Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Opowiadania’

Polesia czar

Wspomnienia gawędy opowieści

A na dobry początek piosenka Polesia czar w wykonaniu Krzysztofa Cwynara

http://www.youtube.com/watch?v=Pitmt_XrgX0

Otrzymałam ostatnio książeczkę, piękną i miłą memu sercu. Autorem jest Zbigniew Adrjański. Książkę wydał „Marpress” Gdańsk 2013. Pan Zbigniew Adrjański  jest Poleszukiem z dziada, pradziada i o swoim Polesiu pięknie opowiada.  Wydaje mi się zresztą, że cała Rodzina Państwa Adrjańskich posiadła ten dar, przekazany w genach z ojca na syna. Zresztą, co ja będę sama pisała o tej wspaniałej Rodzinie, oddam głos autorowi, który w Prologu opisuje dom rodzinny na Polesiu tymi słowami:

„… Mój dom rodzinny na Polesiu pełen był zawsze niezwykłych opowieści. Celowała w nich moja babcia, Stefania, która zatrudniała się, jako administratorka mająteczków szlacheckich w mohylowskiej guberni i od służby dworskiej słyszała mnóstwo dziwnych, niesamowitych legend, baśni oraz opowieści. Babcia moja, zwykle zapracowana, nie lubiła „strzępić języka po próżnicy”. Zabierała głos rzadko (chyba, ze były to rozmowy z wnukami), ale jak coś już opowiedziała, pamiętaliśmy o tym długo.

Wspaniałe były,na przykład opowieści mojej babci, jak bolszewicy uciekali przed duchem Jerzego Łaszkiewicza, naszego dalekiego kuzyna, którego zastrzelili we dworze w Rohaczewie (Łaszkiewicza- a nie ducha!), i jak później straszył on w swoim domu. Albo jak pani Sołtanowa, przyjaciółka babci, rozmawiała codziennie z duchami swoich synów, którzy zginęli walcząc w korpusie polskim gen. Dowbora Muśnickiego. I jak duchy dzielnych chłopaków „od Dowbora” naprawiały starej matce dach… jesienną nocą, kiedy ten zaciekał od deszczu.

Wspaniały talent gawędziarski odziedziczył po babci mój ojciec, który był inspektorem dróg wodnych na dawnych Kresach Wschodnich, wiele jeździł, podróżował i widział różne dziwne rzeczy. Ojciec mój interesował się „psychotroniką”, która wtedy zresztą nazywała się „jeszcze inaczej”- parapsychologią albo metapsychiką. Pasjonowały go eksperymenty hipnotyczne Ben-Alego, który przyjeżdżał na występy do Wilna, spotkania ze słynnym Ossowieckim, który z marszałkiem Piłsudskim kontaktował się telepatycznie i odczytywał na odległość figury talii pasjansa Marszałka.

I jeszcze Polesia czar w wykonaniu Chóru Dana

http://www.youtube.com/watch?v=icHXWGKi1R4

Prawdę jednak mówiąc, mój papa był trochę jednak przechera i kpiarz. Zaczynał wiele z tych tematów, modnych wówczas wśród naszych znajomych i kresowych bywalców saloniku mojej mamy, aby zaciekawić i za chwilę ten temat porzucić na rzecz całkiem przyziemnych relacji znad Bugu, Prypeci i Niemna- skąd właśnie wrócił z ostatniej inspekcji.

    – Pan Stanisław! Aaa… pan Stanisław – wołał tubalnym głosem doktor Chołodkowski, znany w Brześciu rentgenolog i mąż naszej kuzynki Wikci. Nie uciekaj od tematu!- Mów, znaczy się konkretnie:, kto strzelał z tej harmaty na bolszewickiej granicy? Duch czy twój Bieliński?

      W sukurs mojemu tacie przychodził kapitan Wasilewski, artylerzysta z Twierdzy Brzeskiej i jej późniejszy obrońca, zamordowany jeszcze później przez sowietów w Katyniu. – Każda broń, szczególnie wojskowa, ma prawo wystrzelić, nawet nieproszona, raz na pewien czas – stwierdzał autorytatywnie Wasilewski.

     – „Nu dobrze”- upierał się doktor Chołodkowski, ale pan Stanisław twierdzi, ze to duch.

