Subskrybuj kanał RSS bloga Okiem Jadwigi Subskrybuj kanał RSS z komentarzami do wszystkich wpisów bloga Okiem Jadwigi

Archiwum kategorii ‘Historia’

                                                                                                                                                               Nr  mojego bloga  AA 00277

Otrzymałam zaproszenie na wieczór poezji  Aldony Kraus i opłatka graficznego Marka Sobacińskiego, pod  tytułem „Z Wierszem i Opłatkiem”, który odbył się w dniu 8 stycznia w Bibliotece w Aninie.  Sama Aldona tak opowiadała o jedynym chyba na świecie twórcy opłatków graficznych, o Marku, w rozmowie telefonicznej, gdy dopytywałam o program wieczoru: „…Wiersze opłatkowe napisałam dla jednego twórcy opłatków graficznych, dla Marka Sobacińskiego, który jest Przyjacielem Moim”. O swoim pierwszym z Nim spotkaniu tak opowiada w książce „O Wszystkim i o Niczym” Rozmowy z księdzem Janem Twardowskim, wydanej w roku 2009 przez Fundację AVE w Drukarni TED, Hanna i Tadeusz Maślanka: cyt.”…

Rozdział w drodze do Betlejem

Stałam w tym pierwszoczerwcowym urodzinowym dniu Księdza Piszącego Wiersze, na wielgachnej drabinie, opartej o ścianę wikariatki, sięgającej do uchylonego okna poety. On sam siedział na zielonej ławce pod swoim modrzewiem, zmęczony tłumem wielbicieli, składających mu życzenia. Nie wiadomo, dlaczego, trzystuletni dom był zatrzaśnięty na głucho.  – Widać zamek zielonych drzwi z numerem 5 pragnie uczestniczyć we wszystkich składanych księdzu hołdach – próbowałam żartować, ale poeta marzył już tylko o ciszy swego Domu pod Dobrą Nowiną. Niestety, drzwi atakowane kolejny raz przeze mnie ani drgnęły.

– Co to dla Ciebie! Wejdziesz przez okno! – Z nadzieją w głosie mówił osiemdziesięciopięciolatek.

– Ksiądz żartuje. Co innego kiedyś. Teraz nie te gabaryty – oponowałam, ale widząc zgaszoną minę księdza, spróbowałam i weszłam na przyniesioną drabinę, przymierzając się do uchylonego lufcika, który jak przysłowiowe ucho igielne, był jednak nie do pokonania. Nagle kolejna ekipa telewizyjna wyrosła jak spod ziemi obok zielonej ławki. O mało nie spadłam z drabiny, bo rzuciłam się, bronić poetę przed gośćmi. Na szczęście tylko drabina walnęła o ziemię, a ja zła, dla porządku dopadłam jeszcze zamkniętych drzwi. O dziwo ustąpiły pod naporem moim i Czesława, przyjaciela księdza Jana. Ksiądz Piszący Wiersze natychmiast salwował się ucieczką, ale ekipa telewizyjna nie poddała się, podążając jego śladem. Za telewizją gonił po stromych, najwęższych chyba na świecie schodach, szczupły na biało ubrany młody człowiek oraz trzy panie.

– Trzeba poczekać, nie wolno! – Stopowałam napierających, zasłaniając sobą wejście.

-Poczekać? – Jedna z pań aż zatrzęsła się z oburzenia. – Przyjechałem ze Świdnicy. Przywiozłem urodzinowy ekslibris i swoje graficzne opłatki – powiedział nieśmiało pan w bieli. –Graficzne opłatki?- Zdziwiłam się, a po chwili miałam w dłoniach zachwycająco piękne arcydzieła. Patrzyłam oczarowana. Biały papier, a właściwie nie papier, a rzeźba w papierze przyciągała oczy, czarowała nieznanym pięknem, oddając niepowtarzalny klimat, słodycz, wzruszenie, opłatkowych, wigilijnych doznań, chociaż wokół panował upał czerwcowego popołudnia. Patrzyłam i patrzyłam, by za chwilę pobiec do mieszkania księdza i prosić go – pomimo zmęczenia i gorąca – o małą chwilę rozmowy z tak ciekawym artystą. Opędzający się od kamer poeta wyraził zgodę. Wprowadziłam artystę do pokoju. Wchodziliśmy na górę przy akompaniamencie utyskiwań, rozżalonych pozostających w ogródku pań. –Wiadomo – mówiły na cały głos – to jej sprawka. Taki brak delikatności. Gdzieżby to ksiądz Jan? Wystarczy, że zobaczyła spodnie – reszty nie dosłyszałam, bo byliśmy już w pokoju. – Co to jest? Jakie to piękne! – Zachwycał się ksiądz Jan, oglądając swój ekslibris i inne przywiezione opłatki graficzne. Ich twórca Marek Sobaciński, siedząc blisko poety, opowiadał o swoim dziele. Jakże często potem widziałam ich obu – moich Przyjaciół, siedzących tak razem, zatopionych w rozmowie, skupionych na wspaniałych Janowych wierszach i Markowych opłatkach. Piękno tego, co robili obaj, zaowocowało ich wspólną książką – „Z opłatkiem i sercem”, która została ogłoszona Najpiękniej Wydaną Książką 2000 roku. Znajomość wzruszająca, która z ufnością, (o jakiej marzył i pisał ksiądz Jan) wspartych o siebie, zawiodła ich do Ziemi Świętej i samego Betlejem….”.  Tak oto sama Poetka opowiada o początkach swojej Przyjaźni z Markiem Sobacińskim. Pan Marek S nie mógł brać udziału w tym pięknym spotkaniu kolędowym z opłatkiem w tle, gdyż jest chory, ale Jego prace wiszące w anty ramach na ścianie Biblioteki były pięknym tłem dla Aldony czytającej swoje wiersze, których adresatem jest on sam  Artysta i Grafik. Muzyczna oprawa  tego Wieczoru to duet kameralistyczny stworzony  przez Tatianę Sikorską pianino i Katarzynę  Majsner wiolonczela. Obie Panie ukończyły Akademię Muzyczną we Lwowie, a obecnie studiują na Akademii Muzycznej w Warszawie w klasie kameralistyki prof. Barbary Halskiej. Tatiana i Katarzyna rozpoczęły Sonatą Szostakowicza. A my zaśpiewaliśmy razem kolędy:

Wśród Nocnej Ciszy, http://www.youtube.com/watch?v=TTLlhfn4WDs

Cicha Noc, http://www.youtube.com/watch?v=v9V1Fzpw0IM&feature=related

Oto niektóre z wierszy:

Opłatek z Serdeczną Prośbą

Wyrzeźb w opłatku graficznym
ku-, ku, lecz nie kukułkę,
smak, a  nie bułkę
błysk –  nie żarówkę
pisanie wierszy choćby ołówkiem…
lecz nie ołówek…
żar ten bez pieca i ogniska
iskrę najmniejszą, tę z popiołu
miłość, bez łoża, szafy stołu
i jeszcze coś, bez zbędnych rzeczy,
lek co nie leczy, a wyleczy,
nieosiągalne, a dla ludzi
serce, co kocha lecz nie trudzi.

