Od końca maja nosiłam się z zamiarem pokazania nowego wystroju ogrodu, ale jakoś nie składało się absolutnie. A to konferencja Uniwersytetów Trzeciego Wieku, w której brałam udział w dniu 27 maja w Warszawie na Torwarze a to wyjazd do Szczecina na spotkanie z seniorami Akademii Aktywnego Seniora, a to impreza „kapeluszowa” na Wyścigach. Zupełnie nie miałam czasu na przygotowanie odpowiedniego wpisu. A tu jeszcze Euro za pasem i szeroka dyskusja na prawie wszystkich blogach dotycząca „sporu”, „po co nam to było”. Oczywiście odwiedzam wasze blogi, czytam wpisuję komentarze na bieżąco, ale tym razem brakowało czasu na załatwienie wszystkich bieżących spraw. Do tego jeszcze przyplątało mi się jakieś świństwo, które nazwałam po swojemu „skręć karku” polegające na tym, że człowiek głową nie może ruszać, co w dzisiejszych czasach nie jest do zaakceptowania, bolą go mięśnie szyjne a oba mięśnie mostkowo sutkowo obojczykowe są twarde jak kamienie na drodze. Wiadomo, że te mięśnie odpowiadają za kręcenie głową, a tu pech, w dodatku teraz przed Euro, gdy nadszedł czas kibicowania, śpiewów, radości i flag. Dobrze, że flagę powiesiłam wcześniej, bo już w maju na majowe święta, teraz mogłam, co najwyżej podjechać do sklepu po zakup biało czerwonej prawdziwej flagi na samochód. Pan był miły zamontował, widząc moją marną ruchomość. No cóż wcale nie wiadomo, czy łóżko przestało mi pasować, czy też „zawiało” mnie nieopatrznie, kiedy i gdzie tego nie wiem. Wracając do ogrodu. Tulipany w tym roku nie oszołomiły mnie swoim kwitnieniem, choć było ich dużo, ale marna pogoda, burze i grad zrobiły swoje. Zresztą nasza zima też nie była dobra, gdyż wymroziła nam dużo krzewów a u mnie pożegnałam w tym roku zarówno azalie jak i rododendrony, wymarzły, a teraz sterczą kikuty a ja ciągle myślę, że odbiją. Hortensje też nie przeżyły i musiałam je poobcinać, odbijają od korzeni, ale czy zakwitną? Kto to wie? Jak wiecie mam posadzone w swoim ogrodzie wisterie, czyli mówiąc po polsku glicynie, które co roku lepiej lub gorzej kwitły, a wszystko zależało od zimy, mrozów i śniegu. W tym roku śniegu nie było za dużo i pewnie, dlatego wisteria sinensis odmówiła współpracy. Nie wypuściła ani jednego listka a o kwitnieniu nawet mowy nie ma. Ponieważ taras obsadzony jest czterema wisteriami, dwie są ogołocone, zaś pozostałe dwie właśnie wypuszczają listki. Czyli ani wisterii ani kwiatków w tym roku nie zobaczę. Wielka szkoda. Moje wisterie nabyłam w Glasgow osiemnaście lat temu, bo wydawało mi się, ze tamtejszy klimat jest, co najmniej tak trudny jak nasz i wisteria dzielnie przetrwa wszystkie niedogodności, no, ale..
Tymczasem trzeba było wymienić przekwitłe tulipany na inne kwiaty, którym będzie dobrze w moim ogrodzie. Oczywiście wybór nie był trudny. Zakupiłam begonie wiecznie kwitnącą w kolorze różowym, chciałam mieć wyjątkowo czerwoną i białą, aby kolorystyką wpasować się w Euro, ale nie ma lekko. Czerwonych było tylko 120 a ja potrzebowałam siedemset sztuk wszystkich, aby ogród znowu wyglądał przyzwoicie. Niestety ani czerwonych ani białych nie było w wystarczających ilościach, czyli jak się nie ma, co się lubi to się lubi to, co jest. Różowe begonie drobnokwiatowe zostały przewiezione do domu i sadziłyśmy je z Halą przez calutki dzień. Ja robiłam nasadzenia w skrzynkach i donicach, Hala zaś na rabatach. Wynik naszych zmagań możecie zobaczyć na zdjęciach. Aby kompozycje kwiatowe pięknie się uzupełniały dokupiłam lawendę, milion bells, czyli miniaturki peonii w kolorze fioletowym, oraz zioła rozmaryn, i …. Uzupełnieniem nasadzeń są lilie tygrysie i liliowce, które z roku na rok rozrastają się w ogrodzie. Oczywiście nie zabrakło nam niebieskookiego geranium, liliowej kocimiętki, które podkreślają głębie ogrodu. W tym roku nie posadziłam ani jednej pelargonii, które w ubiegłym roku jakoś kwitły niemrawo pomimo zabiegów pielęgnacyjnych, oprysków i nawożenia. Trudno, może przerwa dobrze nam zrobi. Obecnie wymyślony ogród ma paletę barw ogrodów Matisse’a lub lekkość Cézanne’a. Kolory są jasne, lekkie radośnie dziewczęce. Zresztą, co ja tu będę marudzić, popatrzcie na zdjęcia, sami się przekonacie.