     – Duchy zostawmy Bogu, podziwiając raczej sztukę narracji naszego gospodarza – łagodził ostatecznie tę dyskusję ksiądz proboszcz Łukaszewicz, który chętnie uczestniczył w towarzyskich spotkaniach. A ponadto miał duże poczucie humoru. Opowieści mojego ojca nie kończyły się na duchach. Ojciec mój był na Polesiu człowiekiem bardzo znanym i szanowanym. Był wybitnym specjalistą w zakresie dróg wodnych. Studiował zresztą na wydziale dróg wodnych w słynnej wojskowo-inżynieryjnej szkole w Petersburgu. Po ucieczce z bolszewickiej Rosji pracował w wileńskiej Dyrekcji Dróg Wodnych. A następnie w Dyrekcji Dróg Wodnych w Brześciu nad Bugiem, która obejmowała ogromny teren pięciu wschodnich województw. Łatwo zresztą powiedzieć: Polesie. Dawne Polesie to ogromna przestrzeń po obu stronach Prypeci, aż po ujście Dniepru i dalej. Geografowie obliczają to terytorium dość nieprecyzyjnie na około osiemdziesiąt tysięcy kilometrów kwadratowych. Po wojnie polsko-bolszewickiej (1920) DO Polski weszła tylko połowa tego terytorium, z plątaniną rzek, rzeczułek, jezior, rozlewisk wodnych i bagiennych terenów, które pracowicie opisywał i szkicował na swoich mapach Polesia – mój ojciec.

     Na Polesiu ojciec mój znał każdy port, przystań, śluzę, strażnicę wodną, barkę i statek. Przewędrował w swoich podróżach inspekcyjnych tysiące kilometrów rzek, jezior i rzeczułek. Znał okoliczne ziemiaństwo, szlachtę, urzędników państwowych, właścicieli statków, nadzorców wodnych…

     Są też, w tym skromnym wyborze rodzinnych tekstów – moje własne opowieści, które powstały z biegiem lat. No, cóż? Czym skorupka za młodu nasiąknie…

I jeszcze jedno wykonanie Polesia czar śpiewa pani Szaniewska

http://www.youtube.com/watch?v=aqlituAe59E

Postscriptum

     Wszystkie ilustracje, jakie zamieściłem w tej książce pochodzą z rysunków, obrazów, fotografii po moim ojcu – Stanisławie Adrjańskim oraz z przewodnika turystycznego po Polesiu dr Michała Marczaka – wydanego w Brześciu nad Bugiem (1935).

     Nazwisko moje w tej książce pisane jest według starej pisowni (sprzed tzw. reformy braci Jędrzejowiczów z roku 1936)- Adrjanski. Ale w starych dokumentach, dziadek Antoni i babcia Stefania, pisali się, jako Andryjanscy albo Andryańscy – herbu Rubiesz.

     Wzmiankę o Cudotwórcy z Pińska zamieszcza również Józef Ignacy Kraszewski we Wspomnieniach Polesia, Wołynia i Litwy. Opowieść o Batiuszce, który latał ptakiem opublikował autor w „Miesięczniku Literackim” (1976) oraz w czasopiśmie „Kamena” (1986).

     Inne moje „dziwne opowieści drukowałem w czasopiśmie: „Nie z Tej Ziemi” oraz kilku innych tygodnikach. Nie wiem zresztą, dlaczego, te opowieści określono, jako „dziwne”. Może, dlatego, że są głównie o duchach, dziwach i zjawach. Ale przecież jest to również moje osobiste wspomnienie o polesiu i Kresach Wschodnich, na których się urodziłem i gdzie upłynęły piękne, choć czasem bardzo trudne lata mojego dzieciństwa.

   A ponadto Polesie w literaturze polskiej – to od dawien dawna „kraina duchów’… 

I na zakończenie kapela Staśka Wielanka i Polesia czar

http://www.youtube.com/watch?v=ZXNdtEAGcT8

 

Tyle autor o swojej książce „Polesia czar”. A ja zachęcając serdecznie do lektury przypominam, że na łamach mojego bloga publikowałam różne opowiadania pana Zbigniewa Adrjańskiego w  dniach:

Zbigniew Adrjański 18.01.2010

O batiuszce co ptakiem latał”   25.01.2010; ,27.01.2010,;  28.01.2010, ; 30.01.2010, ;   1 i 2.02.2010, 

Jarmark Sensacji : 20.04.2010; , 21.04.2010;

Pochody donikąd 30.04.2010,            Wczasy 11.08.2010,     

 Warszawskie dzieci pójdziemy w bój (Złota Księga pieśni polskich) 31.07.2010; 

Pochody donikąd 19.11.2011;  1.05.2012 i  28.06.2012;   6.062011

Giełdy Piosenki  28.01.2011;   31.01.2011;  8.07.2012,  2.07.2012 (Giełdy piosenki w Largactilu)