Opłatek z Iskrzeniem

Pomiędzy nami coś zaiskrzyło
to wielka radość – tak dobrze było
twórcę napotkać – który nad barwy
przekłada biel, nad ziemskie skarby
z sezamu świata, żar aż do bieli
wkłada w opłatek…
Nasi Anieli w białych sukienkach,
o skrzydłach białych,
alabastrowe nam się wydały…
Bo biel wzruszenia  – nasze spotkanie
z opłatkiem tylko ma porównanie.

Opłatek z Matką  Nas Wszystkich

I Pełnię Łaski i Miłość całą
wkładam w opłatek graficzny mały
bo Ciebie widzę w mej matki oczach,
nad mym posłaniem Twa twarz urocza.
Do Ciebie Zdrowaś usta dziecięce
szeptały… ojciec brał mnie na ręce.
Ty jesteś ze mną z tylu ołtarzy,
wychodzisz do mnie, gdy serce marzy,
w chorobie leczysz razem z lekarzem,
lekarstwem jesteś w wirze wydarzeń.
Gdy idę smutny przez życia ciernie,
razem idziemy – Twe serce wierne
daje mi Twe Dzieciątko – czas goni…
Przed samym sobą Ty, mnie wciąż bronisz.
A gdy pod płaszczem Twojej opieki
otwieram oczy –  to widzę wieki,
wieże kościołów, drapacze chmur,
najmniejszą chatę, bezdomnych tłum.
Wielbię Cię!
Przyjmij graficzny biały opłatek
Matko Nas Wszystkich – czuwaj nad światem!

Opłatek z Fiat

Pozwól Twe fiat umieścić Matko,
w moim graficznym, białym opłatku.
Potem go podam wszystkim brzemiennym,
niech doczekają z Twoim płomiennym fiat
narodzin dziecka
Niech nigdy człowiek już nie zabija
przez łaskę twego Maryjo fiat!

Odpoczynkiem od wzruszeń była muzyka Ludwika van Bethoveena  Sonata i Scherzo zagrane przez Tatianę i  Kasię oraz śpiewane przez nas Kolędy: Przybieżeli do Betlejem   http://www.youtube.com/watch?v=IfQT_x_qWi0&feature=more_related Cicha Noc http://www.youtube.com/watch?v=6MT-_hRYkvY&feature=related , Cicha Noc, Bóg się Rodzi, Wśród Nocnej Ciszy http://www.youtube.com/watch?v=mw2lbZFYG0s&feature=related

Pójdźmy wszyscy do stajenki http://www.youtube.com/watch?v=pmTZpesxa5A&feature=related a my mogliśmy przygotować się, do kolejnej porcji wzruszeń dostarczanych nam w poezji Aldony, oto one: „ Wiersze z Opłatkiem w tle”

Opłatek z Panią  Naszego  Gniazda

A na naszej gruszy Pani Mego Gniazda.
Do Niej biegnie z żarem  ma modlitwa jasna.
do Niej wracam z pracy, ukłon synów ślę,
do Niej ślę westchnienie z gwiazdami i śpię.
Weź przyjacielu na jedno mgnienie
Panią Naszego Gniazda.
Wspomnienie Matki z Dziecięciem w chuście
wyrzeźb w graficznym opłatku swym,
ludziom go rozdaj i ciesz się nim. 

Opłatek z Aldoną i Jerzym

To twój opłatek graficzny jaśni
ogromną miłość – było jak w baśni.
Ktoś z warkoczami zobaczył miłość.
Na Dworcu Wschodnim słońce wschodziło.
Pojechał za nią nad Czarne Morze.
Bóg go wysłuchał, bo to był orzeł.
I porwał miłość w warkocz wplecioną,
i w niej zatonął razem z Aldoną,
nie z Wallenroda, bo ta zginęła,
inna Aldona serce mu wzięła.
Żyli szczęśliwie, płynęły lata,
synowie rośli i w malwach dom…
Umieść w opłatku graficznym grom,
chorobę, lęk, rozstanie, mrok,
treny, codzienność, pytana ból,
blask Zmartwychwstania, całą łez sól

Opłatek z Mamą  Marka i z nim samym.

W graficznym opłatku moim, kropla biała mleka
to karmiąca moja matka, pierś – wezbrana rzeka.
Kropla miłości, modlitwy, radości, bitwy.
ciszy, zadumy, kropelka dumy…
to ja
chwycę Cię pod nogi
wyrosłem ci matko moja – twój syneczek drogi.

Opłatek z Nagim Markiem

Kochające serce całe i nadzieje twe niemałe,
urokliwość ziemi nieba, cały ból w nich
sól, smak chleba, kładziesz w graficzny opłatek.
Sam przez chwilę jesteś nagi, a tęczowe łąki raju,
są skąpane w twej czystości. Pan  Bóg rady wśród nich gości.

Opłatek z Płonącym Markiem

Gdy lato pędzi w stodoły z plonem,
w moim graficznym opłatku płonę
przepychem dalii, nasturcji gęstwą ,
aksamitkami co słońcem  sycą
zorzą różową jak pelikan…
srebrem księżyca w toni  strumyka,
rosą rozsnutą nad ścierniskiem
i Bożym Pięknem przede wszystkim.

Opłatek ze  Łzą

W opłatek graficzny wpiszę,
zamyślenie, całą ciszę,
piękno pór roku, ten krok po kroku,
którym to życie ku dobru zmierza.
Zwykła łzę moją – Arkę Przymierza.
O łzo maleńka! bądź mi jak Arka!
Płyń! Obmyj mnie!
Niech mój graficzny, biały opłatek,
idzie do ludzi w bieli swych szatek!

