Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘ogród’

Hania zaprosiła nas ciepłym popołudniem na pogaduchy. Pogoda, która w tym roku płata figle postanowiła nie dąć się i trzeba było z tarasu uciekać bo chłodem wiało. Jednak kilka zdjęć ogrodu udało mi się zrobić i pokaże je za chwilkę.

Pełnym zaskoczeniem było zaserwowanie nam zupy z melona, którym to przepisem chce się dzisiaj z wami podzielić.

składniki: dwa melony zielone Cantalupa, oczywiście jak nie ma to bierzemy dwa melony miodowe lub takie żółte, czyli pełna dowolność, kilka plasterków drobno pokrojonej szynki typu prosciutto, lub  szwarcwaldzkiej albo serrano. (Wszystkie te szyneczki możemy kupić bądź w Lidlu bądź w Biedronce.

Wykonanie:

Melona kroimy na pół, łyżką pozbywamy go pestek i miękkich części ze środka. Obieramy ze skórki, kroimy na mniejsze kawałki. Wrzucamy do malaksera i miksujemy. Wlewamy do garnka podgrzewamy.  Podajemy na talerzu z kilkoma plasterkami szynki. Polecam, przepis prosty pyszny i jest pełnym zaskoczeniem gości. żadne z nas nie mogło zgadnąć co to za zupka.

Oczywiście ta zupa jest dobra na chłodniejsze dni, natomiast na taki piękny dzisiejszy dzień wystarczy nam obranie melona, owinięcie go szynka prosciutto czy jakąkolwiek jaką mamy i potrawa gotowa.

A teraz obiecane zdjęcia z najpiękniejszego ogrodu jaki mamy w okolicy.

 

Często zastanawiamy się czy istnieją cudowne środki?  W odpowiedzi słyszmy, eee nie.  A jednak. Ten, o którym dzisiaj chcę opowiedzieć to dar natury.  Jabłka i ocet jabłkowy.

Mogłabym teraz napisać, już starożytni, w tym i Hipokrates stosowali ocet jabłkowy. I jest to prawda najprawdziwsza.  Tak, ocet zawiera wiele cennych składników wspierających zdrowie. Pobudza przemianę materii, poprawia ukrwienie, przyśpiesza proces samooczyszczania się organizmu, a także poprawia samopoczucie.

Jest wspaniałym eliksirem urody, ułatwiając nam odchudzanie poprzez aktywizację mechanizmów uwalniających i spalających tłuszcze. Ocet ułatwia skuteczne chudnięcie i co ważniejsze utrzymanie wagi.  Skoro ocet jest takim wspaniałym lekiem, dlaczego o nim zapominamy?

Z chemicznego punktu widzenia ocet jabłkowy jest wodnym roztworem kwasu octowego często zawierającym barwniki i aromaty, które powstają podczas procesu fermentacji w obecności bakterii octowych,  obecnych zawsze  w powietrzu. Skoro tak to, w jaki sposób go robić? Najlepiej byłoby nastawić moszcz jabłkowy lub otwartą butelkę białego wina zapominając o nich na jakiś czas np. na miesiąc. Zawartość samoistnie ulegnie zakwaszeniu i otrzymamy ocet.  Nie będę opisywała tutaj całego procesu fermentacji, bo i po co?  Wiedzmy tyle tylko, że domowym sposobem możemy uzyskać świetny i zdrowy ocet jabłkowy bez różnego rodzaju ulepszaczy oraz przyśpieszaczy fermentacji.

