40 lecie LKS Technik
Oczywiście każdy z nas i dzisiaj nosi w sobie swoje nie do końca rozwiązane dylematy. Ryszard też je ma. Ale nie zawsze w życiu jest tak jakbyśmy sobie wyobrażali i chcieli. Czasami musimy podejmować najtrudniejsze decyzje w swoim życiu, pracy- i często są one podejmowane wbrew sobie. Tak było w końcu i ze mną i z Ryśkiem. Mogę powiedzieć jedno, pracowaliśmy wspólnie ponad 20 lat i były to lata, bardzo trudne, ale też owocne. Lata pracy, podejmowania trudnych decyzji, wzajemnych ciężkich dyskusji, ale wszystko to było robione dla dobra polskiego badmintona. Ile razy Rysiek podejmując decyzję o tym, kto pojedzie na te czy inne mistrzostwa krzywdził swoich zawodników, wiem tylko ja i Andrzej. Dlaczego? Czasami ze względów „ politycznych” taka decyzja była konieczna. Jednak trener Ryszard Borek zachowywał w takich sytuacjach zimną krew i tylko uważny obserwator mógł ocenić ile go to kosztowało, ale ja zawsze wiedziałam. Zawsze! Rysiek bardzo przeżywał każdą decyzję, z którą się nie zgadzał. Takimi były decyzje zatrudnienia w Związku trenerów chińskich Zhou Jun Linga( jako trenera głównego) i później Ling Bo już jako asystenta trenera głównego. Miał swoje zdanie, którego bronił. Dlatego też postanowił udowodnić, że można wychować i przygotować zawodnika do startu w igrzyskach olimpijskich bez ośrodka bez centralnego szkolenia, z pomocą macierzystego klubu. W ten sposób Katarzyna Krasowska zakwalifikowała się do IO 1992 w Barcelonie oprócz Bożeny Wojtkowskiej, Bożeny Siemieniec, Wioletty Wilk, Beaty Syty, Jacka Hankiewicza, którzy trenowali w ośrodku w Olsztynie pod okiem trenera Zhou Jun Linga. Postronni mogą zapytać, czy wobec powyższego warto było inwestować w trenera zagranicznego, skoro Polak zrobił to samo. Warto! W tym czasie jeżdżąc po różnych turniejach mniejszych i większych sami zawodnicy stwierdzali, że polski badminton jest inny, za wolny, mało precyzyjny, zbyt statyczny, bez szybkich akcji. Nacisk na Związek był tak wielki, że trzeba było rozwiązać jakoś sprawę. Jeden z wyjazdów do Chin pozwolił nam na podjęcie dyskusji z władzami Federacji oraz Chińskiego Ministerstwa Sportu. Za niewielkie pieniądze (dzisiaj nikt z trenerów nie pracowałby za 576 $) zatrudniliśmy młodego chińskiego trenera, który pół roku wcześniej zakończył swoją karierę zawodniczą. Tak w roku 1988 do Polski przeprowadził się Zhou Jun Ling. Z perspektywy czasu mogę ocenić ( jest to tylko i wyłącznie mój punkt widzenia), że treningi nabrały innego wymiaru i innej barwy. Szybkość, trening z wielką liczbą lotek (multi shuttles) siła, ale specjalistyczna, ćwiczenia ze sztangą bez wielkich obciążeń, liczba powtórzeń, urozmaiciły i spowodowały podniesienie na wyższy poziom techniki gry. Na efekty zmiany jakościowej treningów nie trzeba było długo czekać. W roku 1989 polska drużyna wygrała Drużynowe Mistrzostwa Europy grupy B Helvetia Cup, które rozegrano w Warnie. Oczywiście sceptycy mogą powiedzieć, nie, nie to nie jest możliwe, aby w niecały rok od przyjazdu trenera chińskiego osiągnąć to, co nie było możliwe dotychczas. Jednak twierdzę, że zmiana trenera, zmobilizowała zawodników, wykrzesała z nich motywację i sukces osiągnęli. Trener Zhou Jun Ling pracował z polskimi zawodnikami do IO 1992, później jeszcze dwa lata w klubie FSO Polonez aby w końcu wyjechać do Włoch a następnie do Walii, Irlandii, Szkocji by na stałe w końcu pracować dla W. Brytanii a obecnie Francji. Niestety cel uświęca środki. My takich pieniędzy nie mogliśmy mu zaoferować. Tym niemniej uważam, że warto było zatrudnić trenera z Chin, ponieważ wtedy zmieniło się zasadniczo oblicze polskich treningów- kolejne lata to współpraca z Ryszardem Borkiem, który miał do pomocy trenera Ling Bo z Chin. Nie wszystko szło jak z płatka i pewnego dnia Ling Bo niespodziewanie wyjechał, po nieudanym starcie debla Damian Pławecki/Robert Mateusiak w 1995 r. w Lozannie na mistrzostwach świata i nie zakwalifikowaniu się na IO 1996 w Atlancie. Wtedy tylko Katarzyna Krasowska uzyskała kwalifikację olimpijską – trenerem jej był Ryszard Borek. Od tamtej pory do końca roku 2004 Rysiek był trenerem kadry narodowej i olimpijskiej. To z jego inicjatywy powstał reprezentacyjny debel Michał Łogosz/Robert Mateusiak. W roku 2000 po raz pierwszy para ta zdobyła w Glasgow brązowy medal Mistrzostw Europy seniorów, by kolejno zdobywać medale brązowe w roku 2002 w Malmo w 2004 r w Genewie oraz po raz pierwszy brązowy medal w deblu na China Masters 2005, ale wtedy Ryśka i mnie już nie było w związku. I choć Rysiek nie prowadził już w roku 2005 kadry narodowej i reprezentacji, ten sukces należy zaliczyć na jego konto. Ponadto jego zawodnik Przemysław Wacha na Mistrzostwach Europy w Genewie w roku 2004 zajął 5 miejsce.