I kolejne Kolędy śpiewane przez wszystkich Gości, wszak to czas Narodzenia Pańskiego:

W żłobie leży http://www.youtube.com/watch?v=spbhlaVl0sg&feature=related, Gdy śliczna Panna http://www.youtube.com/watch?v=qEqiNInbdto&feature=related, Gdy się Chrystus Rodzi http://www.youtube.com/watch?v=5fLyYN3H4pM&feature=related  

Opłatek z Wszystkim  Po Trochu

Medytowali  prorocy,
jak odczynić bab uroki,
jak świat uwolnić od bab…
Koło nich kręcił  się szkrab,
przemykali Święci Pańscy,
Święci Męczennicy także.
Prorok zaczął –  Wszakże szwagrze ,
z babami jest świat do bani!
Kto chce zganić me twierdzenie,
tego prędziutko ożenię…
Chciał coś dodać, szły Kobiety Święte.
każda w jasnej  aureoli
(w niebie kobiet jest dowoli)
Szły w aureoli bez szatek…
Mędrcy, bo się szkrab wyrywał,
związali go, one dziwa oglądali…
Marku ratuj się!
Rzeźb w opłatku swym graficznym,
niebo pełne kobiet ślicznych,
lecz się najpierw  uwolnij z kajdan,
potem do roboty hajda!

Opłatek z Ochotą do Pracy

Hiacynty  pachniutkie, koguty tłuściutkie,
prymule, cebule, co tulą się czule,
i czosnek się wdzięczy, i tłumek zajęcy
z chorągwią Baranek, kiełbaski rumiane
chciała świnka – teraz szynka,
chce baba z rzeżuchy, pies kłapouchy,
chce jajko golutkie i  jajo na  twardo,
a także pisanka, jajeczko wycinanka,
jajo sadzone, chce szklanką umęczone,
i razem z palemką, chce jajko na miękko,
po święceniu w Wielką Sobotę…
w twoim graficznym opłatku, mieć robotę!

Opłatek z Rzeczypospolitą

Powie smutkom żalom precz
w opłatku graficznym RZECZ
o Bogu, o Aniele, o Marii,
RZECZ o dziele,
o Narodzinach i o Męce,
z RZECZY
w twym opłatku serce.

Opłatek z Historią Polski

Umieściłem w opłatku graficznym Orlęta.
Wykrwawiły się dla Polski. Lwów to sprawa święta!
Wyrzeźbiłem w swym opłatku dzieci w czas Powstania.
Życie oddały Ojczyźnie , dla Jej zmartwychwstania.
Umieściłem w swym opłatku krew na Świętej Górze ,
pokazałem   Tybr skrwawiony. Z Lourd – Ratunku Różę.
Postawiłem  w swym opłatku prawych robotników
i zalane drzwi krwią chłopca. Usta Polski w krzyku!
umieściłem w swym opłatku polski ból, żałobę
i modlitwę Jana Pawła nad kapłana grobem
wyrzeźbiłem  trud stoczniowca, krew z „Wujka” górników
Solidarność umęczoną – która jest miłością!
Niech się święci! Niech zwycięży – ponad nieprawością! 

Opłatek którego lepiej nie rzeźbić.

Rzeźb w graficzną biel opłatka
pot strudzonych, wrzenie Śląska,
ożarowskie sny bez jutra,
beznadziejne nasze teraz,.
Solidarność legła w gruzach.
Miast medali liczne zera,
byle jakość, byle więcej,
nasze być, a nie umierać.
Lepiej nie rzeźb nigdy więcej
dzieci polskich w poniewierce,
bo w graficznym twym opłatku
pęknie z żalu polskie serce.

Opłatek ze  Świętym Janem Pawłem II

Gdzieś tam okrzyki Santo subito!
W opłatku Święty z raną odkrytą.
Wsparty na Krzyżu, win odpuszczenie…
Pan Bóg  i Człowiek  uświęca ziemię.

A na zakończenie wszyscy chórem zaśpiewaliśmy: Lulajże Jezuniu http://www.youtube.com/watch?,v=d9pw0t10MHc&feature=related , oraz Bóg się rodzi http://www.youtube.com/watch?v=9yPuI4ilKNY

Wierszy z opłatkiem było czytanych  więcej ale tyle udało mi się dla Państwa uzyskać od AUTORKI. A potem, wszyscy popijaliśmy herbatkę i jedliśmy ciasteczka, a niektórzy z nas uzupełnili swoją bibliotekę o zakup nowych pozycji Aldony Kraus. O spotkaniu z „Moją Siostrą Aldoną” w Aninie, o Jej wierszach z Opłatkiem w tle, o Przyjaźni Poetki z Markiem Sobacińskim

Opowiadała

Wasza Jadwiga

Życie jest pełne niespodzianek. Jedną z wielu jest nasza znajomość z Piotrem Wittem. W maju tego roku, z okazji 100-lecia Anina, braliśmy udział w akcji „Otwarte ogrody”. Otworzyliśmy bramy naszego ogrodu dla wszystkich chętnych, którzy zainteresowani byli ogrodem, wystawą znaczków olimpijskich, prezentacją zbiorów obrazków, miniatur, miedziorytów z naszej kolekcji badmintonowej oraz, co najważniejsze, pokazaliśmy dorobek genealogiczny, drzewo genealogiczne rodziny Szalewicz, a także Andrzej opowiadał o badaniach genetycznych używanych przy ustalaniu powinowactwa między poszczególnymi członkami rodzin o nazwisku Szalewicz. Wśród wielu gości, którzy tego dnia nas odwiedzili był Józef oraz Jego serdeczny przyjaciel mieszkający na stałe w Paryżu pan Piotr Witt (wpis z dnia 23 maja 2010). Jak się okazało Piotr jest zapalonym genealogiem i to Go połączyło z Andrzejem. Długie godziny spędzone na dyskusjach, sposobie dochodzenia do poszczególnych ustaleń wspólnych przodków zajęło im kilka ładnych godzin. Tu muszę także wspomnieć o pani Jolancie Karpińskiej- Warzecha, która bierze udział w podobnej akcji „Otwartych Ogrodów” w Józefowie, a tego dnia była naszym gościem. Pani Jola jest wielką miłośniczką Fryderyka Chopina i Konstancji Gładkowskiej. Piotr Witt, już  w tym czasie pracował nad ostatnią swoją książką o Fryderyku Chopinie i jego pobycie w Paryżu. W czasie długich rozmów przy szklaneczce wina państwo ustalili, że Piotr opowie o swoich odkryciach o Fryderyku Chopinie i jego aż nadto skromnej 15-miesięcznej egzystencji w Paryżu (od przyjazdu do momentu odniesienia sukcesu). Tak zrodził się pomysł występu Piotra podczas otwartych ogrodów u Pani Joli Karpińskiej-Warzecha, która zatytułowała swoje ogrody „Losy Fryderyka Chopina i Jego młodzieńczej miłości do panny Konstancji Gładkowskiej”. Piotr był jednym z występujących autorów – największym znawcą tematyki o Fryderyku Chopinie w Paryżu. Oczywiście w tym miejscu usłyszę, że jest wielu znamienitszych znawców tego tematu, gdyż Chopin jest naszym dobrem narodowym, najgenialniejszym z genialnych, ale ja nie bez podstaw tak twierdzę. Otóż Piotr wydał w roku 2005 znakomitą książkę „Hotel de Monaco” – Ambassade de Pologne (Flammarion, Paryż 2005). Cóż to takiego ten Hotel de Monaco? Ano to obecna Ambasada RP mieszcząca się we Francji, w Paryżu w Hotelu de Monaco, czyli Rezydencji Monaco. Ambasada RP w Paryżu to jeden z najpiękniejszych budynków w Paryżu. Znajduje się pod opieka Konserwatora Zabytków. Piotr napisał książkę monografię wspaniałą literacką francuszczyzną, bogato ilustrowaną kolorowymi fotografiami, zawierającą wiele anegdot. Po prostu wspaniałą i atrakcyjną, jakby można powiedzieć po francusku „toutes proportions garde” – przy zachowaniu wszelkich proporcji, gdyż książka urodzie Pałacu nie ustępuje. Kilka słów o Rezydencji Monako.