 

 

Włączenie badmintona, po raz pierwszy, do programu Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie 1992 spowodowało ogromny wzrost zainteresowania i rozwoju badmintona na całym świecie. W 1992 roku w Międzynarodowej Federacji Badmintona (IBF) zarejestrowanych było 114 związków, w tym Polski Związek Badmintona. Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOL) z dnia 5 czerwca 1985 r o wprowadzeniu naszej dyscypliny do programu Igrzysk Olimpijskich od 1992 r. miała ogromny wpływ na dalszy dynamiczny rozwój badmintona w Polsce. Uwidoczniło się to głównie na aktywnej pracy szkoleniowej i organizacyjnej klubów i sekcji oraz podniesieniu poziomu sportowego zawodników.

Ale zanim przejdę do krótkiej oceny Igrzysk Olimpijskich Barcelona 1992 w badmintonie, chciałabym krótko pokazać, w jakich warunkach pracowaliśmy w latach 1991 – 1994.

W 1989 r nastąpiły ogromne zmiany społeczno- polityczne w naszym kraju, które rzutowały na politykę ekonomiczną i finansowa, co miało wpływ również na politykę resortu kultury fizycznej. Zmiany również wpływały na pracę wszystkich polskich związków sportowych. Całkowitej reorganizacji uległa sfera finansowania stowarzyszeń sportowych.

Stało się tak z wielu powodów ja pokażę ten najważniejszy, ilość zmian na stanowisku Prezesa Urzędu Kultury Fizycznej. W latach 1991 -1993 funkcje sprawowali:  Zenon Lenkiewicz, M. Bidas, Zbigniew Zalewski, Janusz Polesiak,  Zbigniew Zalewski,  Marek Paszucha i Stanisław Stefan Paszczyk.  Co oznaczają takie zmiany nie trzeba komentować. Najlepszą ilustracją będzie procentowy wskaźnik udziału finansowania kultury fizycznej w budżecie państwa- to znaczy, jakie fundusze otrzymywał Urząd Kultury Fizycznej od państwa na sport wyczynowy,  upowszechnianie, obiekty sportowe i tak:

W roku 1990 – 0,51% budżetu państwa, 1991 -0,33%, 1992-0,13%, 1993-0,12%, a plan na 1994  zakładał 0,11%. W innych państwach w tym czasie państwo przeznaczało na finansowanie sportu średnio 1/20 swojego budżetu.   Najgorszy rok 1991, we wrześniu przewodniczący M.Bidas  przesłał do polskich związków sportowych informację o cięciach budżetowych na bieżący rok (1991), badmintonowi obcięto 47%, a we wrześniu mieliśmy już zrealizowane 75% finansowania i zadań. Rozpoczął się najtrudniejszy okres dla Polskiego Związku Badmintona, gdyż przed nami były kwalifikacje do Igrzysk Olimpijskich, co wiązało się z realizowaniem programu startu w światowych turniejach indywidualnych zaliczanych do rankingu światowego IBF dającego prawo startu w IO 1992. Wiedzieliśmy, że taka sytuacja stwarza nam ogromne trudności, gdyż w rok 1992 weszliśmy  z bagażem długu wynoszącym  niemalże 50% naszej dotacji.

A jak wyglądały sprawy organizacyjne ?  W polskim badmintonie nie było źle. Posiadaliśmy 22 okręgi, 188 sekcji 6488 zarejestrowanych zawodników w tym 890 zawodników podlegało obliczeniom komputerowej listy klasyfikacyjnej. 

Wracamy do Igrzysk Olimpijskich Barcelona 1992 r. Pomimo sakramenckich trudności finansowych, jakie wyniknęły z odebranej nam prawie 50 % dotacji pod koniec 1991 udało nam się zorganizować w 1992 r Polish Open Płock 1992 – ostatni turniej kwalifikacyjny do IO z udziałem 41 reprezentacji z różnych państw, a także wysyłaliśmy nasza kadrę na zagraniczne turnieje celem zdobywania punków niezbędnych do uzyskania jak najwyższych lokat w listach rankingowych IBF. W efekcie końcowym zakwalifikowaliśmy do Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie 5 zawodniczek( Bożena Bąk, Wioletta Wilk, Beata Syta, Bożena Haracz, Katarzyna Krasowska i jednego zawodnika, był to Jacek Hankiewicz. Trenerem reprezentacji był Zhu Jun Ling trener z CHRL, który pracował na kontrakcie od 1989 r. Na Igrzyska 1992 czterech zawodników wyjechało na koszt Polskiego Komitetu Olimpijskiego a dwóch na koszt sponsorów: Damis Sp. z o. O oraz FSO Warszawa. Start po raz pierwszy w Igrzyskach Olimpijskich był wielkim przeżyciem dla wszystkich, ale pomimo tego nasz debel kobiet Bożena Bąk/Wioletta Wilk zajął 9 miejsce.