Jak wszyscy wiemy jabłka są bardzo zdrowe, a prawdziwym przełomem w Polsce było pojawienie się profesora dr. Szczepana A. Pieniążka (ur.27 Grudnia 1913 r), polskiego sadownika, profesora Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie członka i wiceprezesa Polskiej Akademii Nauk. Pan Profesor ukończył studia na Uniwersytecie Warszawskim w roku 1938, uzupełniając wykształcenie w Cornell University w Ithaca, gdzie obronił doktorat i był adiunktem w Katedrze Ogrodnictwa a od roku 1945 profesorem nadzwyczajnym. W 1946 r powrócił do Polski i został profesorem SGGW oraz Kierownikiem Katedry Sadownictwa na tejże uczelni. Od roku 1951 był nie tylko współtwórcą Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach, ale również jego dyrektorem aż do 1983 roku. Oprócz wielu funkcji w PAN był też honorowym Przewodniczącym Komitetu Nauk Ogrodniczych, doktorem honoris causa Akademii Rolniczej w Krakowie, Poznaniu, i Szczecinie. W 1984 został honorowym obywatelem Skierniewic. Ponad 100 prac naukowych, jakie opublikował zostało przełożone na języki czeski, bułgarski i węgierski. Profesor Pieniążek postanowił upodobnić nasze sadownictwo do bardzo nowoczesnego sadownictwa amerykańskiego przez ograniczenie liczby uprawianych odmian jabłoni i wprowadzenie do uprawy odmian amerykańskich (‘McIntosh’, ‘Cortland’, ‘Jonathan’, ‘Bankroft’), usunięcie z sadów upraw współrzędnych (zbóż  i okopowych), wymianę drzew wysokopiennych na niskopienne — owocujących  wcześniej i łatwiejszych  do pielęgnacji. Bardzo pomocne w szerzeniu wiedzy sadowniczej stały się terenowe zakłady doświadczalne Instytutu Sadownictwa — Górna Niwa k. Puław, Sinołęka k. Siedlec, Nowa Wieś k. Warki, Brzezna k. Nowego Sącza, Prusy k. Skierniewic, Świerklaniec k. Tarnowskich Gór, Dworek k. Koszalina, Albigowa k. Łańcuta, Lipowa k. Opatowa, Miłobądz k. Gdańska, Wróblowice k. Wrocławia i Centralny Sad Doświadczalny Dąbrowice k. Skierniewic — zorganizowane do pracy badawczej przez Profesora. Profesor postawił na młodą kadrę, która nie miała zahamowań  we wprowadzaniu innowacji sadowniczych. 10 lat od powołania Instytutu dokonał się znaczny postęp w polskim sadownictwie, lecz przełomowe stały się lata 1961–1963, kiedy wprowadzono do ochrony drzew nowoczesne zagraniczne środki chemiczne i opryskiwacze z wentylatorem. Zbiory owoców podwoiły się, a sadownicy poczuli, że produkcja owoców jest o wiele bardziej opłacalna niż produkcja rolna. Zaczęto tworzyć specjalistyczne gospodarstwa sadownicze na wzór amerykańskich. Było to duże osiągnięcie Profesora Pieniążka, oraz pracowników Instytutu i sadowników. Profesor Szczepan Pieniążek kierował Instytutem przez 37 lat. Na emeryturę odszedł w styczniu 1984 roku, poświęcając się pracy w Polskiej Akademii Nauk. Nie wiem czy pamiętacie zimę roku 1987 r. Polskie sady doznały wielkich strat z powodu niezwykle mroźnej zimy. Jedna trzecia drzew wymarzła zupełnie, a jedna trzecia została trwale uszkodzona. Pamiętam drogę w kierunku do Warki, sady Góry Kalwarii, gdy jeżdżąc tamtędy widziałam setki drzew, które szły pod topór. Większość sadów trzeba było zakładać na nowo. Dzięki spuściźnie pozostawionej przez Profesora, czyli wykształconych pracowników, światłych sadowników, udało się odbudować sadownictwo bardzo szybko i nadać mu nowoczesną formę. Kiedy Profesor Pieniążek zaczynał unowocześniać sadownictwo w 1947 roku, roczne zbiory owoców nie przekraczały 600 000 ton. Obecnie są ponad pięciokrotnie wyższe. W społeczeństwie polskim Profesor Szczepan Pieniążek cieszył się ogromną popularnością. Wielokrotnie słyszeliśmy, jak Skierniewice określano żartobliwie „Pieniążkowo”. Odznaczony został  między innymi  Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski (1994), Orderem Sztandaru Pracy II klasy, Medalem Towarzystwa Ogrodniczego w Krakowie. Małżonką Profesora była Janina Praska, ( ur. 28 sierpnia 1914 r. w Warszawie), profesor fizjologii roślin. Szczęśliwy ojciec dwójki dzieci córki Emilii, i syna Normana. Pan profesor zmarł 1 Lipca 2008 r w domu spokojnej starości w Konstancinie Jeziornie, miał 95 lat.

