującego je od zubożałych mieszkańców Kioto, by następnie sprzedać paryskim marszandom. Z uwagą przyglądam

Charles Ephrussi na litografii Jeana  Patricota towarzyszącej nekrologowi Charles'a w "Gazette des Beaux-Arts" 1905

Charles Ephrussi na litografii Jeana Patricota towarzyszącej nekrologowi Charles’a w „Gazette des Beaux-Arts” 1905

się maleńkim figurynkom, Zaledwie kilka z nich zostało wykonanych w pośpiechu z myślą o zachodnich kupcach. Z całą pewnością należy do nich mizdrzący się pucułowaty chłopczyk z maską- jest ordynarny, wykonany byle jak. Większość netsuke powstała przed przybyciem komandora Perry’ego do Japonii., niektóre może nawet sto lat wcześniej. Są wśród nich postaci ludzi i zwierząt, są bohaterowie mitów i erotika; jak przystało na tak obszerny zbiór ich tematyka jest rozległa. Niektóre figurki, być może zgromadzone kiedyś przez kogoś posiadającego odpowiednia wiedzę, sygnowane są znakiem słynnych rzemieślników.

Jak było naprawdę? Czy wstąpiwszy przypadkiem do magazynu Sichela, znalazła wśród jedwabi, drzeworytów i parawanów prawdziwy skarb? Czy była z nim wtedy Louise? A jeśli tak, które z nich pierwsze rzuciło znaczące spojrzenie drugiemu?

Przyjmijmy jednak, że tego dnia nie towarzyszyła ona Chrles’owi. Może zakup był niespodzianką, którą Charles zamierzał się pochwalić, gdy następnym razem kochanka odwiedzi jego apartament?

Jaka była cena, którą ten uroczy młody i rozkapryszony kolekcjoner gotów był zapłacić za kolekcję netsuke?…”

„Książka de Waala, wydana w Wielkiej Brytanii zaledwie parę lat temu, została już przetłumaczona na kilkanaście języków; otrzymała także wiele nagród i wyróżnień, m.in. Nagrodę Literacką Costa 2010 w kategorii „Biografia”, Nagrodę Galaxy 2010 w kategorii „Debiut” i Nagrodę im. Christophera Ondaatjego 2011 przyznawaną przez Brytyjskie Królewskie Towarzystwo Literackie, była także nominowana do Nagrody im. Harolda Hyama Wingate’a 2011 przyznawanej przez „Jewish Quarterly”, Nagrody im. Samuela Johnsona 2011 przyznawanej przez BBC i Nagrody PEN/Ackerley 2011 w kategorii „Wspomnienia”.

Polecam z całego serca, dla mnie była to pasjonująca lektura.

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.