Władze MKOL zatwierdzając program IO Barcelona 1992 postanowiły, że w turnieju olimpijskim uczestniczyć będzie łącznie 192 zawodników w tym 96 zawodniczek a zawody będą rozgrywane w czterech grach: grze pojedynczej kobiet, w grze pojedynczej mężczyzn oraz w grze podwójnej kobiet i w grze podwójnej mężczyzn.  Gra mieszana niestety nie była w programie Igrzysk.   Dla Polskiego Związku Badmintona była to ogromna strata, gdyż na liście klasyfikacyjnej z dnia 11 lutego 1991 r właśnie w grze mieszanej Jerzy Dołhan/Bożena Haracz Polska zajmowali 6 miejsce za Joo Bong Park/Myeong Hee Chung  Korea, Thomas Lund/Pernille Dupont Dania, Jan Holst- Christensen /Grete Mogensen Dania, Jan Paulsen/Gilian G.Gowers, Max Gandrup/Gilian M.Clark obie  pary duńsko angielskie. Był to najlepszy wynik na światowych listach klasyfikacyjnych w historii, a towarzystwo zawodników najznamienitsze sami mistrzowie Igrzysk Olimpijskich , świata i Europy.

Dlaczego o tym napisałam, dlaczego napisałam o finansach?  Odpowiedź jest prosta. Właśnie pani minister sportu w dniu 29.01.2013 r. ogłosiła  finansowy podział tortu dla sportu. Wszystkie dyscypliny zostały podzielone na  cztery grupy:

1. Dyscypliny priorytetowe (tzw. złota grupa), przynoszące Polsce medale na najważniejszych imprezach sportowych, które dostaną najwięcej środków z budżetu: pływanie, żeglarstwo, kolarstwo, podnoszenie ciężarów, zapasy, narciarstwo klasyczne oraz lekkoatletyka, wioślarstwo i kajakarstwo. 

2. Dyscypliny ważne (tzw. srebrna grupa): biathlon, judo, strzelectwo sportowe, szermierka, łyżwiarstwo szybkie, tenis — otrzymają o 20% mniej pieniędzy. 

3. Dyscypliny o małym znaczeniu (tzw. brązowa grupa), określane, jako niszowe, mało popularne, nieprzynoszące medali na zawodach wyższej rangi: badminton, boks, gimnastyka, jeździectwo, łucznictwo, tenis stołowy — otrzymają o 30% mniej pieniędzy. 

4. Dyscypliny o minimalnym znaczeniu (poza podium), bez osiągnięć medalowych i zaplecza szkoleniowego: akrobatyka sportowa, curling, golf, łyżwiarstwo figurowe, pięciobój nowoczesny, sporty saneczkowe, taekwondo, triathlon. 

5. Dyscypliny nieolimpijskie, które uzyskają w br. środki niższe o połowę, a w roku 2014 w ogóle przestaną być finansowane przez ministerstwo: alpinizm, brydż sportowy, karate tradycyjne, kick boxing, sporty motorowodne i narciarstwo wodne, sporty lotnicze, sporty motorowe, szachy, taekwon-do ITF, ju-jitsu, karate, karate fudokan, kulturystyka i trójbój siłowy, muaythai, orientacja sportowa, sumo, wu-shu, baseball i softball, bilard, kendo, korfbal, kręgle, płetwonurkowanie, radioorientacja, skiboby, snooker i bilard angielski, sporty modelarskie, sporty wrotkarskie, sporty psich zaprzęgów, taniec sportowy, unihokej, warcaby, wędkarstwo. 

6. Gry zespołowe, spośród których tylko koszykówka, piłka ręczna, siatkówka i piłka nożna będą mogły liczyć na wysoki budżet; pozostałe dyscypliny zostaną zmuszone do znalezienia sponsora strategicznego na własną rękę. 

Nie mogę dyskutować na temat grupy piątej i szóstej.

