Treningi, zgrupowania nie tylko szkoleniowe na hali, ale też w górach, gdzie zawodnicy wspólnie z trenerem Borkiem przygotowywali się do kolejnego sezonu. Taki sposób przygotowań, godziny spędzane na hali trening indywidualny i ciężka praca a także ponad 147 dni zgrupowań szkoleniowych w roku, zaczęły dawać rezultaty. W dniach 31.01- 2.02 1986 R. w Koszalinie odbyły się Indywidualne Mistrzostwa Polski Seniorów Kaśka z Marzeną zdobyły w deblu brązowy medal. Pierwszy krok do wielkiej kariery. Młode zawodniczki nie były jeszcze w stanie dorównać swoim starszym koleżankom klubowym Bożenie Siemienic (Bąk) i Zosi Żółtańskiej(Drogomireckiej) oraz Bożenie Wojtkowskiej (Haracz) i Ewie Rusznicy (Wilman). W tych mistrzostwach zawodnicy LKS Technik Głubczyce zdobyli razem 15 medali.
W 1987 r Polska organizowała po raz pierwszy w swojej króciutkiej historii (1977 rok założenia Polskiego Związku Badmintona) Mistrzostwa Europy Juniorów. W Mistrzostwach drużynowych wystąpiło 21 narodowych reprezentacji, w tym reprezentacja Polski w składzie: Grzegorz Świerczyna, Barbara Kulanty, Marek Bujak, Paweł Wasilewski, Marzena Masiuk, Katarzyna Krasowska, Beata Syta, Małgosia Kowina. W podanym składzie Polska wygrała 5: 0 z reprezentacją Francji i 5: 0 z reprezentacją Włoch. Nasza drużyna grała w III grupie i wygrała swój kolejny pojedynek z Belgią wynikiem 5: 0, tylko Basia Kulanty rozegrała trzysetowy trudny mecz wygrywając go w setach 2:1. I tak Polska zanotowała trzy zwycięstwa na koncie. Pięć godzin odpoczynku i nasza reprezentacja prowadzona przez trenerów Ryszarda Borka i Jerzego Szulińskiego i Leszka Jagodzińskiego stanęła na starcie grając z Islandią ( a nie jak przewidywano z Węgrami). Trudny mecz z Islandią wygraliśmy wynikiem
4:1. W polskiej reprezentacji swoje mecze wygrali: Grzegorz Świerczyna 2:1 Z Gunnarem Biorgvinssonem, Basia Kulanty z Gudrun Juliusdottir wynikiem 2:0, Marek Bujak/ Paweł Wasilewski- Bjorgvisson/ Arman Thorvaldson 0:2, Kaśka Krasowska/Marzena Masiuk –Asa Palsdottir/Juliusdottir 2:0 i Paweł Wasilewski/Marzena Masiuk – Thorvaldsson/Palsdottir wygrali 2:0.
I tak Polska wygrała grupę III, ale do awansu do drugiej szóstki drużyn kontynentu trzeba było rozegrać jeszcze jeden mecz barażowy w naszym wypadku z Finlandią. Do tej pory drużyna Finlandii przegrywała swoje pojedynki i wydawało się, że mecz ten będzie formalnością, ale tak się w sporcie nie dzieje. Finowie sięgnęli po posiłki i wcześniej aniżeli planowano przyleciał z Helsinek Pontus Jantti zawodnik nr 1 w drużynie fińskiej oraz faworyt w grach indywidualnych. Mecz był dla naszych zawodników bardzo trudny, bowiem dwa lata wcześniej wMistrzostwach Europy Juniorów rozgrywanych w Pressbaum Austria to właśnie Finowie wypchnęli nas do grupy trzeciej po przegranym pojedynku. Pamiętając tamtą porażkę i walcząc we własnej hali MERY drużyna starała się dać z siebie wszystko. Jednak trudno się gra w takiej sytuacji, gdy mecz decyduje o awansie do grupy wyższej. Pierwszy na kort wyszedł Grzegorz Świerczyna grając z Jyri Aalto. Grzesiek wygrał jeden set i jeden przegrał. W trzecim secie prowadził 10: 3, ale za chwilę zrobiło się już 11:4. I wtedy rozpoczął się dramat Świerczyny, który nie mógł znaleźć odpowiedniego rytmu gry, nagle mamy już niebezpieczną sytuację 11: 11, trener Borek ogromnie zdenerwowany na chwilę wychodzi z hali. Grzesiek płaci frycowe za nie odebranie dwóch stosunkowo łatwych lotek, co podniosło na duchu przeciwnika, który wygrał mecz. Grzesiek musiał szybko dojść do siebie po przegranym pojedynku i wspólnie z kolegami żywiołowo dopingowali Basię Kulanty, która wygrała swój pojedynek z Niną Adolfsson. Stan meczu 1:1. Na korcie Pontus Jantti i Jyri Aalto – Polskę reprezentują Paweł Wasilewski/ Marek Bujak. Pierwszy set, wysoka koncentracja
polskich zawodników i szybka wygrana 15: 4, zaś w drugim secie błyskawicznie objęliśmy prowadzenie 13: 4, trzeba było jednak bardzo się nadenerwować, aby doczekać sukcesu polskiego debla, który wygrał 15:8. Stan meczu 2:2.
