Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Opowiadania’

Jak było w Głubczycach?

 

 

 

 

 

Zanim coś napisze chcę pokazać kilka zdjęć. Może one odpowiedzą na to pytanie. Tutaj spotkanie w ramach „Akademii Myśli i Słowa” Ludzie z Pasją – Jadwiga Ślawska Szalewicz i Andrzej Szalewicz

 Czasem dokumentacja zdjęciowa jest lepsza aniżeli najlepsze opisy.

 

 

 

 

Tu Honorowy Herb Głubczyc przyznany Jadwidze Ślawskiej Szalewicz przez Kapitułę Herbu Głubczyc przy Radzie Miejskiej w Głubczycach oraz wyróżnienie dla Honorowego Obywatela Głubczyc Andrzeja Szalewicza

 

 

 

 

 

 

Nasze spotkanie z wieloma osobami: zawodnikami, reprezentantami Polski kilku generacji, trenerem kadry narodowej, trenerem LKS Technik Głubczyce Ryszardem Borkiem i Józefą Ciurys- Borek Jego żoną a zarazem świetną  zawodniczką badmintona,spotkania z dawno nie widzianymi działaczami i osobistościami miasta i Gminy Głubczyce przywołało wspomnienia, kiedy wszyscy chcieliśmy zrobić dużo i dobrze i to nam się udało. I pomimo wielu starań różnych ludzi  nikt nigdy nam wszystkim tego nie odmówi. Dlatego radość sprawiły nam podziękowania jakie otrzymaliśmy od naszych byłych zawodników zarówno Ryszard jak również Andrzej i  Ja.  Ech łza w oku się zakręciła.

Kochani Dziękujemy z całego Serca to były niezapomniane chwile!