Wiem tylko jedno, że dla badmintona jest to cios poniżej pasa. Przez lat 35 walczyliśmy o popularyzację dyscypliny. Na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie wystąpiliśmy z ogromnymi szansami na medal. Nasze gry były pokazywane w tv. Jedną lotką przegraliśmy medal brązowy, czy wraz z tą jedną przegrana lotką przegraliśmy badmintona na lata? Zostaliśmy skazani na powrót do lat osiemdziesiątych? Po zdobyciu kilkunastu medali Mistrzostw Europy Juniorów i Seniorów? Jak to możliwe, zatem, że w dniu 25.01.2013 r.  w Sejmie podczas obrad sejmowej komisji sportowej, w których uczestniczyły władze Polskiego Związku Badmintona uznano, że badminton powinien zostać wprowadzony do szkół?

Może ktoś mi to wytłumaczy. Ja tego po prostu nie rozumiem! Budowanie dyscypliny trwa lata. Lekka atletyka istnieje prawie sto lat, inne sporty niewiele mniej, my w tempie błyskawicy staraliśmy się dotrzeć na szczyt zajęło to nam 35 lat i co? I wyrzuciliśmy wszystko na śmietnik? Czy to znaczy, że poprzednicy pani minister nie wiedzieli, co czynią finansując naszą dyscyplinę rokrocznie zwiększając jej budżet, wprowadzając do Igrzysk Młodzieży Szkolnej do Spartakiady Młodzieży? Znaczy, co? To było niepotrzebne, wiem jedno łaska pańska na pstrym koniu jeździ i tym razem też tak jest… albo nie byliśmy dość przekonywujący w rozmowach z ministerstwem…. albo okrojono fundusze na sport i trzeba było to jakoś uzasadnić?  ….

Wielu moich przyjaciół z dawnych lat jest żywo zainteresowanych polskim badmintonem i jego historią, dlatego postanowiłam poprosić Beatę Moore o przetłumaczenie kilku tekstów o badmintonie na język angielski:

 English version:

The 35 years perspective (1)

Including badminton into the Olympic Games in Barcelona in 1992 created an increased development of this sport and interest at the same time. In 1992, 114 associations were registered in International Badminton Federation, including Polish Badminton Association. The decision of the International Olympic Committee on 5th June 1985 of including the sport in 1992 games influenced the dynamic development of badminton in Poland. Many clubs were created; the training and organisation side of the clubs were directed to increase the player’s skills.

Before however I will talk about Olympic Games in Barcelona, I will show the conditions in which we had to work in years 1991-1994. In the year 1989 vast political and economic changes occurred in our country that changed not only the economy and finances but also the way how the ministry of culture and sport worked. All sport associations were influenced, as the whole financing structure of the sport was reshaped.

The many changes of the president of the ministry of sport show how critical the situation was. In 1991-1993 the following people were in charge: Zenon Lenkiewicz, M. Bidas, Zbigniew Zalewski, Janusz Polesiak,  Zbigniew Zalewski,  Marek Paszucha i Stanisław Stefan Paszczyk.  The best indication of the situation of the finances of the Polish sport will be the percentage of the country budget given to the ministry of sport.  In 1990 – 0,51%, 1991 -0,33%, 1992-0,13%, 1993-0,12%, and plan for 1994  was 0,11%. In other countries, an average, it was 1/20 of the budget. The worse year was 1991 when Mr Bidas cut 47% of the Polish Badminton Association in September; by that time we already had used 75% of the budget. It was the most difficult time as we started the preparations to World Individual Tournaments as Olympic Qualifying Tournaments of IBF for 1992. We have started 1992 year with the debt of 50% of our income. Organisational side was not any better; there were 22 divisions, 188 sections, 6488 players and 890 players in classified list. 

Anyway, back to 1992 Olympic Games; despite all the financial difficulties, we did manage to organise Polish Open Płock 1992, the last qualifying tournament for the Olympics. Forty one representatives of different countries took part in them. We also managed to send our players to International Tournaments to gain necessary points for the higher ranking on IBF lists. As a result, we had 6 players that qualified for Barcelona ( women: Bożena Bąk, Wioletta Wilk, Beata Syta, Bożena Haracz, Katarzyna Krasowska and one man Jacek Hankiewicz). Their coach, Zhu Jun Ling was from China, he worked with them since 1989.  Polish Olympic Committee paid for four players to go to Barcelona, two players and Ryszard Borek coach were sponsored by Damis  Sp. z o. o and FSO Warszawa. Participation in the Olympics was very stressful, but Bożena Bąk/Wioletta Wilk  finished in the 9th place.