Po tym przypomnieniu niewątpliwych zasług pana Profesora pora na powrót do tematu jabłek i octu jabłkowego. Czy wiecie, że chore zwierzę instynktownie poszukuje gnijących owoców. Gdy je znajdzie, czeka tak długo aż z alkoholu powstanie kwas octowy, dopiero wtedy je pożera. Dlaczego? Łagodny, przyjazny dla żołądka kwas octowy odtruwa organizm i uwalnia go od chorobotwórczych drobnoustrojów. Przysłowie angielskie mówi, że jedno jabłko zjedzone każdego dnia trzyma z dala doktora, bo kwas octowy jest wrogiem wszystkich bakterii. Nie tylko sprząta nam jelita i żołądek, ale też dezynfekuje, odtruwa i oczyszcza nerki, pęcherz i drogi moczowe,  wspiera wymienione przeze mnie organy w procesie oczyszczania całego organizmu. Dlatego właśnie dzisiaj postanowiłam napisać o drogocennych i wspaniałych naszych polskich jabłkach i o occie jabłkowym. U mnie w domu jabłka są składnikiem codziennej diety, dlatego ocet jabłkowy jest w ciągłej „produkcji”. Używam go wraz z całą rodziną, pijemy ocet jabłkowy z wodą, jemy jabłka i nie ma tu zupełnie znaczenia, czy są one tylko umyte obrane ze skórki, pokrojone i jedzone na surowo, czy też są duszone z niewielka ilością wody (3-4 łyżki stołowe) pod przykryciem. Nie ma nic lepszego niż np. łyżka octu jabłkowego dwie łyżeczki miodu rozmieszane w szklance wody.

A jeżeli któraś z pań chce używać octu jabłkowego na odchudzanie proszę bardzo oto łatwy przepis: litr rumianku lub mięty pieprzowej, 2 łyżki stołowe soku z cytryny, 4 łyżki stołowe miodu i 1 łyżkę stołową octu jabłkowego. Ciepły w zimie, zaś zimny w lecie doskonale odświeża i działa odchudzająco. 

Czasami zapominamy o naturze i najprostszych sposobach, jakimi możemy pomóc sobie w sprawach własnej dbałości o zdrowie. Jeżeli tylko dodam, że ocet jest dobry na biegunkę, bóle gardła, głowy, grzybicy stóp, hemoroidy, kaszlu, katarze, chorobie lokomocyjnej, meteopatii, odbijaniu się, odorze z ust ( do płukania), schorzeniach takich jak zaparcia, zgaga czy przy żylakach to tylko niewielka część błogosławionego działania octu jabłkowego.

Używając jabłek codziennie obieram je ze skórki, jedno dwa jabłka kroję na cząstki wrzucam do słoja, wraz ze skórkami, dodaję cukier trzcinowy, zalewam ciepłą przegotowaną wodą. Skórkę z jabłek dodaję codziennie tak, aby duży słój 3 litrowy został napełniony. Odstawiam na miesiąc przez pierwsze trzy cztery dni słój stoi odkryty,  ( w tym czasie powstaje nawet  biała piana, której nie ruszamy), później zakręcam i w ciągu miesiąca od nastawienia octu powstaje klarowna ciecz, którą zlewam do czystych butelek. To nic, że jest nieco mętna, taki powinien być ocet jabłkowy, dobrodziejstwo natury, o którym nie pamiętamy.