40 lecie LKS Technik

Oczywiście każdy z nas i dzisiaj nosi w sobie swoje nie do końca rozwiązane dylematy. Ryszard też je ma. Ale nie zawsze w życiu jest tak jakbyśmy sobie wyobrażali i chcieli. Czasami musimy podejmować najtrudniejsze decyzje w swoim życiu, pracy- i często są one podejmowane wbrew sobie. Tak było w końcu i ze mną i z Ryśkiem. Mogę powiedzieć jedno, pracowaliśmy wspólnie ponad 20 lat i były to lata, bardzo trudne, ale też owocne. Lata pracy, podejmowania trudnych decyzji, wzajemnych ciężkich dyskusji, ale wszystko to było robione dla dobra polskiego badmintona. Ile razy Rysiek podejmując decyzję o tym, kto pojedzie na te czy inne mistrzostwa krzywdził swoich zawodników, wiem tylko ja i Andrzej. Dlaczego? Czasami ze względów „ politycznych” taka decyzja była konieczna. Jednak trener Ryszard Borek zachowywał w takich sytuacjach zimną krew i tylko uważny obserwator mógł ocenić ile go to kosztowało, ale ja zawsze wiedziałam. Zawsze! Rysiek bardzo przeżywał każdą decyzję, z którą się nie zgadzał. Takimi były decyzje zatrudnienia w Związku trenerów chińskich Zhou Jun Linga( jako trenera głównego) i później Ling Bo już jako asystenta trenera głównego. Miał swoje zdanie, którego bronił. Dlatego też postanowił udowodnić, że można wychować i przygotować zawodnika do startu w igrzyskach olimpijskich bez ośrodka bez centralnego szkolenia, z pomocą macierzystego klubu. W ten sposób Katarzyna Krasowska zakwalifikowała się do IO 1992 w Barcelonie oprócz Bożeny Wojtkowskiej, Bożeny Siemieniec, Wioletty Wilk, Beaty Syty, Jacka Hankiewicza, którzy trenowali w ośrodku w Olsztynie pod okiem trenera Zhou Jun Linga. Postronni mogą zapytać, czy wobec powyższego warto było inwestować w trenera zagranicznego, skoro Polak zrobił to samo. Warto! W tym czasie jeżdżąc po różnych turniejach mniejszych i większych sami zawodnicy stwierdzali, że polski badminton jest inny, za wolny, mało precyzyjny, zbyt statyczny, bez szybkich akcji. Nacisk na Związek był tak wielki, że trzeba było rozwiązać jakoś sprawę. Jeden z wyjazdów do Chin pozwolił nam na podjęcie dyskusji z władzami Federacji oraz Chińskiego Ministerstwa Sportu. Za niewielkie pieniądze (dzisiaj nikt z trenerów nie pracowałby za 576 $) zatrudniliśmy młodego chińskiego trenera, który pół roku wcześniej zakończył swoją karierę zawodniczą. Tak w roku 1988 do Polski przeprowadził się Zhou Jun Ling. Z perspektywy czasu mogę ocenić ( jest to tylko i wyłącznie mój punkt widzenia), że treningi nabrały innego wymiaru i innej barwy. Szybkość, trening z wielką liczbą lotek (multi shuttles) siła, ale specjalistyczna, ćwiczenia ze sztangą bez wielkich obciążeń, liczba powtórzeń, urozmaiciły i spowodowały podniesienie na wyższy poziom techniki gry. Na efekty zmiany jakościowej treningów nie trzeba było długo czekać. W roku 1989 polska drużyna wygrała Drużynowe Mistrzostwa Europy grupy B Helvetia Cup, które rozegrano w Warnie. Oczywiście sceptycy mogą powiedzieć, nie, nie to nie jest możliwe, aby w niecały rok od przyjazdu trenera chińskiego osiągnąć to, co nie było możliwe dotychczas. Jednak twierdzę, że zmiana trenera, zmobilizowała zawodników, wykrzesała z nich motywację i sukces osiągnęli. Trener Zhou Jun Ling pracował z polskimi zawodnikami do IO 1992, później jeszcze dwa lata w klubie FSO Polonez aby w końcu wyjechać do Włoch a następnie do Walii, Irlandii, Szkocji by na stałe w końcu pracować dla W. Brytanii a obecnie Francji. Niestety cel uświęca środki. My takich pieniędzy nie mogliśmy mu zaoferować.  Tym niemniej uważam, że warto było zatrudnić trenera z Chin, ponieważ wtedy zmieniło się zasadniczo oblicze polskich treningów- kolejne lata to współpraca z Ryszardem Borkiem, który miał do pomocy trenera Ling Bo z Chin. Nie wszystko szło jak z płatka i pewnego dnia Ling Bo niespodziewanie wyjechał, po nieudanym starcie debla Damian Pławecki/Robert Mateusiak w 1995 r. w Lozannie na mistrzostwach świata i nie zakwalifikowaniu się na IO 1996 w Atlancie. Wtedy tylko Katarzyna Krasowska uzyskała kwalifikację olimpijską – trenerem jej był Ryszard Borek. Od tamtej pory do końca roku 2004 Rysiek był trenerem kadry narodowej i olimpijskiej. To z jego inicjatywy powstał reprezentacyjny debel Michał Łogosz/Robert Mateusiak. W roku 2000 po raz pierwszy para ta zdobyła w Glasgow  brązowy medal Mistrzostw Europy seniorów, by kolejno zdobywać medale brązowe w roku 2002 w Malmo w 2004 r w Genewie oraz po raz pierwszy brązowy medal w deblu na China Masters 2005, ale wtedy Ryśka i mnie już nie było w związku. I choć Rysiek nie prowadził już w roku 2005 kadry narodowej i reprezentacji, ten sukces należy zaliczyć na jego konto.  Ponadto jego zawodnik Przemysław Wacha na Mistrzostwach Europy w Genewie w roku 2004 zajął 5 miejsce.

– Dzisiaj pisząc o LKS Technik Głubczyce nie sposób było nie napisać o Ryśku, najlepszym polskim trenerze w polskim badmintonie. W roku 2005 w styczniu po moim odejściu z Polskiego Związku Badmintona odszedł też Ryszard. Zresztą przewidując taką sytuację od września 2004 roku rozpoczął nową przygodę z badmintonem na Cyprze.

Czasy się zmieniły. Potrzeby i wymagania najlepszych polskich zawodników również. W późniejszych latach Polski Związek Badmintona zatrudniał trenerów koreańskich i chińskich, którzy wraz z zawodnikami ciężko pracowali, aby ci zdobyli medal na igrzyskach olimpijskich lub mistrzostwach świata. Dotychczas to się nie udało, najlepsze piąte miejsce  zdobył debel mężczyzn Michał Łogosz i Robert Mateusiak oraz mikst Robert Mateusiak i Nadia Kostiuczyk- Zięba na Iow Pekinie 2008 i IO  Londyn 2012 a także na  mistrzostwach świata w  Kantonie 2013. Na medal trzeba będzie poczekać kolejne kilka lat.