IOC decided that there are going to be 192 players (96 women) and 4 disciplines: men’s singles, women’s singles, men’s doubles, women’s doubles. Mixed doubles sadly was omitted, which was a great loss as our players in this disciplines finished in the 6th place, just behind Joo Bong Park/Myeong Hee Chung  from Korea, Thomas Lund/Pernille Dupont Danmark, Jan Holst- Christensen /Grete Mogensen from Danmark, Jan Paulsen/Gilian G.Gowers, Max Gandrup/Gilian M.Clark from England. It was the best result for our players in the history of Polish Badminton.

Why am I writing about it, well, the current minister have just divided the sport into four groups:

1. Priority sports bringing the most gold medals including:  track and field ,swimming, sailing, cycling, rowing, canoing, skiing, weightlifting. 

2. Important sports (so called silver group): biathlon, judo, shooting, skating, fencing, tennis –all these will get 20% less money. 

3. Sports of very little importance (so called bronze group) that are not popular, not bringing any medals: badminton, boxing, gymnastics, archery, table tennis – all these will get 30% less money. 

4. Sports of minimal importance, without any medals: golf, figure skating, taekwondo, and triathlon. 

5. Non-Olympics sports will get 50% less money and in 2014 will stop being financed by the Ministry of Sport: ju-jitsu, karate, karate fudokan, snooker, baseball, sport bridge, sumo, wu-shu and many more. 

6. Basketball, handball, netball and football will be generously paid but other sports will have to find their own sponsors.

I can’t discuss group five and six but I know that for badminton, it is a disaster. For 35 years we were fighting to popularise this sport and in London Olympics we bravely fought for medals. Our games were shown on TV and we lost bronze medal by one point. Did this one point costs us years of hard work? Do we go now back to the 80’s? How is it possible that badminton that was introduced to schools by the decision of the Seym lost the support of the Ministry of Sport?  I simply cannot understand why the sport that have developed so well and in such a short time was by the decision of the current minister, pushed to the very bottom of the list. Why, can anyone explain it to me?

 

 

 

 

 

 

Wszyscy czytający tego bloga wiedzą, że Andrzej (mój ślubny) i ja od wielu lat jesteśmy związani z badmintonem. Andrzej od roku 1954, a ja znacznie później, bo od 1977. Wspólnie tworzyliśmy ten związek, a od jego powołania minęło w 2012 roku równe 35 lat. Jako że jesteśmy coraz starsi, pomimo wydanej książki „Historia Badmintona w Polsce” postaram się w krótkich postach, co jakiś czas wracać do historii i opowiadać wam jak to z tym badmintonem w Polsce było. Taka retrospekcja zdarzeń na przestrzeni lat. Materiałów zebrało się dużo, dużo pamiętamy a niektóre historie w naszej pamięci zapisały się na zawsze, jak choćby budowa hali badmintonowej w Głubczycach (60 km na południe od Opola). Zresztą o Głubczycach napiszę osobny post, gdyż znaczna część historii badmintona jest związana z tym miastem.

Dzisiaj zaś wrócę do roku 1733, do Drezna i Rydzyny, z którymi związana jest historia pewnego obrazu przedstawiającego młodego czteroletniego księcia Augusta Kazimierza Sułkowskiego, syna ks. Aleksandra Józefa Sułkowskiego i jego pierwszej żony Marii Franciszki Stein zu Jettingen.

Warto poświęcić  kilka słów ojcu księcia Aleksandrowi  Józefowi  Sułkowskiemu  – herbu rodowego Sulima ur. 15.03.1695, zm. 21.05.1762) – wielkiemu polskimu arystokracie  i saskiemu politykowi. W latach 1733–1738 pierwszemu ministrowi Elektoratu Saskiego, hrabiemu  Świętego cesarstwa Rzymskiego, szambelanowi Augusta III, generałowi lejtnantowi  wojsk koronnych od 1734, saskiemu generał majorowi piechoty, pułkownikowi królewskiego lejbregimentu, łowczemu  nadwornemu litewskiemu od 1729 roku dyrektor generalny królewskich zbiorów sztuki 1734–1738, w 1734 odznaczonemu  Orderem Orła Białego, kawalerowi  rosyjskich orderów św. Andrzeja Powołańca i św. Aleksandra Newskiego oraz saskiego Orderu Świętego Henryka. Aleksander Józef Sułkowski najprawdopodobniej był naturalnym synem księcia-elektora Saksonii  Fryderyka Augusta i Elżbiety Szalewskiej. Polski szlachcic w służbie saskiej burgrabia Stanisław Sułkowski ożenił się z Szalewską i dał jej synowi swoje nazwisko. Mieli czworo dzieci. Natomiast Fryderyk August został królem polskim w 1697 jako August II Mocny.