Rezydencja powstała w XVII wieku na polecenie córki markiza francuskiego i włoskiego Marie Catherine de Brignole-Sale, księżnej Monako, żony „Suwerennego Księcia Monako, Honoriusza III”, ale żyjącego z nim w separacji, co oczywiście było wielkim skandalem w Paryżu ówczesnych czasów.  Marie Catherine była bardzo bogata z domu, kazała wybudować tak piękną rezydencję, aby była ona swoistego rodzaju schronieniem, w którym zapomniałaby o swoich kłopotach i przejściach z mężem wielkim tyranem. Podczas rewolucji francuskiej Marie Catherine wyemigrowała do Genui, a jej piękna rezydencja przechodziła z rąk do rąk, przeżywając różne losy. Wtedy najwspanialszym okresem dla Pałacu Monako był ten, kiedy mieściła się w nim Ambasada Austrii od roku 1826, gdy dla tego wielkiego mocarstwa wynajęto właśnie „Hotel de Monaco”. Ambasador Austrii Hrabia Anton Apponyi, reprezentował jedną z najstarszych i najbogatszych rodzin węgierskich. Na salony państwa hrabiostwa Apponyi można było wejść tylko dzięki protekcji, znanych i możnych, czyli „przyjaciół” naszych „przyjaciół”. To wszystko i jeszcze więcej znajduje się w książce z roku 2005 Piotra Witta, natomiast w najnowszej „Przedpiekle sławy” rzecz o Chopinie. Piotr Witt rozprawia się z legendą dotyczącą najważniejszego dnia pobytu Fryderyka Chopina w Paryżu, a mianowicie ustalenia nowej daty koncertu pana Chopina, który zadecydował o rzuceniu elit Paryża na kolana i diametralnej odmianie biednego dotychczasowego życia Fryderyka Chopina. Otóż przygotowując książkę – monografię „Rezydencja Monako” Piotr Witt musiał przestudiować setki dokumentów na temat Pałacu, jego losów, właścicieli czy też gospodarzy. Podczas tej pracy, Piotr Witt, który jest historykiem, znalazł dokumenty stwierdzające ponad wszelka wątpliwość prawdziwą datę triumfu Fryderyka Chopina. A zatem:

Fryderyk Chopin przybył do Paryża w okresie Powstania Listopadowego 1830 roku. Z Warszawy, z której dochodzą wieści o pożarach, powstaniu, walkach wzniecanych przez generała I.Paskiewicza na przedmieściach Warszawy po to, aby ją zdobyć. W tym czasie w Paryżu Chopin daje kilka koncertów i pewne zainteresowanie wzbudza, ale nie można tego nazwać triumfem.  Otóż historycy uważali, że data triumfalnego koncertu oscyluje na dzień 25 lub 26 lutego 1832r. w Sali Pleyela ( producenta fortepianów). Oczywiście ten koncert się odbył, ale nie w Sali Pleyela, gdyż ta została wybudowana dopiero 6 lat po śmierci Chopina. Pomylono tu sale Pleyela z salonem Pleyela, w którym Chopin koncertował wzbudzając zainteresowanie, ale nie triumf. Nic bardziej błędnego. Pan Piotr Witt ustalił, że nie mogło tak być. Dlaczego zapytacie? Ano, dlatego, że w Paryżu rozszalała się epidemia cholery, co spowodowało, że wszystkie znamienite osoby, wszyscy bogaci ludzie opuścili Paryż. Teatry zostały zamknięte i sale koncertowe też. Chopin przeżywa depresję, chce wyjechać nie tylko z Paryża, ale i z Francji. Mieszka w Paryża w nieogrzewanej mansardzie na V piętrze bez windy – a to jest wysokość odpowiadająca dzisiejszemu 7-8 piętru. O ile do piętra czwartego wysokość schodów była prawie dzisiejsza to od tego właśnie wchodziło się na mansardy schodami „młynarza”, czyli bardzo wąskimi i stromymi. Wszyscy mu ówcześni zachwycali się widokami rozpościerającymi się z okien mansardy, jednak nikt schodami. Dodajmy, ze mansarda nie była ogrzewana i przebywanie w niej oprócz widoków nie było zachwycające. Znajdujący się w stanie depresyjnym Chopin spotyka całkiem przypadkiem na Wielkich Bulwarach Paryża księcia Walentyna Radziwiłła, którego zna z Polski, gdyż Książe opiekował się Rodziną Chopinów, a jego posiadłość z Pałacem w Nieborowie była niedaleko położona od Żelazowej Woli, gdzie mieszkali Chopinowie. Chopin opowiada o swojej nadzwyczaj trudnej sytuacji w Paryżu, a Książe Radziwiłł człowiek wielce praktyczny zabiera Go na koncert, na który się udaje. A tam? A tam jest cały Paryż, „Tout Paris” intelektualny, muzyczny z najzimniejszym audytorium z zimnych, najbardziej zblazowany i najbardziej wybredny z wybrednych. I tu Chopin gra i odnosi sukces, rzec można triumf. Paryż leży u Jego stóp. Mnożą się zaproszenia, prośby o lekcje, nota bene za godzinę lekcji dawanej Fryderyk dostaje 20 fr. w złocie, a dawał tych lekcji 5 – 7 godzin dziennie. Równowartość 100 franków w złocie to przy dzisiejszym przeliczeniu 5000 Euro. A więc triumf Chopina przekłada się na całkowitą odmianę Jego losu. „Tak narodził się Chopin, ten Polak, ten marzyciel natchniony, którego przysyła nam wygnanie” – tak pisała o tym wydarzeniu i Chopinie kronikarka życia towarzyskiego w Paryżu Madame de Girardin.