A teraz Euro 2012, najpierw przewaliła się fala krytyki z powodu piosenki zaśpiewanej przez Zespół Jarzębina z Kocudzy Drugiej w ramach konkursu na „hymn” Euro. Jaki tam hymn? Przecież organizatorom chodziło chyba o skoczną muzykę, aby na Stadionach śpiewać, nie tylko „Polska, biało czerwoni”, zresztą i wrzeszczeć Polska ta ta ta, Polska ta ta ta…!!! No to w końcu głosowanie się odbyło i buch a tu skoczny kawałek i to w wykonaniu seniorek podskakiewiczówien, „Koko Euro Spoko”. I może byłoby fajniej (tak twierdzili jedni) gdyby zaśpiewał tę piosneczkę jakiś polski trubadur, jakaś „mega gwiazda” wtedy wszyscy z uśmiechem powiedzieliby no tak ona może wszystko, ale skoro zaśpiewały to kobitki ze wsi…. A oto „Koko Euro Spoko” Zespół Jarzębina, posłuchajcie, ale też posłuchajcie rapera Koksika no i remixu, warto!
http://www.youtube.com/watch?v=YtDhMzDkois&feature=related
http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=lYZsifX7U3o&NR=1
http://www.youtube.com/watch?v=I3xhzUtMXAI&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=vvt7EQBAd8s&feature=related raper Koksik
http://www.youtube.com/watch?v=Zw3KGO9GlZw&feature=related remix
Gruchnęła we wszystkich mediach bliższych i dalszych fala krytyki, że nie tak to miało być, że wiocha, że, ach, co ja tam będę wspominać. Oburzenie było na całego. Ale jak to zawsze bywa piosenka broni się sama, w Internecie mamy już ponad 1500 remixów naszego Koko, bardzo mi się podobały przeróbki w stylu rap, a publiczność podchwyciła Koko Euro Spoko i mając w nosie krytyków podśpiewuje sobie, bo magia ulicy jest wielka i ona nie ma zamiaru wytaczać armat. Ile to razy krytycy, wielce uczeni rugali dany film czy piosenkę (choćby „Kolorowe Jarmarki” w roku 1977 zaśpiewane przez pana Janusza Laskowskiego na Festiwalu w Opolu, gdy żaden krytyk na tej piosence nie zostawił suchej nitki), aby w tym samym roku w sierpniu na Festiwalu w Sopocie pani Maryla Rodowicz wyniosła ją na szczyt i zrobiła z niej hit! Tak to już bywa z krytykami. Mnie „Koko” podoba się i to bardzo, wpisuje się w polski folklor, humor stadionowy, jest skoczna i łatwa do zapamiętania, a jeżeli komuś się nie podoba, no cóż o gustach tutaj nie dyskutujemy. Trudno zaśpiewać poważną piosenkę na stadionie, ponieważ kibice chcą mieć muzykę lekką łatwą i przyjemną dla ucha, a przecież muzyka Koko jest muzyką ludową, do której napisano tylko słowa. Tyle wywodów na temat „Koko”. Przejdę, zatem do sporu, po co nam to „Euro 2012” było. Tak wiele artykułów przeczytałam były i napastliwe były też przyjazne. A ja? Ja się cieszę, szczerze i otwarcie, bo „Euro” w Polsce zostało przekute na boom gospodarczy. My Polacy kochamy czyny, nieprawdaż? W czynie roboczym, czasem partyjnym robiliśmy to czy tamto, sprzątaliśmy osiedla, kopaliśmy rowy, zakładaliśmy parki. Tylko nam jakoś marnie szło z autostradami, drogami dojazdowymi, hotelami.. nie chyba z hotelami nam szło nieźle, usprawnianiem naszych miast jak to się pięknie teraz mówi rewitalizacją. A tu sześć lat temu przyznając nam Euro powiedziano żarty się skończyły, chcecie ten wybór zamienić w sukces, chcecie mieć nowoczesne państwo, chcecie mieć miejsca pracy, nowe drogi, napędzanie koniunktury, no to proszę bardzo, macie możliwość, pokażcie, co potraficie. Wiem, wiem, nie ukończyliśmy wszystkich autostrad, no bo jak? Przez czternaście lat nie zrobiliśmy