Natomiast ja zawsze będę miała wielki szacunek dla Ryszarda, jako trenera, który wyciągał polski badminton z TKKF -u na arenę międzynarodową.

I niech inni mówią, co chcą- Ryszard bardzo Ci dziękuję za to, co zrobiłeś! Chapeqau bas!

Wszystkim, którzy pracowali na sukcesy tego wspaniałego Klubu serdecznie gratuluję a w szczególności rodzinie nieżyjącego Bolesława Zdeba, Marianowi Masiukowi, Edwardowi Kurkowi, Bohdanowi Chomętowskiemu, Zbigniewowi Polkowi,  Stanisławowi Rosko, Antoniemu Wiśniowskiemu,  Andrzejowi Walczakowi, Zdzisławie Szałagan,- a przede wszystkim trenerowi Ryszardowi Borkowi, gdyż dzięki jego sile, wytrwałości, jasno wytyczonym celom, głębokiej wierze w to co robi i bezgranicznemu zaangażowaniu, LKS „Technik” Głubczyce mógł osiągnąć tak wiele. Nie było i nie ma w polskim badmintonie trenera, który tak ciężko zapracował na sukcesy klubu i reprezentacji Polski. Determinacja, udział w szkoleniach, ukończone kursy trenerskie, chęć podglądania trenerów azjatyckich, zaowocowały wynikami. Tylko ja i Andrzej wiemy ile kilometrów przemierzyliśmy z Ryśkiem dyskutując na tematy badmintonowe. I powiem szczerze nie były to łatwe rozmowy. Odbywały się zawsze na sławetnych spacerach, gdyż wtedy lepiej się myślało i osiągało konsensus. A drogę z Głubczyc do” Marysieńki” najlepiej poznali Rysiek i Andrzej. Wiele razy również spacerowaliśmy w COS OPO Spała podczas zgrupowań kadry narodowej. Po treningach zawodnicy odbywali obowiązkowe zajęcia rehabilitacyjne i fizykoterapię a my godzinami chodziliśmy po spalskich lasach. Nasze spacery przynosiły efekty w postaci nowych planów, korekty obecnych a także były impulsem do tworzenia nowych. Rysiek był wymagającym partnerem, każdy nowy projekt musiał być szeroko uzasadniony, ale efekty polskiego badmintona w latach 1980 – 2005 były widoczne a i dzisiaj niektórzy zawodnicy gdyby chcieli, mogliby wiele powiedzieć na ten temat.

Nie napisałam tutaj o wielu ludziach sportu, którzy wspierali klub przez lata a byli to:

Zbigniew Przybylski, Bożena Domagała, Śp. Władysław Czaczka wspaniały człowiek prezes LZS Zarządu Wojewódzkiego, Kazimierz Biernacki, Zofia Jungowa z Urzędu miasta i Gminy w Głubczycach, Jan Wac przewodniczący Rady Gminy i wielu, wielu innych, z którymi mieliśmy przyjemność spotykać się w różnych znaczących dla klubu okolicznościach. Przyznam szczerze tylko jednej jedynej osoby z Głubczyc  nie wspominam mile. Pewnego pana, którego działalność przełożyła się na osłabienie na długie lata pozycji klubu.

Dzisiaj trenerami w klubie LKS Technik Głubczyce są: Bożena Wojtkowska-Haracz najlepsza zawodniczka Polski, która ukończyła AWF Wrocław i jest dyplomowanym trenerem. Bożena przejęła schedę po Ryśku- swoim trenerze, pracując także w Zespole Szkół Licealnych- Szkole Mistrzostwa Sportowego Badmintona w Głubczycach wraz ze Zbigniewem Serwetnickim.

 

40 lecie klubu LKS Technik

Do roku 1987 zawodnicy zdobyli czternaście razy z rzędu tytuł drużynowego mistrza Polski, zdetronizowani  zostali na rok, wskutek błędu trenera dokonującego ustawienia drużyny musieli się na rok pożegnać z tytułem. Jednak już w roku 1989 wrócili po mistrzowski tytuł. Pozycje Mistrza Polski utrzymywali do roku 1992.  W 1993 r zdobyli srebrny medal przegrywając rywalizację z zawodnikami KS FSO Polonez Warszawa, ale  na kolejnych mistrzostwach ponowne wywalczyli tytuł mistrza.