Wychowywał się przy dworze królewskim (był paziem), gdzie zaprzyjaźnił się z jedynym legalnym synem Augusta II Mocnego. Sułkowski był najbliższym doradcą następcy tronu, a od 1733 króla i elektora Augusta III. W 1737 r otrzymał tytuł hrabiego rzeszy (Reichsgrafa), w tym samym roku uzyskał indygent  ziem dziedzicznych Habsburgów, czyli uznanie tytułu we wszystkich krajach państwa Habsburgów. Ale nic nie trwa wiecznie a  łaska pańska jak zwykle na pstrym koniu jeździ, bo w 1738 r konkurent do łask Augusta III,  Henryk von Bruhl,  doprowadził intrygami do dymisji Sułkowskiego i usunięcia się go z dworu drezdeńskiego. (Skąd my to znamy?)

Ten zaś, w  styczniu tego samego roku, kupił od króla Stanisława Leszczyńskiego (który był zmuszony zrzec się z korony polskiej i wyjechał z kraju do Francji w  1709 r), wszystkie jego dobra w Rydzynie i Lesznie . Wkrótce potem został uwolniony z pozycji ministra u króla saskiego i zaczął pracę nad odbudową i rozszerzeniem zamku rydzyńskiego, żeby przeprowadzić się tam na stałe. W listopadzie 1741 jego pierwsza żona, Maria von Stein zu Jettingen, zmarła w  Dreźnie. Książe Aleksander Józef – 27 sierpnia 1743 poślubił Annę Przebendowską, córkę wojewody malborskiego. Po sprzedaniu pałacu w Dreźnie przeniósł wszystkie swoje meble, kolekcje obrazów i porcelany do Rydzyny i stworzył najwspanialszą rezydencję magnacką w ówczesnej Wielkopolsce, w której przyjmował królów i arystokrację. Dla tego właśnie Pałacu Adam Manyoki, węgierski malarz, namalował obraz, bowiem w owym czasie był on nadwornym  malarzem Króla Augusta II.  Adam  Mányoki zajmował się niemal wyłącznie tworzeniem portretów, wypracował własny, indywidualny styl oparty na wzorcach francuskich i niemieckich. Obecnie uważany jest za jednego z najwybitniejszych malarzy działających w środkowej Europie w I połowie XVIII wieku.

W czasach młodzieńczych ojciec księcia Kazimierza Augusta Sułkowskiego – Aleksander wraz z późniejszym królem Polski Augustem III przebywali przez siedem lat we Francji na dworze Ludwika XIV i najprawdopodobniej tam poznali zasady dworskiej zabawy zwanej wolant. Obraz ten przez wiele lat wraz z innymi obrazami, portretami rodziny Sułkowskich zdobił wielką salę „kryształową” na drugim piętrze w skrzydle zachodnim pałacu w Rydzynie.

Nie znamy bliżej i szczegółowiej późniejszych losów tego cennego dla nas malowidła, wiemy tylko, że w roku 1917 w Krakowie w pałacu Lubomirskich nazywanym też Francuskim odbyła się wystawa „Dziecko w sztuce”. W katalogu tej wystawy jest obraz, o którym napisałam. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do wspomnianego katalogu.  Wiele lat zajmujemy się wraz z Andrzejem ustaleniem jak wyglądał w rzeczywistości, jaki był naprawdę, jaką miał kolorystykę i wielkość. Szperając w archiwach i dostępnych źródłach z uzyskanych informacji wiem, że obraz był bardzo duży i miał około 185-186 cm wysokości, ponieważ wisiał wysoko w jednej z nisz w sali kryształowej Pałacu w Rydzynie. Wiadomość tę znalazłam w  książce, którą wczoraj czytałam:  “Zamek i klucz Rydzyński” napisanej przez Leona Preibisza  w roku 1938 a wydanej nakładem Fundacji Sułkowskich.  Znalazłam też wycinek prasowy, który mąż otrzymał w roku 1974 z pewnymi informacjami, a informację zamieszczam poniżej:

„ Obraz prezentowany tutaj jest fotografią portretu „Młodego Księcia Augusta Kazimierza Sułkowskiego grającego w badmintona” (fot.), namalowanego przez Adama Manyokiego, który najwyraźniej kwestionuje teorię, że nasza gra (badminton) była pierwszy raz zaprezentowana zachodniemu światu w Anglii przez brytyjskich oficerów wracających z Indii.