tego co powinniśmy to w sześć lat mogliśmy zrobić wszystko? Zrobiliśmy dużo, bardzo dużo. Jeździłam po Polsce w tym roku a także rok temu. Niedowiarków zapraszam do odbycia kilku podróży, popatrzcie sami na własne oczy.” Euro”, które dzisiaj się zaczyna, za miesiąc się skończy, będzie nam miło, jeżeli polska reprezentacja pokaże się z najlepszej strony. A po zakończeniu „Euro” wszelkie większe i mniejsze inwestycje zostaną nam, i będziemy mogli powiedzieć, tak, było nam niewygodnie, rozkopane miasta przez długi czas, zresztą teraz też są, ale zrobiliśmy dużo i będziemy robili, pieniądze z EU otrzymywane na inwestycje musiały być terminowo rozliczane, stąd trzeba było wykonywać założenia harmonogramu. Wiem, że gdy w dniu 17 Grudnia 2002 r rozpoczynano budowę Centrum Olimpijskiego i podano termin otwarcia 31 Maj 2004, wszyscy pukali się w głowę, na pewno nie zdążą słyszeliśmy głosy życzliwych. A tu proszę Centrum zostało oddane dokładnie 31 Maja 2004, tam też odbyła się przysięga reprezentacji Polski wyjeżdżającej na Igrzyska Olimpijskie Ateny 2004. Dlatego jako wieczna optymistka, patrząca na sprawy z wielką życzliwością cieszę się, z tego, że jest „Euro 2012”, że pomimo wiecznego niezadowolenia i ciągłej krytyki dzisiaj jadąc po na ulicach Warszawy widziałam, co trzeci, jeżeli a może i co drugi samochód oflagowany, że nosimy szaliki, czapki, mamy flagi na domach, cieszymy się, że jest” Euro”, jednoczymy w poparciu dla naszej drużyny, śpiewamy skacząc lub podskakując nasze Koko. Świadczy to o naszym poczuciu humoru, o dystansie do sprawy, o tym, że my wszyscy potrzebujemy oddechu, potrzebujemy święta sportowego, że życząc naszym piłkarzom jak najlepiej chcemy radować się z sukcesów, bo na te sukcesy ciężko zapracowaliśmy. Poza tym Polska poprzez fakt organizacji Mistrzostw Europy będzie na ustach całego świata, transmisja telewizyjna leci do 200 państw, czyż to nie jest już sukces sam w sobie? Zjeżdżają do nas najlepsze reprezentacje starego kontynentu, a za nimi telewizje, dziennikarze i kibice. Święto zaczyna się dzisiaj…
http://www.polskieradio.pl/7/163/Artykul/621497,Tomasz-Zimoch-mecz-to-nie-msza-w-kosciele
http://www.facebook.com/#!/tzimoch
Drogie Panie nielubiące piłki nożnej!
Zwracam się do Was z prośba o wielką wyrozumiałość dla waszych mężów, chłopaków, sympatii, narzeczonych, braci i rodziny, przez najbliższy miesiąc, nie narzekajcie bez przerwy, że piłka, że Euro, macie tyle rzeczy do zrobienia, możecie do woli spotykać się z waszymi koleżankami, możecie odwiedzać do woli centra handlowe, możecie upatrzeć sobie wymarzoną sukienkę, wcale nie najtańszą, do tego buty i torebkę, uwierzcie mi (wiem, co mówię), w podziękowaniu za dobrą atmosferę w domu, za życzliwość i świetny humor, wasi chłopcy zaakceptują wszystko, w tym wasze zakupy także! To na prawdę działa! Tyle dla nich znaczy piłka nożna, że będą gotowi na „wielkie poświęcenia”. „Euro” minie, a Wam pozostaną miłe wspomnienia po odbytych spotkaniach pogaduchach, przeczytaniu świetnej książki, na którą nie było wcześniej czasu, na obejrzenie kolejnego filmu, spróbujcie. Wiem, że nie ma takiego chłopaka, takiego Piotrusia Pana, który nie grałby w szmacianę, niech sobie to „Euro” w spokoju ducha oglądają!
Naszej drużynie życzę najlepszych wyników!
A wam wszystkim wspaniałych widowisk na wszystkich stadionach” Euro”!
Wasza Jadwiga