W jaki sposób Piotr Witt ustalił datę owego koncertu na dzień 30 grudnia 1832 roku? Po liście bez daty jednak zawierającym ważne wydarzenia i szczegóły, jaki Chopin napisał do Polski. List ten nie miał daty, stąd nie bardzo był brany pod uwagę przez innych badaczy. Dopiero Piotr Witt z zawartych w nim informacji ustalił, na podstawie tych faktów i wiadomości o śmierci księżnej de Yaudemont – głównej protektorce Chopina, która zmarła „niecały tydzień temu” a w wycinku gazetowym z dnia 6 stycznia znajduje się jej nekrolog, że koncert odbył się 30 grudnia 1832 r. i właśnie w Rezydencji Monako. W koncercie tym brali udział znany już w Paryżu Franz Liszt, Kalkbrenner i Fryderyk Chopin i tu właśnie pokonał on wielką konkurencję. „Jego kariera (Chopina) paryska, czyli jego kariera w ogóle, zaczęła się w przyszłej ambasadzie Polski we Francji…” napisał w swej książce Piotr Witt. Te i inne jeszcze wspaniałe historie znajdziemy w książce Piotra Witta „Przedpiekle sławy” Rzecz o Chopinie, która została wydana przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jeszcze „ciepły” egzemplarz podpisał dla nas Piotr Witt. Przytoczę tu jeszcze jedną ciekawostkę, a mianowicie to nie przypadek, ze Piotr Witt został „wybrany” do opisania tego wydarzenia znaczącego w życiu Chopina, a także dla nas Polaków, bowiem przyczyną była pewna depesza, która została zaszyfrowana i wysłana z ambasady polskiej w Paryżu do sztabu generalnego w Warszawie 24 sierpnia 1939 roku o następującej treści: „ toczą się intensywne rokowania niemiecko-sowieckie; początek akcji wojskowej przeciwko Polsce przewidziany na dzień 26-28 VIII 1939 r, 4.IX.1939 Przybycie Niemców nad starą granicę niemiecko-rosyjską”. Pewne źródło w depeszy nie pomyliło się za bardzo i 1 września 1939 r Niemcy wkroczyli do Polski. Tym pewnym źródłem, które zaszyfrowało i wysłało depesze z ambasady był Zygmunt Witt – ojciec Piotra Witta.

Sam Piotr Witt w wypowiedzi dla radia stwierdził, że: „Moja książka jest bukietem finalnym szeregu fajerwerków, które wystrzelono na cześć Fryderyka Chopina w ciągu ostatnich miesięcy roku 2010…” W „Sygnałach dnia” w wywiadzie Piotr zaznaczył, że życie Chopina we Francji dzieliło się na dwa etapy – pierwszy przed triumfem i drugi po triumfie. O ile drugi okres jest świetnie dokumentowany poprzez gazety, informacje o dawanych koncertach sukcesach, kompozycjach, o tyle 15-miesięczny okres przed triumfem jest czasem zupełnie nieznanym, bowiem biedni nie maja historii”.

I jeszcze jedna ciekawostka, o której napisał Piotr Witt w swojej książce a mianowicie o grze Fryderyka Chopina. Pianista grał na zupełnie innym fortepianie niż dzisiaj, grał na Pleyelu. Sposób gry na tym instrumencie wymuszał silne uderzenie, którego Chopin nie miał. Mógł dawać koncerty w salonach, gdyż wtedy jego wirtuozeria była słyszana, natomiast sposób i siła jego uderzenia zupełnie nie nadawały się na wielkie sale koncertowe, w jakich odbywały się koncerty Franza Liszta, który potrafił porwać struny podczas tylko jednego koncertu, tak silne miał uderzenie (wtedy nie było mikrofonów, nagłośnienia i słyszalność zależała właśnie od siły uderzenia w klawisze a tego właśnie brakowało naszemu Fryderykowi). O tych i innych ciekawostkach z życia Fryderyka Chopina, a także o epoce, w której żył Chopin, o Francji i Paryżu przeczytacie państwo w książce Piotra Witta, którego poznaliśmy osobiście podczas otwartych ogrodów w Aninie, w naszym domu. Co ma do tego Pani Jola Karpińska-Warzecha, ano to, że ona właśnie namówiła Piotra do spisania tej wielce interesującej historii, jak również pomogła przy realizacji wydania książki w Polsce? Powiedzcie, czy życiem nie rządzą przypadki? Czyż nie jest pełne niespodzianek?

O wieczorze autorskim poprowadzonym pięknie przez pana Macieja Marię Putowskiego (scenografa filmowego do filmów „Lalka”, „Ziemia Obiecana”, „Wesele” i innych) w Bibliotece Narodowej przy ul. Koszykowej 26/28 w Warszawie, o spotkaniu z panem Piotrem Wittem autorem książki „Przedpiekle sławy” Rzecz o Chopinie

Opowiadała

Wasza Jadwiga

W internecie znalazłam wywiad Piotra Witta jakiego udzielił w dniu 11.12 2010 r „Sygnałom dnia” w PR posłuchajcie wspaniałego gawędziarza człowieka o wielkiej wiedzy i kulturze:

http://www.polskieradio.pl/7/158/Artykul/281582,Zanim-poznal-sie-na-nim-swiat

Kioto , Kyoto,  czyli  miasto stołeczne – miasto w zachodniej części japońskiej wyspy Honsiu. Dawniej stolica Japonii i siedziba cesarza. Kioto jest częścią obszaru metropolitalnego Keihanshin, zamieszkiwanego przez ok. 18 mln osób. Miasto założono w widłach  rzek: Kamo i Katsura. Ze względu na wznoszące się wokół miasta góry, Kioto słynie z parnych letnich nocy, z całkowicie nieruchomym powietrzem.  Oto co znalazłam w sieci na temat Kioto „…Na przestrzeni wieków Kioto znacznie się rozrosło, wychodząc poza pierwotny prostokąt Heian-kyō, przede wszystkim na drugi brzeg rzeki Kamo. Kamo-gawa stała się dość rzadkim w Japonii przypadkiem rzeki ujętej bulwarem i nabrzeżnym parkiem, rzeki włączonej do przestrzeni miasta. Rozległy kompleks parkowy nowego pałacu, Kyōto Gyoen, prostokąt o bokach 1,3 km na 0,7 km, znajduje się dzisiaj na północnych krańcach śródmieścia. Zachodnim skrajem kompleksu biegnie główna południkowa ulica śródmieścia – Karasuma-dōri, która na jego południowym krańcu przebiega obok głównego dworca kolejowego. Najważniejszą przecznicą jest obecnie Shijō-dōri („Czwarta ulica”). Przy niej, w okolicach skrzyżowania z Kawara-machi grupują się najważniejsze sklepy i domy towarowe Kioto. Miejsce to, wraz z dzielnicą położoną za mostem Shijō-ōhashi po wschodniej stronie rzeki Kamo, jest również centrum życia nocnego. Główna dzielnica biurowa znajduje się w okolicach dworca na południu i w centrum miasta. Inna przecznica alei Karasuma – Sanjō-dōri („Trzecia ulica”) – tradycyjnie główna ulica śródmieścia, zachowała pierwotną szerokość i wiele elementów zabudowy z wcześniejszych okresów.  Znajduje się przy niej interesujące Muzeum Kultury Kioto.  Specyficznym miejscem są okolice chramu sintoistycznego Heian Jingū z 1895r. położonego na wschodnim brzegu rzeki, mającego przypominać Pałac Cesarski dawnego Kioto. Przekształciły się one w skupisko muzeów sztuki, wyróżniające się wielką skalą zabudowy. Po drugiej stronie miasta kompleks świątyni Myōshin-ji stanowi oryginalny konglomerat wielkich drewnianych budowli, otoczonych setką małych drewnianych domów…” Na terenie historycznych dzielnic, za nowszą zabudową głównych ulic, w głębi kwartałów zachowały się tysiące drewnianych domów, willi w ogrodach otoczonych murami, małych świątyń. Otaczające najstarszą część miasta obszary nie posiadają już regularnej siatki ulic. Kioto jest jednym z nielicznych japońskich miast, gdzie ulice mają swoje nazwy, ponieważ w Japonii ulic się nie nazywa. Kioto jest otoczone  z trzech stron górami,  Higashiyama, Kitayama i Nishiyama, o wysokości dochodzącej do 1000 m n.p.m. Na stokach wzgórz oraz u ich podnóży położonych jest wiele rezydencji i świątyń. Nazwą Kiyomizu-dera, którą zwiedzałam, określa się kompleks kilku drewnianych budowli we wschodnim Kioto, a szczególnie główną świątynię poświęconą bogini Kannon. Nazwa jest związana z wodospadem, który powstał na strumieniu wypływającym z zalesionych zboczy Higashiyama. Pierwszą świątynię w tym miejscu założył około 794 r. buddyjski mnich Enchin pod wpływem wizji, w której otrzymał polecenie odszukania źródła czystej wody. W  794 r. cesarz Kammu, przenosząc stolicę do nowej siedziby w Kioto, podarował budynek ze starą salą tronową głównemu generałowi Sakanoue no Tamuramaro,  jako nagrodę za służbę wojskową. Ponieważ generał był żarliwym wyznawcą Kannon, przekazał budynek Enchinowi, z przeznaczeniem na główną świątynię bogini. W roku 1629 pożar zniszczył zabudowania świątyni. Kiedyś świątynia należała do zabudowań pałacu, dlatego jej dach zamiast dachówek  pokryty jest drzewem cyprysowym. Interesującym szczegółem jest fakt, że świątynia zbudowana jest z drewna bez użycia gwoździ, o czym się sama przekonałam.  Obecnie kompleks jest główną świątynią buddyjskiej sekty Hossō-shū (dosł. przejawy zasad), jednej z najstarszych w Japonii, stworzonej  w 661 r. Główny budynek świątyni Kiyomizu słynie ze wspaniałej, rozległej werandy – butai (scena tańców) – wspartej na wielopoziomowej konstrukcji, wystającej ze zbocza stromego wzgórza i zapewniającej piękny widok na okolicę. W dawnych czasach ta weranda służyła również samobójcom, ale to było dawno temu.  Poniżej jest wodospad Otowa no taki, którego trzy strumienie wpadają do stawu. Woda wypływa z niego trzema strumieniami i można tylko napić się z jednego z nich, w zależności od tego, czy chcemy zapewnić sobie zdrowie, miłość czy urodę, (niektórzy przewodnicy mówią zdrowie, wiedzę czy długie życie). W Kioto jest ponad 1600 świątyń buddyjskich i około 400 świątyń shinto, między innymi Ryoan-ji, czyli Świątynia Uspokojonego Smoka z pięknym kamiennym ogrodem zen, w którym można medytować, Kinkaku-ji , czyli Świątynia Złotego Pawilonu. Do Kioto pojechałam na jeden jedyny dzień jaki mogłam dostać. Zabrałam sie z wycieczką amerykanskich turystów, i to był mój największy błąd. Co prawda wyboru nie miałam żadnego, bo wycieczka była organizowana dla gości  Hotelu Otaniemi, ale  moje hostessy wiedząc o moim marzeniu zobaczenia Kioto pomogły, tylko sobie wiadomymi sposobami, uczestniczyć w tej wycieczce razem z amerykanami. Przewodniczka mówiła po angielsku, i nawet ją rozumiałam, choć akcent leciał na ostatnie sylaby we wszystkich wyrazach, ale to uszło. Podczas naszej krótkiej podróży -tylko 80 km okazało się, ze pada deszcz, no trudno, Kioto jest warte padającego deszczu niech będzie. Przeżyję. Autostrada- o tym należy napisać. Autostrady to drogi dwupasmowe wybudowane są na wysokośći 10-12 metrów na betonowych podporach, jak nasze największe rozjazdy na skrzyżowaniach na przykład w Warszawie przy ul. Marsa z ul. Grochowską. Po dwa pasy w jedną stronę i dwa pasy w drugą, wszystko jest obrzeżone wysokim płotem wygłuszajacym hałas, więc widoku na prawo i lewo nie ma żadnego, może tylko miejscami z daleka. I tak przez całądrogę. Dojechaliśmy, nasz autokar udał sie zgodnie z planem do studia nagrań filmowych filmów Ninija. No świetnie, ale ja wcale tego nie chciałam oglądać, mając do wyboru świątynię Kiyomizu-dera, Złoty Pawilon, Pałac Cesarski, my do Niniji! Nie byłam zadowolona, wcale, tym bardziej, że spędziliśmy tam 3 godziny po nic, to wszystko można było oblecieć w godzinę. Nastepny punkt to lunch, bo zrobiła się 12.00 w południe, no to mogę wybaczyć, bo poszliśmy do restauracji japońskiej i dostaliśmy bento, koszyk z jedzeniem o którym pisałam w poprzednim wpisie na temat Osaki. Znowy stracilismy godzinę, i w końcu dotarliśmy do światyni Kiyomizu-dera. Tam nareszcie była uczta duchowa, piękno światyni opisywane w licznych przewodnikach jest niczym gdy widzi się wszystko bezpośrednio w realu. Nakręciłam kilka filmów, ale nie umiem ich tu wmontować, więc nie mogę pokazać, a szkoda. W Kioto kupiłam 4 kimona, nie takie jakie noszą gejsze, tylko takie więcej zmodernizowane z jedwabiu w kwiaty, dla córki niebieski, dla wnuczek czerwone no i dla siebie, później jeszcze dokupiłam kilka, więc yukata dostali prawie wszyscy (bawełniane kimona na lato). No i niestety zrobił się wieczór i trzeba było wracać. Chyba to jest jeden z powodów do odwiedzenia Kioto jeszcze raz , bo Złoty Pawilon, Pałac Cesarski, Ogród najpiekniejszy na świecie i kilka jeszcze innych wspaniałości zostało do obejrzenia, a ja zamiast tego oglądałam filmowego Nijnje.