Profesor dr. Szczepan A. Pieniążek przyczynił się do spopularyzowania jabłek, staliśmy się poniekąd potentatem w ich produkcji, korzystajmy więc z tego, co mamy, co jest dostępne, tanie i jest cudownym lekiem na wiele schorzeń naszej cywilizacji.

O Panu Profesorze, jabłkach i occie jabłkowym opowiadała

Wasza Jadwiga

Już  miesiąc minął, gdy pani Jesień wkroczyła do naszych parków i ogrodów, gdy na polach palą się łęty ziemniaków a radosne kolory zmieniły się w kolory brązu, żółci i ciemnej czerwieni. Wyszłam dzisiaj o poranku do mojego ogrodu, aby na zakończenie sezonu zrobić kilka zdjęć październikowego jesiennego ogrodu.

Jakież było moje zdziwienie, gdy na krzewie oczaru wirginijskiego (Hamamelis wirginiana) zobaczyłam kwiaty, w postaci rozcapierzonych pazurków malowniczo powyginanych w kolorze jasno żółtym. Zdziwienie tym większe, że mój oczar zawsze kwitnie w lutym, gdy w ogrodzie leży śnieg i żaden kwiat ani krzew nie ma zamiaru się budzić ze swego zimowego snu. Pierwszymi kwiatkami obdarza mnie zawsze oczar. Prawdę powiedziawszy krzew ten w tym roku bardzo się rozrósł i aktualnie połowa gałęzi jest czerwono bordowa zaś druga część jest złocisto żółta. I właśnie na tej części złocisto żółtej kwitną kwiatki oczaru. Wyglądają pięknie, małe żółte pożegnanie lata. Podobno oczar wyrasta do sześciu metrów wysokości, ale tym czasem u mnie ma może dwa metry. Jego liście są eliptyczne, nierównomierne i karbowane. Kwiaty są charakterystyczne i bardzo oryginalne. Składają się z tasiemkowatych płatków, skręconych lub wyprostowanych w barwie żółtej, które ukazują się zimą i jak się okazuje również jesienią. Oczar ma również owoce w postaci zdrewniałych torebek, które dojrzewają w następnym roku po kwitnieniu i pękają z charakterystycznym trzaskiem.

Oczar zachwycił mnie, gdy byłam w Ogrodzie Botanicznym, wtedy właśnie zaczęłam poszukiwać tego krzewu, ze względu na jego nietypowe kwitnienie. Wiecie, jaki ogród jest smutny w lutym, dlatego postanowiłam posadzić oczar, poza tym ujęła mnie jego piękna nazwa oczar.  W Internecie wyczytałam, że ma on szerokie zastosowanie w medycynie naturalnej, która czerpie z tradycji i doświadczenia Indian. Liście i kora oczaru są bogatym źródłem polifenolo- kwasów, garbników, saponin. Pozyskiwany ekstrakt wykazuje działanie przeciwzapalne, ściągające, bakteriobójcze, ograniczające wydzielanie łoju, a także poprawia krążenie podskórne i ukrwienie skóry. Wycisza dolegliwości skóry z tendencją do rozszerzonych naczynek. Działa ujędrniająco, nadaje skórze ładny koloryt. Pomaga zapobiegać zakażeniom przez gronkowiec, w tym niebezpieczny gronkowiec złocisty. Stanowi niezwykle skuteczny środek na problemy skórne, a szczególnie na trądzik. Leczy oparzenia, rany związane z żylakami oraz siniaki. W wewnętrznym zastosowaniu oczar leczy takie schorzenia, jak problemy przewodu pokarmowego i płuc, zapalenie błon śluzowych jelita grubego, biegunkę, dezynterię i hemoroidy, bóle reumatyczne stawów i bólach kręgosłupa oraz przy nadwyrężeniu mięśni. Teraz już wiem, dlaczego tak bardzo chciałam mieć oczar w swoim ogrodzie.