Badminton w Polsce rozwijał się, zawodnicy kończyli szkoły średnie i odchodzili do większych miast na studia, zmieniali też przynależność klubową. Wiele razy zdarzało się tak, że byli zawodnicy LKS „Technik” Głubczyce grali przeciwko swoim kolegom reprezentującym ich nowy klub.  W latach 1994 – 1997 LKS Technik był niekwestionowanym królem Drużynowych Mistrzostw Polski, dopiero w roku 1998 zajął trzecie miejsce za zawodnikami  klubu  SKB Suwałki i AZS Kraków. W roku 1999 SKB Suwałki obronił tytuł mistrza, LKS Technik zdobył drugie miejsce a trzecie  „Piast” B Słupsk.

W roku 2000 Drużynowe Mistrzostwa Polski odbywały się w Suwałkach, wygrywali  badmintoniści z Głubczyc, pokonując zawodników klubu „Piast” B- Słupsk i SKB Suwałki 5: 2.  Przez kolejne trzy lata LKS „Technik” plasuje się na drugim miejscu tuż za zawodnikami SKB „Litpol – Malow” Suwałki.

W styczniu 2004 roku odbyły się kolejne Drużynowe Mistrzostwa Polski, i po raz pierwszy w historii tych mistrzostw badmintoniści z Głubczyc zostali bez medalu. Jakie były przyczyny takiego stanu rzeczy? Według piszącej ten tekst kwestią zasadniczą był brak pieniędzy. Gospodarka wolno rynkowa, dyktat warunków ekonomicznych spowodował przechodzenie zawodników z klubu do klubu. O przynależności klubowej przestały decydować sentymenty, zaczęły się liczyć kontrakty i warunki finansowe, jakie kluby stwarzały i oferowały zawodnikom. Gdy klubu nie było stać na odpowiednie gaże dla swoich reprezentantów musiał się liczyć z faktem ich odejścia do klubów posiadających silnych zamożnych sponsorów. Tak samo stało się z klubem LKS Technik Głubczyce. Brak zamożnych firm na terenie Głubczyc, ( odebranie klubowi , kilka lat wcześniej prawa zarządzania mieniem gminy – czyli „centrum usługowo handlowego , które dawało konkretne dochody) nagły brak zainteresowania badmintonem spowodował osłabienie kadry jednego z najlepszych przez lata klubów badmintona w Polsce.  Jednak kończąc chciałabym podkreślić następujące sukcesy klubu LKS „Technik” Głubczyce na przestrzeni wielu lat,  a mianowicie:

Przez 27 edycji I ligi LKS „Technik”  Głubczyce 23 razy zdobył tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Do roku 1979 trenerami byli Bolesław Zdeb, ( który w końcu wyjechał z rodzina do USA) i Ryszard Borek. W kolejnym roku Rysiek został bezapelacyjnie pierwszym trenerem LKS „Technika” Głubczyce będąc  przez wiele lat  trenerem kadry narodowej i  reprezentacji Polski. To Jego wychowankowie  pracują  dzisiaj jako  trenerzy  kadry narodowej Jerzy Dołhan i Jacek Hankiewicz. Najlepsi zawodnicy Ryszard Borka  zdobyli w Indywidualnych Mistrzostwach Polski (dane obejmują lata do roku 2004): Bożena Wojtkowska Haracz dotychczasowa  niepobita przez nikogo rekordzistka w kolekcjonowaniu tytułów Mistrza Polski : 51 medali w tym 34 złote ; Jerzy Dołhan 42 medale w tym 27 złotych; Bożena Siemieniec- Bąk 29 medali w tym 11 złotych;  Stanisław Rosko 27 medali w tym 6 złotych, Katarzyna Krasowska 22 medale w tym 13 złotych; Grzegorz Olchowik 21 medali w tym 8 złotych; Elżbieta Utecht Kuczkowska 18 medali w tym 6 złotych; Kazimierz Ciurys 18 medali w tym 3 złote; Ewa Rusznica Wilman 17 medali w tym 8 złotych; Zofia Żółtańska Drogomirecka 17 medali w tym 3 złote; Ryszard Borek 9 medali w tym 1 złoty; Maria Bachryj 7 medali w tym 1 złoty; Dorota Borek 5 medali w tym 4 złote; Przemysław Wacha 6 medali w tym 1 złoty;  srebrny medal Mistrzostwach Europy Juniorów 1999 w grze podwójnej  mężczyzn z Piotrem Żołądkiem oraz brązowy w grze pojedynczej, a także Robert Mateusiak i Michał Łogosz brązowi medaliści Mistrzostw Europy seniorów w roku 2000, 2002 i 2004.