Adam Manyoki, mieszkając w Europie Środkowej w końcu XVII i na początku XVIII wieku, namalował ten portret 100 lat przed pokazem gry w Badminton Hall w pałacu księcia Beaufort w Gloucestershire w roku 1873.

Nazwa gry pochodzi od nazwy Badminton Hall, a ta, w którą grano w Polsce, gdzie portret został namalowany, była znana pewnie pod inną nazwą (wolant). Ale ten drogocenny obraz pokazuje, że jakakolwiek byłaby nazwa: badminton czy poona (pod taką gra była znana w Indiach) czy też lotka – badminton jest jedną z najstarszych znanych nam gier. Obecni właściciele tego obrazu mieszkają poza granicami Polski, mając obraz w swoich zbiorach. Ten wielce interesujący i drogocenny obraz stanowi niewątpliwie uzupełnienie Historii Badmintona, a informację o nim przesłał do Bird Charter Juliusz Daniec 72-75 Yellowstone Boulevard Forest Hills Long Island, New York.”

Od pana Juliusza Dańca dowiedzieliśmy się także, że poszukiwany przez nas obraz był wystawiony na aukcji w roku 1940 w Brazylii, choć pierwotnie mówiło się, że w NYC.  Jak widać, historie zmyślone z rzeczywistością niewiele mają wspólnego. W roku 1970 Andrzej Szalewicz będąc w Budapeszcie na jednej ze swoich konferencji zawodowych dotyczących atomistyki, osobiście odwiedził Muzeum Narodowe, wtedy też otrzymał czarno białe zdjęcie obrazu ks. Augusta Sułkowskiego, którego zdjęcie  było również zamieszczone w katalogu Lazara. Drążąc ten temat, musiałam wiele godzin spędzić, aby rozwikłać nieco historię prawdziwą od zmyśleń, domniemań a także od legend, jakie w międzyczasie narosły  wokół tego drogocennego obrazu. To, co obecnie napisałam, jest  prawdą opartą na udokumentowanych faktach, ale musiałam spędzić wiele dni, aby to wszystko rozsupłać. Niestety w naszych papierach i domowym archiwum nie możemy odnaleźć otrzymanego w Budapeszcie czarno białego zdjęcia.  Jednak ciągle przekopujemy sterty papierów i mam nadzieję, że odnajdziemy fotografię  i będziemy mogli porównać ją z obrazem. Pisząc książkę „Nauka badmintona w weekend” Andrzej wykorzystał bardzo dobrą fotografię wykonaną przez Adama Haydera, na zlecenie wydawcy Wiedza i Życie 2001. Jest to kopia obrazu, którą na naszą prośbę i zlecenie wykonał student Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie Sebastian Słaby.  Zresztą zanim powstała ta kopia, musieliśmy trochę czasu spędzić w księgarniach, aby znaleźć wydawnictwo dotyczące Adama Manyoki. Dlaczego? Po prostu nie znaliśmy tego malarza, nie widzieliśmy żadnego obrazu przez niego namalowanego, ale jak to w życiu bywa, przypadek czasami odgrywa  wielkie znaczenie. Wiele lat temu organizując zawody w Płocku, jak zwykle postanowiliśmy iść na wystawę w Płockim Muzeum. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy w holu głównym zobaczyliśmy obraz przedstawiający damę nie pamiętam już, kto to był. Ważny był malarz spod pędzla, którego wyszedł ten obraz. Był to nasz Adam Manyoki. Właśnie wtedy nabyliśmy katalog Manyokiego i mogliśmy przystąpić do znalezienia osoby, która by podjęła się namalowania kopii w manierze i stylu Manyokiego. I wtedy trafiliśmy do  Sebastiana Słabego w Krakowie, który namalował nam nie tylko ten ale też kilkanaście kopii tego obrazu, gdyż stał się on wspaniałym prezentem, który z racji różnych naszych zobowiązań był wręczany w kraju i za granicą.

Z obrazem łączył nas wielki sentyment i może właśnie dlatego uznając to za dobry omen zwróciliśmy się do jednego z najlepszych polskich medalierów Edwarda Gorola, poznanego przeze mnie w ośrodku sportowym AZS w Wilkasach, aby wykonał medal (fot.), a wybiła go bardzo starannie Mennica Polska. Medal ten przez długie lata był wręczany przez Polski Związek Badmintona podczas najważniejszych imprez krajowych i zagranicznych w kraju.

Historię naszego ulubionego obrazu opowiadała

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.