I jeszcze jedna ważna uwaga: oczar możemy rozmnażać poprzez odkłady, sadzonki, nasiona oraz szczepienie.

Kwiaty oczarów wytrzymują mrozy nawet do -12C. W czasie mrozu płatki zwijają się do środka i rozwijają ponownie przy plusowej temperaturze. Czynność ta może być powtarzana przez roślinę kilkakrotnie.

Warto posadzić ten krzew w swoim ogrodzie i cieszyć oko kwiatkami zarówno w lutym – marcu jak również w jesieni.

W tym roku moje klony japońskie wyglądają nieco inaczej niż zwykle. Jeden z nich wymarzł w czasie zeszłorocznej bezśnieżnej zimy, zaś drugi uchował się, dzięki posadzeniu go w otoczeniu thuji smaragd kolumnowej i tylko, dlatego przetrwał mroźną bezśnieżną zimę we względnie dobrej formie. Teraz czaruje nas pięknym kolorem bordo.

Jak na razie moje kwiaty wcale nie zmierzają ku zimie, wręcz przeciwnie, zarówno begonie semperflorens kwitną jak gdyby nigdy nic, jakby był dopiero początek maja, a dalie, czyli georginie zasilone we wrześniu dodatkową porcja nawozu „ kurzaka” wypuszczają coraz to nowe kwiaty. Tylko budleja Davidi, czyli omżyn Davida zakończyła swoje kwitnienie i przechodzi w stan spoczynku, a ja za kilka dni zakupie dodatkową ziemię, aby obsypać wokół jej korzeni kopczyki chroniące przed zmarznięciem.

Moje datury w tym roku przeżyły niezbyt miłe chwile, gdy w maju wystawiłam je na taras i nie wiedząc o mroźnej nocy pozostawiłam je niezabezpieczone. Następnego dnia rano widok był smutny. Datury zostały zmrożone, liście opadły i w zasadzie nadawały się do wyrzucenia, ale ja nie poddaję się łatwo. Przesadziłam je do nowych dużych donic, podsypałam „kurzaka” i poleciłam je opiece wszystkich łaskawych duchów opiekujących się przyrodą. I oto po kilku tygodniach moje datury wypuściły listki a dzisiaj po czterech miesiącach możecie sami zobaczyć efekt zabiegów oraz wiary, że datury przetrwają. Pięknie kwitną, choć noce bywają już chłodne. Za kilkanaście dni utnę im końce gałęzi i schowam do domu, aby sobie przezimowały w temperaturę około 10 stopni C. Jeszcze kilka słów o fuksjach. Jak wiecie fuksja należy do moich ulubionych roślin tarasowych. Co roku ample z fuksjami wiszą u mnie na tarasie, w ten sposób od wielu lat taras jest ozdabiany różnymi gatunkami fuksji, bo jest ich kilkaset odmian. W tym roku moje fuksje nie chcą iść spać, kwitną kolorowo i kaskadowo pomimo chłodów i niezbyt sprzyjającej pogodzie. Przez całe lato dokarmiałam je nawozami „kurzaka”, który rozpuszczałam w wiadrze i podlewałam nim, co najmniej raz w tygodniu moje panienki. Dzisiaj rano pomimo rosy i chłodu fuksje wyglądały zdrowo i pięknie. Robiąc zdjęcia ogrodu uśmiechałam się w duchu do siebie, gdyż zestaw fuksji z dyniami była raczej zaskakujący. Ale przecież nie możemy się zbytnio dziwować, gdyż przyroda zawsze może nas pozytywnie zaskoczyć. Jeszcze tylko zdjęcia kompozycji dyniowo kwiatowej na stole tarasowym, do usłyszenia i zobaczenia! Po ogrodzie oprowadzała

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.