Oprócz wymienionych zawodników medale w IMP zdobywali także

B. Piątkowska 9; Marzena Masiuk Łazuta 8; Jarosław Bąk -7; Adrian Bąk 6; Marek Bujak 6; Piotr Mazur 6; Joanna Bednarska 3; Karol Hawel 3; Irena Dacyk 3; Andrzej Kołodyński 3; Józefa Ciurys Borek  2; K. Kaczmar i Mateusz Walaszek po 1.

W sumie zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli ponad 400 medali Indywidualnych Mistrzostw Polski. Nie ma drugiego takiego Klubu w Polsce, który odnosiłby większe sukcesy niż klub LKS” Technik” Głubczyce z niewielkiego 16 tysięcznego pięknego miasteczka opolskiego, gdzie nawet powietrze sprzyjało badmintonowi.

Nie ma też drugiego polskiego trenera takiego jak Ryszard Borek, który własnym sumptem dochodził do wszystkiego. Człowiek, który wykazał się niezwykłą dyscypliną wewnętrzną i konsekwentną  realizacją wytyczonych celów. W tym miejscu muszę o tym powiedzieć i myślę, że Rysiek nie będzie miał mi tego za złe. Wystartował do pracy w swoim życiu, jako kierowca gdyż kochał samochody, szybko jednak zrozumiał, że jego miłością i powołaniem jest badminton. Zajął się nim dogłębnie, najpierw, jako zawodnik, a po zakończeniu kariery w roku 1980 na IMP w Radomiu, jako pełnoprawny trener. Nauka, szybko zdana matura, dwuletni kurs trenerski odbyty na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, uzyskanie tytułu trenera II, klasy I, ciągłe kursy doszkalające krajowe i zagraniczne, oto etapy, jakie pokonywał. Czasami tylko w rozmowach, w których uczestniczył Andrzej lub ja, zastanawiał się, dlaczego inni trenerzy miast rywalizować z nim na kortach starają się utrudniać mu życie? No cóż ludzie sukcesu nigdy do końca nie są rozumiani. Ile to razy musieliśmy mierzyć się z tematem, „rozwiążmy klub w Głubczycach” wtedy wszyscy będą mieli jednakową szansę”. Co było przyczyną takiego spojrzenia? Otóż LKS „Technik” Głubczyce „dostarczał” do kadry najlepszych swoich zawodników. Czasami nawet 85% reprezentacji pochodziło z klubu  głubczyckiego. A wiadomo było, że kadrowicze otrzymywali już sprzęt, dresy, rakiety, buty skarpety spodenki, koszulki. I nie ważnym było, że po jednej lub dwie sztuki(!), ale otrzymywali. Dla porównania dodam, że dzisiejszy zawodnik otrzymuje minimum 10 sztuk rakiet, kilka sztuk koszulek, kilka sztuk spodenek, kilkanaście par skarpet, pokrowce na rakiety, thermobagi, owijki na rakiety, buty specjalistyczne do grania, obuwie specjalistyczne do treningu w terenie. O takim wyposażeniu  każdy z zawodników mógł wtedy tylko marzyć! Radość sprawiała nam każda otrzymana od sponsora rakietka, każdy pokrowiec na rakietkę, buty czy wystarczająca ilość lotek do treningu, a nie 138 sztuk, jakie Ryszard posiadał  celem przygotowania reprezentacji Polski do Mistrzostw Europy w Boblingen (Niemcy) w roku 1983!  138 sztuk lotek, to tylko 10 tuzinów i trochę. Dzisiaj 10 tuzinów to ilość, jaka nie wystarcza do przeprowadzenia jednego treningu. A do tego te lotki nie były przez nas zakupione. Zbieraliśmy je podczas treningu przed zagranicznymi zawodami. Może to tragicznie brzmi, ale siedziałam na ławeczce gimnastyczne,j kolana miałam okryte moim szerokim paltem a trener i prezes chodzili po sali i podrzucali lotki leżące na parkiecie. Ile nerwów, ile frustracji, strachu, jaki stres  i  to przykre uczucie poniżenia, że w ten sposób musimy się zachowywać, zbierając używane lotki, aby nasza kadra miała  czym trenować, i gdyby nie to, że nie mieliśmy nijakich szans ani możliwości na zdobycie dewiz i zakup prawdziwych lotek, dawno bym się zapadła ze wstydu pod ziemię. Bo jak tak było można? Zabierać używane lotki z hali ( na wyjeździe zagranicznym, przed wielkimi międzynarodowymi zawodami), aby nasi zawodnicy mieli, czym grać. Kto o tym dzisiaj pamięta? Tego uczucia wstydu nie zapomnę.  Rozgrzeszyłam się nieco dopiero wtedy, ( choć do dzisiaj mam absmak tamtej sytuacji), gdy zobaczyłam, że na tej samej hali w ten sam sposób zbierają lotki  przedstawiciele innych zaprzyjaźnionych państw socjalistycznych!