– Dzisiaj pisząc o LKS Technik Głubczyce nie sposób było nie napisać o Ryśku, najlepszym polskim trenerze w polskim badmintonie. W roku 2005 w styczniu po moim odejściu z Polskiego Związku Badmintona odszedł też Ryszard. Zresztą przewidując taką sytuację od września 2004 roku rozpoczął nową przygodę z badmintonem na Cyprze.
Czasy się zmieniły. Potrzeby i wymagania najlepszych polskich zawodników również. W późniejszych latach Polski Związek Badmintona zatrudniał trenerów koreańskich i chińskich, którzy wraz z zawodnikami ciężko pracowali, aby ci zdobyli medal na igrzyskach olimpijskich lub mistrzostwach świata. Dotychczas to się nie udało, najlepsze piąte miejsce zdobył debel mężczyzn Michał Łogosz i Robert Mateusiak oraz mikst Robert Mateusiak i Nadia Kostiuczyk- Zięba na Iow Pekinie 2008 i IO Londyn 2012 a także na mistrzostwach świata w Kantonie 2013. Na medal trzeba będzie poczekać kolejne kilka lat.
Natomiast ja zawsze będę miała wielki szacunek dla Ryszarda, jako trenera, który wyciągał polski badminton z TKKF -u na arenę międzynarodową.
I niech inni mówią, co chcą- Ryszard bardzo Ci dziękuję za to, co zrobiłeś! Chapeqau bas!
Wszystkim, którzy pracowali na sukcesy tego wspaniałego Klubu serdecznie gratuluję a w szczególności rodzinie nieżyjącego Bolesława Zdeba, Marianowi Masiukowi, Edwardowi Kurkowi, Bohdanowi Chomętowskiemu, Zbigniewowi Polkowi, Stanisławowi Rosko, Antoniemu Wiśniowskiemu, Andrzejowi Walczakowi, Zdzisławie Szałagan,- a przede wszystkim trenerowi Ryszardowi Borkowi, gdyż dzięki jego sile, wytrwałości, jasno wytyczonym celom, głębokiej wierze w to co robi i bezgranicznemu zaangażowaniu, LKS „Technik” Głubczyce mógł osiągnąć tak wiele. Nie było i nie ma w polskim badmintonie trenera, który tak ciężko zapracował na sukcesy klubu i reprezentacji Polski. Determinacja, udział w szkoleniach, ukończone kursy trenerskie, chęć podglądania trenerów azjatyckich, zaowocowały wynikami. Tylko ja i Andrzej wiemy ile kilometrów przemierzyliśmy z Ryśkiem dyskutując na tematy badmintonowe. I powiem szczerze nie były to łatwe rozmowy. Odbywały się zawsze na sławetnych spacerach, gdyż wtedy lepiej się myślało i osiągało konsensus. A drogę z Głubczyc do” Marysieńki” najlepiej poznali Rysiek i Andrzej. Wiele razy również spacerowaliśmy w COS OPO Spała podczas zgrupowań kadry narodowej. Po treningach zawodnicy odbywali obowiązkowe zajęcia rehabilitacyjne i fizykoterapię a my godzinami chodziliśmy po spalskich lasach. Nasze spacery przynosiły efekty w postaci nowych planów, korekty obecnych a także były impulsem do tworzenia nowych. Rysiek był wymagającym partnerem, każdy nowy projekt musiał być szeroko uzasadniony, ale efekty polskiego badmintona w latach 1980 – 2005 były widoczne a i dzisiaj niektórzy zawodnicy gdyby chcieli, mogliby wiele powiedzieć na ten temat.
Nie napisałam tutaj o wielu ludziach sportu, którzy wspierali klub przez lata a byli to:
Zbigniew Przybylski, Bożena Domagała, Śp. Władysław Czaczka wspaniały człowiek prezes LZS Zarządu Wojewódzkiego, Kazimierz Biernacki, Zofia Jungowa z Urzędu miasta i Gminy w Głubczycach, Jan Wac przewodniczący Rady Gminy i wielu, wielu innych, z którymi mieliśmy przyjemność spotykać się w różnych znaczących dla klubu okolicznościach. Przyznam szczerze tylko jednej jedynej osoby z Głubczyc nie wspominam mile. Pewnego pana, którego działalność przełożyła się na osłabienie na długie lata pozycji klubu.
Dzisiaj trenerami w klubie LKS Technik Głubczyce są: Bożena Wojtkowska-Haracz najlepsza zawodniczka Polski, która ukończyła AWF Wrocław i jest dyplomowanym trenerem. Bożena przejęła schedę po Ryśku- swoim trenerze, pracując także w Zespole Szkół Licealnych- Szkole Mistrzostwa Sportowego Badmintona w Głubczycach wraz ze Zbigniewem Serwetnickim.