Na szczytach wzgórz wokół Kioto, ulokowało się wiele klasztorów. Kioto jest uważane za kulturalne centrum Japonii. Przynajmniej do XVIII w. miasto promieniowało na cały kraj twórczością artystyczną, kształtowaną w kręgu dworu cesarskiego. Szczyt rozwoju Kioto przypada  na lata 1573-1603. Narodziły się wówczas nowe formy malarstwa (ścienne i parawanowe), reprezentowane przez indywidualności artystyczne. Mistrzem tworzenia ogrodów i sztuki picia herbaty był wówczas Kobori Enshu. W czasie II wojny światowej Kioto zostało oszczędzone, dlatego jest jednym z najlepiej zachowanych miast Japonii, gdzie na każdym kroku widzimy piękne pałace, ogrody czy też oryginalną architekturę. W rejonie Kioto znajduje się wiele z najsłynniejszych japońskich zabytków, między innymi: Kiyomizu-dera –  drewniana świątynia, o której już pisałam, Złoty Pawilon, Srebrny Pawilon, chram shinto ku czci rodziny cesarskiej zbudowany w 1895 r, Ryoan-ji ze słynnym skalnym ogrodem, Świątynia Shukoin, Pałac Cesarski, Cesarska Willa Katsura, Cesarska Willa Shugaku-in, najpiękniejszy ogród w stylu japońskim. ( informacje pochodzą z przewodnika  o Kioto). Ja chciałam jednak przejść do tego, co obiecałam, a więc do spotkania z Gejszą.

W Kioto jest pięć dzielnic gejsz: Hanamachi – „dzielnica kwiatów”), Gion Kobu,  Pontocho (wzdłuż Kiyamachi-dōri na zachodnim nabrzeżu rzeki Kama), Miyagawa-chō (za teatrem Minamiza), Kamishichiken (na wschód od chramu Kitano Tenman-gū), Gion Higashi. Słowo Gejsza (Geisha) składa się z wyrazów gei „sztuka” i sha „człowiek”. Tak więc chodzi tu o kogoś uprawiającego tradycyjne japońskie sztuki, innymi słowy – artystę. W Kioto używa się terminu geiko, co oznacza „kobietę zajmującą się sztuką”. Gejsze są mistrzyniami w sztuce konwersacji, tańca, śpiewu i gry na tradycyjnych instrumentach japońskich, głównie shamisen. Jest to trzystrunowy, szarpany instrument, wyglądem przypominający mandolinę. Jego boki są wykonane z drewna, natomiast spód i wierzch jest z kociej skóry. Rzadziej używane są bębenki zwane taiko, a także koto (trzynastostrunowy instrument szarpany podobny do cytry), a czasem i flety bambusowe (shakuhachi). Gejszom dobrze znane są kaligrafia, ikebana, origami czy też inne sztuki japońskie. Oto czego dowiedziałam się o gejszach i ich życiu. Moimi rozmówczyniami były dwie panie. Kandydatki na gejsze mają tylko pięć lat. W pierwszym okresie treningu zwanym shikomi, kandydatki są zwykłymi pomocnicami. Daje się im wiele trudnych zadań, aby wybrać te „najtwardsze”. Jeśli tylko kandydatka opanowała odpowiednie sztuki oraz zdała  końcowy egzamin z tańca, zostaje promowana do drugiego etapu treningu: minarai. W tym krótkim okresie, który trwa zazwyczaj miesiąc, kandydatki poznają wiele praktycznych zagadnień związanych z byciem gejszą. Następnie kandydatka kończąc zazwyczaj 16 lat przechodzi do ostatniego etapu treningu, gdzie zostaje Maiko (kobietą tańca). Etap ten w zależności od dzielnicy może trwać wiele lat. Zadaniem gejszy jest nauczyć Maiko wszystkiego, co sama potrafi. Gejsza będzie ją polecała w herbaciarniach oraz innych ważnych miejsc spotkań, pozna ją z odpowiednimi ludźmi.