Uczciwie muszę powiedzieć (rozumiejąc żal i rozgoryczenie innych trenerów i klubów), że takie doposażenie było na wagę złota. Ale niestety nie było dostępne dla wszystkich, a Polski Związek Badmintona musiał podejmować trudne decyzje, czy każdemu po jednej sztuce, czy najlepszym minimalną ilość potrzebną do startu w zawodach. Oprócz tego LKS „Technik”  Głubczyce miał do swojej dyspozycji „halę sportową”, na której było wyrysowanych cztery korty. Korty od ścian dzieliła odległość około 60 cm, przerwa między kortami miała również niespełna metr. Poza tym lampy zawieszono na prętach zwisających z sufitu. Ponieważ hala nie miała wymiarowej wysokości, ale była jedyna w Głubczycach grało się tak, aby nie trafić w lampę tylko uderzyć lotkę, aby przeleciała pomiędzy dwiema lampami. Dlaczego tak? W innym przypadku uderzenie było nieważne. Ta słynna hala to była przedwojenna ujeżdżalnia dla koni. Ale była! I badmintoniści mogli z niej korzystać.  Po oddaniu nowej hali w roku 1996 r  ta mała hala mogąca służyć jako pomocnicza dla badmintona, została bezceremonialnie sprzedana .

Ile to razy przeżywaliśmy frustracje wynikające z konieczności przeniesienia zawodnika z innego klubu do LKS „Technik” Głubczyce? Ówczesne przepisy nie pozwalały finansować zawodników z przynależnością do jednego klubu np. Jacka Hankiewicza z klubu KKS Kolejarz Katowice trenującego w klubie LKS Technik Głubczyce. Takiej ekwilibrystyki nie przewidywał żaden regulamin ani prawo ustanowione odgórnie przez Główny komitet Kultury Fizycznej i Sportu (GKKFiS). Jeżeli chcesz grać na tym terenie musisz zmienić klub, wtedy oficjalnie można ciebie finansować, w innym wypadku nie było mowy. I tak Jacek Hankiewicz musiał zmienić przynależność klubową, aby ćwiczyć z najlepszymi oraz mieć dostęp do sprzętu. Takie sytuacje nie przysparzały nam zwolenników, raczej mieliśmy większe kłopoty oraz powiększające się grono niezadowolonych działaczy.

Takie i inne  dylematy rozwiązywaliśmy my, w centrali polskiego badmintona mieszczącej się na Stadionie X lecia, w budynku administracyjnym (stoi do dzisiaj), który nie był budynkiem ani reprezentacyjnym, ani luksusowym, ot zbudowano go i oddano do użytku w roku 1955 razem ze stadionem, aby administracja stadionu oraz zawodnicy mieli bardzo skromne zaplecze a Polski Związek Badmintona znalazł w nim swoje biuro w roku 1977 na kolejne 35 lat.

Rysiek mierzył się z tymi problemami, i nigdy  się  nie uskarżał. Pamiętam, że raz czy dwa powiedział mi, że trudno pracować w takiej atmosferze. Ale co było robić. Walczyliśmy wspólnie o podniesienie poziomu polskiego badmintona, walczyliśmy również o dobre wyniki na kortach europejskich i światowych. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych (zresztą myślę, że i dzisiaj) dyscyplina, która nie osiąga wyników otrzymuje niewielkie dotacje z budżetu państwa. Zawsze na wszystkich zawodach w kraju i za granicą mówiłam na odprawie z zawodnikami: pamiętajcie wasze wyniki przełożą się na finanse związku, jakie otrzymamy. Bez was nic nie zrobię, wcale! Dzisiaj, po latach mogę o tym spokojnie i z dystansem napisać.

CDN.

 

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.