Gra podwójna dziewcząt a na korcie Kaśka Krasowska/Marzena Masiuk. Czy nasze zawodniczki odeprą huraganowe ataki Finek, czy dadzą radę wygrać? Ten trzeci wyśniony punkt? Na hali pomimo kilku meczy wszystkie oczy skierowane na Polki. Nie wiadomo skąd znaleźli się widzowie. Hala MERY stosunkowo mała mieszcząca tylko trzy korty tenisowe i 300 miejsc na widowni nagle zapełniła się widzami w ilości około trzech tysięcy. Taka widownia nie zdarza się często. Trzeci pojedynek
rozpoczyna się, ja stoję na galerii trzęsąc się jak galareta. Boże spraw cud, wiesz ile lat pracowaliśmy, aby dźwignąć badminton, aby pokazać, że to sport olimpijski. Wygrana dałaby nam możliwość pozyskania większych pieniędzy z GKKFiT. Modlę się w duchu, trzymam kciuki, a łzy płyną mi po twarzy. Czy cud się zdarzy, czy młodziutkie zawodniczki dadzą radę? Wyobraźcie sobie ten mecz w tamtym dniu, w tamtych czasach, gdy tylko w hotelu życie wyglądało normalnie na śniadanie bułeczki, masło, dżem i szynka. Skąd ta szynka? W sklepach przecież nie ma nic, a my tu prowadzimy światowe życie! To prawda specjalne przydziały żywności dla dwóch hoteli otrzymaliśmy z Urzędu Miasta!
Obie panny Kaśka i Marzena wyszły na kort bardzo skoncentrowane, trenerzy rozmawiali z nimi dość długo w dniu poprzednim. Dziewczęta wiedziały jak należy grać, i oto cud się wydarza. Kaśka i Marzena po prostu zmiatają Finki z kortu w bardzo krótkich dwóch setach 15:4, 15:1. O Boże wygrywamy ten mecz, jak to możliwe, choć
bardzo chcieliśmy, byliśmy wszyscy bardzo zdenerwowani a tu wynik 3:1 i awans do drugiej szóstki Europy. W tej sytuacji gra mieszana była tylko „formalnością” Wasilewski/Masiuk wygrali ostatni pojedynek a cały mecz wygraliśmy wynikiem 4:1. Mało, kto spodziewał się takiego wyniku, choć my i trenerzy: Rysiek Borek, Jurek Szuliński i Leszek Jagodziński wierzyliśmy w ten sukces, ale, zawsze przecież jest jakieś, ale…. Jest sukces! Gratulacje i uściski, łzy i radość, ile dałabym, aby teraz jeszcze, choć raz przeżyć takie emocje. Awansowaliśmy do drugiej szóstki Europy. Taki był wtedy regulamin i mogliśmy tylko krok po kroku wspinać się po drabinie klasyfikacyjnej.
W roku 1987 I miejsce zdobyła Dania, która wygrała z Anglią wynikiem 4:1. Szwecja zajęła trzecie miejsce. W turnieju indywidualnym najdalej, bo do 1/8 finału doszła Kaśka Krasowska, zdobywając tym samym Puchar „Przeglądu Sportowego” dla najlepszej polskiej
zawodniczki. Wywiad przeprowadził Tomasz Jagodziński jeden z redaktorów w tej gazecie. Zresztą dzisiaj mogę wam zdradzić, że Tomek był naszym najwierniejszym kibicem i redaktorem, który jeździł w Polsce po wszystkich badmintonowych zawodach, był nie tylko dziennikarzem, ale również naszym ogromnym fanem. Dzisiaj Tomasz Jagodziński jest dyrektorem Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie, mieszczącym się w Centrum Olimpijskim. A ja ciągle pamiętam godziny spędzane w pociągu, bądź w samochodzie, gdy często jeździliśmy razem i dyskutowaliśmy na temat polskiego badmintona i tego, co jeszcze można zrobić, aby było lepiej, aby było więcej abyśmy rozwijali nasz ukochany sport.