Trzeba wiedzieć, że początkowo gejszami zostawali tylko mężczyźni, dopiero w późniejszych czasach dołączały do tego zawodu kobiety, dla odróżnienia zwane onna geisha czyli „kobieta gejsza”. Obecnie gejszami zostają wyłącznie kobiety. Gejsze, jak to się niektórym wydaje, nie były i nie są prostytutkami czy też zwykłymi kurtyzanami. Po drugiej wojnie światowej Amerykanie okupujący Japonię korzystali z usług prostytutek, które podawały się za gejsze stąd też wziął się wizerunek gejszy – prostytutki poza granicami Japonii. Prawdziwa gejsza nosi ciężkie kimono składające się z kilku warstw oraz pas zwany obi. Kimono waży około 20 kg zaś pas obi ma 7 metrów długości i należy go wiązać w bardzo specjalny sposób, tak aby pas z tyłu luźno zwisał (Maiko) a był precyzyjnie zawiązany u gejszy. Dlatego nie możemy ubrać się bez pomocy, do tego specjalnie uczesana fryzura. Maiko chodzą do fryzjera raz w tygodniu. Ponieważ mają swoje własne długie włosy czesane są w specjalny kok z odpowiednim przystrojeniem kwiatami, innymi dla każdego miesiąca. Uczesanie Maiko w odpowiedni kok jest pracochłonne i drogie, dlatego Maiko chodzą do fryzjera raz na tydzień. Po zostaniu gejszą włosy są obcinane i gejsze noszą tylko i wyłącznie peruki o wadze około 3 kg. Wyobraźcie sobie teraz jak Maiko śpi? Śpi się na specjalnej drewnianej podstawce tak, aby nie zrujnować fryzury, a więc aby przewrócić się podczas snu na bok należy się obudzić, przekręcić, i wtedy znowu możesz spokojnie zasnąć. Bardzo łatwe, no nie! Ubranie się w kimono jest skomplikowane i może zająć ponad godzinę i to z profesjonalną pomocą! (Świadczyć usługi seksualne i ubierać się w takie kimono po każdym kliencie…. to byłoby raczej męczące.) Maiko nosi okobo – klapki na 10-15cm koturnie (jeśli maiko jest zbyt wysoka, to ich  nie nosi). Inną cechą charakterystyczną gejsz jest makijaż, całkowicie biały z czerwonymi ustami oraz czarnymi i czerwonymi akcentami wokół oczu i brwi. Zrobienie takiego makijażu wymaga sporego doświadczenia i jest niezwykle czasochłonne. Makijaż gejszy zależy od jej wieku. Jak już powiedziałam nauka zawodu trwa wiele lat, Maiko mieszka u opiekunki, która z reguły sama była gejszą, a teraz będąc na emeryturze prowadzi szkołę dla gejsz. Tam Maiko jest uczona rozmowy, tańca, gry na shamisenie, bębenku, ceremonii parzenia herbaty, podawania sake, przestrzegania etykiety, układania kwiatów, tańca, śpiewu. W naukę Maiko inwestuje się bardzo duże pieniądze, wartość kimona to niebagatelna kwota około 30.000$, a przecież musi ona posiadać kilka kimon ze względu na porę roku, czy pogodę, ponadto nauka języków obcych, wiedza z zakresu sztuki. Aby zostać Maiko – nauka trwa tylko 10 lat, natomiast nauka Maiko, aby zostać Gejszą trwa 6 lat. Jest to ciężka i bardzo trudna praca, gdyż dziewczyna z reguły nie ma swojego prywatnego życia i jeżeli ma szczęście to może mieć 1- 2 dni w miesiącu wolne, wtedy może chodzić bez kimona, specjalnej fryzury, makijażu, wtedy przez te dwa dni może być normalna młodą dziewczyną. Podczas nauki Maiko ani specjalnie nie chwalimy ani nie potępiamy. Jeżeli w tym czasie Maiko zrezygnuje z nauki i odejdzie, czeka ją wyklęcie ze środowiska, bez prawa powrotu. Gdy w Kioto widzimy (bardzo rzadko to się zdarza) idąca Maiko to wiemy, że mamy przed sobą kobietę wartą około 80.000$.   Niezwykle ważna w stawaniu się gejszą jest inicjacja życia seksualnego zwana mizuage, czyli utrata dziewictwa. Opiekunka przyszłej gejszy, Okasan, szuka i wybiera odpowiedniego kandydata lub co jest teraz bardziej rozpowszechnione, a o czym się prawie nie mówi jest ogłoszony „przetarg” który z możnych, wysoko postawionych społecznie i politycznie mężczyzn da więcej. Wszystko zależy od Maiko, z jakiej szkoły pochodzi i z jakiej dzielnicy oraz jaką i gdzie u kogo pobierała naukę, u której z byłych gejsz. Z pozyskanych przez mnie informacji wynika, że najlepsza szkoła gejsz w Kioto jest usytuowana w dzielnicy Gion. Oczywiście w Tokio też istnieją znakomite szkoły gejsz, ale ja  o nich nie mogę napisać, gdyż tam nie byłam. Czy zauważyliście, ze Kioto jest anagramem Tokio? Przenosząc stolicę z Kioto w nowe miejsce zastanawiano się, jak ją nazwać i dlatego użyto anagramu Kio-to, To-kio.  W naszej kulturze gejsze kojarzone są z kobietami uległymi czy nawet bezwolnymi. Nic bardziej mylnego. Aby przeżyć w swojej społeczności, często musiały być bezwzględne wobec swoich adwersarzy, a swoją pozycję społeczną zdobywały ciężką pracą oraz poświęceniem.
Gejsze zamieszkują w domach zwanych okiya (w Tokio geishaya), a chadzają na przyjęcia głównie do tradycyjnych herbaciarni ochaya, czyli niewielkich domów z drewna, obowiązkowo z wyjściem na tradycyjny ogród w stylu japońskim. W opinii Japończyków, gejsze uchodziły za ideał pięknej kobiety. Dawniej, gejsze miały wielki wpływ na gospodarkę oraz politykę Japonii. W epoce Meiji mówiono, że ambitny urzędnik powinien mieć dwa cele w życiu: wziąć za żonę gejszę i zostać ministrem. Jednak nawet gejsze nie będące żonami urzędników posiadały ogromne wpływy. Odegrały również znaczącą rolę w kształtowaniu się kultury japońskiej. Japończycy ubóstwiają chodzić na festiwale tańca z udziałem gejsz. W Kioto, Wiosenne Festiwale z udziałem gejsz odbywają się regularnie od 1875 roku.
W XX wieku popularność na bycie gejszą znacznie spadła. Na początku XX wieku funkcjonowało ponad 80.000  gejsz, obecnie szacuje się, że liczba ta spadła poniżej 2 000, ja natomiast w rozmowach w Kioto usłyszałam, że prawdziwych gejsz jest około 200. Niemniej jednak w ciągu ostatnich kilku lat zauważa się wzrost zainteresowania zawodem gejszy wśród japońskich nastolatek. W tym roku, w Kioto, pierwszy raz od ponad 40 lat liczba kandydatek (maiko) do pozostania gejszą przekroczyła 100, 30 lat wcześniej było to mniej niż 30 dziewcząt. Według ekspertów jest to spowodowane tym, że Japończycy coraz bardziej cenią sobie kulturę i tradycję własnego kraju, ja jednak uważam, że posiadanie gejszy w rodzinie stanowi dla tej rodziny znakomite źródło dochodu. Każda gejsza musi być zarejestrowana w urzędzie rejestracyjnym kenban. Japońska gejsza nie ma odpowiednika w innych kulturach na świecie. Przygotowanie wieczorne do wyjścia rozpoczyna się około godziny 18.00. Już po około dwóch godzinach Maiko, lub Gejsza są gotowe i wychodzą do Herbaciarni. Nikt nigdy oficjalnie nie powiedział, ile kosztuje godzina usług Gejszy czy Maiko, ale cena kształtuje się na poziomie od 1000 do 2000 $ za godzinę, zależny to od Gejszy, jej wykształcenia, sposobu bycia, umiejętności śpiewu, urody, umiejętności zabawiania gościa rozmową, umiejętności odpowiedniego podawania sake, (a nawet jej picia czyli od silnej głowy), czyli od tego wszystkiego czego latami się uczyła. Im lepsza dzielnica, gdzie mieści się szkoła, im piękniejsza gejsza, w im piękniejsze kimono ubrana, tym cena wielokrotnie rośnie. Jednak Maiko nie otrzymuje pieniędzy bezpośrednio, te płacone są nauczycielce, natomiast gejsze… hm kto to wie, ja nie mogłam się zbyt dużo dowiedzieć na tematy finansowe gejsz. Niech to pozostanie jedną z wielu ich tajemnic.

O  Kioto , Maiko i Gejszach opowiadała

Wasza Jadwiga

Content Protected Using Blog Protector By: PcDrome.