W rozmowie Kaśki z Tomaszem Jagodzińskim redaktorem” Przeglądu
Sportowego” odnotowałam taką wypowiedź: Do gry namówił mnie tato, gdy miałam 12 lat, jestem od dwóch lat zawodniczką LKS Technik Głubczyce, ćwicząc codziennie i to dwa razy dziennie, a nie jak w Zrywie cztery razy w tygodniu. Chodzę do III klasy liceum o profilu ogólnym. Plan lekcji jest „ustawiony” pod trening badmintonistów. Tylko w poniedziałki i piątki mamy godzinny trening przed pójściem do szkoły o 6.30 rano. Z nauką nie mam kłopotów, na półrocze były oceny różne, ale bez dwójki. Moje największe dotychczasowe sukcesy: dwa razy mistrzostwo Polski juniorek w singlu, i w deblu z Marzeną Masiuk, oraz srebrny medal w grze podwójnej oczywiście z Marzeną Masiuk na tegorocznych (1987) Indywidualnych Mistrzostwach Polski Seniorów. Tym ostatnim wynikiem zdobyłyśmy klasę mistrzowską. Co według ciebie zdecydowało, że przegrałaś swój pojedynek o wejście do ćwierćfinału z Jo Muggeridge? Była szybsza przy siatce, ale też i dokładniejsza. Ja w końcówce trochę się zdenerwowałam i posłałam lotkę w aut. Żałowałam, ale…
Twoje największe marzenie? Po maturze dostać się na Akademię Wychowania Fizycznego, na specjalizację trenerską z badmintona, a sportowe- w 1992 roku pojechać na Igrzyska Olimpijskie, wtedy będę miała dopiero 23 lata.
Kaśka zrealizowała swoje marzenia, brała udział w Igrzyskach Olimpijskich Barcelona 1992, Atlanta 1996, i Sidney 2000. W Atlancie zajęła miejsce 9-16, z którego jest dumna.
Na moje pytanie, co zrobiło na Tobie największe wrażenie sportowe? Odpowiedziała: Ceremonia Otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, kiedy usłyszeliśmy „Polonia” i przemarsz dookoła stadionu … kolana ugięły się pode mną. A drugie wrażenie, kiedy weszliśmy z panem Ryśkiem
(trenerem) w Atlancie na halę zawodów badmintonowych nieprzyzwyczajona do takich tłumów od początku gier eliminacyjnych zapytałam:, na co ci ludzie tutaj czekają? (hi hi hi)
Kaśka ukończyła studia we Wrocławiu w roku 1998, z tytułem magistra i trenera II klasy. Ostatni raz startowała w reprezentacji Polski w roku 2001 w Mistrzostwach Świata w Sewilli, potem startowała aż do 2007 w mistrzostwach międzynarodowych Cypru.
Kaśka powiedz mi skąd ten Cypr? W sierpniu 2001 poleciałam na Cypr, klub Parnassos szukał zawodniczki, wysłał fax do Polskiego Związku Badmintona i pani Jadzia zadzwoniła do mnie czy może chcę skorzystać z tego zaproszenia, przesłała mi fax i prosiła o rozważenie tego pisma. Nigdy nie byłam na Cyprze, postanowiłam polecieć i zobaczyć, i tak zostałam, byłam zawodniczką w klubie w latach 2005-2013, w roku 2011 zostałam
asystentka trenera indonezyjskiego Irwansyah, a obecnie od 2013 r jestem trenerem kadry (wszystkich kategorii wiekowych).Sama nauczyłam się języka greckiego z książki, ze słyszenia, pisałam karteczki z nazwami rzeczy, przylepiałam je i w ten sposób uczyłam się słówek. Cypr jest piękną wyspą, pogoda super, szczególnie w naszej zimie, piękne czyste plaże, woda w morzu przezroczysta, możliwości chodzenia po górach, nad morzem. Poza tym przypadła mi do gustu kuchnia cypryjska różnorodne świeże owoce, lokalna kuchnia souvla z mięsa baraniego lub drobiowego, ofto-kleftiko ( mięso baranie pieczone w specjalnym glinianym piecu) jadłam rzeczywiście pyszne, sałaty, ser feta, popularna soczewica. Na zakończenie Kaśka podała nam przepis na najpyszniejszą na świecie soczewicę:
Namoczyć soczewice na noc, aby zmiękłą, ugotować w wodzie, w której
stała, dodać kostkę warzywna lub vegetę, na patelni rozgrzać oliwę z oliwek podsmażyć pokrojone piersi z kurczaka w kostkę obrać pomidora, pokroić poddusić, dodać cebulkę pokrojoną w kostkę, dusić podlewając wywarem z soczewicy, dodać soczewicę posolić do smaku popieprzyć . Najlepsza soczewica to ta ciemna!
Tyle Kaśka, a ja cieszę się, że znalazła swoje miejsce na świecie, gdzie żyje, pracuje i realizuje w dalszym ciągu swoje marzenia. Jej zawodniczki na Mistrzostwach Europy 2015 w Lubinie zdobyły w deblu miejsce 9-16. Długa droga przed nimi do wielkich sukcesów, ale znając Kaśkę wiem, że im nie
odpuści. Zresztą Kaśka współpracuje ciągle ze swoim trenerem Ryszardem Borkiem, który jest Jej dobrym duchem. Powodzenia Dziewczyno, powodzenia Kaśka, odkąd zabrakło Twoich Rodziców my z Ryśkiem ich zastępujemy i bardzo jesteśmy dumni z Ciebie Kobieto!